• Nie Znaleziono Wyników

Przegląd Wielkopolski : miesięcznik regionalny poświęcony zagadnieniom kultury wielkopolskiej w przeszłości i w chwili obecnej, 1946.10 nr 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przegląd Wielkopolski : miesięcznik regionalny poświęcony zagadnieniom kultury wielkopolskiej w przeszłości i w chwili obecnej, 1946.10 nr 10"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

PRZEGLĄD

WIELKOPOLSKI

J A N K A R O L M A R C I N K O W S K I

ROK I I — 1946 PAŹDZIERNIK — NR 10

(2)

PRZEGLĄD WIELKOPOLSKI

M I E S I Ę C Z N I K R E G I O N A L N Y - pod r e d a k c j ą

DR. Z D Z IS Ł A W A G R O TA i DR. W IN C E N T E G O OSTROW SKIEGO

SPIS R ZEC ZY

D r Adam M. Skalkowski: Karol Marcinkowski (w setną rocznicą z g o n u ) ...257 D r W ito ld Jakóbczyk: Ż yw ot Karola Marcinkowskiego . . . . 268 D r W ito ld Jakóbczyk: Marcinkowski a Trentowski 272 D r Zdzisław G rot: Nieznana relacja o Marcinkowskim . . . 279

D r Adam M. Skalkowski: Losy śmiertelnych szczętów M arcin­

kowskiego ...

D r W ito ld Jakóbczyk: Wskazania i myśli Marcinkowskiego

Kierownictwo graficzne: M a r i a n R o m a l a Sekretarz Redakcji: mgr Z o f i a O s t r o w s k a

W y d a w c a : Jan lachowski, Poznań, Zygmunta Augusta 1. — N a k ł a d c a : Księgarnia Akademicka, spółdzielnia z odp. udziałami, Poznań, Zygmunta

Augusta 1. — A d r e s R e d a k c j i : Poznań, Garbury 65/67 m. 5, _ A d r e s A d m i n i s t r a c j i : Poznań, Zygmunta Augusta 1.

PKO V-242. Właściciel konta: Księgarnia Akademicka, sp. z odp. udz.

Konto czekowe nr 44 w banku „Społem“ — Oddział w Poznaniu.

4867 — X. 46. 2000 — K - 15137

(3)

P R Z E G L Ą D W I E L K O P O L S K I

M I E S I Ę C Z N I K R E G I O N A L N Y

P O Ś W IĘ C O N Y Z A G A D N IE N IO M K U L T U R Y W IE L K O P O L S K IE J W PRZESZŁOŚCI I W C H W IL I. O BECNEJ

Rok II Poznań, październik 1946 r. N r 10

A . M . S ka łko w ski

P r o t U n iw e rs y te tu Poznańskiego

K A R O L M A R C I N K O W S K I

(W setną rocznicę zgonu)

K ie dy 7 listopada 1846 w D ąbrów ce Ludom skiej M a rc in k o w s k i ofiarne za kończył życie, w u ro czystych w b re w jego w o li cerem oniach pogrze­

b ow ych h o łd y mu składano pośm iertne. N ig d y już to nie m ia ło się p o w ­ tó rzyć w ty c h rozm iarach ii z ta k szczerego serca, b y Polacy, N ie m cy i Ż ydzi Poznania złą c z y li się w je d n y m uczuciu żalu i uznania, A b yła w te j m a n ile s ta c ji i chęć zadośćuczynienia za w yrządzoną krzyw d ę . Boć w ostatnich p ię ciu latach M a rc in k o w s k i tra c ił w p ły w w śród in te lig e n c ji w następstw ie szerzenia się hcfseł s k ra jn y c h idących od C e n tra liz a c ji T o ­ w a rz y s tw a D em okratycznego w W ersalu. Emisariusze e m ig ra c y jn i p rz y ­ g o to w u ją c y pow stanie zw alczali M a rcin k o w s k ie g o program pracy orga­

nicznej, pracy, u 'p o d s ta w , nad ośw ieceniem i podniesieniem gospodar­

czym najszerszych w a rs tw lu d ow ych , nad stw orzeniem polskiego prze­

m ysłu i handlu, nad w ykszta łce nie m w każdym zawodzie fachow ców zdolnych do spółzaw odnictw a z elem entem obcym i w ro g im . Program ten m ie n ili k ra m a rs k im '(z francuska ,,epi rie rs k im "). M n ie w a li, że n ie po d le ­ głość można odzyskać od razu je d n y m p o ry w e m zbrojnym , zyskując dlań poparcie najszerszych k ó ł przez rzucenie haseł zm iany u s tro ju spo­

łecznego. Za prądem ra d y k a ln y m poczęli p łyn ą ć d aw ni p rz y ja c ie le i w sp ó łp ra co w n icy M a rcin ko w skie g o. Z tej stro n y padały naw et groźby.

