• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek. R. 4, nr 23 (1921)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szczutek. R. 4, nr 23 (1921)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

fUlełyloSf płc/.totfą opłacono ryczałtem. f e „ . Cena numeru 1 9 M ire k .

n

'- 23. LW ÓW 'W ARSZAW A-KRAKÓW 1. CZERWCA 1921. Rok IV.

TYGODNIK SATYRYCZNO-POL.ITYCZNY

B O K S P R E M IE R Ó W

Rys. K. Kostynowicza (Lwów).

„Byłoby wystarczają'!^, gdyby p. Lloyd George przed wygłoszeniem swej mowy zajrzał był przynajmniej do Enciclopodise Brlttanmcs która niewątpliwie znajduje się na jego pólkach, a.byłby w tem jej wydaniu z r. 1019 w tomie XXV. na stronicy 90, w drugioj kolu­

mnie znalazł w artykule o Śląsku ustęp następujący: Na wschód od Odry Polacy w ilości ponad jeden mlljon tworzą główną masę ludności"

(2)

Rys, H. Kunzeka, (Kraków).

Nic to, że w gruzy padły miasta,

Że piach nasiąknął krwią niewinnych — Jest ktoś, co ciągle w siły wzrasta,

Jest ktoś, co tuczy sią na innych.

Business, dla niego ideałem,

Zabawą skoczny tan na stypie — Z obronnej wyspy za kanałem, Wyciąga m acki swe polipie.

Gdy dw óch się krw aw i w srogiej walce Do zgody miesza się obłudnie —

Na północ, zachód, wschód, południe Wyciąga swe drapieżne palce.

Na tylu egzystencji grobie,

Wywie ił szyld swych krw aw ych g o d ó w :

Sam ostanowienie o sobie, i

Małych, uciśnionych narodów.

Okolił cały świat obręczą

Srogich represji i przym usów — Pod jego kuratelą jączą:

Egipt, Irlandja, kraj Hindusów.

Na Afryce położył stopą,

Wżarł sią w Ameryką jak liszka, Magnetyzuje Europą

S w ym zim nym w zrokiem bazyliszka.

Interes jest dla niego Bogiem.

Intryga nerwy m u podnieca —

Ten, który w czoraj był m u wrogiem, Dziś mu kasztany ciągnie z pieca.

Na tylu egzystencji grobie,

Wywiesił szyld swych krw aw ych godów : - Sam ostanowienie o sobie,

Małych, uciśnionych narodów. H en ryk Zbierzchow ski.

P O LIP .

2

(3)

O d W y d a w n ic tw a .

Na drodze naszych szczerych usiłowań do udoskonalenia pisma stanęły znów: nowe podrożenie papieru i znaczna podwyżka cennika drukarskiego.

Wobec tego wydawnictwo „Szczutka“ zmuszone jest z numerem 2 4 do podwyższenia ceny egzemplarza na kwotę

20 mareli

zaś prenumeraty kwartalnej na kwotę 280 marek. Czynimy to niechętnie i jodynie pod przymusem zmie­

nionej konjunktury handlowej. W zamian za to będziemy się starali doborową treścią satyryczną i rysun­

kami pierwszorzędnych artystów malarzy dać Czytelnikom naszym niejaką rekompensatę za to nowe, oby ostatnie już, poirożenie ceny.

Un soldo signore!

Avanti Savoya!

— Abasso maladetto P o la k o !

— Eviva Tedeschi!

Zwartym wałem ciał ludzkich prą Naprzód bersaglieri, torując sobie drogę bagnetami w tłumie zrozpaczo­

nych ludzi, upominających się o swoje Prawa, do odwiecznie polskiej zie- micy górnośląskiej.

— A vantiL .

Na łeb górnośląskiego robotnika Padają razy zadawane łożami kara­

binów włoskich, kulomioty rwą krwa­

we bruzdy w ciałach maladetto P o ­ lako, a bagnety wwiercają się jak ostre żądła w trzewia pieronów ślą­

skich, za to, że zdobyli się na odwagę, fby pięścią grzmotnąć o mapę rozło­

żoną na stole dyplomatycznym, przy którym zasiedli nowocześni comivo- Jager’owie fabrykowanej historji, aby Poprzez żywy organizm narodu pol­

skiego wykreślić jakieś linje demar- kacyjno- kupieckie.

— A niedoczekanie! Jeszcze czego? — Woła Górnoślązak, zasłaniając się od razów, zadawanych mu ręką potom ­ ków wielkiego Beppa Garibaldiego. — Przestańcie pierony mnie kropić, bo zapomnę, że jesteśta koalicja!

-— Abasso maladetto P olako! Eviva Tedeschi!...

Posiłki niemieckiej Reichswehry i fa­

langi Stosstrupplerów poprzebiera- nycl* w mundury włoskich karabi- nieri, wdzierają się klinem w tłum

>>insurgentów“, by objawić im wolę [doyd George’a, wielkiego męża stanu 1 wielkiego ignoranta, kierującego ostrzem ich bagnetów i lufami armat Kruppa.

— Avanti Savoya! — wrzeszczą czarnowłosi lazaroni, brava, maro- niarze i rajfury spędzeni z pod sło­

necznego nieba Italji „dla obrony dóbr 1 kultury" Górnego Śląska, którego Węgiel jest tak drogi sercu angiel­

skiemu.

— Deutschland, Deutschland iiber allesl — wyją pruscy wice-feldweble, zapominając, że tkwią w mundurach włoskich karabinieri. — Forwarts K in­

der^! Es gybt nyszt! W ir mussen mit der „Panjewirtschaft" fertich wer- denl...

— Abbasso Radetzky — eviva Te- deschil...

— Avanti Savoya!

*

— Przestańcie nas kropić pierony zatracone, bo zapomniemy żeśta koa­

licja)... Śląsk jest nasz, a nieśwabski!

Dajcie pokój, bo zaczniemy prać!...

— A v a n ti!

— VorwartsI...

