• Nie Znaleziono Wyników

As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1938, R. 4, nr 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1938, R. 4, nr 4"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

l e r w v O . C Y P U A N A

Z p rzyg o to w a n ej do d ru k u pow ieści zn a ko m iteg o pisarza „Patron za b łą ka ­ n y c h lo tn ik ó w “, k tó r e j bohaterem jest legendarny m n ic h -lo tn ik z P ienin, O. Cy­

prian, p o d a jem y p o n iż e j fragm ent, p rzed sta w ia ją cy p ierw szy lot O. Cy­

p r jana.

D oczekał się te j chw ili, do k tó re j tęsk n ił ta k długo, do k tó re j zd ążał ta k u parcie.

— O, Boże, ja k Cię w ielbić za to, żeni do- żył!

O b ejrzał się n a w szystkie stro n y , w y b ad ał p o d m uchy w iatru , jego siłę, d o tk n ą ł d rążk a sterow ego, w iedząc, że będzie tern dla niego, czem ogon d la p ta k a . D łonią g łask ał po szczególne części skrzydeł.

— T yś m oje wiosło. N adasz k ieru n ek me m u lotow i. M acie k sz ta łt k rzyża. Nie dźw i­

gam n a sw oich b a rk a c h k rzy ża, ale krzyż m a m nie unieść.

Z dreszczem , p rz e n ik a ją c y m go całego, w su n ął się m iędzy w iązan ia, w ró sł w nie i zespolił się na śm ierć i życie. To nie ciso we d rew n a sie k ie rą i heblem obciosane i w y­

gładzone, ale jego w łasne kości; to nie szn u ­ ry, uw ite z ko rzo n k ó w i ły k a, ale jego żyły;

to nie p łó tn o n am aszczo n e żyw icą, ale jego w łasna sk ó ra. P o czu ł obecność ich części sk ładow ych w całem ciele. Gdyby ktoś p rz e rw a ł linkę, p rz e c ią ł d rążek , gdyby k to ś ro z p ru ł tk a n in ę , toby. try sn ęła żyw a krew z jego tętn ic, z jego serca. Z p iersi p ę k a ­ jący c h od ło sk o tu zerw ało się w ołanie:

— T yle lat, tyle lat, o Boże, o b ja w Sw oją m oc!

D ygotał każdym pulsem .

— P onieście m nie... d o k ąd zapragnę...

Oczy poleciały dalek o — a m iały chyżość m yśli.

U czucia, w szystkie godziny jego życia b y ­ ły p rag n ien iem lotu. T eraz d o p iero zobaczył o grom w ysiłku, teraz dopiero p o ją ł w szyst­

k ie u d rę k i, p oryw y, ro z te rk i, zw ątp ien ia, k ied y z d ru zg o tan y w łóczył się po k a m ie ­ n iach , w o ła ją c o łask ę w y trw an ia, o o b ja ­ w ienie, ja k m a d o k o n ać dzieła. N ikt nie p o ­ m ógł, n ik t n ie w sparł. P rzezw yciężył wszyc-t- k ie u p ad k i i z siebie, z tych m ięśni w y d o ­ b y ł siły niezłom ne, n iepokonane. S am otna cela, szczyt K orony^ p o la n k a i szałas, głazy

• i d rzew a były św iad k am i jego. zm agań i bo- ry k a ń z n ajw ięk szy m w rogiem : z rozpaczą, o d b ie ra ją c ą w szelką moc. W iedział, że nic ustąp i, a z a m iary urzeczyw istni, bo bez tego celu życie b yłoby p u ste i bezużyteczne. Te sk rz y d ła zb u d o w ał w łasnoręcznie. W pal cach sp raco w an y ch , stw ard n iały c h poczuł m ozół. To one zeb rały tyle ro ślin , ziół, k o ­ rzo n k ó w , to one zm iędliły, uprzędły, u tk a ły. Z obaczył sto p y obite, p o ra n io n e na ścież­

k ach , ja k ie przebył, kiedy szu k ał ździebel l k o rzo n k ó w , k ied y u k ra d k ie m p rzenosił części składow e. A potem tygodnie prób. —

2- AS

Z m agał się, u p ad ał, dźw igał, o trz ą sa ł z sie­

bie z w ątp ie n ie ja k pył z płaszcza, w alczył, i zw yciężał, bo w ola zdobycia kierow ała j e ­ go zm ysłam i. Coś plótł, coś w iązał, coś tw o ­ rzył, czego b a ł się nazw ać, bo każde jego p o stan o w ien ie k lątw a k o ścieln a ścigała i ogniem g ro ziła ziem skim i piekielnym . — W tajem n icy zbudow ał k s z ta łt skrzydeł, ja ki p o d p a trz y ł n a szczytach, k ied y o rły k r ą ­ żące n a d P ien in am i zd rad zały -tajem nice sw ych lotów , rz u c a ją c na jego oczy cienie sw e i szum i błyski.

— N am ozoliłem się dość, upracow ałem rę ­ ce i nogi — szep tał gorejącem i w argam i.

Je d n o słow o d um ne i m ocne ja k gw ałtow ny cios p ad ło — D okonałem .

W chw ili, kiedy m iał ju ż się odbić, z e r­

wać do sw ego u p rag n io n eg o lotu, zaw isł, z n ie ru c h o m ia ł n ad k ra w ę d z ią przepaści. Nie śm iał drg n ąć, p o ru szy ć ram ien iem . S tra sz ­ liw y bezw ład sp ę ta ł go. Chyba n a w ieczność zo stał p rz y k u ty do sk ały razem ze sk rz y ­ dłam i.

r— Czyż nie b ęd ę m iał sił o d erw ać się z te ­ go m iejsca? T obie polecam siebie i sw oje dzieło.

Stąd niezw ykle p lasty czn ie k ształto w ało się g niazdo P ien in , uw ień czo n e tylu n a z w a ­ mi, u ro d zo n em i z orłów i sokołów . W zn o ­ szące się szczyty za szczytam i były podobne do zastygłych b ałw an ó w w zburzonego przed w iekam i m orza. Ich k o lo r w m iarę oddalę n ia zm ien iał się, zrazu zielony, potem si­

n iał, b łę k itn ia ł, ja k b y zbocza, lasy były m głą opylone i niebem spow ite. Św iat p ach n ia ł jesien ią, to też bu k i p łonęły czerw ienia. — N iek tó re drzew a były p o d o b n e do stosu, o- toczonego zw ich rzo n em i płom ieniam i, inne do ludzi w bitych na pal, ociek a jący ch k rw ią.

D u n ajec ciśnięty w dole, w y g in ał się śm ia- łem i z a k rę ta m i, b ły sk a ł łu sk a m i św iatła, to u p a d a b n ia ł się do ‘seledynow ych zak ątk ó w i zato k . P ęd zb u n to w an y ch jego wód ro z ­ d zierał zap o ry , w biegał w w ąw ozy rzeźb io ­ ne d łu ta m i tysiącleci. W głębie huczącej rzek i sp a d a ły u rw iste ściany.

O. C y p rjan o m in ął odm ęty, k ształty w zgórz sp iętrzo n y c h , a w zrok p rz e rz u c ił ku sw ojem u celowi.

— T a try . O, Boże pełen łaskaw ości, sp eł­

n ij cud, d a j m oc m oim sk rzy d ło m , łask ę lotu.

W d ali piętrzyły się tu rn ie i w ierzchołki chyba p io ru n a m i w y szarp an e ze złom ów słońca.

