E W A K C E U A - i E C I E I M E Ś L C H R Z E Ś C I J A Ń S K A — J E D N O Ś Ć — P O W T Ó R N E P R Z E J Ś C I E C H R E S I H S A
1 9 6 7
Ruiny synagog w Kapernaum. V tym m iejscu sta la k iedyś synago
ga, w której nau czał Chrystus Pai (por. Mk 1,21).
C H R Z E Ś C I J A N I N
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA Rok z a ł o ż e n i a 1 9 2 9
W a r s z a w a ,
Kr 2., luty 1 9 6 7 r.
T R E Ś Ć N U M E R U :
CHRZEŚCIJANIN I SPOŁECZEŃSTWO
z b a w i e n i e i s p r a w i e d l i w o ś ć c h r z e ś c i j a ń s k a
p r a w d z i w a m o d l i t w a
TAJEMNICA POSIADANIA MOCY MIESZKAJ W JEZUSIE (17) APEL O POMOC ....
CZY CHRZEŚCIJANKA MOŻE OBCINAĆ WŁOSY?
„GŁOS EWANGELII” — AUDYĆJE 26—30 KRONIKA
M iesięcznik „C h rześcijan in ” w ysyłany Jest bezpłatnie; w ydaw anie czasopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytel
ników . W szelkie ofiary n a czasopism o w k ra ju , prosim y kierow ać n a k onto:
Zjednoczony Kościół E w angeliczny: PKO W arszaw a, N r 1-11-147.252, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie blan k ietu . Ofia
ry w płacane za granicą należy k ie ro wać przez oddziały zagraniczne B anku P olska K asa Opieki, n a ad res P re z y dium R ady Z jednoczonego Kościoła Ewangelicznego w W arszaw ie, Al. J e ro zolim skie 99/37.
Wydawca: Prezydium Rady Zjed
noczonego Kościoła Ewangelicznego Redaguje Kolegium
Adres Redakcji i Adm inistracji:
Warszawa, Al. Jerozolim skie 99/37 Telefon: 28-68-94. Rękopisów nade
słanych nie zwraca się.
RS W „ P ra s a ”, W arszaw a, S m olna 10/12. Nakł. 4500 egz. Obj. 2 ark.
Zam . 76. T-32.
C H R Z E Ś C I J A N I N
I SP O ŁEC ZE
W lipcu ubiegłego roku obradow ała w Genewie, zorganizowana przez Św ia to w ą Radę Kościołów, m ięd zynarodow a konferencja poświęcona t e matow i: Kościół a społeczeństwo. K onferencja ta była k o ntynuac ją k o n ferencji ruchu p ra k tycznego chrześcijaństwa (S zto kh o lm 1925 i Oxford 1937), a także nawiązywało, do trzech doty chczasowych zgrom adzeń ogól
n y c h Ś w i a to w e j R a d y K ościołów ( A m s t e r d a m 1948, E v anston 1954, N e w Delhi 1961). K o n fere n cja zajm o w a ła się zagadnieniem sto s u n ku i zadań Kościoła xuobec p rzem ia n politycznych, społecznych, ek onom icznych i te c h nicznych w e w s p ó łcze sn ym św iecie; w iele miejsca poświęcono problemowo pokoju światowego.
Przeglądając materiały ko n fere n cji gen ew sk iej łatw o stwierdzić, że z a j
m o w a n o się ta m spraw ami, które czasem dla całego szeregu kręgów ew an
gelicznych chrześcijan w y d a ją się być zupełnie obce, niegodne o b y wateli „królestwa, które nie jest z tego św iata”. C zasami sądzi się, ze człow iek w ierzący utraci sw oje uśiuięcenie, gdy będzie angażow ał się w sp ra w y doczesne. P rzy p u szcz a m y jednakże, że ci, którzy ta k utrzyxnują w idocznie nie zdają sobie spraw y z tego, iż Jezus Chrystus m a moc z a chować czło wie ka w św ięto bliw ości w e w s z y s t k ic h okolicznościach życia.
J a k p a m ięta m y , Pan nasz nie modlił się o to, by uczniow ie zostali zabra
ni z tego świata, ale m o d lił się raczej o to, b y w t y m świecie Ojciec N i e bieski zachował ich od złego (por. Jan 17). Czy rzeczywiś cie właściw ie w y p e ł n ia m y zadanie zlecone n a m przez Pana, gdy głosimy je d yn ie od
rodzenie du ch o w e a je s te ś m y obojętni na sp ra w y społeczne?
Dlatego z u czucie m radości p o w ita liśm y drugą pozycję Billy Grahama
„P okój z B o g ie m ”, gdzie jest m ocno podkreślona zasada, że w e w n ę t r z n e przeżycie i wiara chrześcijanina w in n a m ieć w p ł y w na jego zro zu m ien ie o b o w ią zk ó w społecznych.
„Tak więc z całą pew nością id eałem chrześc ijańsk im nie jest ze rw anie ze w s z y s t k i m i s p ra w a m i życia doczesnego, ale raczej chodzi o poddanie ich pod kiero w n ic tw o Boże po to, by móc w y k o n y w a ć codzienną pracę w miarę możliw ości j a k najlepiej... T a k w ięc w id zim y, że Chrystu s p r z y chodzi n a m z w y ra źn ą pomocą w n a s z y m doczesnym życiu, zarówno po
magając n a m w pracy i up rzy jem n ia ją c n a m życie. Pomaga n a m też roz
w ią zyw a ć trudności społeczne, z k t ó r y m i się s t y k a m y i p rzy k tó r y c h m u sim y uważać, że b y nie popełnić błędu, gdyż tylko, obserwują c nasze co
dzienne życie i nasze podejście do spraw społecznych św iat rozpozna, że jest w nas Chrystus... W iele osób k r y t y k u j e ta k zw a n ą „Social Gospel”
(„ewangelię społeczną”). W sza k ż e Jezus nauczał, że m a m y nieść bliźnim odrodzenie w j e d n y m ręku, a k u b e k w o d y w d rugim ręku. Chrześcijanin bardziej niż k t o k o l w i e k po w in ien p r z e jm o w a ć się p ro b lem a m i so c jalnym i i k r z y w d ą społeczną. C hrześcijanin p o w in ien m ieć cy w iln ą odwagę, aby opowiedzieć się za txjm, co jest słuszne, s p ra w ie d liw e i chwalebne.
Chrześcijanin p o w in ien być do b rym obyw atelem . W edług n a u ki Pisma Świętego chrześcijanin p o w in ien być praw orządny. Biblia naucza w i e r ności krajowi. Człowiek, który u n ik a płacenia podatków , jest pasoży tem społecznym i w rzeczy sa m ej okrada społeczeństwo. Ż a d en p r a w d z iw y chrześcijanin nie będzie w y krę c a ł się od płacenia podatków. Jezus po
wiedział: „Oddawajcie, co jest cesarskie cesarzowi, a co jest Boże B ogu”.
