• Nie Znaleziono Wyników

■ M_8. Warszawa, d. 24 Lutego 1889 r. Tom VIII.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "■ M_8. Warszawa, d. 24 Lutego 1889 r. Tom VIII."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M_8. Warszawa, d. 24 Lutego 1889 r. Tom V III.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."

W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata

i we w szystkich k sięg arn iach w k raju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P . D r. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek.

Uniw., mag.K. Deike, mag.S. Kramsztyk,Wł. Kwietniew­

ski, W. Leppert, J. Natanson i mag. A. ŚMsarski.

„W szechśw iat 11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nau k ą, n a następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 '/a

za sześć następnych razy kop. 6 , za dalsze kop. 5.

-A-dres IRećLa,i£C 3 rl: I^Zralso-wslsrle-^rzeca.inieście, 3 >Tr ©©.

. .?-*** r aW irthniipaiM

c A J

i, „SM.,*:

TAOOT1 1 On1

ł\O O V ,

HOO]

M apa po<a.róź;y ^rze-wa.lsłcieg'®.

(2)

W SZECH ŚW IA T. Nr 8.

PRACE IM M C IIIE PRIEW ALSM ,

W dniu 2 L isto p ad a ro k u zeszłego n au k a poniosła ciężką stra tę przez śm ierć znanego podróżnika M . P rze w alsk ieg o . O d k ry cia P rzew alskiego mają, niepospolite znaczenie dla gieografii wogóle, a w szczególności dla gieografii A zyi. D zięki jem u , podobnie ja k ongi S tanleyow i w A fryce, znaczna część białej p rz estrze n i n a k arcie A zyi zo­

stała zapełnioną, O becnie spróbujem y ro - zejrzyć się w m atery jale naukow ym zg ro ­ m adzonym p rzez zgasłego podróżnika.

P ierw sza podróż P rzew alskiego po d jęta przez niego została w krótce po ukończeniu wyższych szkół w ojskow ych, a więc w b a r ­ dzo m łodym w ieku i ze środkam i n ad e r ograniczonem i. P rzed m io tem tych p ie rw ­ szych jego badań b y ł kraj U ssu ry jsk i, in a ­ czej mówiąc, pobrzeże oceanu W ielk ieg o w zdłuż rzek i U ssuri, m iędzy 42 — 48° szer.

półn. W p raw d zie podróż ta m a jeszcze pew ne cechy dyletantyzm u, ale ju ż p rzeb i­

ja się w niej tu i ow dzie talen t spostrze­

gawczy przyszłego odkryw cy, u w ag i nad zw iedzanym krajem i je g o m ieszkańcam i odznaczają się trafn ością. G łów nie z a s łu ­ g u ją na zaznaczenie jeg o spostrzeżenia m e ­ teorologiczne. P odczas całej tćj p odróży P rzew alsk i, p ra w ie bez p rz erw y , robił sp o­

strzeżenia trz y razy na dzień i z ty ch poje- dyńczych obserw acyj p otrafił w ysnuć w nio­

ski n a tu ry ogólniej szój. Z nalazł on m ia­

now icie, że średnie te m p e ra tu ry w k ra ju U ssu ry jsk im p rzed staw iają się w sposób następujący: z im a — 13,2° R., wiosna + 3,7°R . lato + 1 5 ° R., jesień + 3 ° R. T e m p e ra tu ra średnia roczna w ynosi + 2 ,1 ° R. Z p o ró ­ w nania tych liczb z liczbam i m iejscowości położonych pod jed n ak o w ą szerokością gieograficzną w E u ro p ie w ynika, że tem p e­

ra tu r a zim y je s t tu taj znacznie niższa; tem ­ p e ra tu ra wiosny zbliża się do tem p eratu ry M itaw y i Pskow a, położonych o 8—9° w y- żój n a północ; tem p eratu ra lata je s t podo­

b n a do tem p eratu ry T am bow a (52° szer.

półn.), K urska(51°), Ż y to m ierza(50°), R ouen (49°); jesień ma o wiele niższą te m p e ra tu ­

rę, aniżeli odpow iednie miejscowości E u r o ­ p y i różnica ta dochodzi we wschodniej p o ­ łow ie naszego ląd u + 7 ,5 ° R. (w Sew asto­

polu pod 44°), a w zachodniej w iększą je s t niż + 9 ,5 ° R (w Nimes pod 43°). Izotei'm a roczna k ra ju U ssuryjskiego + 2 ,1 ° R. odpo­

w iada izoterm ie rocznej E u ro p y — f-2,1° R., k tó ra przechodzi ponad W azą, P etro za- wodzkiem , U fą i t. d. N ajniższą tem p era­

tu rę — 28,8° R. obserw ow ał P rzew alsk i dn ia 26 Stycznia 1868 roku przy ujściu rze­

ki D aubi-he, pod 45° szer. półn.; następnie w L u ty m tegoż roku n ad rzek ą S ungaczą m róz pew nego dn ia doszedł do —26,6° R.

W reszcie podczas całej zimy 1867—68 ro k u nie było ani jedn ćj odwilży. Podczas w io­

sny najw iększy m róz by ł dnia 16 M arca 1868 rok u nad rzeką Sungaczą (— 21,3° R.).

N aw et w K w ietn iu zimno dochodziło do

— 6° R.

N ic dziw nego, że w następstw ie ta k d łu ­ gotrw ałych i silnych m rozów lód na rze­

kach dochodzi grubości trzech stóp i po­

k ry w a rzek i przez ciąg pięciu mięsięcy.

Bliskość m orza odczuw ać się daje w o g ro ­ mnej ilości opadów atm osferycznych w le- cie. Deszcze p a d a ją tutaj tak obficie, że w yw ołują w ylew y rzek, zalanie wielu oko­

lic k ra ju i t. p. W szystko to, rozum ie się, nie bardzo sp rzy ja rozw ojow i rolnictw a.

U pały letnie dochodzą do + 2 4 ,4 ° R. w cie­

niu. Jesień zato je st może najpiękniejszą p orą ro k u w k ra ju U ssuryjskim : piękna pogoda i um iarkow ane ciepło tow arzyszą jej od początku do końca.

Z pow yższych faktów — długiej surowej zim y, późnój wiosny, pięknej jesieni i sk w ar­

nego la ta •— wnosi P rzew alski, że klim at D f k ra ju U ssuryjsk ieg o uw ażać należy raczej za lądow y niż m orski, jed y n ie chyba w ilgo­

tność lata może św iadczyć o bliskości m o­

rza. A dalój, rozw ażając przyczyny, które w yw ołały istnienie takiego w łaśnie klim atu w tym k ra ju , P rzew alsk i w rzędzie ich przedew szystkiem staw ia bliskość prąd u zim nego, płynącego w zdłuż w ybrzeża od północy przez cieśninę T ata rsk ą, oraz w p ły w panujących w iatrów . W zim ie w ie­

ją tu suche i zimne północnozachodnie i z a ­

chodnie w iatry z w nętrza lądu , a w lecie

m uson południow y m orski, k tó ry w y tw a ­

rza niezm ierną wilgotność lata. U jem ną

(3)

Nr 8. WSZECHŚWIAT. 115 też stroną k ra ju pod względem klim atycz­

nym , ja k pow iada P rze w alsk i, je s t obfitość bło t i lasów k tóre długo utrzym ują, w il­

goć i oziębiają g ru n t przez zatrzym yw anie śniegów na wiosnę.

Co się tyczy orografii k ra ju , to cała za­

sługa P rzew alskiego polega jedy nie na do- kładniejszem , niźli jego poprzednicy, zba­

daniu okolic jezio ra C hanki i przyległych rzeczułek. P od róż ta została opisana pod tytułem „P odróż po k ra ju U ssuryjskim w la­

tach 1867—69“.

P ierw sze te kroki m łodego podróżnika zw róciły nań uw agę rossyjskiego to w arzy­

stw a gieograficznego, k tóre w yjednało dla P rzew alskiego w części od siebie, w części od innych ciał naukow ych fundusze na cele podróżnicze. W ted y to P rzew alsk i rospo- czyna szereg podróży doniosłego znaczenia naukow ego po okolicach A zyi środkow ój, najm niój a częstokroć wcale przed nim n ie­

znanych. O gółem biorąc, P rzew alski do ­ k onał w A zyi środkowćj w okresie 1871 — 1885 ro k u czterech podróży, z których trzy pierw sze zostały przezeń opisane w n astę­

pujących dziełach idących w p o rz ąd k u chro­

nologicznym :

„M ongolija i kraj T an g u tó w “; podróż tę odbył on w r. 1871— 73.

„O d K u ld ży za T ian-S zan i nad jezioro L ob-noor“, podróż odbyta w r. 1876—78.

„O d Zajsanu przez Cham i do T ybetu i źródłow isk rzeki Ż ó łtó j“,— w r. 1879—81.

