C e n a 7S z f
n o k U 2 4 s i e r p n i a 7 9 4 ? 7 r-.
N I E M C Y n a
OLIMPIADZIE?
P a f r *
słr.
3
\ r 3 S ( 5 3 )
Cuma i trzcina
LUDWIK JERZY KERNK Ł O P O T Y
Mówisz mi, miła, że brak pieniędzy, że żyć musimy bezmala w nędzy,
że masz sukienek, jak na lekarstwo, » że mi zbyt mało płaci naczalstwo,
że żyć jest ciężko, że nie ma na to, żeby beztrosko spędzić gdzieś lato, że smutne musisz przeżywać chwile . . , a ja ci na to odpowiem tyle:
Nie martw się, miła! Szkoda jest zdrowia.
Na calynt świecie taki wiatr powiał.
Rys, Karol Baraniecki
Z Indonezji i dla Indonezji
Widzisz, kochana, nasze kłopoty, to kwestia kilku tysięcy złotych.
Bez nich też jakoś będzie się żyło, choć, żeby były, lepiejby było, No, a co mają powiedzieć rządy, powiedzmy Paryż, powiedzmy Londyn?
Nam brak zaledwie kilku tysięcy, a im daleko, daleko więcej.
Więc nie psiocz, miła! Szkoda jest zdrowia!
Na całym świecie taki wiatr powiał.
Jak widzisz, mila, tak się dziś dzieje, że nawet rządom wiatr w oczy wicje.
I, gdy, narzekasz, to nie masz racji, bo rządy w gorszej są sytuacji.
Rządy o byle grosz z sobą żrą się, a my, choć skromnie, kochamy wciąż się.
I chociaż czasem bidę się klepie, nam jest o wiele, niż rządom lepiej.
Cóż? Nam wiaterek, im samum powiał —- Więc przestań psioczyć! Szkoda jest zdrowia . >.
— Nie uczyli cię, że się nie Je ryby nożem?
— Uczyli, ale tak dawno, że Już zapomniałem...
Rys. Jerzy Jankowski
— Panie doktorze, choremu spadla gorączktil
— Spójrz, bratku, na barometr' znowu będzie burza w domu!
J la ł
NARODZINY NOWYCH DOMINIÓW
Rys. Karol Baraniecki
ĄUib/de Dymka/
N iepodległy Hindusictn i P ak istan
R óżne nasze dzienne sprawy
*
* * *
Ojczyzna nasza jest krajem o du- jaU to się mówi możliwościach.
Zwłaszcza znaczne są możliwości od
znaczenia się.. Nietylkc na niwie, przy odbudowaniu zrębów, z okazji umacniania więzi, z powodu zadoku
mentowania wkładu czy ugruntowa
nia podstaw, n e również, dla samej zasady odznaczania.
Mieliśmy np. u schyłku wiosny okres wietrzenia mieszkań, ekstermi
nacji pluskiew i wogóle propenty D. D. T. Akcja, można powiedzieć,
„sama w sobie": zrobisz /.porządek, zie ci przyjemniej rak"x..u zmniejszysz niebezpieczeństwo epi- dmii i t. d.
Nie wiemy, Jak tam faktycznie z tym „miesiącem czystości" wypadlo, ale nagrody się posypały. Wprawdzie, nie „Polonie* i inne podstawowe krzyże, ale bądź co bądź zaszczytne dyplomy honorowe. Za ochędóstwo i higienę.
Ostatnio znowu w stolicy przybyło odznaczonych. Za szczepienie tyfusu brzusznego i bohaterską kampanię ze szczurami. Upiorny „Pro deratizatio- ne“ otrzymało sporo dygnitarzy i t.
zw. wyższych urzędników.
Odznaczenia powyższe wywołały wielkie wrążenie wśród mieszkańców Wąrszawy. Wśród szczurów, zdaje sig, mniejsze. Cwane gryzonie bo
wiem zastawionych chytrze trutek prawie nie tknęły, pozostawiając je do dziobania kurom. Co wpłynęło podobno i a .•.wlększenie nośności jaj.
*
* ♦
Łatwo jest zdobyć uznanie za
„akcję czystości" czy „akcjęderaty- zacji", ale niełatwo je uzyskać np. za prowadzenie akcji katolickiej. Skar
ży się na to właśnie „raz w tygodniu przy niedzieli" ob. Tat („Mądrej gło
wie dość dwie słowie": „Słowo Po
wszechne" Nr. 144).
„Słowo Powszechne" — oświadcza
— jest, dziennikiem katolickim i ma prawo za tuki się uważać... treścią każdego numeru jest ideologia kato
licyzmu, jest walka o zwycięstwo tej ideologii".
Na nic te deklaracje: „Słowo Pow
szechne' zostało pominięte z preme
dytacją w „osławionej liście pism ka
tolickich, sporządzonej przez czoło
wy tygodnik katolicki, zostało pozba
wione prawa uważania się za kato
lickie".
To jest bardzo niesprawiedliwe.