P o w in n iś m y być w ięcej niż podatn ikami. P o w in n iś m y działać i pracować dla dobra naszego kraju... P o w in n iś m y troszczyć się o in stytu cje chary
ta ty w n e i społeczne: sierocińce, szpitale, za k ła d y dla u m y s ł o w o chorych, w ięzie nia vtp. Jezus powiedział: „Będziesz miłow ał swego bliźniego, ja k siebie samego”. W yo b ra ź sobie kraj, w k t ó r y m by nie było żadnej dzia łalności filantropijnej! N i k t by nie chciał w n im żyć. C hcem y ta m żyć, gdzie p a nuje miłość bliźniego. Nie m a m y być b iern ym i członkam i w spo
łeczeństwie. T ym , któ rzy za jm u ją stanow iska odpowiedzialne, należy się z naszej str ony szacunek, poparcie i współpraca (por. R z y m . 13,1)”.
Tyle cytat z Grahama. A po in ne szczegóły sięgnijcie do książki. To f u n damentalne, ewangeliczne dzieło, które p okazuje ja k osiągnąć pokój z B o giem i ja kie są ko n s ek w e n c je tego pokoju, jest do nabycia w W y d a w n i c tw ie „Słowo P r a w d y ”, Warszawa, W a lic ó w 25. E. Cz.
Zbawienie
i sprawiedliwość chrześcijańska
T ) ismo Św ięte posiada ustalo n ą opinię o czło- -*■ w ieku. W tej opinii zaw arta je s t jednocze
śnie sentencja w y roku n a niego: „A lbow iem wszyscy zgrzeszyli i nie dostaje im chw ały Bożej” (Rzym. 3,23). Jed nakże wobec człowie
ka, k tóry zgrzeszył, odpadł od Boga — stając się zupełnie niezdolny do sam odzielnego po
w rotu do Boga, zastosow ał On sw oje m iłosier
dzie zw iastując jednocześnie człow iekowi to, co jest treścią n astępnego w iersza z zacytow a
nego rozdziału L istu do R zym ian: „A by w ają uspraw iedliw ieni darm o z łaski Jego, przez od
kupienie, które się stało w C hrystusie Je zu sie ” (w. 24). Ten sam fak t opisuje także Ap. J a n oznajm iając, że sam Bóg w osobie Jezu sa C hry
stusa zstąpił na ziemię. „Do swej w łasności przyszedł a swoi Go nie przyjęli. Lecz któ rzy - kolw iek Go p rzy jęli dał im tę moc, aby się stali synam i Bożymi, to jest tym , k tórzy w ie
rzą w im ię jego”. (Jan 1,11— 12). A postoł P a w eł pisząc o nowej sytuacji chrześcijan, to zna
czy ludzi odrodzonych, to znaczy dzieci Bożych, w następujących słow ach przypom ina o. p rz e j
ściu ze śm ierci do życia: „I w y byliście u m arli na skutek w aszych w ystępków i grzechów, w jakich żyliście niegdyś na sposób doczesny te go świata... A Bóg będąc bogaty w m iłosier
dziu, przez w ielką sw ą miłość, jak ą nas um iło
wał, i to nas, u m arłych n a sk u tek w ystępków , razem przyw rócił do życia z C hrystusem — bo łaską jesteście zbaw ieni! — i razem w skrze
sił, i razem posadził na w yżynach niebieskich
— w C hrystusie Jezusie, aby w nadchodzących w iekach przem ożne bogactw o łaski Jego w y k a
zać za przykład dobroci w zględem was, w C hrystusie Jezusie. Łaską bow iem jesteście zbaw ieni przez w iarę. A to nie pochodzi od was
— jest to d a r Boga: nie n a sk u tek czynów, aby się n ik t nie chlubił. Je ste śm y bow iem Jego dziełem, stw orzeni w C hrystusie Jezusie do dobrych czynów, któ re Bóg z góry przygoto
wał, abyśm y je p ełnili.” (Ef. 2,In n wg Biblii Tynieckiej z r. 1965).
Ludziom w ierzącym objaw ił Bóg sw oją m i
łość i bogactwo; ożywił, i udzielił mocy, dzięki której staliśm y się dziećmi Bożymi. Jego moc, Jego siła i ogień, uczyniły nas Jego dziećmi, przez przyjęcie w iarą C h rystusa Pana. Staliś
m y się now ym stw orzeniem i dziećm i samego Boga, lecz nie z n a tu ry ale przez usynow ienie
— adopcję. Jako dzieci Boże staliśm y się więc dziedzicam i i w spółdziedzicam i dóbr C h ry stu sa, por. Ef. 2,7. W ięc już jako now e stw orzenie
przeznaczeni zostaliśm y do pełnienia dobrych uczynków w C hrystusie.
Ale jak w ygląda nap raw d ę ta sp raw ied li
wość chrześcijańska w naszym życiu? Jak że to jest z dobrym i uczynkam i, do k tó ry ch zostali
śm y pow ołani w C hrystusie Jezusie? Jak że ta
sp raw a p rzed staw ia się w naszych Zborach?
N ad ty m fu n d am e n ta ln y m zagadnieniem zasta
nów m y się teraz w spólnie w oparciu o naukę C h rystusa Pana, przekazaną nam za pośrednic
tw em ew angelii M ateusza.
„A Ja w a m p ow i a d a m "
A postoł J a n uczy, że n a now ej i żywej drodze człow iek odrodzony nie grzeszy.
A postoł P aw eł uzupełnia to słow em , że grzech nad nim nie p a n u je — por. Rzym . 6,1— 13 i w . 14. C hrystus P a n naucza, że nie przyszedł n a św iat w tym celu, żeby znieść (unieważnić) zakon lub proroków , ale żeby uzupełnić: „...do
póki nie przem iną niebo i ziem ia, ani jedno jota, ani jed n a kresk a z p raw a nie zginie, aż się w szystko sp ełn i” — M t 5, 17, w przekł. ks.
Szczepańskiego. A przeto pow iadam wam , że jeśli spraw iedliw ość w asza nie będzie w iększa, niż uczonych i faryzeuszów , z pew nością nie w nijdziecie do k rólestw a niebieskiego” . Zew n ę trz n e zachow yw anie praw a, polegające na przestrzeganiu litery, nie zaś ducha i treści praw a, m e będzie m iało znaczenia na sądzie Bożym. A tak ie było całe przestrzeganie p ra wa ze stro n y faryzeuszów .
„ N i e zabijaj!"
(VI p r z y k a z a n i e )
Słowo to odnosi C hrystus P a n do ludzi odrodzonych -— por. „ b ra tu ” (Mt 5,22).
