• Nie Znaleziono Wyników

Nurty : organ studentów KUL. R. 1, nr 1 (1932)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nurty : organ studentów KUL. R. 1, nr 1 (1932)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

j&emmm tyietMiter

ROK I. Lublin, dnia 5 października 1932 roku.

W

„Kieżawski Ster

f o z r * - ^ -

Nr. 1.

NVPT/

M I E S I Ę C Z N I K O R G A N S T U D E N T Ó W K. U. L.

«*«*>«• } ^ g j j - j 8t r a c j j L u b lin, Uniwersytet 11 p. Godziny przyjąć: wtorki i piątki od 18 — 19.

O D R E D A K C J I .

Jednym z objawów twórczej myśli o jutrzejszej Polsce jest Katolicki Uniwersytet Lubelski.

S. p. Ks. Idzi Radziszewski, wraz z grupą swych przyjaciół, my­

śląc o budowie fundamentów pod przyszłe państwo polskie, zda­

wał sobie sprawę, że najważniej­

szym jego pierwiastkiem skła­

dowym jest wychowanie obywa­

teli o silnych charakterach, wy­

rosłych na zasadach etyki ka­

tolickiej, uzbrojonych gruntownie w broń nowoczesnej wiedzy.

Po wielu ciężkich, żmudnych, wysiłkach i niestrudzonych za­

biegach powołano do życia Uni­

wersytet Lubelski, który w kilku­

nastoletnim bilansie swojego ist­

nienia posiada wybitną pozycję:

jest ostoją myśli katolickiej na­

ukowej, wykuwając powoli, ale stale, zrozumienie wśród szero­

kich mas społeczeństwa polskie­

go, którym już dziś znane są kontury ideowe tego gmachu.

Mało jest jednak znane ogó­

łowi właściwe oblicze młodzie­

ży, studjującej w murach kato­

lickiej uczelni, mało jest znany ten dorobek, jaki młodzież ka­

tolicka Uniwersytetu Lubelskie­

go stwarza w rozbudowie jego idei. A przecież są poważne wyniki już i w tym kierunku.

Z murów uczelni wychodzi po­

kaźna gromada ludzi myślących tak, jak myśleli ci, którzy two­

rzyli dzieło, jak myślą ci, któ­

rzy to dzieło kontynuują.

Mamy przeogromną ambicję zaprząc się do rydwanu ciągnię­

tego przez poetów i artystów, przez społeczników i prawników,

przez publicystów i uczonych katolickich.

Powołujemy do życia pismo, które będzie czułym sejsmogra­

fem, notującym ruchiiwość na­

szego życiaakademickiego, wska­

zującym kierunek i siłę naszego życia ideowego. Tworzymy or­

gan, na łamach którego pra­

gniemy się ze społeczeństwem podzielić myślą przez nas wy­

pracowaną, przedstawić poglądy, dążenia i troski, które nas tra­

pią, gdy patrzymy na życie na­

szego społeczeństwa, przepojo­

nego w dużej mierze miazmata- mi etyki i moralności wrogiej etyce i moralności chrześcijań­

skiej.

Mamy niezłomną wolę pra­

cować mężnie i ofiarnie, sto­

sując metody, które dają na­

prawdę wyraz pełnego człowie­

czeństwa.

Chcemy być uczestnikami wiel­

kiej konwersji współczesnej do katolickiej koncepcji życia. Wszy­

stkie dziedziny wiedzy i kultury mają wybitne autorytety ludzi, którzy przez ogień wewnętrznych walk doszli do głębin katoli­

cyzmu.

Ich śladem domagać się bę­

dziemy realizacji myśli Bożej i porządku Bożego.

„ K u lt u r a g e n e r a ln a 1', k li m a t d u c h o w y a r t y s ty , m y ś lic ie la czy s p o łe c z n ik a , m u s i r o z ś w ie t lić s ię w p r o m ie n ia c h E w a n g e lji.

Chrystjanizacja wiedzy — oto pierwszy nasz postulat.

Porządek społeczno-gospodar­

czy, oparty na pogańskich po­

jęciach prawa własności, zysku i płacy, musi ustąpić miejsca nowemu.

P o d n o s im y i ą d a n i e f i lo z o f j i k a t o lic k ie j b e z w z g lę d n e g o w y ­ n ie s ie n ia d o b r a o g ó łu n a d d o ­ b r o in d y w id u a ln e .

Chrystjanizacja porządku spo­

łeczno-gospodarczego— oto dru­

gi nasz postulat.

Dochodząc do tak wysokiego sposobu ujmowania rzeczywi­

stości, nie będziemy maltreto­

wać swoich przekonań ciasnotą domorosłych poglądów partyj­

nych.

„Kto poświęca się badaniu pra\\dy, może głos swój odda­

wać partji, ale nigdy swo jego sądu, swoich przekonań” (Fryd.

Paulsen).

„Christianus sum”— oto nasze hasło i metoda.

„Żyjem y jakby na wulkanach, które każdej chwili mogą wybuchnąć. ŹMiecz wojny wisi nad nami. ^Nie­

pokój trawi wszystkie narody.

i.Kryzys gospodarczy, który ogarnął cały świat, pod­

cina byt społeczeństw. tNliljony ludzi, ju ż od długiego czasu, są bez pracy, a wskutek tego bez chleba. Z am ie­

ra życie gospodarcze na całym święcie.

ZNiepewnem jest jutro każdego z nas, niepewnem ju t­

ro każdego narodu, JLudność cała żyje jakby w nieustan- nej gorączce, którą miotana zdolna jest do popełnienia szalonych czynów. Z daje się, jakoby załam ał się cały dzisiejszy świat ludzki i w gruzy przemienić się musiał...

Cóż bowiem zwiastują te niepokoje, te burze i w ałki, które przechodzą przez świat, cóż znaczy załamanie się stosunków ludzkich, dokonywujące się we wszystkich dziedzinach życia, ta gorączka, trawiąca całą dzisiejszą ludzkość?

3ito głęboko zastanowi się nad tem dręczącem nas wszystkich pytaniem, nie znajdzie innej odpowiedzi, ja k tej: Q in i e s t a r y ś w i a t l u d z k i , a r o d z i się n o w y ś w i a t , g i n i e s t a r y p o r z ą d e k l u d z k i , a r o d z i się n o w y .

ŹMy zaś, żyjący w tej przełomowej chwili, jesteśmy powołani, aby ten nowy świat wydać z siebie, aby stwo­

rzyć ten nowy porządek ludzki na ziemi"...

Z przem. ks bk. Kubiny (sierpień 1932).

(2)

Str. 2. N U R T Y Nr. i*

O katol ickich e m is a r ju s z y .

M A RSZ B O H A T E R O W . Tak często powracamy do cza­

sów niewoli. Uzasadnienie tych odskoczni możemy znaleźć w tem, że okres ciemiężenia naro­

du polskiego przez najeźdź-,ów, to jednocześnie okres niespoży­

tego hartu i siły ducha, oraz zapału i entuzjazmu do naj­

miększych wysiłków w kierun­

ku zrzucenia jarzma.

