• Nie Znaleziono Wyników

Nasza Wspólnota, 2015, nr 27

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasza Wspólnota, 2015, nr 27"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

NASZA

WSPÓ NOTA

CENA 3 ZŁ

PISMO PARAFII

PW. ŚWIĘTYCH APOSTOŁÓW

PIOTRA I PAWŁA W KATOWICACH

nakład: ok 300 egz.

NUMER 27

11.10.2015 Od przedszkola

do Uniwersytetu

Trzeciego Wieku

(2)

Poświęcenie kaplicy

przez ks. bp. Adama Wodarczyka

Spotkanie z autorami spektaklu

„Trzepot skrzydeł”

z Teatru Leo Amici

(3)

REDAKCJA:

REDAKTOR nACzELnA:

Barbara Stawowczyk SEKRETARz REDAKCJi:

Teresa Kryjon

REDAKTOR TEChniCznA:

Barbara Gaworska OPiEKUn:

ks. proboszcz Andrzej Nowicki KOREKTA:

Anna Jabłońska

ADRES: Parafia świętych apostołów Piotra i Pawła

ul. Mikołowska 32 40-066 Katowice Projekt winiety:

Wydawnictwo Pergamena, Jan Zając

— „Wydawnictwa w starym stylu”

SKŁAD I ŁAMANIE:

Anna Nakonieczna

DRUK: Zakład Poligraficzny ME- WA-DRUK ul. Achtelika 2 Nakład: ok. 300 egz., ISSN 2080-2374

W NUMERZE:

s. 4

 W służbie Bogu i śląskiej młodzieży

s. 7

 Nowoczesność i tradycja s. 8

 Rola katechezy i jej miejsce w gimnazjum

s. 10

 Wychowanie jako dar i zadanie s. 12

 Niesłyszący s. 13

 Zabawa czy nauka – a może dwa w jednym…

s. 14

 Jeden z milionów s. 17

 Historia i współczesność s. 19

 Ja i WTL

s. 20

 Uniwersytet Trzeciego Wie- ku – realizacja marzeń

s. 21

 Poznajemy historię Śląska

Drodzy

Czytelnicy!

Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie - pisał przed 400 laty kanclerz Jan Zamojski. Aktualność tych słów trwa. Numer 27. „Na- szej Wspólnoty” poświęcamy wychowaniu i nauczaniu. Jedną z misji Ko- ścioła jest nauczanie, zarówno w formie przekazywania wiedzy religijnej, jak też w postaci nauczania ogólnego. Dowodem na to jest szkolnictwo katolickie. O Gimnazjum i Liceum Katolickiego im. św. Jacka w Katowicach pisze Antoni Wilgusiewicz. Natomiast Danuta Szumilas przedstawia założe- nia szkoły pijarskiej w Katowicach-Bażantowie, która rozpoczęła działalność 5 lat temu. Rolę katechezy w gimnazjum omawia na podstawie swoich do- świadczeń Krzysztof Szewerda. Obecnie proces wychowania nie jest jed- noznacznie rozumiany przez różne grupy zainteresowanych. Dlatego o roli wychowawcy w szkole warto przeczytać w artykule Teresy Kryjon. Wycho- wanie i nauczanie zaczyna się już w przedszkolu. Z wprowadzanymi zmia- nami w systemie przedszkolnym polemizuje Anna van der Coghen w arty- kule: Zabawa czy nauka - a może dwa w jednym. Bardzo ciekawie i dojrzale ocenia współczesny system edukacyjny Paulina Konca, studentka prawa i absolwentka II LO im. M. Konopnickiej z Oddziałami Dwujęzycznymi, które również przedstawiamy.

Fenomenem naszych czasów są Uniwersytety Trzeciego Wieku - uczelnie dla seniorów. Jerzy Czogała zapoznaje nas z działalnością jednego z najstar- szych UTW w Uniwersytecie Śląskim. W części parafialnej zamieszczamy re- lacje ze wspólnych wyjazdów organizowanych przez pana Helmuta Zająca.

Życzę ciekawej lektury Barbara Stawowczyk

Nauczyli mnie mnóstwa mądrości, Logarytmów, wzorów i formułek, Z kwadracików, trójkącików i kółek Nauczali mnie nieskończoności.

Rozprawiali o «cudach przyrody», Oglądałem różne tajemnice:

W jednym szkiełku «życie w kropli wody», W innym zaś - «kanały na księżycu».

Mam tej wiedzy zapas nieskończony;

2piR i H2S04,

Jabłka, lampy, Crookesy i Newtony, Azot, wodór, zmiany atmosfery.

Wiem o kuli, napełnionej lodem, O bursztynie, gdy się go pociera...

Wiem, że ciało pogrążone w wodę Traci tyle, ile... et cetera.

Ach, wiem jeszcze, że na drugiej półkuli Słońce świeci, gdy u nas jest ciemno!

Różne rzeczy do głowy mi wkuli, Tumanili nauką daremną.

I nic nie wiem, i nic nie rozumiem, I wciąż wierzę biednymi zmysłami, Że ci ludzie na drugiej półkuli Muszą chodzić do góry nogami.

I do dziś mam taką szkolną trwogę:

Bóg mnie wyrwie - a stanę bez słowa!

- Panie Boże! Odpowiadać nie mogę, Ja... wymawiam się, mnie boli głowa...

Trudna lekcja. Nie mogłem od razu.

Lecz nauczę się... po pewnym czasie...

Proszę! Zostaw mnie na drugie życie Jak na drugi rok w tej samej klasie.

Nauka

Julian Tuwim

(4)

O

bchodzona w bieżącym roku 90. rocznica powsta- nia diecezji katowickiej skłania do przypomnienia insty- tucji i organizacji katolickich na Śląsku, niektórych istniejących do dziś, niektórych mających już zna- czenie historyczne. Jedną z misji Kościoła jest nauczanie, zarówno w formie przekazywania wiedzy religijnej dorosłym i młodzieży (homilie, katecheza), jak też w po- staci nauczania ogólnego (szkol- nictwo katolickie). Szkolnictwo katolickie w Europie, wywodzące się z czasów średniowiecznych - szkoły przykatedralne, z których później powstawały uniwersytety (w Polsce Akademia Krakowska), nabrało nowego oblicza w czasach kontrreformacji. Szkoły prowadzo- ne przez zakony - przede wszystkim jezuitów - dbały nie tylko o zgodne z nauką Kościoła nauczanie zasad wiary i wychowanie moralne, ale także o stojące na wysokim po- ziomie nauczanie ogólne. Powo- dowało to, że rodzice z wyższych warstw społecznych chętnie wy- syłali tam na naukę swoje dzieci.

Nieco później dużą popularnością cieszyły się także szkoły prowa- dzone przez pijarów (słynne Col- legium Nobilium założone przez Stanisława Konarskiego) oraz inne zakony, jak np. salezjanie. Zako- nem żeńskim prowadzącym naukę dla dziewcząt są m.in. Urszulanki Unii Rzymskiej. Po przyznaniu czę- ści Górnego Śląska Polsce przyby-

ły one do Rybnika (w 1923 roku), gdzie założyły różne typy szkół dla dziewcząt, istniejące do likwida- cji przez władze komunistyczne w 1962 roku. Wysoki poziom na- uczania i nacisk społeczny spowo- dowały, że w 1982 roku ponownie otwarto szkołę jako Prywatne Żeń- skie Liceum Ogólnokształcące, jed- ną z nielicznych wówczas w Polsce szkół niepaństwowych. Dziś trady- cje te kontynuuje Zespół Szkół Ur- szulańskich (szkoła podstawowa, gimnazjum i liceum), dostępny także dla chłopców.

Niezależnie od szkolnictwa za- konnego dostrzegano także potrze- bę szkół katolickich o charakterze diecezjalnym. Stało się tak również w nowej diecezji katowickiej za sprawą ks. bpa Stanisława Adam- skiego. Kierując się wzorami bel- gijskimi, gdzie po dziś dzień szkol- nictwo katolickie stoi na wysokim poziomie, pragnął on stworzyć zespół szkolny od stopnia podsta- wowego aż do wyższego (którego wówczas na polskim Śląsku nie było w ogóle). Szkoły te miały mieć cha- rakter polski, kształcąc polską inte- ligencję, zwłaszcza humanistyczną, dla potrzeb Kościoła i społeczeń- stwa śląskiego. Warto przypomnieć, że w zakresie technicznym na takie zapotrzebowanie odpowiedział wo- jewoda Grażyński, tworząc znane i cenione do dziś Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe.

Po uzyskaniu zgody władz szkolnych naukę w Prywatnym

Katolickim Gimnazjum Męskim im. św. Jacka rozpoczęto w roku szkolnym 1935/36. Na począ- tek kilka sal szkolnych użyczyły wspomniane ŚlTZN, dysponujące niezwykle nowoczesnym na owe czasy, niedawno wzniesionym gmachem przy ul. Krasińskiego.

Dyrektorem został kresowianin, urodzony w Samborze (na połu- dnie od Lwowa) Eugeniusz Jan Trzaska. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, wszechstronnie wykształcony - także w zakresie teorii ustroju szkolnego, gwaran- tował wysoki poziom prowadzonej placówki. Wziąwszy urlop w gim- nazjum miejskim w Katowicach, do wybuchu wojny już do niego nie powrócił, kierując z wielkim powodzeniem Gimnazjum im.

św. Jacka. Obok dyrektora nadzór nad szkołą sprawowała powołana przez ks. biskupa Rada Administra- cyjna - z udziałem osób duchow- nych i świeckich. Podejmowała ona decyzje w najważniejszych sprawach, jak: budżet szkoły, opła- ty wnoszone przez uczniów czy pensje nauczycieli.