O zabójstw ie rzeczą jasn a w ogóle nie może być m owy. Lecz C hrystus zw raca naszą u w a
gę na słowa, k tó re w ypow iadam y i sposób rozm ow y z bliźnim i. A lbow iem słowo połą
czone z gniew em m oże zabić b ra ta lub s io strę. G niew n a bliźniego je s t już zabójstw em . K ażdy więc, kto gniew a się n a b ra ta albo siostrę — na bliźniego, grzeszy i czeka go za to sąd. W ty m czasie, gdy C hrystus żył na ziemi, zw yczajne sądy synagogalne rozrzucone były po m iastach. M ogły one skazyw ać na karę chłosty, n a czasowe lub trw ałe w y łą
czenie ze społeczności synagogalnej. Je śli ktoś pow iedział n a b ra ta : „ ra k a ” —- (zakała, w y rzutek, sprośny), groził m u w y rok już N aj
wyższej Rady, a S a n h e d ry n m iał praw o ska
zywać n aw et na k a rę śm ierci, z tym tylko, że każdorazow y w y ro k śm ierci m usiał zyskać zatw ierdzenie p ro k u ra to ra prow incji, którym z reguły był R zym ianin, poniew aż P alestyna znajdow ała się podówczas pod panow aniem Rzym ian. G dyby zaś pow iedział kto b ra tu :
„bezbożniku” (w edług Biblii G d a ń sk iej:
3
„błaźnie”) będzie w inien piekła ognistego, gehenny. C hrystus m a tu ta j n a m yśli nie obelgę w yrządzoną w porywczości, lub bez zastanow ienia, ale obelżyw e słowo pochodzące z serca przepełnionego nienaw iścią. P ow ie
dzenie n a b rata : „bezbożniku“, oznacza oskar
żenie go o b u n t przeciw Bogu, o to że przeczy on istn ien iu Boga. Nie chodzi tu ta j bow iem 0 słowo „głupcze” w klasycznym znaczeniu.
Nie w ystarcza więc już „nie zabijać” w zna
czeniu pospolitym . C hrystus zw raca naszą uw agę także n a słowa, k tó re w ypow iadam y w rozm ow ach z bliźnim i. Słowo w ypow iedziane w gniew ie zabija ta k samo, ja k m iecz albo kula; a trw a ły gniew połączony z nienaw iścią, gdy uzew nętrznia się w słow ach je s t źródłem m orderstw . C hrystus P a n uzupełnia w ięc sta re przykazanie now ym w oparciu o swój Boży a u to r y te t: „A J a w am pow iadam ...”. Zw róćm y przy tym także uw agę, ja k C hrystus sto p n iu je przew inienia, k tó re są w ykroczeniam i prze
ciwko przykazaniu: „N ie z a b ija j! '.
Z tego sam ego pow odu A postoł J a k u b w swoim liście pow szechnym zw raca tak w ielką uw agę na słow a chrześcijan (3,1— 12), ucząc, że jeśli kto zapanow ał nad w łasnym językiem je s t doskonałym człow iekiem , m ogącym u trz y m ać n a wodzy v całe ciało. Ję zy k bow iem cho
ciaż jest ta k niew ielki, w yrządzić m oże bardzo w iele złego tak, ja k od m ałego płom yka za
palić się może duży las. Z ły języ k pali, ja k ogień a zapalaczyw ość jego podsycana je st przez ogień piekielny. Taki jęz y k p ełen jest jad u śm iertelnego — p a trz C hrystusow e: „N ie zabijaj!” ... „A kto by rzek ł b ra tu ...” — i n ie- ukrócony w złem. Jak że to w ięc je s t m ożliw e, zap y tu je Apostoł, że tym że sam ym językiem na przem ian błogosław im y Boga i p rze k lin a m y b ra ta albo siostrę? Jak że to je s t m ożliwe, żeby z ty ch sam ych u st w ychodziło n a p rze
m ian przekleństw o i chw ała dla Boga? To je st niem ożliw e — odpow iada Ja k u b ! N aw et żadne drzew o nie rodzi złych i dobrych owoców na przem ian. Z żadnego źródła nie try s k a n a przem ian gorzka i słodka woda. D latego więc jeśli w śród chrześcijan ktoś chce uchodzić za m ądrego albo um iejętnego, poucza w zakoń
czeniu tego fra g m en tu A postoł, niechaj do
w iedzie „dobrym obcow aniem uczynki sw oje w m ądrej cichości.”
D latego podczas nabożeństw a, w m odlit
wie, przy oddaw aniu chw ały P a n u Bogu oraz w życiu p ry w a tn y m — w e w szelkich roz
m ow ach — zw racajm y uw agę n a nasz język!
P am iętajm y o tym , że słow em m ożna zabić bliź
niego. P am iętajm y o ty m że gniew ne słow a są zabójcze. A ten, k tó ry z ab ija słow em n ie różni się niczym od pospolitego m ordercy. Nie bądź
m y więc m ordercam i braci i sióstr — naszych bliźnich. P am iętajm y o tym , że z każdego wy
pow iedzianego słow a zdam y rac h u n e k przed Panem w dzień sądu. A On sam pow iedział, że „z m ów tw oich będziesz uspraw iedliw iony 1 z mów tw oich będziesz osądzony.”
N a etyczną stro n ę życia sw oich uczniów zw raca uw agę C hrystus P a n m ów iąc o zw iąz
k u pom iędzy nabożeństw em i m oralnością.
Je śli by w ięc człow iek składał d a r n a ołtarzu i podczas ty ch św iętych czynności przypom n iał sobie, że m a n iezałatw io n y spór z bliźnim , C h ry stu s pow iada, niechaj zostaw i swój d a r na o łtarzu i pójdzie p o jedna się w p ierw z bratem , a potem niech w róci i dopełni ofiary. N ależy bow iem dojść do zgody z przeciw nikiem jak n a jry c h le j „póki jesteś w d rodze” — dodaje Pan. Z w racajm y przy ty m baczną uw agę na to, że w szystkiete słow a w ypow iada Jezus C h ry stu s do sw oich uczniów , a w ięc do ludzi odrodzonych — por. „pojednaj się z b ra te m ” Mt 5,23 i 24. A d a le j: załatw spraw ę sporną
„drodze”, a w ięc nim staniesz przed sądem , a więc przed śm iercią, jak n ajry c h le j. U w olnij się od ciążącego długu. Je śli bow iem długu nie w yrów nasz, nie przeprosisz, nie załatw isz nie oddasz, co należy bliźniem u, n a sądzie b ę
dziesz zm uszony do zapłacenia długu „aż do ostatniego grosza” . W nabożeństw ie Kościoła praw osław nego istn ie je np. tak i zwyczaj, iż w p ew n y m m om encie duchow ny stojący przed ołtarzem zw raca się do w szystkich obecnych prosząc o przebaczenie. To je s t zwyczaj za
czerp n ięty bezpośrednio z nau k i C hrystusa P ana. A przecież nas ew angelicznych chrześ
cijan n a u k a C hry stu sa P a n a obow iązuje w szy
stkich bez w y ją tk u . Czyż nie do sw oich ucz
niów, do ludzi odrodzonych, pow iedział C h ry stus : „W y jesteście solą ziemi... W y jesteście św iatłością św ia ta ”, O dpow iedzm y w ięc teraz sobie, każdy z nas: czy jesteśm y solą ziem i i św iatłością św iata w zw iązku ze w skazania
m i Jezu sa C hrystusa, w zw iązku z p rzykaza
niam i: „Nie zab ijaj!” i „N ie cudzołóż!” .
