• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1967, nr 8

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1967, nr 8"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

w

l i i

ü H i l i

(2)

CHRZEŚCIJANIN

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok z a ło ż e n ia 1 9 2 9 W a rsza w a ,

Nr 0., s ie r p ie ń 1 9 6 7 r.

TREŚĆ NUMERU:

AVE MARIA PASTERZ I OWCE SZYMON PIOTR

ŻYCIE I DZIAŁALNOŚĆ KAROLA FINNEY’A

MIĘDZYNARODOWA KONFEREN­

CJA WYCHOWANIA C H R ZEŚC I­

JAŃSKIEGO

KRÓLESTWO BOŻE

„GŁOS EWANGELII” AUDYCJA 39 I 40

KRONIKA

M iesięcznik „C h rześcijan in ” w ysyłany Jest bezpłatnie; w ydaw anie czasopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytel­

ników. W szelkie ofiary n a czasopism o w k ra ju , prosim y k ierow ać n a k o nto;

Zjednoczony Kościół E w angeliczny: PKO W arszawa, N r 1-11-147.252, zaznaczając cel w płaty n a odwrocie blan k ietu . Ofia­

ry w płacane za granicą należy kiero­

wać przez oddziały zagraniczne B anku P olska K asa Opieki, n a adres P rezy ­ dium R ady Z jednoczonego Kościoła Ewangelicznego w W arszaw ie, Al. J e ro ­ zolim skie 99/37.

Wydawca: Prezydium Rady Zjed­

noczonego Kościoła Ewangelicznego Redaguje Kolegium

Adres Redakcji i Adm inistracji:

Warszawa, Al. Jerozolim skie 99/37 Telefon: 28-68-94. M ateriałów nade­

słanych nie zwraca się.

RSW „Prasa”, W arszawa, ul. Sm ol­

na 10/12. Nakl. 4500 egz. Obj. 2 ark.

Zam. 1204. T-32.

1 V E M

R ozw ój m ariologii w katolicyzm ie zaw sze niepokoił chrześcijan ew angelicznych, stojących na gruncie praw d objaw ionych w Pi­

śm ie Ś w ię ty m . Pow staw anie dogm atów m a ry jn y c h rozum iane było p rzez nas zaw sze jako usiłow anie osłabienia w yraźnego stw ierdzenia Słow a Bożego, które głosi, że jest jed en pośrednik m ię d zy B ogiem i ludźm i, a m ianow icie Jezus C hrystus.

C zyż nie jest, na przykła d , osłabieniem znaczenia m iste riu m Be- tleje m u ogłoszony p rzez papieża Piusa I X w roku 1854 dogm at o n iepokalanym poczęciu Marii P anny, k tó r y stw ierdza: „N ajśw ię­

tsza M aria Panna w p ierw szej chw ili swego poczęcia, p rzez szcze­

gólny dar łaski i p r z y w ile j W szechm ogącego Boga, z uw agi na za­

sługi Jezusa C hrystusa, O dkupiciela ludzkości, uw olniona została od skażenia grzechu pierw orodnego”. D ogm at te n nie m a abso­

lutnie żadnego oparcia w Słow ie B o żym . Bo g d y b y ta k było, to w te d y Bóg każdego człow ieka m ógłby w ten sam sposób uw olnić od s k u tk ó w grzechu pierw orodnego. Śm ierć Pana na.szego Jezusa C hrystusa b yła b y w ięc w te d y zbyteczna. T u ta j -— w ty m dogmacie

—• cud, k tó ry m iał m iejsce p r z y na d n a tu ra ln ym poczęciu Jezusa C hrystusa został p rzesu n ię ty o jedno pokolenie w cześniej. A le, ja k ju ż po w ied zieliśm y, Pism o Ś w ię te m ów i na m całkow icie coś innego. J e d y n y m człow iekiem na ty m św iecie, k tó ry b ył niepo­

kalanie p o częty je s t Jezus z N azaretu. S y n Boży: „I odpowiada­

jąc anioł, rze k ł jej: D uch Ś w ię ty zstąpi na ciebie i moc N a jw y z szego zacieni cię. Dlatego te ż to co się narodzi, będzie św ięte, i będzie nazw ane S y n e m B o ży m ” (Łk. 1,35).

M am na m y ś li dogm at z r. 1950 o w niebow zięciu Marii, któ ry głosi: „Maria niepokalana, zaw sze D ziewica, M atka Boża po zakończeniu sw ego życia, została ciałem i duszą w zięta do nieba”. O czyw iście, w N o w y m T estam encie nie zn a jd ziem y najm niejszego uzasadnienia tego dogm atu. O rze k o m y m w niebo­

w zięciu Marii P a nny nic nie w iedział Kościół p ierw o tn y , a p rze ­ ciw nie, doskonale w iedział o je j naturalnej śm ierci. Jest rzeczą charakterystyczną, że Kościół p ierw o tn y, na W schodzie do szó­

stego w ieku , a w R zym ie aż do w ie k u siódm ego, obchodził św ię­

to „Zaśnięcia M arii”, które było rocznicą śm ierci m a ik i Jezusa.

Dopiero w średniow ieczu w u m ysłach teologów scholastycznych

„zaśnięcie” w ja kiś d ziw n y sposób przekształciło się w „w niebo­

w zięcie”.

R ozw ój m ariologii w katolicyzm ie nie został w łaściw ie d o tyc h ­ czas zaham ow any. Na Soborze W a ty k a ń sk im II M aria została ogłoszona M atką Kościoła. Maria Panna jest — w ujęciu katolickim

— W spółodkupicielką rodzaju ludzkiego (p rzy n a jm n iej w pra k­

ty c zn e j pobożności lu d u kościelnego). Chociażby to je s t rzeczą bardzo charakterystyczną, że w różańcu „Zdrowaś M aria” (A ve Maria) je s t zm aw iana w iększą ilość razy n iż M odlitw a Pańska.

Jest to straszliw ą tragedią dziejów chrześcijaństw a, że Maria, któ rej pokora i posłuszeństw o są ta k w y m źn e , została obładowa­

na honorami, które Ona sama odrzuciłaby z przerażeniem . „Ma­

ria” rzym s k ie j teologii je s t całkow icie niepodobna do Marii Pan­

n y N ow ego T estam entu. W ty m n iep ra w id ło w ym ro zw oju m ario­

logii pogwałcone zostało w yra źn e św iadectw o Słow a Bożego: „1 nie m a w n ik im in n y m zbaw ienia (oprócz Jezusa Chrystusa); al­

bow iem nie m a żadnego innego im ienia pod niebem , danego lu­

dziom , p rzez które m o g lib yśm y być zbaw ieni” (Dz. A p. 4,12).

Na koniec jed n a kże n a leży podkreślić, że je ste śm y jedno z kato­

likam i jeśli chodzi o gorliw e zastaw ianie się o praw dę, której tre ­ ścią je s t nasza iviara w Jezusa C hrystusa, k tó r y narodził się z D ziew icy. W ty m jeste śm y jedno przeciw w sze lk im usiłow aniom liberalnego p ro testa n ty zm u „odm itologizow ania” te j podstaw ow ej pra w d y naszego odkupienia. I stąd. M aria Panna jest dla nas nie­

w iastą p rostej w ia ry i zupełnego posłuszeństw a, któ rej pam ięć czcim y z d zięk czyn ien iem Bogu, i któ rej poddanie się suw eren ­ nej w oli B ożej staram y się naśladować. Jej słowa: „Co On (Jezus C hrystus) w a m pow ie, czyńcie” (Jan 2,5) posłuchaliśm y.

E. Cz.

,

(3)

P A S T E R Z

I

O W C E

Dusza ludzka, k tó ra z n a tu ry jest chrze­

ścijanką po trzeb u je jed n ak w odza i pasterza.