S zalony lotnik odbił się od k raw ęd zi. — T chu zab rak ło . K rzyk p rz e ra ż e n ia . W p ie r ­ siach szarp n ięcie d ru z g o ta ją c e życie. D oznał w rażen ia, że ja k strą c o n y głaż ru n ie w p rz e ­ paść. U słyszał trz a sk p o łam an y ch kości, huk ro zb itej czaszki.

G w ałtow ny p odm uch targ n ął. Coś pękło szarp n ięte. P o d e rw a ł m ocnym rzutem , p o d ­ trzy m ał i cisn ął w d a le k ą p rzestrzeń . Skurcz w g ard le m nicha.

— O Boże M iłosierny, o Jezu Z w ycięża­

jący!

T ak sam o orzeł w zlatu je z g n iazd a uście- lonego na sk a ln y m szczycie. Chw ili o d e rw a ­ nia się od ziem i nie. m ógłby inaczej O. Cy­

p rja n w yrazić, jen o spazm em , lub pieśnią.

P o m y śln y w ia tr w iejący od północy, m ający być p om ocą w tej drodze, niósł go p onad p rzep aściam i i w iercham i. D rzew o i płótno stra c iło ciężar, a zyskało lot. To nie on.

m nich z C zerw onego K laszto ru p ęta n y z a k a ­ zam i reguły, ale sw obodnie b u ja ją c y ptak w y k o n u je zw roty, p rzech y len ia, p ru je dal wedle odw iecznych p raw danym skrzydłom . W yzyskiw ał siłę pow iew ów , k ie ro w a ł sterem , n acisk iem nóg p o ru sz a ł śm igłem.

D u n ajec w dole ro zb ły sn ął w śród p o sz a r­

pan y ch łańcuchów . Łąk i w y ścielające zbocza z ielo n o ścią po d o b n e były do szat je d w a b ­ nych. B urzliw e potoki lecące po kam ien iach z gór, ogłuchły i te ra z w śród w zniesień lśn i­

ły ja k o nici, a źró d ła jak o pogubione groszki.

Człow iek i m aszy n a zrosły się z p rzestw o ­ rzam i i sta ły się jednością. T u ta j o taczała cisza i był sam o tn ik iem w n ieb io sach , w bo skiej p u steln i. Z agłębiał się w toń p o w ietrz­

ną, ja k pływ ak niesiony falam i. Od czasu do czasu p a trz y ł w dół i w idział zagony w śród sm reków niby p la s try m iodu, rzu co ­ ne w b łę k itn ą toń i zręb y dachów w dym ie.

P o zn aw ał okolice, w y m aw iał odw ieczne n a ­ zwy, dźw ięczące po lsk ą treścią. Obok tych osiedli szły drogi w y d ep tan e sto p am i k ró ­ lów' p o lskich, idących w d alek ie k ra je po w ielk ą chw ałę lu b klęski. W śró d pól i d o ­ mów’ w y try sk iw ały stru m ien ie, lśniące w słońcu, niby łzy niczem nie zatam o w an e, w ytoczone z kam ien n y ch oczu ziem i.

Na p rzo d zie „ d jab e lsk iej m a c h in y “ k ręci ło się w kółko coś, ja k b y śm igło w yrobione z cisow ej deski, w p raw io n e w ru ch osobnero n arzęd ziem , z rozm achem tn ą c pow ietrze, fu rg o ta ło i p rz e k o m a rz a ło się z p o d m u ch am i w ia tru i po sw ojem u śpiew ało p rz e la tu ją c y m c h m u ro m i człow iekow i szaleństw em zw ycię­

żającego przestw orza.

W o ddali w y ra sta ł ogrom gór, dźw igał się z n ieru ch o m o śc i, n iejak o zaczął się unosić n a d św iatem , strz e la ją c co raz w yżej skalne- mi tu rn ia m i. Mnich z a ch ły sn ął się słowem , ja k m odlitw ą.

— T a try i ku wam zdążam .

Oczy zawńsły nad n ajw y ższy m wńerzchoł- kiem ja k b y o rzeł w'ażący się na szeroko ro z­

p o sta rty c h sk rzy d łach . Z ab rak ło w yrazów n a w ypow iedzenie szczęścia. K iedy serce tru ch lało od grozy, kiedy ciało zlane potem p ę ­ k ało od w ysiłku, na w’arg ach sam o tn eg o lot nika, unoszącego się n a d p rzep aściam i, z ja ­ wił się .uśm iech.

W tym uśm iechu pow ierzył w ieczności t a ­ jem n icę potęgi człow ieka.

— W ytyczyłem drogę w przyszłość.

D o k o ń c z e n ie n a s tr , 72-

(3)

1LBSTROWA1VY MAGAZYK TYGOPMIOWY W YDAW CA: SPÓŁKA WYDAWNICZA „KURYER“ S. A.

REDAKTOR ODPOWIEDZIALNY: JA N STANKIEWICZ

KIERO W N IK LITERACKI: Ü UL JU SZ LEO.

K IERO W N IK G R AFIC ZN Y : JA N U S Z M AR JA BRZESK I.

A D R E S R ED A K C JI i A DM IN ISTR AC JI: KRAKÓW , W IE L O P O L E 1 (PAŁAC P R A S Y ). - TEL. 1 5 0 -6 0 , 1 5 0 -6 1 , 1 5 0 -6 2 , 1 5 0 -6 3 , 1 5 0 -6 4 , 1 5 0 -6 5 , 1 5 0 -6 6

K ON TO P. K. O. K RAKÓW NR. 4 0 0 .2 0 0 .

P R Z E K A Z R O ZR A C H U N K O W Y Nr. 11 P R Z E Z URZ. PO C Z T. K R A K O W S

ILUSTROWANY MAGAZYN TYGODNIOWY

CENA NUMERU GROSZY

PR EN U M ER A TA K W A R TA LN A 4 ZŁ. 5 0 GR.

40

C ENY O G Ł O S Z E Ń : W y so k o ść k o lu m n y 2 7 5 m m . — S z e ro k o ś ć ko lu m n y 2 0 0 m m , — S tro n a dzieli s ię n a 3 łamy, s z e r o k o ś ć łam u 6 3 m m . Cała s tr o ­ na zł. 6 0 0 P ó ł s tro n y zł. 3 0 0 .1 m . w 1 ła m ie 9 0 gr. Z a o g ło s z e n ie k o lo ro w e d o liczam y d o d a tk o w o 50°/o Za k ażd y kolor, p ró c z z a sa d n ic z e g o . Ż a d n y ch z a s trz e ż e ń co d o m ie js c a z a m ie s z c z e n ia o g ło s z e n ia n ie p rz y jm u je m y

Numer 4 Niedziela, 23 stycznia 1938 Rok IV

ASY NUMERU 4- G «

(nV lA ZI)Y . K IE R O W A N E KĘKĄ DYPLOMATY.

Poll tyłka o rd ero w a M. S. Z. s t a ­ nowi. 'powartóy odcinek jego dr/iia- łalmośoi i podlega, ścisłymi prue- pisoim miedByinarodowyeh awyeza-

jów. Sitr. 4—5.

BIAL'te K R O K I.

Z jaw iska bietfictwil, na ogól b ar- ilao .l-zailkio, 1 ączy aitj prawi© (za­

wsze z i n nem I ciiara k torysl yc-ZTin- mi ćietohami n .danego osobnika..

S tr. 6.

W W.YMOiWA BAK.

Zarówno re-ka nwieczmiona :.a plótniie, jak i rę k a żyw a posiada zdolność sell n r a k ie ryzow ania m a­

larz a lab jego m odela. S tr. M—12 P RiZEZ WĄWÓZY IR AN U.