*

Wysoki Rządzie! — pisał jakiś W ojtek Korfanty do Warszawy. -—

Przyślijcie albo pomoc, albo co bo te cholerniki koalicyjne walą w nas jak w nieszczęście. Dalibyśmy sobie sami także rady, gdyby nie to, że nie wolno na koalicję ręki podnosić, bo grzech. Jak jednak naprawdę rozin­

dyczą moich pieronów, to wtedy zrzu­

cam wszelką odpowiedzialność ze sie­

bie i niech to nagła krew zaleje!

Korfanty mp.

*

Ministerstwo spraw wojskowych nie odpowiedziało z powodu olbrzymiego nawału pracy jaką nastręczał konkurs nowych odznaczeń na wstędze pur- purowo-zielono • papuzio-kanarkowej.

Ministerstwo spraw zagranicznych zajęte było właśnie wyrzucaniem Pilza z posady, na skutek interwencji po ­ tomka królowej Bony i ani pomyśleć mogło o piśmie jakiegoś Korfantego.

Ministerstwo spraw wewnętrznych demonstrowało właśnie przed posłami stronnictwa ludowego sposób uży­

wania maszynki do mielenia mięsa — a inne ministerstwa zajęte były we­

wnętrzną organizacją1 i wskrzeszaniem nieboszczyków dla celów wyborczych.

A na Śląsku rozstrzaskiwały kolby karabinów włoskich twarde łby ro- bociarzy, bagnety bersaglierów wwier­

cały się pod serca ludzi walczą­

cych o byt i wolność, strugi krwi lały się rynsztokami miast i wiosek fa­

brycznych — a knebel dławił każdy krzyk rozpaczy i protestu.

Avanti Savoya! Abasso Polako!...

*

— Dość tego panowie! D ość! Zwy­

ciężaliście na Monte Sabotino, na

Monte Caduzzio, Monte Assiago i Monte Materazini — a teraz po­

wybijamy wam kilka zębów trzono­

wych i odeszlemy was do Montc- Luppich w Krakowie!...

— Prać pierony!...

W łby besaglierów przystrojone w kogucie pióra, poczęły walić mocarne pięście górników, dających się do­

tychczas bez oporu mordować, aby nie dezawuować polityki księcia i pana Sapiehy.

— Biją! zawrzeszczeli bersaglieri!

— Zbeszczeszczenie traktatu wer­

salskiego! — zawyli pismacy angielscy.

— Jawne pogwałcenie dyplomacji, w dziewiątym miesiącu ciąży!

— Na hak powstańców!...

Wszczął się huczek dyplomatyczno- kramarski. Umywano ręce jak Piłat — Lloyd George zachorował na rozwol­

nienie i piorunował z kazalnic kramar­

skich parlamentów kadłubowych — Europa zamarła z oburzenia...

A lud Górnego Śląska parł naprzód niby lawina, poprzez mateczniki wstręt­

nej zachłanności i kręte ścieżyny dy­

plomacji niezdarnej.

— Prać pierony !

— Odpowiecie przed sądem koa­

licji! — woła kapitano w łoski.— Za­

stosujemy do was sankcje, jakich do­

tychczas nie praktykowano nawet wobec Tedeschi! W osobach pobitych bersaglieri obraziliście cały naród z nad Mare N ostroL. Niema teraz zadośćuczynienia, za obrażoną dumę i honor naszego narodu! Sińce jakie otrzymali nasi żołnierze wymagają odszkodowania — grubego odszko­

dowania, za ból i wstyd!...

— Prać pierony! Niech sobie ględ/.i do maja!...

— A może panowie wejdą z nami w kompromis? — pytó blady kapi­

tano. — Nasz honor i ból wymagają absolutnie grubszego odszkodowania...

Zrozumiecie to sami panowie...

— A ile? — spytał jakiś Wojtek Korfanty.

— Un soldo signore 1 — rzekł z przyzwyczajenia dowódca wojsk spędzonych na „obronę" Śląska, k tó­

rego węgiel jest tak drogi sercu an­

gielskiemu.

RAORT.

(4)

Rys. T. Rożankowski, (Poznań).

N a w ystaw ie fu turystów w P o zn a n iu .

— Nie wie pan co przedstawia ta rzeźba?

— S k ąd że ?... Sam Hulewicz dopiero się nad tern zastanawia.

Ad absurdum.

W matematyce istnieje rodzaj ar­

gumentacji, tzw. deductio ad absur­

dum. Przypatrując się życiu, przysze­

dłem do przekonania, że za mało pa­

miętamy o tym matematycznym spo­

sobie. Uprościłby on niejedną kwestję tragiczną nieraz w naszem mniemaniu.

Naprzykład gdy kochamy bez tak zw.

wzajemności.

Pomyślmy tylko wówczas cobyśmy uczynili, gdyby nasz ideał nagle został naszą teściową, albo dostał fizjono- mji stróżki Walentowej (nie wiem tylko czy ją znacie). Jest to możliwość, absurdalna wprawdzie, ale zawsze

możliwość i spojrzana przez okulary takiej możliwości ogromnie człowieka otrzeźwia. Ba, w pewnych w ypad­

kach taka dedukcja prowadzi do wy­

ników znacznie głębszych. Odkrywa nam bowiem niekiedy prawdziwe oblicze ludzi i rzeczy. O to kilka p ró b e k :

*

Coby było, gdyby Lloyd Gcorge został Leninem?

W prowadziłby prawo, że premie­

rem ministrów może być tylko nie- gramotny.

Coby było, gdyby w Korfantego wlazła dusza Lloyd Georgea.

Przesunąłby swoją „linję" aż po Berlin, dowodząc, że niemiecka lud­

ność Berlina jest napływową i osied­

liła się tam w ostatnich czterdziestu latach z powodu wzrostu miasta Ber­

lina, jako stolicy Niemiec.

*

Coby było, gdyby Lloyd Gcorge wygłosił swoją mowę o Górnym Śląsku, jako premier naprzykład Czar­

nogórskiego mocarstwa?

*

Korespondent „Timesa" napisałby wówczas, że premier czarnogórski

bredni. X.

rć j u n iw e rs y te tu .

W skwar, w upał płomienno-biały, Tcfjnący patosem mistycznym, Odczytywano „referat"

W kole fe... filozoficznym.