G dy więc z n a jd u jem y się sam i tęsk n im y zaw ­ sze za Bogiem, a w tru d n y c h w a ru n k a ch szu­

kam y rad y i pomocy, by m óc podjąć decy­

zję, w którym k ieru n k u iść. Szczególnie je d ­ nak w tedy, gdy przybliża się śm ierć — bo tylko pielgrzym am i jesteśm y n a ziem i — spraw a życia w iecznego i zbaw ienia n ab ie ra ogrom nej wagi. R ozglądam y się wokoło i p y ­ tam y: co robić, żeby m ieć życie w ieczne; co należy zrobić, żeby być zbaw ionym ? P roblem te n n u rtu je w gruncie rzeczy każdego czło­

w ieka, i n ik t chyba nie może przejść ob o jęt­

nie nad tą spraw ą, nie zadając sobie tego za­

sadniczego pytania.

N a to p ytanie ludzie odpow iadają w dw o­

jaki sposób, najw ażniejsze je s t jednak, co w tej spraw ie m ówi Biblia, poniew aż Boży plan zbaw ienia różni się od ludzkich idei o zbaw ie­

niu. Oto, co pisze nam na te n te m a t Apostoł P aw eł w Liśce do R zym ian (rozdz. 10,1 nn):

„Jeśli u stam i swoim i w yznasz, że Jezu s jest Panem , i uw ierzysz w sercu swoim , że Bóg w zbudził go z m artw y ch , zbaw iony będziesz.

A lbowiem sercem w ierzy się ku u sp ra w ie d li­

w ieniu, a ustam i w yznaje się ku zb aw ien iu ” . Lecz jakże tru d n o przychodzi ludziom p rzy ­ jęcie w ia rą tego Bożego p lan u zbaw ienia. L u ­ dzie w olą po sw ojem u dążyć do zbaw ienia.

W Indiach np. jakże w ielu je s t tych, k tó rz y nie w ierząc, że życie w ieczne jest darem Bo­

żym, przez dobre uczynki i ascezę zasłużyć chcą na zbaw ienie. K ażą zakopyw ać się do ziemi, odbyw ają kąpiele ry tu a ln e w rzece G an­

ges i spełniają m nóstw o innych p ra k ty k _ re li­

gijnych — w tym jed n y m tylko celu — żeby osiągnąć zbaw ienie. Czyż w podobny sposób

nie postępuje tysiące ludzi dzisiaj, jak np.

w yznaw cy judaizm u, w czasach P a n a Jezusa C h ry stu sa lub A postoła P aw ła? Albo czyż dzi­

siaj w yznaw cy K ościoła rzym skokatolickiego nie dążą w tenże sam sposób do zbaw ienia, przez uczynki, uczynki, uczynki?! A jeśli w ciągu ziem skiego życia — tw ierd zą — nie zdo­

ła człow iek zasłużyć sobie n a zbaw ienie, to po śm ierci pobożni w spółw yznaw cy będą się s ta ­ ra li ,,popraw ić” s ta n zm arłego, a gdyby i to okazało się za m ało, to przez skarbiec zasług św ięty ch i przez ich w staw iennictw o m ożna osiągnąć zbaw ienie duszy. Mimo więc, iż zn a­

ją Słowo Boże, k tó re naucza: życie w ieczne jest d arem Bożym (por. E w angelia J a n a 3,16;

Efez. 2,1 nn) i „nie z uczynków , ale z łask i” . Skoro więc życie w ieczne je s t darem , to d a ru nie m ożna osiągnąć p rzy pom ocy uczynków.

D ar po p ro stu p rz y jm u je się, lub też nie p rz y j­

m uje. L udzkie sposoby zbaw ienia są różne, ale Boży p lan zbaw ienia je s t ty lk o jed e n i opiera się na łasce.

Ł aska je s t jed n y m z n ajw ażniejszych po­

jęć w Biblii. I ta łaska, jak o dobra now ina z w iastu je nam : „A b y w ają uspraw iedliw ieni przez odkupienie w C h ry stu sie Jezu sie”

(Rzym. 3,24). Zrozum ieć więc m usim y w pełni zastępczą o fiarę P a n a Jezu sa (por. E w ange­

lia J a n a 10,1 nn) darow anego ludziom przez Boga — D obrego P a ste rz a — i to, że Jezus dał sw oje życie na okup, za sw oje owce. C h ry ­ stu s P a n w ziął na siebie grzech. W ziął także k a rę za grzech, i w te n sposób dokonał odku­

pienia. W ykupił nas grzesznych ludzi z niew o­

li szatana, w k tó re j byliśm y przez naszą wolę:

„A lbow iem zap łatą za grzech je s t śm ierć, lecz darem łaski Bożej jest: żyw ot w ieczny w C hry­

stusie Jezusie, P a n u N aszym ” (Rzym. 6,23).

C hrystus P an spłacił więc na K rzyżu Golgoty dług w s z y s t k i c h l u d z i i osw oją ofia­

r ą K rzyża p o jed n ał nas z Bogiem (por. J a n 6,26 nn). O fiarow ał sw oje ciało i k rew , sta ł się dla w ierzących chlebem życia i Słow em życia.

W N im i w społeczności z N im U krzyżow a­

nym i Z m artw y ch w stały m w ierzący człow iek d o stępuje tera z udziału w życiu w iecznym . Życie w ieczne p rzy jm u je się w ięc w iarą, serce człow ieka m usi przejść proces om ycia i oczy­

szczenia z grzechów i m usi zostać poświęco­

ne D obrem u P asterzow i. Łaska, k tó rą Bóg dał w szystkim ludziom przyciąga do P an a Jezusa C hrystusa, On zaś nikogo nie odrzuca i p rz y j-

3

(4)

m u je nie na próżno, lecz daje życie wieczne.

Życie przy jm u jem y więc z rąk Jezusa, ponie­

waż tak postanow ił Bóg w sw ym planie zba­

w ienia w tedy rów nież Duch Św ięty stw arza człowieka na nowo, odradza go i człowiek staje się d z i e c k i e m B o ż y m . Nie n a stę p u je więc to z cielesnej woli ludzkiej, ani z woli u m ysłu lecz z w oli Bożej. „K tórzykolw iek zaś go p rzy ­ jęli, ty m dał praw o stać się dziećm i Bożymi, tym , k tó rzy w ierzą w im ię Je g o ” (Jan 1,12).

N a s z ą s p r a w ą j e s t w i ę c t y l k o p r z y j ę c i e w i a r ą t e g o d a r u B o ­ ż e g o , r e s z t ę z a ś d o k o n u j e p r z e z z b a w c z ą ś m i e r ć S y n a B o ż e g o , J e z u s a C h r y s t u s a — D u c h Ś w i ę ­ t y . T o j e s t f u n d a m e n t z b a w i e ­ n i a ; w i a r a j e s t n a t o m i a s t o g n i ­ w e m ł ą c z ą c y m g r z e s z n i k a z C h r y ­ s t u s e m .

W iara opiera się na Słow ie Bożym i na Bo­

żych obietnicach; por. ,,U w ierz w P a n a Jezu sa C hrystusa, a będziesz zbaw iony ty i dom tw ój"

(DA 16,31). To je s t w łaściw e zw iastow anie w iary. Je ste ś bow iem — człow ieku — zgubio­

nym grzesznikiem i nie m a dla ciebie innego ra tu n k u poza Jezusem — jed y n y m Z baw icie­

lem! A C h ry stu s P a n jest w łaśnie ty m D obrym P asterzem , k tó ry oddał sw oje życie za nasze grzechy. G dy p rz y jm u je m y Jezu sa n a stę p u je zgładzenie grzechów i rozpoczyna się to now e życie. D latego to A postoł P aw eł pow iada:

„... nie w stydzę się E w angelii C hrystusow ej, jest ona bow iem m ocą Bożą k u zbaw ieniu każdem u, k to w ierzy, Żydow i n ajp ierw , potem i G rekow i. Bo u sp raw iedliw ienie Boże w niej byw a objaw ione, z w ia ry w w iarę, ja k n ap isa­

no: A spraw iedliw y z w ia ry żyć będzie”

(Rzym. 1,16— 17).