0 wapólcBeanej P e rs ji, któ ra te- ehniozaie coraz bard ziej .postępuje naprzód, tracąc powoli sw ój p ie r­

w otny koloryt. s t r . .14—15

W

ŚW IATŁA I C IE N IE NOCY.

Wt;drowka - po . ulioadh wiielkich m iast nkiazujo nam. rrooą odiinlon.ne oblicze w g rz e świaitei i ciemi.

S tr. M—17.

BRAWO! BRAWO! BRAWO i 0 Tech nioe .„klaki“ tea tra ln ej, któ ra mietyl.k.o za, g ra n ic ą o d g ry ­ wa w powodzeniu sztuki w ybitną

wló- Str. 18.

RAD,JO ZDRADZA TA JEM N IC Ę SŁOŃCA.

Tak 'należy walczyć z nieznośnym dla radiosłuchacza „ fadi ri gicni11 1 jak ie są jego powody. S tr. 13—20

W

Przebój m uzyczny .,A sa“ : WSZYSTKO T O -M IŁ O Ś Ć JE S T i W ale amgielskL Muzyka. Tadeusza Pt:leskiego, sBlowa H e n ry k a W ak-

szflaka. S tr. 22.

IDZIEM Y NA M ASKARADĘ!

0 daw nych re d u ta ch i: matskara- daeh, które staw ały sie „gwoź­

dziem “ kar!ui wn,lo\v,Fg(> sezomu.

S tr. 24—25.

U P A R Y S K IE J BOGINI PIĘK N O ŚCI.

W izyta piek n ej p a n i w w ylw or- nym „salom ©ośimótiiiue“ pozwala je j zaobserw ow ać tecliini.kę pracy 1 aitmiosfere w tym przybytku pieknośai. ______ S tr. 29.

Nowele. — K ącik filatelisty czn y . D ział gospodarstw a domowego. — G im nastyka. — Roboty reezne. — Moda m ęska. — H um or i ro zry w ­ ki umysłowa. — Nowe książki. —

P ro g ram rad jo w y.

F o t. S p o r t G eneral

Książę B irabongse, kuzyn króla Sjamu, który zn a n y jest w kołach sportow ych jako zaw ołany autom obilista, startujący p o d pseudonim em Mr. B. Bira, ożenił się ostatn io z miss Ceril Heycock, córką w ybitn eg o przem ysłow ca an g ielsk ieg o . — N a zdjęciu: M łoda p a ra w chwili, gdy op u ­ szcza ap a rta m e n ty poselstw a sjam skiego w L o n d y n ie , g d z ie o d b y ła się cerem onja ślubna.

4S-3

(4)

i

W i e l k a w s t ę g a o r d e r u O r ł a Bi a ­ ł e g o o r a z g w i a z d a o r d e r o w a .

W W W

W IA Z D Y

DYPLOMATY

s ta n a w ia ją c e j o rd e r „O rła Białego", o d z n a ­ czenie to p rzy zn aw an e jesl osobom , k tó re isto tn ie i w y b itn ie p rzy czy n iły się do o d zy ­ skania łub u trw a le n ia niepodległości i z je ­ d n o czen ia P olski albo do je j ro zk w itu . P re ­ zydent P aństw a z ty tu łu swego w yboru na len urząd s ta je się k a w alerem o rd e ru i jest z urzędu W ielkim M istrzem O rd eru przew o-

^ 7 > dnem z ciekaw ycji zag ad n ień w stosun- ( / kach m iędzynarodow ych, a przyteni przez O ' ogół niedość znanem , je st polityka o rd ero w a, czyli m ó w iąc p o p u la rn ie — k w e­

st ja n a d a w a n ia o b y w a te lo m . p ań stw z a g ra ­ nicznych odznaczeń k rajo w y ch .

K ierow anie p o lity k ą o rd e ro w ą jest d o ­ niosłem zad an iem m in istró w sp raw z a g ra n i­

cznych — oczyw iście w tych p a ń stw ach , w k tó ry c h istn ieją u stan o w io n e odznaczenia orderow e, i k tó ry c h ustaw y zezw alają na n ad aw an ie o rd eró w k ra jo w y c h cudzoziem ­ com, ja k rów nież na p rzy jm o w a n ie o d z n a ­ czeń in n y ch p ań stw o byw atelom swego k ra -, ju. T rzeb a bow iem w iedzieć, iż istn ie ją p a ń ­ stw a, k tó re poza odznaczeniam i w ojennem i (np. za w aleczność, odw agę), nie zn ają wo- góle innych odznaczeń. Do tak ich p ań stw należą: S tany Z jednoczone A. P., T u rc ja , N iek tó re znów p ań stw a, szczególnie zaś W ielka B ry tan ja, p o sia d a ją c w ielką ilość odznaczeń i o b d a rz a ją c nim i h o jn ie w ła­

snych obyw ateli, nie p rz e w id u ją m ożliw o­

ści n a d a w a n ia tych o dznaczeń p o d d an y m innycfi p ań stw ; po n iew aż w sto su n k a c h m ię­

d zy n aro d o w y ch o b o w iązu je zasad a w zaje­

m ności, w y n ik a stąd, iż p a ń stw a p o sia d a ją c e o rd ery , nie m ogą nim i d ek o ro w ać Anglików, N iem ców i t. d.

Z agadnienie p o lity k i o rd e ro w e j m oże z a ­ tem zjaw ić się tylko pom iędzy państw am i p rzew idującem i ustaw ow o w zajem n ą w y ­ m ian ę odznaczeń. 1 tu p o lity k a o rd ero w a będzie żyw ym oddźw iękiem ogólnych s to ­ su n k ó w łączących d an e p ań stw a. Jeśli k r a ­ je p o zo staw ać b ęd ą w p rzy jaźn i, pro w ad zić h andel, w ym ieniać m iędzy sobą dobra przem ysłow e, k u ltu ra ln e , w ów czas i w d zie­

dzinie odznaczeń z a p a n u je ruch. I p rzeciw ­ nie, przy oziębłych sto su n k ach w zajem nych, ilość o dznaczeń p rzy zn an y ch obyw atelom drugiego p ań stw a będzie m inim alna.

Nie ulega w ątpliw ości, iż często n ad aje się odznaczenia obyw atelom in n y ch p ań stw za istotne zasługi położone d la zbliżenia dw óch n aro d ó w , czy sp ecjaln ie dla p ań stw a n ad ająceg o o rd e r; niem n iej b ard zo często o d zn aczen ia m a ją c h a ra k te r w yłącznie k u r ­ tu azy jn y . Z w raca się przy tem uw agę n a to, czy ilość o dznaczeń i ich w ysokość jest m n iejw ięcej ró w n a pom iędzy dw om a p a ń ­ stw am i, odznaczającem ) w zajem nie sw ych obyw ateli.

T ru d n o by było, choćby p o k ró tce om ów ić zasad y p o lity k i o rd e ro w e j w szystkich

P.^Prezydent R. P. prof. Ignacy Mościcki przyjm uje od p o sła ja p o ń ­ skiego N ibohum i Ito p rze słan y mu p rze z c e s a rz a o rd e r. O b o k p o sła ja p o ń sk ie g o stoi hr. Łubieński z P rotokółu D yplom atycznego.

N a lew o: Krzyż Z asługi stanow i n ajcz ęstsze o d z n a c z e n ie n a d a w a n e obcym obyw atelom .

państw ; zajm iem y się zatem w yłącznie pol­

skim i odznaczeniam i.