Odczytywano referat

„O jaźn i podświadomości":

W skwar, w upał płomienno-dziki, Tc/jnący pożarem białości.

Czytała go koleżanka Z piersią wypukło-burzliwą, Z biodrami, co siewcom zdarnym Plenne wróżyłyby żniwo.

Z je j ust drastycznie wyciętych, Z je j ust czereśnio-wiśniowycł), Padały zdania o jaźni,

I o abstrakcjach jaźniowych.

I praw ił długo „o duszy

W terminach mądrych i szczytnych, Ów kompleks ramion, biódr gibkich, Piersi i ud aksamitnych-

A gdy skończyła część pierwszą, („O podświadomym podstanie,") Spytała zgoła poważnie:

„Jakie kolegi jest zdanie?"

A jam ją spalił spojrzeniem!

Tępo, tyrańsko spoglądam, I mówię szeptem, dobitnie:

„Ja... ko-le-żan-ki po-żąąą-darn!"

J. Tuwim.

H. Kunzek.

(5)

23. Rok IV .

Dodatek „SZCZUTKA”

Rys. Z. C z e rm a ń s k l.

Jak żegnano Imkę, wyjeżdżającą z Polski.

Straszna zemsta Lloyd George’a.

Dowiadujemy się z wiarygodnego źródła, że Lloyd George, oburzony stanowiskiem prasy polskiej wobec jego ostatniej mowy, zabronił telegra­

ficznie znanemu we Lwowie hotelowi używania nadal nazwy „Hotelu Ge-

orge’a “. Mar.

W sądzie.

— W edług zeznań świadków, po­

kazuje się, że w ciągu całego p a ń ­ skiego urzędowania, nie było wprost jednego dnia, żeby pan nie wziął ła ­ pów ki!

— Niestety, panie sędzio, takich dni było aż za dużo! — wszystkie niedziele i święta. Boguś.

Wspomnienie.

— Smutno będzie teraz! Najhumo- rystyczniejszą w Polsce instytucję li­

kw idują?

— Jak ą?

— Ministerjum aprowizacji. Boguś.

Książę Sapieha.

W krótki czas po powrocie z dy­

plomatycznej podróży, ekscelencji Sa- pieże w padł do ręki egzemplarz p i­

semka dla małych dzieci „Mój Św ia­

tek". Książę jednem tchem przeczytał wszystkie wierszyki i bajeczki, poczem rzekł z widocznem wzruszeniem i du­

mą zarazem:

— W ięc jednak jest w Polsce choć jedno pismo, które mię nie zbabrało!

Boguś.

Zachęcająca nazwa.

Jedna z firm warszawskich zachwala w anonsach pigułki przeciw obstruk­

cji pod zachęcającą nazwą „Bon-ton“.

M ar.

PARCELACJA!

W aint dli OSADNIKÓW - MAŁOROLNYCH - SŁUŻBY DWORSKIEJ iłd.

Na mocy upoważnienia Głównego Urzędu Ziemskiego w Warszawie z dnia 30. października 1920 r. L.: 16782/11.

ODDZIAŁ PARCELACYJNY

Ziemskiego Banku kredytowego we Lwowie, dawniej przy ulicy 3-go Maja I. 12, obecnie w budynku bankowym przy ulicy Trzeciego Maja I. 5.

parceluje majątki położone we wschodniej Małopolsce. — Parcelację przeprowadza na dogodnych warunkach. — Udziela pożyczek hipotecznych na zakupione grunta, jak również wyrabia pożyczki z Państwowego Funduszu osadniczego.

Transakcje wykonane przez Oddział Parcelacyjny Ziem. Banku kredytowego we Lwowie, nie wymagają oso­

bnego zezwolenia Rządu.

W razie potrzeby pośredniczy Oddział Parcelacyjny w udzieleniu kredytu właścicielom dóbr ziemskich na cele oddłużania majątków na parcelację przeznaczonych.

Wszelkich informacji dotyczących parcelacji, kupna i sprzedaży majątków ziemskich, udziela odwrotnie, pisemnie lub ustnie

w biurze od 9-tej rano do 3-ciej popołudniu.

(6)

„ S P O Ł E M “

Związkowe Towarzystwo Handlowe

w e Lwowie, ul. 3-go M a ja I. 19, posiadające Oddziały: w Sniatynie, Dro­

hobyczu, Podwołoczyskach, agenturę : w Gdańsku

poleca dostawę artykułów aprowizacyjnych w ładunkach wagonowych, jak: zboże wszelkich gatunków: zagraniczne oraz krajowe, mąkę amerykańską, tłuszcze rumuńskie i amerykańskie, jaja i t. p.

Dostarcza pierwszej jakości bukowy

węgiel drzewny

w ładunkach wagonowych. 10

RACHUNKI bieżące: Akcyjny Bank związ­

kowy, Lwów — Bank przemysłowy, Lwów.

Rachunek żyrowy w P. K. K. P. — Ra­

chunek w P. K. O. Nr. 148.540.

-■ Telefon Nr. 290. — ■

SPECJALISTA W WYROBIE

BANDAŻY

M. L. P O L A C Z E K

W SAM BO RZE L. 2 2 5 .

5

Ponadto poleca: Opaski brzuszne na gumach, lecznicze i t. p.

Opaski dla poprawienia figury. Pesary przeciw wypadaniu macicy. Pończochy i owijacze gumowe na żylaki. Prostotrzy- macze. Moczniki dla osłabionych. — Wszelkie zlecenia za­

łatwia się pocztą natychmiast. — Ilustrowane katalogi gratis.

R E S T A U R A C Y Ę

HOTELU GEORGE’A

Lwów, plac Maryacki

Wykwintne kolacye.

Pierwszorzędny bufet.

Pokoje klubowe, na zebrania towarzyskie, wesela

i t. p.

poleca

20 Z a rzą d .

F a r b y O l e j n e tarte na najlepszym poko­

ście oraz l a k i e r y wszelkiego rodzaju po­

leca najtaniej

L. H O S Z O W S K I

Lwów, ul. Akadem icka 3. 11

K a w ia rn ia .