W żadnej może przełomowej chwili państwa polskiego nie pracowała myśl tak intensywnie i bezwzględnie, zdążając po dro­

dze, prowadzącej do swobody, jak wówczas, kiedy była przy­

kuwana łańcuchami z jednej stro­

ny do skał uralskich, a z drugiej do murów pruskiego Berlina.

Ostoją zapalnej myśli była mło­

dzież. Podminowana poezją wie­

szczów, rwała się do czynu, roz­

wijając w sobie od zarania ży­

cia ukochanie idei.

Nic dziwnego, że idee, że ży­

cie duchowe, że myśl o czynie, któryby narodowi polskiemu o- tworzył wrota do ludzkiego ra­

ju, stanowiły treść myś i i życia młodzieży. Młodzież ówczesna to żagiew, wskazująca drogę działania społeczeństwu, to ba­

rometr, wskazujący bardzo do­

kładnie stan atmosfery, jaka w danej chwili w społeczeństwie panowała.

Polska z okresu niewoli, to kuźnica emisarjuszy, którzy prze­

jęci ideą wolności i braterstwa ludów, głosili śmiało te hasła w kraju, a jednocześnie roznosili po całym świecie, zraszając krwią glebę, mającą wydać owoce z ich wysiłków ..

Ź R Ó D Ł O W Y S Y C H A . Zmartwychwstanie wolnego państwa, to osłabienie ducho­

wych wypadów młodzieży. Wraz z hasłem budowy fundamentów pod gmach Wolnej Rzeczypospo­

litej, rozległy się nawoływania młodzieży do pracy.

Porywy młodzieńcze miały za­

stąpić żmudne wysiłki szarych dni.

Kiedy zniknęło naczelne hasło dotychczasowego życia, wypeł­

niające w zupełności jego treść, zapanowała pustka i niczem nie- zamącony spokój. Zdawało się, że wychowanie o nieuchwytnym typie i deklamacje na temat sen- tymentalno-patrjotyczny wystar­

czą. I nic dziwnego, że mło­

dzież gimnazjalna, wychodząca z murów szkolnych, to w prze­

ważnej części nie materjał na emisarjuszy.

Ze smutkiem powtarzano, że źródło idei wyschło...

W A Ż Y M Y IDEE.

Dla utrzymania równowagi duchownej młodzieży, jak rów­

nież dla utrzymania równowagi napięcia ideowego, należało osią­

gnięty cel zastąpić innym, nie­

mniej ważkim celem. Aby tego dopiąć, należało po kolei sorto­

wać wszystkie idee nurtujące w społeczeństwie i ważyć je, aby przynajmniej jedną z nich wy­

różnić, czyniąc ją §wiazdą, roz­

świetlającą horyzont bezwładu ideowego.

Długo jednak nie wiedziano co zrobić. Trzeba było głębokiego wstrząsu, spowodowanego kry­

zysami, aby zdać sobie sprawę, jakie zagadnienia stanowią oś dzisiejszego życia powojennego.

My ważymy idee i dochodzimy do przekonania, że ciężar ga­

tunkowy zagadnienia społeczne­

go nie jest mniejszy od siły idei niepodległościowej.

STU M ET RÓW KA N IE W O L N IK Ó W ZŁOTA.

Przemaszerowaliśmy już przez kraje dymiących fabryk i olbrzy­

mich kominów, przez kraje bo­

gactwa, ciesząc się, iż przyjdzie

łych na zasadach pogańskiego kapitalizmu. Nędza mas nie zo­

stała usunięta. Choroba spo­

łeczna pogłębiła się i dochodzi - do kulminacyjnego punktu.

Nie należy udowadniać, że po­

wikłania w świecie pracy sta­

nowią jeden z najważniejszych czynników przewrotu, jaki lu­

dzkość w życiu współczesnem przeżywa. Niesprawiedliwość i egoizm klasowy i jednostkowy święcą swój tryumf.

A jednak uważamy, że zawo­

dy sportowe miljonerów — po­

tentatów złota kończą się. Może za pewien czas do startu nikt w rozumieniu dzisiejszem nie stanie, a wówczas pieniądz sta­

nie się środkiem a nie celem życia.

* *

*

3skry trza rzucać i blaski wkót siać, 3)źwigać sztandary —w proporce stać!

Zetrzeć się ziarnem i wskrzesić olbrzymem!

Zabłysnąć gwiazdą i wiosną się z d a ć ...

3)uchem dni stanąć na karłów zmienienie;

3)uchem, ja k tytan, ja k burza, ja k £Bóg!

W ielkim sarn tu sobie a w szałach swych świętym—

SKardym w swej prawdzie, a w chceniu niezgiętym, 3 grom złu rzucić — i hasłom słać krew!

OBroń podać nagą i stanąć na czele,

‘Uderzyć w surmy i w wieków wieść próg, Zastępem nowym i z ery znakiem—

Wiekiem dwudziestym, i Tolski ptakiem SKen, aż na szczyty — gdzie bard nasz gra;

W niebios błękity, gdzie jutrznia trwa, 3)umny z swej krwi — a z chrześcijany, W iedząc czem wielkość, a ' czerń pogany, ZNie dając prawd swoich piędzi ni cal — 31 skrzydłem waląc do bram górnych hal Z jednym programem: Trzejść— dobrze czyniąc!

Z okrzykiem jednym: “Gam dotrzeć— lub zginąć!

‘Gacy idziemy — takich czekamy,

‘Gakim swe serce i dłoń bratnią damy,

‘Gacy nam druhy .. .

3Kej! z nami w nieb tan!

Orlę.

ustrój, w którym bogactwa owe przypadną do podziału wszyst­

kich...

Niestety! Praca, pomimo iż stała się czynnikiem najważniej­

szym wśród zagadnień, pomimo iż na niej stoi świat, jako na jednym ze źródeł dobrobytu spo­

łeczeństwa, fundamencie potęgi państw i narodów, nie znalazła odpowiedniej opieki.

Wiek X X to walka pracy o należne jej stanowisko, to walka warstw robotniczych o należne jej prawa.

I wyl<5niła się kwestja spo­

łeczna, której treścią stała się właściwa ocena pracy, prawo do pracy i właściwa ocena sta­

nowiska społecznego warstw ro­

botniczych.

Pomimo wysiłków nie udało się uzdrowić stosunków, powsta- *

W ILCZE ŚLEPIA.