To nasze przejście przez „drzw i” do życia (por. J a n 10, 1 nn) je s t w y d arzeniem ro zg ry ­ w ającym się na g ru n cie w iary ; dopóki więc nie przejdziem y przez te „d rzw i” — Jezu sa C hrystusa, ani pokarm , ani napój, ani błogo­

sław ieństw o, ani uczynki nie zapew nią nam wiecznego życia. P rzejście przez „drzw i” — Jezusa C h rystusa — je s t podstaw ow ym w a ­ runkiem , k tó ry do spełnienia staw ia nam Bi­

blia. Innym i słow am i w y raził tę praw d ę C h ry ­ stus P a n w rozm ow ie z pobożnym N ikode­

m em , gdy zupełnie w y raźnie pow iedział: „M u­

sicie się na now o narodzić... jeśli się k to nie narodzi n a nowo, nie może w ejść do K ró ­ lestw a Bożego ... i nie może w idzieć K ró le­

stw a Bożego" (por. J a n 3,1 nn). P rz e d ty m now onarodzeniem człow iek nie może czynić dobrze, choćby n a w e t tego bardzo pragnął.

Lecz człow iek now onarodzony nie m oże — w p ro st — dobrze nie czynić. W Liście do Efe­

zjan czytam y o ty m słow a n a stęp u jące: ,,Jego bow iem dziełem jesteśm y, stw orzeni w C h ry ­ stu sie Jezusie do dobrych uczynków , do k tó ­ ry ch przeznaczył nas Bóg, abyśm y w nich cho- dzili” (2,10).

K to więc narodził się na nowo, n astąp iła w nim ra d y k a ln a zm iana, ja k też o ty m pisze A postoł w d ru g im liście do K o ry n tia n (5,17):

„...jeśli k to jest w C hrystusie, now ym jest stw orzeniem ; sta re przem inęło, oto w szystko stało się now e". Bez zm iany nie m a nowego życia. O dnow ę życia przynosi dopiero p rz y ję ­ cie Jezu sa C hrystusa! Bez tego n arodzenia na nowo, nie m a m ożliw ości p rzejścia ze śm ierci do życia, ś m ie rć fizyczna nie w y starcza do przejścia w św iat duchow y; poniew aż je s t to p rzejście z j e d n e g o sta n u do drugiego!

R zeczyw ista zm iana n a stę p u je tylko w tedy, gdy człow iek przeżyw a ponow ne duchow e n a ­ rodzenie. W szystko bow iem to, co je s t n a tu ­ raln e kończy się w kręgu rzeczy n aturalnych.

J a k woda w yskakująca w górę w w odotrysku spada w końcu na ziemię, ta k samo w szystkie n a tu ra ln e fu n k cje człow ieka kończą się w chw ili jego fizycznej śm ierci. D opiero jed n ak w te d y gdy przychodzi do nas życie ze św iata duchowego, gdy moc Jezu sa przem ienia nasze życie, dopiero w te d y to, co cielesne zostaje przem ienione m ocą przychodzącą ze św iata d u ­ chowego. K ażdy z żyjących ludzi n a ziemi je s t w ty m m om encie w jed n y m z ty ch dwóch św iatków , św iecie ciem ności lub jasności, św iecie życia lub śm ierci.

Do p rzyjścia C hrystusa, do Jego narodze­

nia, śm ierci, zm artw ychw stania, w niebow stą­

pienia i zesłania D ucha Świętego, św iat dzielił się na dw a rodzaje: lu d w y b ran y , lu d Boży i n a ro d y (pogan). W N ow ym T estam encie po Z ielonych Ś w iątkach, z p u n k tu w idzenia planu Bożego, pojaw ia się jeszcze jed en rodzaj — Kościół! Kościół — to są ci, k tó rz y narodzili się z Boga, k tó rz y są „w łączeni i napojeni du­

chem ” (1 Kor. 12,13).

(5)

P o n i e w a ż n o w o n a r o d z e n i e j e s t p r z y j ę c i e m n o w e j n a t u r y , d l a ­ t e g o w e d ł u g n o w o t e s t a m e n t o - w e g o S ł o w a B o ż e g o , j e s t o n o n i e ­ z b ę d n ą k o n i e c z n o ś c i ą .

K aznodzieje pierw otnego m etodyzm u byli nazyw ani kaznodziejam i „ te raz ”, poniew aż ofiarow yw ali zbaw ienie każdem u n aty ch m iast.

Zbaw ienia bow iem nie do stęp u je się dopiero po śm ierci; o trzy m u je się je t e r a z ! O dro­

dzenie je s t to przeżycie nagłe, św iadom e nie trw ają ce całym i latam i. N ajczęściej łączy się ono z określoną datą. Z now onarodzonych każ­

dy posiada tę świadomość. Życie każdego z nich zn ajd u je się pod opieką D obrego P a ­

sterza, k tó ry pasie, poi, prow adzi. Zbaw ienie, k tó re stało się w Jezusie C h rystusie je s t trw a ­ łe i niep rzem ijające, jak w ie k u isty i n ie­

zm ienny je s t Bóg. Ono je s t niezniszczalne.

S tąd też w ia ra lu d u Bożego opiera się na wdzięczności do P a n a i z tego też pow odu los tych ludzi, k tó rz y żyją poza łaską Bożą, nie m oże ich nie obchodzić.

D la chrześcijan pozostaje w ięc niezw ykle w ażne napom nienie, ab y trw a li w łasce Bożej i trw a li w P anu. „C zuw ajcie więc, m odląc się cały czas, abyście m ogli u jść przed ty m w szystkim , co n astan ie, i stan ąć przed Synem

Bożym ” (Łuk. 21, 36).

S t a n is la w K r a k ie w ic z

POSTACIE BIBLIJNE

Szymon

Szymon, syn Jonasza, po­

chodził z B etsaidy, m iasteczka położonego nad jeziorem Ge­

nezaret (później m ieszkał w K afarnaum ) i b y ł bratem zna­

nego apostoła, A ndrzeja. Zanim poznał Jezusa nosił im ię Szy­

mon, był żonaty i u trzy m y w ał się z rybołów stw a, Jezus C hry­

stus pow iedział: „N ikt do m nie przyjść nie m oże jeśli go nie pow ołał ten, k tó ry m nie po­

słał”. W ew nętrzne pragnienie duszy zw iązane z tęsk n o tą k ie ­ ru je Szym ona do Jezusa. W o- w ym czasie w śród lu d u izra ­ elskiego przejaw iała się tęsk n o ­ ta za M esjaszem, o którym opowiadał J a n nad brzegam i Jordanu. P ragnienie to zapew ­ ne opanowało i Szym ona. P o­

jęcie Szym ona o M esjaszu nie było jeszcze skrystalizow ane i w yobrażał sobie n a pewno, że M esjasz przede w szystkim w y ­ zwoli lud izraelski spod oku­

pacji. Szym on ze sw ym p rag ­ nieniem b ył bliski Jezusow i lecz sam nie b y ł w stan ie wejść w jego społeczność, i gdyby nie został przez Jezusa pow ołany, odszedłby ze sw ą tęsk n o tą i pragnieniem duszy niezadow o­

lony. A ndrzej, b ra t Szym ona

m iał m ożność pierw szy poznać P ana i podzielił się swoim przeżyciem z Szym onem , oraz zachęcił go do spotkania z Me­

sjaszem . „K to przychodzi do mnie, tego nie w yrzucę precz” . Jezus p rzy jm u je grzesznika z radością i czyni now ym czło­

wiekiem . Jezus p rzy jm u je Szy­

m ona po przy jacielsk u i od r a ­ zu w y jaśn ia m u: „T y jesteś Szym on, syn Jonasza, ty bę­

dziesz nazw any K efas” . Szy­

m on nie zdążył jeszcze n aw ią­

zać rozm ow y, a już P a n obja­

w ił tęsknotę jego serca, P an poznał i zrozum iał Szym ona:

tobie nie w olno pozostać takim jakim jesteś m usisz stać się now ym człowiekiem . Szym onie synu Jonasza, odtąd m asz być K efasem (słowo aram ejskie, po grecku P etro s — skalisty). N ie­

zm ienną m a być tw o ja miłość, na zawsze m asz należeć do m nie, jak skała m a być tw oja w iara, k tó ra zw ycięży pokusę i grzech. S ilna w iara jest gw a­

ran cją bezpieczeństw a w w al­

ce z grzechem i królestw em ciemności.