Pogwarem ulicznym niesione, w pły­

w ają do sali kawiarnianej blade uś­

miechy, strojne, szeleszczące suknie, kwiaty uśpione, więdnące — aksa­

m itny połysk oczu; — karykatury i rzeźby klasyczne — zasuszone mu- mje i różany odblask wiosennego poranka — poszukiwacze nastroju i blazenkowie lirycznogroteskowi.

Błądzą spojrzenia, tulą się w niespo­

kojnych odruchach do wybranych ust — proszą, rozkazują.

Muzyczka — piosenki, opery, ope­

retki — zawadyjacki tupet mazura.

D la odmiany — dla zabawy! M o­

cno, śmiało, szatańsko, wesoło!I S tło ­ czone stoliki. Gryzące wstęgi dymu.

Duszno, ciemno, gwarnie... Kołysanki nóg, wybijających takty muzyczne.

Rwany, cięty śmiech... Znaczące m rug­

nięcia powiek. Nieuchwytny gest.

Przenikliwość czyhających zmysłów.

Lotność natrętnych wyznań ocz­

nych — i lekki, błyskotliwy taniec —

■szmer sukien białych motylic — i odurzający żar — i cielistość ażu­

rów i wycięć letnich na biustach dam... A słowo rozpieczone, huczące, kąsające, złe, cyniczne, jadowite, ude-

rozlewności rzewnej i wyje o tęskno­

cie utajonej rozpusty i wyje o'sw ym sercu, zakrapianym uczuciową go ­ rzałą — o swej duszy, konającej w uściskach prostytutki i rasowo- pożądliwej przyzwoitki.

O — walce, walce kawiarniane!

W chodzą tłumy przez rozwarte drzwi — wprost z majówki, z parku, z trawki, z lasku. Na lody, na plotki, żarty, na miłość, na to dzisiaj, na to obecne, impulsywne, rzutkie, kine­

matograficzne, mieniące się kaskadą złocistych kropel eleksiru życia — na to przeczute, spodziewane, krzyczące w nerwach postrzępionych, na to codziejine oszukańczo-smutne. .

Piją, patrzą, jedzą, piją...

Przy walczyku, przy piosence, roz­

mówki, flirty oczne, nożne, skryte, widome, zasłonięte gazetą, kelnerem, tatusiem, mężem — wszystko jedno!

O , tak, tak... ten, tamten... Zmiena ust, rąk, pieszczot, jak kto chce...

M ożna tu, można tam... Wszystko je d n o !

Zamęt. Zwartość dystyngowanych ciał. Mrowisko nieprzebytych nóg, rąk.

Wstrząsy, dąsy — pożar w oczach, nastrój, uciecha!

O — jak dobrze — jak jasno.

' * ' , J1 t ^ ’ i--- ---i ^ j c * r v u u i

rza o strop kinkietów elektrycznych, szumnie, wesoło1,

tacza się w_ wirze głów i pod stopy — Sos — sos! — krzyczą kel pcha, jak pies kopnięty i wyje walca nerzy.

Płyną kawy, ciasta, likiery, niesione na tacach. W ędrują pieniądze (przy­

nęta oślepiająca wielce łaskawych kobiet) — łotrostwo przymilne, grzech splugawionych rąk — zakrzepła krew serc rozdartych, zabitych — uśmiech słodkiego nabożeństwa zdolności ju ­ daszowych, w takt rosyjskiej melan­

cholijnej pieśni — szerokiej, tragicz­

nej pustki rozpacznej — w takt pul- sowań wiedeńskiej beztroski — w taktj wichury czardaszowej!...

Porwał się z zespołu orkiestry ton śmierci. Zakołował pod stropem świa­

teł, obleciał w podźw ięku łkań olbrzy­

mią salę — spłakany, podarty upadł na pobliskie stoliki — i bił, tłukł po uśmiechach łajdackich, po pawich, wiosennych sukniach, po maskach, maseczkach doskonałości towarzys­

kiej, po uprzejmej salonowej bacha- nalji... Zapuścił w gw arną gromadę sondę drgających bólem strun. Za­

haczył głosem — dzwonem łez sza­

lejących — o oszlifowane języczki — dobrą opinję — i słuchał...

*

Blady strach wrósł w tłum kawiar­

nianych gości. Gasły światła wolno, smutnie — jak w dzień zaduszny.

Płacić, płacić!...

Do stu d ja b łó w ! Kankana — muzykanci!... Z. Lwicz.

6

(7)

M IESIĘCZNIK

dla spraw handlu i przemysłu

ukazuje się każdego miesiąca ~~ 1 N A JL E P S ZE Ź R Ó D Ł O IN F O R M A C Y JN E Rewja przem ysłu i handlu służy sprawom zwią­

zanym z handlem, przemysłem i rękodziełem.

Rewja otwiera swe łamy dla swobodnego w y­

pow iadania się biorących udział w życiu han- dlowo-przemy słowem.

Rewja dąży do nawiązania między-miastowych stosunków kupieckich.

Rewja przeprowadzać będzie kampanje rekla­

mowe i służyć wszystkiemu, co broni i po d ­ nosi przemysł, handel i rękodzieło.

Redakcja i Administracja: Lwów, ul. Zimorowicza 5.

17

Nasze ziemiaństwo.

— W ie sąsiad, ten pan Erazm to istotnie tęga głowa I zwłaszcza młeczne gospodarstwo doprowadził do szczytu doskonałości!

— No, naprzykład?

— A no przed w ojną miał trzydzie­

ści kilka krów i sprzedawał pachcia- rzowi przeciętnie sto garncy mleka, a teraz ma tylko dwanaście krów i sprzedaje — także sto garncy!

Praktyczne wskazówki dla gospodyń.

Nieświeże mięso.

W czasie upałów mięso bardzo łatwo ulega zepsuciu, skrzętna jednak go­

sposia może je i w tym stanie zu­

żytkować bez straty i bez narażenia własnego zdrowia. Należy tylko mięso takie silnie osolić, popieprzyć, zrobić z niego pierożki i dać je do zjedzenia

— gościom. A . B.

Z kawiarni „Royal“.

