C H R Z E Ś C I J A N I N PRZED SYNODEM
EW ANGELIA
ZYCIE I M YŚL CHRZEŚCIJAŃSKA 1EDN0ŚĆ
(0 WTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok założenia 1929 Warszawa,
Nr 10 ., październik 1968 r.
TREŚĆ NUMERU:
PRZED SYNODEM NAŚLADUJMY PANA O NAWRÓCENIU
ZARĘCZYNY I. MAŁŻEŃSTWO...
CHRYSTUS W CELI ŚMIERCI (2) ZGROMADZENIE W UPSALI KRONIKA
M iesięcznik „C h rześcijan in ” w y sy ła n j le i t bezpłatnie; w ydaw anie czasopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytel*
alków . W szelkie ' ofiary n a czasopism o w k ra ju , prosim y kierowaC n a k o n to : Z jednoczony Kościół E w angeliczny: PKO W arszaw a, N r 1-11-147.Z52, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie b lan k ietu . Ofia
ry w płacane za > granicą należy k ie ro wać przez oddziały z agraniczne B anku P olska K asa O pieki, n a a d res P re z y dium B ady Z jednoczonego Kościoła E w angelicznego W arszaw ie, ul. Z a- górna 10.
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewangelicznego.
Redagiuje K olegium w następującym składzie: Józef Mrózek (Red nacz.), M ieczysław K w iecień (sekr.), Zdzi
sław Repsz i Edward Czajko. Adres Redakcji i Adm inistracji: W arsza
wa, ul. Zagórna. 10. Telefon Redak
cji: 29-52-61 (wewn. 9). M ateriałów nadesłanych nie zwraca się.
RSW „ P r a s a ”, W arszaw a, S m olna 10/12. N akł. 4500 egz. O bj. 2 ark.
Zam . 1596. N-82.
W d n iach 30 listo p ad a i 1 g ru d n ia br., przy ul. Z agórnej w W ar
szaw ie będzie obrad o w ał VI Synod naszej Społeczności kościelnej.
Z godnie ze S ta tu te m , S ynody zw oływ ane w try b ie zw ykłym zb ie ra ją się co 3 la ta , d la do k o n an ia sp raw o zd a ń i om ów ienia p rac y n a k o le jn y tr z y le tn i okres. P o p rz ed n ie S ynody o b rad o w ały ta k ż e w W arszaw ie, je d n a k w in n e j sy tu a cji, niż tegoroczna. W ciągu o statn ieg o trzy lecia, życie naszej Społeczności znacznie się rozw inęło. N iek tó re ty lko z tych now ych elem en tó w sp ró b u jem y te ra z p o k ró tce w ym ienić, w łączności z w y d arze n iam i zw iązanym i z h isto rią poprzed n ich pięciu Synodów .
N a I S ynodzie, k tó ry o b rad o w ał w W arszaw ie, 3 czerw ca 1953 r., z u d zia
łe m 115 d elegatów , w k ap licy I Z boru p rz y A l. Jerozolim skich, nastąp iło u k o n sty tu o w a n ie się naszej Społeczności w te j form ie, w ja k ie j istn ieje dzisiaj. To b y ł S ynod zjednoczeniow y. I I S ynod, z ud ziałem 85 delegatów z 51 Zborów , odbył się w k ap licy I I w arszaw sk ieg o Z boru, p rzy ul. P u ław skiej, w d n ia ch 29—30.9.1956 r. Jego o brady toczyły się w atm osferze k ry zy su w yw ołanego przez g ru p ę b raci, k tó rzy chcieli u sankcjonow ać p róbę ro złam u w śró d części Z borów zielonośw iątkow ych. Je d n a k nasza Społecz
ność zo stała zachow ana przez Boga; k tó rz y m ie li odej-ść — odeszli, a ci, k tó rz y m ie li w rócić •— w rócili. Jeszcze zaś p rze d zam knięciem o b rad syno
dalnych, n ie k tó re Z bory — przez sw oich delegatów — zgłosiły stanow czą chęć p ow rotu. N astępny, I II Synod odbył się w d niach 15—16.8.1959 r., w św ią ty n i e w .-refo rm o w an e j p rzy Ś w ierczew skiego 74 (daw ne Leszno); brało w n im u d ział 114 d eleg ató w z 72 Zborów . Do n ajw a żn iejsz y ch w y d arzeń 3-lecia spraw ozdaw czego należało w znow ienie m ies. „C h rz eścija n in ” (p rz er
w a tr w a ła od r. 1950), o tw a rc ie D om u S ta rc ó w w O stródzie, liczne k u rsy i zjazdy. Zaczął się w ów czas okres k o n so lid ac ji ta k koniecznej do rozw oju życia Społeczności. K olejny IV Synod, ze b rał się w dn iach 18—19.8.1962 r.
ja k p o p rzed n i, w św ią ty n i re fo rm o w a n ej. U czestniczyło w nim 121 dele
gatów . Ten S ynod k o rz y sta ł ju ż z owoców k o n so lid acji i sta b ilizac ji życia w ew n ętrzn eg o , ja k ie n a s tą p iły w ty m trzy leciu . O sta tn i z dotychczasow ych S ynodów , V<-ty, o b rad o w ał w dn iach 17—18.6.1965 r., w now ej k ap licy K o
ścioła b aptystycznego. N a S ynod przy b y ło 107 delegatów z 64 Zborów.
M yślą p rze w o d n ią o b rad b y ła s p ra w a z w ie lo k ro tn ie n ia w y siłk u ew an g eli
zacyjnego w szy stk ich w yznaw ców naszego K ościoła.
Od g ru d n ia 1965 r. n asza Społeczność rozpoczęła n ad a w a n ie a u d y c ji ew an gelizacyjnych przez rad io , n a jp ie rw ty lk o w soboty, a od dłuższego już czasu w e w to rk i i soboty za p o śred n ic tw em T ra n s W orld R adio w M onte C arlo; au d y c ji ty c h m ożna słuchać a k tu a ln ie o godz. 17.00, w oznaczonych d n iach w p aśm ie 31 m . Część o b rad S yn o d u pośw ięcona b y ła sp raw o m o r
g anizacyjnym ; został p rz y ję ty w ów czas „ram ow y p r o je k t” now ej ordynacji w yborczej, u zn a n y ja k o now y k ro k nap rzó d n a drodze ro zw oju jedności w ew n ątrzk o ścieln ej. K o lejn y m now ym elem en tem życia je s t budow a Domu K ościelnego. J e j rozpoczęcie zbiegło się w czasie z o b rad a m i V S ynodu (w d n iu 19 czerw ca 1965 r.). B udow ę tego D om u podzielono n a d w a etapy;
już w styczniu b r. część a d m in istra c y jn a została zagospodarow ana, w p ro w ad ziły się kościelne b iu ra i re d a k c je ; w k ażd ą n iedzielę Dom K ościelny ro zb rzm iew a głosam i dzieci uczęszczających n a sw oje nab o żeń stw a w czte
rec h g ru p ac h Szkoły N iedzielnej, podczas gdy w m ałej k ap licy odbyw ają się nab o żeń stw a I Zboru. Od p aździernika, ponadto, do pom ieszczeń na dw óch najw yższych k o n dygnacjach w prow adzą się studenci teologii z n a szego K ościoła oraz z innych Kościołów, stu d iu jąc y w C hrześcijańskiej A kadem ii Teologicznej. Tegoroczny Synod będzie w ięc obradow ał „pod w łasnym dachem ” n a w arsza w sk im Pow iślu. Gdy w ięc przebiegam y m yślą ślad am i naszej św ieżej historii, skupionej w okół pięciu Synodów, w prze
dedniu szóstego z n a jd u je m y ciągle now e jej elem enty. P rzygotow ując się do Synodu pow inniśm y je d n a k oprócz posiadania znajom ości fak tó w z życia w łasnej Społeczności i ak ty w n e j m odlitw y, p am iętać też o p o trzebie w y
trw a łe j pracy. A jeśli pożyjem y jeszcze 3 la ta, zobaczymy, co z dalszych, now ych elem entów zyska trw a łą i d o b rą ocenę; poniew aż najw ażniejsze jest to, co Bóg ostatecznie w ludziach zbuduje, a co p rz e trw a n a w e t w tedy, gdy w szystkie m u ry i budow le św ia ta ru n ą po kolei. Sięgając do Słow a Bożego, przypom nijm y sobie przed Synodem : 1 L ist do K oryntian, rozdział 13.