C zw arta, a zarazem o statnia podróż P r z e ­ w alskiego, odbyta w latach 1883—85, zda­

je się, dotąd nie została wydana, chociaż wyniki jój naukow e zostały ogłoszone w czasopismach specyjalnych. Zw ażając na to, że w iele rzeczy i miejscowości w tych podróżach pow tarza się, gdyż służą one niejako je d n a drugiój za uzupełnienie, nie będziem y śledzić p rzebiegu każdćj z nich oddzielnie, ale wskażem y tutaj tylko wy­

tyczne p u nkty i odkrycia, które zjednały P rzew alskiem u imię naukow e w E uropie.

i) O grom ne lasy k raju Uasuryjskiego, w znacz­

nej części dębowe, były daw niej system atycznie trzeb io n e przez poprzednich w łaścicieli k ra ju , c h iń ­ czyków, k tó rzy na ściętych pn iach dębów hodo­

w ali pewien gatunek grzyba, uw ażanego w ^Chi- nach za przysm ak.

Celem wszystkich podróży P rzew alskie­

go, nicią p rzew o d n ią,p rzew ijającą się w każ- d4j z nich, je st T y bet i chęć ujrzenia H las- sy, stolicy D alajlam y, głowy wyznania bud- dajskiego. Zle losy jed nak że prześladow a­

ły znakom itego podróżnika, bo żadna z jego podróży nie dosięgła H lassy. Za każdym razem ja k a ś niezw ałczona przeszkoda ta­

m owała m u drogę: w pierwszej podróży—

b rak środków m ateryjalnycli, w drugiój — ciężka choroba, w trzeciej i cz w ar tó j—opór sfanatyzow anych krajow ców . Bądźcobądź nau k a nietylko nie straciła, lecz naw et zy­

skała na tym uporze podróżnika, który, chcąc dopiąć swego zam iaru, kroczył za każdym praw ie razem przez coraz inne oko­

lice Azyi: raz od wschodu, to znow u od północo-zachodu lub od północy dążył on niezm ordow anie do celu swych marzeń.

P o d względem rzadkiój w ytrw ałości w dą­

żeniu do raz obranego celu, energii w p rz e­

zwyciężeniu przeszkód, czy to ze strony przyrody, czy człowieka, P rzew alski zasłu­

guje na najwyższe uznanie.

Dziw nego wrażenia doznaje się, czytając opis tych podróży. T e długie, całodzienne, po piędziesiąt przeszło w iorst m ające, m ar­

sze po pustyniach i stepach bezwodnych, albo w spinanie się podczas m rozów trzask a­

jących n a niedostępne wyżyny i góry, wobec rozrzedzonego górskiego pow ietrza, w w a­

ru nk ach klim atycznych najniedogodniej- szycb, m im ow oli budzą w nas podziw.

P ró cz tego rzadka um iejętność polityko Wa­

nia z krajow cam i i niecofanie się przed kro ­ kiem stanowczym w razie potrzeby, a na- dew szystko niezaniedbyw anie nigdy celów naukow ych w ypraw y, stanow ią p o rtre t mo­

ra ln y tego człowieka. Podczas n ajw ięk ­ szych słot i mrozów nie wypuszczał on z rę ­ ki busoli, k tóra mu służyła do w ytykania k ieru n k u przebytój drogi, przez cały czas podróży odbywał po parę razy n a dzień spostrzeżenia m eteorologiczne, z niem ałym trudem określał zapomocą baro m etru albo p u n k tu w rzenia wody wysokość gór, zap o­

mocą kątom iaru ogólnego znajdow ał p o ło ­ żenie gieograficzne miejscowości i t. d.

P ró cz tego należy pam iętać, że zajm ow ał się zbioram i botanicznem i, zoologicznemi i studyjam i etnograficznem i, n adto nam ię­

tnie oddaw ał się m yśliw stwu.

(4)

116 W SZEC H ŚW IA T. Nr 8.

Pierw szorzędną, zasługą gieograficzną tych podróży je st w ykrycie źródeł rzeki Ż ółtej, zwanój przez chińczyków H u a n -h e. Ź ró ­ dło wisko to znalazł P rze w alsk i na potężnej wyżynie, mającej 5400 m bezw zględnej w y ­ sokości i stanow iącej kraw ęd ź w schodniego Tybetu. N a niój rossiane je st mnóstwo j e ­ zior, z k tó ry ch H u a n -h e w yp ły w a i d la mnogości których m iejscowość ta o trzy m ała nazw ę „M orza gw iaździstego1* (35° szer.

półn., 115° dł. w. od F .). Podczas p o b y tu jeg o u źródeł rz ek i Ż ółtej, pomimo p o ry w iosennój, m rozy dochodziły do — 23° C i panow ały nieu stan n e zam ieci i h u ra g an y śnieżne.

Znalezienie źródeł innej w ielkiej rzek i A zyi w schodniej, Ian -tsy -tsia n u , albo B łę ­ k itnej, rów nież zaw dzięczam y P rzew alsk ie- mu. R zeka ta, w gó rnym sw ym biegu zw an a przez tubylców M ur-usu, w ypływ a z ogrom nego pasm a górskiego, a raczej w y ­ niesienia n a w yżynie T y b eta ń sk ie j, T a n ­ ia '). W ieczne śniegi tego olbrzym iego p a­

sm a (6000 m nad poz. m orza) zasilają wodą, rzekę M ur-usu. P o w yjściu z tych g ó r p ły n ie ona n ajp ierw na północ, później j e ­ dn ak opływ a w yżynę T a n -ła w k ie ru n k u północno-w schodnim ; po przy jęciu d o p ły ­ w u T o k to n aj-u łan -m u ren i, k ie ru je się n a ­ przód w p ro st na wschód, n astępn ie znow u p rzy b iera k ieru n ek północno-w schodni; po przy jęciu rzeki N apczytaj - ułan - m uren i zw raca się na południo-zachód, a dalej p ły ­ nie w p ro st w k ie ru n k u południow ym . T a część je j nazyw a się K in -cza-tsian i pod tem m ianem płynie przez m ało znany k ra j C h a ra —T angutów albo Syfaniów ; jeszcze niżój stanow i granicę m iędzy T ybetem i p ro- w incyją S y - c z u a n , poczem w k racza ju ż w gran ice C hin w łaściw ych, gdzie uzyskuje znaną w gieografii nazw ę rzeki B łęk itn ej albo Ian -tsy -tsian u . P od czas p ow rotu P r z e ­ w alskiego od źródeł rz e k i B łękitnej n a p a ­ dła nań łupieżcza z g ra ja tangutów , ale ze

') Z płaskowzgórza Tybetańskiego bierze począ­

tek wiele innych olbrzymich rzek, jak: Bramapu- tra, Irawaddi, Seluen i Kambodża. Kwestyja Bra- mapntry i rz. Saupo, zdaje się, dziś już jest ros- strzygniętą stanowczo na korzyść tożsamości obu tych rzek.

stra tą została o d p arta przez podróżnika i j e ­ go tow arzyszy.

N astępnem niezm iernej wagi odkryciem P rzew alsk ieg o je s t znalezienie je z io ra Lob- noor w 1876 roku. Jezio ro to, p rzed nim, znano tylk o z ciem nych opowieści chińczy­

ków, jak o też podań z czasów średniow iecz­

nej podróży M arka P olo po A zyi. P rz e ­ w alski podczas swojej d rug iej podróży, k tó ­ rej punktem w yjścia była K uldża, do tarł n ajp ierw do rz ek i T ary m , a stąd, idąc za je j biegiem , jak o pierw szy europejczyk sta­

n ął n ad brzegiem je z io ra Lob-noor. W te ­ dy i podczas ostatniej swojej podróży p rz e ­ k o n ał się on, w brew daw niejszym d o niesie­

niom, że jezioro to posiada wodę słodką, a zarazem je s t tylk o najw iększem z k ilku jezio r, obok siebie leżących, w któ ry ch się kończy rzek a T arym . M iejscowość to b ło ­ tnista i leży o dw a stopnie dalój ku p o łu ­ dniowi, aniżeli podaw ały m apy chińskie;

nadto je z io ra te położone są w znacznem zagłębieniu (800 m). R zeka T arym , którą P rz e w a lsk i m iał sposobność n a znacznój p rz estrze n i zbadać, okazała się spław ną;

ostatnia ta okoliczność z czasem może n ie­

mało w płynąć n a ożyw ienie ru ch u h an d lo ­ wego w tych stro nach.

N a południow ym b rzegu L ob nooru P rz e ­ w alski u jrz a ł śnieżne szczyty n iebo ty czne­

go pasm a górskiego, k tó re ciągnęło się w k ieru n k u rów noleżnikow ym z zachodu n a wschód. W ysokość jego bezw zględną P rz e w a lsk i ocenia n a 4 0 0 0 m. O dkrycie ta k znacznego pasm a, k tó re P rzew alsk i, zgodnie z nazw ą m iejscową, nazyw a A łtyn- tag, ma ogrom ne znaczenie gieograficzne.