Niesprawiedliwe do tego stopnia, iż jesteśmy zmuszeni apelować pod adresem najwyższych dostojników kościoła w Polsce: nie męczcie Taty!
Jeżeli nie możecie go odznaczyć orde
rem „Pro Eelesia et Pontifice", to przynajmniej przyznajcie mu hono
rowy podtytuł: „felietonista dzienni
ka katolickiego". Dla Was to jest dro
bnostka, jemu chodzi o życie.
«
* ijl
W Nr. 225 „Gazety Ludowje" p.
T. G. piętnuje „Nowe obyczaje", pod
ważające istniejącą „od czasu Mon
teskiusza" teorię podziału władzy.
Pewnego razu byłem na meczu piłkarskim. Sędzia gwizdnął: „kar
ny". Wtedy nad głową usłyszałem tragiczny szept:
— Psia kość! Przekupili sędziego...
A w minutę po tym szept zmienił się w krzyk:
— Sędziego z boiska!
Ktoś ze znawców piłki nożnej za
czął udowadniać, że sędzia postąpił prawidłowo. Krzykliwy obywatel rzucił mu z pogardą:
— Pan chyba też z tej ferajny!
Po tym szukając współczucia, zwró
cił się do mnie i zaczął objaśniać, ja
kiego sędziego, za ile można „ku
pić... Na ten temat ględził do końca meczu. W ten sposób zawarłem zna
jomość z Hilarym Dymkiem.
Kiedyś znów wszedłem do sklepu, ,jy kupić ser. Młodziutka spizedaw- czyni o jasno-błękitnych oczach za
częła krajać przyjemnie pachnące plastry. Niespodzianie za plecami usłyszałem znany mi tragiczny szept:
— Taka młoda i „już"!
— Co „już"? — spytałem ze zdu
mieniem, odwróciwszy głowę. Za mną stał Dymek. Kiedy sprzedaw
czyni zdjęła ser z wagi, twarz Dym
ka sponsowiała. Zaczął krzyczeć:
— Kanciarze! Oszukujecie na wadze! Zważyć jeszcze raz!...
Panienka była bliska płaczu, a ja próbowałem uprosić Dymka, żeby się uspokoił. Nie odniosło to skutku. Po
patrzył na mnie przez zmrużone oczy:
Ilustr. Zbigniew Ktulifl ________ __..i______w_r__
LUDWIK JERZY KERN x
NA WYDAWCĘ KUTHANA
. . . Już w więziennej szacie siedzi K uthan żałosny po wolności stracie.
Nic placzcic dyrektorzy! Płacz na nic się przyda!
Jeszcze z was niejednego K uthan ł a d n i e w y d a...
Chodzi mianowicie o to, że „Robot
nik" tudzież „Głos Ludu" „naruszy
ły" niezawisość sądownictwa, zajmu
jąc się trochę szczegółowiej osobą Marii hrabiny Bortnowsldej i nie chcąc jej uznać bynajmniej za „anio- a z Ravensbrueck“.
Wymienione wyżej pisma rzeczy
wiście popełniły wykroczenie. Ale nie przeciw niezawisłości władzy są
— Liberał! Przez takich właśnie się cierpi!
Sprzedawczyni położyła ser na wagę. Było dwadzieścia deko. Nawet z przewagą.
— Widzicie — rzekłem — wszyst
ko w porządku.
— Wiadomo, chytra z niej sztuka!
— odpalił Dymek.
Po tym wypadku zacząłem go uni
kać. Ale miałem pecha. Pewnego dnia, w teatrze znalazł się obok mnie.
— Pamiętacie — mówił — jak zde
maskowaliśmy tę panienkę od sera.
Młoda a już... A tego sędziego — przepędzą. Wierzajcie mi. Mam do
świadczenie w tych sprawach. Je
stem starym obrońcą sprawiedliwo
ści. Nawet cierpiałem za nią.
I zaczął mi opowiadać, jak to cier
piał za sprawiedliwość, ale podnio
sła się kurtyna i zaczęło się przed
stawienie. Ucieszyłem się jednakże napróżno.
Dymek zaczął szeptać mi do ucha, że „autor szuki, mówiąc między na
mi, właściwie nie jest autorem, a w rzeczywistości przepisał z jakiejś sta
rej komedii, tylko tyle że nazwiska zmienił i forsą napycha kieszenie".
Kiedy na scenie ukazała się moja ulubiona aktorka, talent uznany przez cały kraj, usłyszałem szept Dymka: — Widzi pan, co znaczy umiejętny wybór męża? Gdy jest do
bra rola — ona ją dostaje. Mąż re
żyser. Dobrą rolę byle gęś zagra.
Nie tak dawno czekałem na tram
waj. Nadjeżdżą wóz. Konduktor przednim pomostem przepuścił ko
bietę W odmiennym stanie. Nim zdą
żył to uczynić, rozległ się krzyk:
— Po znajomości wpuszczają!
Skandal!
