Jacek Gutorow
Sen o Księdze
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1/2 (133-134),
132-137
13
2
K siążka B artosza M ałczyńskiego Rozw iązyw anie tekstów. Poetyckie polimorfie
Tymoteusza Karpowicza1 w pisuje się w coraz dłuższą listę opracow ań późniejszej
tw órczości poetyckiej K arpow icza. To kolejna ważna praca pozw alająca spojrzeć na poetę z krytycznego dystansu. Z aproponow ane przez M ałczyńskiego in te rp re tacje należą, m oim zdaniem , do ciekaw szych w o sta tn im czasie odczytań p ro jek tu sygnowanego nazw iskiem K arpowicza. In terp reta cje solidne, będące efektem uw aż nej lek tu ry tekstów źródłowych i bodaj w szystkich, a z pew nością praw ie w szystkich prac z zak resu studiów K arpow iczow skich. Rzecz godna le k tu ry i przem yślenia.
D o słów „w pisuje się” należałoby dodać ważne, a m oże naw et n iezbędne za strzeżenie: istotnym elem entem pracy krytycznej towarzyszącej p isarstw u K arpo wicza pow inien być - i M ałczyński doskonale zdaje sobie i innym z tego spraw ę - gest tyleż w pisania, co, b y ta k rzec, „w ypisania” bąd ź w yprow adzenia strateg ii in terp retacy jn ej. Jednym z najw ażniejszych m om entów dobrze pom yślanego, kry tycznoliterackiego „kw estionariusza K arpow iczow skiego” (frazę zapożyczam od ty tu łu w iersza Zbigniew a M acheja) jest m om ent bezw zględnego, bezw arunkow e go otw arcia, wobec którego w szelkie u p o rządkow ane i n azb y t k onw encjonalne odczytania po p ro stu trac ą sens, a w najlepszym razie okazują się m ało ko m p aty b iln e z sam ym i poem atam i.
W ym aganie to m oże się wydać paradoksalne. Czyż sam K arpow icz nie m iał obsesji na p unkcie układów jak najbardziej skom plikow anych, ale jednak zam k n ię tych? N ie sądzę przecież, byśm y m ieli tu do czynienia z paradoksem . N ajbardziej charakterystyczną rzeczą w poezji Pana T ym oteusza jest rozziew pom iędzy dąże
B. M ałczyński Rozwiązywanie tekstów. Poetyckie polimorfie Tymoteusza Karpowicza, U niversitas, K raków 2010.
Gutorow
Sen o Księdzen iem do stw orzenia w p ełn i racjonalnego, św iadom ego siebie un iw ersu m poetyc kiego, a niem ożnością oparcia się pokusie otw ierania kolejnych szufladek, tw o rzenia nowych p artycji i odkryw ania coraz to nowych poziom ów i kontekstów , które spraw iają, że D zieło daje się odczytać na nowo, w zu p e łn ie odm iennej k o nstelacji krytycznej. S tąd w łaśnie potrzeba takiego języka krytycznego, który byłby w sta nie nadążyć za poezją i oddać spraw iedliw ość w szystkim jej n iu a n so m i n iesp o dziew anym zw rotom . In n y m i słowy, do p isan ia o K arpow iczu trzeba podejść nie tylko bez u przedzeń, ale i będąc gotowym na zerw anie z klasycznym językiem her- m eneutycznym .
Rozpraw a M ałczyńskiego pośw ięcona jest dziełu, które w łaściw ie nie istnieje: p rojektow anem u i p isa n em u od początku lat 70. XX w ieku poem atow i R ozw iązy
wanie przestrzeni. S tatus utw oru jest k u rio za ln y i z tru d e m zn a jd u ję odpow iedniki
w dw udziestow iecznej lite ra tu rz e europejskiej (M allarm é? Pound? Jabès?). C hy ba najprosciej odwołać się tu ta j do m itu Księgi - niem ożliw ej, idealnej, zaw ierają cej w sobie całość ludzkiego dośw iadczenia i będącej d okładnym odw zorow aniem świata. Po w ydaniu p o em atu Odwrócone światło (1972), który m ożna czytać jako próbę takiej Księgi, K arpow icz jednocześnie zam ilkł i - o czym św iadczą jego póź niejsze w ypow iedzi oraz fragm enty tekstów - rozpoczął pracę n a d poetyckim te k stem , w któ ry m poeta postanow ił zm ierzyć się z, jak to sam określił, „najdalszą p róbą holistycznego w idzenia rzeczyw istości” (s. 19).