W szystkim się przyda.
o.m .
N A Ś L A D U J MY PANA
„Albowiem na to też powołani jesteście, ponieważ i Chrystus cier
piał za was, zostawiwszy wam przy
kład, abyście naśladowali stóp Jego.
Który grzechu nie uczynił, ani zna
leziona jest zdrada w ustach Jego.
Któremu gdy złorzeczono, nie od- złorzeczył; gdy cierpiał, nie groził, ale poruczył krzywdę Temu, który spraw iedliwie sądzi.
Który grzechy nasze na ciele Swoim zaniósł na drzewo, abyśmy obumarł
szy grzechom w spraw iedliw ości żyli, którego siniałością uzdrowieni jeste
ście.
A lbowiem eście byli jako owce błą
dzące; ale teraz jesteście nawróceni do pasterza i biskupa dusz w a szych”. 1 Ptr 2,21—25
J E Z U S CH RY STUS zostaw ił n am p rzy k ła d do naśladow ania, ale Jezu s nie jest p rzyk ład em chrześcijanina n a niedzielę. P ow inn iśm y być nim na co dzień. Ludzie pow inni z nas czytać, że jesteśm y chrześcijanam i. Je zu s nie jest za
dow olony z podziw u dla Niego, On chce mieć naśladow ców p raw dziw ych. O n chce m ieć n a śladow ców w iern y ch , k tó rz y by chodzili Jego śladam i zawsze.
W N orw egii w zim ie jest dużo śniegu.
Idąc kiedyś, gdy spadł duży śnieg, przez las z synkiem , torow ałem m u drogę, a chłopiec chciał iść ty lk o m oim i śladam i i to m u się w spaniale udaw ało. P a n Je zu s ta k w łaśnie chce. On pozostaw ił ślady Sw ych nóg, k tó ry m i w inniśm y iść. D aje n a m k u tem u łaskę i moc.
P rz ec z y ta n y te k st m ów i n a m o ty ch śla
dach Jezusow ych; Jezu s nie złorzeczył — to jeden z Jego śladów ; nie groził w cierp ieniu — to d ru g i ślad... W B iblii z n a jd u jem y w iele Jego śladów. G dy cię ktoś u d erzy w jed en policzek, nadstaw m u d ru g i — to rów nież Jego ślad.
G dy ludzie odnosili się źle do Niego, On odpo
w iadał dobrym , pisze o ty m A postoł P a w e ł w Liście do R zym ian 12,21: „złe dob ry m zw y
ciężaj” — to też jest ślad Jezu sa. Je śli ktoś jest zły wobec nas, p o w in n iśm y pom yśleć co m oglibyśm y uczynić dla niego dobrego, i po
w inniśm y m u to dobro uczynić. Miłość jest najm ocniejsza. M iłości nic nie jest w stan ie przezw yciężyć.
Je ste śm y pow ołani do naślad ow an ia J e z u sa. Czy to jest coś, co sam o przychodzi? W E w angelii Ł u kasza czytam y: ,,I m ów ił do w s z y s t k i c h : K to chce iść za M ną, niech się zaprze sam ego siebie a niech bierze krzy ż swój na k a ż d y d z i e ń i n a śla d u je M nie” (9,23).
M am y naśladow ać Jezusa. Nasze nogi m am y
w staw iać w ślady Jezusa. J a k m am y to u rze
czyw istnić, m ówi nam cytow any t e k s t .1 W ierzę, że w szyscy tu zgrom adzeni p ra g ną naśladow ać C h ry stu sa. A le m usim y zaprzeć się sam ych siebie i w te d y m usim y dźwigać Jego krzyż, nie ty lk o w niedzielę, nie tylko dla gości, ale i w tedy, gdy na p rzy k ład w raz z ro
dziną p rzeby w am y w dom u.
Ż ona pow inna widzieć w m ężu Jezusa.
M ąż w żonie pow inien w idzieć Jezusa. Dzieci w rodzicach, rodzice w dzieciach pow inne w i
dzieć Jezusa.
O dziedziczyliśm y grzech po rodzicach, m a
m y grzeszną n a tu rę i w olę, i nic tu sam i zm ie
nić nie p o tra fim y . Bóg nie gani nas dla tej p rzyczyny. C zytam y, że Je zu s w y k u p ił nas z p rzek leń stw a grzechu. Je zu s w y k u p ił nas Sw o
ją K rw ią. Jego K re w jest fu n d am e n te m dla naszego naśladow nictw a. A le to jest m ożliw e tylko w m ocy D ucha Św iętego. T akie życie, o k tó ry m m ówię, jest m ożliw e ty lko w mocy D ucha Św iętego. D latego P a n Bóg napełn ia nas siłą do takiego życia. N ie m ożem y u sp ra w iedliw iać się naszą słabością, poniew aż P a n Bóg n apełn ia nas siłą do takiego życia. Nie m ożem y uspraw iedliw iać się naszą słabością, poniew aż P a n Je zu s je s t naszym Zbaw icielem . Z w róćm y uw agę: jest On nie ty lk o p rzy k ła dem, ale i W y b a w i c i e l e m . On chce nas uw olnić od grzechów , abyśm y byli do Niego podobni.
A te ra z p y tan ie, k tó re staw ia Jezus: Co chciałbyś, abym ci uczynił? Czy chcesz, abym
P rzem ów ienie wygłoszone w Zborze w W apiennicy, w dniu 21 VII 1968 r., przez br. E. H ansena z N orw egii K azanie tłu m aczył A. K om inek, a zanotow ał L. M arkow ski.
3
ci dał zw ycięstw o n a d grzechem ? C hciałbyś być uw olniony od złości, obrazy, k łam stw a i w szelkiego grzechu? Je śli tego szukasz w J e zusie, to chcę ci pow iedzieć, że On cię nie za
w iedzie. N iech ci więc udzieli łaski, abyś mógł iść Jego śladem .