P o lsk a z n a jd u je się w rzędzie tych państw , k tó re zarów no n a d a ją sw oje od zn aczen ia (po­

za niepodłegłościow e- mi) o b y w a t el o m państw obcych, ja k i zezw alają P olakom na p rzy jm o w an ie od­

znaczeń zagranicznych.

O rd er V. M. był n a d a ­ w any obyw. państw obcych za czyny w o jen ­ ne. U staw y nasze p rzew id u ją m ożliw ość n a ­ d a n ia o bcokrajow com trzech o rd eró w : O rd e­

ru „O rła B iałego“ , k tó ry jesl n ajw yższą o d ­ zn a k ą ho n o ro w ą R zeczypospolitej, o rd eru

„O drodzenia P o lsk i“ (zw anego p o p u larn ie

„P o lo n ia R e stitu ta “ ) o raz „K rzyża Z asługi“ . P rzejd źm y k o lejn o te trzy odznaczenia.

W m yśl ustaw y z d n ia 4 lutego 1921 r. u-

dniczącym jego K apituły. U roczystą o d z n a ­ ką godności W ielkiego M istrza jest złoty łańcuch ord ero w y , będący k le jn o te m Rze­

czypospolitej. K apituła sk ład a się z łrzech członków , k aw aleró w o rd e ru , W yznaczonych na trzy lata przez P rez. R. P. R o z p a tru je ona w nioski poszczególnych m in istró w co do n a d a w a n ia o rd e ru „O rła B iałego“ a o p in je K apituły w zak resie m o raln y ch kw alifik a- cy j k a n d y d ató w są dla R ządu obow iązujące.

C udzoziem cy, odznaczeni „O rłem B iałym “ stanow ią je d n a k w y jątek od pow yższych z a ­ sad. Nie w chodzą oni w skład K ap itu ły , a w nioski o ich odznaczenie nie p o d leg ają ro z p a trz e n iu K apituły. E w idencję c u d zo ­ ziem skich k aw aleró w o rd e ru p ro w ad zi nie K an celarja O rd eru , lecz M inisterstw o S praw Z agranicznych, a m ianow icie P ro to k ó ł Dy­

plom atyczny.

„O rła B iałego“ , ja k i in n e od zn aczen ia (z w y jątk iem niższych klas K rzyża Zasługi, któ re n a d a je p rem jer), n a d a je P rezy d en t R.

P. na w niosek M inistra S p raw Z agranicz-

4 -AS

(5)

- ! * ! 'B i I -1 4 I'. i ’ i

ju uosiiu c h arak ler pryw atny, order olrzy- iinata Ona zatem do­

piero po pow rocie do H olandji.

Poza g I o w a m i państw order „Orta Białego“ przyznaw any bywa jeszcze szefom rządów w czasie ich oficjalnych wizyt w Polsce (w ten sposób o trzym ał n. p. order p rem jer belgijski Van Zeeland w kw ietniu 193(5 r.)-, oraz M inistro­

wie spraw zagranicz­

nych w czasie o ficjal­

nych wizyt w Polsce, ale tylko w tym w y­

padku. o ile głowa

N a I e w o : P o d c z a s p o ż e g n a l n e j a u d j e n - cji a m b a s a d o r a F r a n ­ cji L a r o c h e , P a n P r e ­ z y d e n t R. P. w r ę c z y ł mu i n s y g n j a o r d e r u O r ł a B i a ł e g o . — N a z d j ę c i u o d l ewej : Am- b a s a d o r L a r o c h e , Pa n P r e z y d e n t i Ka r o l hr.

R o me r , d y r e k t o r P r o ­ t o k o ł u Dypl M. 5. Z.

P oniżej: W ielka w stę­

g a i plaka orderu

„ O d ro d z e n ia Polski".

nych, przedłożony P a n u P rezydentow i przez P rezesa Rady M inistrów . Zgoda M inistra S praw Z agranicznych jest tu decydująca — leży to w jego kom petencji n aw et w w y­

p adkach, gdy in icjaty w a w yszła od innego m in istra. W ynika to z odpow iedzialności M inistra S praw Z agranicznych za całą p'oli- tykę o rd ero w ą P aństw a.

O ile nie zachodzi w ypadek n a d a n ia „O r­

ła B iałego“ za w ybitne zasługi istotnie p o ­ łożone, a chodzi tylko o w sp o m n ian ą w yżej k u rtu a z ję , w ów czas stosow ane tu są n a stę ­ pujące reguły: odznaczenie to m ogą o trzy ­ mać w pierw szym rzędzie głowy państw obcych, a więc: królow ie, regenci, p rezy ­ denci, członkow ie dom ów p an u jąc y ch , n ie ­ m niej z n ad an ie m odznacaenia, czeka sic zw ykle n a pew ną sp ecjaln ą okazję, ja k o fi­

cja ln a w izytą głow y p ań stw a w Polsce, ju ­ bileusz p an o w an ia, uroczyste Święto N aro ­ dowe danego p ań stw a i t. p. W czasie o fi­

c ja ln e j w izyty w Polsce o trz y m a ł n. p. „O rła Białego“ n astęp ca tro n u rum uńskiego, Książę M ichał, w m a ju 1937 r. Księżna J u lja n n a h o lenderska, k tó ra rów nież w tym ro k u b a ­ w iła w Polsce, nie m ogła o trzy m ać o d zn a­

czenia, poniew aż bytność je j w naszym k ra-

Chwila udek o ro w an ia ord erem „O d ro d z e n ia Polski" łotew skiego dow ódcy KOP-u gen.

Bolszteinsa.

N a l e w o : O t o | a k o d ­ b y w a si ę u r o c z y s t e o d z n a c z e n i e o r d e ­ r e m p r z e z P. P r e z y ­ d e n t a W ę b e c n o ś c i P. M a r s z . Ś m i g ł e g o - R y d z a P. P r e z y d e n t w r ę c z a g e n . G a m e l i n w i e l k a w s t ę g ę o r d e r u ,,O d r o d z e n i a Pol s ki "

tegoż państw a o rd er ten już posiada. Dwo­

ma ostatnim i m inistram i spraw zagranicz­

nych, którzy otrzym ali „Orła Białego“ byli:

min. Antonescu we w rześniu 1936 r. i min.

Delbos w grudniu 1937 r. O trzym ują go wreszcie am basadorzy, akredytow ani przy Rządzie R. P., o ile przedtem otrzym ali już w ielką wstęgę orderu Polonia Restituta, a opuszczają już Polskę. Inni dygnitarze, poza w yżej w ym ienionym i nie 1 mogą otrzym ać tego odznaczenia.

C erem onjał nadaw ania o rd eru jest inny w w ypadku w ręczania odznaczenia w J ’ol- sce, inny zaś, jeśli odbyw a się to zagranicą.

W Polsce wręcza go osobiście Prezydent Rzeczypospolitej w czasie oficjalnej wizyty przybyw ającego do Polski dygnitarza. Na­

leży tu podkreślić, orderu nie przy­

pina Pan P rezydent na piersi odzna­

czonego, lecz tylko w ręcza mu odznaki o r­

derow e. W w ypadku odznaczenia osobisto­

ści baw iącej zagranicą, nie przesyła się o r­

deru pocztą, lecz zawozi go specjalny k u rjer dyplom atyczny, w ręczenia zaś dokonyw uje tam tejszy am basador względnie poseł Rze­

czypospolitej na uroczystej audjencji, w obe­

cności k u rje ra i członków poselstw a polskie­

go, czyniąc to w imieniu P an a P rezydenta R. P. Niekiedy, lecz w w ypadkach napraw ­ dę w yjątkow ych, gdy nadaniu orderu pragnie się nadać c h arak ter specjalnie uroczysty, nie wysyła się k u rjera, lecz z orderem jedzie wówczas jeden z wyższych urzędników, u.

p. D yrektor P rotokołu Dyplomatycznego, którego Prezydent R. P. m ianuje wówczas nadzw yczajnym am basadorem , specjalnie akredytow anym dla w ręczenia odznaczenia.