Wszystko przemawia za tem, że wkraczamy w okres niebez­

pieczeństw, jakich od całych stu­

leci—nie notowała historja. Ba­

gatelizowanie dzisiejszych prze­

jawów życia, nieliczenie się z nie­

mi, nie wyciąganie prostych, narzucających się zresztą wnio­

sków, jest powolnem samobój­

stwem. Natura ludzka ma to do siebie, że kiedy słyszy o nie­

bezpieczeństwie, to stara się je usunąć, ale jaknajtaniej — kosztem minimalnych wysiłków. Oddaje się wszystko, gdy w grę wcho­

dzi już bezpośrednio życie. Za jego cenę kapituluje człowiek z całego swego dorobku, aby tyl­

ko zachować największy ze skar­

bów — życie. .

Należy jednak zapomnieć o tem, by półśrodki uzdrowiły współ­

czesne stosunki — należy zapo­

mnieć o tem, że katastrofę, roz­

wijającą się z żywiołową siłą, da się zatrzymać przy minimum vyysiłków.

Działanie wszystkich/skupio­

nych w zwartych szeregach,może przyczynić się do stworzenia lepszego jutra.

Cisza, jaka w -tej chwilji wo­

koło nas panuje, jest ciszą gąsz­

czy leśnej, z której wyzierają wilcze ślejia.

O K N O N A S Z E G O ŚW IA T A . Nie jest frazesem, gdy się mówi, że z chaosu doby współ­

czesnej wyłoni s ę nowy świat.

Rozpoczyna się żywiołowa walka idej, walka zażarta — o zwycięstwo. Dziś żyjemy w okre­

sie, kiedy zastosowanie progra­

mu zdolnego do uzdrowienia sytuacji obecnej, przyniesie trwa­

łe jego panowanie.

Trudno prowadzić walkę, gdy nad światem wieje wiatr prze- mocy, gdy „każdy naród chwyta za gardło drugi w imię tych sa­

mych zasad, maskujących te sa­

me zasady kainowe".

W iary w idee dowodzi się czynem.

Mamy tę wiarę, wiarę głęboką, że nie przemoc i siła będą pro­

wadziły, lecz zasady słuszności, sprawiedliwości i miłośei...

Zasady powyższe będą dla nas oknem nowego świata.

PO L SK A

K A P Ł A N K Ą N O W E J IDEI.

Chcemy, aby Polska, znajdu­

jąca się pomiędzy biegunowo przeciwnemi światami — kapita­

lizmem i bolszewizmem, była ka­

płanką, głoszącą nowy ustrój społeczno - gospodarczy, ustrój oparty na bezkompromisowych zasadach katolicyzmu. Nie gdzie­

indziej, lecz u nas mogą się zro­

dzić nowe formy współżycia, gdyż w charakterach polskich stoi najwięcej bezinteresowności w służbie dla idei.

N A SZ P O C H Ó D .

Osiągnięcie celu jest tem ła­

twiejsze, im większe są szeregi ludzi, skupionych pod jednym sztandarem. Dla realizacji ka­

tolickich zasad społeczno-gospo­

darczych potrzebne są szeregi inteligencji, któraby, w rozumie­

niu i ukochaniu sprawy, szła twardo poprzez życie, starając się o jaknajlepsze wyniki pracy.

Wśród starszego społeczeństwa polskiego mało jest inteligencji o pełnym zrozumieniu katolic­

kiej koncepcji społecznej — w przeciwieństwie do młodzieży akademickiej, gdzie szeregi te stale wzrastają w siłę. Zaintere­

sowania młodej generacji pol­

skiej i katolickiej kwestjami spo- łeczno-gospodarczemi dziś do­

minują.

Pragniemy zapoznać z ideą, której służymy, jaknajszersze masy młodzieży, pragniemy po­

głębiać swoje wiadomości, a je­

dnocześnie tworzyć kadry emi­

sarjuszy, przygotowanych do rzucania fundamentów pod no­

wy porządek społeczno-gospo­

darczy.

£Konstanty ‘Gurowski.

(3)

Do czego dąży dzisiejsza młodzież francuska

Prześladowanie religijne do­

szło do punktu kulminacyjnego w r. 1905. O d tej daty nastaje widoczny zwrot. Odrodzenie religijne zapowiada się wśród nov\ego pokolenia. Cała plejada młodych i utalentowanych ludzi, o sercu gorącem i szlachetrem, budzi się z pcśrod wszechwła­

dnie panującego jeszcze ateizmu.

Kościół francuski obiecywał so­

bie stąd wielkie nadzieje.

# Przyszła niestety wielka woj­

na i całe hekatomby najlepszych padły pierwsze na polu chwały.

Jedni po drugich ginęli przyszli wodzowie myśli katolickiej we Francji. Na widok tego spu­

stoszenia zwątpienie ogarniało umysły sh bsze. Lecz ci, co bystrzejsze mieli oko, widzieli już owoce, jakie miały przynieść te ofiary.

Dowiadując się o śmierci Psi- chari’ego, Lotte’a, Peguy, naj­

znakomitszych konwertytów o- statnich lat, pewien młody pro­

fesor, także świeżo pozyskany dla idei katolickiej, pisał: „Do­

brzy robotnicy odchodzą, lecz ich duch, ich dzieło i dusza, a zwłaszcza ich przykład żyje. Ilu już uczniów gotowych cztka, by podjąć jaśniejącą pochodnię, co wypadła z ich rąk! Tak jest.

My nie zdajemy sobie sprawy z tego, co się stanie pod wzglę­

dem umysłowym i religijnym po wojnie. Już widzę wschodzącą jutrzenkę odrodzenia katolickie­

go, które nieskończenie prze­

wyższy odrodzenie XVI wieku”.

I rzeczywiście — P. Lamou- roux — jego to bowiem fą sło­

wa — doskonale przepowiedział przyszłość. Piękne były nadzie­

je roku 1912, lecz piękniejsze stokroć są nadzieje dzisiejsze, użyźnione krwią ofiarną ostat­

niej wojny.

Ubogi krzyż drewniany gdzieś na polach Marny lub pod Ver-

dun zdobi groby często anoni­

mowe tych, co życie swe ofia­

rowali cHa odrodzenia religijne­

go Francji. Oni ginęli, by ora żyła. „Jeżeli padnę na polu chwały, matko najukochańsza,

— pisał jeden z nich ra ki ótko przed śmiercią do swej matki — nie płacz, prc szę Cię o to; jak ja, złóż tę ofiaię, ażtby nasza Francja w dzeń zv\ yi ięst* p, końcowego stała się znowu star­

szą córą Kościoła”.

Zwłaszcza te 4620 kap^nćw , alumr ów i zekonnitów pole­

głych ofiarowało wielkodusznie swe życie za to, o co się przed­

tem długo modlili. „Już Cię wię­

cej pewnie nie zobaczę, pisał jeden z nich do swego ojca, lecz cieszę się tą myślą, że mogę umrzeć dla Francji”.

My Katolicy, którzy wierzymy w moc odrodzenia przez krew, wiemy, że w tej ofierze, złożo­

nej Bogu, kryje się zarodek w-szelkiej nadziei i częściowe przynajmniej wytłumaczenie te­

go odrodzenia katolickiego du­

cha, którego jesteśmy świadka­

mi.