M am y w sobie coś przeciw nego w oli Bożej.
To jest ten odziedziczony grzech. To są nasze grzeszne pożądliw ości. N ie m ożna au to m a ty c z nie być dobrym wobec złych.
■ w
G dy m ąż w raca w po łu d n ie z pracy , obiad jest jeszcze nie gotow y. On d e n e rw u je się.
Żona łatw o odpow ie w ty m sam ym tonie. A le co pow inien uczynić m ąż, gdy obiad nie jest gotowy? „C hciałbym ci pom óc żono, w iem że m iałaś dużo p ra c y ” . Mąż o b ejm u je czule żonę i oboje szybko p rz y rz ą d z a ją obiad. To jest p rak ty c zn e chrześcijaństw o.
P rz ec z y ta jm y z L is tu do K olosan 3,17.
C zytam y tu, że w szystko co czynim y w sło w ach czy uczynkach, m am y uczynić w im ię P a n a Jezusa. Czy m ógłbyś złorzeczyć w Jego im ieniu? Nie, to jest niem ożliw e. Czy możesz być złośliw y w Jeg o im ieniu? O nie, to też jest niem ożliw e. Czy p o tra fiłb y ś być dob ry m wobec złych? Tak, to m ożna, i ta k pow inniśm y żyć.
Nasze życie m usim y przeżyw ać w im ię Jezu sa C h ry stu sa. G dy chcę coś pow iedzieć, m uszę pom yśleć, iż to m a być pow iedziane w Jego
im ieniu. G dy jestem na stan o w isk u m ojej p ra cy, m uszę ją w ykonać tak , jak b y to w ykonał sam Jezus. To jest bardzo dobra m ia ra naszych rozm yślań.
G dy jeste śm y w tru d n o ściach i dośw iad
czeniach, pom yślm y: Co u czyniłby Je zu s na m oim m iejscu? W tedy D uch Ś w ięty chce nam pow iedzieć, co m am y uczynić. Je śli w ty m n a staw ien iu chcem y podporządkow ać się in sp i
ra c ji D ucha Św iętego, w te d y będziem y p ra w dziw ym i naśladow cam i Jezusa. Tego jed n a k nie p o tra fim y uczynić w łasną siłą. T ylko ten, kto jest pełen w ia ry i D ucha Św iętego, może być naśladow cą Jezu sa C h ry stu sa i w ołać za w szy
stk im i w ielkim i naśladow cam i Jego: „Tylko Jem u , Zbaw icielow i niech będzie ch w ała” .
Nie m am y nic z czego m oglibyśm y się chlubić, ale chciałbym w yrazić sw ą radość, że m ogę w śród w as przeby w ać, że zbaw ienie w Jezu sie C h ry stu sie odnosi się do w szystkich narodów .
W szyscy jeste śm y braćm i, m am y tego sa
m ego Z baw iciela i gdziekolw iek będziem y na ziem i, jesteśm y pow ołani do takiego życia, ja kim żył Zbaw iciel. A kto chce ta k żyć, znajdzie się w społeczności naśladow ców C hry stusa.
O by P a n w szy stk ich w as błogosław ił i p o silał, abyśm y się w szyscy spotkali u P ana, jeśli nie będzie to m ożliw e na ziemi. A m en.
Enok Hansen
BIBLiA i T E O L O G I A
O naw róceniu
C ŁOWEM, k tó re dzisiaj nie
^ schodzi z ust ludzi jest sło
wo: rew olucja. Co p a rę dni czy
tam y w gazetach o k o lejn ej r e w olucji w jak iejś części św ia
ta; s ta ry porządek rzeczy zo
sta je obalony, b y ustąp ić m ie j
sca now em u. N aw rócenie jest swego ro d zaju rew o lu cją w ży
ciu jednostki. S ta re siły g rze
chu, egoizm u i zła zostają oba
lone. Jezu s C h ry stu s zasiada na tronie. P on ad czterdzieści lat tem u prof. A. C. U nderw ood p rzed staw ił re z u lta ty sw ych studiów w p rac y z aty tu ło w an ej
„N aw rócenie chrześcijańskie i niech rześcijańskie” , w k tó rej doszedł on do n astępującego w niosku: „...naw rócenie jest niezaprzeczalnym fak te m w y stęp u jący m w e w szystkich o- kresach dziejów Kościoła ch rze
ścijańskiego”. G dy ja rozpo
czynałem sw oją służbę ew an gelizacyjną ponad dw adzieścia
pięć la t tem u, nie czy tałem ani jed n ej książki na tem a t n a w rócenia. Jed n ak że, sam do
św iadczyłem naw rócenia, gdy byłem jeszcze m łodym , szesna
sto letn im zb u n to w an y m s tu dentem . O becnie, ponad trz y dzieści la t później, w spaniałość tego pierw szego sp o tk an ia z J e zusem C h ry stu sem pozostaje n iezm niejszona przez czas i dojrzałość.
Z uw agi na to, że istn ieje tak a obfitość in fo rm acji do stęp na w szystkim w postaci m ądrze n ap isan y ch dzieł n a tem a t n a w rócenia, ograniczę m oje m yśli głów nie do k ró tk ie j an alizy n a w rócenia, ta k ja k uczy i p rz e d staw ia je Pism o Ś w ięte (w m o
im rozum ieniu) oraz na p o d sta
wie m oich osobistych ob serw a
cji poczynionych w czasie w ie
lu przedsięw zięć ew angeliza
cyjnych, podejm ow anych za
p o średn ictw em k ru c ja t ew an
gelizacyjnych, rad ia, telew izji, lite r a tu r y oraz osobistych roz
m ów. Do naszego b iu ra n a d chodzą każdego tygodnia setki niepodw ażalnych opowieści o naw ró ceniu, pisane przez ludzi, k tó ry c h życie zostało w p ew n y m sensie zm ienione w w y n i
ku tychże w ysiłków ew angeli
zacyjnych. N a przy k ład , m a
m y fen o m en aln y w p ro st od
zew n a nasze au dy cje tele w i
zyjne. N iedaw no, po trzech w ie
czorach p ro g ra m u telw izyjnego, w k tó ry m przed staw ialiśm y p ro stą „ k e ry g m a ” (poselstwo), o trzy m aliśm y ponad m ilion li
stów . D ziesiątki tysięcy n ad aw ców ty ch listów tw ierdziło, że dośw iadczyło przeżycia n aw ró cenia.
Je ste m rad, że Św iatow a R ada Kościołów zw raca bacz
n ą uw agę n a to zjaw isko n a w rócenia. Jak o zjaw isko czysto psychologiczne zagadnienie n a w rócenia jest ostatnio dokład
n iej ro zp atry w an e. A le chociaż stu d ia psychologiczne dotyczą
ce p rob lem u przeżycia re lig ij
nego są stosunkow o świeże (no
we), naw rócenie jako tak ie b y ło nie ty lk o sp raw ą oczyw istą dla Kościoła pierw otnego, ale także było uznaw ane za p o d sta
wowe w ym aganie.