Działalność na większą skalę podjęto w następnym roku szkol- nym - 1936/37, co wiązało się z przydzieleniem pomieszczeń w nowym gmachu Kurii Diecezjal- nej. Pomieszczenia szkolne mie- ściły się w jego zachodniej części tam, gdzie obecnie znajduje się m.in. Duszpasterstwo Akademickie.

Urządzono pracownie przedmio-

W służbie Bogu

i śląskiej młodzieży

Z dziejów Gimnazjum i Liceum Katolickiego

im. św. Jacka w Katowicach

(5)

towe, bibliotekę szkolną, a na- wet gabinet lekarski. Liczba klas wynosiła wówczas trzy, a w na- stępnym roku szkolnym - pięć, ze 192 uczniami. W roku szkolnym 1938/39 powstała także klasa lice- alna (dwuletnie liceum stanowiło wyższy szczebel nauki po cztero- letnim gimnazjum) z 12 uczniami.

Mieli oni zdawać maturę w maju 1940 roku...

Zajęcie Katowic przez Wehr- macht musiało oznaczać koniec szkoły, jak i innych polskich in- stytucji na Śląsku. Pomieszcze- nia Kurii zostały zajęte, a majątek szkolny zagrabiony lub zniszczony.

Niemniej jednak, tuż po ustapie- niu wojsk niemieckich rozpoczęto przygotowania do otwarcia po- nownie Gimnazjum im. św. Jacka.

Mieścić się ono miało, tak jak pla- nowano przed wojną, w gmachu przy ul. Wita Stwosza 17 (obecnie Śląskie Seminarium Duchowne).

Mimo trudności, jeszcze przed

dniem zakończenia wojny, 5 maja 1945 roku, otwarto szkołę, do któ- rej zapisało się 203 uczniów. Jej prowadzeniem zajęli się ojcowie jezuici z Chyrowa, prowadzący wcześniej jedną z najbardziej zna- nych szkół męskich na ziemiach polskich. W związku z zajęciem polskich Kresów Wschodnich przez ZSRR przybyli oni do Kato- wic, a dyrektorem gimnazjum zo- stał ks. Józef Kościsz TJ. Po roku jednak jezuici przenieśli się dalej, by w Ścinawce koło Kłodzka od- nowić swój konwikt. Dyrektorem został prof. Stanisław Baranow- ski, a wreszcie późniejszy biskup, ks. Ignacy Jeż, pełniący tu wcze- śniej funkcje katechety.

Dzieje szkoły w latach 1945- 1950 to nieustanne boje z nową, komunistyczną władzą, która od początkowej tolerancji wobec Ko- ścioła wymuszonej powojenną sy- tuacją przeszła do zdecydowanych ataków na niego. Z ramienia Kurii

opiekę nad szkołą sprawował ks.

bp Juliusz Bieniek, który bronił jej na ile mógł przed władzami. A te nie cofały się nawet przed werbo- waniem profesorów na agentów UB. Usilnie próbowano też zało- żyć na terenie szkoły organizacje młodzieżowe związane z nową władzą, aby neutralizować wpływ księży na młodzież. Istniały tu jed- nak tylko harcerstwo i Sodalicja Mariańska. Mimo wysokiego po- ziomu nauczania, próbowano też udowadniać, że szkoła nie zasługu- je na uprawnienia państwowe, bez których absolwenci nie mogli roz- począć studiów wyższych. Nękano szkołę licznymi wizytacjami, które dowodziły, że życie szkoły jest za mało związane z Polską Ludową.

Mimo tych szykan, uczniowie licz- nie przybywali, a dla wielu chęt- nych brakowało po prostu miejsca.

Pierwsza matura w szkole miała miejsce w 1948 roku, a zdało ją 21 abiturientów. Od następnego roku

Biskup Ignacy Jeż w rozmowie z Ojcem Świętym Janem Pawłem II Fot

o: W. Rusinek

(6)

szkolnego weszła w życie reforma szkolnictwa, zgodnie z którą szkoła przyjęła nazwę: Diecezjalna Szkoła Ogólnokształcąca Stopnia Liceal- nego im. św. Jacka w Katowicach, prowadząc klasy licealne - od VIII do XI. Z reformą wiązała się także niczym już niemaskowana komu- nistyczna indoktrynacja. Wizyta- torzy przesiadywali na lekcjach zarzucając uczniom nieznajomość lub wypaczanie zasad socjalizmu, historii Polski itp. Spotkało to m. in.

Pawła Dubiela, syna ówczesnego prezydenta Zabrza, który jednak, mimo nacisków, nie zgodził się na

zmianę szkoły. Doszło wreszcie do aresztowania grupy uczniów przez UB i zarzucenia im działalności an- typaństwowej, co zakończyło się wyrokami skazującymi na kilkulet- nie więzienie. Opublikowano także w „Trybunie Robotniczej”, organie KW PZPR, paszkwil na duchow- nych, którzy odmówili podpisania tzw. Apelu Sztokholmskiego.Wie- le uwagi poświęcono tam osobie ks. Ignacego Jeża, określając go mianem zwolennika wojny i impe- rialistycznych podżegaczy do niej.

Było więc jasne, że dni szkoły są policzone. W 1950 roku powoła-

no pod nadzorem kuratorium ko- misję maturalną, która miała do- wieść, że w zakresie przedmiotów humanistycznych abiturienci nie dysponują wymaganą wiedzą - jej starania powiodły się, w wyniku czego jedynie 6 z 22 abiturientów zdało w pierwszym terminie. W tej sytuacji ks. biskup Adamski zde- cydował o przekształceniu szkoły (od 1 września 1950 roku) w Niż- sze Seminarium Duchowne, które przetrwało do 1962 roku.

Dzieje Gimnazjum im. św. Jacka w Katowicach, mimo że krótkie, są ważnym świadectwem burzliwej historii XX wieku. Pokazują, jak ważną rolę w kształceniu, a może jeszcze bardziej - w wychowaniu młodzieży pełni świadoma swych obowiązków szkoła. Mimo wszel- kich trudności i problemów, gim- nazjum wychowało wielu wspa- niałych ludzi, których późniejsza droga życiowa dowiodła wier- ności ideałom zaszczepionym im w szkolnej ławie. Są wśród nich wybitni uczeni, jak prof. Andrzej Brożek, znawca dziejów Śląska, prawnicy, lekarze, sportowcy, a wreszcie dziennikarze, jak znany prezenter Telewizji Katowice, nie- dawno zmarły Józef Kopocz. Swoją więź z nieistniejącą od wielu lat szkołą kultywują poprzez Stowa- rzyszenieWychowanków Gimna- zjum, Liceum i Niższego Semina- rium Duchownego im. św. Jacka w Katowicach. Najbardziej jed- nak charakterystyczną postacią, związaną z gimnazjum, pozostaje ks. biskup Ignacy Jeż, Ślązak, który swoją służbę Kościołowi i społe- czeństwu kontynuował daleko od Katowic, a zmarł w Rzymie w wie- ku 93 lat, tuż przed uzyskaniem od Ojca Świętego Benedykta XVI no- minacji kardynalskiej.

Literatura: Samodzielnie my- śleć i wybierać. Dzieje Prywatnego Gimnazjum i Liceum Katolickiego im. św. Jacka w Katowicach. Pod red. Jerzego Skwary. Katowice 2002 Antoni Wilgusiewicz Okładka monografii gimnazjum

(7)

Z

espół Szkół Zakonu Pijarów Matki Bożej Królowej Szkół Pobożnych w Katowicach, to szkoła, która od pięciu lat prowadzi działalność edukacyjną, wyróżnia- jąc się nowoczesnym budynkiem, oryginalną architekturą wnętrza, przemyślaną infrastrukturą, połą- czeniem obiektów sportowych ze szkołą i profesjonalnym monitoro- waniem.

Naprzeciw szkoły znajduje się Senior Residence, dla którego pensjonariuszy uczniowie szkoły świadczą codzienny wolontariat.

Pogłębianie relacji młodzi - starzy, to też nasze zadanie.

W dzisiejszym świecie chaosu wartości szukamy autorytetu, a tego nie daje szkoła liberalna, od której odchodzi już Zachodnia Europa, ale może zapewnić szkoła o profilu restrykcyjnym z wyraź- nym systemem wymagań i obo- wiązków. Takiej formule mogła sprostać szkoła pijarska. Dlatego Millenium Inwestycje powierzyło prowadzenie placówki Zakonowi Pijarów, który w historii naszego narodu miał wielki wpływ na roz- wój szkolnictwa podstawowego, a później średniego ze słynnym Collegium Nobilium wybitnego pi- jara Stanisława Konarskiego.

Szkoła pijarska to szkoła wyzna- niowa o korzeniach chrześcijań- skich, ale też miejsce otwarte na osoby innych wyznań i religii, wza- jemnie się akceptujących.

Założenia szkoły:

• rozumienie Ewangelii jako normy podstawo- wej i punktu odniesie- nia dla całego procesu edukacyjnego;

• chrześcijańska wizja człowieka;

• koncepcja integralne- go nauczania i wycho- wania;

• troska o wychowanie religijne z poszanowa- niem wolności;

• dbałość o wysoki po- ziom kształcenia;

• rozumienie szkoły jako wspólnoty;

• zapewnienie bezpieczeństwa uczniom.

Szkoła oferuje nauczanie na trzech poziomach: podstawo- wym, gimnazjalnym, licealnym od 01.09.2015 r.

Przykłady:

Szkoła podstawowa - czesne 650zł za miesiąc, liczebność zespo- łu mniej niż 20 osób, dodatkowo język obcy od piątej klasy, rozsze- rzone przedmioty: język polski, matematyka, historia.

Grupy szkolne i kółka, chór, koło teatralne, muzyczne.