In n y c h z ra z iły do M a rcin k o w s k ie g o jego w ym agania ustaw icznych o fia r na cele publiczne albo jego apodyktyczność. P rz y w y k ł bow iem ro zka ­ zyw ać. N ie lic z y ł się ze zdaniem lu d z i in n y c h zapatryw ań. U n o sił się, stał się w s k u te k ro z w ija ją c e j się choroby ostrym , g w a łto w n ym , le kce ­ w a ż y ł p rz e c iw n ik ó w ja k o snobów idących za frazesem p a trio ty c z n y m albo brudnoskąpskich egoistów . B y ł p rz e c iw n ik ie m k rz y k liw e g o n a c jo ­ nalizm u i natychm iastow ego pow stania. A le je ś li z ty c h p ow od ó w od ro k u m n ie j w ię c e j 1841 zaznaczała się niepopularność M a rcin ko w skie g o ,

257

(4)

K A R O L M A R C IN K O W S K I

(Z z b io ró w K o ła T o w a rz y s k ie g o w Poznaniu)

(5)

to nie w yszła ona w śród ro daków na ogół poza k o ła czynne w p o lity c e a nie znajdow ała oddźw ięku u pospólstwa. Tam pozostał nadal w ser­

cach. On opiekun w szelakiej biedy bez żadnego w zględu na narodow ość czy w yznanie. Owszem w ostatnich m iesiącach swej działalności resztę sił pośw ięcał przede w szystkim pra cy fila n tro p ijn e j tw orząc ogólną o r­

ganizację dla w a lk i z nędzą i bezrobociem , oraz organizując pomoc le ­ karską dla ubogich. P roje kto w a n e przezeń „T o w a rz y s tw o k u w sp ie ra niu ubogich i biednych w Poznaniu" m ia ło służyć w szystkim p o trze b ują ­ cym bez różnicy. Dlatego najszersze w a rs tw y w z ię ły szczery i tłu m n y u dział w jego pogrzebie i nie ty lk o pospólstw o lecz in te lig e n c ja w szyst­

k ic h zapatryw ań. W obec m ajestatu śm ierci w ie lk ie g o fila n tro p a i pa­

trio ty u m ilk ła opozycja polityczna . A stało się to i w następstw ie re a k c ji ja k a zaznaczyła się w pew nej m ierze w um ysło w o ści naszej po nie po ­ w odzeniu prób pow stańczych tego roku. W szakże dopiero w dw a lata później, gdy zaw iodła brzem ienna ty lk o nadziejam i „w io s n a lu d ó w ,"

zaczęła w o p in ii p o ls k ie j gruntow ać się popularność M a rcin ko w skie g o, zawsze złączona z ro zw o je m p ra cy organicznej.

Z w ro t ten w o p in ii zaznaczył się zaraz w prasie a następnie u tr w a lił się z p ew nym ty lk o i je d y n ie p rze jścio w ym osłabieniem w okresie p o ­ w stania styczniow ego. A w ięc re d a k to r Gazety P o ls k ie j M a rc e li M o tty ta k oceniał w ie lk ie g o o b yw a te la pisząc o nim w drugą rocznicę zgonu 7 listopada 1848: „Z y c ie publiczne je s t treścią całego jego życia, życia p ryw a tn e g o w ła ś c iw ie M a rc in k o w s k i nie m iał. K to ż y je p ry w a tn ie , ż y je dla siebie — a dla siebie M a rc in k o w s k i nie żył. W o le n od w szelkich zw ią zkó w ciasnotą sw oją k rę p u ją c y c h działalność, oddał w szystkie sw oje s iły fizyczne, w szystkie zasoby swego um ysłu, całą energię n ie p o ­ kalanego ch arakte ru na ko rzyść ludzkości, na ko rzyść narodu. Ludzkości s łu ż y ł ja k o le ka rz — n a ro d o w i ja k o obyw ate l. I w je d n y m i w drugim zawodzie b y ł pierw szym ... Spełniw szy pow inność sw oją jako obrońca o jczyzn y w ro k u 1830 M a rc in k o w s k i b y ł pierw szym , k tó r y za pow rotem do k ra ju rozproszone chęci, nieczynne u m ysły, chw iejące się i niepew ne dążności starał się o żyw ić, skupić, u sta lić i skierow ać k u zbaw ieniu na­