„ N i e c u d z o ł ó ż ! ” (VII p r z y k a z a n i e )
„Słyszeliście, iż pow iedziano (w S tarym Z akonie): „Nie cudzołóż!”. A ja w am pow ia
dam , że każdy kto pożądliw ie p a trz y n a n ie
w iastę już ją zcudzołożył w sercu sw oim ” — przekł. ks. Szczepańskiego. W dalszym ciągu C hrystus zw raca uw agę n a oko, k tó re jest i pow inno być „św iecą ciała”. G rzech cudzo
łóstw a n a stę p u je bow iem już w tedy, gdy czło
w iek w pełnej świadom ości i z p ragnieniem przyzw ala n a ń w sercu. Nie odgryw a w tym w ypad k u żadnej roli, czy pożądaną kobietą je s t niew iasta, w dow a, czy w olna. Poniew aż jed n a k od swoich uczniów C h ry stu s P a n w y m aga w yższej spraw iedliw ości, niż od uczo
ny ch w Piśm ie i faryzeuszy, dlatego p rzy pom ina im, a więc i nam , że przy k azan ia S ta rego Z akonu obow iązują -uczniów w zakresie jeszcze szerszym , gdyż i On sam nie p rzy szedł po to, żeby uniew ażnić Zakon, ale po to, żeby w ypełnić. S tąd też i ludzi odrodzonych w szerszym znaczeniu obow iązują m. in. te dw a przykazania: „N ie zabijaj!” i „N ie cudzo
łóż!” . C hrystus uczy nadto, że byłoby lepiej w yłupać sobie oko albo pozbyć się ręki, czy nogi, niż w ydać sw oje ciało n a łup pożądli
wości. Było by to lepiej, poucza Pan, niż narazić się n a zgubę w ieczną. Z tego słow a
P r a w d z iw a m o d litw a
W szelkie w ieści o tym , ja k Bóg prow adzi społeczność S ióstr M arii w jJarm s tacie heseńskim oraz sposób i w y n ik i ich pracy potw ierdzają, ze m o d l i t w a j e s t in o - c ą. Zycie i działalność ty ch diakonis n a w skros i pod każdym w zględem je s t p rze n ik n ięta tiucnem m odlitw y. A w łaśnie ludzie m odlitw , choć pozornie bezradni, są m e do pokonania. D latego w łaśnie, ze w ręk ach dzier
żą tę najlepszą, zw ycięską bron, są w stanie odeprzeć w szelkie ata k i n iep rzyjaciela i zw y
cięsko znosie dolegliw ości i uciski. Przełożone sióstr darm stackicn m ów ią: „m odlitw a jest kluczem do serca naszego U j c a". A Ojciec uzb raja w e w szelkich okolicznościach, by
w iele ludzi w yciągnęło w niosek, że aby u chro
nić się przed zguoą w ieczną, należy pozbaw ić się oka, albo ręk i (w iersze: 29 i 30). Jed n ak że nie o te fizyczne zabiegi chodziło P anu. C hry
stus pow iedział: „lepiej b y ło b y ”, chodziło Mu bow iem o w alkę, o ta k bezw zględną w alkę z grzechem . Ostrość i bezw zględność nakazu Jezu sa C hrystusa w skazuje n a to, ja k bezr- w zględna m usi być w a lk a uczniów z ty m g rze
chem . M ożna by bow iem w y łupać sobie oko albo uciąć rękę, czy nogę a pom im o to grzeszyć nadal, grzeszyć m oże jeszcze bar
dziej. A lbow iem zew nętrzne okaleczenie cia
ła nie usuw a jeszcze pożądliw ości m ającej sw oją siedzibę w sercu, a w ięc w ew nątrz.
W rozm ow ie z faryzeuszam i Jezu s C hry
stu s uczy, że w zw iązku ze sta n e m m ałżeń
skim lub w olnym istn ie ją specjalne pow oła
nia — M t 19,7— 12. Je d n i ludzie pow ołani są do życia w stanie w olnym , in n i do życia m ał
żeńskiego. Nie w szyscy jednakże rozum ieją sw oje pow ołanie. Je śli w ięc chodzi o m ałżeń
stwo, je s t ono in sty tu c ją pow ołaną przez Boga;
Stw órca bow iem od początku uczynił m ężczy
znę i niew iastę. „I rzekł: D latego opuści czło
w iek ojca i m atk ę i połączy się z żoną sw oją i będą ci dw oje jed n y m ciałem . A ta k już nie są dw oje, ale jedno ciało. Co te d y Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza.” — por. I Mojż.
1,27 i 2,24; Ef. 5,31. D la chrześcijan nie m a więc rozwodów.
S praw y m ałżeństw a i sta n u bezżennego poruszone są bardziej szczegółowo w 7 rozdz.
Listu I do K o ryntian. K ażdy w ierzący pow i
nien odnaleźć sw oje pow ołanie i roztrzygnąć, czy m a zaw rzeć zw iązek m ałżeński, czy też pozostać w stanie w olnym . B y w ają też i ta kie w ypadki, że ludzie przez n a tu r ę skazani zostali na sta n bezżenny. M ówiąc n a tem a t dwóch zacytow anych przykazań, C h ry stu s P an zw racał szczególną uw agę n a serce, n a w nę
trz e człowieka, w k tó ry m rodzą się grzechy przeciw Bogu i przeciw ludziom . W zw iązku z tym przytoczym y n a stę p u jąc y p rzykład. Do zegarm istrza przychodzi k lien t, przynosząc w skazów ki od zegarka, z prośbą a b y je zrepe- row ał, gdyż pokazują złą godzinę. Z egarm istrz
zw ycięsko m ożna było staczać boje życia. Lu
dzie, k tórzy piln ie i w sposób w łaściw y korzy
sta ją z kosztow nego d a ru m odlitw y, nigdy nie s ta n ą się igraszką trudności i nie m a dla nich sy tu acji bez w yjścia. M odlitw a zm ienia, pod
k re śla ją często sio stry K lara S chlink i Erika M adauss, każde położenie, ludzkie serca i w szystkie rzeczy tak, że w ierzący zawsze z n ajd u je pomoc.