To odrodzenie we Francji przejawia się przedewszystkiem wśród młodego pokolenia. Stąd tyle związków i organizacyj ka­

tolickiej młodzieży. Trudno tu­

taj pisać o wszystkich; zbyt są liczne i różnorodne. Ograniczę się więc do najbardziej znanych.

W śiód młodzieży uniwersyte­

ckiej zasługują na szczególną uwagę konferencje 01ivaint w Paryżu, które mają za zadanie dać swym członkom teoretycz­

ne i praktyczne zarówno wyro­

bienie katolickie. Liczą one co­

rocznie do 250 słuchaczów ze wszystkich prawie wydziałów.

O bok jest konferencja Lae- nnec, która grupuje przeszło 300 słuchaczów i około 150 słucha­

czek medycyny, przygotowując

ich do życia katolickiego tak osobistego, jek również zawo­

dowego.

rjodobne konferencje istnieją w Lyonie, w Grtńoble, w Nan­

cy, w Lille i w innych ośrod­

kach uniwersyteckich. Sama gru­

pa lyorska przygotowała już do życia przeszło 40C0 lekarzy.

Pom jem ii ne środowiska ży­

cia katolic kie^o i t aukow ego, ak Conference Monta^mbert lub Cercie du Luxembuig. Nie są już ścisłemi oi ganizacjan i młodzieży akademickiej te giu- py jedr ostek katolickich / wyż­

szych uczelni państv owych, któ­

re łączą się razem, by sobie wzajemnie ułatwić wypełnianie obowiązków katolickich. W y­

pada jednak i o ni< h tutaj wspom­

nieć. Dla pizykładu wymienię tu tylko 1’Union Mariale Apo- stolique, założone przed kilku laty przez studentów uniwersy­

tetu w Nancy.

Program jej można streścić w tych kilku punktach:

1° organizacja zwraca się do studentów, zdecydowanych żyć pełnią życia katolickiego i pra­

gnących oddziaływać dodatnio na swe otoczenie.

2° członkowie stowarzyszenia starać się będą przedewszyst­

kiem o specjalne nabożeństwo do N. M. P. pośredniczki ł« sk i wzoru wszystkich cnót;

3° aby wyrób ć w sobie pra­

wdziwe życie katolickie, człon­

kowie zof owiązują się: a) od- b) ć codziennie 10 minutowe ro­

zmyślanie lub czjtinie poważ­

nej książki duchowrej, które za­

kończą modlitwą do N. M. P.;

b) raz na tydzień przystępow ać do Kcmunji św.; c) odbywać w miarę możności coroczne reko­

lekcje zamknięte.

Jest to rys bardzo charakte­

rystyczny, gdy się zważy, że twierdzeń, które odkryłem na podstaw ie moich osobistych wia­

domości w artykule przeciwko Rzymowi, podpisanym przez pa­

nów Horton’a i Hocking’a. Za­

uważyłem np., że nonsensem jest twierdzić, żeKowenantorzy (sek­

ta religijna w Szkocji w 16— 17 wieku-przyp. tł.) walczyli o wol­

ność sumienia, gdyż SKowęnant zdradził tolerancję religijny; że fałszem jest twierdzenie, jakoby Kościół żądał jedynie ortodoksji, obojętny zaś był na kwestję mo­

ralną, ponieważ jeżeli ten zarzut może się zwrócić przeciwko ko­

mu, to oczywiście przeciw tym, którzy wierzą w zbawienie, osiągnięte tylko pi zez samą wia­

rę, a nie przeciw tym, którzy wierzą w zbawienie osiągnięte przez uczynki; że absurdalnem jest twierdzenie, jakoby katolicy wprowadzili straszną sofistykę, utrzymując, że można czasem kłamać, ponieważ niema ani jednego człowieka, zdrowego na umyśle, który nie byłby skłon­

ny skłamać, aby uratowsćdziecko od katów chińskich, że w tej okoliczności wprowadzono cał­

kowicie w błąd, cytując zdanie W ard’a: „Bądźcie pewni, że ma­

cie słuszność kłamiąc, i zaczy-

jeszcze do niedawna uczelnie te były ośrodkami ateizmu.

Ecole Nortnale Superieure otwarło pierwsze swe podwoje d a katolicyzmu. Ona to utwo­

rzyła w tem środowisku, tak wrogiem jeszcze do niedawna wszystkiemu, co katolickie, ma­

łe jądro, składające się corocz­

nie z 50 do 60 studentów', któ- r7,y publicznie występują jako gorliwi katolicy, urządzają wsf ólne konferencje religijne, Komunję św. i t. d. Szkoły Nor- m< lne dla nauczycieli i nauczy­

cielek mają ; nalogiczne zrzesze­

nia, mimo niekiedy silnego jesz­

cze oporu ze stiony władz uni­

wersyteckich.

W ten sposób młodzież uni­

wersytecka oraz przyszli profe­

sorowie i nauczyciele— słowem ludzie, którzy mają zająć stano­

wiska czołowe w społeczeństwie, całemi setkami i tysiącami za­

czynają żyć życiem religijnem pełnem, intensyw nem.

1 rzecz dziwna, ta młodzież szkół pfństwowych, zaledwie pozyskana dla wiary, przejmuje się chrystjanizmem do głębi i, ogarnięta jakimś prozelityzmem, rozwija ducha apostolskie­

go często w wyższej mierze, niż młodzież szkół religijnych.

Ich życie duchów ne jest bardziej wew.oętrzne i bardziej nadprzy­

rodzone. Ofiary i trudy ponie­

sione, przykrości przeżyte ode­

grały tu zapewne niemałą rolę.

Czyż jeden z nich nie wyznał sam tego: „Quand il faut sou- ffrir pour appartenir a une re- ligion, on y lient davantage, et l’on prend plus au serieux ce que 1’on proffesse”.

Sławna Ecole des Chartres ma także w swych murach stowa­

rzyszenie młodzieży katoli­

ckiej, do którego należy "/;t wszystkich słuchaczów.

(D. c. n ) y.

nająć już, kłamcie jak stary żoł­

dak”, gdyż w tym tekście Ward argumentuje przeciw dwuznacz­

ności lub temu, co zwą „jezuic- twem”. Chce on wyrazić, że:

„Gdy dziecko jest rzeczywiście ukryte w szafie i kaci chińscy gonią je, uzbrojeni w kleszcze, rozgrzane do białości, wtedy (i tylko wtedy) bądźcie pewni, że macie prawo wprowadzić w błąd i nie wahajcie się przed kłamstwem: lecz nie zniżajcie się do dwuznaczności. Nie wpro­

wadzajcie się sami w kłopot, mówiąc: „Dziecko jest niedaleko stąd w drewnianym domu”, myśląc o szafie; lecz powiedzcie wręcz: „Dziecko jest w Chiswick lub w Chimborazo” lub gdzie­

kolwiek indziej, gdzie spodoba się wam je umieścić”.