Ucznia obowiązuje ceremoniał szkoły oraz strój szkolny (darmo- wy).Szkoła gimnazjalna - małe ze- społy do 20 osób, czesne 700 zł za miesiąc; dwa języki obce, posze-

rzony wymiar godzin z języka pol- skiego i matematyki.

Uczniów obowiązuje ceremo- niał szkolny oraz mundurek szkol- ny (darmowy).

Liceum- liczba uczniów w klasie do 18 osób, system jednozmiano- wy, klasopracownie wyposażone w urządzenia multimedialne.

Stypednia: olimpijskie, nauko- we, sportowe, socjalne.

Nowość: klasy medyczne i ma- tematyczno-informatyczne.

Danuta Szumilas Zachęcamy do zapoznania się z następującą pozycją:

Polska Prowincja Zakonu Pija- rów, Szkoła Pijarska w Polsce. Ide- arium Szkół Polskiej Prowinicji Za- konu Pijarów, Kraków 2005.

Nowoczesność i tradycja

w szkole pijarskiej

w Katowicach - Bażantowie

(8)

T

rzyletni czas nauki w gimna- zjum to dla dorastającego, młodego człowieka nieustan- na próba własnych sił, bo nie jest już dzieckiem, ale jeszcze nie zo- stał dorosłym. Dla rodziców i na- uczycieli to również czas egzami- nu z własnego człowieczeństwa.

Wśród wielu radości i smutków, sukcesów i porażek, młody czło- wiek stawia wiele pytań natury eg- zystencjalnej.

Różnorodność przedmiotów szkolnych pomaga gimnazjaliście odpowiadać na stawiane pytania i buduje jego światopogląd. Wśród tych przedmiotów jest również ka- techeza, potocznie nazywana reli- gią. Spełnia ona wiele zadań:

• odpowiada na podstawowe py- tania człowieka o Boga, sens ży- cia, o siebie samego;

• pomaga spotkać Boga w Słowie Bożym;

• przygotowuje do przyjmowania sakramentów;

• ukazuje wspólnotę wiernych – Kościół;

• podprowadza do osobistego pójścia za Jezusem;

• przekazuje Tradycję Kościoła;

• kształtuje postawy społeczne;

• formuje od strony etyczno-mo- ralnej.

W kilku zdaniach chciałbym dotknąć istoty katechezy, czyli:

rozwijania wiary przez zbliżanie się do Boga. Chodzi o osobiste doświadczenie Boga. Zadanie jest trudne, jednak możliwe do zreali- zowania.

Łacińskie przysłowie mówi:

Verba docent, exempla trahunt, co tłumaczy się: słowa uczą, lecz przykłady pociągają. To prawda, że świadectwo pięknego, pełne- go wiary życia skłania do refleksji i do zmiany postępowania. Każda zmiana, której fundamentem jest miłość, zbliża do jej źródła, czyli do Boga. Stąd potrzeba dziś świad- ków wiary, świadków Jezusa zmar- twychwstałego. To zadanie zle- cone przez Jezusa: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkie- mu stworzeniu (Mk 16, 15-18).

Pierwszymi świadkami wiary dla młodego człowieka są rodzi- ce. Gimnazjalista przekraczający próg szkoły powinien mieć zasia- ne ziarno wiary… Z mojej praktyki katechetycznej wynika, że różnie z tym bywa. Niestety, dla dużej części gimnazjalistów wiara jest czymś abstrakcyjnym, zbiorem katechizmowych prawd i reguł ko- ścielnych. Mam świadomość, że młodym potrzeba dziś świadków Jezusa a nie reporterów, którzy relacjonują to, co się kiedyś wyda- rzyło. Dlatego staram się osobiście doświadczać Jezusa, który działa tu i teraz. Poprzez formację du- chową pogłębiam więź z Jezusem.

Jeśli sam nie byłbym napełniony Bogiem, to jak miałbym Go przeka- zywać moim uczniom? Widzę, jak młodzi są spragnieni Boga, który kocha i jest Kimś bliskim. Ich ser- ca chcą doświadczać Jezusa, Jego bezwarunkowej, bezinteresownej, wiecznej i nieodwołalnej miłości.

Biskup Dajczak powiedział: jeśli serce młodego człowieka, choćby nie drgnie na Boga, to daremny trud i wysiłek mówienia o Nim.

Autentyzm wiary, świadectwo, to klucz do serca młodego czło- wieka. Wiele razy przekonałem się o tym, że gdy opowiadałem o oso- bistym przeżywaniu wiary, serca moich uczniów otwierały się na Jezusa. To Jezus ich przemieniał.

Cisza, zamyślenie, serdeczność oraz dużo nadziei i radości. Poja- wiały się łzy wzruszenia i doświad- czenie, że Bóg jest tak blisko i ko- cha osobiście.

W tak przeżywanym czasie ka- techezy szkolnej, religia przestaje być jednym z wielu przedmiotów w planie dnia. Katecheza staje się przygodą z Jezusem-przyjacielem, który działa tu i teraz. Wystarczy tylko pozytywnie odpowiedzieć na Jego wezwanie: Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do nie- go i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. (Ap. 3,20)

Owocem przyjęcia Jezusa do serca są różne działania, które w mocy Ducha Świętego realizu- ją uczniowie gimnazjum. Dzieje się tak zgodnie ze słowami listu św. Jakuba: Wiara bez uczynków jest martwa. Dlatego od paru lat jesteśmy związani z Parafialnym Kołem Charytatywnym, gdzie an- gażujemy się w dostarczanie pa- czek świątecznych do starszych i chorych parafian. Uczniowie poświęcają swój czas i podejmu-

Rola katechezy i jej miejsce

w gimnazjum

(9)

ją dyżury podczas przedświątecz- nych zbiórek żywności w sklepie Simply. Widząc potrzeby Banku Żywności, zorganizowaliśmy zbiór- kę w szkole. Ta współpraca rozpo- częła się kilka lat temu od pomocy w zorganizowaniu tzw. Dnia Cho- rych w drugą sobotę października.

Oprócz niesienia pomocy starszym parafianom, udało się włączać w organizowanie festynu para- fialnego. Prowadzenie zabaw dla dzieci, a potem nawet olimpiady dziecięcej dawało obu stronom ra- dość i otwierało na różnorodność osób parafialnej wspólnoty.

Ostatnie lata dawania świa- dectwa o Jezusie zaprowadzi- ły nas m.in. do: Domu Pomocy Społecznej „Przystań” w Katowi- cach, Schroniska św. brata Alber- ta w Świętochłowicach, Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach – Ligocie czy schroniska dla zwierząt w Sosnowcu – Milowicach. Służ- ba i oddawanie serca, życzliwość, troska i postawa empatii to wyraz wiary i prawdziwe świadectwo mi- łości. To właśnie to drgnienie serca na Jezusa w drugim człowieku. To jest to wychodzenie na peryferie, o które apeluje papież Franciszek.

Chciałbym tu też dodać, że nikt nikogo do niczego nie zmusza.

Wszystkie działania podejmowane są w wolności i z potrzeby serca.

Oprócz wszystkich działań ze- wnętrznych podejmowanych przez gimnazjalistów, wiele dzie- je się też w murach naszej szkoły.

Św. Paweł napisał: Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii! (1 Kor. 9,16) Staram się być wiernym tym sło- wom. Stąd różne inicjatywy, które proponuję moim uczniom. Przy ich realizacji pomagają mi koleżanki i koledzy z pracy. Różnego rodzaju zawody sportowe, treningi tenisa stołowego, zawody w układaniu kostki Rubika to sposoby na bu- dowanie relacji pełnych szacunku i troski o młodego człowieka. To pokazanie, że dla Boga jesteśmy całością, że liczy się nie tylko du- sza, ale i ciało. Inne inicjatywy to

konkursy wiedzy: biblijnej, o Ma- ryi, św. Janie Pawle II, o ekume- nizmie. Warto dodać: cieszące się zainteresowaniem uczniów. Oczy- wiście jednym ze sposobów ewan- gelizowania są przygotowywane gazetki ścienne o tematyce religij- nej, które nie tylko eksponowane są w sali katechetycznej, ale rów- nież na szkolnym korytarzu. Nieco egzotyczną inicjatywą było przygo- towywanie kabaretów szkolnych.

Wydaje mi się, że katecheta to taki człowiek: do tańca i do różańca.

Stąd pomysł uczestnictwa w kam- paniach społecznych dotyczących m.in. marnotrawstwa czy zdro- wego trybu życia. Ciekawe stają się przedstawienia profilaktyczne:

dotyczą one sytuacji trudnych ży- ciowo i dają możliwość wspólnego ich rozwiązywania. Entuzjazm i po- mysłowość gimnazjalistów często mnie zaskakują. Dzięki ich posta- wie, pełnej nadziei i otwartości, nieraz wracałem z drogi smutku i zwątpienia.

Mam nadzieję, że te słowa uka- zują nie tylko rolę katechezy i jej miejsce w gimnazjum, ale również

pokazują konkretne owoce Bożego działania. No bo przecież: po owo- cach ich poznacie.

Kończąc, chciałbym podzię- kować Jezusowi za to powołanie i za to, że zawsze jest przy mnie.

Dziękuję księżom proboszczom:

Pawłowi i Andrzejowi oraz paniom dyrektor: Łucji i Marii za zaufanie oraz wspieranie we wszystkich ini- cjatywach. Dziękuję oczywiście:

moim drogim uczniom, bo przez Nich Pan Jezus dotarł do wielu po- trzebujących, smutnych i zatroska- nych. Dziękuję także Ich rodzicom, za zgodę na tę współpracę. Na sam koniec pragnę złożyć podziękowa- nia mojej rodzinie: żonie Anecie, córce Marysi, synowi Maćkowi i cioci Łucji, która mnie wychowy- wała i kochała jak własnego syna;

dzięki za wsparcie, cierpliwość i wyrozumiałość, gdy mnie często nie ma w domu oraz za pomoc w realizowaniu Bożych planów.