— Przecież ona jest brzemienna!
— Znamy takich! Ja też takf brzemienny jak ona!
Długo jeszcze siedząc w tramwaju, Dymek oburzał się. Zapisał numer tramwaju, nazwisko konduktora i adresy pasażerów, których upatrzył sobie na świadków... Odgrażał się, że pomówi z niejakim Długosińskim
Obywatele! Proszę was bardzo — unikajcie Dymka.
dowej, lecz przeciw angelologii.
Jak się okazało, anioł próby sądo
wej nie wytrzymał. W przybytku Te
midy musiał zostawić przyprawione skrzydła i udać sig na trzy lata do czyśćca.
Bardzo to przykre. „Od czasu Mori- teskiusza", zdaje się, pierwszy wypa
dek uziemienia anioła.
Mgr. Różdżka
M
35W edług ostatnich doniesień pra
sow ych Niem cy zg ło siły na ręce gen. C la y ‘a chęć udziału w o lim p ia dzie s p o rto w e j 1948 r.
S tr 3
Nic dziw nego: k u ltu ra fizyczna stoi w Niemczech na b. w ysokim po ziom ie i ma sw oje piękne tra d ycje .
mrce#*
...
S:SSSSSSS<::$:5$:$::
$i&:S®SSS a?:$i$&88
<<<<
w i ^ i :
w g l
4®
T^CUt <<<<<<MEW KAMPP
RYS REGINA KAŃSKA
S ń 4 W r 35
JAN HUSZCZA WŁODZIMIERZ SŁOBODNIK
W OBRONIE KALOSZY G ra jk o w ie u liczn i
^ ^ k a zu je się, że sprawa kaloszy na
leży do aktualnych nie tylko w po
rze wiosennych czy jesiennych roz
topów,
Mamy lato jeszcze prawie w ca
łej pełni, a ze stadionów raz po raz dobiega namiętny i intrygujący okrzyk:
— Kalosz, kalosz!
Do stu tysięcy fur walkowerów, myślę sobie, skąd u P. T. sportow
ców i ich entuzjastów z trybun takie niesezonowe zapotrzebowanie na ka
losze!
A krzyk nie tylko nie milknie, lec:- rozlega się coraz donośniej w towa
rzystwie drugiego rzeczownika:
— Kalosz, sędzia kalosz!
Aha, puknąłem się w czoło, może chodzi jedynie o to, że jakiś staro
wina sędzia, dajmy na to, grodzki czy nawet apelacyjny zostawił na trybunie kalosz i teraz wszyscy życz
liwie przypominają mu zgubę?
Utopiłbym się jednak w bezsen
sownych domysłach jak w Wiśle, gdyby nie grono sympatycznych ko
leżanek z kajakowego towarzystwa
„Różowa Szprotka", które rzetelnie mnie, laikowi, wyjaśniły o co chodzi.
To pewien odłam przedstawicieli sprawiedliwości, t. zw. sędziowie sportowi, jest przyczyną „kaloszo
wych" okrzyków.
Gdybym był językoznawcą, rzecz jasna, zacząłbym badać jak doszło do tego, iż ten praktyczny szczegół gu
mowy został zdegradowany do roli przezwiska. Ale językoznawcą nie jestem i ograniczę się do kilku west
chnień na temat smutnego losu sę
dziów sportowych. Zasłużenie czy niezasłużenle ciągle cięgi muszą brać.
I to jeszcze jakie!
Wszyscy niedawno czytaliśmy w
„Przeglądzie sportowym'* 1 * * * * *, że gracze z brazylijskiej plaży Copacabana, niezadowoleni z decyzji sędziego, za
nurzyli go na czas dłuższy do morza wraz z gwizdkiem i fotografią narze
czonej ,którą przechowywał pod ko
szulką na piersi w okolicy serca.
Sędziego dobrzy ludzie z odmętów fal wyciągnęli i po zastosowaniu in
halacji przywrócili go doczesnemu życiu, niemniej, zginęła fotografia.
Teraz podobno narzeczona chce z nim zerwać. Nie szahujcsz — mówi —
W INDONEZJI
y
Ryi. Tadauiz Ulatowikł
Cukier krzepi
Copacabanie jeden, mojej podobizny, uwiecznionej na ziarnistym papie
rze...
U nas na szczęście jest inaczej.
Bądź co bądź różnica temperamen
tów ze względu na klimat! Ale jed
nak sytuacja sędziego, mimo wszyst
ko, nie należy do słodkich, na dowód zaś można przytoczyć znane prze
kleństwo: „Bodajby syn twój sędzią sportowym został!"
Dziękuję! Jeśliby już na to poszło, wołałbym raczej zostać sędzią grodz
kim. Bywam niekiedy, jako przy
padkowy obserwator, w sądzie grodzkim i nigdy nie zdarzyło mi się słyszeć, żeby np. po wyroku sala, tu
piąc noganąi, wyła: „Sędzia kalosz".