P ierw szy krok Szym ona w społeczności ze Zbaw icielem nie

przyniósł jeszcze m ocnej i n ie­

zm iennej łączności z Jezusem , b y ł to dopiero początek. Jezus zw yciężył go sw oją m iłością i serdecznością i ukształtow ał w nim w ierność i m iłość do sie­

bie. Pcstać Jezu sa w y w ie ra n a P iotrze głębokie w rażenie, i w społeczności z nim czyni postę­

p y w w ierze, w miłości i w służbie dla Pana. lin głębiej w zrasta w w ierze ty m bardziej w zm acnia się w nim pragnienie naśladow ania Jezusa, chęć bez­

pośredniej służby Jezusow i, i chociaż u trz y m u je się ze sw e­

go zawodu, zn ajd u je czas, żeby w ędrow ać razem z Jezusem i być m u poddanym . K to w w ie­

rze i m iłości w zrasta, ten m a p ragnienie cośkolw iek dla J e ­ zusa czynić. O tym , co m iało decydujący w pływ na Szym o­

na, że w stąp ił w p ełną społecz­

ność z Jezusem czytam y w E- w angelii Łukasza 5,1—11. Nasz tek st ukazuje Szym ona P iotra, kiedy w raz z innym i rybakam i płucze sieci nad jeziorem G e­

nezaret. W tym czasie ukazuje się Jezus w otoczeniu tłu m u pragnącego go słuchać. Jezus wchodzi do stojącej n a brzegu łodzi Piotrow ej i prosi żeby ten odbił od brzegu, ażeby P an m ógł nieskrępow anie nauczać.

P io tr spełnia życzenie P a n a i ta k kazał P a n ew angelię z ło­

dzi P iotra. Słowa P an a m iały cudow ny w pływ na P io tra; P a ­

5

(6)

nie odejdź ode m nie, bom jest człowiek grzeszny. I jego bo­

w iem i w szytkich jego tow a­

rzyszy w zdum ienie w praw ił połów ryb, k tó ry osiągnęli” . P io tr poczuł się zdobyty przez niebiańską moc, kiedy u jrz a ł objaw iony cud, zrozum iał sw o­

ją niedoskonałość i nicość. J e ­ zus rzekł do Szym ona: „Nie boj się. O dtąd ludzi będziesz ło­

wił. 1 w yciągnąw szy łodzie na brzeg, zostaw ili w szystko i po­

szli za N im ”. Pełna społeczność z Jezusem następow ała w tedy, gdy z w oli P a n a zostaw ił w szy­

stko łącznie ze sw ym ziem skim zawodem i zaczął służyć J e z u ­ sowi. P io tr znalazł w Jezusie wszystko, czego p rag n ą ł i d late­

go gotów b y ł w szystko pośw ie­

cić dla Niego. P io tr pozostaje w orszaku Jezu sa i idzie w szę­

dzie tam , gdzie Jezus prow a­

dzi. Fakt, że jest naśladow cą Jezusa nie jest już jego zasłu­

gą. P io tr nie stał się od razu praw dziw ym naśladow cą. Do­

św iadczenia w w ędrów ce za Jezusem spowodow ały, że m iał ki. kakrotnie różne załam ania, zanim dojrzał i stał się pierw ­ szym apostołem . Obcując z J e ­ zusem, P io tr je st św iadkiem mocy w ystępującej z Jezusem (por. Łuk. 8,41—56), Ewang, Mat. 14,22— 23 ukazuje P iotra z Jezusem na m orzu, gdy za­

chw iała się w pew nym m o­

m encie w ia ta i odwaga P iotra, lecz łaskaw a dłoń Jezu sa podnosi go i w zm acnia je ­ go w iarę. Coraz lepiej rozu­

m iał P io tr Jezusa, coraz jaś­

niej pojm ow ał, że tak w łaśnie, a nie inaczej w yglądać m a Me­

sjasz. W ięc też kied y Jezus za y ta ł pew nego razu uczniów, za kogo go uw ażają, P io tr od­

pow iedział zdecydow anie: „Ty jesteś C hrystusem ”. P rzem ie­

nienie P a n a n a górze T abor u - tw ierdziło to przekonanie jego.

Je d n a k byw ały chwile, gdy P io tr zapom inał kim je s t J e ­ zus, a strach przed ludźm i zw y­

ciężał m iłość do Jezusa. Otóż kiedy Jezus ze sm utkiem m ó­

w ił o swej bliskiej śm ierci, P io tr nam ów ił go z bojaźnią, żeby nie szedł do Jerozolim y.

Tego nie spodziew ał się Jezus po swoim uczniu. Dlatego ostro skarcił go m ów iąc: „Jeszcze nie możesz zrozum ieć sp raw y Bo­

żej”. Ewang. Mat. w 26 rozdzia­

le ukazuje P io tra śpiącego w

G etsem ani. Z am iast bojow ać z P anem w m odlitw ie śpi. K iedy znów przychodzi zgraja, by poj­

m ać Jezusa, w y jm u je m iecz i pró b u je walczyć. P otem znow u zapiera się Jezu sa i swojego uczniostw a, kłam ie i pokutuje.

P a n Jezus przew idział i to. W ie­

m y o tym , ja k w ostatnich chw ilach swego p o b y tu na zie­

m i podczas ostatniej w ieczerzy przepow iedział, że go w szyscy uczniow ie opuszczają. P io tr na to zapalczyw ie odpow iedział:

Nie M istrzu, choćby w szyscy cię opuścili, ja p rz y tobie zo­

stanę. Jezus znał dobrze P io­

tra. Jeszcze tej nocy — odparł

—• zanim kogut zapieje, ty w ła­

śnie zaprzesz się m nie trz y k ro ­ tnie. I ta k się też stało. P io tr w praw dzie poszedł za u p ro w a­

dzonym przez zgraję Jezusem aż do pałacu arcykapłańskiego lecz nie zdał egzam inu jako K efas-P ertos. Idzie w praw dzie za Jezusem ale z daleka. Tam bojąc się zapew ne m ęczeństw a zapiera się trz y k ro tn ie i nie przyznaje się, że je s t uczniem Jezusa. A gdy po raz trzeci kłam ał, rozbudzony kogut za­

p iał głośno. Wówczas P io tr przypom niał sobie słow a J e z u ­ sowe. W tej chw ili w yprow a­

dzono Jezu sa z pałacu. P rze­

chodząc koło tłu m u Jezu s spoj­

rza ł n a P iotra. Ten zaś uciekł gdzieś pod ścianę i ta m w u - k rvciu gorzko płakał. P io tr u - czynił to w porę. P an popatrzył n a swego sługę, k tó ry podobnie jak n a m orzu, tonął. M iłosier­

n y Bóg policzył m u jego gorz­

kie łzy i okazał m u znow u Sw oje m iłosierdzie. U padek P io tra je st św iadectw em ludz­

kiej słabości i grzechu, pow sta­

nie P io tra je s t św iadectw em Bożej m iłości i łaski. U padły P io tr m a „siln y ch ” chrześcijan przestrzegać. P o w stały P io tr m a troszczyć się o upadłych grzeszników . Jezus po swoim zm artw y ch w stan iu ukazuje się Piotrow i. W tedy w iara jego zapłonęła n a now o i zrozum iał w reszcie sw ojego M istrza i Zbaw iciela. A kied y Jezus u k a ­ zał się uczniom nad brzegiem jeziora G enezaret, zadał P io­