Katecheta w Gimnazjum nr 2 z Oddziałami Dwujęzycznymi w Katowicach Krzysztof Szewerda

(10)

P

oczątek roku szkolnego to dobry czas na refleksje o roli i zadaniach współcze- snej szkoły, o potrzebach uczniów i o miejscu nauczyciela-wycho- wawcy w procesie edukacyjnym.

Jaka powinna być nowoczesna szkoła, czy zmierza we właściwym kierunku, czy bierze odpowiedzial- ność za wychowanie młodych ludzi i ich przygotowanie do dorosłego życia? To pytania, jakie stawiają zarówno uczniowie, ich rodzice, jak i nauczyciele.

Wydaje się, że rodzicom, na- uczycielom, jak i Ministerstwu Edukacji Narodowej zależy na rozwoju intelektualnym i osobo- wościowym młodego pokolenia.

Na formowaniu dojrzałych po- staw młodzieży i przekazaniu jej wartości, na których będzie mo- gła oprzeć swoje przyszłe życie.

I tak jest. Jednak, jak się okazuje, poszczególne grupy zaintereso- wanych niejednakowo postrzega- ją proces wychowania i nie takie same wartości są dla nich ważne.

Jako przykład może posłużyć fakt, że MEN i organizacje poza- rządowe LGBT zamiast wycho- wania proponują indoktrynację seksualną, a zamiast oddanych, przyjaznych pedagogów i wycho- wawców – ekspertów i edukato- rów.

Ks. Marek Dziewiecki w jednej ze swoich książek napisał: bez do- brego wychowania nikt nie może liczyć na radosną teraźniejszość ani na szczęśliwą przyszłość, dlate- go odpowiedzialny wychowawca to największy dobroczyńca ludzko- ści. Też tak uważam, dlatego chcia- łabym ten tekst poświęcić wycho-

waniu i pokazać, czym ono jest w relacji uczeń-nauczyciel. Sama jestem nauczycielką, więc temat wychowania jest mi bliski. Różne są metody wychowywania. Jed- ną z najważniejszych, bez wątpie- nia, jest dialog międzyosobowy, gdyż wychowywanie jest sprawą wychowywanych i wychowują- cych. Podstawowym elementem dialogu jest współdziałanie wy- chowanka z wychowawcą, którzy są wobec siebie równi (nie chodzi o relacje partnerskie) ze względu na godność ludzką oraz autentycz- ną więź między nimi. Wychowanie nie jest bowiem moralizowaniem, treningiem, poddawaniem obrób- ce, czy dostosowywaniem drugie- go człowieka do spisu norm i pole- ceń. Ani dziecka, ani nastolatka nie można zaprogramować, nie są też oni przedmiotem oddziaływań na- uczyciela. Są natomiast osobami ze swoimi emocjami, swoim oglą- dem rzeczywistości, swoim sposo- bem myślenia. Dlatego konieczne jest uznanie ich samodzielności i wolności oraz poszanowanie god- ności. Dialog wymaga otwartości i gotowości do zrozumienia dru- giego człowieka. Wiemy, jak waż- na jest postawa nas - nauczycieli, ale nie mniej ważne jest wypowie- dziane przez nas słowo, dlatego nauczyciel jako człowiek dialogu musi być za nie szczególnie odpo- wiedzialny. Mogłoby się wydawać, że szczera relacja wychowawca- -wychowanek jest raczej niemoż- liwa. Nic bardziej mylnego. To, że młody człowiek jest mniej dojrza- ły, mniej ukształtowany, nie czyni dialogu niemożliwym, albowiem wychowawca też nie jest człowie-

kiem doskonałym i uformowanym do końca. Poza tym w dialogu cho- dzi o wspólne odkrywanie prawdy i innych wartości, a nie o udowad- nianie swoich racji. Jeśli uznamy odmienność dziecka, co nie ozna- cza bezkrytycznego stosunku do jego wad i niewłaściwego postę- powania oraz jeśli będzie ono mo- gło liczyć na wyłączność w trakto- waniu i na naszą autentyczność, wtedy będzie dobra, udana roz- mowa. Musimy pamiętać, że każdy ma prawo do rozmowy i wysłucha- nia. Nie jest to akt łaski ze strony słuchającego: no mów, posłucham cię. Zatem, chciejmy się wzajem- nie słuchać i zrozumieć. Żeby pod- jąć dialog, trzeba samemu mieć wypracowaną hierarchię wartości i dobrze wiedzieć, co jest w życiu ważne i prawe, ponieważ to dasz, co sam masz. Rozmowa to spo- tkanie twarzą w twarz, darowanie swojego czasu, a przede wszystkim dostrzeganie wnętrza, bo przecież najważniejsze jest niewidoczne dla oczu (Exupery: Mały Książę).

Skupiłam się na znaczeniu dia- logu w wychowaniu, ale uważam, że trzeba też zwrócić uwagę na osobę wychowawcy, bez którego wychowywanie nie może się do- konywać. Sam powinien być wzor- cem zachowań i autorytetem dla młodych ludzi. Ważne jest, aby ich kochał oraz widział i rozumiał ich problemy. Powinien fascynować swoją osobowością i budzić zaufa- nie. Prawdziwy wychowawca wie, że miłość do wychowanków nie jest tym samym, co tolerancja czy akceptacja, to coś więcej. Toleran- cja pozwala człowiekowi na wszel- kie zachowania, nawet takie, któ-

Wychowanie

jako dar i zadanie

(11)

re mogą przynieść mu szkodę i są sprzeczne z zasadami moralnymi.

Akceptacja z kolei nie może odno- sić się do złych zachowań, a poza tym czasem demotywuje i hamuje rozwój– akceptuję cię takim, jakim jesteś. To za mało. Jedynie miłość wyraża troskę o człowieka i poma- ga mu każdego dnia zmieniać się na lepsze.

Jeśli mówimy, że bycie wycho- wawcą to powołanie, a nie zawód, to trzeba wyraźnie pokazać ten fakt poprzez swoje zaangażowa- nie, którego efektem będą: rozwój wychowanka, jego umiejętność radzenia sobie z problemami, wy- pracowanie właściwego systemu wartości, wrażliwość na drugiego człowieka czy podejmowanie od- powiedzialnych decyzji.

W wychowaniu nie chodzi o to, żeby podporządkować wycho-

wanka sobie lub określonemu programowi, ale o to, żeby upo- rządkować jego życie, żeby wy- wołać pozytywne zmiany w jego osobowości, odróżniając to, co się da zmienić od tego, czego zmie- nić nie można. Niezaprzeczalne jest, że pierwszoplanową rolę w wychowaniu odgrywają rodzi- ce i nikt ich w tym nie zastąpi.

Jednak bywają domy, w których rozmawia się niewiele, zamiast opowiadania jest odpowiadanie na pytania, zamiast rozmowy – przekazywanie informacji. Nie tylko rodzice za to odpowiadają, winne są też dzieci, które wolą rozmawiać, korzystając z porta- li społecznościowych. Wirtualni znajomi są w cenie. Nie trzeba, rozmawiając z nimi, wypowiadać żadnych słów, pokazywać twarzy, emocji. Można pozostać anoni-

mowym i dzięki temu być bardziej szczerym albo pokazać się innym, lepszym. Myślę, że wychowanie przez dialog i do dialogu, czy to w rodzinnym domu, czy w szkole, przynosi wymierne rezultaty i nie należy w żadnym wypadku z tej formy wychowywania rezygno- wać.

Mówi się, że rodzice i nauczycie- le powinni być wzorami do naśla- dowania. Owszem, ale ważniejsze od naśladowania ludzi jest naśla- dowanie Chrystusa, który kocha bezgranicznie, jednocześnie sta- wiając wymagania. Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył (Rdz 1,27).

To zdanie z Biblii pozwala wierzyć, że mądre wychowanie pomoże wychowankom żyć na wzór Jezusa – Mistrza i Nauczyciela.

Teresa Kryjon

Foto. BG

(12)

To

właśnie od 35 lat stara się robić grono pedagogiczne Zespołu Szkolno-Przedszkol- nego dla Dzieci Niesłyszących i Słabo Sły- szących w Katowicach. Zespół ma swo- ją siedzibę przy ul. M. Grażyńskiego 17, a swoimi oddziaływaniami wpływa na rozwój 145 uczniów. Do Zespołu uczęsz- czają dzieci i młodzież z Katowic i okolicz- nych miast, między innymi z: Chorzowa, Bytomia, Dąbrowy Górniczej, Sosnowca, Siemianowic Śląskich, Tarnowskich Gór, Rudy Śl. czy Tychów. Uczniowie dowożeni są do placówki bezpłatnym transportem organizowanym przez gminy.

W naszej placówce znajdą miejsce przedszkolaki, a także uczniowie szkół:

podstawowej, Gimnazjum nr 31 oraz XX Liceum Ogólnokształcącego, prężnie działa również wczesne wspomaganie rozwoju. Znajdą tu opiekę dzieci w wieku od 2,5 do 24 lat. Nasza wyspecjalizowa- na kadra przyjmuje pod swoje skrzydła małe dziecko, a wypuszcza świadomego siebie, rozważnego człowieka. Całe gro- no pedagogiczne, a nie tylko pojedynczy nauczyciele, są wysoko wykwalifikowa- nymi specjalistami w swoich dziedzinach oraz doskonale potrafią porozumiewać się z osobami niesłyszącymi i słabo sły- szącymi.