D opiero tera z bowiem zaznaczony został zw iązek m iędzy K uen-lunem i N an-szanem i tera z określone zostało ściśle położenie północnój kraw ęd zi wyżyny T yb etań skiej.

W łaściw ie mówiąc K u en -lu n ogranicza tę w yżynę ty lk o od zachodu, podczas gdy A łty n -tag od północy. P o w stał więc na m apach je d e n ciągły potężny m ur górski, sięgający z jedn ój stro n y do źródłow isk rz e­

ki H u an -h e, z drugiej — do system atu P a ­ m ir. M u r ten stanow i gran icę m iędzy p u ­ sty n ią M ongolską a w yżyną T ybetu. „Ni­

gdzie więcej na ziem i, mówi P rzew alsk i, nie^można na ta k w ielkiej przestrzeni spot­

k ać większej odrębności pom iędzy dwoma

(5)

Nr 8. W SZECHŚW IAT. 1 1 7

tak blisko łeżącemi krajam i. G órski grzbiet niekiedy zwęża się do szerokości k ilk u mil, atoli po obu jeg o stronach leżą okolice cał­

kiem odm ienne zarów no pod względem gieológicznym , ja k topograficznym , różnią­

ce się wysokości!}, nad poziomem morza i klim atem , florą i fauną, wreszcie pocho­

dzeniem i historycznem i losami ludów je zam ieszkujących".

Na p ołudniku oazy Sa-dżen, pomiędzy Nan-szanem i A łtyn-tagiem , na osi górskićj Nan-szan zalega w yniosły g rzb iet górski, 0 wiecznie śnieżnych szczytach, przeszło sto w iorst długi, w k ieru n k u Z -P łn -Z ku W -P łd -W . Do wschodnićj kraw ędzi tego grzbietu p rz y ty k a praw ie pod kątem p ro ­ stym inne wysokie pasmo w k ieru n k u P łd - P łd-Z . K orzy stając z praw a pierw szego europejskiego odkryw cy w spom nianych gór, P rzew alski pierw sze z nich ochrzcił m ia­

nem gór H um boldta, a drugie — R ittera '), na cześć sław nych gieografów niem ieckich, któ rzy ta k wiele zrobili dla gieografii Azyi środkow ćj. P ojedyncze szczyty gór H u m ­ boldta, p odług P rzew alskiego sięgają wyżćj 6 000 m nad poz. m. 2). G óry te posiadają lodowce, zaczynające się ju ż na wysokości 4800 m n. p. m. C h a ra k te r tych gór je st

więc alpejski.

Dalszym ja k b y ciągiem gór H um boldta je st w łaściw y N an-szan, trochę od tam tych gór niższy, ale bądźcobądź wynoszący się p onad lin iją śnieżną. N iektórzy uważają n aw et oba te pasm a za jedno. O tóż Nan- szan, w tem ostatniem znaczeniu, możemy podzielić wogóle na dw ie w yraźnie zazna­

czone części: w schodnią i zachodnią. Za­

chodnia je s t n ad e r uboga w opady atm osfe­

ryczne z powodu, że tu mogą dochodzić ty l­

ko Z -P łd-zachodnie w iatry z T ybetu, k tó ­ rych właściwością je s t nadzw yczajna su ­ chość. W schodnia część N an-szanu jest bar- dzićj w ilgotna, gdyż dolatu ją tu ożywcze w ilgotne pow iew y musonów chińskich.

O dpow iednio do tego ustosunkow ała się 1 roślinność gór: podczas, gdy wschodnia część gór posiada b ujne lasy i roślinność,

’) Wątpliwą jest rzeczą, czy nazwy te utrzyma­

ją si§ w gieografii.

■■!) Góry te obfitują w złoto, które eksploatują chińczycy.

zachodnia uderza swą jałowością. To samo można powiedzieć i o faunie górskićj obu części. „Zam iast cienistych lasów, arom a­

tycznych polanek i kryształow ych strum y­

ków, szem rzących pośród gąszczu leśnego, zamiast nieustannego śpiew u ptasząt w gó­

rach wschodnich, tutaj (na zachodzie) u j­

rzeliśm y dzikie nastroszone skały, nagie gliniaste stoki gór i szare doliny bez życia.

Oko nie miało żadnśj rozryw ki, do uszu żaden szm ernie dochodził... Grobow e m ilcze­

nie okolicy p rzeryw ał tylko jed nostajny ło­

skot potoków górskich, czasami krakanie w rony lub świst św istaka (A rctom ys sp.)...“

N iem ałą zasługą Przew alskiego je st po­

danie dokładnego opisu słonego jeziora K uku -no or i naszkicow anie jego konturu.

P oraź pierw szy stan ął P rzew alski nad jego brzegam i w roku 1872. Zachw ycał się on w tedy piękną szafirową barw ą wody, która przecudnie odbijała od śnieżnój białości tła otaczających gór (było to w P aździerniku).

P o d łu g P rzew alskiego wysokość jeziora tego, określona barom etrycznie, wynosi 3315 m nad poz. morza, podczas gdy K re i- tn er, uczestnik w w ypraw ie h r. Seczeny, ocenia ją na 3 333 m nad poz. m orza. K u ku - noor, pow iada P rzew alsk i, ma k ształt g ru ­ szki, zwróconej tępym końcem ku północo- zachodowi, a zwężonćj w k ierun ku połu­

dniowo-wschodnim . D ługość jego w tym k ieru n k u wynosi 100 wiorst, a najw iększa szerokość 59 wiorst; obwód, gdy przetniem y cięciwami wszystkie zatoki i półwyspy, w y­

nosi 250 wiorst. K uku-noor posiada pięć wysepek. Głębokość w ydaje się niew ielką.

Sądząc z w arstw osadowych po brzegach, jezioro to niegdyś m usiało być o wiele o b ­ szerniejsze, zapewne słoność m usiała się w tym stosunku powiększyć. P rze z swe położenie zam knięte i wyniesiono jezioro K uku -no or najzupełniej zasługuje na n a­

zwę alpejskiego. P rzy jm u je ono dw ie ty l­

ko niew ielkie rzeczki. K lim at brzegów j e ­ ziora i otaczających go stepów odznacza się brakiem wilgoci, chociaż niekied y w lecie padają tu deszcze; zim a je s t bardzo su­

rowa.

Od północy i północo-w schodu szafirowe jezioro okalają g óry N an-szan; zaś na połu­

dniowym brzegu ciągną się góry, którym

P rzew alski d ał nazw ę K uk un oo rskich . Je st

(6)

118

to długie pasmo rów nolegle do N an-szanu;

zafczyna się ono w północnym C ajdam ie, na w schodnim brzegu je z io ra C ajdam in -n o o r i cokolw iek na południe od g ó r R ittte ra ; kończy się, biegnąc wciąż w k ie ru n k u wschodnim , aż n a lew ym brzegu rzek i H u an-he. Pasm o to nigdzie nie dosięga linii wiecznych śniegów.

D o lin a C ajdam u, albo p o p ro stu Caj dam , je stto obszerny k ra j, leżący na pochyłości północnej kraw ędzi T y b etu , zaraz n a za­

chód od jezio ra K u k u -n o o r. O d p o łu d n ia jeszcze w yraźniejszą g ra n ic ę stanow ią różne pasm a, należące do K u e n -lu n u i zakończone na wschodzie potężnym w ałem , noszącym nazw ę gór B u rch u n B udda. D o lin a C a jd a ­ mu, posiadająca ogólną wysokość 2 600 m n ad poz. m orza, ciągnie się na p rz estrze n i 800 w iorst, nie dochodzi w szelako do L ob- nooru. Sądząc z licznych je z io r słonych oraz m o kradeł trzc in ą zarosłych, k tó re p o ­ k ry w a ją część po łu d n io w ą tój p rzestrze n i, bezw ątpienia m ożna ją uw ażać za dno by­

łego obszernego je z io ra słonego; północna część tego k ra ju je st bardziej w yniesiona, a n aw et tu i owdzie pofałdow ana w liczne pagórki. G óry B u rch u n -B u d d a , o k tó ry ch była w zm ianka, stanow iące południow o- w schodnią g ra n ic ę C ajdam u, leżą ju ż na północno-w schodnim b rzeg u w yżyny T y b e ­ tań skiej. Jestto łańcuch w ysoki n a 4 2 5 0 — 4 600 m n ad poz. m orza, wszelako niedo- chodzący linii śnieżnej; najw yższy szczyt, określony przez P rzew alskiego, wznosi się do 5000 m bezw zględnej wysokości. W i­

dziane od strony w yżyny, dla w ielkiej bez­

w zględnej wysokości tej o statn iej, w ydają się łańcuchem n iezb y t w ysokich pagórków . C echą ogólną tych g ó r je st zu p e łn a ja ło - wość, b ra k roślinności i zw ierząt. S toki gór sk ład ają się tu taj z gliny, w ietrzejących skał, łupków g lin iasty ch , krzem iennych, sy jen itu i porfiru syjenitow ego. S tro n a po­

łudniow a ty ch gór je s t bardziej u ro d zajn ą i n a niej gdzieniegdzie m ożna napotkać strum y ki. T ra w a w ta k ic h m iejscach byw a zupełnie zjedzona p rzez zw ierzęta i bydło m ongołów , k tóre się tu pasie latem , u n ik a­

ją c niezliczonych ow adów chm aram i uno ­ szących się w tedy n ad bagnam i C ajdam u.