tro w i trz y razy py tan ie: Szy­

monie, sy n u Jonasza, m iłujesz m nie? P io tr trz y k ro tn ie odpo­

w iedział: „Panie, ty w iesz że cię m iłu ję ”. P io tr nie m ów ił już w ięcej tak, jak podczas o­

statn iej wieczerzy. Panie m i­

łu ję cię w ięcej ja k oni, lecz pow ołując się n a głos serca m ó­

wi: P an ie ty wiesz, że cię m i­

łuję. G dy poraź trzeci k ieru je .Pan to sam o p y tan ie do niego, je s t sm u tn y i w y d aje m u się, że P a n posądza go o dw ulico­

wość, a przecież je st on w e­

w n ętrzn ie przekonany, że jest i pozostanie P a n u w ierny, po­

niew aż um iłow ał go ponad wsuystko. Po trz y k ro tn e j odpo­

wiedzi n astęp u je trz y k ro tn e za­

danie. paś b a ra n k i m oje, paś owce m oje... I w ty m p rzy p ad ­ ku ustaw ia P a n swego uczrj^a w sposób uroczysty w „urząd apostolski”. Istotnie sta n ą ł P io tr na czele pierw szego zboru chrześcijańskiego w Jerozoli­

mie. O jego działalności czyta­

m y w pierw szych rozdziałach D ziejów A postolskich. W dniu zesłania D ucha Św iętego, skła­

da św iadectw o w m ocy Ducha Sw. przed w ielom a ludźm i, któ­

rzy przyszli z różnych stro n z okazji św iąt, do Jerozolim y.

Przez jego m ocne św iadectw o o C hrystusie, n aw raca się w ie­

lu łudzi. P io tr dzielnie kierow ał zborem , um acniał w w ie rz e ,.

pom agał biednym , uzdraw iał chorych. Żydzi ja k m ogli ta k m u przeszkadzali w pracy.

P io tr działał nie ty lk o w J e ­ rozolim ie ale w M ałej Azji, w A ntiochii, p rzeb y w ał też dłuż­

szy czas w Rzym ie. Za sw oją służbę i pracę dla sp raw y K ró ­ lestw a Bożego staw ian y był przed „R adą”, b y ł w ięziony i biczow any lecz Bóg opiekow ał się nim w cudow ny sposób.

G dy n aw et kró l zam knął go w w ięzieniu, anioł w yprow adził go stam tąd przez k ra ty i b ra ­ my. P io tr był żonaty — jak m ówi tra d y c ja — z P e rp etu ą lub K onkordią. Żona jego to ­ w arzyszyła m u w podróżach i pracach m isyjnych i poniosła śm ierć m ęczeńską w cześniej a- niżeli Ap. P io tr. P io tr b y ł pier­

w szym apostołem Jezu sa C hry­

stu sa i w ro k u 49 w idzim y go ja k przew odnicy n a soborze apostolskim w Jerozolim ie. W ro k u 64 lu b 67 za czasów p a­

now ania cesarza N erona zosta­

je aresztow any przez prześla­

dowców rzym skich za głoszenie Ew angelii i skazany n a śmierć.

U m arł śm iercią m ęczeń­

ską.

Kazimierz Muranty

(7)

Z życia i działalności K arola Finney a

art. z nr 7 / 6 7 ) (dokończenie

T u ta j zaczął opow iadać F in n ey h isto rię L o ta i jego stry ja A b rah am a, w yraźnie p rzy ty m c h a ra k te ry z u ­ ją c ich i m ów iąc ja k im był i kim był każdy z nich.

Opow iedział o osiedleniu się L o ta w Sodom ie, o p o ­ stępow aniu sodom skich o b yw ateli; m ów ił o Bożym sądzie nad tym bezbożnym m iastem , o k tó re A b ra ­ ham n a d a re m n ie pro sił, gdyż nie było ta m w ięcej sp raw iedliw ych, oprócz jednego jedynego L ota.

„W tra k c ie opow iadania tej h isto rii zauw ażyłem , że m oi słuchacze gniew nie je d en n a drugiego oglą­

d ają się, n ie k tó rzy n a w e t zak asy w ali ręk a w y , ja k b y chcieli się n a m nie rzucić. Z auw ażyłem p ełn e g n ie­

w u ich sp o jrzen ia, lecz nie um iałem sobie w y tłu m a ­ czyć, czym m ogłem ich ta k bardzo urazić. Im w ięcej zagłębiałem się w tę h isto rię, w ydało m i się, że te n gniew rósł coraz b ard ziej. K iedy ju ż kończyłem , napom knąłem im jeszcze, że m u sieli te ż żyć bez bo- ja źn i Bożej, je śli n ie m ieli w sw ej w iosce n ab o ­ żeństw . Z w ielkim naciskiem w skazyw ałem n a ten ich n ie d o sta tek n ie dłużej chyba ja k przez k w ad ran s, gdy nagle stra sz n a pow aga, zdaw ało się, ich o g arnia i ujrzałem , że zgrom adzeni je d e n po d rugim k lę k ali i prosili o m iłosierdzie. G dybym m ia ł w każdej r ę ­ ce m iecz, nie m ógłbym ich prędzej rzucić n a kolana.

P ra w ie w szyscy obecni p a d li n a ziem ię, i k to tylk o był zdolny otw orzyć usta, w szyscy w o łali w głos, każdy za siebie. M usiałem z konieczności skończyć kazanie, p oniew aż m n ie n ik t ju ż w ięcej nie słuchał.

S taru szek , k tó ry m n ie tu zaprosił, siedział n a ziem i i p a trz y ł zdum ionym w zrokiem w okół siebie.

Zaw ołałem do niego: „Nie m ożesz m odlić się?” Z a ­ raz u k lą k ł i głośno począł się m odlić. L ecz p a n u ją c e n a sali poruszenie było ta k w ielkie, że nie m ogłem niczego zrozum ieć. Z aw ołałem w ięc z całej siły: je sz ­ cze n ie jesteście w piekle, w ięc pójdźcie do Je z u sa !”

P róbow ałem dalej kazać, lecz w ydaw ało się, że n ik t z nich nie zw rócił n a to uw agi. Me serce opływ ało radością z tego, co w idziałem , że sam m u siałem trzym ać się całą siłą, aby n ie krzyczeć n a cały głos, chcąc oddać chw ałę Bogu. G dy w te n sposób się opanow ałem , zobaczyłem m łodzieńca, k tó ry klęczał w pobliżu m nie i p ro sił Boga o zm iłow anie. P ołoży­

łem m u rę k ę n a ram ien iu , a n a ty c h m ia st jego w zro k się rozjaśnił, gdy m u do uch a zaśw iadczyłem o U k rz y ­ żow anym Jezusie. U w ierzył, i w ciągu m in u ty lub dw óch, uciszył się, uspokoił i począł się m odlić za innych. P otem zw róciłem się do innego, postąpiłem z nim ja k i z tam ty m , i z ta k im sam ym rezu ltatem . I ta k po kolei z n a stę p n y m i”.

Choć F in n ey m u siał ich opuścić, żeby m óc kazać w A n tw erpii, zgrom adzenie trw a ło n a d a l w m o d li­

tw ie. O dw iedził ich znow u następ n eg o dnia, i w ted y dopiero dow iedział się o p rzyczynie ich g niew u w d niu poprzednim . „P ow iedziano m i” opow iada F in n ey — „że t a w io sk a nazy w a się Sodom a, a je d y ­ nym pobożnym człow iekiem je s t w łaśn ie te n s ta r u ­ szek, k tó ry m nie zaprosił, a któ reg o nazyw ano — Lotem . I dlatego m yślano, że ta k i te m a t sobie o b ra­

łem specjalnie, i w ta k i w łaśn ie sposób p rz e m a w ia ­ łem pod ich adresem , iż są ta k b ardzo zepsuci, aby ich n azyw ano S odom ą. B ył to oczyw iście u d e r z a j ą c y zbieg okoliczności, w cale przeze m n ie n ie zam ie­

rzo n y ”.