Czy m ożna rów nocześnie m ilczeć i tworzyć dzieło? W p rzy p a d k u Karpow icza ta k i splot języka i niem ożności języka okazał się n ie unikniony. W łaściw ie cała twórczość tego poety zm ierzała ku odkryciu obszaru w ielkiej ciszy we w nętrzu języka. Stąd ta k częste u niego w ypow iedzi o porażce i niem ożliw ości skończenia dzieła. Rzecz w tym , że to dzieło n i e m o g ł o zostać ukończone. Jego podstaw o wą w spółrzędną pozostaw ała zasadnicza i nieusuw alna sprzeczność pom iędzy wy pow iedzią i nied ającą się w yartykułow ać intencją.
K siążka M ałczyńskiego jest w yczerpującym opisem takiej w łaśnie Karpowi- czowskiej „Księgi niem ożliw ej” . D zieła, które było rów nocześnie konstruow ane, rekonstruow ane i dekonstruow ane, i to zarów no na poziom ie poszczególnych te k stów (większość z n ic h znalazła się w w ydanym w 1999 ro k u wyborze Słoje zadrzew-
ne), jak i tow arzyszących im w ypow iedzi i in te n cji autorskich. W ydaw ałoby się, że
ogarnięcie ta k w ielorakiej i skom plikow anej m a te rii jest rów nie niem ożliw e, co doprow adzenie do końca Księgi. Sądzę jednak, że autorow i w dużej m ierze to się udało. O trzym aliśm y praw dziw ą summę w iedzy na te m at nieistniejącego, w idm o wego, a przecież prześladującego poetę, dzieła. W tym sensie rozpraw a M ałczyń skiego jest nie tylko tek stem krytycznym . Jest także swoistą rek o n stru k c ją K arpo- wiczowskiego świata, tekstem , by ta k rzec, analogicznym , w dużej m ierze odwzo- rującym m odel Karpow iczow skiej poetyki. W arto zwrócić uwagę na k onstrukcję książki, w której oprócz dwóch zasadniczych części in te rp re tac y jn y ch pojaw ia się
Wstęp do wejścia i Wstęp do wyjścia i Dopełnienie. R etoryczna a rc h ite k tu ra te k stu
M ałczyńskiego nasuw a od raz u m yśl o podobnych zabiegach K arpow icza, który z obsesyjnym u p o rem klasyfikow ał i opraw iał ram a m i swoje teksty, dążąc k u stw o
13
3
13
4
rze n iu ilu z ji (choć w g runcie rzeczy nie m iała to być iluzja) św iata zam kniętego, p o układanego i kom pletnego.
Podstaw ow ym tro p em in te rp re tac y jn y m jest dla M ałczyńskiego tro p in tertek - stu a ln y (tu naw iązania do dw udziestow iecznych te o rii propagujących ideę lite ra tu ry jako p rze strzen i in te rtek stu aln e j, od B achtinow skiej „dialogiczności” po póź niejszy stru k tu ra liz m G en e tte’a i p o sts tru k tu ra liz m B arth es’a). Stąd w łaśnie b ie rze się kluczow e w rozpraw ie określenie Rozw iązyw ania przestrzeni jako „poem atu p olim orficznego”, a więc dzieła będącego, jak pisze M ałczyński w naw iązan iu do B a rth es’a, „niesam odzielnym in te rte k ste m ” (s. 20). Jest to podejście niew ątpliw ie b liskie K arpow iczow skim in tu icjo m i w pisuje się ono - choć zarazem w ypisuje - w retorykę kojarzoną z tw órczością ta k ich poetyckich k o n stru k to ró w „Księgi n ie m ożliw ej” jak W ito ld W irpsza czy A ndrzej Sosnowski (przy w szystkich dzielą cych tych poetów różnicach, a jest ich dopraw dy wiele). Tow arzyszy te m u p rze k o nanie, że w ielowym iarow a, nieliniow a p rzestrzeń językowa nie daje się zam knąć w krytycznej b ąd ź czytelniczej form ule: „skazani więc jesteśm y na nieroztrzygal- ność, niezw ieńczenie i niekonkluzyw ność, pojm ow ane jako niem ożność ogarnię cia, dom knięcia i w yartykułow ania sensu danego te k stu ” (s. 39).
