■ M_8. Warszawa, d. 24 Lutego 1889 r. Tom V III.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."
W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata
i we w szystkich k sięg arn iach w k raju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P . D r. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek.
Uniw., mag.K. Deike, mag.S. Kramsztyk,Wł. Kwietniew
ski, W. Leppert, J. Natanson i mag. A. ŚMsarski.
„W szechśw iat 11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nau k ą, n a następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 '/a
za sześć następnych razy kop. 6 , za dalsze kop. 5.
-A-dres IRećLa,i£C 3 rl: I^Zralso-wslsrle-^rzeca.inieście, 3 >Tr ©©.
. .?-*** r aW irthniipaiM
c A J
i, „SM.,*:
TAOOT1 1 On1
ł\O O V ,
HOO]
M apa po<a.róź;y ^rze-wa.lsłcieg'®.
W SZECH ŚW IA T. Nr 8.
PRACE IM M C IIIE PRIEW ALSM ,
W dniu 2 L isto p ad a ro k u zeszłego n au k a poniosła ciężką stra tę przez śm ierć znanego podróżnika M . P rze w alsk ieg o . O d k ry cia P rzew alskiego mają, niepospolite znaczenie dla gieografii wogóle, a w szczególności dla gieografii A zyi. D zięki jem u , podobnie ja k ongi S tanleyow i w A fryce, znaczna część białej p rz estrze n i n a k arcie A zyi zo
stała zapełnioną, O becnie spróbujem y ro - zejrzyć się w m atery jale naukow ym zg ro m adzonym p rzez zgasłego podróżnika.
P ierw sza podróż P rzew alskiego po d jęta przez niego została w krótce po ukończeniu wyższych szkół w ojskow ych, a więc w b a r dzo m łodym w ieku i ze środkam i n ad e r ograniczonem i. P rzed m io tem tych p ie rw szych jego badań b y ł kraj U ssu ry jsk i, in a czej mówiąc, pobrzeże oceanu W ielk ieg o w zdłuż rzek i U ssuri, m iędzy 42 — 48° szer.
półn. W p raw d zie podróż ta m a jeszcze pew ne cechy dyletantyzm u, ale ju ż p rzeb i
ja się w niej tu i ow dzie talen t spostrze
gawczy przyszłego odkryw cy, u w ag i nad zw iedzanym krajem i je g o m ieszkańcam i odznaczają się trafn ością. G łów nie z a s łu g u ją na zaznaczenie jeg o spostrzeżenia m e teorologiczne. P odczas całej tćj p odróży P rzew alsk i, p ra w ie bez p rz erw y , robił sp o
strzeżenia trz y razy na dzień i z ty ch poje- dyńczych obserw acyj p otrafił w ysnuć w nio
ski n a tu ry ogólniej szój. Z nalazł on m ia
now icie, że średnie te m p e ra tu ry w k ra ju U ssu ry jsk im p rzed staw iają się w sposób następujący: z im a — 13,2° R., wiosna + 3,7°R . lato + 1 5 ° R., jesień + 3 ° R. T e m p e ra tu ra średnia roczna w ynosi + 2 ,1 ° R. Z p o ró w nania tych liczb z liczbam i m iejscowości położonych pod jed n ak o w ą szerokością gieograficzną w E u ro p ie w ynika, że tem p e
ra tu r a zim y je s t tu taj znacznie niższa; tem p e ra tu ra wiosny zbliża się do tem p eratu ry M itaw y i Pskow a, położonych o 8—9° w y- żój n a północ; tem p eratu ra lata je s t podo
b n a do tem p eratu ry T am bow a (52° szer.
półn.), K urska(51°), Ż y to m ierza(50°), R ouen (49°); jesień ma o wiele niższą te m p e ra tu
rę, aniżeli odpow iednie miejscowości E u r o p y i różnica ta dochodzi we wschodniej p o łow ie naszego ląd u + 7 ,5 ° R. (w Sew asto
polu pod 44°), a w zachodniej w iększą je s t niż + 9 ,5 ° R (w Nimes pod 43°). Izotei'm a roczna k ra ju U ssuryjskiego + 2 ,1 ° R. odpo
w iada izoterm ie rocznej E u ro p y — f-2,1° R., k tó ra przechodzi ponad W azą, P etro za- wodzkiem , U fą i t. d. N ajniższą tem p era
tu rę — 28,8° R. obserw ow ał P rzew alsk i dn ia 26 Stycznia 1868 roku przy ujściu rze
ki D aubi-he, pod 45° szer. półn.; następnie w L u ty m tegoż roku n ad rzek ą S ungaczą m róz pew nego dn ia doszedł do —26,6° R.
W reszcie podczas całej zimy 1867—68 ro k u nie było ani jedn ćj odwilży. Podczas w io
sny najw iększy m róz by ł dnia 16 M arca 1868 rok u nad rzeką Sungaczą (— 21,3° R.).
N aw et w K w ietn iu zimno dochodziło do
— 6° R.
N ic dziw nego, że w następstw ie ta k d łu gotrw ałych i silnych m rozów lód na rze
kach dochodzi grubości trzech stóp i po
k ry w a rzek i przez ciąg pięciu mięsięcy.
Bliskość m orza odczuw ać się daje w o g ro mnej ilości opadów atm osferycznych w le- cie. Deszcze p a d a ją tutaj tak obficie, że w yw ołują w ylew y rzek, zalanie wielu oko
lic k ra ju i t. p. W szystko to, rozum ie się, nie bardzo sp rzy ja rozw ojow i rolnictw a.
U pały letnie dochodzą do + 2 4 ,4 ° R. w cie
niu. Jesień zato je st może najpiękniejszą p orą ro k u w k ra ju U ssuryjskim : piękna pogoda i um iarkow ane ciepło tow arzyszą jej od początku do końca.
Z pow yższych faktów — długiej surowej zim y, późnój wiosny, pięknej jesieni i sk w ar
nego la ta •— wnosi P rzew alski, że klim at D f k ra ju U ssuryjsk ieg o uw ażać należy raczej za lądow y niż m orski, jed y n ie chyba w ilgo
tność lata może św iadczyć o bliskości m o
rza. A dalój, rozw ażając przyczyny, które w yw ołały istnienie takiego w łaśnie klim atu w tym k ra ju , P rzew alsk i w rzędzie ich przedew szystkiem staw ia bliskość prąd u zim nego, płynącego w zdłuż w ybrzeża od północy przez cieśninę T ata rsk ą, oraz w p ły w panujących w iatrów . W zim ie w ie
ją tu suche i zimne północnozachodnie i z a
chodnie w iatry z w nętrza lądu , a w lecie
m uson południow y m orski, k tó ry w y tw a
rza niezm ierną wilgotność lata. U jem ną
Nr 8. WSZECHŚWIAT. 115 też stroną k ra ju pod względem klim atycz
nym , ja k pow iada P rze w alsk i, je s t obfitość bło t i lasów k tóre długo utrzym ują, w il
goć i oziębiają g ru n t przez zatrzym yw anie śniegów na wiosnę.
Co się tyczy orografii k ra ju , to cała za
sługa P rzew alskiego polega jedy nie na do- kładniejszem , niźli jego poprzednicy, zba
daniu okolic jezio ra C hanki i przyległych rzeczułek. P od róż ta została opisana pod tytułem „P odróż po k ra ju U ssuryjskim w la
tach 1867—69“.
P ierw sze te kroki m łodego podróżnika zw róciły nań uw agę rossyjskiego to w arzy
stw a gieograficznego, k tóre w yjednało dla P rzew alskiego w części od siebie, w części od innych ciał naukow ych fundusze na cele podróżnicze. W ted y to P rzew alsk i rospo- czyna szereg podróży doniosłego znaczenia naukow ego po okolicach A zyi środkow ój, najm niój a częstokroć wcale przed nim n ie
znanych. O gółem biorąc, P rzew alski do k onał w A zyi środkowćj w okresie 1871 — 1885 ro k u czterech podróży, z których trzy pierw sze zostały przezeń opisane w n astę
pujących dziełach idących w p o rz ąd k u chro
nologicznym :
„M ongolija i kraj T an g u tó w “; podróż tę odbył on w r. 1871— 73.
„O d K u ld ży za T ian-S zan i nad jezioro L ob-noor“, podróż odbyta w r. 1876—78.
„O d Zajsanu przez Cham i do T ybetu i źródłow isk rzeki Ż ó łtó j“,— w r. 1879—81.