Na p ołu dn ie od gór B u rch u n - B udda P rzew alsk i n a p o tk a ł rów noległe do nich

pasmo, góry Szuga. W ysokość ich, zdaje się, nie ustępuje tam tym . O d gór B urchun- B ud da różnią się góry Szuga tem, że posia­

d ają k ilk a śnieżnych w ierzchołków i formy ich nie odznaczają się ta k ą dzikością. Z re ­ sztą są one tak samo ja k tam te jało w e i po­

zbaw ione roślinności. W zd łuż po łudnio­

wej pochyłości gór S zuga płynie duża rz e ­ ka tejże nazw y w obszernej dolinie, która, pod względem ilości traw i roślin łąkow ych zajm uje może pierw sze m iejsce w całym T ybecie północnym . S tąd też pochodzi niezm ierna obfitość wszelkiego zw ierza w dolinie S zuga i polow anie w tój okolicy, dla niezm iernej łatw ości zabicia zw ierzyny, traci w szelki u ro k i w krótce nudzi najza­

ciętszego m yśliw ca. J u ż w tych stronach, mówi P rzew alsk i, m ożna było poznać, że się stąpa po najw yższem płaskow zgórzu na ku li ziem skiej. „O grom na wysokość m iej­

scowości daw ała się uczuw ać w u tru d n io ­ nym oddechu, przyspieszonem biciu serca, prędk iem zm ęczeniu podczas chodu, zaw ro­

tach głow y i ogólnem osłabieniu l). R o­

zum ie się, w szystkie te p rz y k re objaw y zła­

godziły się później, gdy przyzw yczailiśm y się do now ych w arunków życia”.

(dok. nast.).

S tefa n Stetkiewicz.

N r 8 .

(Dokończenie).

W chw ili przybycia D om eyki do S an t Jag o (1846 r.) k a te d ra chemii w uniw ersytecie zajęta b y ła przez profesora L eona C ro snier.

R odakow i więc naszem u zlecono zbadanie chem iczne wód m iejskich i okolicznych.

D opełnione przez niego rozbiory w y kazały, że w oda studzień stołecznych w iele pozosta­

w ia do życzenia, a naw et szkodliw ą je s t dla

') Nietylko ludziom, ale i zwierzętom deje się we znaki wznoszenie na wyżynę: czasami wielbłą­

dy padają bez życia, podobny wypadek miał Prze­

walski przy przechodzeniu gór Burchun-Budda.

W SZEC H ŚW IA T.

(7)

Nr 8. W SZECHŚWIAT. 119 zdrowia. P ożądaną więc rzeczą, było spro­

wadzenie n a użytek mieszkańców wody źró­

dlanej z zam iejskiej dalszej okolicy i w tym celu D om eyko opracow ał p ro je k t wodocią­

gu, któ ry po latach ośmiu zbudow any zo­

stał. W roku następnym (1847) mianowano Dom eykę członkiem rad y uniw ersytetu, a niebaw em i profesorem na katedrze che­

mii i m ineralogii po ustąpieniu z niój do­

tychczasow ego posiadacza.

Nauczycielską działalność swą w uniw er­

sytecie rospoczął Dom eyko szeregiem w y­

kładów , stanowiących wstęp do um iejętności przyrodniczych, ogłoszonych współcześnie drukiem . Obrazowość w ykładu obok jego prostoty i przystępności zjed n ały odrazu nowemu profesorow i um ysły i serca s łu ­ chaczów, co się odbiło pochw alnem echem w miejscowych czasopismach. W tymże ro­

ku w ystąpił on w dzienniku A raucano z ważnym m em oryjałem o potrzebie ujedno­

stajnienia m iar i wag, z w yjaśnieniem zasad system atu m etrycznego i zalet jego. W y n i­

kiem tej pracy było zaprow adzenie naty ch ­ miastowe w rzeczypospolitój układu dzie­

siętnego. W ro k zaś potem (1848) wydał

„Zasady fizyki i m eteorologii.”

T ru d n o zapraw dę śledzić ro k po roku niezm ordow aną czynność D om eyki przez długoletni okres pracy jeg o w S ant Jago obok zw ykłych obowiązków nauczycielskich podejm ow anej. I dla tego musimy działal­

ność tę zgrupow ać w pew ne działy poje- dyńcze.

B adania wód krajow ych, tak słodkich ja k i m ineralnych, rospoczęte za przybyciem do stolicy, zajm ow ały skrzętnego an alityka przez wiele lat następnych; a rezu ltaty ich pomieszczane były w R ocznikach U n iw er­

sytetu. T a k spraw ozdanie o wodach słod­

kich w S an t Jag o i jeg o okolicach, ogłosił Dom eyko w r. 1847 i 1857; w N ubie (1868);

o źródłach m ineralnych w Dona A n a (1846), w Colima (1848), w M ondaca i Chillan (1849), w S u r (1850), w T ra p a tra p a (1858), w T in g u irica (1862) i w A poquindo (1866).

D zielny przyrodnik rozum iał doskonale ważność m eteorologii i znaczenie jój w sp ra­

wie gospodarstw a krajow ego. O d chw ili więc przybycia swego do Cocjuimbo p ro w a­

d ził ju ż system atyczne spostrzeżenia meteo­

rologiczne, przem aw iając następnie za nie­

zbędnością ich na całym obszarze rzeczypo- spolitej, założyłstacyją meteorologiczną przy uniw ersytecie, a w corocznych swoich po­

dróżach po rozm aitych prow incyjach zbierał skrzętnie wszelkie dane przedm iotu tego dotyczące. W R ocznikach uniw ersyteckich z 1851 roku, zamieścił rospraw ę swoje 0 klim acie Sant Jago , w dziesięć la t później zestawił w tem że piśmie obserwacyje m eteo­

rologiczne zebrane na całem w ydłużonem tery to ry ju m krajow em , od pustyni A tacam a na północy, do cieśniny M agelańskiój na południu, a w 1868 r. podał w oddzielnej broszurze instru kcy ją robienia obserwacyj.

Z ich zestaw ienia sp raw dził prawidłow ość wiatrów dziennych w k raju, które tam stale w ciągu dnia wieją od zachodu lub połu- dnio-zachodu do godziny siódmej wieczo­

rem. W nocy panuje cisza, a o brzasku po-‘

jaw iający się w iatr wschodni i trw ający do ósmój rano, ze szczytu śnieżnych Andów chłodzi ro3paloną dziennym skw arnym p o ­ wiewem ziemię. Po parogodzinnej ciszy pow tórnój, w ystępuje znow u ów w iatr za­

chodni, w zm agający się do drugiej po po łu ­ dniu, by następnie słabnąć ku wieczorowi.

W ciągu całego długoletniego pobytu swojego w Chili, Dom eyko zajm ow ał się stale rozbiorem wszelkich, niewiele do p rzy­

bycia jego znanych m inerałów i ru d k ra jo ­ wych, bądź zebranych przez siebie samego w ciągu licznych wycieczek naukow ych, bądź dostarczanych przez interesow anych w tym względzie właścicieli kopalń. Śmiało powiedzieć można, że ani jed en z rodzi­

mych produktów m ineralnych k ra ju nie uszedł przed bacznem i biegłem analitycz- nem jego okiem. To też w ykrył on i w pro­

w adził do nauki wiele nowych gatunków 1 odmian m inerałów kordylijerskich, które pomieścił w trzech wydaniach swojej „M i­

neralogii” (Coquimbo, 1854, S ant Jag o 1860,

tam że 1879), obejm ującej głów nie m inerały

C hili, Boliw ii, P eru i A rgentyn y, a także

w sześciu do niej dodatkach (1860, 1867,

1871 (dw a), 1875, 1878), oraz trzech in ­

nych do trzeciego w ydania M ineralogii

(1881, 1883, 1884). O ważniejszych o d k ry ­

ciach swoich przesyłał też wiadomości do

A nnales des mines p ary skich i do Neues

Jah rbu ch fur m in eralo gieL eo nh ard a i Bron-

na. Prześledzenie i w ykazanie tych jeg o

(8)

1 2 0 W SZECH ŚW IA T. Nr 8.

ro b ó t w dziedzinie fizyjografii m in eralo ­ gicznej, wymaga dłuższego zajęcia i d la tego treściw e o nieb w naszem piśm ie s p ra ­ w ozdanie podam y później nieco.