W tym w ypadku, nadzw yczajny am basador wręcza order osobiście, w asyście m iejsco­

wego posła. Tego rodzaju cerem onjał zasto suw ano w naszej praktyce dyplom atycznej przy odznaczeniu „O rłem Białym" króla szwedzkiego Gustawa.

Jeśli chodzi o order „Polski O drodzonej“;

(nadaw any w zasadzie w celu nagrodzenia zasług, położonych w służbie dla Państw a i społeczeństw a), to przepisy odnoszące się do różnicy w nadaw aniu odznaczenia P ola­

kom a obyw atelom obcym, są podobne do zasad, stosow anych przy orderze „Orła Bia­

łego“ — nie będziemy zatem ich pow tarzali.

Istnieje tu jed n ak bardziej bogale zróżnicz­

kow anie co do nadaw ania poszczególnych klas orderu dygnitarzom , zależnie od ich stanow iska.

W ielką W stęgę orderu „Polonia Reslitu- ta “ n adaje się najw yższym dygnitarzom państw ow ym , a pozatem . najw ybitniejszym przedstaw icielom społeczeństw a, uczonym, artystom za istotnie położone wielkie zasłu­

gi. Jeśli chodzi o dyplom atów , okazją do nadania tego odznaczenia może być zawarcie tra k ta tu m iędzynarodow ego, umowy, jakiś pow ażniejszy kongres. O trzym ali j ą oslalnio Delbos, D aladier z okazji bytności we F ra n ­ cji M arszałka P olski E. Śmigłego-Rydza, oraz szereg dygnitarzy rum uńskich w czasie b y t­

ności w R um unji P an a P rezydenta R. P.

O trzym ał ją rów nież ks. H linka z Czechosło­

w acji, co było specjalnem w yróżnieniem . Z korpusu dyplom atycznego, otrzym ują W ielką wstęgę w yłącznie am basadorzy i po­

słowie nadzw yczajni w czasie ich bytności w Polsce, o ile odznacza się ich za pewne zasługi. W w ypadku, jeśliby dany am basa­

dor czy poseł przez czas urzędow ania w Polsce nie otrzym ał lego odznaczenia, — wręcza mu się je w chwili opuszczania Pol­

ski, pod w arunkiem , że przebył w Polsce najm niej dw a lala.

Niższym urzędnikom zagranicznym nadaje się odpow iednio niższe klasy „Polonii Re­

stitu ta “ . 1 tak:

Krzyż z gw iazdą — podsekretarzom stanu, dyrektorom departam entów .

Krzyż K om andorski — naczelnikom w y­

działów.

C iąg d a ls z y na s tr .\7 .

AS *5

(6)

i a a e

tsloiew o: ^ r.z>nk° t 6 ^ np o s''?d o

^ r d z . e c W5v/em e ^ nr.t e P , k 0 rY -

azw anie ja k ie jś rzeczy rzad k iej i cen- ( / j f f n ej, czy to będzie n. p. k siążka, czy

^ ^ p e rła lub ja k i in n y k lejn o t, czy w reszcie sztu k a p ię k n e j p o rcelan y , białym k ru k iem , je s t zu p ełn ie u zasad n io n e. Biały k ru k bow iem nie należy b y n a jm n ie j do m i­

tologicznych p o staci zw ierzęcych, lecz z ja ­ w ia się on n a p ra w d ę w p rzy ro d zie, ja k ­ ko lw iek niezw ykle rzad k o . Od czarn y ch sw ych b ra c i ró ż n i się on, ja k sam a nazw a w skazuje, białem zab arw ien iem p ió r, któ re u w a ru n k o w an e jest b ra k ie m b a rw ik a czyli pigm entu.

N iezdolność tw o rzen ia b a rw ik a w skórze nosi n azw ę alb in izm u czyli bielactw a. Zda rz a ć się ono m oże u ró żn y ch p rzed staw icie­

li św iata zw ierzęcego, nie w y łączając c z ło ­ w ieka. Szczególnie b ra k pigm entu u ja w n ia się w yraźnie n a w łosach, jeżeli chodzi o ludzi, czy sierści, gdy mow a o zw ierzętach lub p ió rach , gdy dotyczy on ptaków . A lbi­

nosy c h a ra k te ry z u ją się też zw ykle różo- w emi tęczów kam i i czerw onem i źrenicam i.

O bjaw y te d o sk o n ale m ożna obserw ow ać u h o dow anych biały ch m yszek i szczurów.]

C zerw oność ich oczu pochodzi stąd , że tę­

czów ka nie zaw iera w sobie b a rw ik a i wo beo tego p rześw iecają leżące głębiej n a ­ czynia krw io n o śn e, d a ją c w rażenie barw y czerw onej. A lbinosi o d zn aczają się b ard zo słab y m w zro k iem i w ielk ą w rażliw ością na św iatło, stąd też m ru żą silnie oczy, d o z n a ­ ją c często oślepienia. N iekiedy w m łodym w ieku tracą w zrok b ezpow rotnie. D arw in w skazyw ał n a fa k t zależności, ja k a zach o ­ dzi pom iędzy albinizm em kotów o n ieb ie­

sk ich oczach, a upośledzeniem ich słuchu w zględnie zu p ełn ą głuchotą. O rganizm y alb in o ty czn e cechuje w ogóle b ard zo słaba k o n sty tu c ja fizyczna i m ała o d p o rn o ść na w szelkie czynności chorobotw órcze. T o też łatw o g in ą one w p rzy ro d zie a w hodow li m a ją rów nież m ałe szanse pom yślnego roz w oju.

A lbinizm m oże być całkow ity, gdy sk ó ra całego cia ła nie tw orzy pigm entu tu b też częściowy, p rz e ja w ia ją c y się w p lam ach na skórze, n a p rz e m ia n jaśn iejszy ch i cie m n ie j­

szych. Może też m ieć m iejsce albinizm , n a ­ by ty w ciągu życia, ja k o następ stw o ch o ­ ró b lu b silnych, nerw ow ych w zruszeń. Bie- lactw o dziedziczy się w edług p raw o d k ry ­ tych przez księdza G rzegorza M endla. Gdy je d n o z rodziców jest albinosem , dzieci ich

Rak alb in o s jest niezw ykle rzadkim okazem .

- 4

D ziecko Indjan o albinotycznych cechach, p o s ia d a ją c e je d n a k norm alne z a b a rw ie n ie

skóry.

k l U f c ! «

nie b ęd ą albinosam i, lecz za to u któregoś z w nuków zjaw isko to m oże w ystąpić. — B ielactw o należy do cech tak zw anych u k ry ­ tych, k tó re w odpow iednim m om encie mogą się u jaw n ić. Z nane są w ypadki w rodzinie In d ja n , że dziadkow ie i rodzice w ykazyw ali n o rm a ln e zab arw ien ie skóry, dziecko zaś tych o sta tn ic h u ro d ziło się typow ym albinosem o ch ara k te ry sty c z n y c h białych w łosach, czer­

w onych oczach o raz różow ej skórze. W y k a ­ zano n. p., że dziecko, zro d zo n e z m urzyna 0 n o rm a ln e j pig m en tacji sk ó ry i m atk i al- binoski, w y k azu je n o rm a ln e tw orzenie się b a rw ik a w skórze.