C zw arta, a zarazem o statnia podróż P r z e w alskiego, odbyta w latach 1883—85, zda
je się, dotąd nie została wydana, chociaż wyniki jój naukow e zostały ogłoszone w czasopismach specyjalnych. Zw ażając na to, że w iele rzeczy i miejscowości w tych podróżach pow tarza się, gdyż służą one niejako je d n a drugiój za uzupełnienie, nie będziem y śledzić p rzebiegu każdćj z nich oddzielnie, ale wskażem y tutaj tylko wy
tyczne p u nkty i odkrycia, które zjednały P rzew alskiem u imię naukow e w E uropie.
i) O grom ne lasy k raju Uasuryjskiego, w znacz
nej części dębowe, były daw niej system atycznie trzeb io n e przez poprzednich w łaścicieli k ra ju , c h iń czyków, k tó rzy na ściętych pn iach dębów hodo
w ali pewien gatunek grzyba, uw ażanego w ^Chi- nach za przysm ak.
Celem wszystkich podróży P rzew alskie
go, nicią p rzew o d n ią,p rzew ijającą się w każ- d4j z nich, je st T y bet i chęć ujrzenia H las- sy, stolicy D alajlam y, głowy wyznania bud- dajskiego. Zle losy jed nak że prześladow a
ły znakom itego podróżnika, bo żadna z jego podróży nie dosięgła H lassy. Za każdym razem ja k a ś niezw ałczona przeszkoda ta
m owała m u drogę: w pierwszej podróży—
b rak środków m ateryjalnycli, w drugiój — ciężka choroba, w trzeciej i cz w ar tó j—opór sfanatyzow anych krajow ców . Bądźcobądź nau k a nietylko nie straciła, lecz naw et zy
skała na tym uporze podróżnika, który, chcąc dopiąć swego zam iaru, kroczył za każdym praw ie razem przez coraz inne oko
lice Azyi: raz od wschodu, to znow u od północo-zachodu lub od północy dążył on niezm ordow anie do celu swych marzeń.
P o d względem rzadkiój w ytrw ałości w dą
żeniu do raz obranego celu, energii w p rz e
zwyciężeniu przeszkód, czy to ze strony przyrody, czy człowieka, P rzew alski zasłu
guje na najwyższe uznanie.
Dziw nego wrażenia doznaje się, czytając opis tych podróży. T e długie, całodzienne, po piędziesiąt przeszło w iorst m ające, m ar
sze po pustyniach i stepach bezwodnych, albo w spinanie się podczas m rozów trzask a
jących n a niedostępne wyżyny i góry, wobec rozrzedzonego górskiego pow ietrza, w w a
ru nk ach klim atycznych najniedogodniej- szycb, m im ow oli budzą w nas podziw.
P ró cz tego rzadka um iejętność polityko Wa
nia z krajow cam i i niecofanie się przed kro kiem stanowczym w razie potrzeby, a na- dew szystko niezaniedbyw anie nigdy celów naukow ych w ypraw y, stanow ią p o rtre t mo
ra ln y tego człowieka. Podczas n ajw ięk szych słot i mrozów nie wypuszczał on z rę ki busoli, k tóra mu służyła do w ytykania k ieru n k u przebytój drogi, przez cały czas podróży odbywał po parę razy n a dzień spostrzeżenia m eteorologiczne, z niem ałym trudem określał zapomocą baro m etru albo p u n k tu w rzenia wody wysokość gór, zap o
mocą kątom iaru ogólnego znajdow ał p o ło żenie gieograficzne miejscowości i t. d.
P ró cz tego należy pam iętać, że zajm ow ał się zbioram i botanicznem i, zoologicznemi i studyjam i etnograficznem i, n adto nam ię
tnie oddaw ał się m yśliw stwu.
116 W SZEC H ŚW IA T. Nr 8.
Pierw szorzędną, zasługą gieograficzną tych podróży je st w ykrycie źródeł rzeki Ż ółtej, zwanój przez chińczyków H u a n -h e. Ź ró dło wisko to znalazł P rze w alsk i na potężnej wyżynie, mającej 5400 m bezw zględnej w y sokości i stanow iącej kraw ęd ź w schodniego Tybetu. N a niój rossiane je st mnóstwo j e zior, z k tó ry ch H u a n -h e w yp ły w a i d la mnogości których m iejscowość ta o trzy m ała nazw ę „M orza gw iaździstego1* (35° szer.
półn., 115° dł. w. od F .). Podczas p o b y tu jeg o u źródeł rz ek i Ż ółtej, pomimo p o ry w iosennój, m rozy dochodziły do — 23° C i panow ały nieu stan n e zam ieci i h u ra g an y śnieżne.
Znalezienie źródeł innej w ielkiej rzek i A zyi w schodniej, Ian -tsy -tsia n u , albo B łę k itnej, rów nież zaw dzięczam y P rzew alsk ie- mu. R zeka ta, w gó rnym sw ym biegu zw an a przez tubylców M ur-usu, w ypływ a z ogrom nego pasm a górskiego, a raczej w y niesienia n a w yżynie T y b eta ń sk ie j, T a n ia '). W ieczne śniegi tego olbrzym iego p a
sm a (6000 m nad poz. m orza) zasilają wodą, rzekę M ur-usu. P o w yjściu z tych g ó r p ły n ie ona n ajp ierw na północ, później j e dn ak opływ a w yżynę T a n -ła w k ie ru n k u północno-w schodnim ; po przy jęciu d o p ły w u T o k to n aj-u łan -m u ren i, k ie ru je się n a przód w p ro st na wschód, n astępn ie znow u p rzy b iera k ieru n ek północno-w schodni; po przy jęciu rzeki N apczytaj - ułan - m uren i zw raca się na południo-zachód, a dalej p ły nie w p ro st w k ie ru n k u południow ym . T a część je j nazyw a się K in -cza-tsian i pod tem m ianem płynie przez m ało znany k ra j C h a ra —T angutów albo Syfaniów ; jeszcze niżój stanow i granicę m iędzy T ybetem i p ro- w incyją S y - c z u a n , poczem w k racza ju ż w gran ice C hin w łaściw ych, gdzie uzyskuje znaną w gieografii nazw ę rzeki B łęk itn ej albo Ian -tsy -tsian u . P od czas p ow rotu P r z e w alskiego od źródeł rz e k i B łękitnej n a p a dła nań łupieżcza z g ra ja tangutów , ale ze
') Z płaskowzgórza Tybetańskiego bierze począ
tek wiele innych olbrzymich rzek, jak: Bramapu- tra, Irawaddi, Seluen i Kambodża. Kwestyja Bra- mapntry i rz. Saupo, zdaje się, dziś już jest ros- strzygniętą stanowczo na korzyść tożsamości obu tych rzek.
stra tą została o d p arta przez podróżnika i j e go tow arzyszy.
N astępnem niezm iernej wagi odkryciem P rzew alsk ieg o je s t znalezienie je z io ra Lob- noor w 1876 roku. Jezio ro to, p rzed nim, znano tylk o z ciem nych opowieści chińczy
ków, jak o też podań z czasów średniow iecz
nej podróży M arka P olo po A zyi. P rz e w alski podczas swojej d rug iej podróży, k tó rej punktem w yjścia była K uldża, do tarł n ajp ierw do rz ek i T ary m , a stąd, idąc za je j biegiem , jak o pierw szy europejczyk sta
n ął n ad brzegiem je z io ra Lob-noor. W te dy i podczas ostatniej swojej podróży p rz e k o n ał się on, w brew daw niejszym d o niesie
niom, że jezioro to posiada wodę słodką, a zarazem je s t tylk o najw iększem z k ilku jezio r, obok siebie leżących, w któ ry ch się kończy rzek a T arym . M iejscowość to b ło tnista i leży o dw a stopnie dalój ku p o łu dniowi, aniżeli podaw ały m apy chińskie;
nadto je z io ra te położone są w znacznem zagłębieniu (800 m). R zeka T arym , którą P rz e w a lsk i m iał sposobność n a znacznój p rz estrze n i zbadać, okazała się spław ną;
ostatnia ta okoliczność z czasem może n ie
mało w płynąć n a ożyw ienie ru ch u h an d lo wego w tych stro nach.