F in n ey ożenił się, gdy m ia ł 32 la ta. Było to w p aź­

d ziern ik u 1824 r. S w o ją żonę b ardzo m iłow ał. J e d ­ n ak że now e, p iln e zad an ie skłoniło go do w yjazdu za raz po ślubie, i chw ilow ej rozłąki. W zyw ało go w iele zborów , p rag n ą c y c h usłyszeć z jego u st D obrą N ow inę. G łosił w ięc E w angelię w szędzie, gdzie go zapraszano, i w szędzie w ty c h m iejscow ościach z a ­ częło po w staw ać now e życie.

W L e R ayw ille n aw róciło się po k ilk u tygodniach w iększość m ieszkańców , a m iędzy in n y m i i m iejsco­

w y sędzia, n a jb a rd z ie j w p ływ ow y człow iek w całej okolicy. N iedaleko od Le R ayw ille, w R u th lan d zie, m ieście pełn y m bardzo św ieckiej próżności, m iało m iejsce n a s tę p u ją c e w y d arze n ie: F in n ey m ia ł m ieć kazan ie w p ew n y m kościele. W szedłszy ta m zgrzany, u sia d ł n a ław ce, p oniew aż p rzyszedł dosyć w cześnie.

P ow oli ła w k i zaczęły się n ap e łn ia ć słuchaczam i. W tem usłyszał on za so b ą szelest drogich szat n ie w ieś­

cich. G dy się odw rócił, zobaczył m łodą, pyszną d a ­ m ę, z k tó re j zach o w an ia m ożna było w yczytać, że chce zw rócić uw agę obecnych n a sw o ją osobę. Lecz Bóg ją sprow adził, żeby zajęła m iejsce a k u ra t za F inneyem . F in n e y się odw rócił i zap y tał ją sz ep te m ;

„Czy p rzyszła p a n i po to, aby w D om u Bożym zw ró­

cić całą uw agę n a siebie i przyw łaszczyć sobie cześć, k tó ra należy się B ogu?” M łoda n ie w ia sta m ocno się zaw stydziła, a zm ieszanie je j było jeszcze w iększe, kiedy zobaczyła, że ten , k tó ry z n ią rozm aw iał, w cho­

dzi n a kazalnicę.

Po k az an iu zaprosił F in n ey , a uczynił to po ra z pierw szy w sw ym życiu, ty c h , k tó rzy m ieliby p ra g ­ n ienie o ddania się P a n u , żeby podeszli do przodu.

T a w łaśn ie m ło d a n ie w ia sta b y ła pierw szą, k tó ra w y stą p iła , u k lę k ła i głośno p ła k ała . I w iele in n y c h w ystąpiło, k tó rz y znaleźli, podobnie ja k ta n ie ­ w iasta, pokój z Bogiem. Jeszcze po w ielu la ta c h m ia ł F in n ey okazję zobaczyć, że ta k obieta, kiedyś ta k za­

rozum iała, słu ż y ła później w ie rn ie sw ojem u P an u Jezusow i. W R e ad in g u n aw ró cił się pew ien znany ad w o k at, je d en z n ajp rz ed n ie jsz y ch o byw ateli m iasta.

P rzy szed ł on n a zgrom adzenie, żeby rozm aw iać z F inneyem . Na w stę p ie rzek ł do n ie g o : „Jeste m zgu­

bionym człow iekiem i nie m am nadziei, żeby jeszcze b y ł d la m n ie ratu n e k . S tudiow ałem w P rinceton.

T am Bóg p rze b u d ził m oje sum ienie, a także dwom m oim kolegom. P oszliśm y po tem razem do d y re k to ­ r a se m in a riu m — D r A shoela G reena, żeby się po ­ radzić, co m a m y dalej czynić. U cieszył się z n asze­

go p rzy jśc ia i dał n am ta k ą ra d ę : „Po pierw sze, strzeżcie się w szelkiej złej społeczności, po drugie, czytajcie re g u la rn ie P ism o Ś w ięte, a po trzecie, p r o ­

7

(8)

ście Boga o now e serce. T ak p o stępujcie, a Bóg w as n aw ró ci”. „A co d a le j? ” — za p y tu je F inney.

„P osłuchaliśm y tej rad y , lecz w y słu c h an ia nie doży­

liśm y. Aż nareszcie zaniechaliśm y próśb, i później straciliśm y n a w e t p rag n ien ie, żeby stać się zbaw io­

n y m i”.

„Moi obaj koledzy sta li się alkoh o lik am i i leżą ju ż w ziem i, ta k że i ja, jeżeli nie podniesie m nie m iłość Boża, żebym dostąpił p o k u ty , pó jd ę ta k że za n im i”. F in n ey spostrzegał u rozm ów cy oznaki p i­

ja ń stw a , chociaż by ła to ra n n a p o ra i ad w o k a t był jeszcze trzeźw y. „W skazałem m u ” — opow iada F in ­ ney — „że sw oją p o sta w ą zasm uca D ucha Św iętego dlatego, że oczekuje od Boga tego, czego Bóg ocze­

k u je od niego. Bóg nie będzie czynić za niego tego, co je st jego obow iązkiem . Bóg żąda od niego p o k u ­ ty i nie może jej czynić za człow ieka. P óźniej s ta ra ­ łem się w skazać m u, ja k działa D uch św ięty, żeby prow adzić grzesznika do p o k u ty i o dnow ienia serca.

N ajp ierw p row adzi grzesznika do tego, żeby poznał sam ego siebie, to znaczy, swój sta n , i sk ła n ia go do za niechania g rzechu i u ch ro n ie n ia się p rzed p rz y ­ szłym gniew em P ań sk im , i n a k ła n ia go do p rzy jśc ia do Jezusa. Czyż p a n nie odczuw a w tej chw ili d zia­

ła n ia D ucha Św iętego, k tó ry sk ła n ia p a n a do od­

dan ia się P a n u Jezusow i i do sz u k an ia now ego s e r ­ ca?” „I ow szem ” — odpow iedział ad w o k a t — „czuję i w idzę to w szy stk o ” . „Lecz czy m n ie ju ż Bóg nie odrzucił? Czy nie ro ztrw o n iłe m ju ż Jego ła s k i? ” „Nie!

P rzeciw nie! w idzę, że D uch Boży pro w ad zi p a n a do p o k u ty !”

„Czyżby to, co sp ra w ia m i ta k i niepokój w sercu, m iało być działaniem D ucha Ś w iętego?” — „zapytał m nie ów człow iek”.

F in n ey u p ew n ił go, że ta k je s t w istocie i zap y tał go, czy nie zechciałby odpow iedzieć n a w ezw anie D u­

cha Św iętego, i czy nie zechciałby p rzy jść do Jezusa teraz, zaraz? N a zachętę F in n e y a ad w o k a t u k lę k n ą ł zaraz i p rze ry w an y m i słow am i w yznaw ał, że się od­

daje Bogu. „O, gdyby był d r G reen z n a m i w te n sposób m ów ił” — dodał w chw ilę później, „by lib y ś­

m y się w tenczas naw rócili. A tym czasem m oi p rz y ­ jaciele zginęli. O! ja k a m iłość, ja k przed ziw n a m i­

łość, że ja zostałem zbaw iony”.

N a jtru d n ie j je s t rozm aw iać z ludźm i n ie w ierzą cy ­ mi. Lecz i z ty m i um iał sobie F in n ey radzić. P ew ien przy k ła d z R ochester n a to w skazuje.

P ew ien w y b itn y człow iek, k tó ry był ow ład n ięty p e ­ sym izm em , rzek ł do F in n ey a : „Jestem niew ierzący.

Jeżeli m i p a n udow odni, że B iblia je s t Słow em B o­

żym, to będę p an u w dzięczny”. „A czy w ierzy p an w istn ien ie Boga?— zap y tał F in n ey . „Tak, w to w ierzę, nie należę do a te is tó w ”.