ro dow ości p o ls k ie j. M a rc in k o w s k i p ie rw szy z w ró c ił uwagę na stugłow ą h yd rę germanizm u... z w ró c ił uw agę na to, że p ie rw ia s te k p o ls k i bezbronnym będąc ule gn ie w walce..., że ró w n e j b ro n i użyć należy, je ś li o pór ma być skuteczny... O kazał, że głów ną b ronią p rz e c iw n ik ó w je st w y k szta łce n ie fachowe, przem ysł i handel, że g łów ną słabością naszą je st d yletantyzm ..., w strę t do w y trw a łe j pracy..., niebaczne w yd a w a n ie m a te ria ln y c h zasobów k ra ju w ręce cudzoziem ców. Poznał, że aby pow strzym ać coraz groźniejszą naw ałę germ anizm u, aby dźw ignąć m o­

ra ln ie i m a te ria ln ie narodow ość polską, trzeba ją pod w zględem ośw iaty, 259

(6)

1 handIU P° StaWiĆ M rÓWni z P i-w ia s tk ie m d a rt- i t Z w 7 Y P le r° ” Zdobędzie si<? na N iem cach na p ół w y -

• , . ą . ę ' ldziano tez w mm apostoła, prom otora potężnego ruchu

^ ™ Się P° ? adkU P° WStania 1848 w P o z n a ń s k im : „M a rc in - k o w s k i b y ł Ligą przed istnieniem Ligi, b y ł o w ym środkiem , z którego w y c o d z iły w szystkie narodow e przedsięwzięcia, w k tó ry m się k o n ­ centrow ało całe życie p olskie W Księstwa, b y ł o w ym duchem dobro­

czynnym pobudzającym jednych, k ie ru ją c y m drugich, opiekuńczym dla w szystkich; b y ł mężem powszechnego i bezwzględnego zaufania".

A o rganow i Ligi w tó ro w a ł, chociaż nie bez pew nych k ry ty c z n y c h za- (V I 483) WVraża^ y opinię sfer zachowaw- czych i k a to lic k ic h : „Z n a jd o w a ł się człow iek, k tó r y wspólność o b y w a te l­

ską potrzebę zbliżenia, konieczność obudzenia pośw ięceń in d y w id u a ln y c h i skupienia usiłow ań w pew nych ogniskach dóskonale p o jm o w a ł C zło­

w ie k ie m ty m b y ł M a rc in k o w s k i. N ie jedną on w yso ką rzecz ź uprzedze­

niem sądził i me je d ne j nie rozum iał, o m y łk i p o ro b ił, ale tru dn o le p ie j od mego w ym aganiom publicznego życia w ciężkich okolicznościach odpo­

wiedzieć. Pracując usiln ie nad podniesieniem k la s y średniej za obszerne z a kre ślił sobie granice — to prawda... przecież o tyle , o ile starał się przem ysł i handel z rą k n ie m ie ckich i żydow skich w polskie przenieść i o ile niezm ordow aną usilnością, zam iaru trudnego dokonał, na w dzięcz­

ność narodu zasługuje". M im o w spólnego obu ty m głosom uznania dla dzieła M a rcin ko w skie g o je s t przecież jakże w yra źn a różnica w tonie, w napięciu uczucia a nie ty lk o w form ie lite ra c k ie j.