N a południow ym b rzegu L ob nooru P rz e w alski u jrz a ł śnieżne szczyty n iebo ty czne
go pasm a górskiego, k tó re ciągnęło się w k ieru n k u rów noleżnikow ym z zachodu n a wschód. W ysokość jego bezw zględną P rz e w a lsk i ocenia n a 4 0 0 0 m. O dkrycie ta k znacznego pasm a, k tó re P rzew alsk i, zgodnie z nazw ą m iejscową, nazyw a A łtyn- tag, ma ogrom ne znaczenie gieograficzne.
D opiero tera z bowiem zaznaczony został zw iązek m iędzy K uen-lunem i N an-szanem i tera z określone zostało ściśle położenie północnój kraw ęd zi wyżyny T yb etań skiej.
W łaściw ie mówiąc K u en -lu n ogranicza tę w yżynę ty lk o od zachodu, podczas gdy A łty n -tag od północy. P o w stał więc na m apach je d e n ciągły potężny m ur górski, sięgający z jedn ój stro n y do źródłow isk rz e
ki H u an -h e, z drugiej — do system atu P a m ir. M u r ten stanow i gran icę m iędzy p u sty n ią M ongolską a w yżyną T ybetu. „Ni
gdzie więcej na ziem i, mówi P rzew alsk i, nie^można na ta k w ielkiej przestrzeni spot
k ać większej odrębności pom iędzy dwoma
Nr 8. W SZECHŚW IAT. 1 1 7
tak blisko łeżącemi krajam i. G órski grzbiet niekiedy zwęża się do szerokości k ilk u mil, atoli po obu jeg o stronach leżą okolice cał
kiem odm ienne zarów no pod względem gieológicznym , ja k topograficznym , różnią
ce się wysokości!}, nad poziomem morza i klim atem , florą i fauną, wreszcie pocho
dzeniem i historycznem i losami ludów je zam ieszkujących".
Na p ołudniku oazy Sa-dżen, pomiędzy Nan-szanem i A łtyn-tagiem , na osi górskićj Nan-szan zalega w yniosły g rzb iet górski, 0 wiecznie śnieżnych szczytach, przeszło sto w iorst długi, w k ieru n k u Z -P łn -Z ku W -P łd -W . Do wschodnićj kraw ędzi tego grzbietu p rz y ty k a praw ie pod kątem p ro stym inne wysokie pasmo w k ieru n k u P łd - P łd-Z . K orzy stając z praw a pierw szego europejskiego odkryw cy w spom nianych gór, P rzew alski pierw sze z nich ochrzcił m ia
nem gór H um boldta, a drugie — R ittera '), na cześć sław nych gieografów niem ieckich, któ rzy ta k wiele zrobili dla gieografii Azyi środkow ćj. P ojedyncze szczyty gór H u m boldta, p odług P rzew alskiego sięgają wyżćj 6 000 m nad poz. m. 2). G óry te posiadają lodowce, zaczynające się ju ż na wysokości 4800 m n. p. m. C h a ra k te r tych gór je st
więc alpejski.
Dalszym ja k b y ciągiem gór H um boldta je st w łaściw y N an-szan, trochę od tam tych gór niższy, ale bądźcobądź wynoszący się p onad lin iją śnieżną. N iektórzy uważają n aw et oba te pasm a za jedno. O tóż Nan- szan, w tem ostatniem znaczeniu, możemy podzielić wogóle na dw ie w yraźnie zazna
czone części: w schodnią i zachodnią. Za
chodnia je s t n ad e r uboga w opady atm osfe
ryczne z powodu, że tu mogą dochodzić ty l
ko Z -P łd-zachodnie w iatry z T ybetu, k tó rych właściwością je s t nadzw yczajna su chość. W schodnia część N an-szanu jest bar- dzićj w ilgotna, gdyż dolatu ją tu ożywcze w ilgotne pow iew y musonów chińskich.
O dpow iednio do tego ustosunkow ała się 1 roślinność gór: podczas, gdy wschodnia część gór posiada b ujne lasy i roślinność,
’) Wątpliwą jest rzeczą, czy nazwy te utrzyma
ją si§ w gieografii.
■■!) Góry te obfitują w złoto, które eksploatują chińczycy.
zachodnia uderza swą jałowością. To samo można powiedzieć i o faunie górskićj obu części. „Zam iast cienistych lasów, arom a
tycznych polanek i kryształow ych strum y
ków, szem rzących pośród gąszczu leśnego, zamiast nieustannego śpiew u ptasząt w gó
rach wschodnich, tutaj (na zachodzie) u j
rzeliśm y dzikie nastroszone skały, nagie gliniaste stoki gór i szare doliny bez życia.
Oko nie miało żadnśj rozryw ki, do uszu żaden szm ernie dochodził... Grobow e m ilcze
nie okolicy p rzeryw ał tylko jed nostajny ło
skot potoków górskich, czasami krakanie w rony lub świst św istaka (A rctom ys sp.)...“
N iem ałą zasługą Przew alskiego je st po
danie dokładnego opisu słonego jeziora K uku -no or i naszkicow anie jego konturu.
P oraź pierw szy stan ął P rzew alski nad jego brzegam i w roku 1872. Zachw ycał się on w tedy piękną szafirową barw ą wody, która przecudnie odbijała od śnieżnój białości tła otaczających gór (było to w P aździerniku).
P o d łu g P rzew alskiego wysokość jeziora tego, określona barom etrycznie, wynosi 3315 m nad poz. morza, podczas gdy K re i- tn er, uczestnik w w ypraw ie h r. Seczeny, ocenia ją na 3 333 m nad poz. m orza. K u ku - noor, pow iada P rzew alsk i, ma k ształt g ru szki, zwróconej tępym końcem ku północo- zachodowi, a zwężonćj w k ierun ku połu
dniowo-wschodnim . D ługość jego w tym k ieru n k u wynosi 100 wiorst, a najw iększa szerokość 59 wiorst; obwód, gdy przetniem y cięciwami wszystkie zatoki i półwyspy, w y
nosi 250 wiorst. K uku-noor posiada pięć wysepek. Głębokość w ydaje się niew ielką.
Sądząc z w arstw osadowych po brzegach, jezioro to niegdyś m usiało być o wiele o b szerniejsze, zapewne słoność m usiała się w tym stosunku powiększyć. P rze z swe położenie zam knięte i wyniesiono jezioro K uku -no or najzupełniej zasługuje na n a
zwę alpejskiego. P rzy jm u je ono dw ie ty l
ko niew ielkie rzeczki. K lim at brzegów j e ziora i otaczających go stepów odznacza się brakiem wilgoci, chociaż niekied y w lecie padają tu deszcze; zim a je s t bardzo su
rowa.
Od północy i północo-w schodu szafirowe jezioro okalają g óry N an-szan; zaś na połu
dniowym brzegu ciągną się góry, którym
P rzew alski d ał nazw ę K uk un oo rskich . Je st
118
to długie pasmo rów nolegle do N an-szanu;
zafczyna się ono w północnym C ajdam ie, na w schodnim brzegu je z io ra C ajdam in -n o o r i cokolw iek na południe od g ó r R ittte ra ; kończy się, biegnąc wciąż w k ie ru n k u wschodnim , aż n a lew ym brzegu rzek i H u an-he. Pasm o to nigdzie nie dosięga linii wiecznych śniegów.
D o lin a C ajdam u, albo p o p ro stu Caj dam , je stto obszerny k ra j, leżący na pochyłości północnej kraw ędzi T y b etu , zaraz n a za
chód od jezio ra K u k u -n o o r. O d p o łu d n ia jeszcze w yraźniejszą g ra n ic ę stanow ią różne pasm a, należące do K u e n -lu n u i zakończone na wschodzie potężnym w ałem , noszącym nazw ę gór B u rch u n B udda. D o lin a C a jd a mu, posiadająca ogólną wysokość 2 600 m n ad poz. m orza, ciągnie się na p rz estrze n i 800 w iorst, nie dochodzi w szelako do L ob- nooru. Sądząc z licznych je z io r słonych oraz m o kradeł trzc in ą zarosłych, k tó re p o k ry w a ją część po łu d n io w ą tój p rzestrze n i, bezw ątpienia m ożna ją uw ażać za dno by
łego obszernego je z io ra słonego; północna część tego k ra ju je st bardziej w yniesiona, a n aw et tu i owdzie pofałdow ana w liczne pagórki. G óry B u rch u n -B u d d a , o k tó ry ch była w zm ianka, stanow iące południow o- w schodnią g ra n ic ę C ajdam u, leżą ju ż na północno-w schodnim b rzeg u w yżyny T y b e tań skiej. Jestto łańcuch w ysoki n a 4 2 5 0 — 4 600 m n ad poz. m orza, wszelako niedo- chodzący linii śnieżnej; najw yższy szczyt, określony przez P rzew alskiego, wznosi się do 5000 m bezw zględnej wysokości. W i
dziane od strony w yżyny, dla w ielkiej bez
w zględnej wysokości tej o statn iej, w ydają się łańcuchem n iezb y t w ysokich pagórków . C echą ogólną tych g ó r je st zu p e łn a ja ło - wość, b ra k roślinności i zw ierząt. S toki gór sk ład ają się tu taj z gliny, w ietrzejących skał, łupków g lin iasty ch , krzem iennych, sy jen itu i porfiru syjenitow ego. S tro n a po
łudniow a ty ch gór je s t bardziej u ro d zajn ą i n a niej gdzieniegdzie m ożna napotkać strum y ki. T ra w a w ta k ic h m iejscach byw a zupełnie zjedzona p rzez zw ierzęta i bydło m ongołów , k tóre się tu pasie latem , u n ik a
ją c niezliczonych ow adów chm aram i uno szących się w tedy n ad bagnam i C ajdam u.