Od nas zależy, czy broni te j napraw dę użyjem y w sposób w łaściw y. K iedy b ra k nam skupienia lub m odlitw y nasze są oziębłe, nie m ożem y w ydostać się spod panow ania dolegli
wości. „Proścież a w eźm iecie” (Ja n 16,24). Tak jest. Tylko, ze jakakolw iek m odlitw a sam a
zaś po obejrzeniu w skazów ek stw ierdził że są dobre i w y raził chęć obejrzenia zegarka, od którego odjęte by ły w skazów ki. K lien t ośw iad
czył n a to, że zegarek je st dobry a popsute sa ty lk o w skazów ki i ponow ił prośbę o ich n a
praw ę. W ówczas zegarm istrz oświadczył, że m usi otrzym ać do rą k zegarek, gdyż p o d ejrze
wa, że zepsute je s t coś w m echanizm ie zegar
ka, w skazów ki zaś są w dobrym stanie. K lient nie przyniósł z sobą zegarka a odm ow a n a p ra w y w skazów ek zniecierpliw iła go, w yszedł więc od zegarm istrza w ielce niezadow olony.
Podobnie byw a także z nam i. Uw ażam y, że gdy okoliczności zew nętrzne ulegną zm ianie, usu
n ięta zostanie przyczyna zła. N ie m ożem y zro
zumieć, jak ów człowiek, k tó ry przyszedł do zegarm istrza, że p o psuty m echanizm zegarka spraw iał, że w skazów ki pokazyw ały zły czas.
U siłujem y nap raw ić zło, sta ra ją c się w płynąć n a zm ianę zew n ętrznych w arunków , a nie chcem y zrozum ieć, że przyczyna zła leży gdzie indziej, w ew nątrz, w sercu. U siłujem y często w pływ ać na zm ianę zew nętrznych okolicznoś
ci, nie p o trafim y jed n a k zdobyć się na to, że
by poddać rep e ra cji te n w ew n ętrzn y m echa
nizm , sp raw iający w nas w szelkie m yślenie i działanie —■ serce. Je śli w ięc chcem y, żeby nasze w spółżycie z ludźm i układało się dob
rze, m usim y oddać serce do rą k Jezu sa C hry
stusa, w ielkiego zegarm istrza. A jed y n ie On p o tra fi je oczyścić i n ap raw ić tak, ja k tylko zegarm istrz m oże nap raw ić zepsuty m echa
nizm zegarka. D latego C hrystus P a n zw raca się do każdego człow ieka sw oim sło w em : Daj m i sw e serce!
A kiedy serce Tw oje o trzy m a Jezus C hry
stus, te n w ielki M istrz, On je przem ieni i o- czyści, da od w n ę trz a now e m yśli i nowe pragnienia, da D ucha Św iętego, k tó ry będzie w Tw oim sercu m ocą pozw alającą spełnić C hrystusow e słowo: „N ie grzesz w ięcej”. On sam bow iem pow iada: „Oto stoję u drzw i i ko
łaczę; jeśliby k to usłyszał głos m ój, i otw o
rzy ł drzw i, w n ijd ę do niego, i będę z nim w ieczerzał a on ze m n ą.”
Stan isław Krakiewicz
5
przez się jeszcze nie przyniesie pom ocy. Obie
tnice \ . j słuchania odnoszą się jed y n ie do p r a w i d ł o w y c h m o d l i t w . „Prosicie a nie bierzecie, przeto, iż źle prosicie” (Jak. 4,3). Z a
rów no przełożone sióstr darm stackich, ja k i p raktyczne życie uczy nas, że kiedy m odlim y się źle, darem nie oczekujem y pom ocy. P a n Bóg zawsze pozostaje w ie rn y Sw em u Słow u i w y słuchuje m odlitw y, k tó re przyobiecał w ysłu
chać, które zgodne są z Jego wolą.
M usim y sobie w św ietle Słow a Bożego w yjaśnić p r z y c z y n y b e z s k u t e c z n o ś c i m odlitw naszych i stale o ty m pam iętać.
W ysłuchanie uniem ożliw iają przede w szyst
kim nasze grzechy, które lubim y i nie chcem y się od n ich odłączyć, i dlatego to one odłącza
ją nas od Boga (Izaj. 59,12). P różne i darem ne są nasze m odlitw y, kiedy nie m am y ochoty o d puścić bliźniem u jego u padku (Mat. 6,15), gdy m ieszka w nas złość, zapalczyw ość (Efez. 4, 30— 32; 1 Tym. 2,8), kiedy m io tają nam i fale niedow iarstw a i pow ątpiew ania o Bogu i Jego praw dzie (Jak. 1,6— 8), gdy w padam y w w ir nam iętności i zm ysłowego u p p jen ia i zanie
dbujem y w zajem ne w yznanie upadków (Jak.
5,16). M ożna dalej w ym ieniać chciwość i ła
kom stwo. (W iemy bowiem , że P a n m ów ił: „ d a w ajcie a będziecie w am dan o ”). Przeszkodam i są ró w n ież : cielesność, sam olubstw o, w ysoko- m yślność, k tó re sprzeciw iają się słow om —
„szukajcie najprzód k ró lestw a Bożego i jego spraw iedliw ości...” (Mat. 6,33).
I oto rodzi się py tan ie: któż w obec tego może się m odlić? Kogóż Bóg w ysłucha? Czy może ktoś otw arcie w yznać, że zachow uje p rzy kazania Boże i dlatego prośby jego Bóg w ysłu- chiw a (1 J a n a 3,22), albo zgodnie z praw d ą dodać P salm 34,16 i 1 P io tra 3,12, gdzie jest m ow a o spraw iedliw ych? Z całą pew nością Słowo Boże spraw iedliw ym i nie nazyw a tylko ludzi zawsze i naw skroś bezgrzesznych, ale tych, którzy szczerze i głęboko żału ją p o p e ł
nionych grzechów i w ppkorze oczekują zm i
łow ania Bożego. Ludzi ty ch cechuje też um iło
w anie zgody i czułość wobec bliźnich. P ra w dziw ie skruszeni żałują tego w sw ym życiu, co w skazał im ostrzegaw czy palec Boży i boją się obrażać i zasm ucać Boga ponow nym pow rotem do grzechu. Nie chcą trw ać w nieposłuszeń
stw ie wobec Boga, nie chcą być sam olubnym i pasożytam i, łakom czucham i ani ludźm i zgorz
kniałym i, w któ ry ch m ieszka gniew i n ien a
wiść, ale chcą być Bogu posłuszni i dlatego w ołanie ich dociera do Niego. Serca, k tó re z ubóstw a swego w pokucie w znoszą m odły do Boga, m ają dział w obietnicy darow anej ubo
giem u celnikow i (Łuk. 18,13— 14).