Czy taka „otw arta h erm e n e u ty k a ” jest jeszcze h erm eneutyką? M oże n ależało by przeform ułow ać definicję pojęcia, choćby na p otrzeby takiego studium ? W łaś ciwie cała książka jest p róbą odpow iedzi na te i im podobne p ytania. W szak sam poeta, w rozpaczliw ym d ążeniu do w ykształcenia czytelnika i krytyka swoich w ier szy, w ciąż ponaw iał p y tan ie o sta tu s i praw om ocność ludzkiego poznania i ro zu m ienia, raz po raz naw iązując do K anta, H eideggera, W ittg en stein a czy filozofów n au k i. D ążenie do ogarnięcia całości, a zarazem św iadczenie i zdaw anie sprawy z tow arzyszących te m u nieusuw alnych ap o rii epistem ologicznych i egzystencjal nych - w tej dram atycznej sytuacji poeta łączy się z czytelnikiem i krytykiem , d a jąc asu m p t do le k tu ry niezw ykle dynam icznej, bo n igdy niezakończonej, a w łaści wie wciąż na nowo rozpoczynanej.
Z dwóch zasadniczych części książka pierw sza, zatytułow ana „Rozwiązywanie p rze strzen i a pro b lem tran sc en d e n cji te k stu a ln e j”, w ydaje m i się w ażniejsza. M ał czyński ta k opisuje swoją strategię: „będę się starał ukazać późną twórczość K ar pow icza jako p rze strzeń p e rm a n e n tn ie u praw ianej przez niego ‘tran sc en d e n cji te k stu a ln e j’, któ ra przejaw ia się w częstokroć podejm ow anych pró b ach w ychodze n ia poza granice w łasnego te k stu w stronę tekstów ‘obcych’, cudzych, m niej lub b ardziej odległych czasowo” (s. 37). Owe „cudze te k sty ” zgrupow ane są w czte rech rozd ziałach i odpow iednio p o dzielone na źródłow e te k sty b ib lijn e, filozo ficzne, m itologiczne i literackie. Jak p rzekonująco dowodzi autor, p rzy okazji k aż dego z tych odniesień K arpow icz skutecznie rozbraja opozycję i retorykę te k stu źródłow ego i jego literac k ieg o p rze tw o rz en ia ; w p ersp e k ty w ie in te rte k stu a ln e j p roste przełożenia ulegają naw et nie tyle problem atyzacji, co całkow itej n e u tra li zacji. N a przy k ład w pierw szym rozdziale M ałczyński dochodzi do w niosku, że „spójność sakralnych tekstów -źródeł zostaje rozbita, a jej m iejsce zajm uje tekstu- alna in terakcja: transgresyjna ‘konw ersacja’ dw u lub więcej tekstów, której istotą
Gutorow
Sen o Księdzejest w zajem ne, jak gdyby n aprzem ienne, konstytuow anie się i ośw ietlanie ich roz proszonych sensów ” (s. 53). K onstatacje te dają się odnieść do pozostałych analiz. W każdym p rzypadku poeta ukazuje proces sem antycznego wyczerpywania p oten cjału w ielkich narracji, a jednocześnie, choć na zm ienionych w arunkach i przy od m iennym kursie w ym iany sensów, usiłuje „znaleźć się w ognisku, w ogniskowej, przy pewnej postaci jednoznaczności” (s. 19, przypis 12). To ostatnie jest, rzecz jasna, nieosiągalne, w skazyw ałoby bow iem na m ożliw ość uto żsam ien ia języka i życia. A przecież cała twórczość Karpowicza opow iada o niem ożności takiego węzła.