Na p ołu dn ie od gór B u rch u n - B udda P rzew alsk i n a p o tk a ł rów noległe do nich
pasmo, góry Szuga. W ysokość ich, zdaje się, nie ustępuje tam tym . O d gór B urchun- B ud da różnią się góry Szuga tem, że posia
d ają k ilk a śnieżnych w ierzchołków i formy ich nie odznaczają się ta k ą dzikością. Z re sztą są one tak samo ja k tam te jało w e i po
zbaw ione roślinności. W zd łuż po łudnio
wej pochyłości gór S zuga płynie duża rz e ka tejże nazw y w obszernej dolinie, która, pod względem ilości traw i roślin łąkow ych zajm uje może pierw sze m iejsce w całym T ybecie północnym . S tąd też pochodzi niezm ierna obfitość wszelkiego zw ierza w dolinie S zuga i polow anie w tój okolicy, dla niezm iernej łatw ości zabicia zw ierzyny, traci w szelki u ro k i w krótce nudzi najza
ciętszego m yśliw ca. J u ż w tych stronach, mówi P rzew alsk i, m ożna było poznać, że się stąpa po najw yższem płaskow zgórzu na ku li ziem skiej. „O grom na wysokość m iej
scowości daw ała się uczuw ać w u tru d n io nym oddechu, przyspieszonem biciu serca, prędk iem zm ęczeniu podczas chodu, zaw ro
tach głow y i ogólnem osłabieniu l). R o
zum ie się, w szystkie te p rz y k re objaw y zła
godziły się później, gdy przyzw yczailiśm y się do now ych w arunków życia”.
(dok. nast.).
S tefa n Stetkiewicz.
N r 8 .
(Dokończenie).
W chw ili przybycia D om eyki do S an t Jag o (1846 r.) k a te d ra chemii w uniw ersytecie zajęta b y ła przez profesora L eona C ro snier.
R odakow i więc naszem u zlecono zbadanie chem iczne wód m iejskich i okolicznych.
D opełnione przez niego rozbiory w y kazały, że w oda studzień stołecznych w iele pozosta
w ia do życzenia, a naw et szkodliw ą je s t dla
') Nietylko ludziom, ale i zwierzętom deje się we znaki wznoszenie na wyżynę: czasami wielbłą
dy padają bez życia, podobny wypadek miał Prze
walski przy przechodzeniu gór Burchun-Budda.
W SZEC H ŚW IA T.
Nr 8. W SZECHŚWIAT. 119 zdrowia. P ożądaną więc rzeczą, było spro
wadzenie n a użytek mieszkańców wody źró
dlanej z zam iejskiej dalszej okolicy i w tym celu D om eyko opracow ał p ro je k t wodocią
gu, któ ry po latach ośmiu zbudow any zo
stał. W roku następnym (1847) mianowano Dom eykę członkiem rad y uniw ersytetu, a niebaw em i profesorem na katedrze che
mii i m ineralogii po ustąpieniu z niój do
tychczasow ego posiadacza.
Nauczycielską działalność swą w uniw er
sytecie rospoczął Dom eyko szeregiem w y
kładów , stanowiących wstęp do um iejętności przyrodniczych, ogłoszonych współcześnie drukiem . Obrazowość w ykładu obok jego prostoty i przystępności zjed n ały odrazu nowemu profesorow i um ysły i serca s łu chaczów, co się odbiło pochw alnem echem w miejscowych czasopismach. W tymże ro
ku w ystąpił on w dzienniku A raucano z ważnym m em oryjałem o potrzebie ujedno
stajnienia m iar i wag, z w yjaśnieniem zasad system atu m etrycznego i zalet jego. W y n i
kiem tej pracy było zaprow adzenie naty ch miastowe w rzeczypospolitój układu dzie
siętnego. W ro k zaś potem (1848) wydał
„Zasady fizyki i m eteorologii.”
T ru d n o zapraw dę śledzić ro k po roku niezm ordow aną czynność D om eyki przez długoletni okres pracy jeg o w S ant Jago obok zw ykłych obowiązków nauczycielskich podejm ow anej. I dla tego musimy działal
ność tę zgrupow ać w pew ne działy poje- dyńcze.
B adania wód krajow ych, tak słodkich ja k i m ineralnych, rospoczęte za przybyciem do stolicy, zajm ow ały skrzętnego an alityka przez wiele lat następnych; a rezu ltaty ich pomieszczane były w R ocznikach U n iw er
sytetu. T a k spraw ozdanie o wodach słod
kich w S an t Jag o i jeg o okolicach, ogłosił Dom eyko w r. 1847 i 1857; w N ubie (1868);
o źródłach m ineralnych w Dona A n a (1846), w Colima (1848), w M ondaca i Chillan (1849), w S u r (1850), w T ra p a tra p a (1858), w T in g u irica (1862) i w A poquindo (1866).
D zielny przyrodnik rozum iał doskonale ważność m eteorologii i znaczenie jój w sp ra
wie gospodarstw a krajow ego. O d chw ili więc przybycia swego do Cocjuimbo p ro w a
d ził ju ż system atyczne spostrzeżenia meteo
rologiczne, przem aw iając następnie za nie
zbędnością ich na całym obszarze rzeczypo- spolitej, założyłstacyją meteorologiczną przy uniw ersytecie, a w corocznych swoich po
dróżach po rozm aitych prow incyjach zbierał skrzętnie wszelkie dane przedm iotu tego dotyczące. W R ocznikach uniw ersyteckich z 1851 roku, zamieścił rospraw ę swoje 0 klim acie Sant Jago , w dziesięć la t później zestawił w tem że piśmie obserwacyje m eteo
rologiczne zebrane na całem w ydłużonem tery to ry ju m krajow em , od pustyni A tacam a na północy, do cieśniny M agelańskiój na południu, a w 1868 r. podał w oddzielnej broszurze instru kcy ją robienia obserwacyj.
Z ich zestaw ienia sp raw dził prawidłow ość wiatrów dziennych w k raju, które tam stale w ciągu dnia wieją od zachodu lub połu- dnio-zachodu do godziny siódmej wieczo
rem. W nocy panuje cisza, a o brzasku po-‘
jaw iający się w iatr wschodni i trw ający do ósmój rano, ze szczytu śnieżnych Andów chłodzi ro3paloną dziennym skw arnym p o wiewem ziemię. Po parogodzinnej ciszy pow tórnój, w ystępuje znow u ów w iatr za
chodni, w zm agający się do drugiej po po łu dniu, by następnie słabnąć ku wieczorowi.