W iemy, m ów i siostra K la ra Schlink, że prośby, których zaraz nie p rzy ją ł Bóg, w y słu chane zostały w tedy, kiedy sklecone siostry upokorzyły się, w yrzekły się sw ych uprzedzeń, k 'e d y w im ieniu Jezu sa C h rystusa nastąpiło pojednanie.
P ow inniśm y poznać te n rodzaj i sposób m odlitw y, k tó rem u obiecał Ojciec dać posłuch, k tó ra w iedzie nas do społeczności z Nim, k tó ra zdolna jest poruszyć Jego ręk ę zjednując
nam pomoc. J e s t to m o d l i t w a w i a r y . Bóg słucha głosu m ocnej i posłusznej w iary. Słaba, nieposłuszna w ia ra nie jest w iarą. P rzykład m ocnej w ia ry pokazał setn ik (Mat. 8,8— 10).
Mocno uw ierzyła n iew iasta ch ananejska (Mat, 15,28). A braham słuchał głosu Bożego i z w ia
rą odw ażył się w kroczyć w nieznane (Żyd.
11,8). Bożego Słowa trzym ać się m usi kotw ica naszej w iary. Tak m ow i Biblia. Z n a jd u je m y w niej ogrom ny zbiór zobow iązań Bożych wobec nas. K ażdy m a praw o uchw yciw szy się tego
„spisu długów ” dom agać się w y rów nania, dzię
k u jąc Mu rów nocześnie i chw aląc Jego w szech
moc i dobrotliw ość. Bog rad pom aga tym , k tó rzy Go w yw yższają szczerze i serdecznie.
M odlitw a w ierzących m a być też prosta i pełn a dziecinnej ufności, bo dzieciom otw iera Bóg-Ojciec Sw e serce. Lecz dzieci nie są zaro
zum iałe, nie d o rów nują dorosłym b a rw n ą w y niosłością w ym ow y, ani nie u m ieją przybierać m ężnej i b u tn ej postaw y. K ochający ojciec n;e zaw iedzie prostej dziecinnej ufności. On za
spokoi w szelkie potrzeby. Tylko do Niego więc z w szystkim przychodzim y, ale to napraw dę z w szystkim (Filip. 4,6). Ale czasem n aw et i p o słuszne dzieci Ojciec nie n aty ch m iast o b d aro w uje. Czasem zw leka z pom ocą dla nich. Czyni to nie dlatego, ażeby je k arać za upór czy nie
praw ość, ale w ychow ać chce i um ocnić ich cier
pliw ość w posłuszeństw ie. Chce poznać trw a łość ich w iary. K iedy zaś p rzem inie okres do
św iadczenia, nadejdze czas obfitych błogosła
w ieństw .
B ardzo w ażną rzeczą je s t w y t r w a ł o ś ć m odlitw (Rzym. 12,12). Szczerego dziecka Bo
żego nie zrazi ani nie zniechęci przew lekłe oczekiw anie na w ysłuchanie m odlitw y. Pow i
n ien w ted y gru n to w n ie zbadać sw oje życie, by nie przeoczyć grzechu, k tó ry m ógłby oddalać lub uniem ożliw iać w ysłuchanie. Lecz byw a i tak, że P a n Bóg nie odpow iada zaraz na m o
d litw y i ty ch dzieci, k tó re w cale łaski Ojcow
skiej nie u tra c iły a czyni to w ty m celu, aby poddać próbie w y trw ałość ich w iary, i aby ją wzm ocnić.
Jak o w y trw a le m odlący się staczać m usi
m y p raw dziw y i czysto duchow y bój w iary, do
k ładnie analizując pobudki naszych w yznań i próśb w św ietle Słow a Bożego. Ludzie, którzy w św ietle ty m pokornie oglądają sw e życie i są w m odlitw ach n iestrudzeni, o trzy m u ją w końcu w ielkie błogosław ieństw o (Łuk. 11,8;
18,7), ale w ytrw ałość m odlitw nie m oże nic m ieć w spólnego z u p a rty m trzy m an iem się w ła
snych żądań, sw aw olnych życzeń i zdrożnych m arzeń. W y trw ała m odlitw a opiera się n a m o
cnym fundam encie B o ż y c h czynów i obiet
nic! P rzedm iotem w y trw a ły c h m odlitw jest przede w szystkim B o ż a m oc i praw da, służba m iłości i św iadectw o praw ego życia w edług Bożej woli. W ytrw ali m odliciele są całkowicie oddani spraw ie Bożego panow ania i zw ierz
chnictw a, a to przez Imię, k tó re jest nad w szel
kie im iona, poprzez najdroższe im ię Jezu s (Fi
lip. 2,9.10; J a n a 14,13.14).
M odlitw a, k tó ra w iele pow inna zdziałać, m u si być rzeczyw iście p o w a ż n a . Nie m ożem y
żałować czasu i sił, dóbr m a te ria ln y c h albo przyjem ności, bow iem kładąc je cicho i skro
m nie na ołtarzu m odlitw dajem y dowód tego, że bardzo nam n a sp ełnieniu próśb zależy.
Czyż m oglibyśm y żądać, aby Ojciec pow ażnie przyjm ow ał m odlitw y bezm yślnie i niepow aż
nie w ypow iadane? O, jakżeż często nasze m o
dlitw y są obojętne a sercom b ra k ochotnej ofiarności! Często zapom inam y naw et, że post jest częścią składow ą rzeczyw iście pow ażnej m odlitw y (Mat. 7,21), a postem jest odm aw ia
nie sobie takich rzeczy, któ re są rozkoszą dla ciała i duszy.
Ale czy m odlitw a śm iałej w iary i dziecin
nej ufności, w y trw a ła i rzeczyw iście pow ażna, płynąca z serca pokutującego nie jest p rzy w i
lejem tylko pew nej g ru p y chrześcijan specjal
nie uzdolnionych i w ykształconych? N i e ! A l
bow iem w szystkich Bóg w oła i pobudza do bo
gatego życia m odlitw y. Z baw ienie w Nim do
stępne jest k a ż d e m u . W Jezusie C hrystusie d aje Bóg w szystkim w ierzącym D ucha Św ię
tego, k tó ry w naśladow cach P ańskich zapala i um acnia błogosław ioną gorliw ość m odlitw . W ołanie do m odlitw y nie jest dla nich tw a r
dym rozkazem , tru d n y m zadaniem , któ re w y m aga m orderczej pracy i znoju n apaw ając czło
w ieka gorzkością i zem dleniem . M odlitw a jest najb ard ziej n a tu ra ln y m , niezbędnym dla ży
cia elem entem darow anym z m iłości Ojcow
skiej przez Jezu sa C hrystusa, wodza i dokoń- czyciela w iary.
D latego też chrześcijanie w szelkie prośby i m odlitw y przyczynne łączą z radosnym dzięk
czynieniem , z chw ałą i radosnym uw ielbieniem Św iętego Boga Trójjedynego.