D o kawiarni Royal w pada zady­

szany Salomon Treuherz, subjekt Ba- rucha Ehrenfesta i pyta się kelnera, czy Ehrenfest jest w kawiarni. Kel­

ner prowadzi subjekta do stołu przy którym Ehrenfest gra „klabra".

— Panie szefie — woła subjekt — pańska żona zamknęła się w sypialni z jakimś oficerem od ułan ów ...

Ehrenfest, wiadomością tą w ido­

cznie wzruszony, do swego partne­

ra: „Ostatnie trzy partje bez względu na to, kto będzie w wygranej... Krech.

To i owo.

A : Muszę teraz wydać majątek!

B : Dlaczego ?

A : Chcę się ubrać z góry na d ó ł!

Z pam iętnika młodego żonkosia.

Dziś Kocia powiedziała m i: „Mężusiu, muszę od ­ prowadzić ciocię Pelasię na dworzec, więc będziesz jadł obiad sam, ale b ądź pewny, że cząstka ma zo­

stanie z to b ą !"

I dotrzymała słowa! Znalazłem w sosie — je.

włos. Boguś '

Monolog posła Łańcuckiego.

Nie do wiary! Po znanych w całym świecie błogosławieństwach komunizmu w sowieckiej Rosji, Polska Partja Socjalistyczna odważa się wykluczyć mnie ze swego klubu sejmowego za kom unizm ! Mnie, który dla wzniosłych zasad komunistycznych porzu­

cił karjerę... ślusarza kolejowego! I pracuj tu dla swych bliźnich! Nemo propheta in patria sua... Mar.

B : Spróbuj z dołu do góry, może cię taniej wyniesie!

*

A : Czego pan ciągle się irytuje?

B : Bo jestem nerwowy!

A : A dlaczego jest pan nerwowy?

B : Bo się ciągle irytuję! Lotos.

Aktuainiejsze.

— Dopraw dy ten Hipcio plecie jak Piekarski na mękach!

— C óż ty za przestarzałych zwro­

tów używasz?! M ów i się: Plecie, jak Lloyd George o Górnym Ś ląs k u !

Boguś.

Niepotrzebny strach.

Pani Rebeka (do swego m ę ża ):

M oryc! Muszę ci coś strasznego po ­ wiedzieć. Twój kasjer...

Pan Moryc (przerywając): Boże!

Czy uciekł?

Pani Rebeka: Nie! W iznał mi swoją miłoszcz!

Pan Moryc: No, dzięki Bogu! Ach jak ja sze przestraszałem!...

Sm utne refleksje ojca-rolnika.

— Mój Bartek jak beł doma, to mu raz na W ielką Noc nowa kosula wystarcyła, w gimnazji, w bursie, naucyli go księża co miesiąc kosulę odmieniać, potym to jak beł we w oj­

sku i jak go zrobieli starsym, to sie psiapara taki ślachcic uroił, ze i co drugi dzień kosulę zmieniał! Tero jak go W itos leferentem mianował to pewnikiem taki się z niego hrabia wyśtafirował, ze co kosulę ściąga, to

now ą w ciąg a !

G e n . L i s t o w s k i .

(8)

K o ch an y C zy te ln ik u !

Jeżeli chcesz wiedzieć, co dzieje sią w Polsce całej i poza je j granicami, to czytaj codziennie rano

„Gazetę Poranna”

a codziennie popołudniu

„Gazeta Wieczorna”

Jeżeli chcesz coś

kupić lub sprzedać, albo szukasz mieszkania lub posady

daj odpow iednie ogłoszenie w

„Gazecie Porannej”iub ..Gazecie W ieczornej”

R e d a k c ja i A d m in is tra c ja : Lwów, ul. S o k o ła 4 , 15

PEZET 99

<51 WE LWOWIE, ULICA AKADEMICKA L. 23.

===== TELEFON Nr. 55.

DOSTARCZA Z WŁASNYCH WYTWÓRNI:

CEGŁĘ, DACHÓWKĘ, WAPNO, PAPĘ, WYROBY BETONOWE, KAMIEŃ, SZUTER, DESKI.

Ze swoich bogato zaopatrzonych składów:

BLACHĘ CYNKOWĄ I POCYN- KOWANĄ, SZKŁO TAFLOWE, KIT SZKLARSKI, ŻELAZO, OKUCIA, GWOŹDZIE, DESZ- CZUŁKI PODŁOGOWE, DĘBO­

WE, POSADZKI KLINKIEROWE KAMIENNE ORAZ INNE MA-

: TERJAŁY BUDOWLANE. : 7

©

A k c y jn y

we Lwowie

Centrala we Lwowie, ul. Akademicka 4.

O D D Z I A Ł Y :

w K R A K O W IE , ul. B aszto w a ,, Z A K O P A N E M , K ru p ó w k i

„ K R O Ś N IE

„ P R Z E M Y Ś L U ,, S N IA T Y M E

Z a ła tw ia w s ze lk ie czynności b an ko w e. — F in a n s u je p rz e d ­ siębiorstw a. — U d z ie la k re d y ­ tów. — P rz y jm u je lokaty w ra ­ c h u n k u b ie żą c y m i n a k s ią ­ ż e c z k i oszczęd n o ści oraz o p ro ­ c e n to w u je je najkorzystniej. — Z a ła tw ia w szys tk ie p rze k a zy w k ra ju i z a g ra h ic ą . s

Reklama jest dźwignią handlu i przemysłu!

S 1 7 P 7 I T T l ^ ” rozc^°dz§c s* ę w

0 £ j\ j£ e U 1 DIY 20.000 egzempla­

rzy po całej Polsce i docierając do najdal­

szych kresów, nadaje inseratom większą siłę reklamową, niż codzienne pisma.

Cena ogłoszeń: Cała strona . norazowo 20.000 Mp., pół strony 10.000 Mp., ćwiartka 5.000 Mp. Reflektujemy na ogłoszenia co najmniej o rozmiarze Vi6 części strony w sto­

sunkowej cenie 1.250 Mp.