W ciągu całego długoletniego pobytu swojego w Chili, Dom eyko zajm ow ał się stale rozbiorem wszelkich, niewiele do p rzy
bycia jego znanych m inerałów i ru d k ra jo wych, bądź zebranych przez siebie samego w ciągu licznych wycieczek naukow ych, bądź dostarczanych przez interesow anych w tym względzie właścicieli kopalń. Śmiało powiedzieć można, że ani jed en z rodzi
mych produktów m ineralnych k ra ju nie uszedł przed bacznem i biegłem analitycz- nem jego okiem. To też w ykrył on i w pro
w adził do nauki wiele nowych gatunków 1 odmian m inerałów kordylijerskich, które pomieścił w trzech wydaniach swojej „M i
neralogii” (Coquimbo, 1854, S ant Jag o 1860,
tam że 1879), obejm ującej głów nie m inerały
C hili, Boliw ii, P eru i A rgentyn y, a także
w sześciu do niej dodatkach (1860, 1867,
1871 (dw a), 1875, 1878), oraz trzech in
nych do trzeciego w ydania M ineralogii
(1881, 1883, 1884). O ważniejszych o d k ry
ciach swoich przesyłał też wiadomości do
A nnales des mines p ary skich i do Neues
Jah rbu ch fur m in eralo gieL eo nh ard a i Bron-
na. Prześledzenie i w ykazanie tych jeg o
1 2 0 W SZECH ŚW IA T. Nr 8.
ro b ó t w dziedzinie fizyjografii m in eralo gicznej, wymaga dłuższego zajęcia i d la tego treściw e o nieb w naszem piśm ie s p ra w ozdanie podam y później nieco.
Samo się przez się rozum ie, że obok m i
neralogicznych i gieologiczne rów nież bada
nia k ra ju były pierw szorzędnem zadaniem Dom eyki. W ięc sp raw ozdania z fe ry jn y ch w ycieczek swoich,
avktó ry ch stu d y jo w ał budow ę gieologiczną C hili i górskich jego łańcuchów podaw ał uczonem u św iatu w licz
n ych a rty k u ła c h ogłoszonych w A nnales des m ines z 1846 i 1848 ro k u , w L iiddego:
Z eitsch rift fu r E rd k u n d e (1847 — 1848), w F rio rie p a N otizen (1848), w Neues J a h r - buch fu r M ineralogie L eo n h a rd a i B ro n n a (1850), wreszcie w roczn ik ach u n iw ersy tetu sw ego (1861). Z w ażniejszych dla nauki faktów , w y k ry ty c h przez D om eykę, je s t w ykazanie istn ie n ia form acyi ju ra jsk ie j w K o rd y lije ra c h , nie dostrzeżonej tam przez daw niejszych badaczów , a stw ierdzonej na podstaw ie skam ieniałości, p rz esłan y ch do P a ry ż a i uznanych p rzez tam tejszy ch pale- onto lo gów za niew ątpliw ie ju ra jsk ie , co spo
w odow ało ich do n azw ania jed n eg o właśnie z w ielkich ju ra js k ic h am onitów , dotąd nieznanego, n a cześć odkryw cy: A m m onites D om eykianus. D ru g im , niem niej w ażnym faktem było zb adanie pokładów trzecio rzę
dow ych, stanow iących chilijskie w ybrzeża, oraz w ykazanie, że w ybrzeża te uleg ały n ie
jed n o k ro tn e m u pow olnem u podnoszeniu i obniżaniu. O bszerna p ra c a w tym p rz e d miocie p. t. M em oire su r le te rra in tertiai- re et les lignes d ’ancien niveau de 1’O cean du S u d au x environs de C oąuim bo, u k aza
ła się w A nnales des mines w 1848 r., a po h iszpańsku w P rze g lą d zie naukow ym i lite rackim S ant Ja g o (1857) i w R ocznikach uni
w ersytetu (1861).
W ulk anizm , ta k potężną odgryw ający ro lę w K o rd y lijera ch połudn io w o -am ery k ań sk ich , nie m ógł rów nież nie zw rócić n a sie
bie bacznój uw agi zam iłow anego i niezm or
dow anego gieologa. W ięc niezw ażając na tru d y i niebespieczeństw a, połączone z w y
praw am i w dzikie górsk ie okolice, zaw alo
ne odw iecznem i głazam i i niep rzeb ytem i gąszczami dziew iczych zarośli p o k ry te, prze
d a rł się pierw szy do k ra te ró w szczytow ych niezw iedzonych d o tąd w ulkanów : A ntuco
(2 735 m etrów) i C hillan (2879 m etrów) w prow incyi Concepcion, kiedy indziej zno
w u w szedł w A ra u k an ii na szczyt w ulkanu Lonquim oi (2 952 m etr.), na w ierzchołek O sorno (2257 m etr.) i C albuco (1691 m etr.) w bardziej jeszcze k u południow i posunię
tej prow incyi L lan q u ih u e. O pisanie szcze
gółowe w ulk anu A n tuco zam ieścił w A nna- les des mines z 1849 r. P rz y zw iedzaniu w ulkanów nie uszły rów nież baczności jeg o i siarko wice (solfatary), te m ianow icie, któ
re pow stały za czasów jego pobytu w Chili.
W ięc opis podobnej siarkow icy pow stałej w l8 4 7 r. na górze C erro A z u l w K o rd y lije- rze T alca, znajdujem y w roczniku m in era
logicznym L eo n h a rd a i B ro nn a z 1852 r., a o bocznych siarkow icach w ulkanów leżą
cych w południow ym łańcuchu A ndów ch i
lijskich w A nnales des m ines z 1876 r.
K ra j, w k tórym ziom ek nasz ta k długie spędził lata, słyn ny je s t z trzęsień ziem i, często się w nim w ydarzających. O pis t a kiego trzęsienia w dniu 20 M arca 1861 r.
po jed n ej i drug iej stronie K o rdy lijeró w chilijskich w ydarzonego, opracow any przez D om eykę, znajdziem y w Com ptes rendus A kadem ii paryskiej z tegoż roku; opis zaś innego, gw ałtow niejszego jeszcze, którem u i n iezw yk łe w zburzenie m orza tow arzyszy
ło, sk reślił on w oddzielnej broszurze, w y danej w tym że ro k u w S an t Jago.
G órnictw o k rajow e, którem u ta k wielkie ju ż podczas po bytu swego w Coąuim bo przyniósł D om eyko korzyści, nie przestało być i w S an t Jag o przedm iotem jeg o tro sk li
wości. N a k ró tk i czas przed przybyciem jeg o do C hili przypadkow o odkryto rudę sre b rn ą w C hanarcillo, miejscowości gór
skiej, leżącej o dziesięć mniej więcej mil naszych n a południe od m iasta Copiapo.
Z od krycia owego niewiele sobie z początku robiono. A le kiedy w la t kilkanaście pó źniej, o dk ry to tam nowe jeszcze cennego kruszcu pokłady, w tedy wezwano ju ż sły n nego w g ó rn ictw ie krajow em naszego ro d a
ka, dla zbadania n a m iejscu rodzim ego bo
gactw a. P ospieszył on tam natychm iast, a w śród pokładów ju ra jsk ic h w ykrył m nó
stw o żył srebi-onośnych, złożonych oprócz
innych zw iązków sreb ra, przew ażnie z em-
bo litu (chlorobrom ku srebra), zb ad ał je
stara n n ie i zap ro jek to w ał odpow iednią eks-
Nr 8 ._____________________________________ w s z e c h ś w i a t . 121
ploatacyją. Dziś kopalnie te z dw u głó
wnych żył, C olorada i D escubridora, na dw ie w iorsty długich, daj:} rocznie około czterech m ilijonów kilogr. ru d y srebrnej.
Rozum istotnego męża stanu, jakiego n ie w ątpliw e dowody złożył Dom eyko, j a k w i
dzieliśm y wyżój, w swojej „A rau k an ii,”
odbił się rów nież w memoryj ale jego: „O ko- lonizacyi w C h ili”, przedstaw ionym miejsco
w em u rządow i w 1850 r. P rzeb ieg ając w ciągłych wycieczkach swoich wszystkie okolice k ra ju , m iał on sposobność naocznego spraw dzenia wszelkich wad dotychczasowych ustaw kolonizacyjnych, a w ykazując braki ich w m em oryj ale owym, podaw ał rządow i sposoby zaradzenia złemu. Szczególny zaś k ła d ł nacisk n a tę okoliczność, że w d o brze pojm ow anej i użytecznej kolonizacyi chodzić pow inno nietyle o ilość, ile raczej 0 jakość kolonistów , bo uczciwość jedynie przybyszów , ich zam iłow anie w pracy, oszczędność i chętne stosowanie się do zw y
czajów i obyczajów miejscowej ludności, mogą w ytw orzyć pożądanych z nich obywa
teli. R ad ził też w ykonanie dokładnych pom iarów przyszłych kolonij, w ydanie praw zabespieczających niszczenie lasów, oraz określających ściśle ta k przyw ileje, ja k 1 obow iązki w zajem ne przybyszów . P ro je k ty te zostały przez rząd zatw ierdzone i w prow adzone w wykonanie.