W placówce zatrudniani są nauczycie- le przeróżnych specjalizacji, począwszy od psychologa, surdopedagogów, logo- pedów, oligofrenopedagogów do tyflope- dagogów. Wszyscy potrafią poruszać się w świecie osób z wadą słuchu. W naszej szkole uczniowie znajdują zrozumienie oraz otrzymują zindywidualizowaną po- moc, gdyż każdy młody człowiek jest inny i każdy potrzebuje innego rodzaju wspar- cia. Nasze klasy liczą od 6 do 8 uczniów, co sprzyja pełnemu i optymalnemu rozwo- jowi dzieci i młodzieży. Na naszym tere- nie prowadzimy psychoterapię, ciekawe i skuteczne formy oraz metody pracy nad rozwojem języka, gimnastykę korekcyjną, zajęcia prowadzone metodą Warnkego, Biofeedback.

W Zespole Szkolno-Przedszkolnym dla Niesłyszących i Słabo Słyszących pod- opieczni nie tylko się uczą. Tu kultywujemy tradycje, włączając naszych podopiecznych w imprezy okolicznościowe, takie jak: Wi- gilia, Wielkanoc, andrzejki. Wspólnie bawi- my się podczas np. balu karnawałowego, Dnia Misia, Dnia Języka Angielskiego, Dnia Sportu, Tygodnia Zdrowia i wielu, wie- lu innych przyjemnych akcji, jak również w trakcie wycieczek do ciekawych miejsc.

Wspólnie z rodzicami naszych po- ciech organizujemy Piknik Rodzinny,

Spartakiadę Przedszkolaków i inne im- prezy szkolne. Chętnie współpracujemy z instytucjami znajdującymi się w na- szym środowisku lokalnym, np. z Do- mem Kultury „Koszutka”, Stowarzysze- niem Pomocy Dzieciom Niesłyszącym, Katowicką Spółdzielnią Mieszkaniową, Kinem „Kosmos”. Czynnie dzielimy się swoją wiedzą i doświadczeniem z innymi szkołami w kraju oraz za granicą. Mieli- śmy przyjemność uczestniczyć w pro- gramach: „Socrates Comenius – Uczenie się przez całe życie”, „4 kroki - wspiera- nie osób niesłyszących na rynku pracy”,

„Języki obce... już potrafię!”, należymy do Ogólnopolskiego Klubu Bezpiecznych Szkół, dzięki czemu staliśmy się bogatsi w doświadczenia, które przenieśliśmy na grunt naszego zespołu.

Cieszymy się, że nasi podopieczni czu- ją się bardzo dobrze w naszej placówce, o czym świadczą ich uśmiechnięte twarze oraz częste wizyty naszych absolwentów.

Zachęcamy do kontaktu z naszym Ze- społem poprzez odwiedziny w przedszko- lu i w szkole, każdemu chętnemu szeroko otworzymy drzwi, by poznał tę wspaniałą placówkę. Z niecierpliwością czekamy również na gości na naszej stronie interne- towej www.zsp-nieslyszacy.katowice.pl.

Emilia Janisz

Niesłyszący

J

estem nauczycielem z wielolet- nim stażem. Jednym z trudniej- szych pytań, zadanych mi przez uczniów, było: „Dlaczego ja nie sły- szę, dlaczego mój słyszący brat tak łatwo się uczy, a dla mnie nauka jest trudna?” Co można odpowiedzieć dziecku, które zaczyna dostrzegać swoją niepełnosprawność? Jak wy- tłumaczyć niesprawiedliwość losu?

Jak pomóc przyjąć to trudne do- świadczenie? Myślę, że wielu nie- pełnosprawnych boryka się z tym problemem. Jest to niewątpliwie trudne doświadczenie zarówno dla

osoby niepełnosprawnej, ale też dla jego najbliższego otoczenia. Wyma- ga podjęcia wielkiego wysiłku.

Wtedy, gdy usłyszałam pytanie wyrażające żal i poczucie niespra- wiedliwości mogłam jedynie przy- znać się do niewiedzy, bo nie wiem - dlaczego i zapewnić o mojej pomocy w przezwyciężaniu trudności. Jestem nauczycielem, moim zadaniem nie jest skupianie się na brakach, ale na potencjale i zdolnościach moich uczniów, na pomocy w rozwijaniu ich osobowości.

BG

(13)

D

laczego zatem zabiera się dzieciom czas przeznaczony na ich prawidło- wy, zdrowy rozwój? Ktoś pewnie powie, że dziecku nie zaszkodzą nowe pomysły, a mianowicie wysyłanie dzieci wcześniej do szkoły. – To przecież lepiej – powiedzą – bo dziecko szybciej nauczy się wielu rzeczy. Pytam jednak: jakim kosz- tem? Poza tym należy rozważyć, czy nauka będzie przebiegać naprawdę szybciej? Gło- szone założenia wydają się nielogiczne. Do niedawna można było wprowadzać naukę czytania w przedszkolu. Kilka lat temu za- broniono, dlaczego? W czym to szkodziło, że nauczyciel w formie zabawowej wpro- wadzał dzieci w tajniki czytania? Dzieci (wiem to z własnych obserwacji) miały frajdę i satysfakcję i jakby mimochodem wchłaniały wiedzę z tego zakresu. Dziś, po ostatnich zmianach w szkolnictwie - aż do trzeciej klasy nie ma obowiązku płynnego czytania. O co więc chodzi? Do niedawna nasze szkolnictwo wypuszczało świetnych specjalistów, docenianych na całym świe- cie. (Przypominam, że kiedyś do pierwszej klasy szło się w wieku siedmiu lat, a maturę zdawało się w wieku osiemnastu.) Co bę- dzie za kilka lat? Dlaczego imponuje nam Zachód i wszystko, co stamtąd pochodzi?

Najlepszym tego przykładem są bezna- dziejne filmy (i to zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych) pełne agresji i często wyuz- dania, które coraz częściej sprowadzane są do Polski. Czy naprawdę nie ma u nas zdol- nych, ambitnych autorów?

Wróćmy do tematu. Przyznaję, są dzieci, które mogłyby wcześniej iść do szkoły, nie

jest to duży procent (kiedyś też tak było), ale dlaczego zmuszać wszystkie? Zdaję so- bie sprawę, że odchodzimy od koncepcji szkoły elitarnej, skłaniając się ku egalitar- nej, gdzie istnieje możliwość wyrówny- wania szans dla wszystkich. Wydaje mi się jednak niezrozumiałe, dlaczego wszystkie dzieci muszą iść tak wcześnie do szkoły.

Psycholodzy ostrzegają, że nie wszystkie dzieci są gotowe podjąć naukę. Ten, kto wprowadził te zmiany, nigdy chyba nie był w dzisiejszym przedszkolu. Nauczycielki (bo to głównie kobiety) dokładają wszelkich starań, by zadbać o wszechstronny rozwój dziecka. Najlepiej to widać na dzieciach, które miały dużą absencję: one często po prostu nie mogą nadążyć z nadrobieniem zaległości, tyle w czasie ich nieobecności inne dzieci się nauczyły. W przedszkolu, co bardzo ważne, dzieci mają zapewnione poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. Po- nadto, specjaliści, tacy jak: logopeda, psy- cholog czy rehabilitant znają w przedszkolu wszystkie dzieci. Natomiast w szkole, przy tak olbrzymiej ilości uczniów, istnieje wła- ściwie jedynie interwencja kryzysowa. To powinno wzbudzić refleksję.

Ten, kto wprowadził takie zmiany, rów- nież zdaje się nie zauważać innego poważ- nego problemu. Otóż, nauka w przed- szkolu, w przeciwieństwie do praktyki szkolnej, podawana jest w sposób zaba- wowy. Chłonność umysłu przedszkolaka jest nieprawdopodobna, ale skupienie uwagi raczej krótkotrwałe, dzieci są męcz- liwe i muszą odpoczywać, wiedzę podaje- my więc w krótkich seriach, dając dziecku czas na wzrastanie zgodne z jego rozwo- jem psychofizycznym. Najpierw dziecko musi nauczyć się bawić, poznać zasady współżycia i zdrowej konkurencji, współ- działania i bezinteresownej pomocy in-

nym, a tego najlepiej nauczyć się właśnie w przedszkolu. Tutaj jest na to czas i wy- marzone miejsce. Tutaj się dba zarówno o rozwój intelektualny, jak i fizyczny. Nikt nikogo nie pogania, po obiedzie dzieci leżą na dywanie, słuchając cichutko delikatnej muzyki. Wtedy dziecko wzrasta w spoko- ju; jest najedzone (3 posiłki), wypoczęte (nie siedzi ciągle w ławkach, co często wpływa na wady postawy), jest wybawio- ne i mądrzejsze o zdobyte doświadczenia podczas pracy przy stoliczkach ergono- micznych, dostosowanych do ich wzrostu.

Są wytańczone i rozśpiewane po rytmice, wyćwiczone po gimnastyce korekcyjnej i zabawie w ogrodzie przedszkolnym.

Wtedy takie dziecko jest dużo lepiej przy- gotowane do szkoły i jest po prostu szczę- śliwe!

Jeżeli chcemy podejść poważnie do te- matu, najpierw zadbajmy o bazę. Przyglą- dając się na Zachodzie tzw. pre-school, zo- baczymy wyraźnie, że jest to jakby zerówka przyklejona do szkoły, ale na warunkach przedszkola. Jest zupełnie oddzielona od szkoły, ma wyłącznie dla siebie sale do na- uki i zabawy, jadalnię, łazienkę. Zadbajmy wiec najpierw o tę bazę, a nie zaczynajmy od końca!

