• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1968, nr 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1968, nr 10"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N PRZED SYNODEM

EW ANGELIA

ZYCIE I M YŚL CHRZEŚCIJAŃSKA 1EDN0ŚĆ

(0 WTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Warszawa,

Nr 10 ., październik 1968 r.

TREŚĆ NUMERU:

PRZED SYNODEM NAŚLADUJMY PANA O NAWRÓCENIU

ZARĘCZYNY I. MAŁŻEŃSTWO...

CHRYSTUS W CELI ŚMIERCI (2) ZGROMADZENIE W UPSALI KRONIKA

M iesięcznik „C h rześcijan in ” w y sy ła n j le i t bezpłatnie; w ydaw anie czasopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytel*

alków . W szelkie ' ofiary n a czasopism o w k ra ju , prosim y kierowaC n a k o n to : Z jednoczony Kościół E w angeliczny: PKO W arszaw a, N r 1-11-147.Z52, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie b lan k ietu . Ofia­

ry w płacane za > granicą należy k ie ro ­ wać przez oddziały z agraniczne B anku P olska K asa O pieki, n a a d res P re z y ­ dium B ady Z jednoczonego Kościoła E w angelicznego W arszaw ie, ul. Z a- górna 10.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego.

Redagiuje K olegium w następującym składzie: Józef Mrózek (Red nacz.), M ieczysław K w iecień (sekr.), Zdzi­

sław Repsz i Edward Czajko. Adres Redakcji i Adm inistracji: W arsza­

wa, ul. Zagórna. 10. Telefon Redak­

cji: 29-52-61 (wewn. 9). M ateriałów nadesłanych nie zwraca się.

RSW „ P r a s a ”, W arszaw a, S m olna 10/12. N akł. 4500 egz. O bj. 2 ark.

Zam . 1596. N-82.

W d n iach 30 listo p ad a i 1 g ru d n ia br., przy ul. Z agórnej w W ar­

szaw ie będzie obrad o w ał VI Synod naszej Społeczności kościelnej.

Z godnie ze S ta tu te m , S ynody zw oływ ane w try b ie zw ykłym zb ie ra ją się co 3 la ta , d la do k o n an ia sp raw o zd a ń i om ów ienia p rac y n a k o le jn y tr z y ­ le tn i okres. P o p rz ed n ie S ynody o b rad o w ały ta k ż e w W arszaw ie, je d n a k w in n e j sy tu a cji, niż tegoroczna. W ciągu o statn ieg o trzy lecia, życie naszej Społeczności znacznie się rozw inęło. N iek tó re ty lko z tych now ych elem en ­ tó w sp ró b u jem y te ra z p o k ró tce w ym ienić, w łączności z w y d arze n iam i zw iązanym i z h isto rią poprzed n ich pięciu Synodów .

N a I S ynodzie, k tó ry o b rad o w ał w W arszaw ie, 3 czerw ca 1953 r., z u d zia­

łe m 115 d elegatów , w k ap licy I Z boru p rz y A l. Jerozolim skich, nastąp iło u k o n sty tu o w a n ie się naszej Społeczności w te j form ie, w ja k ie j istn ieje dzisiaj. To b y ł S ynod zjednoczeniow y. I I S ynod, z ud ziałem 85 delegatów z 51 Zborów , odbył się w k ap licy I I w arszaw sk ieg o Z boru, p rzy ul. P u ­ ław skiej, w d n ia ch 29—30.9.1956 r. Jego o brady toczyły się w atm osferze k ry zy su w yw ołanego przez g ru p ę b raci, k tó rzy chcieli u sankcjonow ać p róbę ro złam u w śró d części Z borów zielonośw iątkow ych. Je d n a k nasza Społecz­

ność zo stała zachow ana przez Boga; k tó rz y m ie li odej-ść — odeszli, a ci, k tó rz y m ie li w rócić •— w rócili. Jeszcze zaś p rze d zam knięciem o b rad syno­

dalnych, n ie k tó re Z bory — przez sw oich delegatów — zgłosiły stanow czą chęć p ow rotu. N astępny, I II Synod odbył się w d niach 15—16.8.1959 r., w św ią ty n i e w .-refo rm o w an e j p rzy Ś w ierczew skiego 74 (daw ne Leszno); brało w n im u d ział 114 d eleg ató w z 72 Zborów . Do n ajw a żn iejsz y ch w y d arzeń 3-lecia spraw ozdaw czego należało w znow ienie m ies. „C h rz eścija n in ” (p rz er­

w a tr w a ła od r. 1950), o tw a rc ie D om u S ta rc ó w w O stródzie, liczne k u rsy i zjazdy. Zaczął się w ów czas okres k o n so lid ac ji ta k koniecznej do rozw oju życia Społeczności. K olejny IV Synod, ze b rał się w dn iach 18—19.8.1962 r.

ja k p o p rzed n i, w św ią ty n i re fo rm o w a n ej. U czestniczyło w nim 121 dele­

gatów . Ten S ynod k o rz y sta ł ju ż z owoców k o n so lid acji i sta b ilizac ji życia w ew n ętrzn eg o , ja k ie n a s tą p iły w ty m trzy leciu . O sta tn i z dotychczasow ych S ynodów , V<-ty, o b rad o w ał w dn iach 17—18.6.1965 r., w now ej k ap licy K o­

ścioła b aptystycznego. N a S ynod przy b y ło 107 delegatów z 64 Zborów.

M yślą p rze w o d n ią o b rad b y ła s p ra w a z w ie lo k ro tn ie n ia w y siłk u ew an g eli­

zacyjnego w szy stk ich w yznaw ców naszego K ościoła.

Od g ru d n ia 1965 r. n asza Społeczność rozpoczęła n ad a w a n ie a u d y c ji ew an ­ gelizacyjnych przez rad io , n a jp ie rw ty lk o w soboty, a od dłuższego już czasu w e w to rk i i soboty za p o śred n ic tw em T ra n s W orld R adio w M onte C arlo; au d y c ji ty c h m ożna słuchać a k tu a ln ie o godz. 17.00, w oznaczonych d n iach w p aśm ie 31 m . Część o b rad S yn o d u pośw ięcona b y ła sp raw o m o r­

g anizacyjnym ; został p rz y ję ty w ów czas „ram ow y p r o je k t” now ej ordynacji w yborczej, u zn a n y ja k o now y k ro k nap rzó d n a drodze ro zw oju jedności w ew n ątrzk o ścieln ej. K o lejn y m now ym elem en tem życia je s t budow a Domu K ościelnego. J e j rozpoczęcie zbiegło się w czasie z o b rad a m i V S ynodu (w d n iu 19 czerw ca 1965 r.). B udow ę tego D om u podzielono n a d w a etapy;

już w styczniu b r. część a d m in istra c y jn a została zagospodarow ana, w p ro ­ w ad ziły się kościelne b iu ra i re d a k c je ; w k ażd ą n iedzielę Dom K ościelny ro zb rzm iew a głosam i dzieci uczęszczających n a sw oje nab o żeń stw a w czte­

rec h g ru p ac h Szkoły N iedzielnej, podczas gdy w m ałej k ap licy odbyw ają się nab o żeń stw a I Zboru. Od p aździernika, ponadto, do pom ieszczeń na dw óch najw yższych k o n dygnacjach w prow adzą się studenci teologii z n a ­ szego K ościoła oraz z innych Kościołów, stu d iu jąc y w C hrześcijańskiej A kadem ii Teologicznej. Tegoroczny Synod będzie w ięc obradow ał „pod w łasnym dachem ” n a w arsza w sk im Pow iślu. Gdy w ięc przebiegam y m yślą ślad am i naszej św ieżej historii, skupionej w okół pięciu Synodów, w prze­

dedniu szóstego z n a jd u je m y ciągle now e jej elem enty. P rzygotow ując się do Synodu pow inniśm y je d n a k oprócz posiadania znajom ości fak tó w z życia w łasnej Społeczności i ak ty w n e j m odlitw y, p am iętać też o p o trzebie w y­

trw a łe j pracy. A jeśli pożyjem y jeszcze 3 la ta, zobaczymy, co z dalszych, now ych elem entów zyska trw a łą i d o b rą ocenę; poniew aż najw ażniejsze jest to, co Bóg ostatecznie w ludziach zbuduje, a co p rz e trw a n a w e t w tedy, gdy w szystkie m u ry i budow le św ia ta ru n ą po kolei. Sięgając do Słow a Bożego, przypom nijm y sobie przed Synodem : 1 L ist do K oryntian, rozdział 13.