„Czy m yśli pan , że sobie tym sposobem B oga k u ­ pił, lu b Go tym zadow olił? J e s t On najw yższym K rólem , ja k ą w ięc cześć Mu p a n oddaje? Czy Go pan m iłuje? M yślę, że zgodnie z p an a w ia rą je st Mu pan w inien w dzięczność”. — „P rzypuszczam , że ta k ”.

— „Czy p o stę p u je p an w ed łu g sw ej w ia ry ? ” — „Nie, m uszę przyznać, że nie postępow ałem ta k , ja k bym był pow inien p o stępow ać”. — „T ak w ięc w idzi p a n ”

— m ów ił F in n ey — „dlaczego m iałb y m p a n a w p ro ­ w adzić do głębszego poznania, jeżeli nie po stęp u je pan w edług tego, co p an ju ż ro zu m ie”. A po chw ili

ciąg n ął d a le j: „Jeżeli będzie p a n z tego szczerze p o ­ kutow ać, że postęp o w ał niew łaściw ie w zględem Boga, i zdecyduje się czcić o d tą d Boga w edług sw ego po ­ znan ia, i będzie czynić Jego w olę, w tenczas mogę p a n u dow ieść, że B iblia je s t Słow em Bożym. Dopóki nie zdecyduje się pan , żeby sp e łn ić pierw szy p u n k t, byłoby i to dla p a n a bez znaczenia”.

F in n ey n ie zaproponow ał gościow i k rzesła. Było to dla niego w skazów ką, że m a odejść. Odchodząc pow iedział: „Nie żąda p a n ode m n ie niczego, co by nie było zgodne ze zdrow ym rozum em ”. N astępnego dn ia za p u k ał k to ś do d rzw i F inneya. P rzed n im i sta ł ów pesy m ista. „P anie F in n e y ” — zaw ołał — „Bóg uczynił cu d !” I opow iedział ja k został ośw iecony przez Boga, ja k o trzeźw iał i postan o w ił służyć J e ­ zusowi.

DZIAŁALNOŚĆ PISARSKA

P o bardzo ow ocnej działalności w e w spom nianych i w ielu inn y ch m iejscow ościach, m u siał ew angelista, któ reg o zdrow ie w m ia rę u p ły w u czasu bardzo się pogorszyło, pom yśleć o zm ianie p rac y i życia z w ę ­ drow nego, n a b ard z iej osiadły. W ty m też czasie p rzy szła prop o zy cja o bjęcia p rac y w p o w stający m w N ow ym Y o rk u w olnym zborze reform ow anym .

F in n ey po za stan o w ien iu zdecydow ał zaproszenie p rz y ją ć i w ra z z żoną i tro jg ie m dzieci p rzy b y ł do Nowego Y orku.

W k w ie tn iu 1832 ro k u rozpoczął F in n ey p rac ę w Now ym Y orku, w zborze z n a jd u ją cy m się w dziel­

nicy zam ieszkałej przez n a jb a rd z ie j n ie re lig ijn y ch ludzi w ty m m ieście.

Po k ilkum iesięcznej p rac y liczebność zboru w zro ­ sła do około p ię ciu set osób. Z budow ano w ięc salę zgrom adzeń, a F in n ey sta ł się duchow ym k ie ro w ­ n ik iem now ego zboru. W tym też czasie pow stało około siedm iu zborów dzięki te j p rac y w Nowym Y orku. Lecz jego p o d u p ad łe zdrow ie nie mogło w y ­ trzym ać, ju ż n a w e t ta k ie j w zględnie re g u la rn e j p r a ­ cy, tym bard ziej, że zachorow ał ciężko za raz po in sta la c ji sw o jej, ja k o p asto ra . B ył w ięc zm uszony ud ać się w ro k u 1834 n a sześciom iesięczną podróż po M orzu Ś ródziem nym , za trzy m u jąc się ta m n a S y­

cylii i M alcie.

W tra k c ie podróży przeży w ał F in n ey w iele bojów i pokuszeń, kiedy rozm yślał o m ilionach dusz, to n ą ­ cych w ciem ności i g rzech u i ta k że o konieczności p rze b u d zen ia w ielu zborów , k tó re w p ra w d zie zostały w iern e , lecz potrzeb o w ały pogłębienia, żeby nie sta ły się łu p em fałszyw ych nauk.

P ew nego dn ia — ju ż po pow rocie do Nowego Y o rk u — w k tó ry m n u rto w a ły go pow yższe p ro b le ­ m y i gdy m odlił się ża rliw ie bardzo, ty m b ardziej, że zdrow ie jego n a d a l pozostaw iało w iele do życze­

n ia ■—. w je d n ej chw ili sp a d ła ta tro sk a z jego serca.

P óźnym w ieczorem D uch Ś w ięty zapew nił go, że P a n m a jeszcze dla niego p rzy g o to w a n ą p ra c ę ; za­

p ew n ił go, że będzie rozpoczęte dzieło pro w ad ził da­

lej i w tym celu w yposaży go P a n w e w szystko, co będzie p otrzebne. Nie -rozum iał z p oczątku w jaki sposób to się stanie.

Zostało m u to objaw ione za raz po pow rocie do ojczyzny. Czasopism o „N ow ojorski E w an g e lista”, k tó ­ re pow stało jeszcze p rzed jego odjazdem i służyło

(9)

w y d atn ie prop ag o w an iu p rze b u d zen ia duchow ego chrześcijan, straciło podczas nieobecności F in n e y a w ielu p ren u m e ra to ró w , poniew aż zam ieszczano tam a rty k u ły przeciw ko n iew olnictw u. R e d a k to r tego cza­

sopism a zw rócił się do F in n ey a z p ro śb ą o a rty k u ły na te m a t duchow ego p rzebudzenia. O biecyw ał on so­

bie, że w te n sposób pozyska z po w ro tem odbiorców pism a. Po k ilkudniow ym nam yśle F in n ey zdecydow ał się dostarczać arty k u ły , a re d a k to r chętnie je u m iesz­

czał.

„Zacząłem zaraz w ygłaszać odczyty n a te m a t, i ro ­ biłem to w ciągu zim y ra z w tygodniu. R e d ak to r je notow ał i n a stę p n ie um ieszczał w gazecie. O trzy­

m yw ałem je dopiero po w y d ru k o w a n iu . Ma się ro ­ zum ieć, że te odczyty nie b yły nigdy przeze m nie przygotow yw ane n a pap ierze, lecz w ygłaszane bez przygotow ania. P rzeczy tan ie zaś ostatniego mego od­

czytu w gazecie, daw ało m i te m a t do w ygłoszenia następnego. M oje odczyty p rzy n a d a w a n iu im od­

pow iedniej form y dla um ieszczenia w p ra sie m u ­ siały być m ocno skrócone. Mój odczyt trw a ł zw ykle około p ótorej godziny, a p rzeczytać go m ożna było w ciągu trzy d z iestu m in u t.

O dczyty te zostały później w y d an e w fo rm ie k sią ż­

kow ej pod ty tu łe m : „Odczyty F in n ey a n a te m a t p rz e ­ budzenia duchow ego”. P ierw sze w y d an ie ukazało się w n ak ład z ie 12 000 egz. i zostało w ciągu k ilk u dni rozchw ytane. N astępnie k siążk a ta została w y d an a w A nglii, gdzie pew ien w y d aw ca sp rzed ał 80.000 egzem plarzy. K siążka została p rzetłu m aczo n a n a j ę ­ zyk w alijsk i, n iem iecki i fra n cu sk i. Na k o n feren c ji K ościoła W alijskiego w y b ra n o k o m itet, k tó ry by p o ­ in form ow ał F in n ey a listo w n ie o w ielkim p rze b u d ze­

niu, k tó re ta k siążka spow odow ała. Nieco później przyszło do Nowego Y o rk u zaw iadom ienie, że jego książka b y ła narzędziem p rze b u d zen ia w Szkocji, w K anadzie i innych k ra ja c h . W te n sposób zostały je ­ go gorące m odlitw y w y słu ch an e, a o bietnica Boża w ypełniona.