Dlaczego w naszym kraju wszystko tak bezmyślnie musimy niszczyć. Tak mi się wy- daje, że powoli dąży się do tego, by war- tościowe placówki dydaktyczne, jakimi są przedszkola, powoli, powoli zamieniać na placówki opiekuńcze (na wzór żłobków), ale czy o to nam wszystkim chodzi?

Przyglądając się czasem zajęciom w przedszkolu, żałuję, że już jestem „taka duża” – przedszkole to wspaniały czas i wielka przygoda, szczególnie dla świado- mych tego sześciolatków!

_anna van der Coghen

Zabawa

czy nauka

– a może dwa w jednym…

Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy

pod niebem (…) Kohelet

(14)

Naucz się przeciętności

W pewnej humorystycznej re- klamie telewizyjnej pojawia się ha- sło statystyczny Polak nie istnieje.

To prawda, prawdopodobnie nie ma człowieka, który produkuje rocznie dokładnie 315 kilogramów śmieci, przeczytał w ciągu roku 3,5 książki i w pewnej części jest mieszkańcem miasta, a w pozosta- łej wsi. Jednak badania wymagają uśrednień, projekty aktów praw- nych statystyk, a nowe programy telewizyjne znajomości gustów przeciętnego konsumenta. Pro- dukt ma trafić do mas, a kluczem do wszystkiego staje się przecięt- ność. Tworzy się planszę przecięt- nych potrzeb, reguł, rozrywek, zarobków, nakazów, wymagań, se- kwencji kroków, a po niej, niczym pionki, poruszamy się my - ludzie.

Każdy z nas inny, każdy z własny- mi doświadczeniami, z unikalnym zespołem cech, z niepowtarzal- nym układem linii papilarnych.

Co zrobić, aby przemieszczając się po planszy, dotrzeć do celu? Trze- ba stać się pionkiem, dla którego plansza została wykreowana. To równocześnie proste i trudne za- danie. Proste, bo czasem łatwiej być przeciętnym, nie wychylać się, nie zadawać pytań, nie podej- mować własnych decyzji. Im bliżej człowiekowi do przeciętności, tym łatwiej będzie mu funkcjonować w świecie ułożonym pod staty- styki. Świecie, w którym, pewnie jak od wieków, główną wartością są władza i pieniądz, a co za tym idzie, w którym nie opłaca się umożliwiać samodoskonalenia jednostce, ale lepiej wyrównywać poziom, by usprawnić rządzenie i tworzyć obywatela, którym łatwo manipulować. Ale czy można stać się plastikowym pionkiem bez twa- rzy i równocześnie pozostać sobą?

Od zawsze bardzo lubiłam lek- cje polskiego i zazwyczaj dosta- wałam z tego przedmiotu dobre oceny, a w liceum zostałam fina- listką ogólnopolskiej Olimpiady Literatury i Języka Polskiego, dzię- ki czemu byłam zwolniona z ma- tury i automatyczne uzyskałam sto procent z egzaminu w formie rozszerzonej. Olimpiada wygląda- ła inaczej niż matura – najpierw należało napisać w domu pracę na dwadzieścia stron, do której długo zbierało się materiały, potem były dwa egzaminy – pierwszy z gra- matyki i ortografii, drugi w formie wypracowania na zadany temat.

Następny etap polegał na obronie pracy i dodatkowych pytaniach - był to egzamin ustny przeprowa- dzany przez kilkuosobową komisję złożoną z doktorów i profesorów.

W porównaniu z podstawową maturą z polskiego olimpiada jest oczywiście dużo trudniejsza, a jed- nak jestem pewna, że gdybym musiała zdawać maturę, wcale nie uzyskałabym wysokiego wyniku.

Pamiętam, jak kiedyś na polskim, pisaliśmy próbną maturę z jednej z moich ulubionych lektur - Gra- nicy Zofii Nałkowskiej. W wypra- cowaniu mieliśmy się odnieść do przywołanej w treści egzaminu dramatycznej sceny z książki. Za- pełniłam wszystkie dostępne stro- ny, zadowolona, że piszę na tak in- teresujący temat. Nie popełniłam też żadnego błędu – ani grama- tycznego, ani ortograficznego, ani merytorycznego. Mimo to dosta- łam za tamto wypracowanie trój- kę. Dlaczego? Nie wypisałam osob- no, że był wieczór i osobno, że ten wieczór był ciemny. Ani osobno, że była burza i osobno, że ponura po- goda. Ani osobno, że bohaterowie byli źli, osobno, że się kłócili i osob- no, że mówili podniesionymi gło- sami. Ogólnie zarzuty sprowadza-

ły się do tego, że nie wymieniłam wszystkich piętnastu cech z klucza.

Nieistotne, że być może zwróciłam uwagę na coś, co znajdowało się poza kluczem. W tej chwili odcho- dzi się już od tak zwanej ,,nowej matury” i wraca do starych roz- wiązań. Cieszę się, że udało mi się przetrwać ów ,,eksperyment na rzecz przeciętności” dzięki cieka- wej, zmuszającej do pracy i rozwi- jającej olimpiadzie.

Odczłowieczanie edukacji

Już C.S. Lewis krytykował system edukacji, w którym poziom dosto- sowuje się do przeciętnych. Może to właśnie, będący od kilkudzie- sięciu lat ogólnoświatowym pro- blemem, nacisk na ujednolicanie i spłycanie zachęca do tworzenia egzaminów w formie testowej?

Szybkiej do sprawdzenia, a przede wszystkim ociosanej z alternatyw i drugiego dna oraz uniemożliwia- jącej jakąkolwiek indywidualizację, kreatywność czy różnorodność. Te- sty, które można zaliczyć, losowo zakreślając odpowiedzi czy ścią- gając je z Internetu i ucząc się na pamięć, już od długiego czasu nie wychodzą z mody. Na szczęście na moim wydziale ciągle jeszcze prze- prowadza się sporo egzaminów ustnych. Są bardziej stresujące niż te w formie pisemnej, ale pozwala- ją dokładniej sprawdzić wiedzę stu- denta i utrudniają czy wręcz unie- możliwiają ściąganie. Poza tym, co bardzo istotne, pozwalają na bezpośredni kontakt egzaminatora ze studentem. Większość wykła- dowców nie zna swoich studentów, co najwyżej kojarzy z twarzy część osób, które przychodzą na wykład.

Oczywiście zdarzają się profesoro- wie, którzy na wykładach zachęca- ją do wypowiadania się, zadawania pytań, a nawet proponują kontro-

Jeden z milionów

(15)

wersyjny temat i z radością sprze- czają się ze studentami, ale jest ich niewielu. Zazwyczaj nie ma warun- ków ani czasu na słynne akademic- kie dyskusje. Na poznanie drugiego człowieka. Studentów jest mnó- stwo, a nauczyciele akademiccy mają dużo pracy i niejednokrotnie są dość słabo opłacani. Często od- noszę wrażenie, że studia w Polsce są po prostu źle zorganizowane, a całe szkolnictwo zwyczajnie nie- dofinansowane. Jest wielu świet- nych pracowników naukowych, którzy mają ogromną wiedzę, są inteligentni i inspirujący, a także sporo bardzo dobrych studentów, bystrych i ambitnych, ale jedni i drudzy zostali wtłoczeni w dziw- ny system przeciętności, w którym mijają się w pośpiechu zamiast naprawdę się spotkać. W tym sys- temie wszystko jest precyzyjnie wyliczone. Dokładnie oblicza się na przykład, ile godzin w ciągu se- mestru student poświęca na dany przedmiot i według tego każdy przedmiot ma przypisaną pewną liczbę punktów ECTS, których suma umożliwia studentowi przejście na następny semestr. Aby zapisać się na dany interesujący studen- ta przedmiot – wykład monogra- ficzny, konwersatorium czy nawet seminarium, które determinuje temat pracy magisterskiej, należy zalogować się do internetowego systemu i odpowiednio szybko klik- nąć zieloną ikonkę. Klikniesz dwie sekundy za późno – trudno, mia- łeś pecha. Ocena końcowa to efekt czystej arytmetyki. Trudno mówić o osobowości, bystrości, zapale do pracy. Gubią się indywidualne ce- chy, predyspozycje, emocje. Także człowiek staje się tylko kwotą. Prze- cież wydziały finansowane są w za- leżności od liczby studentów, przez co ilość zastępuje jakość. Doszło do sytuacji, w której to nie uczniowie walczą o miejsca na studiach - to uniwersytety i ich, nawet najbar- dziej prestiżowe, wydziały, walczą o studentów. Uczeń ma wrażenie, że właściwie czego by nie zrobił,

i tak na jakieś studia się dostanie i jakoś je skończy. Nawet najsłab- si i najbardziej leniwi studenci to przecież godziny do pensum. Wina nie leży po stronie uniwersytetów.

Trudno o naukową atmosferę, kie- dy wszystko sprowadza się do walki o byt. Na pewno przyczyną takie- go stanu rzeczy jest poniekąd niż demograficzny, a co za tym idzie obniżenie konkurencyjności. Odpo- wiedzią na konsekwencje niskiego przyrostu naturalnego powinno być zwiększenie ilości pieniędzy przyznawanych uniwersytetom, a także zmniejszenie ilości uczniów w szkolnych klasach.