W szystkim się przyda.

o.m .

(3)

N A Ś L A D U J MY PANA

„Albowiem na to też powołani jesteście, ponieważ i Chrystus cier­

piał za was, zostawiwszy wam przy­

kład, abyście naśladowali stóp Jego.

Który grzechu nie uczynił, ani zna­

leziona jest zdrada w ustach Jego.

Któremu gdy złorzeczono, nie od- złorzeczył; gdy cierpiał, nie groził, ale poruczył krzywdę Temu, który spraw iedliwie sądzi.

Który grzechy nasze na ciele Swoim zaniósł na drzewo, abyśmy obumarł­

szy grzechom w spraw iedliw ości żyli, którego siniałością uzdrowieni jeste­

ście.

A lbowiem eście byli jako owce błą­

dzące; ale teraz jesteście nawróceni do pasterza i biskupa dusz w a ­ szych”. 1 Ptr 2,21—25

J E Z U S CH RY STUS zostaw ił n am p rzy k ła d do naśladow ania, ale Jezu s nie jest p rzyk ład em chrześcijanina n a niedzielę. P ow inn iśm y być nim na co dzień. Ludzie pow inni z nas czytać, że jesteśm y chrześcijanam i. Je zu s nie jest za­

dow olony z podziw u dla Niego, On chce mieć naśladow ców p raw dziw ych. O n chce m ieć n a ­ śladow ców w iern y ch , k tó rz y by chodzili Jego śladam i zawsze.

W N orw egii w zim ie jest dużo śniegu.

Idąc kiedyś, gdy spadł duży śnieg, przez las z synkiem , torow ałem m u drogę, a chłopiec chciał iść ty lk o m oim i śladam i i to m u się w spaniale udaw ało. P a n Je zu s ta k w łaśnie chce. On pozostaw ił ślady Sw ych nóg, k tó ry m i w inniśm y iść. D aje n a m k u tem u łaskę i moc.

P rz ec z y ta n y te k st m ów i n a m o ty ch śla­

dach Jezusow ych; Jezu s nie złorzeczył — to jeden z Jego śladów ; nie groził w cierp ieniu — to d ru g i ślad... W B iblii z n a jd u jem y w iele Jego śladów. G dy cię ktoś u d erzy w jed en policzek, nadstaw m u d ru g i — to rów nież Jego ślad.

G dy ludzie odnosili się źle do Niego, On odpo­

w iadał dobrym , pisze o ty m A postoł P a w e ł w Liście do R zym ian 12,21: „złe dob ry m zw y­

ciężaj” — to też jest ślad Jezu sa. Je śli ktoś jest zły wobec nas, p o w in n iśm y pom yśleć co m oglibyśm y uczynić dla niego dobrego, i po­

w inniśm y m u to dobro uczynić. Miłość jest najm ocniejsza. M iłości nic nie jest w stan ie przezw yciężyć.

Je ste śm y pow ołani do naślad ow an ia J e z u ­ sa. Czy to jest coś, co sam o przychodzi? W E w angelii Ł u kasza czytam y: ,,I m ów ił do w s z y s t k i c h : K to chce iść za M ną, niech się zaprze sam ego siebie a niech bierze krzy ż swój na k a ż d y d z i e ń i n a śla d u je M nie” (9,23).

M am y naśladow ać Jezusa. Nasze nogi m am y

w staw iać w ślady Jezusa. J a k m am y to u rze­

czyw istnić, m ówi nam cytow any t e k s t .1 W ierzę, że w szyscy tu zgrom adzeni p ra g ­ ną naśladow ać C h ry stu sa. A le m usim y zaprzeć się sam ych siebie i w te d y m usim y dźwigać Jego krzyż, nie ty lk o w niedzielę, nie tylko dla gości, ale i w tedy, gdy na p rzy k ład w raz z ro­

dziną p rzeby w am y w dom u.

Ż ona pow inna widzieć w m ężu Jezusa.

M ąż w żonie pow inien w idzieć Jezusa. Dzieci w rodzicach, rodzice w dzieciach pow inne w i­

dzieć Jezusa.

O dziedziczyliśm y grzech po rodzicach, m a­

m y grzeszną n a tu rę i w olę, i nic tu sam i zm ie­

nić nie p o tra fim y . Bóg nie gani nas dla tej p rzyczyny. C zytam y, że Je zu s w y k u p ił nas z p rzek leń stw a grzechu. Je zu s w y k u p ił nas Sw o­

ją K rw ią. Jego K re w jest fu n d am e n te m dla naszego naśladow nictw a. A le to jest m ożliw e tylko w m ocy D ucha Św iętego. T akie życie, o k tó ry m m ówię, jest m ożliw e ty lko w mocy D ucha Św iętego. D latego P a n Bóg napełn ia nas siłą do takiego życia. N ie m ożem y u sp ra ­ w iedliw iać się naszą słabością, poniew aż P a n Bóg n apełn ia nas siłą do takiego życia. Nie m ożem y uspraw iedliw iać się naszą słabością, poniew aż P a n Je zu s je s t naszym Zbaw icielem . Z w róćm y uw agę: jest On nie ty lk o p rzy k ła ­ dem, ale i W y b a w i c i e l e m . On chce nas uw olnić od grzechów , abyśm y byli do Niego podobni.

A te ra z p y tan ie, k tó re staw ia Jezus: Co chciałbyś, abym ci uczynił? Czy chcesz, abym

P rzem ów ienie wygłoszone w Zborze w W apiennicy, w dniu 21 VII 1968 r., przez br. E. H ansena z N orw egii K azanie tłu ­ m aczył A. K om inek, a zanotow ał L. M arkow ski.

3

(4)

ci dał zw ycięstw o n a d grzechem ? C hciałbyś być uw olniony od złości, obrazy, k łam stw a i w szelkiego grzechu? Je śli tego szukasz w J e ­ zusie, to chcę ci pow iedzieć, że On cię nie za­

w iedzie. N iech ci więc udzieli łaski, abyś mógł iść Jego śladem .

M am y w sobie coś przeciw nego w oli Bożej.

To jest ten odziedziczony grzech. To są nasze grzeszne pożądliw ości. N ie m ożna au to m a ty c z ­ nie być dobrym wobec złych.

■ w

G dy m ąż w raca w po łu d n ie z pracy , obiad jest jeszcze nie gotow y. On d e n e rw u je się.