Odnajduję dotyczące tej spra­

wy notatki, które starannie spi­

sałem, badając te rzeczy już dość dawno temu. Oddawałem się temu zajęciu z upodobania czy­

sto logicznego, w celu rozwikła­

nia intelektualnej niesprawiedli.

wości.

T l. J a d w i g a W o l i ń s k a .

(D . c. n.)

GILBERT KEITH CHESTERTON. i

„Fazy w nawróceniu się na katolicyzm".

iP ierw sze stadjurh: N a w r ó c o n y u c z u w b k o n ie c z n o ś ć o d d a n ia s p r a ­ w ie d liw o ś c i K o ś c io ło w i k a t o lic k ie m u .

Chesterton, to jeden z n ajpo pu­

larniejszych pisarzy angielskich.

N is k i i g-ruby, o filuternie uśm ie ­ chających się z za bino kli oczach, o bujnym wąsie i głębokifr), d źw ię c z­

nym głosie, pełnym ironji, ukrytej w półcieniach prom iennego humoru i m istrzo w skieg o paradoksu, oto po rtre t pow ieściopisarza, poety, polem isty i essayisty.

N a katolicyzm naw rócił się, fo r ­ m alnie d opiero w r. 1922. Siady jego pielgrzym ki do Rzym u roz­

siane są w „H erety kach", „ O r to ­ d o k s ji” i „ K rz y żu i k u li”.

Podajem y tu tłum aczenie zrozdz.

111 znakom itej jego książki: „K o ś­

ciół kato licki i naw rócenie” (L o n ­ dyn, 1929), ciekaw ego s tud jum ,o pa r­

tego na introspekcji i dośw iadcze­

niu własnem .

A u to r przeprow adza sąd, że n a­

wrócony przechodzi powszechnie przez trzy fazy albo stany ducha.

W ciągu pierwszej fazy sądzi, że jest zupełnie swobodny lub nawet zupełnie obojętny, mówiąc w dawnem znaczeniu słowa ne­

utralności lub bezstronności, w

znaczeniu pojętem np. przez ZPrayer SSook (Modlitewnik—

przyp tł.), gdy ten objaśnia, że sędziowie winni wykonywać sprawiedliwość z dokładnością i obojętnością. Jakiś współczes­

ny gaduła przyzna może bez trudu, że nasi sędziowie wyko- nywują sprawiedliwość ze zbyt­

nią obojętnością. Ale dawne zna­

czenie tego słowa nie jest mimo to ani mniej prawowite ani mniej logiczne, i to właśnie znaczenie należy tu zastosować.

Pierwsza faza jest fazą mło­

dego filozofa, który czuje, że po­

winien mieć zaufanie względem Kościoła Rzymskiego. Pragnie mu oddać sprawiedliwość, a to przedewszystkiem dlatego, że cierpi on niesprawiedliwość.

Przypominam sobie, że, na początku, gdy byłem w 3)aily 'ŻNews, zadałem sobie trud, aby ułożyć listę piętnastu fałszywych

(4)

Str. 4. N U R T Y Nr. 1.

F E M 1 N A.

D O W A S K O L E Ż A N K I !

K W ESTJA K O B IE C A . Tak zw. „Kwestja Kobieca”

stała się rzeczywistością. Skoń­

czył się okres walk o uznanie nas kobiet za równorzędnych ludzi z mężczyznami, zdobyłyśmy wszelkie prawa, ba nawet przy­

wileje, Na obie półkule krzy­

czałyśmy, że możemy tak samo pracować, jak mężczyźni, że ma­

my takie same zdolności (o ile nie większe), i że podział ludzi na tych, co tworzą idee (męż­

czyźni) i tych, co tworzą życie (kobiety), jest bezsensowny i nie­

istniejący. Jak zwykle w takich wypadkach, kobieta, wyzwolona z ram zbyt ciasnych,' z wielkim rozmachem poszła na podbój świata (tego męskiego), z głową odurzoną powodzeniem i wol­

nością. Zaczęła modelować swo­

ją psychikę na typ męski, two­

rzyć, a raczej przetwarzać dzie­

ła myśli męskiej.

Nie wniosła nic oryginalne­

go, była echem.

L’H O M M E — M ĘŻCZYZNA.

Bo zaszło nieporozumienie: ko­

bieta uważała za równoznaczne pojęcia: człowieczeństwo i męs­

kość,

No tak, bo 1’homme ozna­

cza człowiek- , a także tylko męż­

czyznę! (miai Pan słuszność kol.

Redaktorze — ale to nie przy­

nosi bynajmnjej zaszczytu ani W am mężczyznom ani kulturze).

Wreszcie po pewnym czasie,stra­

conym tak bezproduktywnie, na­

leżało zająć zdecydowaną, po­

zytywną postawę wobec życia:

pokazać, że kobieta nietylko po­

trafi naśladować tę drugą poło­

wę rodzaju ludzkiego, ale, że ma­

jąc ręce rozwiązane, całą odrę­

bność natury kobiecej i jej bo­

gactwo wykorzysta dla dobra ludzkości.

DZISIEJSZE KOBIETY.

Dzisiaj jesteśmy w okresie przejściowym. Daleko odbiegły­

śmy już od tego typu emancy­

pantki przedwojennej, a jakże daleko jesteśmy od ideału ko­

biety - obywatelki, który prze­

czuwamy, z którego już zdaje­

my sobie sprawę, ze powinien być. Jeśli ewolucyjność ruchu kobiecego wyobrazimy sobie ja­

ko prostą drogę, otwierającą się okresem feminizmu a zamyka­

jącą się tym skończonym typem kobiety — to my jesteśmy nie­

tylko w połowie tej drogi, ale skręcamy nagle w bok, nie kon­

tynuujemy tych szlachetnych i czystych w swem źródle zało­

żeń ruchu kobiecego, ale stwa­

rzamy jakiś dziwny konglome­

rat postępu z wstecznictwem.

W ygląda to trochę na ucieczkę od wypełnienia obowiązków, o które tak walczono! Wyrażając się paradoksalnie: zawisłyśmy w p >wietrzu między papierosem (palonym teraz już tylko w chwi­

lach bardzo uroczystych), a ową

wieczną kobiecością, reasumują­

cą się w pojęciach: flirt, zalo­

tność etc...

Szukamy nieznanych dróg!

R O L A A K A DEM 1CZEK.

I do nas właśnie — kobiet, kształcących się na wyższych uczelniach, jako do tych, które będą tworzyć elitę społeczeństwa, należy urabianie typu kobiety dzisiejszej par excellence. Ale jakie często dają się słyszeć zda­

nia, że z nami studentkami nawet nie można,nie wypada rozmawiać o poważnych zagadnieniach, bo nie wypada nawet dyskutować!