PRZEGLĄD BIBLIJNY jVT ie m ożna czytać Nowego
T estam entu , b y nie zau w a
żyć, że jego poselstw o n aw o łuje do decyzji. To w łaśnie J e zus pow iedział: „ Jeśli się nie naw rócicie...” (Mt. 18, 3). P a weł zaś pisał: „ P o jed n ajcie się z B ogiem ” (2 K or. 5, 20) oraz upom inał, że tera z Bóg „w zy
wa w szędzie w szy stk ich ludzi, aby się u p a m ię ta li” (Dz. Ap.
17, 30). P aw eł tra k to w a ł sw o
je pow ołanie jako urząd am b a sadora C hrystusow ego: „ja k gdyby przez nas Bóg upom i
n a ł” (2 K or. 5, 20). A w Liście J a k u b a ta k jest napisane:
„N iech wie, że ten, k to n a w ró ci grzesznika z b łęd n ej drogi jego, w ybaw i duszę jego od śm ierci i z a k ry je m nóstw o g rze
chów ” (Jak. 5, 20). P io tr zaś nauczał, że jesteśm y „odrodze
ni nie z nasienia skazitelnego, ale nieskazitelnego, przez Sło
wo Boże, k tó re ży je i tr w a ” (1 P t r 1, 23).
C zytając N ow y T estam en t n a tra fia m y na w iele p rz y k ła dów m ów iących o tym , jak m ężczyźni i k o b iety sp o ty k a li się z C h ry stu sem osobiś
cie lub przez słyszenie zw iasto
wanego poselstw a. Coś z nim i staw ało się! Co to było? Ja k ie j term inologii użyjem y, by to opisać? Ich przeżycia nie były identyczne, ale w iększość z nich dośw iadczyła zm iany u m y słu (myśli), n a staw ien ia i w ię k szość z nich w kroczyła w cał
kowicie now y w y m iar życia.
Oto M ateusz, k tó ry oczywiście nie m iał żadnych problem ów in telek tu aln y ch , gdy spotkał Jezusa (Mt. 9, 9). Z pew nością to pierw sze spotkan ie rozpo
częło bieg w ydarzeń , k tó re przekształciły i zm ieniły całe życie M ateusza. Oto kobieta u studni, z poczuciem w iny, w y obcowania i z nierozw iązanym i problem am i życiow ym i.
Co to za przeżycie tej kobie
cie zdarzyło się, k tó re w ciągu kilku godzin uczyniło z niej
g orliw ą naśladow czynię C h ry stusa? J a k nazw iem y to oca
lające, odnaw iające, p rze k sz ta ł
cające i podnoszące n a w yższy poziom przeżycie, k tó re ona m iała? J a k im słow em określim y przeżycie Zacheusza, k tó ry spo
tk a ł C h ry stu sa i po upływ ie zaledw ie k ilk u godzin był go
tów pow iedzieć: „P anie, oto po
łow ę m a ją tk u m ojego d aję u- bogim , a jeślim na kim co w y m usił, jestem gotów oddać w czw órnasób” (Łk. 19, 8). J a k opisać przeżycie stra ż n ik a w ię
zienia w Filippi? T u ta j m am y do czynienia z w ypadkiem , w k tó ry m stra c h i groza w y d ają się być czynnikiem d e te rm in u jącym . N a jego p y tan ie : „Co m am czynić, abym był zbaw io
n y ? ” w ielu z nas odpow iedzia
łoby: „W ty m stan ie em ocjonal
n y m nie jesteś zdolny do pod
jęcia trw a łe j d ecy zji” . W ielu z n as p osłałoby go do poradni zdrow ia psychicznego. A le P a w eł ta k nie postąpił. P aw eł od
pow iedział: „W ierz w P a n a J e zusa C h ry stu sa, a będziesz zba
w io n y ” (Dz. Ap. 16, 31). J a kież pro ste zw iastow anie! Po p ro stu , w ierz! Jak iego jed n e go słow a u ży jem y dla opisania ta k przekształcająceg o przeży cia? Albo d alej, oto sk a rb n ik etiopski, k tó ry czyta pięćdzie
sią ty trzeci rozdział Izajasza i nie rozum ie tego, co czyta: ,,A F ilip otw orzył u sta swe i zw ia
stow ał m u dobrą now inę o J e zusie, począw szy od tego u s tę p u P ism a...” . S k a rb n ik uw ie
rzy ł i został ochrzczony i „ ra d u jąc się jechał dalej sw oją d ro g ą” (por. Dz. Ap. 8, 26-39).
J a k im jed n y m słow em nazw ać to przeżycie?
I ta k p rzez cały N ow y T e
s ta m e n t czy tam y o ludziach k tó rz y m ieli to, zm ieniające ich życie, sp o tk anie z Jezusem C h rystusem .
M oim zdaniem , nie m a ja kiegoś te rm in u technicznego do przed staw ien ia b ib lijn e j nau ki o naw róceniu. U żyw a się w ie
lu słów dla opisania tego p rz e życia, a także używ a się w ielu b ib lijn y ch opisów dla z ilu stro w an ia go. Jednakże, jestem przek o n an y, po w ielu lata ch stu diow an ia P ism a Św iętego i obserw ow ania naw róceń w ży
ciu tysięcy ludzi, że n aw róce
nie jest czymś daleko w iększym
niż zjaw iskiem psychologicz
nym ; jest ono „zw róceniem się”
całego człow ieka do Boga. P i
sarze ksiąg b ib lijn y ch używ ali p ro sty c h słów dia opisania te go „w ielkiego podstaw ow ego p rzeży cia” w stosunkach czło
w ieka z Bogiem.
N aw rócenie jest zw róce
niem się całego człow ieka do Boga; jest to całkow ite odda
nie się C hrystusow i. N aw róce
nie zw iązane jest z usto su n kow aniem się człow ieka do Boga. P otrzeb a naw rócenia nie jest u g ru n to w an a jedynie n a tym , że człow iek jest grzeszny, ale na tym , że pozo
sta je w buncie przeciw Bogu.
To w ynika w^yraźnie tak ze S tarego, jak i now ego T esta
m entu . W S ta ry m Testam encie Bóg z a w a rł przym ierze z Izra
elem , a w zam ian oczekiwał ze stro n y lu d u m iłości i posłuszeń
stw a. P ro ro k Ozeasz opisuje ten zw iązek Izraela z Bogiem, jak zw iązek m ałżeński, jak zw iązek n iew iasty z m ężczyz
ną. G rzech oznaczał niew ierność żony w obec m ęża (Oz. 1, 3) i od tej niew ierności Bóg w zy
w a Sw ój lud do upam iętan ia się i do po w ro tu do swego Bo
ga (Oz.2, 7; 6, 1). Izajasz zaś u podabnia Izraela do synów Boga, k tó rz y b u n tu ją się p rze
ciwko sw em u ojcu (Izaj. 1, 2) i w zyw a ich do n aw rócenia się do Tego, przeciw k tó rem u zb untow ali się (Izaj. 31, 6). J e rem iasz zw raca Izraelow i u w a
gę n a opuszczenie przez niego Ja h w e (Jer. 1, 16; 2, 13; 17. 19) i podobnie jak Ozeasz, używ a przenośni w ierności m ałżeńskiej (Jer. 3, 1). N aw ołuje Izraela do p o w ro tu do Boga, u znania swo
jej w in y i b u n tu , do naw iąza
nia utraconego k o n tak tu (Jer.