Żona łatw o odpow ie w ty m sam ym tonie. A le co pow inien uczynić m ąż, gdy obiad nie jest gotowy? „C hciałbym ci pom óc żono, w iem że m iałaś dużo p ra c y ” . Mąż o b ejm u je czule żonę i oboje szybko p rz y rz ą d z a ją obiad. To jest p rak ty c zn e chrześcijaństw o.

P rz ec z y ta jm y z L is tu do K olosan 3,17.

C zytam y tu, że w szystko co czynim y w sło ­ w ach czy uczynkach, m am y uczynić w im ię P a n a Jezusa. Czy m ógłbyś złorzeczyć w Jego im ieniu? Nie, to jest niem ożliw e. Czy możesz być złośliw y w Jeg o im ieniu? O nie, to też jest niem ożliw e. Czy p o tra fiłb y ś być dob ry m wobec złych? Tak, to m ożna, i ta k pow inniśm y żyć.

Nasze życie m usim y przeżyw ać w im ię Jezu sa C h ry stu sa. G dy chcę coś pow iedzieć, m uszę pom yśleć, iż to m a być pow iedziane w Jego

im ieniu. G dy jestem na stan o w isk u m ojej p ra ­ cy, m uszę ją w ykonać tak , jak b y to w ykonał sam Jezus. To jest bardzo dobra m ia ra naszych rozm yślań.

G dy jeste śm y w tru d n o ściach i dośw iad­

czeniach, pom yślm y: Co u czyniłby Je zu s na m oim m iejscu? W tedy D uch Ś w ięty chce nam pow iedzieć, co m am y uczynić. Je śli w ty m n a ­ staw ien iu chcem y podporządkow ać się in sp i­

ra c ji D ucha Św iętego, w te d y będziem y p ra w ­ dziw ym i naśladow cam i Jezusa. Tego jed n a k nie p o tra fim y uczynić w łasną siłą. T ylko ten, kto jest pełen w ia ry i D ucha Św iętego, może być naśladow cą Jezu sa C h ry stu sa i w ołać za w szy­

stk im i w ielkim i naśladow cam i Jego: „Tylko Jem u , Zbaw icielow i niech będzie ch w ała” .

Nie m am y nic z czego m oglibyśm y się chlubić, ale chciałbym w yrazić sw ą radość, że m ogę w śród w as przeby w ać, że zbaw ienie w Jezu sie C h ry stu sie odnosi się do w szystkich narodów .

W szyscy jeste śm y braćm i, m am y tego sa­

m ego Z baw iciela i gdziekolw iek będziem y na ziem i, jesteśm y pow ołani do takiego życia, ja ­ kim żył Zbaw iciel. A kto chce ta k żyć, znajdzie się w społeczności naśladow ców C hry stusa.

O by P a n w szy stk ich w as błogosław ił i p o ­ silał, abyśm y się w szyscy spotkali u P ana, jeśli nie będzie to m ożliw e na ziemi. A m en.

Enok Hansen

BIBLiA i T E O L O G I A

O naw róceniu

C ŁOWEM, k tó re dzisiaj nie

^ schodzi z ust ludzi jest sło­

wo: rew olucja. Co p a rę dni czy­

tam y w gazetach o k o lejn ej r e ­ w olucji w jak iejś części św ia­

ta; s ta ry porządek rzeczy zo­

sta je obalony, b y ustąp ić m ie j­

sca now em u. N aw rócenie jest swego ro d zaju rew o lu cją w ży­

ciu jednostki. S ta re siły g rze­

chu, egoizm u i zła zostają oba­

lone. Jezu s C h ry stu s zasiada na tronie. P on ad czterdzieści lat tem u prof. A. C. U nderw ood p rzed staw ił re z u lta ty sw ych studiów w p rac y z aty tu ło w an ej

„N aw rócenie chrześcijańskie i niech rześcijańskie” , w k tó rej doszedł on do n astępującego w niosku: „...naw rócenie jest niezaprzeczalnym fak te m w y ­ stęp u jący m w e w szystkich o- kresach dziejów Kościoła ch rze­

ścijańskiego”. G dy ja rozpo­

czynałem sw oją służbę ew an ­ gelizacyjną ponad dw adzieścia

pięć la t tem u, nie czy tałem ani jed n ej książki na tem a t n a ­ w rócenia. Jed n ak że, sam do­

św iadczyłem naw rócenia, gdy byłem jeszcze m łodym , szesna­

sto letn im zb u n to w an y m s tu ­ dentem . O becnie, ponad trz y ­ dzieści la t później, w spaniałość tego pierw szego sp o tk an ia z J e ­ zusem C h ry stu sem pozostaje n iezm niejszona przez czas i dojrzałość.

Z uw agi na to, że istn ieje tak a obfitość in fo rm acji do stęp ­ na w szystkim w postaci m ądrze n ap isan y ch dzieł n a tem a t n a ­ w rócenia, ograniczę m oje m yśli głów nie do k ró tk ie j an alizy n a ­ w rócenia, ta k ja k uczy i p rz e d ­ staw ia je Pism o Ś w ięte (w m o­

im rozum ieniu) oraz na p o d sta­

wie m oich osobistych ob serw a­

cji poczynionych w czasie w ie­

lu przedsięw zięć ew angeliza­

cyjnych, podejm ow anych za

p o średn ictw em k ru c ja t ew an­

gelizacyjnych, rad ia, telew izji, lite r a tu r y oraz osobistych roz­

m ów. Do naszego b iu ra n a d ­ chodzą każdego tygodnia setki niepodw ażalnych opowieści o naw ró ceniu, pisane przez ludzi, k tó ry c h życie zostało w p ew ­ n y m sensie zm ienione w w y n i­

ku tychże w ysiłków ew angeli­

zacyjnych. N a przy k ład , m a­

m y fen o m en aln y w p ro st od­

zew n a nasze au dy cje tele w i­

zyjne. N iedaw no, po trzech w ie­

czorach p ro g ra m u telw izyjnego, w k tó ry m przed staw ialiśm y p ro stą „ k e ry g m a ” (poselstwo), o trzy m aliśm y ponad m ilion li­

stów . D ziesiątki tysięcy n ad aw ­ ców ty ch listów tw ierdziło, że dośw iadczyło przeżycia n aw ró ­ cenia.

Je ste m rad, że Św iatow a R ada Kościołów zw raca bacz­

n ą uw agę n a to zjaw isko n a ­ w rócenia. Jak o zjaw isko czysto psychologiczne zagadnienie n a ­ w rócenia jest ostatnio dokład­

n iej ro zp atry w an e. A le chociaż stu d ia psychologiczne dotyczą­

ce p rob lem u przeżycia re lig ij­

(5)

nego są stosunkow o świeże (no­

we), naw rócenie jako tak ie b y ­ ło nie ty lk o sp raw ą oczyw istą dla Kościoła pierw otnego, ale także było uznaw ane za p o d sta­

wowe w ym aganie.

PRZEGLĄD BIBLIJNY jVT ie m ożna czytać Nowego

T estam entu , b y nie zau w a­

żyć, że jego poselstw o n aw o ­ łuje do decyzji. To w łaśnie J e ­ zus pow iedział: „ Jeśli się nie naw rócicie...” (Mt. 18, 3). P a ­ weł zaś pisał: „ P o jed n ajcie się z B ogiem ” (2 K or. 5, 20) oraz upom inał, że tera z Bóg „w zy­

wa w szędzie w szy stk ich ludzi, aby się u p a m ię ta li” (Dz. Ap.