G dzieś tu ta j kryje się podstaw ow y p ro b lem zw iązany z podnoszonym przez poetę im peratyw em i w ysiłkiem te k stu a ln ej tran sc en d e n cji. Jeśli bow iem ro zu m ieć tran scen d en cję jako „wyjście-poza”, to p rzede w szystkim m u siałab y ona im plikow ać wyjście poza język, a więc zam ilknięcie. M ałczyński b ardzo trafn ie m oim zd a n ie m rozpoczyna analizę od odniesienia do filozofii Lévinasa, zwłaszcza książ ki Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności i znanych słów o „czym ś absolutnie in n y m ” . Teza L év in asa w ydaje się w ew n ętrz n ie sp rzeczn a. Sam a idea czegoś „absolutnie innego” już w p u n k cie wyjścia rozbraja p otencjał tkw iący w idei tra n s c e n d e n ta ln e j. O d n iesien ie do In n eg o czyni z tego o statn ieg o form ę językow ą, in te n cjo n aln ą , a tym sam ym włącza In n e w p rze strzeń Tego Samego. M ożna po w iedzieć, że tran sc en d e n cja jest m echanizm em , który sam siebie ro zb raja i de- k o n stru u je . Coś, co jest rzeczyw iście „absolutnie in n e ”, m usiałoby też być inne w zględem m yśli i języka, tu d z ież w zględem pow oływ anych p rzez n ie m etafor p rze strzennych, w tym m etafory w nętrza i zew nętrzności2.
Aporię tę doskonale w idać w poezji K arpowicza. Choć poeta p ragnął wyjść poza język, to w ikłał się weń coraz b ardziej. D roga, któ ra m iała w yprow adzić go poza słowa, zawsze prow adziła z pow rotem do słów. Z resztą K arpow icz zdaw ał sobie z tego spraw ę. W poruszającej rozm ow ie z M irosław em S pychalskim i Jarosław em Szodą mówił: „Jestem zapchany, zakorkow any sobą i n apraw dę n ie w iem , jak się odkorkować. M agia słowa przestaje już na m nie działać, p odobnie m agia form uły myślowej. Czy m oże być coś jeszcze poza m agią form uły m yślowej?”3. Otóż to: czy m ożna pom yśleć zew nętrzność? Czy „zew nętrzność” n ie jest czasem poręczną for m u łą m yślową, która pogrąża nas z pow rotem w języku? Czy m ów ienie o tra n s ce ndencji m a w tym kontekście jeszcze sens? L ek tu ra tekstów K arpow icza to p o n aw ianie ta k ich p y ta ń i staw ianie ich na ostrzu noża.
D ruga część k siążki nosi ty tu ł W stronę genologii i została o patrzona p o d ty tu łem „rek o n esan s” - słowo odnosi się do jak najb ard ziej upraw nionej konw encji p isan ia o dziele Karpow icza. W trze ch kolejnych ro zdziałach M ałczyński próbuje odpow iedzieć na jedno z p y ta ń postaw ionych w „K w estionariuszu Karpowiczow- sk im ” M acheja: „Jakie w ogóle po d ejm u je g atu n k i?”. M am y zatem do czynienia
2 Streszczam w tym m iejscu argum enty, które wobec książki L évinasa w ysunął swego czasu Jacques D e rrid a w eseju Przemoc i metafizyka (polski p rzek ład ukazał się w zbiorze: J. D e rrid a Pismo filozofii, red. B. B anasiak, In te r Esse, K raków 1992).