Swoją drogą, choć nie wiem jak tam jest w istocie, powtarzam: żal mi tych sędziów sportowych, boć to przecie nie zawsze na samych tylko okrzykach, jak wskazuje przykład ich brazylijskiego kolegi, rzecz się kończy.
Dlatego korzystając z okazji, chciałbym sformułować przynaj
mniej trzy zasady, obowiązujące w stosunku do sędziów sportowych:
1) Nie kopać sędziego, tłumacząc się, że omyłkowo wzięto go za piłkę nożną. Przy minimum dobrej woli zawsze można sędziego odróżnić od wzmiankowanej piłki choćby po gwizdku, który trzyma w ustach.
2) Nie zmuszać nawet najbardziej znienawidzonych sędziów do połyka
nia łożysk kulkowych, co miało miej
sce w miasteczku Papierowa Górka.
Łożyska kulkowe, aczkolwiek zawie
rają w sobie sporą ilość t. zw. żelaza, to przecież polecane są jedynie orga
nizmom, trapionym przez anemię.
A skąd wiadomo, że dany sędzia cierpi właśnie na anemję?!
3) Nie tłuc na głowie sędziów opróżnionych z lemoniady butelek, gdyż każda taka butelka swoją dwu- dziestozłotową wartość ma...
A wogóle, obywatele, szanujmy kalosze! Chronią przed zaziębieniem i reumatyzmem. Konsumpcję aspiry
ny wydatnie ograniczają!!!
Kiedy świt nad dachami miasta Wilgotnawą czerwienią błyśnie Co wygląda jak rozsypane Po błękicie dojrzałe wiśnie,
Wtedy gra na ulicy harmonia I gitara płacze bezdomnie.
Stary szlagier przez świt się przedziera;
„Zapomnisz, zapomnisz o mnie!-"
Ja myślałem, że to o dziewczynie Melodyjni śpiewają żebracy, Ale oni pod zorzy wiśniami
Śpiewali „zapomnisz" o pracy.
Młodzi, zdrowi, silni, z baczkamt, Co uwodzą niedzielne dziewczęta, Nie chcą, nie chcą, nie chcą pracować, Wolą wieczne uliczne święta.
1 lenistwo piją jak bimber
Pod śledzika — beztroskę swoją —«
Nadaremnie7fabryki dymne 0 ich rękach sny błogie roją.
Łka harmonia, płacze gitara:
„Ach zapomnisz o mnie, dziewczyno?
Harmonista miedzianowłosy O obłoki zawadza czupryną, fcxy ,o wino, czy sad wiśniowy?
Tu i tam się czerwień rozpryśnie!
Świt — leniwy grajek uliczny Zrywa z zorzy dojrzałe wiśnie.
CAMI
Polowanie na krokodyle
Myśliwy opowiadający swoje i cu
dze przygody:
A teraz drodzy przyjaciele, opo
wiem wam jak mój wuj Tom, praw
dziwy amerykański wujaszek, polo
wał na krokodyle przy pomocy ma
szyny do szycia...
Chór myśliwych:
Maszyny do szycia?...
Myśliwy opowiadający itd....
Tak. Kochany mój wuj był niezwy klym człowiekiem, a prócz tego był prawdziwą gąbką na wszelkie odmia
ny whisky i najlepszą bibułą na roz
maite grogi i dżyny. Otóż ten nie
zwykły człowiek był zapalonym my
śliwym na krokodyle według włas
nego sposobu. Kazał sobie sfabryko
wać specjalną maszynę, szyjąca dru
tem, przy pomocy której polował na krokodyle...
Chór myśliwych:
Słyszeliśmy już... Co dalej.,- Myśliwy itd...
Na samym przodzie maszyny przy
wiązano dość tłustego murzyna na przynętę. Zwabiony zapachem świe
żego ciała, krokodyl wyłazi z wody, zbliża się do murzyna i połyka go ża jednym zamachem swoich potężnych szczęk. Ale ledwie zdążył się oblizać i zamknąć na chwilę swą paszczę, kiedy, dzięki specjalnemu przyrzą
dowi, istotnie genialnemu, bo wyna
lezionemu przez niego, przez wuja Toma — szczęki krokodyla znalazły się pod wielką igłą jego „maszynki".
Wujowi Tomowi nie pozostało już nic innego do roboty, jak nacisnąć pedały, a maszyna sama naj :owniej- szym ściegiem przyszywała jedną szczękę do drugiej ‘drutem średniej grubości.
Chór:
Genialny wynalazek.,!
Myśliwy!
Otóż pewnego dnia mój genialny wuj Tom zaprosił na polowanie pa
stora Mac-Micka. Na rozkładzie by
ły krokodyle, zabrano więc ze sobą maszynę do szycia. Po drodze pocz
ciwy pastor straszył piekłem wuja Toma głównie z powodu dużej ilości whisky i rumu, jakie ' i zabrał ze sobą również jakoby „na krokodyle".