17, 30). P aw eł tra k to w a ł sw o­

je pow ołanie jako urząd am b a ­ sadora C hrystusow ego: „ja k gdyby przez nas Bóg upom i­

n a ł” (2 K or. 5, 20). A w Liście J a k u b a ta k jest napisane:

„N iech wie, że ten, k to n a w ró ­ ci grzesznika z b łęd n ej drogi jego, w ybaw i duszę jego od śm ierci i z a k ry je m nóstw o g rze­

chów ” (Jak. 5, 20). P io tr zaś nauczał, że jesteśm y „odrodze­

ni nie z nasienia skazitelnego, ale nieskazitelnego, przez Sło­

wo Boże, k tó re ży je i tr w a ” (1 P t r 1, 23).

C zytając N ow y T estam en t n a tra fia m y na w iele p rz y k ła ­ dów m ów iących o tym , jak m ężczyźni i k o b iety sp o ty k a ­ li się z C h ry stu sem osobiś­

cie lub przez słyszenie zw iasto­

wanego poselstw a. Coś z nim i staw ało się! Co to było? Ja k ie j term inologii użyjem y, by to opisać? Ich przeżycia nie były identyczne, ale w iększość z nich dośw iadczyła zm iany u m y słu (myśli), n a staw ien ia i w ię k ­ szość z nich w kroczyła w cał­

kowicie now y w y m iar życia.

Oto M ateusz, k tó ry oczywiście nie m iał żadnych problem ów in telek tu aln y ch , gdy spotkał Jezusa (Mt. 9, 9). Z pew nością to pierw sze spotkan ie rozpo­

częło bieg w ydarzeń , k tó re przekształciły i zm ieniły całe życie M ateusza. Oto kobieta u studni, z poczuciem w iny, w y ­ obcowania i z nierozw iązanym i problem am i życiow ym i.

Co to za przeżycie tej kobie­

cie zdarzyło się, k tó re w ciągu kilku godzin uczyniło z niej

g orliw ą naśladow czynię C h ry ­ stusa? J a k nazw iem y to oca­

lające, odnaw iające, p rze k sz ta ł­

cające i podnoszące n a w yższy poziom przeżycie, k tó re ona m iała? J a k im słow em określim y przeżycie Zacheusza, k tó ry spo­

tk a ł C h ry stu sa i po upływ ie zaledw ie k ilk u godzin był go­

tów pow iedzieć: „P anie, oto po­

łow ę m a ją tk u m ojego d aję u- bogim , a jeślim na kim co w y ­ m usił, jestem gotów oddać w czw órnasób” (Łk. 19, 8). J a k opisać przeżycie stra ż n ik a w ię­

zienia w Filippi? T u ta j m am y do czynienia z w ypadkiem , w k tó ry m stra c h i groza w y d ają się być czynnikiem d e te rm in u ­ jącym . N a jego p y tan ie : „Co m am czynić, abym był zbaw io­

n y ? ” w ielu z nas odpow iedzia­

łoby: „W ty m stan ie em ocjonal­

n y m nie jesteś zdolny do pod­

jęcia trw a łe j d ecy zji” . W ielu z n as p osłałoby go do poradni zdrow ia psychicznego. A le P a ­ w eł ta k nie postąpił. P aw eł od­

pow iedział: „W ierz w P a n a J e ­ zusa C h ry stu sa, a będziesz zba­

w io n y ” (Dz. Ap. 16, 31). J a ­ kież pro ste zw iastow anie! Po p ro stu , w ierz! Jak iego jed n e ­ go słow a u ży jem y dla opisania ta k przekształcająceg o przeży ­ cia? Albo d alej, oto sk a rb n ik etiopski, k tó ry czyta pięćdzie­

sią ty trzeci rozdział Izajasza i nie rozum ie tego, co czyta: ,,A F ilip otw orzył u sta swe i zw ia­

stow ał m u dobrą now inę o J e ­ zusie, począw szy od tego u s tę ­ p u P ism a...” . S k a rb n ik uw ie­

rzy ł i został ochrzczony i „ ra ­ d u jąc się jechał dalej sw oją d ro g ą” (por. Dz. Ap. 8, 26-39).

J a k im jed n y m słow em nazw ać to przeżycie?

I ta k p rzez cały N ow y T e­

s ta m e n t czy tam y o ludziach k tó rz y m ieli to, zm ieniające ich życie, sp o tk anie z Jezusem C h rystusem .

M oim zdaniem , nie m a ja ­ kiegoś te rm in u technicznego do przed staw ien ia b ib lijn e j nau ki o naw róceniu. U żyw a się w ie­

lu słów dla opisania tego p rz e ­ życia, a także używ a się w ielu b ib lijn y ch opisów dla z ilu stro ­ w an ia go. Jednakże, jestem przek o n an y, po w ielu lata ch stu diow an ia P ism a Św iętego i obserw ow ania naw róceń w ży­

ciu tysięcy ludzi, że n aw róce­

nie jest czymś daleko w iększym

niż zjaw iskiem psychologicz­

nym ; jest ono „zw róceniem się”

całego człow ieka do Boga. P i­

sarze ksiąg b ib lijn y ch używ ali p ro sty c h słów dia opisania te ­ go „w ielkiego podstaw ow ego p rzeży cia” w stosunkach czło­

w ieka z Bogiem.

N aw rócenie jest zw róce­

niem się całego człow ieka do Boga; jest to całkow ite odda­

nie się C hrystusow i. N aw róce­

nie zw iązane jest z usto su n ­ kow aniem się człow ieka do Boga. P otrzeb a naw rócenia nie jest u g ru n to w an a jedynie n a tym , że człow iek jest grzeszny, ale na tym , że pozo­

sta je w buncie przeciw Bogu.

To w ynika w^yraźnie tak ze S tarego, jak i now ego T esta­

m entu . W S ta ry m Testam encie Bóg z a w a rł przym ierze z Izra ­

elem , a w zam ian oczekiwał ze stro n y lu d u m iłości i posłuszeń­

stw a. P ro ro k Ozeasz opisuje ten zw iązek Izraela z Bogiem, jak zw iązek m ałżeński, jak zw iązek n iew iasty z m ężczyz­

ną. G rzech oznaczał niew ierność żony w obec m ęża (Oz. 1, 3) i od tej niew ierności Bóg w zy­

w a Sw ój lud do upam iętan ia się i do po w ro tu do swego Bo­

ga (Oz.2, 7; 6, 1). Izajasz zaś u podabnia Izraela do synów Boga, k tó rz y b u n tu ją się p rze­

ciwko sw em u ojcu (Izaj. 1, 2) i w zyw a ich do n aw rócenia się do Tego, przeciw k tó rem u zb untow ali się (Izaj. 31, 6). J e ­ rem iasz zw raca Izraelow i u w a­

gę n a opuszczenie przez niego Ja h w e (Jer. 1, 16; 2, 13; 17. 19) i podobnie jak Ozeasz, używ a przenośni w ierności m ałżeńskiej (Jer. 3, 1). N aw ołuje Izraela do p o w ro tu do Boga, u znania swo­

jej w in y i b u n tu , do naw iąza­

nia utraconego k o n tak tu (Jer.