FIN N EY —- PR O FESO R EM T E O L O G II

W ielu m łodych ludzi zw róciło się do F in n ey a z prośbą, by móc pod jego k iero w n ictw em p rzygoto­

w yw ać się do służby k aznodziejskiej. F in n ey długi czas n am y ślał się, czy p rzy ją ć o fertę je d n ej z dw u szkół teologicznych, k tó re czyniły usilne sta ra n ia , aby pozyskać F in n ey a n a stanow isko p ro fe so ra p r a k ­ tycznej teologii. Po pew n y m czasie uznał w ty m w o­

lę Bożą i zrozum iał, że go P a n w oła do przy g o to ­ w an ia M u praw d ziw y ch kaznodziejów dla różnych kościołów. P oniew aż szkoła w O berlin znajd o w ała się dopiero w sta d iu m o rganizow ania i posiadała sk rom niejsze środki, w ydaw ało m u się, że je s t w w iększej potrzeb ie niż szkoła w H udson. P rz y ją ł w ięc jej ofertę, za strze g ając sobie je d n a k , że k aż­

dego ro k u będzie m ieć k ilk a m iesięcy dla siebie, dla działalności ew angelizacyjnej.

W pierw szych la ta c h swego p o b y tu w O berlin czuł się dłużnikiem sw ego zboru w N ow ym Y o rk u i p o ­ stanow ił w nim spędzić zimę, służąc ja k o ew a n g e­

lista i k ie ro w n ik zboru. P ro w ad ził ta m oprócz dzia­

łalności kaznodziejskiej dla n iew ierzących, ta k że r e ­ g u la rn e zgrom adzenia dla w ierzących, dla pogłębienia ich życia duchow ego i w p ro w a d ze n ia ich do t a j ­

nik ó w p raw dziw ego życia chrześcijańskiego. Ta dzia­

łalność została obficie pobłogosław iona.

Bo O berlin p rzy je żd ż ali przew ażn ie sam i w ierzący studenci. T w orzyli oni w ra z z n auczycielam i jeden organizm , w k tó ry m je d e n członek s ta ra ł się d r u ­ giem u „posiłku dodaw ać”. Je że li ta m tra f ili inaczej m y ślący studenci, b y w ali przez naw ró co n y ch ju ż p o ­ b u d za n i do duchow ego życia ta k , że w uczelni w ia ­ dom ości teologiczne szły w p arz e z prak ty czn y m i.

W całej okolicy w w y n ik u działalności F in n ey a p o ­ w stało w ielk ie p rzebudzenie.

S w ym stu d e n to m daw ał on obok m a te ria łu n a u ­ kow ego jeszcze je d n ą ra d ę : „P oleciłem w am do p rze czy tan ia w iele książek, k tó re m ogą przynieść w am w iele korzyści, lecz B iblia m u si stanow ić dla w as n ajw a żn iejsz e studium . U czyńm y ją n ajw ażn iejszy m naszym p o dręcznikiem , m odląc się p rz y jej czyta­

n iu i p o ró w n u jm y p rzeczy tan e słowo z w łasnym życiem , żyjm y je j treścią, aż n a p e łn i nas D uch Ś w ię­

ty, D uch zupełnego pośw ięcenia. J a k a szkoda, że w ielu abso lw en tó w zna B iblię m niej od in n y c h k s ią ­ żek św ieckich!”

Po d w u letn iej p rac y w O berlin, p ro w a d ził F in n ey w N ow ym Y o rk u szereg odczytów n a te m a .. „C hrze­

śc ija n in z im ienia". O dczyty te zostały ta k że w y d a ­ n e w form ie książki. Nie zdobyły one w p ra w d zie t a ­ kiego rozgłosu, ja k k sią żk a o „P rzeb u d zen iu d u ch o ­ w y m ” , lecz osiągnęły ta k że po k ilk a w ydań.

DALSZY R O ZW Ó J ŻYCIA W EW NĘTRZNEGO

R ok 1843 stan o w i n ieza p o m n ia n ą d atę w życiu F in ­ neya. Z n ią bow iem je s t zw iązany dalszy rozwój w ew n ętrzn eg o życia F in n ey a. Zaczął sobie zdaw ać sp raw ę z tego, że jego żona w k ró tc e od niego od ej­

dzie. Myśl, że m a ją u tra c ić w y p ełn iała boleścią jego serce do głębi. W ew n ętrzn y spokój został zach w ia­

ny. P oprzednio, k iedy się poruczał Bogu, p rzynosił rów nocześnie sw ych u m iłow anych, sw oje i ich życie k ła d ł n a o łta rz Boży i p o d d aw a ł się w ra z z nim i w oli Bożej. Lecz nigdy nie przyszło m u n a m yśl, żeby m ogło dojść w jego życiu do ta k ie j k atastro fy . N a cichy głos P a n a , żeby M u w ydać to, co m iał n a j­

droższego, n ie m ógł się zgodzić. C ałym i godzinam i tr w a ł n a kolan ach , lecz nie m ógł się pozbyć w r a ­ żenia, że sp rze ciw ia się w oli Bożej. To go bardzo p rze strasz y ło i zasm uciło; nigdy by n ie był p o p rze d ­ nio pom yślał, że jego w ła sn a w ola m oże do tego sto p ­ n ia sprzeciw iać się P anu.

N apisał w ięc do sw ej żony i opow iedział jej o sw ym bólu. W tra k c ie m o d litw y n asu n ęły m u się m yśl: „Cóż to byłoby, je ślib y te tw o je dobre chęci i przeżycia to ty lk o uczucia, a tw o je serce je s t n a ­ d al nie po d d an e całkow icie B ogu?” Czy dobrze ro ­ zumiesz. czego uczy B iblia? Czy tw o ja w ola je s t r z e ­ czyw iście p o d p o rzą d k o w a n a w oli B ożej?” W tenczas n a su w a ły się m u w iersze, k tó re m ów iły o n ieb ezp ie­

czeństw ie okłam y w an ia sam ego siebie. Boleść ja k ą m u to sp raw iało była nie do opisania. Owe straszn e p okuszenia nie trw a ły długo. F in n ey tra k to w a ł je, ja k o p ie k ieln e strz a ły szatan a. W tedy to pod d ał się P ań sk ie m u p ro w a d ze n iu ta k całkow icie, ja k nigdy dotąd: „ Jak a k o lw iek b y nie b y ła w ola T w oja w zglę­

dem m n ie i m oich najbliższych, czyń P anie, co Ci się p o d o b a”.

0

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na przestrzeni w ieków niezm ienne Słowo Boże znalazło już m iliony ucieleśnień... lę przedarło się Słowo i dotarło do

[r]

że działanie Boga, Jezusa C hrystusa i przez jedność uczniów św iat m oże zacząć w ierzyć Bogu. W olne zaspakajanie zm ysłów byw a uspraw iedliw ia­. ne przez

Z początku pojęcie św iętości oznaczało zaw sze pew nego rodzaju separację;.. oddzielenie od tego, co zw ycza jn e,

Bardzo często w Słowie Bożym trzecia osoba Trójcy Św iętej nazyw ana jest Duchem B ożym : „Nie zasm u­.. cajcie D ucha Św iętego Bożego, którym

Bez tego pom azania nie osiąga się żadnych praw dziw ie duchow ych rezultatów. Boże pom azanie, którego uczestnikiem jest kaznodzieja spraw ia, że w schodzi w

Ponadto jeszcze jedno w ydarzenie, któ re miało m iejsce po chrzcie Jezusa jeszcze bardziej potw ierdza tę myśl... Um rzeć więc m usi albo grzesznik, albo ofiara

Warszawa, Al. Jezus powiedział: „Będziesz miłow ał swego bliźniego, ja k siebie samego”. A po in ne szczegóły sięgnijcie do książki.. „Do swej w łasności