Wuj Tom bał się piekła jak boa prze
piórek i gęsto połykał z butelek o różnych nazwach. Kiedy wreszcie przybyli na upatrzone miejsce, wuj Tom ustawił maszynę, a poczciwy pastor oczekiwał zjawienia się pier
wszego krokodyla. Nagle, kiedy wiel
ki krokodyl zjawił się, wuj wrzasnął w niebogłosy: Uciekajmy!... Jesteś
my zgubieni! Zapomniałem nici, czy
li niby drutu... Myśliwi zaczęli umy
kać, głodny krokodyl za nimi. Pocz
ciwy pastor Mac-Mick nie mógł i w takiej chwili powstrzymać się od ro
bienia wujowi Tomowi gorzkich wy
rzutów ciągle na ten sam temat: whi
sky, grog i dżin...
— Oto do czego prowadzą te grze
szne rzeczy — prawił biegnąc — te
raz nie możesz nawet biec w prostej linii, bo ci te napoje wlazły w nogi, zataczasz się, biegniesz zygzakami, zamiast jak ja prosto, szybko i przy
tomnie...^Dobry Bóg odwdzięczy cl się za twoje grzechy, a głodny kro
kodyl zje twoje zatrute ciało, nie ru
szając duszy, która sama trafi do piekła.
Chór:
I cóż? Biednego wuja Toma zjadły krokodyle?... Co za fatalny wypa»
dek!...
Myśliwy,
Ależ nie...-To właśnie poczciwy pa- stro Mac-Mick został połknięty przez kajmany. Ten zacny człowiek zapo
mniał o tern, że w chwili niebezpie
czeństwa należy zawsze uciekać'nie w prostej linii, ale zygzakami, koło
wać, kluczyć jaknajbardziej... Tak oto dzięki whisky, dżinowi i grogo- wi uratował się mój genialny wuj Tom, wynalazca maszyny do szycia krokodyli drutem średniej grubości.
lUllifcltllKitUlul..,. l .1 l 1 | l | l , | t i S I I I I..II.I t. I. I I « « I. 1.1: I. i » » » « IfJZJItn l::i !. I t: l ! I I « 1.1 l l i.:ii., •: i l l l i t l i i , i i. i , l l t l » h i fuli I I 1 .I i i i i
K u p k s i ą ż k ę „ l m p e i ‘t y n e n c j e “ J . H u s i c i g
i ..ii i.i„aa. i, i H | i « i i i i U i i i i i i i n u i i i i i i i n i i i i M in ii i i i i i i i i i i , i , , , i i i,i, , . j ,... , , , , , i , i i i i , i i, i, * i , , , ,
( H u i t r . f . W i t s f
! > i * i i i i i l., z. ł , II.I 1,1,1 , :t,i« 4 1
I
N r 35 Str 9
— Ten chory jest ogromnie wstydli
wy: robię mu codzięń lewatywę a on jej nie śmie zwrócić.
— W szystko przez te hemoroidy!
— H
— Przez nie spadlem z motocykla...
— , Siostra w łóżku szpitalnym z ob
cym mężczyznątll
— Cói robić panie doktorze, z pa
cjentami regulamin nie pozwala!
Rys. Beęnard Adalbert („Le Rire")
STANISŁAW RÓŻEWICZ
Z dziennika kinomana
Środa.
Byłem znów w kinie. Filmu nie widziałem, mimo że siedziałem dwie godziny w zaduchu i egipskich piem- nościach. Przede mną podskakiwał tęgi jegomość dręczony gwałtowną czkawką, której nte synchronizował z dźwiękami fortepianu męczonego na ekranie przez niewiadomą osobę.
Ponieważ straciłem nadzieję, że zo
baczę cośkolwiek na ekranie, zają
łem się otoczeniem. Nie tyle otocze
niem, ile swoją prawą nogą, która została zmoczona przez cynicznego mikrusa w wieku lat około czterech.
Refleksja: jestem wrogiem małych dzieci w kinie.
C zw artek.
Dziś dawali „Trzecią miłość czyli trup pastuszka". Początkowo myśla- żem, że to nowy film krajowej pro
dukcji, ale po tym okazało się, że to tylko mechanik urżnął się i puścił w odwrotnym kierunku preedwojen- ny film p. t. „Trup pastuszka, czyli trzecia miłość".
Refleksja: kiedyż, ach, kiedyż zdo- będziemy się na świeżego trupa pa
stuszka, wyprodukowanego przez
„Film Polski" (sic)...
Piątek.
Znów przedemną usiadła ta sama pani. Ptaszki na jej kapeluszu były dziś szczególnie niespokojne i kręciły się bez przerwy. Próbowałem je uspokoić.
Refleksja: mam spuchnięty prawy policzek.
Refleksja 1 a): lewy też.
Sobota.