3, 12. 14). Słusznie podkreślił d r G eorge Ladd, że „z ty ch u- stępów P ism a jasno w ynika, iż grzech nie jest tra k to w a n y ty l­

ko jak c sum a złych uczynków lub n aru szeń kultow ych, ale jest zagadnieniem głęboko oso­

b isty m i pociąga za sobą nie­

wdzięczność, niew ierność i nie­

p osłuszeństw o Bogu. Dlatego w ezw anie do u pam iętan ia jest jest w ezw aniem dotyczącym u- p am ię ta n ia jak osobistego, ta k i narodow ego, jest naw oływ a­

niem do zm iany w ew nętrzej

(6)

dyspozycji i do zm iany sto su n ­ k u wobec B oga”. P ro ro c y nia są o p ty m istam i jeśli chodzi o ten p o w ró t do Boga, z uw agi na ciągle p o w ta rz a ją c ą się apo- stazję lud u . Jed nakże, w y g lą ­ d a ją stale tego dnia, k ied y Iz­

ra e l p raw dziw ie naw róci się i pow róci w pobożności i p o słu ­ szeństw ie do swego Boga (O- zeasz 14, 1. 7).

N aw rócenie lu b u p a m ię ta - nie (pokuta) by ły głów ną n u ­ tą w pow o łaniu J a n a C hrzci­

ciela (Mk 1, 4; M t 3, 2). Było to także n u tą p odstaw ow ą w usłu g iw an iu Jezu sa (Mk 1, 15;

M t 4, 17). Było to rów nież fu n ­ d a m e n taln y m poselstw em K oś­

cioła pierw otnego (Dz. Ap. 2, 38; 17, 30). N aw rócenie i u p a- m iętan ie (pokuta) są dwom a sposobam i opisu tego sam ego w y d arzen ia. J e s t to bardzo g ra ­ ficznie zilu stro w an e w D ziejach A postolskich 3, 19: „U p a m ię ta j- cie się i naw róćcie się, ab y b y ­ ły zgładzone grzechy w asze” . P o d staw ą n aw rócenia w No­

w y m T estam encie jest zw iasto­

w anie, że w osobie i m isji J e z u ­ sa C h ry stu sa obietnica S tareg o T e sta m en tu została spełniona.

Bóg naw iedził Sw ój lud, •łby dokonać nowego dzieła zbaw ie­

nia.

J a n C hrzciciel zw iastow ał po k u tę i naw rócenie m ając na uw adze to, co Bóg będzie czy­

nił. K ró lestw o Boże p rzy b liży ­ ło się. D la n a jb a rd zie j dro b iaz­

gowego człow ieka religii w śród fary zeu szy głosi, że fo rm alne przym ierze, w k tó ry m taką u f ­ ność po kład ali — w y n ik ające z przynależności do lu d u A b ra ­ ham a — nie w y starczy. U czest­

nictw o w zew n ętrzn y m p rz y ­ m ierzu i fo rm aln e posłuszeń­

stw o wobec Z ak onu nie w y ­ starcza —- trzeb a u p am iętać się!

L udzie m uszą pokazać przez przem ienione życie, że p rze ż y ­ li nawrócenie. T a zm iana jest w y m agan a od w szystkich, a nie tylk o od zatw ard ziałych , nisko upadły ch grzeszników (Łk

3, 12. 14).

Jezu s naw oływ ał do n a ­ w rócenia nie tylk o dlatego, że K rólestw o Boże p rzybliżyło się,

ale z uw agi n a to, że ono już nadeszło (Mt 12, 28). O biecane błogosław ieństw o K ró lestw a Bożego stało się obecnie w śró d lu dzi w Jeg o Osobie, a obec­

ność K ró lestw a Bożego w y m a ­ gała naw rócenia, tzn. osobiste­

go odzew u „Z ap raw d ę pow ia­

dam w am , jeśli się nie n a w ró ­ cicie i nie staniecie jak dzieci, nie w ejdziecie do K ró lestw a N iebios” (Mt. 18, 3). T u ta j J e ­ zus w y raźn ie p o kazuje na przy k ład zie dziecka, co m iał n a m yśli, gdy m ów ił o n a ­ w róceniu, o ty m b y stać się in n y m człow iekiem . Być dzieckiem , znaczy być goto­

w ym do p rzy jm o w an ia, p o­

trzebow ać pom ocy, m ieć p ro ­ stą, n ieskom plikow aną w iarę.

Człow iek naw róco ny sta je się m ały przed Bogiem, p rzy g o to ­ w an y na to, a b y Bóg w n im działał. Słowo p a ra le ln e w E w angelii M ark a w y ra ż a to tak : „K tokolw iek b y n ie p rz y ­ ją ł K ró lestw a Bożego ja k dzie­

cię, nie w ejdzie do N iego”

(10, 15). N aw et N ikodem a w zyw ał P a n do „n arodzenia się n a now o” . N ikodem był człow iekiem o w ysokim pozio­

m ie m oralności, nadzw yczaj re lig ijn y ; był n a w e t pro feso­

rem teologii. Jed n ak że, Jezu s w skazyw ał na to, że „ fo rm a ” relig ii nie w y starcza. T en czło­

w iek m usiał przeżyć „now e Cel m isji Jezu sa m oże być streszczony w Jego w ezw aniu (naw oływ aniu) do u p am iętan ia (Łk 5, 32). Jego cuda są w ezw a­

niem do p o kuty (Mt. 11, 21).

N aw oływ anie do naw rócenia jest w ezw aniem do odw rócenia się od w szystkiego innego, i n a ­ śladow ania Jezu sa w życiu oso­

b isty m i pobożności. W łaśnie dlatego P a n a zew: „P ójd ź za M n ą” , k tó ry jest n ajp ro stszą fo rm ą Jego poselstw a (Mk 1, 17; 2, 14) jest rów noznaczny z: „u pam iętajcie się i w ierzcie E w an g elii” (Mk 1, 15). Takie U czestniostw o nie jest jakim ś apelem, em ocjonalnym do za­

sm ucenia się z p ow du grzechu i obrócenia się k u sp ra w ie d li­

wości. Nie jest to także w e ­ zw anie do in te le k tu a ln e g o p rzy ję cia n au k i Jezu sa i n a śla ­ dow ania Jego p rzy k ład u . Nie jest rów nież apel n a tu ry re li­

g ijn ej n aw o łu jący do po dda­

nia się pew nym ak tom r y tu a l­

n ym jako uczynkom pokuty.

J e s t to w istocie w ezw anie do całkowitego, osobistego odda­

nia siebie samego Osobie Je­

zusa Chrystusa (Łk 9, 57).

D la m nie w zasadzie nie m a różnicy m iędzy Jezusow ym w zy w an iem do p o k u ty w Ew angeliach, a ty m sam ym w ezw aniem A postołów po J e ­ go w niebow stąpieniu. Jezus w zyw a do naw rócenia, ponie­

w aż K rólestw o Boże jest obe­

cne w śród lud zi w Jego oso­

bie, słow ach i czynach. K oś­

ciół p ierw o tn y naw oływ ał do naw rócenia, gdyż błogosła­

w ieństw o K ró lestw a Bożego p rzyszły do ludzi w śm ierci i z m a rtw y ch w sta n iu Jezusa. Te w y darzen ia w y m a g a ją osobi­

stego odzew u ze stro n y czło­

w ieka, u p am iętan ia się, obró­

cenia się do C h ry stu sa jako P a n a i Z baw iciela, do n aw ró ­ cenia (Dz. Ap. 2, 38; 3, 19).

W łaściw ie jed yn ą drogą p ro ­ w adzącą do tego K rólestw a jest u p am iętan ie (pokuta) i w iara. To n aw oływ anie do naw rócenia jest kierow an e za­

rów no do Izra e la (Dz. Ap. 2, 22; 3, 25) ja k i do pogan (Dz.

Ap. 17, 30). W ym aga ono oso­

bistego odzew u na zw iastow a­

nie D obrej N ow iny o Bożym dziele o dkupienia w Jezusie C hrystusie, a sk u tkiem tego odzew u jest życie wieczne (Dz. Ap. 11, 18). U pam iętaniu (pokucie) tow arzyszy w iara.