N iem ałe też ziom ek nasz położył zasługi, jak o członek tow arzystw : rolniczego i do
broczynności.
Z apracow any w służbie publicznój, D o
m eyko w późniejszym ju ż stosunkowo wieku zap rag n ął zakosztow ać ciszy i szczęścia we w łasnem rodzinnem ognisku. Z aw arł więc zw iązek m ałżeński w 1850 r. z H enryką Sotom ayor, panną zacnego i zamożnego ro du, z k tó rą szczęśliwie przeżył la t dw adzie
ścia jeden, doczekaw szy się z niej dwu synów i córki. P ow szechnem ciesząc się uznaniem , w ysłany został jak o przedstaw i
ciel przem ysłu ch ilijsk ieg o na wystawę po
w s z e c h n ą w P ary żu 1866 roku, gdzie zebrane przez niego i wystawione p ro d u k ty m ineral
ne rodzim e i przerobione przybranej jego ojczyzny, szerokie budziły zajęcie.
W następnym 1867 roku został w ybrany na re k to ra uniw ersytetu. J a k zaszczytnie sp ełniał obowiązki tej nowej godności, n aj
lepiej dowodzi fakt, że go następnie po trzyk roć do niej pow oływ ano, za każdym razem na nowe pięciolecie, ja k tam jest w zw yczaju. Po upływ ie lat piętnastu na j tej zaszczytnej posadzie, osiemdziesięciole-
j
tni ju ż i pełen zasługi starzec zapragn ął od-
j
poczynku. A le przy zn ając mu całkow itą płacę (1 50 00 fran k ó w ) jak o em eryturę, obrano go rektorem poraź czw arty w 1882 roku. T ą razą zgodził się ju ż tylko na tym czasowe pełnienie obowiązków, a uw ol
niony nakoniec od nich na usilną swą p ro ś
bę w ro k u 1883 zajm ow ał jed n ak katedrę swoję do końca ro k u akadem ickiego, czyli do Stycznia 1884 r. Św ietnie też rzeczpo
spolita oceniła 46-letnie zasługi naszego ziomka. Bo rada uniw ersytecka, uw aln ia
ją c go ostatecznie od obowiązków rektora, na wniosek jedn ego z członków swoich, p. P in to , b. prezydenta rzeczypospolitój, wydelegowała z grona swego, p. A m una- tegui, byłego m inistra oświaty i p. H u n-
| ceusa, prezesa izby deputow anych, aby wnieśli do tejże izby p rojekt przyznania Domeyce 30000 franków dożywotniej rocz-
! nej płacy, z której ma korzystać ta k w k ra ju ja k i poza jego granicam i. Nie będzie
my tu przytaczali gorących słów przedsta
w ienia tego, powiem y tylko, że izba depu
tow anych, a następnie senat zaw otow ały jednom yślnie powyższą narodow ą dla D o
meyki nagrodę. Nie możemy się pow strzy
mać wszakże od przytoczenia słów jego, zamieszczonych w liście do O dyńca z d. 24 L ipca 1883 roku: „Jużem się tobie pochwa
lił, że przyjęto moje zrzeczenie się z rek tor- stw a i hojne izby tutejsze uchw aliły dla mnie pensyją dożywotnią za usługi, a rad a stanu i prezydent rzeczypospolitej ją po
tw ierdzili. Nie mam potrzeby tobie mó
wić, ja k mi przyjem nie widzieć, że ta uchw ała wszystkim się podoba i n ik t mi jej nie zazdrości i że w mojem tyloletniem urzędow aniu nikomu się nie naraziłem . Nie uwierzysz, ja k mi dziś lżej na um yśle z p o zbycia się kłopotu, k tó ry praw ie n ieu stan nie stawiał w trud nem i, ja k to mówią, de- likatnem położeniu w k ra ju , gdzie w alka nieustanna m iędzy stronnictw am i wym aga wielkiej ostrożności i taktu. B yłem pierw szym organizatorem tutejszego un iw ersy te
tu, który z początku m iał tylko 1 8 0 uczniów,
W SZECH ŚW IA T.
a dziś ich liczy do tysiąca, a m łodzież, ja k wszędzie, nie z baw ełny. Zostaw iłem cały zak ład , liczący 50 profesorów i adju n k tó w , spokojny. Nowe elekcyje n a re k to ra o d
były się nie bez politycznych w pływ ów , zabiegów, podburzeń; odniósł zw ycięstw o kandy dat p a rty i zachow aw czej, chociaż z trudnością, nad ulubieńcem radykalistów . J a tym czasem spokojnie, bez żadnego zo
bow iązania się na przyszłość, baw ię się w la- bo ratoryjum chem iczne i z ochoty nie opu
szczam moich uczniów , m iędzy k tó ry m i li
czę i mego sy n a ”.
N ie wyliczam y też licznych akadem ij i to
w arzystw naukow ych św iata całego, k tó re go zaliczyły w g rono sw ych członków , za
znaczym y tylko, że krak o w sk a akadem ij a um iejętności d okonała tego na posiedzeniu swojem z d. 7 L ip ca 1873 r. W y w d zięcza
jąc się za to, przesłał D om eyko zbiór n a j
rzadszych m inerałów chilijskich i pracę swoję: „R zu t oka na K o rd y lije ry ch ilijsk ie”
zam ieszczoną w R ospraw ach akadem ii za 1875 rok.
S yt zaszczytów i sław y na obczyźnie, tęsknił on wszakże wciąż do rod zinnćj zie
mi, ja k tego znajdujem y dow ody w listach jego do A . E . O dyńca i innych ziom ków, pisanych przez cały ciąg pobytu w A m e ry ce. W hiszpańskich dziełach swoich w ie
lokrotnie nazyw a się „synem N iem na”, w podróżach po A n d ach zw raca się m yślą i sercem k u rodzinnym T atro m , a do O d y ń ca pisze: „W ieczoram i, gdy dom i ogród mój pełen je s t woni róż, białej d a tu ry i p o m arańczow ego kw iatu, a n ik t mnie nie sły szy, siadam do fo rtep ian u i g ram tych dw adzieścia piosnek, których się nauczyłem 60 la t tem u w W ilnie, a k tóre są zawsze nowe dla mnie”. W ieszcz z C zarnolasu i P a n Tadeusz nie od stęp u ją go naw et w śród wy
cieczek górskich, a j a k dochow ał czystości mowy rodzinnej po 53 latach pobytu zdała od swoich, o tem św iadczą choćby ustępy z listów do O dyńca, wyżej przez nas p rz y -
jtoczone.
N astąp iła wreszcie u p ra g n io n a dla niego chw ila odw iedzenia ukochanej m u zawsze L itw y , uściskania córki, zaślubionej odda- wna b ra tu sw em u stryjecznem u, p. L eonow i Domeyce i m ieszkającej z nim w m ajątk u Ż yburtow szczyznie, w p-cie now ogródzkim ,
wreszcie pokazania dw u synom rodzinnego ojca ich k ra ju . W dniu 23 M aja 1884 roku cala ludność S an t Jag o z rządow ym i dostoj
nikam i w ładz wszelkich na czele, uroczyście odprow adzała zasłużonego dobrze k rajo w i litw in a n a stacyją drogi żelaznej. R zew ną żegnał go mową je d e n z uczniów uniw ersy
tetu, a wszyscy obecni w ym ogli n a nim przyrzeczenie, że ich odwiedzi jeszcze.
W zruszonego do głębi starca odw ieziono w parad nym w agonie p rezyd enta do portu Y alparaiso, dokąd mu i niektórzy z m in i
strów tow arzyszyli. W pierw szych dniach S ierp nia stanął D om eyko n a stacyi G ranica, gdzie nań oczekiw ał tow arzysz z ław y u n i
w ersyteckiej, O dyniec, ze swą rodziną. Ze łzą gorącą rzucili się sobie w ram iona po 53-letniej rozłące starzy druhow ie, a obe
cna tem u publiczność z uszanow aniem od
k ry ła głow y, oddając cześć publiczną sza
now nym starcom . N a dw orcu warszaw skim spotkało czcigodnego przybysza kilkadzie
siąt osób, k o ro n iarzy i łitw inów , re d ak to rów głów nych czasopism i przyrodników w arszaw skich, z sędziw ym d r Szokalskim na czele, k tó ry go odpow iednią w sali po
w itał przem ow ą. D om eyko w W arszaw ie baw iąc dni k ilka, zw iedził okolice m iasta, za jrzał też ciekaw ie i do gabinetu m inera
logicznego uniw ersyteckiego, którem u zło
żył w darze 62 okazy rzad kich i cennych m inerałów przew ażnie chilijskich '), jed y - naście dzieł i broszur, w ydanych w Chili, oraz szczegółową k a rtę topograficzno-gieo- logiczną n a skalę 1:2 500 00 rzeczypospolitej chilijskiej w 13 w ielkich sekcyjach.