Samo się przez się rozum ie, że obok m i­

neralogicznych i gieologiczne rów nież bada­

nia k ra ju były pierw szorzędnem zadaniem Dom eyki. W ięc sp raw ozdania z fe ry jn y ch w ycieczek swoich,

av

któ ry ch stu d y jo w ał budow ę gieologiczną C hili i górskich jego łańcuchów podaw ał uczonem u św iatu w licz­

n ych a rty k u ła c h ogłoszonych w A nnales des m ines z 1846 i 1848 ro k u , w L iiddego:

Z eitsch rift fu r E rd k u n d e (1847 — 1848), w F rio rie p a N otizen (1848), w Neues J a h r - buch fu r M ineralogie L eo n h a rd a i B ro n n a (1850), wreszcie w roczn ik ach u n iw ersy tetu sw ego (1861). Z w ażniejszych dla nauki faktów , w y k ry ty c h przez D om eykę, je s t w ykazanie istn ie n ia form acyi ju ra jsk ie j w K o rd y lije ra c h , nie dostrzeżonej tam przez daw niejszych badaczów , a stw ierdzonej na podstaw ie skam ieniałości, p rz esłan y ch do P a ry ż a i uznanych p rzez tam tejszy ch pale- onto lo gów za niew ątpliw ie ju ra jsk ie , co spo­

w odow ało ich do n azw ania jed n eg o właśnie z w ielkich ju ra js k ic h am onitów , dotąd nieznanego, n a cześć odkryw cy: A m m onites D om eykianus. D ru g im , niem niej w ażnym faktem było zb adanie pokładów trzecio rzę­

dow ych, stanow iących chilijskie w ybrzeża, oraz w ykazanie, że w ybrzeża te uleg ały n ie­

jed n o k ro tn e m u pow olnem u podnoszeniu i obniżaniu. O bszerna p ra c a w tym p rz e d ­ miocie p. t. M em oire su r le te rra in tertiai- re et les lignes d ’ancien niveau de 1’O cean du S u d au x environs de C oąuim bo, u k aza­

ła się w A nnales des mines w 1848 r., a po h iszpańsku w P rze g lą d zie naukow ym i lite ­ rackim S ant Ja g o (1857) i w R ocznikach uni­

w ersytetu (1861).

W ulk anizm , ta k potężną odgryw ający ro ­ lę w K o rd y lijera ch połudn io w o -am ery k ań ­ sk ich , nie m ógł rów nież nie zw rócić n a sie­

bie bacznój uw agi zam iłow anego i niezm or­

dow anego gieologa. W ięc niezw ażając na tru d y i niebespieczeństw a, połączone z w y­

praw am i w dzikie górsk ie okolice, zaw alo­

ne odw iecznem i głazam i i niep rzeb ytem i gąszczami dziew iczych zarośli p o k ry te, prze­

d a rł się pierw szy do k ra te ró w szczytow ych niezw iedzonych d o tąd w ulkanów : A ntuco

(2 735 m etrów) i C hillan (2879 m etrów) w prow incyi Concepcion, kiedy indziej zno­

w u w szedł w A ra u k an ii na szczyt w ulkanu Lonquim oi (2 952 m etr.), na w ierzchołek O sorno (2257 m etr.) i C albuco (1691 m etr.) w bardziej jeszcze k u południow i posunię­

tej prow incyi L lan q u ih u e. O pisanie szcze­

gółowe w ulk anu A n tuco zam ieścił w A nna- les des mines z 1849 r. P rz y zw iedzaniu w ulkanów nie uszły rów nież baczności jeg o i siarko wice (solfatary), te m ianow icie, któ­

re pow stały za czasów jego pobytu w Chili.

W ięc opis podobnej siarkow icy pow stałej w l8 4 7 r. na górze C erro A z u l w K o rd y lije- rze T alca, znajdujem y w roczniku m in era­

logicznym L eo n h a rd a i B ro nn a z 1852 r., a o bocznych siarkow icach w ulkanów leżą­

cych w południow ym łańcuchu A ndów ch i­

lijskich w A nnales des m ines z 1876 r.

K ra j, w k tórym ziom ek nasz ta k długie spędził lata, słyn ny je s t z trzęsień ziem i, często się w nim w ydarzających. O pis t a ­ kiego trzęsienia w dniu 20 M arca 1861 r.

po jed n ej i drug iej stronie K o rdy lijeró w chilijskich w ydarzonego, opracow any przez D om eykę, znajdziem y w Com ptes rendus A kadem ii paryskiej z tegoż roku; opis zaś innego, gw ałtow niejszego jeszcze, którem u i n iezw yk łe w zburzenie m orza tow arzyszy­

ło, sk reślił on w oddzielnej broszurze, w y ­ danej w tym że ro k u w S an t Jago.

G órnictw o k rajow e, którem u ta k wielkie ju ż podczas po bytu swego w Coąuim bo przyniósł D om eyko korzyści, nie przestało być i w S an t Jag o przedm iotem jeg o tro sk li­

wości. N a k ró tk i czas przed przybyciem jeg o do C hili przypadkow o odkryto rudę sre b rn ą w C hanarcillo, miejscowości gór­

skiej, leżącej o dziesięć mniej więcej mil naszych n a południe od m iasta Copiapo.

Z od krycia owego niewiele sobie z początku robiono. A le kiedy w la t kilkanaście pó ­ źniej, o dk ry to tam nowe jeszcze cennego kruszcu pokłady, w tedy wezwano ju ż sły n ­ nego w g ó rn ictw ie krajow em naszego ro d a­

ka, dla zbadania n a m iejscu rodzim ego bo­

gactw a. P ospieszył on tam natychm iast, a w śród pokładów ju ra jsk ic h w ykrył m nó­

stw o żył srebi-onośnych, złożonych oprócz

innych zw iązków sreb ra, przew ażnie z em-

bo litu (chlorobrom ku srebra), zb ad ał je

stara n n ie i zap ro jek to w ał odpow iednią eks-

(9)

Nr 8 ._____________________________________ w s z e c h ś w i a t . 121

ploatacyją. Dziś kopalnie te z dw u głó­

wnych żył, C olorada i D escubridora, na dw ie w iorsty długich, daj:} rocznie około czterech m ilijonów kilogr. ru d y srebrnej.

Rozum istotnego męża stanu, jakiego n ie ­ w ątpliw e dowody złożył Dom eyko, j a k w i­

dzieliśm y wyżój, w swojej „A rau k an ii,”

odbił się rów nież w memoryj ale jego: „O ko- lonizacyi w C h ili”, przedstaw ionym miejsco­

w em u rządow i w 1850 r. P rzeb ieg ając w ciągłych wycieczkach swoich wszystkie okolice k ra ju , m iał on sposobność naocznego spraw dzenia wszelkich wad dotychczasowych ustaw kolonizacyjnych, a w ykazując braki ich w m em oryj ale owym, podaw ał rządow i sposoby zaradzenia złemu. Szczególny zaś k ła d ł nacisk n a tę okoliczność, że w d o ­ brze pojm ow anej i użytecznej kolonizacyi chodzić pow inno nietyle o ilość, ile raczej 0 jakość kolonistów , bo uczciwość jedynie przybyszów , ich zam iłow anie w pracy, oszczędność i chętne stosowanie się do zw y­

czajów i obyczajów miejscowej ludności, mogą w ytw orzyć pożądanych z nich obywa­

teli. R ad ził też w ykonanie dokładnych pom iarów przyszłych kolonij, w ydanie praw zabespieczających niszczenie lasów, oraz określających ściśle ta k przyw ileje, ja k 1 obow iązki w zajem ne przybyszów . P ro je ­ k ty te zostały przez rząd zatw ierdzone i w prow adzone w wykonanie.

N iem ałe też ziom ek nasz położył zasługi, jak o członek tow arzystw : rolniczego i do­

broczynności.

Z apracow any w służbie publicznój, D o­

m eyko w późniejszym ju ż stosunkowo wieku zap rag n ął zakosztow ać ciszy i szczęścia we w łasnem rodzinnem ognisku. Z aw arł więc zw iązek m ałżeński w 1850 r. z H enryką Sotom ayor, panną zacnego i zamożnego ro ­ du, z k tó rą szczęśliwie przeżył la t dw adzie­

ścia jeden, doczekaw szy się z niej dwu synów i córki. P ow szechnem ciesząc się uznaniem , w ysłany został jak o przedstaw i­

ciel przem ysłu ch ilijsk ieg o na wystawę po­

w s z e c h n ą w P ary żu 1866 roku, gdzie zebrane przez niego i wystawione p ro d u k ty m ineral­

ne rodzim e i przerobione przybranej jego ojczyzny, szerokie budziły zajęcie.