Odzew na słowo Ew angelii m oże być określony jako u- p am iętan ie przed Bogiem i w ia ra w P a n a Jezu sa C h ry ­ stu sa (Dz. Ap. 20, 21). W iara w Jezu sa C h ry stu sa oznacza odw rócenie się od grzechu (Dz.

Ap. 3, 26; 8, 22) i zwrócenie się do Boga (Dz. Ap. 20, 21;

26, 20).

NAWOŁYWANIE DO NAWRÓCENIA Z"1 zęsto jestem zapytyw any

^ o to, dlaczego w zyw am lu ­ dzi do „w yjścia n ap rzó d ” i do publicznego podjęcia decyzji.

Oczywiście, nie jest to koniecz­

n e dla przeżycia nawrócenia.

Jed nak że, m a to zdrow ą psy­

chologiczną i b ib lijn ą podsta-

(c ią g dalszy na str. 11)

(7)

Zaręczyny i małżeństwo w świetle Słowa Bożego

J E Ż E L I pobieżnie czytam y siódm y rozdział

^ p ie rw s z e g o lis tu do K o ry n tia n , odnosim y w rażenie, że A postoł P aw eł staw ia w yżej stan w olny niż sta n m ałżeński. G dy jed n a k b adam y tę sp raw ę g ru n to w n ie j w św ietle całego P ism a Św iętego, p rzek o n u jem y się, że n o rm a ln y stan to stan m ałżeński, n ato m ia st życie w stan ie w olnym należy raczej do w y jątk ó w .

Za stan em m ałżeńskim p rze m aw ia ją p rze ­ de w szy stk im n a stę p u jąc e w zględy:

1. 1 Mojż. 2:18 — Nie dobrze być człowiekowi samemu. Jeżeli jed en m ałżonek upada, d ru ­ gi go podnosi. O boje m ają w sp ó ln y cel w życiu, dzielą w spólną radość (a w te d y jest ona podw ójna) i w spó lny sm u tek (w tedy zm niejsza się on do połowy). W dom u w y ­ tw a rz a się ciepło rodzinne. P osiadanie „w ła­

snego k ą ta ” u suw a w iele niew ygód.

2. 1 Mojż. 1:28 — „Rozradzajcie się i rozmna­

żajcie się.” J e s t to p rzy k a z a n ie Boże, a m o­

że ono być w ypełnione jed y n ie w m ałżeń ­ stw ie. Słowo Boże z a b ra n ia stosunków pozar m ałżeńskich. Bardzo c h a ra k te ry sty c z n y jest 15 w iersz 2 rozdziału 1 listu do T y m o te u ­ sza, gdzie czytam y, że n iew iasta zbaw iona będzie przez rodzenie dziatek, jeśli zosta­

nie w w ierze i w m iłości i w św iętobliw ości ze skrom nością.

3. 1 K or. 7:9 — „Lepiej w stan małżeński wstąpić, aniżeli się rozpalać.” W iersz ten zaczyna się od słów: „A le jeśli się w s trz y ­ m ać nie m ogą, niechże w stan m ałżeński w stą p ią .” Inaczej m ówiąc: kto nie m a d a ru w strzem ięźliw ości, lep iej zrobi, że w stąp i w sta n m ałżeński, niż g dyby m iał zostać w sta n ie w olnym . Nie będzie w te d y n arażo n y na „u p a le n ie ” , nie będzie w te d y m usiał prow adzić w alk i ze sw ym i w łasn y m i po- żądliw ościam i na tle seksualnym . A postoł P aw eł dodaje jeszcze: „A le ze w zględu na niebezpieczeństw o w szeteczeństw a niech każdy m a sw oją żonę, i każda niech aj m a w łasnego m ęża” (1 K or. 7:2). P oniew aż d a r w strzem ięźliw ości w y stę p u je stosunkow o rzadko., i z ty ch w ersetów w yn ik a, że sta n m ałżeński jest stan em norm alny m , n a tu ra l­

nym , a stan w oln y raczej w y jątk iem . 4. M at. 19:5— 6 —- „D latego opuści człow iek

ojca i m atk ę i złączy się ze sw oją żoną, i będą oboje jed n y m ciałem . Co więc Bóg złączył, człow iek niechaj nie rozdziela” . M ałżeństw o jest in sty tu c ją Boską i sam Bóg łączy m ęża z żoną.

5. Słowo Boże n a u k ę zab ran iającą w stępow ać w m ałżeństw o zalicza do n a u k diabelskich (1 Tym . 4:1— 3). Z tego w ynika, że ludzie takiego zakazu nie m ogą w ydaw ać i że Bóg chce, ab y w ty m w zględzie panow ała w ol­

ność.

O m ów m y z kolei w zględy przem aw iające za sta n e m w olnym :

1. W okresie prześladowań i ucisku lepiej nie w stępow ać w zw iązek m ałżeński. Człowiek w olny łatw iej tak i okres p rze trw a sam niż człow iek obarczony rodziną (1 Kor. 7:1 i 26— 28).

2. Jeżeli ktoś chce poświęcić życie służbie Pańskiej, lepiej zrobi, jeśli pozostanie w stanie w olnym . D otyczy to zwłaszcza nie­

wiasty gdyż życie m ałżeńskie i rodzinne b ard ziej je ab so rb u je niż m ężczyzn (1 Kor.

7:32— 34). Je śli zaś chodzi o biskupów i diakonów , n a p rzy kład , Słowo Boże zaleca, b y m ieli żony i by dziatki sw e trzy m ali w posłuszeństw ie i dobrze nim i rządzili (1

Tym. 3).

3. Je śli ktoś m a dar wstrzem ięźliwości, lepiej zrobi, jeśli nie będzie w stępow ał w związek m ałżeński (1 K or. 7:7— 8).

Wybór małżonka to — po n aw róceniu — n ajw ażniejsza decyzja w ziem skim życiu. M ęż­

czyzna i kobieta żyjący z sobą w spólnie przez długie la ta w p ły w a ją n a siebie w zajem nie jak n ik t n a świecie. Z tego to pow odu kro k ten m usi być poprzedzony w ielom a m odlitw am i, a w m iarę m ożności tak że om ów iony z kim ś dośw iadczonym w tych spraw ach. Inicjaty w a spoczyw a w ręk ach m ężczyzny. Kobiecie nie w y p ad a oświadczać się; ona czeka. Jeśli jed ­ n a k ktoś się jej oświadczył, doświadcza, czy jest to ten, którego jej posłał Bóg.

O kres m iędzy p rzy jęciem ośw iadczyn a zaw arciem zw iązku m ałżeńskiego nazyw am y narzeczeństw em . Zaręczyny należy trak to w ać ta k sam o pow ażnie ja k sam o m ałżeństw o z tym jed n y m w y jątk iem , że zaręczyn y m ożna ze­

rw ać, n ato m iast m ałżeńsw o w edług Słow a Bo­

żego jest nierozerw alne. Z erw anie zaręczyn może jed n a k nastąpić ty lk o w tedy, gdy zna­

lazły się n a p ra w d ę w ażne k u tem u pow ody np.

narzeczony (lub narzeczona) uchodził za czło­

w ieka naw róconego, a okazało się, że nim nie jest, albo w okresie n arzeczeństw a wyszło na jaw , że jest on obarczony nieuleczalną choro­

bą psychiczną itp.