W d aw n iejszy ch czasach, pełnych p rz e ­ sądów i zabobonów , gdy zjaw isko bielac­

tw a nie było przez n aukę w y jaśn io n e, o d ­ n oszono się w E u ro p ie do albinosów w ręcz w rogo. Uważano, że m a ją oni coś w spól­

nego z d jab łem i ja k o czarow nice i c zaro w ­ ników palo n o ich na stosie. D zisiaj jeszcze n ie k tó re p lem io n a m u rzy ń sk ie odnoszą się z zab o b o n n ą obaw ą do nagłego po jaw ien ia się w ich ro d zie alb in o sa i dziecko, d o t­

k n ięte bielactw em , ja k o m ające zw iązek z nieczystem i siłam i, ciem nota ich sk azu je n a śm ierć. W y jątk o w o ty lk o m oże się zd a­

rzyć w śród cz a rn e j rasy, że alb in o s u ra sta do godności „białego b o g a“ -

N a jrz a d k ie j o k a z y alb in o ty czn e tra fia ją się u ow adów , ja k k o lw iek dośw iadczalnie stw ierdzono, że przez zm ianę te m p e ra tu ry 1 w ilgotności pow ietrza, m o żn a w p ły n ąć na zah am o w an ie tw o rzen ia się norm alnego b arw ik a, a tern sam em w yw ołać zjaw isko bielactw a. Z nane są w y p ad k i alb in izm u u rak ó w ; pancerz ra k a albinotycznego jest zupełnie pozbaw iony zab arw ien ia c h a ra k ­ terystycznego dla n o rm aln eg o ra k a . Albi­

nosy zdarzyć się m ogą ta k ż e u żab. W śród ry b zn an e są, rzad k ie co p raw d a, w ypadki albinotycznych w ęgorzy a n aw et łososi. — W śród ptaków zn an e są w róble, kosy, j a ­ skółki, k aw ki, k u ro p atw y , k tó re stanow ią żyw y k o n tra s t z ciem no z ab arw io n y m i n a j ­ bliższym i czło n k am i ro d zin y . U ssaków tr a ­ fia ją się albinotyczne koty, lisy, k rety , z a ­ jące a p raw d o p o d o b n ie leg en d a rn y , z o p o ­ w iad ań m yśliw ych, b iały jeleń b y ł rów nież albinosem .

Nie należy je d n a k b y n a jm n ie j albinosów u to żsam iać z tem i zw ierzętam i, k tó re na o k res zim ow y z m ien iają sw ą letn ią, ciem ną szatę na białą, ja k to m a m iejsce u łasicy g ro n o sta ja , z a ją c a b ielak a, sow y p o la rn e j i innych. B iałe zab arw ien ie sierści w zglę­

dnie p ió r tych zw ierząt, m a zupełnie inną podstaw ę. Do pew nego sto p n ia m a ona za- . pew niać zw ierzętom tym bezpieczeństw o.

Albinosy] -zaś, b ęd ące w y b ry k iem n a tu ry , n a ra ż o n e są n ajczęściej na szy b k ą u tra tę życia, albow iem przez sw e ja sn e zab arw ie­

nie łatw o w p a d a ją w oczy' sw ym w rogom . Ba, n aw et najbliżsi w y p ie ra ją się takiego

„o d m ień ca“ w rodzie, nie u z n a ją go zu p eł­

nie i bezlitośnie w y p ęd zają a n iek ied y z a ­ b ija ją .

Człow iek n a to m ia s t ch ętn ie d a je sc h ro ­ n ienie albinosom , ja k o nieprzeciętnym i o ry ­ ginalnym jed n o stk o m . To też w o gro­

d ach zoologicznych, p ośród w spaniałych, egzotycznych p rzed staw icieli św iata zw ie­

rzęcego, oglądać m o żn a ja k o ciekaw ostki i w ytw ory k a p ry ś n e j p rzy ro d y , zw ierzęta albinotyczne, p odobnie ja k i w m uzeach już m artw e ich okazy.

Dr Z. M.

(7)

C iąg d a h z g z e s tr . S.

Krzyż o iiccrsk i i k aw alersk i — m łodszym urzędnikom , w zględnie osobom zasłużonym , którzy jed n a k ze w zględu n a sw ój m iody wiek i u rz ą d nie m ogą otrzym ać wyższego odznaczenia.

Ten podział m a zastosow anie — praktycznie rzecz biorąc — zw ła­

szcza wówczas, gdy z o ficjaln ą w izytą do P olski przybyw a grono dy- gnilarzy. np. m in ister rządu obcego ze św itą, w sk ład któ rej w cho­

dzą — dla p rzykładu — d y re k to r d ep artam en tu i kilku sekretarzy, w sto su n k ach dyplom atycznych jest w zw yczaju, iż w szystkie osoby, przybyw ające, otrzym ać m uszą odznaczenie — przyznaje się je więc w edług ran g osób przybyw ających, wyższe, bądź niższe. Ta zasada odznaczania w szyslkich osób św ity Głowy Państw a, przybyw ającej z o ficjaln ą w izytą prow adzi ta k daleko, iż n. p. w czasie bytności w Polsce k ró la rum uńskiego K arola, odznaczono naw et jego k am er­

dynerów i żołnierzy królew skiej eskorty. K am erdynerzy i żołnierze otrzy m ali wówczas bronzow e Krzyże Zasługi.

K rzyż Zasługi 1 klasy, t. j. złoty krzyż, je st odznaczeniem , które w sto su n k ach dyplom atycznych ma najszerze zastosow anie. O trzym ać go m oże zarów no w ysoki dygnitarz, odznaczony już poprzednio, choć­

by W ielk ą W stęgą P olonii R estituta, gdy zajdzie potrzeba ponow nego odznaczenia go, a także i m łodsi urzędnicy, zam iast niższych stop­

ni Odr. Polski.

Czytelnika ciekaw i zapew ne spraw a, czy i kiedy osoby odznaczone polskiem i o rd eram i, noszą te odznaczenia. Szczególnie interesującem je s t to, jeśli chodzi o głowy państw , odznaczonych przecież niezli­

czoną ilością orderów' różnych krajów . Spraw ę tę n o rm u ją p ro to ­ koły dyplom atyczne każdego państw a, a są one rozm aite i nieraz b ard zo zawiłe. Naogół p an u je zasada, iż głow a państw a w ystępuje w odznaczeniach danego pań stw a obcego wówczas, gdy odbyw a się ja k a ś uroczystość z tern państw em zw iązaną, ja k przyjęcie nowego posła akredytow anego, oficjalnego gościa rząd u jtp.

O rdery, n ad an e obyw atelom państw zagranicznych pozostają p ry ­ w atn ą w łasnością odznaczonych. A więc naw et w w'ypadku, gdyby o rd e r’ otrzym ał tylko ze względów k u rtu azy jn y ch pew ien m inister, k tó ry w krótce potem zakończył swe urzędow anie (n. p. rząd upadł), to je d n a k n ad an e m u odznaczenie zatrzym uje nadal i może je nosić

KĄCIK FILATELISTYCZNY

Zdaje się, ża w ojna hiszpańsfca, któ ra trw a już tak ditugw, pm-jrir/jic do „potoimności fila telisty cz n ej“ jak o nawy potop izuaiozków. T rudno dopraw dy zor jen t o w ar się dzisiaj1, k tó re ynaczki są reg u larn e, które spekulacyjne, a k tó re są izwyktieml fatsBerstwiaimil, emiitowanemi nad D unajem Ulub Sekw aną. Zorgamizawajniie stu żb y rep o rtersk iej, dzięki któ rej «trziynnywallibyśmy regu,taninie wszyisłkie nowości z półw yspu i i- renejskiego, było niem ożliw ością nrziy 1 ko dla „A sa“ , ale i dla w szyst­

kich fachowych tygo­

dników filiatellistyoz nyoh. IP.rzecież każdy niem al urząd; poczto­

wy w H iiszpa.nji uw a­

żał za stosow ne zao­

p a trz y ć bieżącą serję iprzedrukaimi, a liczba bloków, k tó re u k a zu ­ j ą się tam sit ale po każdym sukcesie obu walczących, p rzek ro ­ czyła g ra n ic e p rz y ­ zwoitości.