3, 12. 14). Słusznie podkreślił d r G eorge Ladd, że „z ty ch u- stępów P ism a jasno w ynika, iż grzech nie jest tra k to w a n y ty l
ko jak c sum a złych uczynków lub n aru szeń kultow ych, ale jest zagadnieniem głęboko oso
b isty m i pociąga za sobą nie
wdzięczność, niew ierność i nie
p osłuszeństw o Bogu. Dlatego w ezw anie do u pam iętan ia jest jest w ezw aniem dotyczącym u- p am ię ta n ia jak osobistego, ta k i narodow ego, jest naw oływ a
niem do zm iany w ew nętrzej
dyspozycji i do zm iany sto su n k u wobec B oga”. P ro ro c y nia są o p ty m istam i jeśli chodzi o ten p o w ró t do Boga, z uw agi na ciągle p o w ta rz a ją c ą się apo- stazję lud u . Jed nakże, w y g lą d a ją stale tego dnia, k ied y Iz
ra e l p raw dziw ie naw róci się i pow róci w pobożności i p o słu szeństw ie do swego Boga (O- zeasz 14, 1. 7).
N aw rócenie lu b u p a m ię ta - nie (pokuta) by ły głów ną n u tą w pow o łaniu J a n a C hrzci
ciela (Mk 1, 4; M t 3, 2). Było to także n u tą p odstaw ow ą w usłu g iw an iu Jezu sa (Mk 1, 15;
M t 4, 17). Było to rów nież fu n d a m e n taln y m poselstw em K oś
cioła pierw otnego (Dz. Ap. 2, 38; 17, 30). N aw rócenie i u p a- m iętan ie (pokuta) są dwom a sposobam i opisu tego sam ego w y d arzen ia. J e s t to bardzo g ra ficznie zilu stro w an e w D ziejach A postolskich 3, 19: „U p a m ię ta j- cie się i naw róćcie się, ab y b y ły zgładzone grzechy w asze” . P o d staw ą n aw rócenia w No
w y m T estam encie jest zw iasto
w anie, że w osobie i m isji J e z u sa C h ry stu sa obietnica S tareg o T e sta m en tu została spełniona.
Bóg naw iedził Sw ój lud, •łby dokonać nowego dzieła zbaw ie
nia.
J a n C hrzciciel zw iastow ał po k u tę i naw rócenie m ając na uw adze to, co Bóg będzie czy
nił. K ró lestw o Boże p rzy b liży ło się. D la n a jb a rd zie j dro b iaz
gowego człow ieka religii w śród fary zeu szy głosi, że fo rm alne przym ierze, w k tó ry m taką u f ność po kład ali — w y n ik ające z przynależności do lu d u A b ra ham a — nie w y starczy. U czest
nictw o w zew n ętrzn y m p rz y m ierzu i fo rm aln e posłuszeń
stw o wobec Z ak onu nie w y starcza —- trzeb a u p am iętać się!
L udzie m uszą pokazać przez przem ienione życie, że p rze ż y li nawrócenie. T a zm iana jest w y m agan a od w szystkich, a nie tylk o od zatw ard ziałych , nisko upadły ch grzeszników (Łk
3, 12. 14).
Jezu s naw oływ ał do n a w rócenia nie tylk o dlatego, że K rólestw o Boże p rzybliżyło się,
ale z uw agi n a to, że ono już nadeszło (Mt 12, 28). O biecane błogosław ieństw o K ró lestw a Bożego stało się obecnie w śró d lu dzi w Jeg o Osobie, a obec
ność K ró lestw a Bożego w y m a gała naw rócenia, tzn. osobiste
go odzew u „Z ap raw d ę pow ia
dam w am , jeśli się nie n a w ró cicie i nie staniecie jak dzieci, nie w ejdziecie do K ró lestw a N iebios” (Mt. 18, 3). T u ta j J e zus w y raźn ie p o kazuje na przy k ład zie dziecka, co m iał n a m yśli, gdy m ów ił o n a w róceniu, o ty m b y stać się in n y m człow iekiem . Być dzieckiem , znaczy być goto
w ym do p rzy jm o w an ia, p o
trzebow ać pom ocy, m ieć p ro stą, n ieskom plikow aną w iarę.
Człow iek naw róco ny sta je się m ały przed Bogiem, p rzy g o to w an y na to, a b y Bóg w n im działał. Słowo p a ra le ln e w E w angelii M ark a w y ra ż a to tak : „K tokolw iek b y n ie p rz y ją ł K ró lestw a Bożego ja k dzie
cię, nie w ejdzie do N iego”
(10, 15). N aw et N ikodem a w zyw ał P a n do „n arodzenia się n a now o” . N ikodem był człow iekiem o w ysokim pozio
m ie m oralności, nadzw yczaj re lig ijn y ; był n a w e t pro feso
rem teologii. Jed n ak że, Jezu s w skazyw ał na to, że „ fo rm a ” relig ii nie w y starcza. T en czło
w iek m usiał przeżyć „now e Cel m isji Jezu sa m oże być streszczony w Jego w ezw aniu (naw oływ aniu) do u p am iętan ia (Łk 5, 32). Jego cuda są w ezw a
niem do p o kuty (Mt. 11, 21).
N aw oływ anie do naw rócenia jest w ezw aniem do odw rócenia się od w szystkiego innego, i n a śladow ania Jezu sa w życiu oso
b isty m i pobożności. W łaśnie dlatego P a n a zew: „P ójd ź za M n ą” , k tó ry jest n ajp ro stszą fo rm ą Jego poselstw a (Mk 1, 17; 2, 14) jest rów noznaczny z: „u pam iętajcie się i w ierzcie E w an g elii” (Mk 1, 15). Takie U czestniostw o nie jest jakim ś apelem, em ocjonalnym do za
sm ucenia się z p ow du grzechu i obrócenia się k u sp ra w ie d li
wości. Nie jest to także w e zw anie do in te le k tu a ln e g o p rzy ję cia n au k i Jezu sa i n a śla dow ania Jego p rzy k ład u . Nie jest rów nież apel n a tu ry re li
g ijn ej n aw o łu jący do po dda
nia się pew nym ak tom r y tu a l
n ym jako uczynkom pokuty.
J e s t to w istocie w ezw anie do całkowitego, osobistego odda
nia siebie samego Osobie Je
zusa Chrystusa (Łk 9, 57).
D la m nie w zasadzie nie m a różnicy m iędzy Jezusow ym w zy w an iem do p o k u ty w Ew angeliach, a ty m sam ym w ezw aniem A postołów po J e go w niebow stąpieniu. Jezus w zyw a do naw rócenia, ponie
w aż K rólestw o Boże jest obe
cne w śród lud zi w Jego oso
bie, słow ach i czynach. K oś
ciół p ierw o tn y naw oływ ał do naw rócenia, gdyż błogosła
w ieństw o K ró lestw a Bożego p rzyszły do ludzi w śm ierci i z m a rtw y ch w sta n iu Jezusa. Te w y darzen ia w y m a g a ją osobi
stego odzew u ze stro n y czło
w ieka, u p am iętan ia się, obró
cenia się do C h ry stu sa jako P a n a i Z baw iciela, do n aw ró cenia (Dz. Ap. 2, 38; 3, 19).