Poruszył tę sprawę w jednym z numerów „Vox Universitatis„

kolega w artykule p.t. ,,Nasz sto­

sunek do koleżanek”, przyzna­

jąc wprawdzie, że wina leży po tej stronie, którą ma zasz­

czyt reprezentować. Ale mój Boże! myślę jednak, że to znów przez kurtuazję Kolegów zajął takie stanowisko. Już Ellen Key pisała: „teraz, im bardziej kobie­

ta pobudza mężczyznę do mó­

wienia niedorzeczności, tem wię­

cej jej to pochlebia”. Argument bardzo wymowny! Z innej stro­

ny znów, koledzy rozmyślają, czyby nie przeprowadzić roz­

działu w organizac ach ideo­

wych na dwie sekcje: męską i żeńską Powód: j: koby koleżan­

ki nie interesowały się proble­

mami, które interesują kolegów.

Są to przykłady drobne, mo­

że średnie, nic nie znaczące, ale są to dla nas sygnały ostrze­

gawcze. Zaczynamy iść po linji jak najmniejszego oporu, ślizgać się po życiu.

PO ZYT YW IZM KOBIET.

Fakt faktem, że o ile z jednej strony jest olbrzymi pęd kobiet do kształcenia się na uniwersy­

tetach, a to w celu zawodowym, 0 tyle zmniejsza się zaintereso­

wanie zagadnieniami ideowemi 1 czysto intelektualnemu A bez tego nie może być mowy o zro­

zumieniu, o spełnieniu tej roli kulturalnej, którą kobieta dzi­

siejsza ma spełnić, a przynaj- miej ta kategorja kobiet, która ma stanąć na czele ruchu ko­

biecego.

KULTURA K O B IE C A . A w kobiecie tkwi ogromna siła kulturalna, dotąd niewyzy- skana, a wypływająca z samej natury kobiecej.

Zdajemy sobie doskonale spra­

wę, że okres studjów uniwersy­

teckich ma być poświęcony kształceniu naszego umysłu — w tym wypadku stoimy na tej samej płaszczyźnie, co nasi ko­

ledzy, te same zagadnienia na­

ukowe nas interesują, taką sa­

mą mamy zdolność poznawczą.

W obliczu nauki nie rozpadamy się na dwie grupy ludzi: na mężczyzn i kobiety. ^ le jeśli chodzi o kształcenie woli i cha­

rakteru, to cała praca winna być skierowana na rzecz pogłębia­

nia tych stron natury kobiecej, które są dla niej tak charakte­

rystyczne i które właśnie stano­

wią ową s i ł ę k u l t u r a l n ą . BŁĄ D E M A N C Y P A C JI.

Mam wrażenie, że w tem tkwi cały błąd emancypacji, że w za­

pędzie niszczenia więzów, które krępowały kobietę, zaczęła nisz­

czyć jej naturę, zamiast być rze­

cznikiem jej postulatów, stała się antyfeministą w głębszem tego słowa znaczeniu.

NATURA K O BIECO ŚCI.

Co stanowi ową permanentną naturę kobiecą, o której wyże

ŁU K A SZ SZALLEY.

O conja Donaaniy,c^na.

W mysiej norze osowiała cisza i starego zegara zardzewiały cykot,

siedzę długo przy stole i marzę ja, biała lampa i kot.

źRęka wolno coś kreśli ołówkiem,

inasz, z ogródkiem wystawi ci chatkę,

co czarnenii szyb patrzy oczami ponad papierem w kratkę.

<Sjże, lepiej postawię jedynkę, a przy niej w ogonie ze trzy zer,

ślepia wpatrzył kot we mnie zielone— uparty hypnotyzer.

31 dalej dalej świat jest szeroki, pierwszy lepszy podręcznik pouczy,

któż słyszał kocie tak gniewnie przeszkadzać

[marzyć i mruczeć?

wspomniałam? Można to zam­

knąć w słowach: istota macie­

rzyństwa. Ona jest źródłem tych cech naszego charakteru, z którego winnyśmy być dumne, ona kształtuje i przysposabia na­

szą psychikę do roli kulturalnej,*

którą mamy odegrać na thea- trum życia. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że reli­

gijność, poczucie sprawiedliwo­

ści, umiłowanie pokoju, przysło­

wiowa intuicyjność i uczucio­

wość, idea poświęcenia się dla drugich i wiele,wiele innych, bio­

rą swój początek z tego depo­

zytu, który Bóg złożył w nasze ręce.

TEREN D ZIA ŁA LN O ŚC I KOBIET.

jak i jest teren naszej działal­

ności? Prawda, że przedewszy- stkiem rodzina, ale ja chcę pod­

kreślić znaczenie kobiet w pra­

cy społecznej, jako zagadnienie teraz szczególniej nas obchodzą­

ce; bynajmiej przez to nie sta­

wiam rodziny na drugim planie, nie, raczej uważam, że dla nas praca społeczna zewnętrzna, jest surogatem rodziny, że często zastępuje nam to życie rodzinne.

Trzeba wreszcie skończyć z tem błędnem przekonaniem, że akcja społeczna odrywa kobietę od ogniska domowego. Nigdy! Mo­

że ona być tylko źle zrozumia­

na. Znamy p--zec;e dobrze ten ośmieszany typ społecznicy, któ­

ra opiekując się cudzemi dzie­

ćmi, zapomniała o swoich. Ale wina leży w jednostce, a nie w celu, jakiemu służyła. Należy zawsze pamiętać o hierarchji obowiązków: dalsze podporząd­

kować bliższym. Więc w tem życiu społecznem, czy to będzie życie publiczne, czy akcja cha­

rytatywna, czy praca kulturalno- oświatowa, czy jakakolwiek in­

na, mamy wykorzystać te od­

rębności natury kobiecej, wyzy­

skać tę s i ł ę k u l t u r a l n ą dla odrodzenia społeczeństwa. Nikt inny za nas tego zadania speł­

nić nie może i my jesteśmy za nie odpowiedzialne.

UDZIAŁ W ŻYCIU SPOŁECZNEM .

Teraz wysuwa się zagadnienie, czy w nas wszystkich tkwi ta natura kobieca w takim stopniu, że stwarza obowiązek udziału w życiu społecznem? Bezwzględ­

nie tak, tylko w jednych typach może być ona jeszcze w stanie potencjalnym, w innych już skry­

stalizowana w pogląd, na jakim terenie i w jakich warunkach od­

da się społeczeństwu jaknajwięk- sze usługi.

Tak sobie wyobrażam typ ko­

biety dzisiejszej par excellence, o którym wspomniałam na począt­

ku artykułu; jest to oczywiście ogólny zarys, a raczej uwypukle­

nie, jakiemłożyskiem praca kobiet iść powinna. My na terenie aka­

demickim mamy pole do dzia­

łania olbrzymie, niestety rąk chętnych mało. Z cWójtowiczówna.

(5)

Nr. 1. Str. 5.

K u l t u r a i s z t u k a

Przegląd najnowszej poezji.