Nie chce mi się

Młodzieży często nie chce się dziś uczyć. Zakłada się, że każdy powinien być wykształcony, ale jakość wykształcenia spada. Za- miast inwestować w szkoły zawo- dowe, które kształciłyby dobrych fachowców, upraszcza się zadania maturalne, żeby prawie wszyscy zdali egzamin dojrzałości mający już dziś niewiele wspólnego z wy- siłkiem i niemający nic wspólne- go z prestiżem. Zamiast podno- sić poprzeczkę, na każdym kroku obniża się poziom. Uczniowie mogą wrzeszczeć na nauczycieli, ale nauczyciele nie mogą zwracać uczniom uwagi. Jeden uczeń może sterroryzować całą klasę, a nawet

grono pedagogiczne. Jeśli ucznio- wie nie mają ochoty czytać lektur, stwierdza się, że lektury są nudne i trzeba je zmienić. Proponuje się usunięcie z listy lektur W pustyni i w puszczy, bo nie jest poprawne politycznie. Pasjonująca książka promująca bohaterską postawę, dobro, chrześcijańskie wartości i ucząca dumy z bycia Polakiem i odpowiedzialności okazuje się nagle nieciekawa, rasistowska, na- cjonalistyczna. Proponuje się, żeby usunąć wszystkie dłuższe lektury napisane zbyt trudnym językiem i zamiast tego wprowadzić na listę Igrzyska śmierci czy Harry’ego Pot- tera. Szkoła powoli staje się skle- pem ze słodyczami, w którym na półkach pojawia się wszystko, na co dzieci mają ochotę. Właściwie zabrania się szkole wychowywać.

Jednakże czasem uczniom nie chce się pracować także z innego powodu – mają poczucie, że jak wiele by nie wiedzieli i jak wyso- kich wyników by nie osiągali, i tak nie znajdą pracy. Po co sią kształ- cić, jeśli któregoś dnia okaże się, że nikt na nas nie czeka? Że trze- ba schować dyplom i zatrudnić się do pracy fizycznej, najlepiej za granicą? Nauczyciele, którzy zapo- wiadają sprawdziany i zachęcają uczniów, by przygotowywali się na lekcje, coraz częściej słyszą krótkie po co? I coraz trudniej jest udzielić na to pytanie odpowiedzi.

(16)

Powszechna czy potrzebna

A przecież kształcimy się po to, żeby umieć logicznie myśleć, sa- modzielnie oceniać, żeby mieć własne zdanie i potrafić je uzasad- nić. Tam, gdzie edukacja jest przy- wilejem wybranych, na przykład w krajach islamskich, panuje ter- ror. Edukacja daje nam wolność – nie musimy wierzyć, domyślać się, przyjmować za pewnik – wiemy.

Edukacja jest także elementem poznawania swojej tożsamości – języka, literatury, kultury, historii.

Daje nam kontekst, bazę, korzenie.

Sprawia, że nie jesteśmy zawiesze- ni w próżni. Ponadto, proces na- uki pozwala człowiekowi poznać prawdę o sobie samym. Zachęca do myślenia, poruszania różnych tematów, stawia pytania. Prowa- dzimy dyskusje, zastanawiamy się nad różnymi problemami i po trochu dowiadujemy się, jacy je- steśmy. Kim jesteśmy. Przez wieki ludzie walczyli o powszechną edu- kację. Dlaczego dziś przestaje ona być szansą, a staje się kolejnym ni- skiej jakości produktem dla mas?

Czyżby państwo nie było w stanie sprostać stawianym przez system powszechnej edukacji wymaga- niom? A może to część jakiegoś szerszego programu i mody na ,,uprzeciętnianie”?

Radość i przygoda

Kiedy uczyłam się w klasie dwu- języcznej hiszpańskiej, niektórzy znajomi chodzący do ,,normalnych”

klas, pytali mnie, do czego przyda mi się to, czego się uczę. Fajnie, że mówię po hiszpańsku, że mogę się komunikować za granicą, ale po co dodatkowe przedmioty związane z kulturą zupełnie obcego kraju?

Skoro nie chcę iść na iberystykę, po co chodzę do liceum rok dłużej, po co uczę się o rzekach Hiszpanii, o Królach Katolickich, o jakichś sta- rych hiszpańskich wierszach?

Cztery lata temu pojechałam na Światowe Dni Młodzieży do Ma-

drytu i z moim chłopakiem, też absolwentem klasy dwujęzycznej, wybraliśmy się do Muzeum Ro- mantyzmu. Zwróciliśmy tam uwa- gę na portret przedstawiający José Zorrillę. Byliśmy pewni, że przera- bialiśmy któreś z jego dzieł na li- teraturze hiszpańskiej, ale akurat żadne z nas nie umiało sobie przy- pomnieć, co to było. Wiedzieliśmy, że to coś prostego, oczywistego, ale kompletnie nie pamiętaliśmy co. Podeszliśmy więc do jednej z pań pracujących w muzeum i spytaliśmy, co napisał José Zorril- la. Pani zastanowiła się przez chwi- lę i odpowiedziała, że Celestynę.

Zaraz pokręciłam głową, mówiąc, że na pewno nie, że przecież to Muzeum Romantyzmu, a Celestina została napisana w 1499 roku. Pani zawołała z drugiego pomieszcze- nia koleżankę i powtórzyła nasze pytanie. W odpowiedzi usłyszeli- śmy, że José Zorrilla napisał Can- ción del pirata, na co mój chłopak natychmiast stwierdził, że nie, ten wiersz napisał José de Espronceda.

Wtedy zawołały trzecią koleżankę pracującą w muzeum, którą na- zwały chodzącą encyklopedią. Ta z uśmiechem oznajmiła, że Zorrilla jest autorem sztuki Don Juan Teno- rio. Śmialiśmy się, że to było takie proste, a my nie przypomnieliśmy sobie o słynnym Don Juanie, ale przede wszystkim czuliśmy ogrom- ną satysfakcję, że będąc tyle kilo- metrów od domu, będąc Polakami, właściwie wiedzieliśmy na temat

literatury hiszpańskiej więcej niż sami Hiszpanie, w dodatku pracu- jący w muzeum. Potem przecho- dziliśmy przez Barrio de las Letras, czytaliśmy wypisane na chodniku cytaty z hiszpańskich dzieł i mo- gliśmy umiejscowić je w znanych nam tekstach i powiedzieć coś o każdym z nich. Wtedy pomyśla- łam, że uczę się właśnie po to – żeby wiedzieć. Po prostu. To jedna z największych przyjemności i ra- dości w życiu. Cieszę się, że wiem.

Myśleć niezależnie

Skuteczna nauka musi być wy- borem. Edukacja to konsekwentna droga do niezależności myślenia.

Warto na nią wstąpić z wielu po- wodów. Na przykład, żeby w pełni przyjąć na siebie odpowiedzialność wynikającą z bycia człowiekiem.

Po to, żeby nie zgadzać się na zło, umieć rozpoznać zagrożenie. Także dlatego, by móc w pełni zachwycać się światem - dla radości, satysfak- cji, inspiracji.

Mówi się, że trochę wiedzy od- dala od Boga, a duża wiedza przy- bliża do Niego. Nie pozwólmy, aby zrobiono z nas pionki w nie naszej grze. Aby serwowano nam ,,tro- chę wiedzy” w zjadliwej formie dostosowanej do przeciętnego konsumenta. Prawdą jest to, co powiedział przed wiekami pewien myśliciel – wiedza jest drugim słoń- cem dla tych, którzy ją posiadają.

Paulina Konca

(17)

T

uż obok parafii św. aposto- łów Piotra i Pawła swoją siedzibę ma II Liceum Ogól- nokształcące z Oddziałami Dwuję- zycznymi im. Marii Konopnickiej - szkoła o bardzo bogatej historii, długiej tradycji kształcenia na wy- sokim poziomie i bardzo atrakcyj- nym dla młodych osób współcze- snym profilu nauczania. Początki nauki w „Konopnickiej” sięgają roku 1948, gdy na bazie szkoły po- wszechnej (funkcjonującej w bu-

dynku z 1911 roku!) utworzono przy dzisiejszej ulicy Głowackiego liceum dla dziewcząt, które wkrót- ce – już jako placówka koedukacyj- na – stało się jedną z wiodących szkół w mieście i regionie. W la- tach 70. ukształtował się jej rys profilowy – „Konopnicka” stała się wówczas znana z klasy lingwistycz- nej z rozszerzonym programem nauczania języka angielskiego. Do dzisiaj II LO lokuje się bardzo wy- soko w rankingach liceów ogólno-

kształcących (przede wszystkim w prestiżowym rankingu pisma

„Perspektywy”), nie opuszczając podium szkół, których maturzyści osiągają najwyższe w Polsce wy- niki, a absolwenci podejmują stu- dia na wymarzonych kierunkach (także za granicą!). Dyrekcja i na- uczyciele „Konopnickiej” osiągają to dzięki konsekwentnej, sperso- nalizowanej i dynamicznej pracy z uczniem, a także rozwiniętemu programowi współpracy szkoły

Historia

i współczesność

II Liceum Ogólnokształcącego

z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Marii Konopnickiej w Katowicach

na basenie Fot

o: W. Rusinek

(18)

Wejście do II LO z uczelniami wyższymi z regionu

i instytucjami społecznymi. Każda klasa, która prowadzona jest w li- ceum, objęta jest patronatem na- ukowym:

− klasa dwujęzyczna z językiem hiszpańskim (od 2005 roku) – patronatem Ambasady Króle- stwa Hiszpanii;

− klasa lingwistyczna o profilu prawniczo-dziennikarskim – pa- tronatem Uniwersytetu Śląskie- go i Rady Okręgowej Izby Rad- ców Prawnych w Katowicach;

− klasa biologiczno-chemiczna (co roku 2 oddziały) – patronatem Śląskiego Uniwersytetu Medycz- nego w Katowicach;

− klasa SIGMA (o profilu politech- niczno-ekonomicznym) – patro- natem Wydziału Inżynierii Bio- medycznej Politechniki Śląskiej w Gliwicach oraz Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.