0 ty le zresztą z a ­ ku sy n a kieszenie fi­

latelistó w iDie sp e łn i­

ły się, że Hiszpan ja wyeliminowała, się sa ­ ma z kręgu z ain tere ­ sow ań polskiego zbie­

racza ogólnego — cizy też k ra jó w E uropy.

Przecież zin-apz.k i ie potrzelbowiały sp e c ja l­

nego album u, a naw et, o. ile n am wiadomo, niem a w żadnymi klubie polskim am ato ra, dążącego dot naupełniienia całości. Ciekawe ci»y cho­

ciaż w Jednym a lb u m ie polskim m ożna izobaezyć pierw szą k a rtk ę Hiaz- p a n ji, zapełnioną o d g ó ry do d o łu t A czy można ryzykow ać pianiądce na. egzem plarze oferow ane teraz „okaizyjlniie“ , skoro Michel zam iast ceny p o d aje tylko, kreseozki, k tó re m ów ią w yraźnie, że w artości u sta lić nne-

ptodo^bna. . A ^ A

Tlaik też dila iptolskiegio zlbieo-aeza HisTJpauja jiest i b id zie tereonega aiie-

■dostępnymi, któremu: ch y b a u le potrzeb ujem y w przysiztośei poswięeac więcej uw agi, dhyba, że stosumki inregulują się mpelmre. Witedy u sta ­ lim y d atę, o d k tó re j zbierać będziem y znaczki mormaltoe, a błoihi i inne w ydania .„okolicznościowe“ niech soibi.s leżą spokojnie w w itry n ach

sp ek u lu jący ch bamdlainzy. ^ . r) T

R eprodulujem y d z is ia j dw ie w artości a S erji «awiawarakiej Pno-Juven- tu te (formiait 24X39 mim;), o ra z .bardzo ła d n y .znaczek moworoczny aiustrja- eki, wydamy specjlalmie .ma k a r tk i .(iza 18 g r zielony) ; n a lis ty gr karm inow y) (ae Mbtoru p. Skw irzyńsktogo). Form at. 2iX3o mran. W ęgry również em itow ały niedaw no now ą ła d n ą s e rję .znaczków, a szkoda n aw et '_________________________________ porów nyw ać z tem i N a jn o w s z e z n a c z k i: H is z p a n ii (u g ó r y ). S z w a jc a r ii

(1 i 8 w d r u g im r z ę d z ie ) i A u str ii.

według swego uznania. Ciekawym w yjątkiem będą tu niektóre p ań ­ stwa, ja k w szystkie k raje skandynaw skie, któ re jed n a k żąd ają zw ró­

cenia orderów po śm ierci odznaczonego. Odznaczony podpisuje na- wet zobowiązanie, iż rodzina po śm ierci jego — zw róci order. P rze­

pis ten w ynika stąd, iż ord ery państw skandynaw skich są w ykonane ze szlachetnych kruszców , są bard zo kosztow ne, a ustaw y krajow e przew idują m aksym alną ilość odznaczeń, jak ie mogą istnieć.

Spraw y orderow e są bardzo subtelnym , delikatnym działem po li­

tyki. P rzy nadaw aniu orderów , zw łaszcza dyplom atom i urzędnikom , kierow ać się trzeba wielkim taktem , a jednocześnie ostrożnością.

Chodzi bow iem oto. by z jed n ej strony odznaczeni nie sądzili, że ich zlekceważono, dając odznaczenie zbyt niskiego stopnia, z drugiej zaś należy zw racać baczną uwagę na to, by nie obniżać w artości danego orderu przez zbyt liczne jego nadaw anie, a co gorzej osobom, nie stojącym dość w ysoko w h ierarch ji. Jest to więc zadanie, któ re wy­

maga t a k t u j w yrobienia. Mgr. R om an Burzyński.

FILATELIŚCI! „ . . „

N a j w ię k s z y w y b ó r z n a c z k ó w , p r z y b o r ó w - C e n n ik i b e z p ła tn ie . J a n W itkow ski, P o z n a ń , Al. M arcin k o w sk ieg o 7

'

M 0V &

§ t

• • •

• Ml Twói chłopak Nie martw się ^ hV ość i tempe-

rament a z p-|e \egnoi \e . ceg ° zdr0r saz y ska% iaki mozesz

t o L i e c k u . D a t c °

dać swem u d z ovomaKynS-

S - t

OvomaUyna " a w ustr t trat odżywczy. . energ..( o p ły w a

dziecka zrodło s ^ ó. . czynl g o na normalny \e9 e c ^ c h o r 0 b o m.

o d p o r n y m P ^

niOiWOŚoiiami tirójką.tne- igio (poico 1) ®n aozik a

y^.el Estad'oio E»pa-

noil“ . W. H.

AS-7

(8)

l i p s i i

(9)

JÓZEF ROBERT HARRER H U M O R E S K A

— I 'ty n a p raw d ę nie wiesz, że dzisiaj je st w yjątkow y dzień, R yszardzie? — za p y taia K lara.

— W y jątk o w y dzień? Tak, słuśzniel Dzi­

siaj je st o sta tn i te rm in na zapłacenie po­

d atk u . I trz e b a n ap isać ten pilny list do Londynu! I żebym jeszcze nie zapom niał!

K laro, p rzy jd ę d zisiaj późno n a obiad, m am y n a d e r w ażn ą konferencję. Będzie m i tru d n o pow rócić przed drugą!

K lara u śm iechnęła się tro ch ę sm utnie.

— Nie, R yszardzie, nie o tem myślę...

dzisiaj...

— Słusznie! — p rzerw ał żonie R yszard — d zisiaj je s t zm ian a p ro g ram u w kinie. Ale ju ż m uszę iść, K laro!

P ocałow ał żonę i poszedł. K lara m yśla­

ła , że pew nie wszyscy m ężczyźni są tacy, o w szystkiem m yślą, ale nie o rzeczach, o któ ry ch m yśleć się pow inno sercem .

O koło p o łu d n ia ro b iła spraw unki. Pow o­

li szła przez ulice; dzień był ład n y i z z a ­ dow oleniem zauw ażyła, że niek tó rzy m ęż­

czyźni oglądali się za nią. Było po dw u­

n astej, gdy stan ęła p rzed dużym m agazy­

nem m ód. K ażde okno pochłonęło pięć m i­

n ut, jeżeli m ożna się ta k w yrazić. W je- dnem z nich zobaczyła cza ru ją c ą zieloną suknię. Z akochała się w n ie j od pierw sze­

go w ejrzen ia; b y ła to cudow na jsuknia, niesłychanie piękna, ale też i niesłychanie droga. W tem w ybiła godzina pierw sza, ale K lara, k tó ra teraz była szczęśliwa, że Ry­

szard d o p iero później przyjdzie n a obiad, nie m ogła się jeszcze ciągle ro zstać z tą suknią. W tem na okno w ystaw ow e w su ­ nęła się sprzedaw czyni, w zięła zieloną su ­ knię i zniknęła z n ią znow u w sklepie, p rz y te m pozostaw iła cośkolw iek uchyloną firan k ę. P rzez ten otw ó r m ogła K la ra zo­

baczyć w nętrze.