W następnym 1867 roku został w ybrany na re k to ra uniw ersytetu. J a k zaszczytnie sp ełniał obowiązki tej nowej godności, n aj­

lepiej dowodzi fakt, że go następnie po trzyk roć do niej pow oływ ano, za każdym razem na nowe pięciolecie, ja k tam jest w zw yczaju. Po upływ ie lat piętnastu na j tej zaszczytnej posadzie, osiemdziesięciole-

j

tni ju ż i pełen zasługi starzec zapragn ął od-

j

poczynku. A le przy zn ając mu całkow itą płacę (1 50 00 fran k ó w ) jak o em eryturę, obrano go rektorem poraź czw arty w 1882 roku. T ą razą zgodził się ju ż tylko na tym czasowe pełnienie obowiązków, a uw ol­

niony nakoniec od nich na usilną swą p ro ś­

bę w ro k u 1883 zajm ow ał jed n ak katedrę swoję do końca ro k u akadem ickiego, czyli do Stycznia 1884 r. Św ietnie też rzeczpo­

spolita oceniła 46-letnie zasługi naszego ziomka. Bo rada uniw ersytecka, uw aln ia­

ją c go ostatecznie od obowiązków rektora, na wniosek jedn ego z członków swoich, p. P in to , b. prezydenta rzeczypospolitój, wydelegowała z grona swego, p. A m una- tegui, byłego m inistra oświaty i p. H u n-

| ceusa, prezesa izby deputow anych, aby wnieśli do tejże izby p rojekt przyznania Domeyce 30000 franków dożywotniej rocz-

! nej płacy, z której ma korzystać ta k w k ra ­ ju ja k i poza jego granicam i. Nie będzie­

my tu przytaczali gorących słów przedsta­

w ienia tego, powiem y tylko, że izba depu­

tow anych, a następnie senat zaw otow ały jednom yślnie powyższą narodow ą dla D o­

meyki nagrodę. Nie możemy się pow strzy­

mać wszakże od przytoczenia słów jego, zamieszczonych w liście do O dyńca z d. 24 L ipca 1883 roku: „Jużem się tobie pochwa­

lił, że przyjęto moje zrzeczenie się z rek tor- stw a i hojne izby tutejsze uchw aliły dla mnie pensyją dożywotnią za usługi, a rad a stanu i prezydent rzeczypospolitej ją po­

tw ierdzili. Nie mam potrzeby tobie mó­

wić, ja k mi przyjem nie widzieć, że ta uchw ała wszystkim się podoba i n ik t mi jej nie zazdrości i że w mojem tyloletniem urzędow aniu nikomu się nie naraziłem . Nie uwierzysz, ja k mi dziś lżej na um yśle z p o ­ zbycia się kłopotu, k tó ry praw ie n ieu stan ­ nie stawiał w trud nem i, ja k to mówią, de- likatnem położeniu w k ra ju , gdzie w alka nieustanna m iędzy stronnictw am i wym aga wielkiej ostrożności i taktu. B yłem pierw ­ szym organizatorem tutejszego un iw ersy te­

tu, który z początku m iał tylko 1 8 0 uczniów,

(10)

W SZECH ŚW IA T.

a dziś ich liczy do tysiąca, a m łodzież, ja k wszędzie, nie z baw ełny. Zostaw iłem cały zak ład , liczący 50 profesorów i adju n k tó w , spokojny. Nowe elekcyje n a re k to ra o d ­

były się nie bez politycznych w pływ ów , zabiegów, podburzeń; odniósł zw ycięstw o kandy dat p a rty i zachow aw czej, chociaż z trudnością, nad ulubieńcem radykalistów . J a tym czasem spokojnie, bez żadnego zo­

bow iązania się na przyszłość, baw ię się w la- bo ratoryjum chem iczne i z ochoty nie opu­

szczam moich uczniów , m iędzy k tó ry m i li­

czę i mego sy n a ”.

N ie wyliczam y też licznych akadem ij i to­

w arzystw naukow ych św iata całego, k tó re go zaliczyły w g rono sw ych członków , za­

znaczym y tylko, że krak o w sk a akadem ij a um iejętności d okonała tego na posiedzeniu swojem z d. 7 L ip ca 1873 r. W y w d zięcza­

jąc się za to, przesłał D om eyko zbiór n a j­

rzadszych m inerałów chilijskich i pracę swoję: „R zu t oka na K o rd y lije ry ch ilijsk ie”

zam ieszczoną w R ospraw ach akadem ii za 1875 rok.

S yt zaszczytów i sław y na obczyźnie, tęsknił on wszakże wciąż do rod zinnćj zie­

mi, ja k tego znajdujem y dow ody w listach jego do A . E . O dyńca i innych ziom ków, pisanych przez cały ciąg pobytu w A m e ry ­ ce. W hiszpańskich dziełach swoich w ie­

lokrotnie nazyw a się „synem N iem na”, w podróżach po A n d ach zw raca się m yślą i sercem k u rodzinnym T atro m , a do O d y ń ­ ca pisze: „W ieczoram i, gdy dom i ogród mój pełen je s t woni róż, białej d a tu ry i p o ­ m arańczow ego kw iatu, a n ik t mnie nie sły ­ szy, siadam do fo rtep ian u i g ram tych dw adzieścia piosnek, których się nauczyłem 60 la t tem u w W ilnie, a k tóre są zawsze nowe dla mnie”. W ieszcz z C zarnolasu i P a n Tadeusz nie od stęp u ją go naw et w śród wy­

cieczek górskich, a j a k dochow ał czystości mowy rodzinnej po 53 latach pobytu zdała od swoich, o tem św iadczą choćby ustępy z listów do O dyńca, wyżej przez nas p rz y -

j

toczone.

N astąp iła wreszcie u p ra g n io n a dla niego chw ila odw iedzenia ukochanej m u zawsze L itw y , uściskania córki, zaślubionej odda- wna b ra tu sw em u stryjecznem u, p. L eonow i Domeyce i m ieszkającej z nim w m ajątk u Ż yburtow szczyznie, w p-cie now ogródzkim ,

wreszcie pokazania dw u synom rodzinnego ojca ich k ra ju . W dniu 23 M aja 1884 roku cala ludność S an t Jag o z rządow ym i dostoj­

nikam i w ładz wszelkich na czele, uroczyście odprow adzała zasłużonego dobrze k rajo w i litw in a n a stacyją drogi żelaznej. R zew ną żegnał go mową je d e n z uczniów uniw ersy­

tetu, a wszyscy obecni w ym ogli n a nim przyrzeczenie, że ich odwiedzi jeszcze.

W zruszonego do głębi starca odw ieziono w parad nym w agonie p rezyd enta do portu Y alparaiso, dokąd mu i niektórzy z m in i­

strów tow arzyszyli. W pierw szych dniach S ierp nia stanął D om eyko n a stacyi G ranica, gdzie nań oczekiw ał tow arzysz z ław y u n i­

w ersyteckiej, O dyniec, ze swą rodziną. Ze łzą gorącą rzucili się sobie w ram iona po 53-letniej rozłące starzy druhow ie, a obe­

cna tem u publiczność z uszanow aniem od­

k ry ła głow y, oddając cześć publiczną sza­

now nym starcom . N a dw orcu warszaw skim spotkało czcigodnego przybysza kilkadzie­

siąt osób, k o ro n iarzy i łitw inów , re d ak to ­ rów głów nych czasopism i przyrodników w arszaw skich, z sędziw ym d r Szokalskim na czele, k tó ry go odpow iednią w sali po­

w itał przem ow ą. D om eyko w W arszaw ie baw iąc dni k ilka, zw iedził okolice m iasta, za jrzał też ciekaw ie i do gabinetu m inera­

logicznego uniw ersyteckiego, którem u zło­

żył w darze 62 okazy rzad kich i cennych m inerałów przew ażnie chilijskich '), jed y - naście dzieł i broszur, w ydanych w Chili, oraz szczegółową k a rtę topograficzno-gieo- logiczną n a skalę 1:2 500 00 rzeczypospolitej chilijskiej w 13 w ielkich sekcyjach.

O d tąd D om eyko przem ieszkiw ał stale n a L itw ie u córki sw ojej, odw iedzając corocz­

nie W arszaw ę i K rak ó w w przejeździe do R zym u, gdzie starszy syn jeg o , H e rn an , pośw ięcił się zawodowi duchow nem u, lub do P ary ż a, gdzie m łodszy syn, K azim ierz, stypendysta rzeczypospolitej chilijskiej, był uczniem szkoły górniczej.

W r. 1887 u d ał się Dom eyko do Rzym u na uroczystość w yśw ięcenia starszego syna

') O m in erałach ty ch szczegółową wiadomość podam y później kiedy w rócim y do treściw ego sp ra­

w ozdania z p ra c D om eyki w zakresie fizyjografii

m ineralnej.