3 M. Spychalski, M. Szoda M ów i Karpowicz, B iuro L iterack ie, W roclaw 2005, s. 73.
13
13
6
z analizą konw encji gatunkow ych i genologicznych, przy czym odbywa się to w k o n tek ście w cześniejszych k o n sta ta c ji i u sta le ń dotyczących in s ty tu c ji „p o e m a tu p olim orficznego” . T ytuł m oże być trochę mylący, autor pod ejm u je bow iem trop n ie tyle ro zpoznań gatunkow ych, co w ybranych strateg ii retorycznych obecnych w tekście Rozwiązyw ania przestrzeni. M ałczyński interesująco pisze o spraw ach, wy daw ałoby się, m ało zajm ujących - n ajp ierw o K arpow iczow skim „projekcie p o etyckiej try g o n o m e trii” (tytuł pierw szego rozdziału), później o retoryce w ierszy nazw anych przez poetę „ p a rala k sam i”, w reszcie o (obiecanych w tytule) rozróż n ie n ia c h gatunkow ych. In te rp re ta c je m ają c h a ra k te r detaliczny i p rzekonująco zm ierzają k u p o tw ie rd z en iu in tu ic ji o m ożliw ości określenia p o em a tu m ia n em „poem atu polim orficznego” .
K ategoria „p o lim o rfii” pow raca zresztą w k o n k lu zji pracy, tym razem jako teza w p ełn i, m oim zdaniem , udow odniona. Siłą rzeczy, a w łaściw ie siłą przep ro w a dzonych w cześniej analiz, jest to kategoria aporetyczna: „każdorazow o m am y do czynienia z b ardzo swoistym k o relatem aspektów, które z pozoru n ie pow inny ze sobą w spółistnieć” (s. 268); autor przyw ołuje ta k ie p ary pojęć jak „jedność i w ie lość”, „tożsam ość i in n o ść”; „ogólność i szczegółowość”, „typow ość/niepow tarzal- n ość”, „przew idyw alność i nieprzew idyw alność”, „konstrukcja i d e k o n stru k c ja /re k o n stru k c ja ” (tam że). M am y także coś, co au to r nazyw a „krótką charakterystyką późnego d orobku K arpow icza”; w ychodząc od rozróżnień poczynionych onegdaj przez Stanisław a B arańczaka w książce Nieufni i zadufani (kolejne etapy tw órczo ści określone są poprzez porów nanie do w ziętych z m uzykologii pojęć m onodii, k an o n u i polifonii), M ałczyński stosuje do późnej tw órczości K arpow icza określe nie „faza p o lim o rficzn a” .
Rozwiązyw anie przestrzeni jest najlepszym i w łaściwie jedynym p rzykładem tej
poetyki. K arpow iczow ski poem at p olim orficzny to poem at n ieistn iejący do ko ń ca, widmowy, zatrzym any w odwodzie języka, potencjalny. M ożna go składać z frag m entów , ale to n ie załatw ia sprawy, bo wiele fragm entów nie zostało napisanych, a te dające się odczytać pojaw iają się w kon tek stach , których a rc h ite k tu ry nigdy n ie zgłębim y. To już w łaściw ie nie Księga. To sen o Księdze. A m oże raczej coś pom iędzy snem a jawą, coś na tyle nieokreślonego, że w ypisuje się w chw ili, gdy p ró b u jem y je zapisać, w pisać w cokolwiek, tak, aby został ślad. Jedno z bardziej zapadających w p am ięć w rażeń tow arzyszących czytaniu Karpowicza: z le k tu ry wy n osim y nasze w łasne ślady - ślady fascynacji, m ilczenia, podjętej obecności.
W książce B artosza M ałczyńskiego o d n ajd u ję te n rodzaj zaangażow ania, który spraw ia, że m ożem y nagle odnaleźć siebie w w ierszu K arpow icza, a już po chw ili słyszymy, jak słowa poety rozbrzm iew ają w nas, stając się częścią nas sam ych. To podw ójne złożenie pozw ala n am czytać K arpow icza tak, jak być m oże on sam by tego pragnął: w skrytości, a jednocześnie otw artości języka; w p ełnym św ietle n ie m ożności, o której opow iada i której przyśw iadcza poezja.
Jak to p isał poeta? „Szczęśliwej drogi, w szczęśliwym słowie!”
Gutorow
Sen o KsiędzeAbstract
Jacek GUTOROW
Dream of a Book
Reviev: Bartosz M ałczyński Rozwiązywanie tekstów. Poetyckie polim orfie Tymoteusza
Karpowicza, Universitas, K ra kó w 2010