7

(8)

J e śli m ałżeń stw o m a być z a w arte w edług woli Bożej, m uszą być spełnione pew ne w a­

ru n k i. Są one n astęp u jące:

1. Obie strony muszą być Bożą w łasno­

ścią. Zw iązanie się dziecka Bożego w ęzłem m ałżeńskim z dzieckiem tego św iata pociąga zw ykle za sobą w iele boleści, tro s k i poniżenia, oraz pow oduje b ard zo często ostygnięcie w ia ­ ry, i dlatego B iblia p rze d ta k im zw iązkiem przestrzeg a (2 K or. 6:14— 18).

2. Osoba w stę p u ją c a w zw iązek m ałżeński m usi m ieć przekonanie, że obie strony Bóg dla siebie przeznaczył i On też łączy. Pew ność tę dać m oże jedy nie Bóg; jest ona połączona z uczuciem p okoju i błogości. U zyskać to m oże­

m y przez m odlitw ę. Je śli P a n Jezu s m ówi: „O cokolw iek prosić będziecie w im ien iu moim, uczynię to ” (Ew. J a n a 14:13), odnosi się to ta k ­ że do sp raw m ałżeńskich. M ęża lub żonę m oż­

n a od Boga w ym odlić. A tak i w ym odlony m ałżonek, jest najlep szy m m ałżonkiem . Salo­

m on piszę, że dom i m ajętn o ść dziedzictw em przypad a po rodzicach, ale żona ro ztro p n a jest od P a n a (Przyp. Sal. 19:14), i że kto znalazł żonę, znalazł rzecz do b rą i dostąpił łaski od P a n a (Przyp. Sal. 18:22).

3. Z anim m ężczyzna ośw iadczy się sw ej w y b ran ej, w inien uzyskać zgodę i błogosła­

w ieństw o sw ych rodziców — zw łaszcza jeśli są oni rów nież dziećm i Bożym i. Podobnie nie­

w iasta, zanim p rz y jm ie ośw iadczyny w in na otrzym ać ap ro b a tę sw oich rodziców i ich błogo­

sław ieństw o. W b ra k u rodziców za stę p u ją ich w ychow aw cy. P ią te przy k azan ie (w edług ko­

lejności b ib lijn ej) jest p ierw szy m p rz y k a z a ­ niem połączonym z obietnicą: „Czcij ojca tw ego i m atk ę tw oją..., a b y przed łu żo n e b y ły dni tw oje, i żebyć się dobrze działo n a ziemi, k tó rą P an, Bóg tw ój, da to b ie” (5 Mojż. 5:16). W ta k w ażnych sp raw ach jak m ałżeństw o rodzice w inn i być uczczeni przez to, że się do> nich zw raca o ra d ę i błogosław ieństw o. Z resztą ro ­ dzice n a jle p ie j życzą sw em u dziecku i bard ziej je m iłu ją niż dziecko rodziców.

4. M ożna zaw ierać zw iązek m ałżeński z ta ­ kim człow iekiem , k tó ry m a odpow iednie zdro­

w ie. G ruźlicy, osoby obciążone chorobą u m y ­ słow ą itp . nie pow inni się żenić w zględnie w y ­ chodzić za mąż.

5. P rz y n ajm n ie j jeden z m ałżonków m usi m ieć odpow iednie środki m aterialne do życia.

S k ra jn e ubóstw o m oże stać się p rzyczyną w ie­

lu tro sk i ko n flik tó w m ałżeńskich.

6. Obie stro n y w in n y pochodzić z podob­

nego środowiska, m uszą sobie odpow iadać w ie ­ kiem , w ychow aniem , w ykształceniem , sposo­

bem życia. Jedn o ść n a jb a rd zie j cem en tuje m ałżeństw o.

7. Osobę, z k tó rą chcem y zaw rzeć zw iązek m ałżeński, oceniam y nie ty lk o in telek tem , lecz

także sercem . I dlateg o miłość do drugiej stro ­ n y jest konieczna p rzy zaw ieran iu m ałżeń­

stw a. A czkolw iek m iłość jest tu elem entem isto tn y m , m usi ona być k o n trolo w ana przez rozum . P a n Bóg dał n a m rozum i serce. Jedno

k o n tro lu je d ru gie i jedno u zupełnia drugie.

K to w stę p u je w zw iązek m ałżeński w inien sobie zdaw ać spraw ę z tego, że m ałżeństwo jest czymś w ięcej niż spółką (jak to n iektórzy określają) — je s t jednością. J e s t ono poczwór­

ną jednością:

a) biologiczną. Mąż i żona to jedno ciało (Mat.

19:5) i dlatego, k to m iłu je żoną sw oją, sa­

m ego siebie m iłu je (Ef. 5:28).

b) gospodarczą. O boje p row adzą w spólny dom, w spólne gospodarstw o, i oboje p rac u je nad zaspokojeniem w szelkich potrzeb m a te ria l­

nych.

c) psychiczną. D zielą radości i sm utki, m ają w spólne zaintereso w ania, dążą do tego, by życiem ich k iero w ała jed n a wola.

d) duchową. W spólnie się m odlą, m ają ten sam cel p rzed oczym a, k ieru je nim i ten sam P an . M ąż jest dla żony b rate m , a żona dla m ęża — sio strą w C hrystusie. Łączą ich w ięc podw ójne w ęzły — cielesne i d u ­

chowe.

W stęp u jący w zw iązek m ałżeński w inien także wiedzieć, jak i jest cel małżeństwa w św ietle P ism a Św iętego. M ożna b y o ty m w ie­

le pow iedzieć, m y podam y jed n ak tylk o 3 głów ne p u n k ty :

1. Małżonkowie żyją dla Boga. On zajm uje w ich dom u pierw sze m iejsce, ta k jak to było z A dam em i Ew ą przed ich upadkiem . 2. Małżonkowie żyją dla siebie. W iąże ich nie

ty lk o m iłość cielesna (1 K or. 7:2— 6 i P io tra 3:7), lecz także miłość duchow a, Boża, którą N ow y T estam en t n azyw a po grecku agape.

Ich w zajem n y stosu nek jest odzw ierciedle­

niem stosunku, jak i istn ieje m iędzy C h ry ­ stusem a K ościołem (Ef. 5:22— 33). W szel­

kie pozam ałżeńskie sto su nk i płciow e nazyw a B iblia cudzołóstw em , a cudzołóstwo jest grzechem . P a n Je zu s idzie jeszcze dalej i pow iada, że „każdy, kto p a trz y na nie­

w iastę i pożąda jej, już popełnił z nią cudzołóstw o w sercu sw oim ” (Mat. 5:28).

3. Małżonkowie żyją dla swych dzieci. Dzieci są dziedzictw em od P a n a i w y razem Jego błogosław ieństw a (P salm y 127 i 128; 1 Mojż.

9:7; 1 Tym. 2:15). Z adaniem rodziców jest zaspokojenie ich potrzeb m ate ria ln y c h i duchow ych oraz n ależy te ich w ychow anie.

K ró tk ie te rozw ażania kończym y n a stęp u ­ jącym Słow em Bożym: „A zatem niechaj i każdy z w as m iłu je żonę sw oją, jak siebie sa­

mego, a żona niechaj pow aża m ęża swego” (Ef.

5:33).

Józef Mrózek

(9)

CHRYSTUS W CELI ŚMIERCI (2)

QONDO

„Przemijamy tak, jak opadają liście z drzew...”