O d tąd D om eyko przem ieszkiw ał stale n a L itw ie u córki sw ojej, odw iedzając corocz
nie W arszaw ę i K rak ó w w przejeździe do R zym u, gdzie starszy syn jeg o , H e rn an , pośw ięcił się zawodowi duchow nem u, lub do P ary ż a, gdzie m łodszy syn, K azim ierz, stypendysta rzeczypospolitej chilijskiej, był uczniem szkoły górniczej.
W r. 1887 u d ał się Dom eyko do Rzym u na uroczystość w yśw ięcenia starszego syna
') O m in erałach ty ch szczegółową wiadomość podam y później kiedy w rócim y do treściw ego sp ra
w ozdania z p ra c D om eyki w zakresie fizyjografii
m ineralnej.
1 2 3
na kapłana. T u na pierw szej ofierze bez
krw aw ej, oclprawionój przez niego u grobu Sw. P io tra, sędziwy starzec p rz y ją ł Chleb P ański z rą k synowskich. Tegoż roku od
był wycieczkę do Jerozolim y. W jesieni zeszłego 1888 ro k u czując się zdrow ym i sil- nym , postanow ił spełnić dane chilijczykom przyrzeczenie odw iedzenia ich raz jeszcze, p ragnąc zarazem odwieźć obu sw ych synów na usługi rodzinnego ich k ra ju . H e rn a n bowiem przygotow yw ał się na sługę ołtarza w S an t Jago, K azim ierz zaś po ukończo
nych studyjach w P a ry ż u i F rey b e rg u sa
skim, m iał zająć posadę profesorską przy uniw ersytecie, k tó rą niegdyś ojciec zajm o
w ał. Dom eyko p ra g n ą ł zainstalow ać obu- dw u i polecić życzliwości przyjaciół, a po p a ru latach wrócić na L itw ę, by obok córki dożyć resztę wieku. A le stało się inaczej.
D łu g a podróż m orska wokoło całego kon
ty n en tu południow o-am erykańskiego m usia
ła w płynąć ujem nie na zdrow ie, choć czer
stw ego, ale zawsze 86-letniego starca. S tru dzony więc wielce i chory stanął dnia 15 L isto p ad a r. z. w dom u swoim w S ant Jago, k tó ry dzięki opiece sióstr nieboszczki żony znalazł w niezm iennym zupełnie, w jak im go opuścił, stanie, p rz y ję ty radośnie przez licznych pow inow atych, przyjaciół i w iel
bicieli. W ypocząw szy nieco w życzliwem tem gronie, zdaw ał się daw ne odzyskiwać siły, ja k o tem donosił córce i zięciowi, kie
dy nakoniec w dniu 23 Stycznia r. b. mniej spodziew anie zasnął na wieki.
Jak k o lw iek w szystkie swe prace nauko
we d ruk ow ał z konieczności w hiszpańskim ję z y k u , a rzeczy ogólniejszego dla nauki znaczenia pom ieszczał, ja k w idzieliśm y w y żej, w francuskich i niem ieckich czasopi
smach, wszelako, od czasu mianowicie osie
dlenia się O dyńca w W arszaw ie i polskie niektóre czasopisma zasilał swemi arty k u łam i, popolsku pisanem i. P ierw szym takim by ł a rty k u ł „C h ili” w W ędrow cu z 1871 r.
N ajw ięcej p rac jego znajdujem y w K ronice R odzinnej, popieranej przez O dyńca i prze
syłanej Domeyce stale do A m eryki. Do tych należą: „O dpust w A ndacollo w K o r
d y lie r a c h ” (1876), „C hili” (1882), „Z życia wiejskiego w A m eryce” (1883), „U ryw ki z podróży do k ra ju A raukanów ” (1884),
„O początku św iata” (1885). Sędziwy gieo-
log poznajom iwszy się za powrotem do k ra ju i z naszem pismem, przesłał nam też w yjątki z naukow ych niegdyś wycie
czek swoich po A ndach chilijskich, a mia
nowicie „O solfatarach bocznych” a wszcze- gólności o solfatarze C erro A zul, oraz 0 dwu innych: C hillan i T in guiririca (W szechśw iat N-ry 25 i 26 z 1888 r.). W za
granicznych czasopismach polskich, oprócz wspom nianej ju ż rospraw y w R ocznikach krakow skiej akadem ii um iejętności, zn a j
dujem y a rty k u ł jego o młodości M ickie
wicza w P rzeglądzie Lw ow skim zeszyt 13, z 1872 r., oraz „F ilareci i Filom aci” w R o
cznikach tow arzystw a h isto ry czn o -literac
kiego w P ary żu (1870 — 72), oraz w P o znaniu (1872).
D odać tu winniśm y, że oprócz p rzek ła
du dzieła „A rau k an ija i jej mieszkańcy^, dokonanego, ja k mówiliśmy, przez R etjila
w P aryżu, drugi p rzekład Ja jrfiZairiosto^- - skiego u k az ał się w Biblijotece podróży,
wydawanej przez A d. Zawadzkiego, W ilno,
1860 r. “ " ^
W dniu 4 Lutego odbyło się w kościele ^ 7> t f l / f Sw. K rzyża, staraniem córki i zięcia, na
bożeństwo żałobne za zm arłego, a w dniu 14 L utego takież nabożeństw o w kościele Sw. Jan a , z inicyjatyw y redakcyi pisma naszego. W obudw u uczestniczyło grono wszystkich przyrodników w arszaw skich 1 bardzo poważna liczba młodzieży u n iw er
syteckiej, w szystkie zaś czasopisma k ra jo wa złożyły hołd w inny zasłużonem u mę
żowi.
K . Jurkiewicz.
KILKA UWAG
O P O S T Ę P A C H W IE D Z Y
o drobnoustrojach :*
Rozwój nauki o p asorzytach drobnow i- dzowych różne przech od ził i przechodzi obecnie koleje.
<) Rzecz czytana n a posiedzeniu Komisyi I Tow.
Ogrodniczego.
124 W S Z E C nŚ W IA T . N r 8.
G dy zw rócim y się do h isto ry i odk ryć i błędów , ja k ie kolejno po sobie n astęp o w a
ły , gdy zestawim y ten chaos drobnych fa k tów, ja k ie się na zbadanie p ra w d y złożyły, pomimo woli ogarnia nas sceptycyzm . K a ż dy fakt now y p rz y jm u jem y z n ied o w ierza
niem i nie uznajem y go, aż przekonam y się 0 p raw dzie niezbicie i naocznie. D latego to każde nowe w tej dziedzinie odkrycie spotyka taki chłód ze strony badaczy.
Jeżeli odrzucim y teo ry je chw ilow o p a n u jące , k tó re, ja k szybko o g arn iały um ysły
ta k też szybko ustępow ały m iejsca innym , m usim y uznać, że w dotychczasow ych k r ó t kich dziejach w iedzy o d ro b n o u stro jach , spotykam y trzy w ybitne okresy.