8

V

(9)

Rys. Z. Kurczyńskiego (Lw ów )

wtp§

m m m

o p n ą

0 | :

■ f l S > i f p m im m

-v'-.vit 1

'-i i / •;

i J£r - : | ]

\ 1

blĘM : ;

B I

aV'1

W Ę Si® a a -

- P l t i y o>m i $, w

s l i l i i l

*g $m m

w m r

;-j m i i '■

O rg a n is ta z W ierzchosław ic.

Z wrzuconych do kosza redakcyj­

nego telegram ów PATa.

Londyn (PAT.) Dziś wygłosił pre­

mier angielski Lloyd George doniosłą mowę w sprawie Górnego Śląska.

Duże wrażenie zrobiła sympatja z jaką wyrażał się o Polsce.

Poseł państwa polskiego bezpo­

średnio po mowie odwiedził premiera angielskiego, by mu złożyć serdeczne podziękowanie.

W Niemczech mowa Lloyd Geor- gea wywarła szalone wzburzenie.

*

W arszawa (PAT.) W kołach na­

szego rządu rozważano mowę Lloyd Gerge’a i jej konsekwencje. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa m i­

nister spraw zagranicznych poda się do dymisji. Spodziewać się należy kursu znacznie zwiększonej sympatji dla Wielkiej Brytanji. Ami.

Najklerykalniejsze państwo.

— Jakie państwo w Europie jest najklerykalniejsze? zapytał „filozof"

kawiarniany swego przyjaciela?

— A juści, że Hiszpanja!

— Ale skąd!

— No, a k tóre ?

— No juści, że Polska, bo nawet w Sejmie 70 procent posłów pod pi­

suje się trzema krzyżykami.

(10)

Dokoła Napoleona.

Na dawnym placu Wareckim, dziś przechrzczonym na plac Napoleona, stoi słupek drewniany, a na nim po­

piersie genialnego wojownika. Każdy warszawianin, chodzący do miejskich teatrów, a zatem przyzwyczajony do miejskiego sposobu wykonywania de­

koracji i rekwi ytów, odrazu pozna, ,że to miasto Warszawa ten pomnik wzniosła Napoleonowi.

Drzewo podle obrobione, jeszcze podlej malowane i wogóle prowizo­

ryczne jak wszystko co robi nasz magistrat. Ale mniejsza o to, grunt, że jeden z prezydentów miasta mógł przemawiać pod tym pomnikiem i na chwilę obcować z cezarem, ba nawet go „tykać".

Mimowoli przypomina się bajka 0 martwym lwie i... Ale i o to mniej­

sza. Człowiek jest w stanie przyzwy­

czaić się do wszystkiego. Tak np.

pogodziliśmy się z koniecznością wier.~zy Or-ota przy każdymo bchodzie.

1 nie odbieramy sobie życia. Przecho­

dzimy przez plac Napoleona i już nie zwracamy uwagi na „pomnik". Jeśli zaś obecnie zajmuję uwagę „Szczu- tka" tym pomnikiem, to dla rozmów jakie się u jego stóp toczą.

*

O to dwu jegomościów. Jeden z or- jentacją dmowską, drugi z belweder- ską. Dmowszczyk pow iada:

— Czy to nie wstyd Napoleonowi taki pom nik stawiać.

— Co ma być za wstyd, a jemu nie wstyd było dać takie małe Księs­

two Warszawskie.

*

Dw u drugjch panów. Jeden z nich z Górnego Sląslca.

— Cenię Napoleona przedewszyst- kiem z dwu względów.

— Jakich jeśli można wiedzieć?

— Po pierwsze dlatego, że nie przyznawał się do włoskiego pocho­

dzenia, a powtóre dlatego, że zawsze nie lubił anglików.

*

— Dlaczego Napoleon tak w pa­

truje się bez przerwy na ulicę Szpi­

talną.

— Bo to daje w idok odrazu na całą „Rzeczpospolitą,, i trochę Świata.

Reszta świata mieści się przy ulicy

Zgoda. Ami.

Pod rozwagą naszego rządu.

Ze względu na dotychczasową nie­

możność porozumienia się naszych, władających językiem angielskim, dy­

plomatów i posłów w Londynie z rządzącemi sferami angielskimi, a w szczególności z Lloyd Georgem, pozwalam sobie, jako długoletni współpracownik „Szczutka‘\ podsu­

nąć naszemu rządowi następującą propozycję: Po nieudałych próbach należy zerwać zupełnie z passeistycz- nymi nałogami w dyplomacji i prze­

ciwnika pobijać jego własną bronią.

Ponieważ wiadome jest, że p. Lloyd George nie włada żadnym innym ję­

zykiem prócz angielskiego, należy posłać jako antidotum do Londynu wiceministra Dąbskiego, który jak znowu wiadomo nie włada językiem angielskim a tylko polskim. To jedno śmiałe pociągnięcie może nas posta­

wić na nogi, gdyż ani Lloyd George nie będzie mógł obłudnymi frazesami dyplomatycznymi uśpić czujności p.

wiceministra Dąbskiego, ani wicemi­

nister Dąbski nie będzie mógł „myl­

nie" informować p. Lloyd Georgea.

Te korzyści jednak są pomniejszego znaczenia.

Gtównym powodem, dla którego stawiamy nasza propozycję i g łów ną nadzieją, jaką przy tej sposobności dzielimy się z czytelnikami, jest prze­

konanie, że absolutna niemożliwość wojowania słowami zmusi obu dy­

plomatów do rozmowy na migi, która niewątpliwie doprowadzi nareszcie przedstawiciela Polski i przedstawi­

ciela Anglii do nawiązania jak naj­

ściślejszych stosunków. Obawiamy się raczej, że trzeba ich będzie roz­

dzielać. W każdym razie siła argu­

mentów będzie w tem spotkaniu

decydująca. Ami.

Z warszaws ich plotek.

W Warszawie opowiadają różne ploteczki i niegorzej i nielepiej niż we Lwowie. I jak zwykle niektóre są niemal autentyczne. To niemal dodaję tylko przez dyskrecję. Po tym dość obszernym, ale równie niepotrzebnym wstępie, przystępuję do rzeczy, t. j.

do opowiedzenia jednej z takich plo­

tek...