( tł u m . z c z e s k i e g o J. M r ó z e k )
Jan Chvala
Tajemnica posiad
„Daje się odczuwać w ielki brak duchowego n u rtu w usługiw a
n iu (ew angelicznym — przyp. red.) w dobie obecnej. O dczuw am to w m o im osobistym przeżyciu i w życiu in n ych . O baw iam się, że istnieje p o m ięd zy nam i z b y t w iele n iskich rzeczy ja k udaw a
nie czegoś lub kogoś, planow anie i m anew row anie. S ta ra m y się w dużej m ierze dostosow yw ać to co ro b im y i głosim y do sm aku jed n ych oraz uw zględniać przesądy i uprzedzenia drugich. A p rze
cież usługa S ło w em B o ży m jest rzeczą w ielką i św iętą i dlatego po w in n iśm y ją w ypełniać, pozostaw ając w D uchu Pariskim i to pow inno stać się n a szym z w y k ły m stanem , a p r z y ty m m a m y zachować św iątobliw ą i skrom ną ufność w Panu w obec m o żliw o ści w szelkich następstw . P o d sta w o w ym brakiem u chrześcijań
skich kaznodziejów je s t brak zw y c za ju codziennej, regularnej m o d litw y ” (R yszard Cecil).
¥ eszcze nigdy, jak teraz, nie
" było tak bardzo potrzeba św iętobliw ych m ężów i nie
w iast. A le jeszcze bardziej po
trzeb a św iętobliw ych, Bogu od
danych kaznodziejów . Ś w iat i- dzie ogrom nym i krokam i n a
przód, a szatan też w yw iera swój w pływ i w łada jak może i to z całą mocą, aby w szelkie poczynania tego św iata służy
ły jego celom. R eligia m usi za
tem w ykonać sw e najlepsze zadania i ukazać najbardziej a- tra k c y jn e i najdoskonalsze wzo
ry. T rzeba uczynić w szystko, aby w spółczesny św ięty b y ł n a tchniony najw znioślejszym i ide
ałam i i odznaczał się n a jsk u teczniejszym i m ożliw ościam i w usługiw aniu przez działanie D u
cha. P aw eł żył na kolanach po to, aby Zbór w Efezie m ógł zdać sobie spraw ę z wysokości, szerokości, głębokości niezm ie
rzonej św iętości i m iłości Bo
żej, i aby został napełniony wszelką pełnością Bożą (Efez.
3,18.19). E pafras pośw ięcił się
całkow icie w yczerpującej pracy i pełnej w y siłku gorącej m odli
tw ie po to, aby członkow ie Zbo
ru w Kolossach „byli doskonali i zupełni w e w szelkiej w oli Bo
ż e j” (Kol. 4,12). W szędzie i w szystko w czasach apostol
skich m iało n a celu jedno, a m ianow icie aby lud Boży mógł, każdy z osobna i w szyscy r a zem zejść się „w jedność w iary i poznania Syna Bożego, w m ę
ża doskonałego, w m iarę zupeł
nego w ieku C hrystusow ego”
(Efez. 4,13), N ie daw ano żad
nej prem ii karłom ; nie zachę
cano do tego, by się stać s ta ry m niem ow lęciem . Dziecię m iało rosnąć; starsi zam iast skarżyć się na słabość i niedo
m agania, m ieli przynosić owoc aż do późnej starości, ciesząc się obfitością duchow ą i pełnią rozkw itu. N ajbardziej Bożą rze czą w religii, to św ięci m ężo
w ie i św ięte niew iasty.
A by w yw ołać jakieś głębo
kie poruszenie duchow e, nie w ystarczy pośw ięcić n ajw ię k
szych n aw et pieniędzy i zdol
ności; nie pom oże n aw et i n a j
w yższa k u ltu ra . T ajem nicą m o
cy to św iątobliw ość, dostarcza
jąca energii duszy, oraz serce m iłością rozpalone, pragnące w iększej w iary, w iększego sku
pienia w m odlitw ie, w iększej gorliwości, w iększego pośw ię
cenia. T akich rzeczy nam po- frzeba i to m usim y posiadać, m usim y bow iem być ucieleś
nieniem płonącej przez Boga rozpalonej bogobojności i odda
nia się Mu. D la b ra k u ty ch rze
czy postęp Bożej sp raw y został zaham ow any i zniw eczony, a Im ię P ańskie pozbaw ione n ale
wnej M u czci. O gnistego wozu naszego Boga nie są w stanie ruszyć z m iejsca ani geniusz (choćby najw znioślejszy i n a j
bardziej udarow any), ani w y kształcenie (choćby najw yższe
go rzędu i najsubtelniejsze), stanow isko, m iejsce zajm ow ane w społeczeństw ie, godność, sła
w ne nazw iska, w ysokie urzędy kościelne... J e s t to wóz ogni
s ty i ty lk o m oce ogniste m ogą go poruszyć. Zaw odzi tu ge
niusz M iltona, ale może go po
ruszyć duch B rainarda, gdyż duch tego m isjonarza płonął żyw ym płom ieniem dla Boga i dla dusz. Nic ziem skiego, św ia
towego, ani sam olubnego nie w kraczało do jego życia, aby choć w n ajm niejszym stopniu stłum ić intensyw ność tego w szystko obejm ującego i w szy
stko pochłaniającego płom ienia.
M odlitw a daje początek, jak
rów nież stanow i naczynie, po
przez k tó re p rzepływ a p raw dziw e oddaw anie czci Bogu.
Duch uw ielbiania Boga je s t rów nocześnie duchem m odli
tw y. M odlitw a jest złączona z praw dziw ym uw ielbianiem Bo
ga tak ściśle, jak ciało jest złą
czone z duszą i jak serce jest złączone z życiem. Nie istn ieje praw dziw a m odlitw a bez uw iel
biania Pana, podobnie też nie m ożna uw ielbiać P an a nie m o
dląc się. K aznodzieja m usi być poddany Bogu oddając M u n a j
św iętsze uw ielbiania. To nie je s t człowiek w ykonujący jakiś zawód; usługiw anie Słowem Bożym, k tó ry m służy nie je s t bo
w iem jakim ś zawodem. J e s t to in sty tu cja Boża, polegająca na niebiańskim obcow aniu z Bo
giem w głębokiej czci i uw iel
bieniu. Służący Słow em pośw ię
cony je s t Bogu. Jego celem, am bicją, dążeniem jest sam Bóg i czynienie w szystkiego k u J e go czci, a dla osiągnięcia ta k ie go stanu, m odlitw a jest ró w nie nieodzow na, ja k pokarm jest potrzebny ciału dla pod
trzym ania życia.