(11)

1 2 3

na kapłana. T u na pierw szej ofierze bez­

krw aw ej, oclprawionój przez niego u grobu Sw. P io tra, sędziwy starzec p rz y ją ł Chleb P ański z rą k synowskich. Tegoż roku od­

był wycieczkę do Jerozolim y. W jesieni zeszłego 1888 ro k u czując się zdrow ym i sil- nym , postanow ił spełnić dane chilijczykom przyrzeczenie odw iedzenia ich raz jeszcze, p ragnąc zarazem odwieźć obu sw ych synów na usługi rodzinnego ich k ra ju . H e rn a n bowiem przygotow yw ał się na sługę ołtarza w S an t Jago, K azim ierz zaś po ukończo­

nych studyjach w P a ry ż u i F rey b e rg u sa­

skim, m iał zająć posadę profesorską przy uniw ersytecie, k tó rą niegdyś ojciec zajm o­

w ał. Dom eyko p ra g n ą ł zainstalow ać obu- dw u i polecić życzliwości przyjaciół, a po p a ru latach wrócić na L itw ę, by obok córki dożyć resztę wieku. A le stało się inaczej.

D łu g a podróż m orska wokoło całego kon­

ty n en tu południow o-am erykańskiego m usia­

ła w płynąć ujem nie na zdrow ie, choć czer­

stw ego, ale zawsze 86-letniego starca. S tru ­ dzony więc wielce i chory stanął dnia 15 L isto p ad a r. z. w dom u swoim w S ant Jago, k tó ry dzięki opiece sióstr nieboszczki żony znalazł w niezm iennym zupełnie, w jak im go opuścił, stanie, p rz y ję ty radośnie przez licznych pow inow atych, przyjaciół i w iel­

bicieli. W ypocząw szy nieco w życzliwem tem gronie, zdaw ał się daw ne odzyskiwać siły, ja k o tem donosił córce i zięciowi, kie­

dy nakoniec w dniu 23 Stycznia r. b. mniej spodziew anie zasnął na wieki.

Jak k o lw iek w szystkie swe prace nauko­

we d ruk ow ał z konieczności w hiszpańskim ję z y k u , a rzeczy ogólniejszego dla nauki znaczenia pom ieszczał, ja k w idzieliśm y w y ­ żej, w francuskich i niem ieckich czasopi­

smach, wszelako, od czasu mianowicie osie­

dlenia się O dyńca w W arszaw ie i polskie niektóre czasopisma zasilał swemi arty k u ­ łam i, popolsku pisanem i. P ierw szym takim by ł a rty k u ł „C h ili” w W ędrow cu z 1871 r.

N ajw ięcej p rac jego znajdujem y w K ronice R odzinnej, popieranej przez O dyńca i prze­

syłanej Domeyce stale do A m eryki. Do tych należą: „O dpust w A ndacollo w K o r­

d y lie r a c h ” (1876), „C hili” (1882), „Z życia wiejskiego w A m eryce” (1883), „U ryw ki z podróży do k ra ju A raukanów ” (1884),

„O początku św iata” (1885). Sędziwy gieo-

log poznajom iwszy się za powrotem do k ra ju i z naszem pismem, przesłał nam też w yjątki z naukow ych niegdyś wycie­

czek swoich po A ndach chilijskich, a mia­

nowicie „O solfatarach bocznych” a wszcze- gólności o solfatarze C erro A zul, oraz 0 dwu innych: C hillan i T in guiririca (W szechśw iat N-ry 25 i 26 z 1888 r.). W za­

granicznych czasopismach polskich, oprócz wspom nianej ju ż rospraw y w R ocznikach krakow skiej akadem ii um iejętności, zn a j­

dujem y a rty k u ł jego o młodości M ickie­

wicza w P rzeglądzie Lw ow skim zeszyt 13, z 1872 r., oraz „F ilareci i Filom aci” w R o­

cznikach tow arzystw a h isto ry czn o -literac­

kiego w P ary żu (1870 — 72), oraz w P o ­ znaniu (1872).

D odać tu winniśm y, że oprócz p rzek ła­

du dzieła „A rau k an ija i jej mieszkańcy^, dokonanego, ja k mówiliśmy, przez R etjila

w P aryżu, drugi p rzekład Ja jrfiZairiosto^- - skiego u k az ał się w Biblijotece podróży,

wydawanej przez A d. Zawadzkiego, W ilno,

1860 r. “ " ^

W dniu 4 Lutego odbyło się w kościele ^ 7> t f l / f Sw. K rzyża, staraniem córki i zięcia, na­

bożeństwo żałobne za zm arłego, a w dniu 14 L utego takież nabożeństw o w kościele Sw. Jan a , z inicyjatyw y redakcyi pisma naszego. W obudw u uczestniczyło grono wszystkich przyrodników w arszaw skich 1 bardzo poważna liczba młodzieży u n iw er­

syteckiej, w szystkie zaś czasopisma k ra jo ­ wa złożyły hołd w inny zasłużonem u mę­

żowi.

K . Jurkiewicz.

KILKA UWAG

O P O S T Ę P A C H W IE D Z Y

o drobnoustrojach :*

Rozwój nauki o p asorzytach drobnow i- dzowych różne przech od ził i przechodzi obecnie koleje.

<) Rzecz czytana n a posiedzeniu Komisyi I Tow.

Ogrodniczego.

(12)

124 W S Z E C nŚ W IA T . N r 8.

G dy zw rócim y się do h isto ry i odk ryć i błędów , ja k ie kolejno po sobie n astęp o w a­

ły , gdy zestawim y ten chaos drobnych fa k ­ tów, ja k ie się na zbadanie p ra w d y złożyły, pomimo woli ogarnia nas sceptycyzm . K a ż ­ dy fakt now y p rz y jm u jem y z n ied o w ierza­

niem i nie uznajem y go, aż przekonam y się 0 p raw dzie niezbicie i naocznie. D latego to każde nowe w tej dziedzinie odkrycie spotyka taki chłód ze strony badaczy.

Jeżeli odrzucim y teo ry je chw ilow o p a n u ­ jące , k tó re, ja k szybko o g arn iały um ysły

ta k też szybko ustępow ały m iejsca innym , m usim y uznać, że w dotychczasow ych k r ó t ­ kich dziejach w iedzy o d ro b n o u stro jach , spotykam y trzy w ybitne okresy.

W pierw szym z nich w r. 1857 P a s te u r w ykazuje, że p rzem ian y zachodzące w m a- te ry i organicznej nie odbyw ają się same przez się, że istn ieją d ro b n e tw ory, k tó ­ ry ch sp raw a życiowa je s t p rzyczyn ą zm ian w podłożu dostrzeganych. T w o ry owe nie pow stają z m ateryi bezustrojow ój, lecz r o ­ dzą się z innych sobie podobnych. Dalój rów nież p race P a s te u ra w ykazują, że każdy z owych d ro bnych tw orów pow oduje sp ra ­ wę sobie w łaściw ą; je d e n z nich d aje począ­

tek ferm entacyi alkoholow ej, in n y m lecz­

nej, jeszcze inny m asłow ój, inny w reszcie staje się przyczyną k a rb u n k u łu lub choroby jed w a b n ik a . O kres ten m oglibyśm y n a ­

zw ać okresem bad ań w stępnych, okresem chem icznym . W drugim okresie w idzim y na w idow ni prof. C ohna i K ocha. O kres przez nich stw orzony je st o tyle świeżym, że d a tu je od lat niespełna dziesięciu. Z ule­

pszeniem środków optycznych przez P ra ż - m ow skiego, H a rtn a c k a i Zeissa, w szelkie drobne różnice, ja k ie m ikroskop w ykazać je st w stanie, spożytkow ane zostają przez Cohna do u tw orzenia nowego u k ład u , do którego dotąd nieoznaczone bliżej tw ory w prow adzone zostają ja k o g ru p a zn an a pod nazw ą b ak tery j, stojąca pom iędzy grzybam i a w odorostam i. C ohn rów nież w ypow iada te o ry ją o niezm ienności k ształtó w b ak tery j 1 o granicza w ten sposób popełniane dotąd nadużycia, polegające n a zaliczaniu tw orów zupełnie różnych do jednego g atu n k u . K och, w p ro w ad zając now y sposób oddzielania je d n y c h bak tery j od d ru g ich zapom ocą ga­

laretow ego podłoża, podaje now y dowod

teoryi C ohna, k tó ra odtąd panuje przez j a ­ kiś czas w szechw ładnie w nowoutworzonej gałęzi wiedzy — bak teryjo log ii. O dkrycie bakteryj k a rb u n k u łu (P asteu r i K och), g ru ­ źlicy, cholery (Koch), nosacizny (Loeffler) błonicy (K lebs i Loeffler) zdają się coraz bardziej potw ierdzać teo ry ją Cohna: b ak- te ry je są to tw o ry niezm ienne, rosnące stale w jed nej postaci niezależnie od p od ­ łoża.

W idzim y tu taj w tym okresie panow anie m orfologii, okres ten m oglibyśm y więc n a ­ zwać m orfologicznym .