Był sobie pewien pałac i była so­

bie pewna żona pewnego przedsta­

wiciela zagranicznej potencji. 1 stało się, co się w takich wypadkach stać musi, zwłaszcza teraz i zwłaszcz;

w Warszawie. Pałac został zarekwi rowany i oddany do użytku przed

stawicielowi zagranicznej potencji.

Tyle tylko zrobiono wyjątku, że od rekwizycji zwolniono kilka pokojów, w których właściciel urządził skład cenniejszych pamiątek. Przedstawiciel zagranicznej potencji był zaspokojony.

Lecz okazało się, że łatwiej zadowolić całą zagraniczną potencję niżeli jedną żonę jednego przedstawiciela. Pokoje zamknięte kusiły ją jak Ewę legen­

darne jabłko. Psuły jej — jak twier­

dziła — rozkład i smak pałacu. Za­

częła tedy gnębić zarządcę, by po ­ koje te jej oddał. Zarządca składał się jak mógł. Nic nie pomagało. Tem- peramentowa kobieta nalegała i nale­

gała. Wreszcie zarządca przestał się pokazywać. Wówczas pani przedsta- wicielowa zaczęła pisać listy. I tak wywiązała się korespondencja, jak zawsze dla kobiet niebezpieczna. O to zarządca odpowiadając na szczególnie natarczywy list pani przedstawicielki tłumaczył jej, że nie może pokojów tych oddać do jej użytku, ponieważ niema literalnie gdzie pomieścić me­

bli, a mebli znowu dlatego nie może zostawić, ponieważ • między niemi znajdują się rzeczy historycznej bez- cenności jak np. łóżko ks. Józefa Poniatowskiego.

Na (en list otrzymał natychmiast replikę tej treści: 0 meble może pan być spokojny. Potrafię je uszanować.

Co zaś do łóżka Józefa Piłsudskiego będzie dla mnie prawdziwym zaszczy tem, jeśli będę się w niem mogła czasem przespać.

Na to z koleji zarządca:

Niestety nie mogę przychylić się do życzenia pani o ile to odemnie zależy. Mam bezwzględnie zlecone nie otwierać pokojów i nie wydawać mebli. Natomiast ostatnie życzenie pani nie zależy już odemnie i dlatego pozwoliłem sobie przesłać list pani w odpowiednie miejsce, t. j. do ad- jutantury generalnej.

Tydzień Czerwonego Krzyża.

M inął Tydzień Dzieci. Zaczyna się Tydzień Czerwonego Krzyża. Potem ma nastąpić Tydzień Wakacji dla in­

teligentów, Tydzień i td.

Czy nie najlepiej byłoby odrazu zrobić rok. Rok przypinania kartek, rok nudzenia się w ratuszu, czy u Generalnego Delegata, rok kupow a­

nia biletów na koncert pani Piegło- siewiczówny i pana Nieznańskiego?

pi.

Belweder milczy.

P. Maykowski utrzymuje, że Bel weder milczy „jak nic wie, co po ­ wiedzieć".

Chwała Bogu, ;'e nie pisze w tym wypadku, tak, jak to czyni stale p.

Maykowski. pi.

( O

(11)

Dobrze i ile.

W przedziale kolejowym spotyka się dwu żydów- Po przywitaniu pyta jeden drugiego:

No, Moryc, jak ci się pow odzi?

— Nu, dorze i źle.

Jakto dobrze i źle? A lbo do­

brze albo źle.

Nie, właśnie dobrze i źle.

— J a tego nie rozumiem?

To ja ci wytłumaczę. Widzisz Izydor, ja dzierżawię od tego hra­

biego, co ty go wisz, wieś. I płacę tenuty dzierżawnej wszystkiego sto tysięcy marek.

— To dobrze.

No tak, to dobrze, ale za to muszę mleć wszystko zboże w jego młynie i płacić za mielenie każdego korca 500 marek.

— To źle.

Widzisz to źle, ale ja z młyna­

rzem to mam taki układ, co ja mielę trzy korcy, a on liczy za jeden.

— To dobrze.

To jest dobrze, ale hrabia za to chodzi do mojej żony.

— Uj, to źle.

~ Tak to źle, ale ja znowu chodzę do żony hrabiego.

— Nu to dobrze.

— Głupi Izydor, dla kogo to ma być dobrze. Tylko dla hrabiego, bo on ma odemnie samych małych hra­

biów, a ja od niego samych żydów.

Masz rację '— niema sprawie­

dliwości dla żydów.

2 przesilenia gabinetowego.

Ministrem aprowizacji musi zo­

stać wedle zdania N. Z. L. — prof.

Stroński.

— Dlaczego ?

— Gdyż artykuły jego w „Rzeczy­

pospolitej" są równie niestrawne jak artykuły spożywcze, rozdawane przez

ministerstwo. pi.

Echa niedawnej przeszłości.

O jednym z walecznych kawale-

•"zystów, który pełnił służbę przeważ-

Dotrzymując przyrzeczenia, z nume- rem 21-szym rozszerzyliśmy rozmiar

»Szczutka“ do stron dwunastu.

Baczny czytelnik dostrzeże również znaczny postęp pod względem tech­

nicznym, choć nie jest to jeszcze na­

sze ostatnie słowo. W dziale litera­

ckim nawiązaliśmy stosunki z pierw- szorzędnemi piórami.

Współpracownictwo w „Szczutku"

Przyrzekli: Tuwim, Słonimski, Lechoń, Eismond, Przysiecki, A. Zagórski (Ost) B. Hertz, S. Przybylski, Pietrzycki, W. Raort, Jan Gella, Jerzy Bandrow- ski, (Tersytes), Henryk Zbierzchowski, St. Brandowski, i w. i. W dziale ilu-

nie adjutancką, ruchliwą, ale tyłową, opow iadają co następuje:

Podczas skwarnych dni letnich, jeżdżąc wiele, nabawił się t. zw. wilka, odparzeliny dość bolesnej i przeszka­

dzającej w siedzeniu, jednak nieszko­

dliwej dla zdrowia.

Młoda niedawno poślubiona żona oficera bezustannnie zajmowała się losem męża. I zapytywała, gdzie mo­

gła, co się z kochanym dzieje.