Było je j sm utno. K tóra ze szczęśliwych o trzy m ała tę suknię? K lara nie po trzeb o w a­

ła długo czekać. Z je d n e j z k ab in do p rz y ­ m ierzenia w yszła m łoda, ła d n a dziew czyna, m iała n a sobie zieloną suknię i zbliżyła się do lu stra.

' Nagle zdaw ało się K larze, że serce je j p rzestan ie bić. O bok u śm iech ającej jsię dziew czyny zobaczyła R yszarda, k tó ry p a ­ trzy ł n a n ią z zadow oleniem i z uśm ie­

chem .

W ięc to była k o n feren cja R yszarda! D la­

tego; m iał p rzybyć p ó źn iej n a obiad, ja k zwykle! M łodym dziew czynom ku p o w ał suknie; on, k tó ry m iał w dom u czarującą, m łodą żonę. W oczach je j zabłysły łzy, tu ­ pnęła nogą i odeszła spiesznie.

Pow róciw szy do dom u, w p ad ła zaraz do kuchni.

— Co w ielm ożnej p an i jest? — sp y tała k u ch ark a. Ale K lara n ie d a ła żad n ej o d ­ pow iedzi, tylko w sy p ała soli do zupy, n a ­ lała szk lan k ę w ody d o pieczeni i p o k ro ­ piła octem ciastka.

— Tak, m ó j m ąż m oże być te ra z szczę­

śliwym! — i zaczęła płakać. E m m a, we-

J

KWIAT KSIĘCIA KARNAWAŁU.

Odmiana orchid®!« Fot» Schostal, Wiedeń

stalk a kuchennego ogniska, potrząsnęła głową.

— W ielm ożna pani, tak i dobry obiad!

— Tak, dob ry obiad — łk ała K lara — czy zasługuje na dobry obiad mąż, który oszukuje żonę? Jeszcze w dodatku w pierw ­ szą rocznicę ślubu.

E m m a oburzyła się. T eraz ona chw yciła za sól, w odę i ocet.

-— W ięc tak im jest w ielm ożny pan? Ale niech się w ielm ożna pani pocieszy, my jiiż mu życie osolim y, rozw odnim y i zrobim y kw aśnem ! A po obiedzie przychodzi pan adw okat, telefonow ał przed godziną...

z nim m ogłaby pani odrazu om ówić roz­

wód.

K lara skinęła głową.

— Zam ykam się teraz w sypialnym po­

koju. Gdy m ój m ąż nadejdzie, proszę mu powiedzieć, że jestem c h o ra i proszę p u podać obiad!... Ach, on naw et nie wie, co to dzisiaj za dzień!

Płacząc, w yszła. N iedługo potem zjaw ił się R yszard. Serdecznie pozdrow ił Em m ę i zaw ołał:

— P rzynieść boską ucztę, szlachetna k u ­ charko... — po chw ili dodał:

— Co się stało? Co za p io ru n u jące sp o j­

rzenie?

E m m a tpopatrzyła d rw iąco ; ta k p a trz ą wyścigowe konie na żółw ia. O dparła o- stry m głosem :

— W ielm ożna pani je st chora. Nie życzy sobie, by je j przeszkadzano. O biad zaraz podam .

R yszard pokręcił głową.

— K tórą z gwiazd film owych n aślad u ­ jesz, szlachetna Em m o? — pow iedział i w szedł do jad aln eg o pokoju. Rzeczywiście K lary tam nie było. Z apukał do drzw i sy­

pialnego pokoju. N ikt się nie poruszył.

Z apukał znowu i pow iedział:

— K laro, n ajdroższa, co tobie? Co ci b rak u je? T ak się b ard zo na ciebie cieszy­

łem ? Czy mogę wejść?

—- Zostaw m nie! Głowa mnie boli! — dał się słyszeć głos je j z pokoju, ale to nie był je j m iły głos, to b y ł je j zim owy głos, ja k zaw sze m ów ił R yszard, gdy była w złym hum orze. Znowu chciał spróbow ać i w p ro ­ w adzić ją w lepszy hum or, gdy nagle ode­

zw ał się głos Em m y:

- O biad podany!

R yszard w estchnął i poszedł do jadalni.

Jego h u m o r był zepsuty; niechętnie zabrał się do jedzenia zupy. Nagle pozostaw ił w niej łyżkę i zaw ołał na Emm ę. Stanęła w drzw iach.

— P a n sobie życzy?

— Zupa je st przesolona! — krzyczał.

Nic nie odpow iedziała; zab rała zpowro- tem talerz z zubą. P otem przyniosła pie­

czeń.

— Pieczeń pływ a w w odzie, ja k nieżywa ryba!

E m m a znow u nic nie odpow iedziała. — Zjaw iła się z ciastkam i i rzekła: Smacznego!

Po pierw szym kęsie Ryszard podskoczył.

Pospieszył do kuch n i i zaw ołał:

/W Jego

towarzystwie rozkosze sportu zimowego potęgują

^ się!

-

S ło ń c e , ś n ie g I N 1 V E A - to Idealno trólka um ożliwia b eztrosk ie u p raw ianie «portów zim o w y ch , g d y ż N I V E A zm niejsza n ie b e z p ie ­ c z e ń stw o o p a r ze n ia s ło n e c z n e g o , o za ra zem chroni sk ó r ę p o d c za s n iep o g o d y . J ed y n ie N I V E A z a w ie ra Euceryt śro d ek id e a ln ie w zm a c­

n iający sk ó rg . N I V E A w nika ła tw o w g łq b tkanek skóry W tym tkwi sek ret ła tw e g o uzyskania sp o r to w o o g o r z a łe g o w yglądu, tak p o ż ą d a n e g o -p r z e z wsacy*łiclch zw o le n n ik ó w sp o r tó w złmowjrcn.

Tylko w o ry g in a ln y c h o p a k o w a n ia ch p o c e n ie o d z ł 0 .4 'J d o 2 ,6 0

PEBECO Spółka AkcrJno w Poznaniu

Cytaty

Powiązane dokumenty

nego roku. można do obecnej aury na nizinach. W górach bowiem w dalszym ciqgu panuje Królewna Śnieżka, goszezge w granicach swego państwa niezliczone rzesze

Trzeba umieć kochać, umieć dać mu to co nie tylko sprawi mu chwilowa radość, lecz stworzy trwały fundament na którym można budować.. Filiżanka Ovomaltyny

ra teatralnego i filmowego, który ostatnio obchodził 30-lecde sw ej pracy zawodowej, wylania się z rozmowy z jego małżonką i.... 7-lettinćm synkiem, który jest

Zapobiegaj więc póki czaal Wzmacniaj atole mięśnie i nerwy, usprawniaj tunkcje ustroju, czyn organizm odpornym: pij Ovomallyng.. Smaczna, łatwostrawna i latwoprzy-

nie-ludzie przew ijały się m iędzy drzew am i, w szystko zdaw ało się być pokojem , szczę­.. ściem,

Przed udaniem się na spoczynek należy zatem skórę staran n ie nakrem ow ać NIVEĄ.. Jedynie NIVEA zaw iera Euceryt, środek w

Może C zytelniczki nasze zapiszą sobie na karteczce papieru numer przy każdorazow ej sytuacji, stw ierdzają, że w łaśnie tak a nic inaczej postąpiłyby, gdyby w

Należy więc tak długo pielęgnować skórę, póki nie stanie się ona