QONDO, w ysoki silny m ężczyzna o czarny ch oczach i k ró tk ie j czarn ej brodzie, osadzony zo­

stał w w ięzieniu w P re to rii za zabicie jakiegoś E uropejczyka. Od daw na b y ł chrześcijaninem , należał do społeczności szw edzkich lu te ra n a później przy łączyś się do g ru p y n azy w ającej się „ap o sto lsk ą”. Do sk ład an y ch przez niego zapew nień, że jest niew inny, nie p rzy w ią z y ­ w ałem specjaln ej uw agi. O dw iedzałem go je d ­ nakże re g u la rn ie przez 9 tygodni. G dy z b ie­

giem czasu nasz w z a jem n y k o n ta k t duchow y stał się silniejszy, zacząłem zdaw ać sobie coraz częściej z tego spraw ę, że Qondo nie m ógłby oszukiwać, dla ra to w a n ia swego życia. Moż­

liwość w g lą d u w a k ta p rocesu pozw oliła mi upew nić się, że w sp raw ie Qondo zaszła jak aś fata ln a pom yłka, k tó re j zaw iłości znane były tylko głów nem u ze św iadków . Lecz, czy m ój osąd był słuszny wobec zdania odpow iedzial­

nych ludzi znających całość spraw y, tw o rzą ­ cych najw yższą in sta n c ję i b ad ający ch ak ta spraw y raz jeszcze? Z d ru g ie j zaś stro n y, ist­

nieje coś w ro d zaju w ew n ętrzneg o przekonania, coś, co pozw ala na w yrobien ie sobie p raw d z i­

wego obrazu spraw y , w b re w w szy stk im oko­

licznościom. Qondo pozostał całkow icie spo­

kojny, gdy m u zakom unikow ałem , że w yrok skazujący go, jest nieodw ołalny. W chw ilę potem, uklęk liśm y . Jego m odlitw ę p raw ie do­

słownie udało m i się u trw a lić w m oim n o ta t­

niku. Oto jej słowa:

„W ołam do Ciebie, o m ój Boże! P rzy g o to w u ję się, aby opuścić ten św iat. M ój Jezu , weź mnie w Sw oje ręce. M uszę um rzeć, chociaż nie popełniłem w in y; u m ieram tak , ja k T y u m ie­

rałeś za cudze grzechy; za innych. U m ieram , lecz nie p opełniłem zbrodni. O bdarz m nie po­

kojem . T y wiesz, że nie p rzelałem k rw i żad­

nego człow ieka. Z m iłuj się n a d m oim i dzieć­

mi. Z m iłuj się n a d ty m i, k tó rz y tę zbrodnię popełnili. P rzeb acz im, o Ojcze niebiański. Oni nie rozum ieją tego, co zrobili. O, D uchu św ię­

tości ,odchodzę z czystym sercem . W pokoju opuszczam tę ziem ię. P rz y jm ij m nie. U czyń, abym w szedł do czystości N iebios.”

Opisanie uczuć, k tó re p rze p e łn ia ły nasze se r­

ca w tej godzinie, jest niem ożliw e. Jed n o jest praw dą, że n a p rze k ó r w szelkiej grozie, ani na jeden m om ent nie zapanow ało n ad nim zw ątpienie; a niezw ykłe św iatło w ia ry zakryło wszystko.

T rudno m i jest obecnie przed staw ić w szystkie szczegóły tej w alki, prow adzonej o zachow a­

nie życia skazanego, zwłaszcza zaś wobec b ra ­ ku p rze k o n a n ia o jego w inie. I dla nas chrze­

ścijan w alk a ta posiada rela ty w n e znaczenie.

W ty m w y p a d k u zakończyła się ona porażką.

Lecz jednocześnie niew ątpliw e było zw ycięst­

wo łask i Bożej, k tó re w yraziło się w m od lit­

w ach Qondo:

„W im ię Ojca, i Syna, i D ucha Świętego'.

A m en. O, Boże, duch m ój należy do Ciebie.

W tw oim k ró lestw ie w iele jest m ieszkań, o, Ojcze w niebiosach niebios. U dziel mi siły, w iele siły, żebym ju tro m ógł pójść bez trw o ­ gi... P rz em ija m y tak , jak op adają liście z drzew ! P roszę Cię o ludzi z m ojego narodu;

niech serce tego lu d u nie u stan ie pod ciężarem cierpień! N iech podniesie się w górę! Niechaj m ój lu d nie zw raca uw agi na białych, lecz z czystym sercem niech spogląda na Ciebie!

Ojcze niebiański, w iem , że w zyw asz m nie do Siebie; i wiesz, że niczego nie u k ry w a m przed Tobą. C ierpię. Z m iłuj się nad e m ną, w im ieniu Tego, k tó ry u m a rł i zm artw y chw stał; którem u na im ię Jezu s C h ry stu s i k tó ry jest naszym P anem . A m en .”

O statn ia m odlitw a Qondo:

„Ojcze niebiański, oddaję Ci cześć i chw ałę w głębi ducha, k tó ry w k ró tce rozdzieli się z m o­

im śm ie rte ln y m ciałem . Spoglądam w górę.

W yjdź mi n a przeciw ... P rz y jm ij m nie. Zm iłuj się. W szyscy odchodzący w zy w ają Twego im ie­

nia!”

W tej godzinie w spólnoty, odczuwa się obec­

ność P an a. Ś piew aliśm y pieśni w języku zulu.

P o w tarzaliśm y słow a E w angelii. A potem gdy p rzyszedł u rzęd n ik w ięzienny, Qondo pełen spokoju, w pełni pogodzony, ośw iadczył uro ­ czyście: „W iem, że sąd skazał m nie na p o d sta­

w ie fałszyw ego św iadectw a. Jeszcze raz w y ­ znaję, że jestem niew inny. U m ieram za zbrod­

nię, k tó re j nie pop ełniłem ” .

P o tem Qondo pozw olił się zakuć w k ajdan y.

Lecz na tw a rz y jego lśn iła radość. Pocieszałem go jeszcze i dodaw ałem odwagi. Przez próg przeszedł energicznie: a idąc śpiew ał chw a­

lebną pieśń. Jeszcze k ilk a kroków w stronę szubienicy; jego ciało poleciało w dół, lecz duch już w yzw olony, w stąp ił w pełność św iatła.

9

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jezus upadł na ziem ię pod ciężarem straszliwych grzechów, zbrodni, nałogów, chorób, cierpień i w szelkiego rodzaju niesz­.. część — całej ludzkości i

Otrzymane listy z wyrazam i współczucia stanowią dla mnie cenną pamiątkę a zarazem są dowodem, że w w ielkiej Rodzinie Bożej mam w ielu przyjaciół, na

go ówczesna, toi jest przed jego wybawieniem jest dokładnym duchowym obrazem w ew nętrz­.. nego stanu

Pobłogosław Słowo Twoje, głoszone i dzisiaj przez Pana Jezusa Chrystusa.. _ Tam też stał Abraham i wstawiał się za grzesznym miastem do Sprawiedliwego

na, pragnąłby dotknąć Jego człowieczego ale zm artw ychw stałego ciała, zamęczonego przez ludzki grzech i rękam i ludzi.. Chrystus Pan po sw ym Z m artw

drodze jedności ruchu ewangelicznego w łatach

Pan jeszcze je st cierpliwy, ale może to dla ciebie jest ostatni rok Jego cierpliwości, a może dzisiejszy dzień jest ostatnim, dniem, w którym On jeszcze

roku niech rozmyślania nasze 0 Bogu nie tylko płyną w stecz, lecz niech i wybiegają naprzód.. I to jest dla nas zachętą, byśmy, optym istycznie