„Konopnicka” ostatnich lat jest szkołą oferującą uczniowi szereg możliwości rozwoju osobistego i zaangażowania w inicjatywy społeczne i kulturalne. Liceum funkcjonuje w związku Szkół Sto- warzyszonych UNESCO (od 1994

roku). Dużym zainteresowaniem mediów i środowiska edukacyj- nego województwa śląskiego cie- szyły się zorganizowane IV edycje Festiwalu Poloneza – podczas których propagowano polskie tańce tradycyjne oraz IV edycje Regionalnego Konkursu Ortogra- ficznego dla Gimnazjalistów Dic- tation, Dictado, Diktat, Dyktando.

Wśród niezliczonych inicjatyw, wydarzeń i projektów, w któ-

rych aktywnie partycypują nasi uczniowie, wymienić warto cho- ciażby międzynarodowy projekt ekologiczny Baltic Sea Project, organizowane pod patronatem ONZ konferencje problemowe, Regionalne Sesje Matematyczne z okazji Międzynarodowego Dnia Liczby Pi (XIII edycji), które przy- ciągają rzesze pasjonatów nauk ścisłych.

Co ważne, ostatnie lata przynio- sły mocną aktywizację społeczną uczniów – młodzież z II LO współ- tworzy szkolne wydarzenia, takie jak festyny i akcje charytatywne, zawody sportowe i komputerowe, konkursy, w czym ważną rolę od- grywa aktywny od lat Samorząd Uczniowski. Warto podkreślić, że uczniowie liceum są także bardzo zaangażowani w działalność cha- rytatywną prowadzoną przy pa- rafii św. apostołów Piotra i Pawła (dzięki wieloletniej współpracy z ks. Markiem Wójcickim i ks. Je- rzym Wójcikiem).

Bieżące wydarzenia z życia szkoły warto śledzić za pośrednictwem witryny „Konopnickiej”:

www.nasza-szkola.pl lub profilu Facebook’owego https://www.fa- cebook.com/IILOkonopa

Foto: W. Rusinek

W pracowni chemicznej

Foto: W. Rusinek

(19)

P

oproszono mnie o napisanie ar- tykułu o Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego, którego jestem absolwentem. Długo myślałem nad tym, czy nie stworzyć tekstu histo- rycznego. Postanowiłem jednak, że ar- tykuł ten będzie napisany w trochę inny sposób...

Kiedy w 2000 r. rozpoczynałem na- ukę w technikum wieczorowym, mia- łem już plany na przyszłość - zdać eg- zamin dojrzałości i dostać się na studia na teologię nauczycielską. W 2003 r.

zdałem maturę jako jedyny z klasy, a po ogłoszeniu wyników uradowany poje- chałem podziękować Matce Bożej Pie- karskiej za ten c u d w moich oczach.

Lipiec i sierpień był dla mnie czasem przygotowań do rozmowy kwalifikacyj- nej, którą bardzo dobrze wspominam.

W kilkuosobowej komsji rekrutacyjnej zasiadał m.in. ks. dr Arkadiusz Wuwer.

Rozmowa z nim odbyła się bez większe- go stresu. Tak zostałem słuchaczem na teologicznych studiach wieczorowych.

Początki okazały się dla mnie trud- ne. Ciężko mi było przystosować się do półtoragodzinnych wykładów – do skupienia, notowania i siedzenia w jed- nej pozycji. Wykłady odbywały się w różnych pomieszczeniach, a nawet budynkach. Na zajęcia uczęszczaliśmy do wydzielonej nam części seminarium duchownego, do bocznego skrzydła Ku- rii Metropolitalnej, czy do auli „Gościa Niedzielnego”. Wielka Wędrówka stu- dentów teologii zakończyła się dopiero, kiedy został oddany do użytku gmach Wydziału Teologicznego w Katowicach, tj. pod koniec 2004 r.

Sam czas studiów wspominam jako przygodę głębszego poznania Kościo- ła katolickiego i zbliżenia się do Boga.

Przez 5 lat studiowania brałem udział w wykładach, ćwiczeniach, semina- riach... Wymienienie z pamięci samych

nazw wszystkich przedmiotów jest prak- tycznie niemożliwe. Często mnie dziwi- ło to, w jakim stopniu pozornie trudny i nudny materiał może być przydatny w czasie praktyk w szkole, pracy z mło- dzieżą w grupach przyparafialnych, ale także w codziennym życiu. Wielokrot- nie posiłkowałem się przyswojonymi treściami w czasie rozmów i polemik ze znajomymi czy współpracownikami.

Wśród najbardziej przydatnych i najle- piej zapamiętanych przedmiotów, do których zawsze można sięgnąć, są: Stary i Nowy Testament, łacina, katechetyka, psychologia, emisja głosu, pedagogika, teologia moralna, liturgika, prawo ka- noniczne i jeszcze wiele, wiele innych.

Czas studiów to oczywiście również okres, w którym zawiera się dużo no- wych znajomości, które zawsze nas ubo- gacają. Mój rocznik w większości miał większy lub mniejszy kontakt z życiem wspólnoty parafialnej oraz przynależał do grup i wspólnot religijnych, takich, jak Akcja Katolicka, Ruch Światło-Życie, Ministranci, Dzieci Maryi itp. Z tego też pewnie powodu bez trudu odnaleźli- śmy się na wydziale, na którym zajęcia w większości prowadzą księża. Każdy przyjazd na uczelnię wiązał się dla mnie nie tylko ze zdobywaniem wiedzy teolo- gicznej (choć często nie bez ogromne- go trudu), ale również ze wspaniałymi świadectwami żywej wiary, pokory, za- ufania Bogu, ciężkiej pracy, pomocy ko- leżeńskiej czy po prostu dobrego życia.

W tym miejscu chciałbym wspo- mnieć jedną z sióstr zakonnych, która studiowała razem ze mną na roku. Po jednym z trudnych i niezdanych egzami- nów powiedziała: Poszłam do kaplicy, aby podziękować Panu Jezusowi za to, że nie zdałam tego egzaminu. Pan Jezus chciał, abym się lepiej się do niego przy- gotowała. W pierwszej chwili wydało mi się to, delikatnie mówiąc, dziwne,

ponieważ zawsze studenci robią wszyst- ko, żeby tylko zdać, a jeżeli im się to nie udaje, to odczuwają raczej inne niż wdzięczność emocje, typu złość, znie- chęcenie, rezygnację, smutek, poczucie porażki... Ta mała siostrzyczka dzięko- wała Bogu nawet za to, że nie zdała.

Ile wiary, nadziei i miłości musiało kryć się w jej sercu? Zdałem sobie sprawę z tego, że kiedy każdego dnia przyjdzie mi zdawać egzamin z życia, metoda „3 x Z” („zakuć, zdać, zapomnieć”) wcale się nie sprawdzi. Przyda się natomiast oddanie swojego życia w ręce Boga, jednocześnie nie bez woli rozwijania się i ciągłej pracy nad sobą.

Moją największą pasją była i jest historia Kościoła katolickiego na Gór- nym Śląsku, dlatego też postanowiłem swoją pracę magisterską napisać pod kierunkiem ks. prof. Jana Góreckiego.

Jej temat brzmiał: Zagadnienie trzeź- wościowe w diecezji wrocławskiej na podstawie „Posłańca Niedzielnego”

w latach 1894-1939. Inspiracją do wy- boru tematyki trzeźwościowej była Krucjata Wyzwolenia Człowieka, dzieło sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickie- go, założyciela Ruchu Światło-Życie, do którego należę od 1999 r. KWC ma na celu podjęcie ofiary i modlitwy w in- tencji osób uzależnionych od alkoholu.

Do dziś pamiętam datę obrony pracy – 16 października 2009 r., czyli w dzień wspomnienia św. Jadwigi Śląskiej i w rocznicę wyboru Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. I w ten oto dzień, z oceną bardzo dobrą, ukończyłem stu- dia na Wydziale Teologicznym.

Na koniec chciałbym zaprosić wszyst- kich zainteresowanych do studiowa- nia na Wydziale Teologicznym. Ofertę edukacyjną znajdą Państwo na stronie internetowej WTL UŚ: http://www.wtl.

us.edu.pl/news.php.

Sebastian Pustelnik

Ja i WTL

Wspomnienia z czasów studiów

Foto. ks. Grzegorz Strzelczyk

Cytaty

Powiązane dokumenty

W ten prosty, obrazowy sposób tłumaczył, że nigdy nie będziemy dostawali od Boga wszystkiego, o co prosimy, a modlitwa nie może polegać na przedstawianiu listy swoich

Przejawia się on jako więź z Bo- giem i braćmi, która jest w stanie trwać mimo ucisków i prześlado- wań, wieź mogąca ten pokój nawet umacniać, a dzięki

Zda- rza  się,  że  odzywa  się  w nas  bunt,  myślimy,  że  nasza  wiara  to  tylko  cierpienie,  że  jest  smutna,  ciężka,  ponura.  Niektórzy  mówią, 

Warto zgłębić słowa Ojca Pio o „życiu chwilą obecną”, ponie- waż bez tej umiejętności nie można spotkać Boga i pełnić Jego woli. Te- raźniejszość wymaga

Z tej książeczki nauczyłem się, co to właściwie jest nabożeństwo do Matki Bożej. Jan Paweł II przez cały pontyfi- kat wielką czcią otaczał Najświęt- szą Maryję

co to było? Jak mogliśmy? Nie mam wątpliwości, że światło Gwiazdy Bete- lejmskiej zabłyśnie do nich z nadzieją. Do tego jednak czasu ofiary będziemy liczyć jak

W wyniku tego proce- su cały człowiek, nawet jego ciało, staje się żywą świątynią Ducha Świętego.. Oznacza to, że jest On obecny nie tylko w tym co ducho- we

„przypominać” Chrystusa, szczególnej wymowy nabierają słowa papieża Jana Pawła II, który podkreślając nieskoń- czoną gotowość i moc przebaczenia Bożego,