W łaściw ie jed yn ą drogą p ro w adzącą do tego K rólestw a jest u p am iętan ie (pokuta) i w iara. To n aw oływ anie do naw rócenia jest kierow an e za
rów no do Izra e la (Dz. Ap. 2, 22; 3, 25) ja k i do pogan (Dz.
Ap. 17, 30). W ym aga ono oso
bistego odzew u na zw iastow a
nie D obrej N ow iny o Bożym dziele o dkupienia w Jezusie C hrystusie, a sk u tkiem tego odzew u jest życie wieczne (Dz. Ap. 11, 18). U pam iętaniu (pokucie) tow arzyszy w iara.
Odzew na słowo Ew angelii m oże być określony jako u- p am iętan ie przed Bogiem i w ia ra w P a n a Jezu sa C h ry stu sa (Dz. Ap. 20, 21). W iara w Jezu sa C h ry stu sa oznacza odw rócenie się od grzechu (Dz.
Ap. 3, 26; 8, 22) i zwrócenie się do Boga (Dz. Ap. 20, 21;
26, 20).
NAWOŁYWANIE DO NAWRÓCENIA Z"1 zęsto jestem zapytyw any
^ o to, dlaczego w zyw am lu dzi do „w yjścia n ap rzó d ” i do publicznego podjęcia decyzji.
Oczywiście, nie jest to koniecz
n e dla przeżycia nawrócenia.
Jed nak że, m a to zdrow ą psy
chologiczną i b ib lijn ą podsta-
(c ią g dalszy na str. 11)
Zaręczyny i małżeństwo w świetle Słowa Bożego
J E Ż E L I pobieżnie czytam y siódm y rozdział
^ p ie rw s z e g o lis tu do K o ry n tia n , odnosim y w rażenie, że A postoł P aw eł staw ia w yżej stan w olny niż sta n m ałżeński. G dy jed n a k b adam y tę sp raw ę g ru n to w n ie j w św ietle całego P ism a Św iętego, p rzek o n u jem y się, że n o rm a ln y stan to stan m ałżeński, n ato m ia st życie w stan ie w olnym należy raczej do w y jątk ó w .
Za stan em m ałżeńskim p rze m aw ia ją p rze de w szy stk im n a stę p u jąc e w zględy:
1. 1 Mojż. 2:18 — Nie dobrze być człowiekowi samemu. Jeżeli jed en m ałżonek upada, d ru gi go podnosi. O boje m ają w sp ó ln y cel w życiu, dzielą w spólną radość (a w te d y jest ona podw ójna) i w spó lny sm u tek (w tedy zm niejsza się on do połowy). W dom u w y tw a rz a się ciepło rodzinne. P osiadanie „w ła
snego k ą ta ” u suw a w iele niew ygód.
2. 1 Mojż. 1:28 — „Rozradzajcie się i rozmna
żajcie się.” J e s t to p rzy k a z a n ie Boże, a m o
że ono być w ypełnione jed y n ie w m ałżeń stw ie. Słowo Boże z a b ra n ia stosunków pozar m ałżeńskich. Bardzo c h a ra k te ry sty c z n y jest 15 w iersz 2 rozdziału 1 listu do T y m o te u sza, gdzie czytam y, że n iew iasta zbaw iona będzie przez rodzenie dziatek, jeśli zosta
nie w w ierze i w m iłości i w św iętobliw ości ze skrom nością.
3. 1 K or. 7:9 — „Lepiej w stan małżeński wstąpić, aniżeli się rozpalać.” W iersz ten zaczyna się od słów: „A le jeśli się w s trz y m ać nie m ogą, niechże w stan m ałżeński w stą p ią .” Inaczej m ówiąc: kto nie m a d a ru w strzem ięźliw ości, lep iej zrobi, że w stąp i w sta n m ałżeński, niż g dyby m iał zostać w sta n ie w olnym . Nie będzie w te d y n arażo n y na „u p a le n ie ” , nie będzie w te d y m usiał prow adzić w alk i ze sw ym i w łasn y m i po- żądliw ościam i na tle seksualnym . A postoł P aw eł dodaje jeszcze: „A le ze w zględu na niebezpieczeństw o w szeteczeństw a niech każdy m a sw oją żonę, i każda niech aj m a w łasnego m ęża” (1 K or. 7:2). P oniew aż d a r w strzem ięźliw ości w y stę p u je stosunkow o rzadko., i z ty ch w ersetów w yn ik a, że sta n m ałżeński jest stan em norm alny m , n a tu ra l
nym , a stan w oln y raczej w y jątk iem . 4. M at. 19:5— 6 —- „D latego opuści człow iek
ojca i m atk ę i złączy się ze sw oją żoną, i będą oboje jed n y m ciałem . Co więc Bóg złączył, człow iek niechaj nie rozdziela” . M ałżeństw o jest in sty tu c ją Boską i sam Bóg łączy m ęża z żoną.
5. Słowo Boże n a u k ę zab ran iającą w stępow ać w m ałżeństw o zalicza do n a u k diabelskich (1 Tym . 4:1— 3). Z tego w ynika, że ludzie takiego zakazu nie m ogą w ydaw ać i że Bóg chce, ab y w ty m w zględzie panow ała w ol
ność.
O m ów m y z kolei w zględy przem aw iające za sta n e m w olnym :
1. W okresie prześladowań i ucisku lepiej nie w stępow ać w zw iązek m ałżeński. Człowiek w olny łatw iej tak i okres p rze trw a sam niż człow iek obarczony rodziną (1 Kor. 7:1 i 26— 28).
2. Jeżeli ktoś chce poświęcić życie służbie Pańskiej, lepiej zrobi, jeśli pozostanie w stanie w olnym . D otyczy to zwłaszcza nie
wiasty gdyż życie m ałżeńskie i rodzinne b ard ziej je ab so rb u je niż m ężczyzn (1 Kor.
7:32— 34). Je śli zaś chodzi o biskupów i diakonów , n a p rzy kład , Słowo Boże zaleca, b y m ieli żony i by dziatki sw e trzy m ali w posłuszeństw ie i dobrze nim i rządzili (1
Tym. 3).
3. Je śli ktoś m a dar wstrzem ięźliwości, lepiej zrobi, jeśli nie będzie w stępow ał w związek m ałżeński (1 K or. 7:7— 8).
Wybór małżonka to — po n aw róceniu — n ajw ażniejsza decyzja w ziem skim życiu. M ęż
czyzna i kobieta żyjący z sobą w spólnie przez długie la ta w p ły w a ją n a siebie w zajem nie jak n ik t n a świecie. Z tego to pow odu kro k ten m usi być poprzedzony w ielom a m odlitw am i, a w m iarę m ożności tak że om ów iony z kim ś dośw iadczonym w tych spraw ach. Inicjaty w a spoczyw a w ręk ach m ężczyzny. Kobiecie nie w y p ad a oświadczać się; ona czeka. Jeśli jed n a k ktoś się jej oświadczył, doświadcza, czy jest to ten, którego jej posłał Bóg.