Dziś byłem ostatni raz w kinie. To, co chcę zapisać w tym dzienniczku, przechodzi ludzkie pojęcie! Straciłem bezpowrotnie żółte męskie półbuty, nr. 28 z reniferowej skórki, z guma
mi Bergsona i tępym i szpicami. Już
LOSY RZĄDU RAMADIERA SĄ CO PEWIEN CZAS „ROZSTRZYGANE"
PRZEZ FRANCUSKĄ PARTIĘ SOCJALISTYCZNĄ
Ram - adieu ? Ry8, K aro1 Baraaleckl
nigdy nte będę zdejmował butów w czasie seansu.
Wskazówka: kupić płyn na odciski.
Refleksja: czyż są jeszcze uczciwi znalazcy?...
Niedziela.
Wcale nie żałuję, że poszedłem do kina (w pożyczonych kamaszach).
Ujrzałem nareszcie długometrażowy film o reformie rolnej. Tytuł: „Wa- euś". Złośliwcy na sali gwizdali w chwilach, kiedy taśma rwała się roz
paczliwie, i mówili (przytaczam do
słownie): „Przedwojenna szmira, przecież tu nic nie ma o reformie!"
Refleksja: czuję się dumny, że ja jeden na sali zrozumiałem głęboką symbolikę tego filmu. Podziwiam się!
Poniedziałek.
Znów spotkałem w kinie tę panią ż
ptaszkami na głowie. Ptaszków już nie było, ale rondo, o Boże mój!...
Mimo rozmiarów ronda zdołałem uchwycić wątek historycznego filmu pt. „Na Sybir" z cudną Smosarską w roli głównej (o, królowo ekranu pol
skiego!). Atmosfera filmu sugestyw
na, mam odmrożone uszy. Czemuż nie wysyłamy tego filmu do Cannes?
Co na to czynniki miarodajne? (ja
kie czynniki są miarodajne?) Refleksja: kupić maść na odmro
żone uszy f-my „Maściopol".
Wtorek.
Kartkę tę piszę, jadąc karetką po
gotowia do szpitala. Pielęgniarka podtrzymuje mi sztywniejszą rękę z ołówkiem. Oczywiście zatrucie! By
łem na filmie plastyczno-węchowym pt. „Dorsz potęgą jest i basta". Film ten nakręcony na zamówienie Spół
dzielni Rybnej „Świeży dorsz" uległ zepsuciu naskutek zbyt długiego le
żenia w magazynie Biura Wynajmu Filmów.
Refleksja: nie należy trzymać dor
szy w Biurze Wynajmu Filmów.
JERZY ZAJĄCZKOWSKI
PITHECANTROPUS DIRECTUS. . .
Wskutek licznych afer i oszustw zwolna ginie ma wiara w ludzi:
człowiek — nędzny pithecantropus coraz częściej wstręt we mnie budzi.
Gdy poznaję kogoś, to na dnie moich myśli jest znak zapytania:
— czy już facet coś gdzieś tak kradnie, czy też kraść dopiero ma zamiar?
Czasem bywa, ktoś na kolację mnie zaprasza, jak umie najmilej — a ja myślę: — Czyżby malwersację zrobił dzlbdziuś? Ciekawe, na ile?
Znów, gdy o kimś rozgłasza fama, że otacza go dziewcząt kupa, myślę sobie: — Filmowy amant?
Czy też raczej f i r m o w y korupant?
Bo, pomimo tego, że czasy przełomowe i wiekopomne, to jednak safesy i kasy
wobec rąk są dziwnie bezbronne.
r dlatego ma wiara w ludzi pithecantropus d i r e c t u s . . . ginie zwolna w powodzi mętów — I dlatego wstręt we mnie budzi •
KRONIKA KULTURALNA
Sukces polskeigo prozaika. Wy
bitny nasz prozaik, Czesław Gryp- sik, autor powieści „Wczoraj trepa
nacja", jak już donosiła prasa co
dzienna, od dłuższego czasu przeby
wa w Paryżu.
Ostatnio czołowy francuski tygod
nik literacki „Temps modernes" za
mieści ogłoszenie Czesława Grypsi- ka o tym, że mu w okolicach dwor
ca Gare d'Est skradziono teczkę z dokumentami.
„Stary dworek" na scenie Opery Francuskiej. Opera Francuska zapo
wiedziała wystawienie „Starego dworku" Adama Ważyka. Budzi za
strzeżenia jedynie niechlujny prze
kład tej świetnej sztuki, która po francusku ma się nazywać „Le cha- teau terrible' (Straszny dwór?), zaś nazwisko autora, Adama Ważyka, przetłumaczono na „Stanisias Mo.
muszko".
Przykre to niedopatrzenie należy tłumaczyć ospałością naszego przed
stawicielstwa we Jkancji.
Na froncie filmowym. Przedsię
biorstwo państwowe „Film Polski"
zapowiada na rok 1957-my drugą pełnometrażówkę. Będzie to obraz
pt. „Jak nakręcaliśmy zakazane pio.
senki?“.
W filmie tym w rolach głównych wystąpi 1720 specjalistów z Johan- nem von Fethke na czele i 2130 se- kretarek.
Starania o nowe kredyty w toku.