K a r p i ń s k i Ś w i a t o p e ł k .

„JEudzie wśród ludzi". Łódź 1932, str. 92.

Wiersze poprostu niezwykłe, n p. „Na śmierć“ :

„Leżysz na katafalku. Jesteś podo"

T>ny do siebie. A może ty nie um ar­

łeś i w trum nie usiądziesz za chw ilę.

P rze prosisz obecnych b ard zo u p rze j­

m ie ze śm iechem . . . P ośród wylękłej ro d z in y stąpając z łoskotem i echem,

■wyjdziemy sobie przed kościół, zajęci cichaw ą ro z m o w ą”. . .

Ponieważ rozmowie autora z tak podabnym do siebie nie­

boszczykiem nie śmiałbym prze­

szkadzać, więc zamilczę o war­

tości wierszy. Choć może się mylę? Może autor jest np. do­

skonałym onomatopeistą? Np.

w wierszu „Czarnolas” (str.44)

„ Z gruszy grucha gruchnie w ziem ię.“

Hm!

— o—

Z a s z t o w t A l e k s a n d e r .

£Bajki polityczne, Wilno 1932, str. 80.

Autor szczególnem zaufaniem obdarza brać czworonożną, to też tłucze się w jego tomiku około 30 zwierzaków, wśród których porykuje flegmatycznie dostojny osioł, chrząka znaczą­

co ugodowy wieprz, pokwikuje jego siostra, głoduje wilk, chytrzy lis i t.p. Jak za króla Ćwieka.

Bajki coś jak polityczne. Ais ob! Forma dość słaba.

B r z e s k a W a n d a , ZMitro- pa, poezje z włóczęgi, Poznań

M C M X X XII.

Miłe, lekkie, włóczęgowskie poezje/Odczuwa sięży wiołowość młodej natury w rozciekawie- oniu, w ruchu.

W ichry przyniosły wieść:

przedw iośnie!

v( piersi tęsknota rośnie by lecieć w dal!

Styl wierszy chybki, jak pęd samochodu. Obserwacje krót­

kie, choć wyraziste. Nie głębo­

kie, bo któżby w takiej podróży na trasie Poznań, Berlin, Alpy, Monachjum, Paryż, z tak wio- sennem sercem, dłużej się za­

stanawiał,

Szał (a raczej szalik) muśnie często i obejmie podróżniczkę:

Kto z was nie jest szalony, nie był [i nie będzie, niech kam ieniem opada na dno wód

[piaszczyste i niech o nim zam ilknie przed Bogiem [orędzie!

Czasem tylko refleksja, za­

myślenie: to legenda o rycerzu Falku, co prowadzony na śmierć przed okiem Hohenstaufa i jego córy, prosił o konia, żeby mógł się jeszcze raz przejechać.

Podano, siadł, rozpędził się, skoczył przez mur i rów, umk­

nął. Królewna zemdlała. (W ia­

domo—kobieta). To znów roz­

myśla poetka kiedyindziej tak — wogóle! Autorka sugestjonuje plastyką uciekających widoków, dynamiką ruchu, podbija szcze­

rością i prostotą:

Po c óż nam lu d zk i kram ? i lu d zk ą złość?

z tych rzeczy m ożna kp ić, gdy szczęścia pełnia w nas s z c z ę ś c i e m są: A lp y las,- babiego lata nić!

Tyle jest dróg wiodących poza próg na końcu wszystkich: Bóg!”

Szczęść Boże w dalszej drodze!

H e l s z t y ń s k i S t a n i s ł a w . gniazdo orła. Biblj. „Wici Wiel- kop.” t. I 1932 r.

Miesięcznik „Wici Wielkopol­

skie”, regjonalne pismo grupy młodych literatów i artystów rdzennych Wielkopolan, poświę­

cony sztuce i kulturze, przystąpił obecnie do wydawania własnej bibljoteczki. Pierwszy tomik, zbiór sonetów, p. t. „Gniazdo orła” Helsztyńskiego, to świa­

dectwo wysokiej wartości za­

mierzeń.

Helsztyński staje odrazu jako głęboki poeta „Wielkich dolin".

„T etm ajer śpiew ał T atry, O rk a n [Gorce. Beskid z C zartakiem - Zegadłow icz,

[Śląsk M orcinek, W il no H ulew icz, B unikiew icz Płockie,

[drugim pilno z Zaruskim płynąć na nurt

[Bałtyku niebieski, ja nieodm iennie wracam tu w kraj

[W ielk ich D olin.

w w ydorze tyip P raw isłę w idzę [i lodowce, pierw szą osadę, pierw sze tw arze,

[szczep w wędrówce i całą p rze szło ść P o ls k i—-pierwsze

[Polan hufce.

Sonety, opiewające te czasy prehistoryczne,, oparte są na tezach Dr. Krotoskiego („Echa hist. w podaniu o Popielu i Piaście” 1 925), z teorją najazdu, jako zrębem.

Wiersze naogół twardo krze­

sane, hartowne, granitowe, cza­

sem chropawe. Odczuwa się rze­

telny wysiłek twórczy autora sięgającego do głębi, do świato­

poglądu, do człowieczeństwa. O Chrobrym pisze:

Mnie on ciekaw i bardziej swojem [człowieczeństwem, jakie ambicje żywił, jakie miał

[»rzyjjody, ja k urastał na wodza, jakim był

[gdy młody,

jak p o g ard zał ta k im i lu d źm i, jak syn [Bezprym . W skandynaw czyku tym , jak

w Beowulfie z sagi, zam ieszkała przebiegłość obok lw iej

[odwagi, krotochw ila z szorstkością, dum a

i jow ialność.

Umie się jednak zdobyć i na miękkość słowa, lekkość, pogod- nośćbłękitów.np. w „Dąbrówce";

D rze w d ąbrow ianych jasność tch nie ń [paniątko ciche, A nio ło w ie przed to b ą m knęli

[horyzontem , s k rzy dła m i o tu la li starych w ierzchy

[gontyn, kędyś zstąpiła, ludu się k orzyła psyche.

Głęboko odczuwa poeta po­

dłoża religijne życia i twórczości.

W jego pieśni „Bogarodzica:"

P rzez te spękane słowa w idać ka te d r [gotyk, staw ianych w Europie w czas

[żarliw ych krucjat, słychać echa radosne na A ngelus

[n un tiat, czuć w iary średniow ieczny strzelisty

[niebotyk.

To też myśl poety owija się w licznych sonetach około ci­

chych starych religijności pamią­

tek, około katedry poznańskiej:

M a w iara i niew iara w k rąg ciebie [się sk up ia, to w ie lb ię i m iłuję, co się w to bie

[mieści.

Silniejszy , tu m ie , jest tw ój czar, [niż czar niew ieści.

U tw ych ułtarzów śnień mych k w itn ą [latorośle.