O kres m iędzy p rzy jęciem ośw iadczyn a zaw arciem zw iązku m ałżeńskiego nazyw am y narzeczeństw em . Zaręczyny należy trak to w ać ta k sam o pow ażnie ja k sam o m ałżeństw o z tym jed n y m w y jątk iem , że zaręczyn y m ożna ze
rw ać, n ato m iast m ałżeńsw o w edług Słow a Bo
żego jest nierozerw alne. Z erw anie zaręczyn może jed n a k nastąpić ty lk o w tedy, gdy zna
lazły się n a p ra w d ę w ażne k u tem u pow ody np.
narzeczony (lub narzeczona) uchodził za czło
w ieka naw róconego, a okazało się, że nim nie jest, albo w okresie n arzeczeństw a wyszło na jaw , że jest on obarczony nieuleczalną choro
bą psychiczną itp.
7
J e śli m ałżeń stw o m a być z a w arte w edług woli Bożej, m uszą być spełnione pew ne w a
ru n k i. Są one n astęp u jące:
1. Obie strony muszą być Bożą w łasno
ścią. Zw iązanie się dziecka Bożego w ęzłem m ałżeńskim z dzieckiem tego św iata pociąga zw ykle za sobą w iele boleści, tro s k i poniżenia, oraz pow oduje b ard zo często ostygnięcie w ia ry, i dlatego B iblia p rze d ta k im zw iązkiem przestrzeg a (2 K or. 6:14— 18).
2. Osoba w stę p u ją c a w zw iązek m ałżeński m usi m ieć przekonanie, że obie strony Bóg dla siebie przeznaczył i On też łączy. Pew ność tę dać m oże jedy nie Bóg; jest ona połączona z uczuciem p okoju i błogości. U zyskać to m oże
m y przez m odlitw ę. Je śli P a n Jezu s m ówi: „O cokolw iek prosić będziecie w im ien iu moim, uczynię to ” (Ew. J a n a 14:13), odnosi się to ta k że do sp raw m ałżeńskich. M ęża lub żonę m oż
n a od Boga w ym odlić. A tak i w ym odlony m ałżonek, jest najlep szy m m ałżonkiem . Salo
m on piszę, że dom i m ajętn o ść dziedzictw em przypad a po rodzicach, ale żona ro ztro p n a jest od P a n a (Przyp. Sal. 19:14), i że kto znalazł żonę, znalazł rzecz do b rą i dostąpił łaski od P a n a (Przyp. Sal. 18:22).
3. Z anim m ężczyzna ośw iadczy się sw ej w y b ran ej, w inien uzyskać zgodę i błogosła
w ieństw o sw ych rodziców — zw łaszcza jeśli są oni rów nież dziećm i Bożym i. Podobnie nie
w iasta, zanim p rz y jm ie ośw iadczyny w in na otrzym ać ap ro b a tę sw oich rodziców i ich błogo
sław ieństw o. W b ra k u rodziców za stę p u ją ich w ychow aw cy. P ią te przy k azan ie (w edług ko
lejności b ib lijn ej) jest p ierw szy m p rz y k a z a niem połączonym z obietnicą: „Czcij ojca tw ego i m atk ę tw oją..., a b y przed łu żo n e b y ły dni tw oje, i żebyć się dobrze działo n a ziemi, k tó rą P an, Bóg tw ój, da to b ie” (5 Mojż. 5:16). W ta k w ażnych sp raw ach jak m ałżeństw o rodzice w inn i być uczczeni przez to, że się do> nich zw raca o ra d ę i błogosław ieństw o. Z resztą ro dzice n a jle p ie j życzą sw em u dziecku i bard ziej je m iłu ją niż dziecko rodziców.
4. M ożna zaw ierać zw iązek m ałżeński z ta kim człow iekiem , k tó ry m a odpow iednie zdro
w ie. G ruźlicy, osoby obciążone chorobą u m y słow ą itp . nie pow inni się żenić w zględnie w y chodzić za mąż.
5. P rz y n ajm n ie j jeden z m ałżonków m usi m ieć odpow iednie środki m aterialne do życia.
S k ra jn e ubóstw o m oże stać się p rzyczyną w ie
lu tro sk i ko n flik tó w m ałżeńskich.
6. Obie stro n y w in n y pochodzić z podob
nego środowiska, m uszą sobie odpow iadać w ie kiem , w ychow aniem , w ykształceniem , sposo
bem życia. Jedn o ść n a jb a rd zie j cem en tuje m ałżeństw o.
7. Osobę, z k tó rą chcem y zaw rzeć zw iązek m ałżeński, oceniam y nie ty lk o in telek tem , lecz
także sercem . I dlateg o miłość do drugiej stro n y jest konieczna p rzy zaw ieran iu m ałżeń
stw a. A czkolw iek m iłość jest tu elem entem isto tn y m , m usi ona być k o n trolo w ana przez rozum . P a n Bóg dał n a m rozum i serce. Jedno
k o n tro lu je d ru gie i jedno u zupełnia drugie.
K to w stę p u je w zw iązek m ałżeński w inien sobie zdaw ać spraw ę z tego, że m ałżeństwo jest czymś w ięcej niż spółką (jak to n iektórzy określają) — je s t jednością. J e s t ono poczwór
ną jednością:
a) biologiczną. Mąż i żona to jedno ciało (Mat.
19:5) i dlatego, k to m iłu je żoną sw oją, sa
m ego siebie m iłu je (Ef. 5:28).
b) gospodarczą. O boje p row adzą w spólny dom, w spólne gospodarstw o, i oboje p rac u je nad zaspokojeniem w szelkich potrzeb m a te ria l
nych.
c) psychiczną. D zielą radości i sm utki, m ają w spólne zaintereso w ania, dążą do tego, by życiem ich k iero w ała jed n a wola.
d) duchową. W spólnie się m odlą, m ają ten sam cel p rzed oczym a, k ieru je nim i ten sam P an . M ąż jest dla żony b rate m , a żona dla m ęża — sio strą w C hrystusie. Łączą ich w ięc podw ójne w ęzły — cielesne i d u
chowe.
W stęp u jący w zw iązek m ałżeński w inien także wiedzieć, jak i jest cel małżeństwa w św ietle P ism a Św iętego. M ożna b y o ty m w ie
le pow iedzieć, m y podam y jed n ak tylk o 3 głów ne p u n k ty :
1. Małżonkowie żyją dla Boga. On zajm uje w ich dom u pierw sze m iejsce, ta k jak to było z A dam em i Ew ą przed ich upadkiem . 2. Małżonkowie żyją dla siebie. W iąże ich nie
ty lk o m iłość cielesna (1 K or. 7:2— 6 i P io tra 3:7), lecz także miłość duchow a, Boża, którą N ow y T estam en t n azyw a po grecku agape.
Ich w zajem n y stosu nek jest odzw ierciedle
niem stosunku, jak i istn ieje m iędzy C h ry stusem a K ościołem (Ef. 5:22— 33). W szel
kie pozam ałżeńskie sto su nk i płciow e nazyw a B iblia cudzołóstw em , a cudzołóstwo jest grzechem . P a n Je zu s idzie jeszcze dalej i pow iada, że „każdy, kto p a trz y na nie
w iastę i pożąda jej, już popełnił z nią cudzołóstw o w sercu sw oim ” (Mat. 5:28).