Nowsze prace P a ste u ra i jeg o szkoły, przenoszą środek ciężkości gdzieindziej.

D ro b n o u stro je pasorzytne nie są to jed y n ie b ak tery je, inne jednokom órkow e tw ory ró ­ wnież tu taj zaliczyć należy (Plasm odium m alariae L av eran a). To też nazw a bakte- ry jolog ii zostaje zastąpioną przez m ikro- biją, nazw a w prow adzona poraź pierw szy n a o tw arciu in sty tu tu P asteu ra . M nożą się rów nież prace, k tóre w ykazują, że kształty drobnoustrojów , a mianoAvicie bak ­ teryj w cale nie są ta k niezm ienne ja k sądzi Cohn, że istnieje cykl rozw ojow y zależny od w arunków gleby, ciepłoty i innych p rz y ­ czyn, że zależnie od gleby b aktery je stają się m niej lub więcej szkodliwem i, że che- m izm tk an ek m a w ielkie znaczenie w roz­

woju chorób, że same choroby wywołane zostają nie przez b ak tery je lecz przez wy­

tw ory ich życia, że w reszcie ustrój ludzki i zw ierzęcy można do działania tych p ro ­ duktów przyzw yczaić tak, ja k się go p rz y ­ zw yczaja do d ziała n ia tru cizn m ineralnych i roślinnych.

O k res ten najnow szy p rzeno si środek ciężkości w iedzy o drobnoustrojach znów na m iejsce do pierw szego bliższe. N a p ie r­

wszy p lan w ystępuje chemizm tkan ek i d ro ­ bnoustrojów w d ziałaniu zobopólnem . To też obecnie, obok bad an ia m orfologicznego, widzim y skrzętn ie prow adzone poszukiw a­

nia nad chem iczną stro ną d ziałan ia d ro ­ bn oustrojów , oraz nad zastosow aniem je j do zapobiegania chorobom zakaźnym i ich leczenia.

N ie m ożemy w tej chw ili w daw ać się w szczegółowe w yliczanie prac, które w tym kieru n k u wiedzę n ap rzó d posunęły: wy­

szczególnim y p arę ważniejszych.

(13)

Nr 8.

w s z e c h ś w i a t

. 125 T oussaint szczepiąc krew karb u n k u ło w ą

ogrzaną do 45—50° C zauw ażył, że w n a ­ stępstw ie takiego szczepienia zw ierzę uzy­

sk u je odporność względem choroby. T ous­

saint przypisał działanie to substancyi che­

micznej w krw i zaw artej i C hauyeau pod­

trzym y w ał długo jeg o teoryją, dopóki do­

świadczenia P a ste u ra nie dow iodły, że jest to działanie osłabionych b ak tery j karb u n - kułow ych.

Zdaw ało się, że chem iczna teo ry ja dzia­

łan ia szczepień ochronnych została w ten sposób obaloną. M ieczników postaw ił teo- ry ją fagocytarną, k tó ra działanie szczepień ochronnych tłum aczy stopniow em przyzw y­

czajeniem się białych ciałek krw i do b a k te ­ ryj coraz silniejszych i tutaj je d n a k moż­

ność chłonięcia bakteryj przez białe ciałka sprow adza się do mniejszej ilości substancyi paraliżującej działalność chłonniczą białych ciałek.

W końcu ubiegłego ro k u C h a rrin wyka­

zał, że zastrzy k u jąc w ytw ór chem iczny b ak tery j błękitnych ropnych, m ożna czę­

ściowo zabespieczyć króliki od choroby dla nich śm ierteln6j.

W krótce potem R oux w ykonał dośw iad­

czenia, dow odzące, że znany vibrion septi- que, czyli b a k te ry ja złośliw ego obrzęku (oedem a m alignum ) w ytw arza w obfitości substancyje chemiczne, które są w stanie działać rów nie zabójczo na zw ierzęta ja k sama b ak tery ja, tylko działanie następuje szybciej, ja k wogóle działanie trucizn. W y ­ kazał on rów nież, że substancyja ta zastrzy- knięta zw ierzętom w yw ołuje odporność względem bakteryj tak jakgdy byśm y za­

szczepili osłabione b akteryje.

P o n iedługim czasie podobne działanie substancyj chem icznych, wy tw arzanych przez bakteryje, zauw ażył tenże R oux dla bakte­

ry j gazowej zgorzeli (gangraene gazeuse), Chantem esse i Y idal dla bak tery j tyfuso­

wych, a n ajb ard ziej ciekawe działanie zau­

w ażyli obecnie uczniow ie P asteu ra, R oux i Y ersin, w w ytw orach bak tery j błonicy (d yfterytu).

Zauw ażyli oni m ianowicie, że pro d u k t bakteryj błonicy działa zupełnie inaczej niż dotychczas spostrzegane w ytw ory innych bak tery j, m ianow icie w czasie znacznie dłuższym . Z w ierzęta, którym go zastrzy-

kiw ano chorow ały na objawy błonicowe wtórne znane pod postacią częściowych p a­

raliżów pojedyńczych kończyn, grup lub tylko pojedyńczych m ięśni (najcięższym w skutkach bywa w takich razach paraliż mięśnia przeponowego sprow adzający n a­

tychm iastową śmierć z uduszenia). Objawy te występują zw ykle dopiero w kilk a lub kilkanaście dni od początku choroby, a czę­

sto ju ż po przebytej chorobie. To samo dawało się zauw ażyć po zastrzykiw aniu wytw orów bakteryj dyfterytycznych, o b ja­

wy w ystępow ały zależnie od ilości ja d u do­

piero n a drugi, trzeci lub czw arty dzień, w niektórych razach dopiero po tygodniu i końćzyły się wyzdrowieniem lub śmiercią, co zależy ju ż tylko od ilości w strzyknięte­

go jadu .

Obecnie, również przed kom isyją w yzna­

czoną z ło n a akadem ii um iejętności, d r G am aleia z Odesy w ykonyw a dośw iadcze­

nia nad cholerą azyjatycką, którój ja d che­

miczny w ydzielił i szczepiąc zw ierzętom miał w ytw orzyć odporność względem ży­

wych bakteryj cholery.

Rzecz sama nie je st pewną, a p rz y n a j­

mniej niew iele można o niej powiedzieć, gdyż szczegóły trzym ane są w tajem nicy.

Z daje się jed n ak , że pierw szy kro k na tej drodze je s t ju ż zrobiony, gdyż niew ątpliw ie, co sam m iałem sposobność stw ierdzić, udało się d-row i G am aleia wywołać u zw ierząt ogólne zakażenie krw i bakteryjam i cholery, co się dotąd nie udaw ało Kochowi, ich od­

kryw cy. G am aleia przenosi bakteryje cho- j lery z krw i zw ierząt jedny ch na drugie, j w zm acniając tym sposobem, ja k powiada, j ich działanie i wywołuje obfite w ytw arza-

J

nie trującej substancyi, k tó ra będ^c zastrzy- kniętą, zabespiecza naw et najm niej odporne zwierzęta.

N iedaleka przyszłość pokaże, co o tem sądzić mamy. Nie można je d n a k wątpić, że uda się to, jeżeli nie dziś to ju tro , jeżeli nie d-rowi Gamaleia, to kom u innem u.

Do rzędu ciekawych bakteryj należy ta, któ rą mam zam iar w tej chw ili pokazać.

O dkryta przed czterem a laty przez Fische- I ra w wodzie m orskiej, posiada ona szcze- j gólną zdolność w ytw arzan ia substancyi fos- I foryzującój. Rośnie ona tylko n a podło­

I

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeżeli cząstki ciała ulegają przesunięciu poza granice sprężystości, to bądź zryw a się zupełnie ich związek, bądź też uk ład ają się do now ych

nic tych dowodzą sm ugi pyłu, pokryw ające pow ierzchnię lodowca, mające postać linij języ ko w ato się ciągnących.. było za pośrednictw em tych

zw ykłe ubarw ienie słońca i księżyca było ju ż zjaw iskiem rzadszem; w ym agało ono zapew ne znaczniej szój gęstości lub większój grubości obłoku p yłu,

skać pew ien zapas chem icznej siły napięcia, zużyw ając na to in n ą większą ilość takiój siły; możemy przez zastosow anie ciepła rosszczepiać zw iązki,

— Analiza widmowa barwników

wodem na poparcie tego zdania jest także znajdowanie się na szczytach niektórych gór archipelagu Sandwich roślin, właściwych strefom umiarkowanym. Prowincyja

to więc wytłumaczyć może obfitość burz letnich, jako też gwałtowność burz, które się w okolicach zwrotnikowych srożą.. Nie nastręcza też trudności i

Podobnąż ocenę przeprow adzić można według innej jeszcze zasady hipotetycznej, opierając się mianowicie na przypuszczeniu, że gw iazdy jed nostajnie są w