Zbiorowa wystawa. Odbyło się otwarcie zbiorowej wystawy plasty
ków w Łódzkiej G dc. li Sztuk Pięk
nych.
Czynniki miarodajne, zdając sobie sprawę z trudnych warunków mate
rialnych, w jakich znajdują się pol
scy malarze, postanowiły przyjść z pomocą i przyrzekły, że po wystawie zakupią wszystkie ramy od obrazów.
Z życia muzycznego. W mieszka
niu ob. Jaciszka (Kraków, Al. Wsta
wionych 23) znaleziono dwa fortepia
ny, używane do gry w bridge'a. Jak słychać nie będą one przekazane mu
zykom polskim.
Nowe sztuki teatralne. Jan Rojew- ski oraz Stefan Otwinowski pracują nad nowymi sztukami teatralnymi.
W dyrekcjach teatrów wiadomość ta wywołała zrozumiale zaniepokoję- nie.
F R A S Z K I
JAN CZARNY
SŁABA PŁEĆ
Słaba płeć — mówią ludzie, a spójrz na dziewczynę, ile dźwiga na sobie kremu, pudru, szminek...
PRAWDOMÓWNY
■Nikt mi droższy pod słońcem" — mówi jej bez końca i kocha inne nocą, kiedy niema słońca
iz -* »
tr 6
N,
35GEN. FRANCO PRZED FRONTEM
jua> UL— -
K g * * ? ,
ufa f
■ ■ t
Rys. Kid
— Szereg dość równy, tylko odstępy Jeszcze za duże!
— Pani mówi, że ja plotkara? A ta
jemnicę bomby atomowej komu zdra
dziłam?
(„SRSEN",
— Sądzę, że twoja żona to bardzo wykształcona osoba...
— O, tak, ona w literaturze czuje się jak w domu, w muzyce jak w domu, a w domu to jej nigdy niema!
(„SRSEN")
Rys. Zbigniew Kiulin
— Dzisiaj mija 3 lata jak nie rozma
wiam z żoną!
—• Tyle czasu się gniewacie?
— E, nie, tylko nie chcę jej przery
wać!
— Ryby, obywatelu wilku morski, mają nieprawdaż dziwny kształt?
— 0. tak. zwłaszcza rolmonsy.
— Obywatelu kacyku, złowiliśmy konserwę!
(„SRSEN")
Z/e krawcowe wymyśliły przysłowie:
„Człowiek zdobi suknię, a nie suknia człowieka".
• • •
Sudan, jeżeli potrałi rządzić hare
mem, to poradzi sobie na pewno i z pań
stwem.
• « •
Dobra kobieta do beznogiego kaleki:
„Przyjdźcie do mnie w piątek o trzeciej, to dam wam parę łyżew".
• « •
— Ciało kobiety zanurzone w wodzie traci tyle na wadze, ile ważą kosme
tyki... —
miedzy NAMI
„Kid" (Sadlina-Zdrój k/Walbrzycha).
„Przesyłani — piszecie — trzy próby mo ich rysunków. Oceńcie je bez zbytniej \ złośliwości. Samokrytycyzm często pła
ta figle i może z tego powodu zdaje mi się, że pomysły nie są najgorsze".
Samokrytycyzm nie spłata wam figla.
Rysunki s ą ' rzeczywiście nienajgorsze 1 dwa z nich zostaną zamieszczone w „Róz gach". Zachęceni przyjemnie informacją iż „zarabiacie na życie jako szofer cię
żarówki, a wolne chwile poświęcacie na kształcenie się" — prosimy o dalszą współpracę na poziomie nadesłanych
„prób".
Kurlra Bolesław (Odlewnia Żelaza, Szczakowa, Krakowskie) Nadesłał nam pan „kilka fraszek do druku"
DOBRA RADA.
— Strzeż się jedźzić na kurację do Bry nicy. Pojechałem tam z jedną a wróci
łem z dwoma.
— Z jakimi?
— Z żoną i teściową.
PRZY KIELISZKU.
— Czy pan czytał o tym, że każdy kieliszek wódki skraca życie o cztery godziny?
— Nie tylko czytałem, ale nawet obli- czyłem, że mnie od trzech godzin wca
le nie ma na świecie.
DZIWNA ZONA.
— Mój mąż podziwia u mnie wszyst
ko, mój wygląd, mój głos, moje ręce, moje oczy...
— A co pani w nim podziwia?
— Jego dobry gust.
W SZKOLE.
— Nie wszystko złoto, co się świec!.
Chłopcy, dajcie na to przykład!
— Łysina, panie profesorze.
SPOSOB na złodziei.
— Już drugi raz kradną mi rower, podczas gdy się golę...
— To zapuść brodę!
WSTYD.
Znam pewną panienkę tak przesadnie wstydliwą, że nigdy nie mówi nagiej prawdy.
O ile nas pamięć nie zawodzi, to wy- żejwymienione fraszki były już druko
wane jako t. zw. dowcipy w jednym z przedwojennych kalendarzy.