3. Małżonkowie żyją dla swych dzieci. Dzieci są dziedzictw em od P a n a i w y razem Jego błogosław ieństw a (P salm y 127 i 128; 1 Mojż.
9:7; 1 Tym. 2:15). Z adaniem rodziców jest zaspokojenie ich potrzeb m ate ria ln y c h i duchow ych oraz n ależy te ich w ychow anie.
K ró tk ie te rozw ażania kończym y n a stęp u jącym Słow em Bożym: „A zatem niechaj i każdy z w as m iłu je żonę sw oją, jak siebie sa
mego, a żona niechaj pow aża m ęża swego” (Ef.
5:33).
Józef Mrózek
CHRYSTUS W CELI ŚMIERCI (2)
QONDO
„Przemijamy tak, jak opadają liście z drzew...”
QONDO, w ysoki silny m ężczyzna o czarny ch oczach i k ró tk ie j czarn ej brodzie, osadzony zo
stał w w ięzieniu w P re to rii za zabicie jakiegoś E uropejczyka. Od daw na b y ł chrześcijaninem , należał do społeczności szw edzkich lu te ra n a później przy łączyś się do g ru p y n azy w ającej się „ap o sto lsk ą”. Do sk ład an y ch przez niego zapew nień, że jest niew inny, nie p rzy w ią z y w ałem specjaln ej uw agi. O dw iedzałem go je d nakże re g u la rn ie przez 9 tygodni. G dy z b ie
giem czasu nasz w z a jem n y k o n ta k t duchow y stał się silniejszy, zacząłem zdaw ać sobie coraz częściej z tego spraw ę, że Qondo nie m ógłby oszukiwać, dla ra to w a n ia swego życia. Moż
liwość w g lą d u w a k ta p rocesu pozw oliła mi upew nić się, że w sp raw ie Qondo zaszła jak aś fata ln a pom yłka, k tó re j zaw iłości znane były tylko głów nem u ze św iadków . Lecz, czy m ój osąd był słuszny wobec zdania odpow iedzial
nych ludzi znających całość spraw y, tw o rzą cych najw yższą in sta n c ję i b ad ający ch ak ta spraw y raz jeszcze? Z d ru g ie j zaś stro n y, ist
nieje coś w ro d zaju w ew n ętrzneg o przekonania, coś, co pozw ala na w yrobien ie sobie p raw d z i
wego obrazu spraw y , w b re w w szy stk im oko
licznościom. Qondo pozostał całkow icie spo
kojny, gdy m u zakom unikow ałem , że w yrok skazujący go, jest nieodw ołalny. W chw ilę potem, uklęk liśm y . Jego m odlitw ę p raw ie do
słownie udało m i się u trw a lić w m oim n o ta t
niku. Oto jej słowa:
„W ołam do Ciebie, o m ój Boże! P rzy g o to w u ję się, aby opuścić ten św iat. M ój Jezu , weź mnie w Sw oje ręce. M uszę um rzeć, chociaż nie popełniłem w in y; u m ieram tak , ja k T y u m ie
rałeś za cudze grzechy; za innych. U m ieram , lecz nie p opełniłem zbrodni. O bdarz m nie po
kojem . T y wiesz, że nie p rzelałem k rw i żad
nego człow ieka. Z m iłuj się n a d m oim i dzieć
mi. Z m iłuj się n a d ty m i, k tó rz y tę zbrodnię popełnili. P rzeb acz im, o Ojcze niebiański. Oni nie rozum ieją tego, co zrobili. O, D uchu św ię
tości ,odchodzę z czystym sercem . W pokoju opuszczam tę ziem ię. P rz y jm ij m nie. U czyń, abym w szedł do czystości N iebios.”
Opisanie uczuć, k tó re p rze p e łn ia ły nasze se r
ca w tej godzinie, jest niem ożliw e. Jed n o jest praw dą, że n a p rze k ó r w szelkiej grozie, ani na jeden m om ent nie zapanow ało n ad nim zw ątpienie; a niezw ykłe św iatło w ia ry zakryło wszystko.
T rudno m i jest obecnie przed staw ić w szystkie szczegóły tej w alki, prow adzonej o zachow a
nie życia skazanego, zwłaszcza zaś wobec b ra ku p rze k o n a n ia o jego w inie. I dla nas chrze
ścijan w alk a ta posiada rela ty w n e znaczenie.
W ty m w y p a d k u zakończyła się ona porażką.
Lecz jednocześnie niew ątpliw e było zw ycięst
wo łask i Bożej, k tó re w yraziło się w m od lit
w ach Qondo:
„W im ię Ojca, i Syna, i D ucha Świętego'.
A m en. O, Boże, duch m ój należy do Ciebie.
W tw oim k ró lestw ie w iele jest m ieszkań, o, Ojcze w niebiosach niebios. U dziel mi siły, w iele siły, żebym ju tro m ógł pójść bez trw o gi... P rz em ija m y tak , jak op adają liście z drzew ! P roszę Cię o ludzi z m ojego narodu;
niech serce tego lu d u nie u stan ie pod ciężarem cierpień! N iech podniesie się w górę! Niechaj m ój lu d nie zw raca uw agi na białych, lecz z czystym sercem niech spogląda na Ciebie!
Ojcze niebiański, w iem , że w zyw asz m nie do Siebie; i wiesz, że niczego nie u k ry w a m przed Tobą. C ierpię. Z m iłuj się nad e m ną, w im ieniu Tego, k tó ry u m a rł i zm artw y chw stał; którem u na im ię Jezu s C h ry stu s i k tó ry jest naszym P anem . A m en .”
O statn ia m odlitw a Qondo:
„Ojcze niebiański, oddaję Ci cześć i chw ałę w głębi ducha, k tó ry w k ró tce rozdzieli się z m o
im śm ie rte ln y m ciałem . Spoglądam w górę.
W yjdź mi n a przeciw ... P rz y jm ij m nie. Zm iłuj się. W szyscy odchodzący w zy w ają Twego im ie
nia!”
W tej godzinie w spólnoty, odczuwa się obec
ność P an a. Ś piew aliśm y pieśni w języku zulu.
P o w tarzaliśm y słow a E w angelii. A potem gdy p rzyszedł u rzęd n ik w ięzienny, Qondo pełen spokoju, w pełni pogodzony, ośw iadczył uro czyście: „W iem, że sąd skazał m nie na p o d sta
w ie fałszyw ego św iadectw a. Jeszcze raz w y znaję, że jestem niew inny. U m ieram za zbrod
nię, k tó re j nie pop ełniłem ” .
P o tem Qondo pozw olił się zakuć w k ajdan y.
Lecz na tw a rz y jego lśn iła radość. Pocieszałem go jeszcze i dodaw ałem odwagi. Przez próg przeszedł energicznie: a idąc śpiew ał chw a
lebną pieśń. Jeszcze k ilk a kroków w stronę szubienicy; jego ciało poleciało w dół, lecz duch już w yzw olony, w stąp ił w pełność św iatła.
9