W pierw szym z nich w r. 1857 P a s te u r w ykazuje, że p rzem ian y zachodzące w m a- te ry i organicznej nie odbyw ają się same przez się, że istn ieją d ro b n e tw ory, k tó ry ch sp raw a życiowa je s t p rzyczyn ą zm ian w podłożu dostrzeganych. T w o ry owe nie pow stają z m ateryi bezustrojow ój, lecz r o dzą się z innych sobie podobnych. Dalój rów nież p race P a s te u ra w ykazują, że każdy z owych d ro bnych tw orów pow oduje sp ra wę sobie w łaściw ą; je d e n z nich d aje począ
tek ferm entacyi alkoholow ej, in n y m lecz
nej, jeszcze inny m asłow ój, inny w reszcie staje się przyczyną k a rb u n k u łu lub choroby jed w a b n ik a . O kres ten m oglibyśm y n a
zw ać okresem bad ań w stępnych, okresem chem icznym . W drugim okresie w idzim y na w idow ni prof. C ohna i K ocha. O kres przez nich stw orzony je st o tyle świeżym, że d a tu je od lat niespełna dziesięciu. Z ule
pszeniem środków optycznych przez P ra ż - m ow skiego, H a rtn a c k a i Zeissa, w szelkie drobne różnice, ja k ie m ikroskop w ykazać je st w stanie, spożytkow ane zostają przez Cohna do u tw orzenia nowego u k ład u , do którego dotąd nieoznaczone bliżej tw ory w prow adzone zostają ja k o g ru p a zn an a pod nazw ą b ak tery j, stojąca pom iędzy grzybam i a w odorostam i. C ohn rów nież w ypow iada te o ry ją o niezm ienności k ształtó w b ak tery j 1 o granicza w ten sposób popełniane dotąd nadużycia, polegające n a zaliczaniu tw orów zupełnie różnych do jednego g atu n k u . K och, w p ro w ad zając now y sposób oddzielania je d n y c h bak tery j od d ru g ich zapom ocą ga
laretow ego podłoża, podaje now y dowod
teoryi C ohna, k tó ra odtąd panuje przez j a kiś czas w szechw ładnie w nowoutworzonej gałęzi wiedzy — bak teryjo log ii. O dkrycie bakteryj k a rb u n k u łu (P asteu r i K och), g ru źlicy, cholery (Koch), nosacizny (Loeffler) błonicy (K lebs i Loeffler) zdają się coraz bardziej potw ierdzać teo ry ją Cohna: b ak- te ry je są to tw o ry niezm ienne, rosnące stale w jed nej postaci niezależnie od p od łoża.
W idzim y tu taj w tym okresie panow anie m orfologii, okres ten m oglibyśm y więc n a zwać m orfologicznym .
Nowsze prace P a ste u ra i jeg o szkoły, przenoszą środek ciężkości gdzieindziej.
D ro b n o u stro je pasorzytne nie są to jed y n ie b ak tery je, inne jednokom órkow e tw ory ró wnież tu taj zaliczyć należy (Plasm odium m alariae L av eran a). To też nazw a bakte- ry jolog ii zostaje zastąpioną przez m ikro- biją, nazw a w prow adzona poraź pierw szy n a o tw arciu in sty tu tu P asteu ra . M nożą się rów nież prace, k tóre w ykazują, że kształty drobnoustrojów , a mianoAvicie bak teryj w cale nie są ta k niezm ienne ja k sądzi Cohn, że istnieje cykl rozw ojow y zależny od w arunków gleby, ciepłoty i innych p rz y czyn, że zależnie od gleby b aktery je stają się m niej lub więcej szkodliwem i, że che- m izm tk an ek m a w ielkie znaczenie w roz
woju chorób, że same choroby wywołane zostają nie przez b ak tery je lecz przez wy
tw ory ich życia, że w reszcie ustrój ludzki i zw ierzęcy można do działania tych p ro duktów przyzw yczaić tak, ja k się go p rz y zw yczaja do d ziała n ia tru cizn m ineralnych i roślinnych.
O k res ten najnow szy p rzeno si środek ciężkości w iedzy o drobnoustrojach znów na m iejsce do pierw szego bliższe. N a p ie r
wszy p lan w ystępuje chemizm tkan ek i d ro bnoustrojów w d ziałaniu zobopólnem . To też obecnie, obok bad an ia m orfologicznego, widzim y skrzętn ie prow adzone poszukiw a
nia nad chem iczną stro ną d ziałan ia d ro bn oustrojów , oraz nad zastosow aniem je j do zapobiegania chorobom zakaźnym i ich leczenia.
N ie m ożemy w tej chw ili w daw ać się w szczegółowe w yliczanie prac, które w tym kieru n k u wiedzę n ap rzó d posunęły: wy
szczególnim y p arę ważniejszych.
Nr 8.
w s z e c h ś w i a t. 125 T oussaint szczepiąc krew karb u n k u ło w ą
ogrzaną do 45—50° C zauw ażył, że w n a stępstw ie takiego szczepienia zw ierzę uzy
sk u je odporność względem choroby. T ous
saint przypisał działanie to substancyi che
micznej w krw i zaw artej i C hauyeau pod
trzym y w ał długo jeg o teoryją, dopóki do
świadczenia P a ste u ra nie dow iodły, że jest to działanie osłabionych b ak tery j karb u n - kułow ych.
Zdaw ało się, że chem iczna teo ry ja dzia
łan ia szczepień ochronnych została w ten sposób obaloną. M ieczników postaw ił teo- ry ją fagocytarną, k tó ra działanie szczepień ochronnych tłum aczy stopniow em przyzw y
czajeniem się białych ciałek krw i do b a k te ryj coraz silniejszych i tutaj je d n a k moż
ność chłonięcia bakteryj przez białe ciałka sprow adza się do mniejszej ilości substancyi paraliżującej działalność chłonniczą białych ciałek.
W końcu ubiegłego ro k u C h a rrin wyka
zał, że zastrzy k u jąc w ytw ór chem iczny b ak tery j błękitnych ropnych, m ożna czę
ściowo zabespieczyć króliki od choroby dla nich śm ierteln6j.
W krótce potem R oux w ykonał dośw iad
czenia, dow odzące, że znany vibrion septi- que, czyli b a k te ry ja złośliw ego obrzęku (oedem a m alignum ) w ytw arza w obfitości substancyje chemiczne, które są w stanie działać rów nie zabójczo na zw ierzęta ja k sama b ak tery ja, tylko działanie następuje szybciej, ja k wogóle działanie trucizn. W y kazał on rów nież, że substancyja ta zastrzy- knięta zw ierzętom w yw ołuje odporność względem bakteryj tak jakgdy byśm y za
szczepili osłabione b akteryje.
P o n iedługim czasie podobne działanie substancyj chem icznych, wy tw arzanych przez bakteryje, zauw ażył tenże R oux dla bakte
ry j gazowej zgorzeli (gangraene gazeuse), Chantem esse i Y idal dla bak tery j tyfuso
wych, a n ajb ard ziej ciekawe działanie zau
w ażyli obecnie uczniow ie P asteu ra, R oux i Y ersin, w w ytw orach bak tery j błonicy (d yfterytu).
Zauw ażyli oni m ianowicie, że pro d u k t bakteryj błonicy działa zupełnie inaczej niż dotychczas spostrzegane w ytw ory innych bak tery j, m ianow icie w czasie znacznie dłuższym . Z w ierzęta, którym go zastrzy-
kiw ano chorow ały na objawy błonicowe wtórne znane pod postacią częściowych p a
raliżów pojedyńczych kończyn, grup lub tylko pojedyńczych m ięśni (najcięższym w skutkach bywa w takich razach paraliż mięśnia przeponowego sprow adzający n a
tychm iastową śmierć z uduszenia). Objawy te występują zw ykle dopiero w kilk a lub kilkanaście dni od początku choroby, a czę
sto ju ż po przebytej chorobie. To samo dawało się zauw ażyć po zastrzykiw aniu wytw orów bakteryj dyfterytycznych, o b ja
wy w ystępow ały zależnie od ilości ja d u do
piero n a drugi, trzeci lub czw arty dzień, w niektórych razach dopiero po tygodniu i końćzyły się wyzdrowieniem lub śmiercią, co zależy ju ż tylko od ilości w strzyknięte
go jadu .
Obecnie, również przed kom isyją w yzna
czoną z ło n a akadem ii um iejętności, d r G am aleia z Odesy w ykonyw a dośw iadcze
nia nad cholerą azyjatycką, którój ja d che
miczny w ydzielił i szczepiąc zw ierzętom miał w ytw orzyć odporność względem ży
wych bakteryj cholery.
Rzecz sama nie je st pewną, a p rz y n a j
mniej niew iele można o niej powiedzieć, gdyż szczegóły trzym ane są w tajem nicy.
Z daje się jed n ak , że pierw szy kro k na tej drodze je s t ju ż zrobiony, gdyż niew ątpliw ie, co sam m iałem sposobność stw ierdzić, udało się d-row i G am aleia wywołać u zw ierząt ogólne zakażenie krw i bakteryjam i cholery, co się dotąd nie udaw ało Kochowi, ich od
kryw cy. G am aleia przenosi bakteryje cho- j lery z krw i zw ierząt jedny ch na drugie, j w zm acniając tym sposobem, ja k powiada, j ich działanie i wywołuje obfite w ytw arza-
J