G łów ną sprężyną w szelkich poczynań kaznodziei m usi być Bóg, On też m usi być źródłem i koroną w szelkich jego trudów . W szystkim w e w szystkim m u si być honor Im ienia Jezusa C hrystusa, postęp Jego sp ra wy. K aznodzieja nie m oże m ieć innego n atch n ien ia oprócz Im ienia Jezusa C hrystusa, nic nie m oże być jego am bicją po
za pragnieniem , aby uw ielbiać Jezusa, jak i nie może istnieć nic poza pracą dla Niego. A w tedy m odlitw a będzie źródłem jego oświecenia, środkiem w io
dącym do ustaw icznych postę
pów i m iarą jego powodzenia.
U staw icznym dążeniem kazno
dziei i jed y n ą am bicją — to mieć zawsze przy sobie Boga.
Jeszcze nigdy bardziej nie było potrzeba dla spraw y P a ń skiej dobitnych ilu stra c ji i w y raźnych owoców praw dziw ej m odlitw y i możliwości, k tó re sląd płyną, aniżeli w dobie o- becnej. Żaden okres czasu, ani też żadna osoba nie będą przy kładam i m ocy Ew angelii poza tym okresem czasu lub osoba
mi. które w yróżniają się głębo
ką, szczerą i serdeczną m odli
tw ą. W iek pozbaw iony m odli
tw y będzie św iatu m ógł poka
zać ty lk o szczątkow ą form ę m o
cy Bożej. Serca pozbaw ione d u cha m odlitw y, nigdy się nie w zniosą n a szczyty w iary. O- becny w iek je s t lepszy od po
przedniego pod n iek tó ry m i w zględam i, ale jest bardzo w iel
k a różnica pom iędzy popraw ą w ynik ającą w danym w ieku z z postępu cyw ilizacji, a po p ra
w ą w ynikającą z n ieprzeciętnej św iętobliw ości i podobieństw a do C h ry stu sa poprzez moc w y zw oloną w m odlitw ach.
W okresie, w k tó ry m poja
w ił się C hrystus Pan, Żydzi byli o w iele lepsi, niż w okre
sie poprzednim . B ył to złoty o- k res ich faryzejskiej religii.
Ale tenże złoty ich w iek u k rzy żow ał C hrystusa. N igdy jeszcze nie by ło ta k w iele m odlitw , a rów nocześnie ta k m ało m odli
tw y ; nigdy p rzed tem nie bvło ty lu ofiar a p rz y ty m m niej praw dziw ej ofiary; w ięcej n a
bożeństw w św iątyni, a m niej praw dziw ego nabożeństw a w u- w ielb ian iu Boga; jeszcze nigdy przedtem też nie było m niej jaw nego bałw ochw alstw a, a je d nak nigdy nie było ta k w iele duchow ego bałw ochw alstw a, jak wówczas.
Człowiek staje się św iętym ty lk o dzięki m ocy m odlitw y.
Św ięte c h a ra k te ry p ow stają i z ostają uform ow ane przy po
m ocy potęgi praw dziw ej m odli
tw y. Im praw dziw szy św ięty, ty m w ięcej w jego życiu m o
dlitw y; Im w ięcej m odlitw y, ty m w ięcej praw dziw ych św ię
tych.
Bóg m a obecnie i zawsze m iał w ielu tak ich oddanych, m odlących się kaznodziejów , ludzi w k tó ry ch życiu m odli
tw a była potężnym , w szystko k o n trolującym i w e w szystkim w idocznym czynnikiem . Św iat odczuł ich moc, Bóg usłyszał ich i posilił ich moc. S p raw a Bcża postępow ała szybko n a przód' dzięki ich m odlitw om , a św iętobliw ość św ieciła jasnym , Bożym blaskiem z ich życia.
Bóg znalazł w D aw idzie B ram ardzie jednego z takich mężów, jak ich potrzebow ał, a im ię tego człow ieka przeszło do h istorii. Nie b ył on kim ś n a d zw yczajnym , ale m im o to b ył zdolny do siania w spaniałego św iatła w każdym gronie, ró w ny n ajm ądrzejszym i n a jb a r
dziej udarow anym , nadającym
się w y b itn ie do głoszenia Sło
w a z kazalnicy, o któ re ubiega
łoby się w ielu kaznodziei, i do pracy w śród naj k u ltu ra ln ie j- szych i n ajb ard ziej w y b it
n ych ludzi, k tó rzy ogrom nie u biegali się o to, by zo
sta ł ich pastorem . P re zy d e n t E dw ards stw ierdza, pisząc o nim, że b y ł on „m łodym czło
w iekiem o w y b itn y m talencie, posiadającym niezw ykłą z n a jom ość ludzi i w szelkich spraw , odznaczającym się rzadkim d a
rem prow adzenia rozm ów, po
siadającym w y b itn ą w iedzę te ologiczną, b y ł w ięc praw dziw ie
— ja k n a ta k m łodego człow ie
ka — niezw ykłym duchow nym , szczególnie jeśli chodzi o w szel
kie sp ra w y dotyczące religii spraw dzanej w codziennym ży
ciu. N igdy nie znałem nikogo w jego w ieku i n a jego stan o wisku, k tó ry b y m u dorów ny
w ał w dokładnej znajom ości n a
tu ry i podstaw praw dziw ej re ligii. Sposób w jaki się m odlił b y ł niem al nie do naśladow a
nia i rzadko kiedy w m ym ż y ciu w idziałem coś, co b y m u w ty m w zględzie dorów nyw ało.
W iedza jego b yła bardzo w iel
ka, a posiadał też w y b itn y d a r w ym ow y” .
Z nalazłszy się sam w dzi
kich puszczach A m eryki, w al
czył w e dnie i w nocy z śm ier
teln ą chorobą, niew yszkolony w p rac y o ch arak terze dusz
pasterskim , m iał dostęp do In dian przez długi okres czasu ty l
ko przy pom ocy niezdarnego pogańskiego tłum acza, niósł Słowo Boże w sw oim sercu i w sw oim rę k u a dusza jeg o go
rzała ogniem . M iał m iejsce i w yznaczony czas n a w y lew a
n ie duszy sw ojej przed Bogiem w m odlitw ie, i dzięki tem u w całej pełni u stan o w ił reg u la rn e oddaw anie czci Bogu na tych tere n ac h i przyczynił się do w y n ikających stąd pełnych błogosław ieństw a rezultatów . W śród In d ia n nastąp iła olbrzy
m ia zm iana: z najniższego po
ziom u m oralnego i in te le k tu a l
nego, płynącego z ciem nego po- gańsw a, podnieśli się na w yso
ki poziom czystych, Bogu odda
nych chrześcijan. Porzucili w szelkie nałogi i zło, które by -
’c w śród nich ta k głęboko za
korzenione i naty ch m iast ca
łym sercem uznali za słuszne w y p ełnianie obowiązków pły