Józef Waczków (Elbląg) „Podaje" pan
„nowe wiersze do wykorzystania Szan Red". Jeden z nich zatytułowany „Żni
wa":
Chociaż upały duże bywają, to żniwa w roku tym się udają najpierw zbierali cni szbrownicy
— Co tu tak pachnie?
— Mon capitaine, melduję — 1 pod
oficer, 20 szeregowych!
— Czy można powiesić się na war
sztacie pracy?
— Owszem, gdy się jest linoskocz
kiem. —
• • •
Poczciwcze, gdzie logika, koszulę<
zmieniasz co tydzień, a żonę masz jedną na cale życie...
• • •
Lepiej być psem, niż mieć psa I u- chodzić za osła.
• • •
Kobiety w życiu, są jak potrawy w restauracji: Nigdy nie wiesz, która ci zaszkodzi.
JA N CZARNY
paskarze, kupcy i rzemieślnicy, zbierali wszędzie, na wszystkie strony i z pracy mieli niezgorsze plony.
Później Komisja również zbierała i do obozu zbiór odsyłała, a że fortuna jest sprawiedliwa przyszły czy przyjdą na wszystkich
. . . , żniwa...
Jeśli chodzi o żniwa, ważny jest plon.
Na dotychczasowa plony pańskiej pracy
— nie reflektujemy. •
Jadwiga Gromska (Łódź) Zaszczyciła nas pani przesyłką wiersza pt. „Szalej":
Szalej i szalej to jedno co, Każę ci rzucić w niepamięć.
Przeszłości twojej czarne tło I przeżyć twoich głuchą zamieć.
Szalejl W szaleństwie swoim odrzuć Najmniejszą nawet ułudną rzecz.
W szaleństwie swoim wyzbądź sit uczuć Szalej, gdy dusza twoja rwie się ni
. strzępy
Mdlejąc, opada po walce, Gdy jako w boju o zdobycz sępy Uprawia ciężkie doświadczeń harce.
Szalej, gdy czujesz burzę milczącycł Szaleństwu swemu czyń zadość—pisz!
W rytmach i rymach znajdź ukojenie...
Ponieważ prosi nas pani o „szczerą krytykę", powiemy krótko i otwarcie:
pisanie wierszy celem zadośćuczynienia szaleństwu nie wydaje nam się najlep- szą metodą. Radzimy szukać ukojenia w innej „branży".
R. K. (Łódź) Zwierza się pan we „(rasz ce":
Roiła mi cyganka Przyszłości losy składnie:
„Poznasz panoczku panią, Co serce ci na wieki skradniel"
W istocie, wnet poznałem Dziewiczy klejnot płochy, (Niedrogo nawet wzięła:
Sto złotych plus pończochy).
Czyli udało się panu t. zw. tanim ko- sztem. Ale niech pan się nie cieszy: ku
racja będzie kosztowała o wiele drożej.
S. Bronisław (P-ta Bystrzyca-Kło izka) Prosimy o podanie dokładnego adresu.
Brakujące numery „Rózeg" prześlemy za t. zw. zaliczeniem pocztowym. Za po
zdrowienia i życzenia uprzejmie dzię
kujemy.
Jerzy Jankowski (Radom) „Wszech, stronność" zawodzi. „Trzymajcie się" ry
sunku, albowiem nadesłana humoreska sprawiła, iż kilkakrotnie powtórzyliśmy z jękiem jej tytuł („O je jej!",
Anna Gajewska (Warszawa), Zygmunt O—ski (Poznań), Anatol X (Kraków), „Le na" (Jelenia Góra), „Były sobie świnki dwie" (Wrocław), S. Z. (Gdańsk), Może kiedyś innym razem, ale ęlzisiaj — nie,
Rys. Janusz Zarębski Kelner: — Za kawałek ryby liczy się jak za całą.
Gość: — Ach, jak to dobrze, że nie
•zamówiłem pieczeni wołowej!
Rys. Zbigniew Kiulin
— Więc oskarżony nie przyznaje się do kradzieży? Przecież dwóch świad
ków to widziało!
— Też mi dowód! Mogę przyprowa
dzić stu, którzy tego nie widzieli!
— Psiakość! Przez te talerze musze się codzień kąpać!
(„SRSEN")
Rys. Zbigniew Kiulin
—- Czy nie widział pan tu gdzie jed
ne, pani bez takiego chłopczyka jak ja?
Rys Janusz Zarębski
— Jazda kosztuje 500 złotych od osoby za kilometr. Bagaż darmo.
— To niech pan zawiezie bagaż na Kaczą 18, ja pójdę pieszo.
„Rózgi ukazują się co tydzień. REDAKTOR: Stefan Stefański. — REDAKCJA: Łódź, Piotrkowska 86 — telefon 254-20, ł-ewn, 8. Przyjmuje się codziennie od godz. 12 — 2. Wydaje R. S. W. „Prasa", Łódź, Żwirki 17 — tel. 208-42. D —017812