Łamanie się poety — liryka z.

chropawą formą sonetu, wałka refleksji i erudycji z bezpośred­

niością i żywiołowością, obrona głębin człowieczeństwa w jego szczytach potęgi i bezdnach sła­

bości—-są to podłoża twórczości Helsztyńskiego.

STEFAN K UNOW SKL

„BOYSZEW IZM ”.

I. „ A h a - e r le b n is " . Cała tak zwana literacka i kul­

turalna Polska nie spodziewała się, że pewien pan, od dłuższe­

go czasu wyprawiający „brewer- je”, i teroryzujący zastracharą opinję publiczną straszakiem po­

stępu i kultury, stanie się pe­

wnego poranku prorokiem i ka­

płanem nowyrh idei. Nie spo­

dziewał się zresztą i sam pupil losów. Nic więc dziwnego, że i A dolf Nowaczyński — Neuwerth dopiero przed niedawnym cza­

sem doszedł do tego odkrywcze­

go psychologicznie stanu, który psycholog z Groningen, Beu- tendijk, nazwał w swej fenome­

nologicznej terminologji „Aha- erlebnis”. Zrozumiał wreszcie ten luminarz endecji, że coś się święci — a to coś nazwał ,,boy- szewizmem”. Postawił zaś dja- gnozę taką: „Bolszewizm jest światopoglądem i antycypacją.

Boyszewizm jest modą i narko­

tykiem, ale tak szkodliwym jak

„koko ”.*)

*) G a ze ta W arszaw ska z d n ia 24 g ru d n ia 1931 r. w art. pt: „Boyszew izm ".

Jednakże ojciec chrzestny, o ile szczęśliwe i trafne wymyślił imię, o tyle z drugiej strony chrześniaka nie docenił. W ła­

ściwie to go skrzywdził, przy­

pisując go wyłącznie tylko „Eli­

cie i Izraelicie”, to znaczy swym antagonistom politycznym i ra­

sowym, demokracji i judemo- kracji. Natomiast ojcu boysze- wizmu, samemu Boyowi, przy­

gryzł dosyć szpetnie od kraka- uerów, humanistów i gerojów.

Parę lat mądrzył się Boy bez­

piecznie, nie kontrolowany i nie zaczepiany przez literatów, obe­

cnie zaś począł się prąd kryty­

czny, który w końcu stanie się zimną wodą na zagorzałą gło­

wę. W idać p-zeholował i prze­

brał miarkę. Przeciw „Dyktatu­

rze wygi” ruszył w Tyg. Illustro- wanym Skiwski, — z „Ludzi z drzwiami na plecach” naśmiał się Irzykowski w Robotniku;

wyciął mu w temże piśmie ver- ba veritatis J. N. Miller; nawet w „Wiadomościach Literackich”

Skiwski coraz bardziej ośmiela

się przeciwstawiać i krytyko­

wać bezwzględny autorytet mę­

drca. Sam Boy zresztą czuje, że odchodzi, to też wychudzoną inwencję pobudza choćby sta­

rym tematem zniesienia celibatu katolickich księży i antyklery- kalizmem**), a ostatnio zarobił sobie na cholerze czy też otru­

ciu Mickiewicza.

Ostatecznie jedyną czystą ho­

dowlą ducha boyszewizmu jest tylko Warszawka, promieniują­

ca na prowincję przez „W ia d o ­ mości Literackie”, pełne celebry dla samego mędrca i proroka, wielkiego polskiego Mahatmy, tudzież jego apostołów, w oso­

bach Pawła Hulki-Laskowskre- go, Antoniego Slomińskiego i paru innych poetników.

Mówiąc zaś o samych wy­

znawcach tego ducha, nie wolno pominąć we wzmiance przede- wszystkiem wielce rozwydrzone­

go babstwa, pncząwszy od (E- gerji, jak ją przezywa Nowa­

czyński — a 7. wody Ireny) Krzy­

wickiej i Marji Pawlikowskiej, a

**) por. #rt Boya „S pow iedź k s ię d z a ”

— K ultura 1932 r. (Nr. 4) i Roya „ N a ­ si o kupanci" W a rsza w a 1932 r.

na studentkach polonistyki i na­

uczycielkach, szczególnie żydów­

kach, skończywszy. „Gdzie o djable choizi sprawy, Każdy babsztyl jest ciekawy” powiada Goethe w „Fauście” — nie dziw więc, że rezerwuarem natchnini boyszewizmu jest „ta setka pań, (co) robi rwetes: Boy jest tabu, Boy jest sacrosanctus, bo wal­

czy z — biskupami” — jak po­

wiada Irzykowski.

Kto orjentuje się w rozkładzie współczesnego życia, łatwo zro­

zumie, że boyszewizm, wyszedł­

szy poza koło swych twórców, stał się czemś objekty wnem, uspołecznił się i zaaklimatyzo­

wał. Znalazł oddźwięk wśród żydostwa i wolnomyślnej czy

„demokratycznej”t.zw. inteligen­

cji, szczególnie wśród płci na­

dobnej. Boyistka dziś już ze­

pchnęła typ garsonki, sama stała się modna i czeka na swą po­

wieściową monografję.

Uwagi niniejsze są usiłowa­

niem ujęcia „boyszewizmu” w fenomenologicznym opisie i po­

dania „roboczej” hipolezy, tłó- maczącej dziejowość tegoż zja­

wiska.

(d. c. n.)

Cytaty

Powiązane dokumenty

cych się z życiem wśród zgniłych oparów zbrodni, wśród wstrętnej afmoslery przekleństw i bluźnierstwa nie zatraca zupełnie godności człowieka, nie staje

Tymczasem u pana Opolczeńskiego zaczęło się życie zmieniać, lego konto bankowe nie wzrosło w ostatnich latach zupełnie, a ciało jego męczył

Lecz dziś i państwo zaczyna się bronić przed naporem „natarczywych” i stara się jaknajdalej oddalić moment przyjęcia do pracy.. Ci pracy w urzędach

Są tu jednak warunki, sprzyjające pogłębieniu studjów przez tych, co nietylko konieczności egzaminowe opędzają, lecz pragną się za­.. ciągnąć do samodzielnej

sekwencje tesame zresztą, które czekają żeglarza, zaszywającego się w czasie burzy na morzu, w najzaciszniejszy kąt szalupy. C zy i trudno zauważyć, obserwując

baron z epoki feudalnej nie mógł sobie wyobrazić | równej odpowiedzialności wobec prawa razem ze swym smerdą i ratajem, tak dziś trudno wyobrazić ; sobie, by

®*» D obierają się przeważnie z takich samych organiza- cyj, więc: „odrodzynek z odrodzynką”(w tej organizacji uzgadniany jest również zazwyczaj kolor włosów,

łoby lekkomyślnością, a nawet zbrodnią wobec żony, która w danym okresie nie jest fizycznie ani duchowo zdolna do macierzyństwa lub wobec warunków ekonomicznych,