Ponieważ adjutanta dano, na wy­

poczynek do szpitala, któryś ze złoś­

liwych kolegów zatelefonował żonie, że jej mąż jest ranny. W iadom ość ta rozentuzjazmowała jej uczucia patry- otyczne, pisze tedy do męża:

„Mój ty bohaterze! Nie umiem ci powiedzieć jak wzruszyła mnie wieść o Twojej rani;'. Skoro tylko dostanę przepustkę przyjadę czuwać przy Twem łożu. A teraz bodaj listownie całuję Twoją świętą ranę", X.

Oszczędny.

Lekarz: Niestety, muszę panu oświadczyć, że amputacja pańskiej prawej nogi jest nieunikniona.

Chory: — woła służącego : Janie, idź zaraz do szewca naprzeciw, i po ­ wiedz mu, aby podzelował tylko bu­

cik z lewej nogi.

OD REDAKCJI.

stracyjnym pozyskaliśmy współpraco­

wnictwo tak znakomitych rysowni­

ków malarzy i rzeźbiarzy jak: K. M a­

ckiewicz, J. Zaruba, K. Swidwiński, E. Głowacki, J. W odyński, N. D ra­

bik, H. Kunzek, T. Żwirski, Z. Kur- czyński, K. Kostynowicz, Z. Czermań- ski J. Doskowski, J. Rychter, J. K o­

morowski, J. Dłuski, A . Gerżabek, T.

Rybkowski, T. Rożankowski, W . Bie­

lecki i wiele innych. W najbliższych dniach „Szczutek" z numerem 24. o- głosi konkurs na humoreskę, wiersz i plakat artystyczny. Wszystko to daje rękojmię, że w czasie najbliższym tygodnik nasz dorówna poziomem ar-

Nowa moda.

— Panie doktorze, czy i panu się wydaje, że moja nowa suknia jest za k ró tk a :

— Przepraszam, ale nie wiem czy pani ma na myśli suknię od dołu, czy od góry.

Nieporozumienie.

Służący: Proszę Wielmożnego pana, burza nadciąga!

Pan: Niemożliwe — przecież mojej żony nie ma w domu.

Obawa.

— Nie, mój kochany, za lekarza absolutnie nigdy nie wyjdę.

— A dla czego?

— Bo ilekroć uznałabym za sto­

sowne zemdleć, dostałabym zamias1:

nowej sukni lub kapelusza... injekcję

kamforową. mn.

Myśli.

Są bajki, których mówić nie wolno nawet i dużym dzieciom, bo je biorą za prawdę, co łamie im życie.

Przy lekcji rachunków.

— Cztery od czterech nie idzie — cóż zrobi ny Piotrusiu?

— Musimy pożyczyć.

— Dobrze, a gdzież pożyczymy?

— U sąsiadów z II. piętra. mn.

Ogłoszenia.

Nauczyciel ludowy pragnie w go­

dzinach popołudniowych otrzymać po­

sadę w charakterze tragarza, woźnicy, lub odźwiernego. W ymagania skro­

mne. Oferty sub „Możność egzysten­

cji" w red. Szczutka.

*

Dama z najlepszego towarzystwa, b. arystokratka herbowa, przyjmie na wychowanie b. bogatą paskarską ro­

dzinę. Oferty „Bon T on" w redakcji Szczutka.

tystycznym najlepszym tego rodzaju wydawnictwom zagranicznym.

Kartą tytułową numeru niniejszego rozpoczyna Redakcja reproduk je cy­

klu karykatur sejmowych, społeczny cli i wojskowych artysty malarza Kosty- nowicza Kazimierza (Kos), znanego w sferach byłych Legionów Polskich z jego niefrasobliwej i ciętej satyry.

Pokaźną ilcść prac z tej dziedziny za­

kupiło w swoim czasie Centralne Biuro W ydaw nictw w Krakowie, obe­

cnie udało się redakcji pozyskać p. K.

Kostynowicza do stałego współpra-

cownictwa.

(12)

Sprawiedliwości musi się stać zadość!

Mowa Lloyd George’a w Izbie gmin 13/V. 1921.

Rys. K. Kostynowicza, (Lwów.)

Redaktor naczelny i kier. literacki: Henryk Zbierzchowskl. — Kierownik artyst.: Zygmunt Kurczyński. — Nakładem wydawnictwa

. S z c z u t e k '

flisze wyk. w zakł. „Unia“ Redakcja i Administracja, Lwów, Zimorowicza 5. — Warszawa, Nowy Świat 50. Drukiem .Prasy* Sokala 4«

T ra k ta t w ersa lski m u si być u szanow any.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Począł wić się w męce okrutnej i oszalały w gniewie, rozlał się szerokim wylewem głów zbiedzonych po wszystkich ludnych i odludnych ulicach.... Daleki

sza, swobodna audjencja. Dziś poseł polski Dr. Grabskij przedstawił się tow. Opuszczającemu Kreml posłowi tłum zgotow ał proletarjacką ow ację, w ołając po polsku:

Ogromne podrożenie papieru i ceny druku, które skłoniło wszystkie prawie wydawnictwa codzienne i tygodniki do znacznego podniesienia prenumeraty — zmusza i

Wojna była rozpoczęta Z a spalone wsie i miasta, Za łez nie ot ar tych rzeki, Za miliony naszych trapów, Za sieroty i kaleki.. Nie pomogą, żadne targi, Nie pomoże

Im krótsze stają się sukienki paska- rzyc, tem krótsze (od strzępienia się nie­.. powstrzymanego) spodnie uczonych,

Podparłem się mocno, więc i to całe tałałajstwo uniosę w swym tornistrze. Kierownik literacki I redaktor edpowledzlalny: Henryk

Dość tei szatańskiej gry, Wieczność przed nami czeka- Nie przerażą mnie mgły, Idę szukać człowieka- Jeden był jako głaz, f. Drugi jak chytra żmija, Trzeci jak

nistrem skarbu w yasygnow aliśm y dwa miljardy marek na koszta, które mają ponieść em igranci w czasie podróży i jako ekw iw alent za utracone dnie