M o tteg o przepełnia entuzjazm, ponosi m łodzieńczy zapał, w zgasłym w ie lk im o b yw a te lu w id z i sym bol, ideę przede w szystkim (i w tero. u ję ciu może odzyw a się jego k re w francuska). Inaczej patrzą i sądzą ci, k tó rz y znali M a rcin ko w skie g o w życiu codziennym , w s p ó łd zia ła li z nim, podzi- w ia li go, ale też dostrzegali nie ty lk o u ste rk i lu d z k ie j n atu ry, ułom ności od m ej p ra w ie nieodstępne, ale nie g od zili się z jego w olnom yślnością a zapewne p o m a w ia li naw et o zw ią z k i z masonerią. Zatrzeć je starać się będą przedstaw iciele tego odłam u o p in ii, aby nie szkodziły pam ięci M a r­

cinkow skiego, gdy praw ow ie rn ość k a to lic k a zespoli się z narodow ością polską w okresie k a lk i k u ltu rn e j. Sami wszakże o n ich zapomnieć nie m o g li i stąd pew na p ow ściągliw ość w uznaniu ta k całkiem form a ln ie M a rcin ko w skie g o za n ie ja k o jednego ze „ś w ię ty c h " n arodow ych i o to ­ czenia go aureolą legendy na podobieństw o Kościuszki. Bo też ściślejsza jego ojczyzna ty lk o w bardzo odległej, zam ierzchłej przeszłości b yła k o ­ lebką legend, a on sam p rz y całym sw ym rom antyzm ie b y ł czło w ie kie m realnej pra cy żyjąc w społeczności przyśw ie ca ją cej całej Polsce ta k p o j­

m ow anym patriotyzm em . W ro z w o ju lite ra tu ry h istoryczne j pośw ięconej 260

(7)

M a rcin ko w skie m u m iało to u w y d a tn ić się w yraźnie. Zaczęła się od wspomnień, ja k któregoś z ko le g ó w z ła w y szkó łki elem entarnej jeszcze1), w „P ro v in z ia lb la tte r fu r das Grossherzogtum Posen", ukazujących się w Lesznie i Gnieźnie, drukiem znanego i w p olskim p iśm ie n nictw ie Ernesta G iinthera, z którego nazw iskiem łączy ,się w y d a w n ic tw o leszczyń­

skiego ,,P rzyja cie l Lud u 1' i inne nasze przedsięwzięcia ośw iatow e. I jesz­

cze po w ie lu w ie lu ła t dziesiątkach N iem iec żydow skiego bodaj pochodze- nia K io n th a l pośw ięci mu m onografię nie ty lk o uczoną ale i uczuciem owianą. Na ogół przecież b iografam i M a rcin ko w skie g o b y li z samej na- tu iy rzeczy Polacy i zwłaszcza lekarze od Jagielskiego począwszy aż do profesora h is to rii m e d ycyn y W rzoska. Stąd w tych życiorysach za­

znacza się u m ia r w sądach, realizm w ujęciu. A jednakże w łaśnie di T e o fil M a te cki w u w ie lb ie n iu dla m istrza posunął się najdalej, taką jego kreśląc w iz ję :

„M a rc in k o w s k i b y ł Chrystusem naszego czasu: ślepym w zro k przy- w racał, g łuchym dostępne c z y n ił głosy, chrome prostow ał, w półum arłe wskrzeszał, a nadto c z y n ił w szystkie m iłosierne u czynki: stroskane po­

cieszał, głodne k a rm ił, pragnące napajał, nagie przyodziew ał; w szystko zaś co czyn ił, c z y n ił z sw ej nieskończenie w ie lk ie j m iłości, skutkiem k tó re j z żelaznym hartem duszy p o tra fił pośw ięcić się każdej c h w ili życia swego",

O ileż w strze m ię źliw szy w słow ie b y ł C egielski, k tó r y pow iedział o nim ly ko. „M a ic ip k o w s k i b y ł czło w ie kie m charakteru, pow ołania i namasz­

czenia p aw dziw ie chrześcijańskiego". A lb o uczestniczący w oddaniu mu ostatniej posługi późniejszy biskup a ówczesny profesor sem inarium du­

chownego Janiszew ski, k tó r y nad tru ih ną w ie lb ił m iłosierdzie i m iłość O jczyzn y zmarłego, jego w y trw a ło ś ć w dobrem i jego chrześcijańskie cnoty. A lb o i wieszcz n arod o w y K rasiński, k tó r y m ie n ił go „ś w ię ty m de­

m o k ra tą " p o jm u ją c y m dem okrację po Chrystusowemu i Polakiem bez skazy.

N ie brak niepodejrzanych w o b ie k ty w iź m ie św iadectw obcych

° szcz y tn y m p o jm o w a n iu i p e łn ie n iu ' przez M a rcin ko w skie g o obo­

w ią zkó w lekarza2) i o byw ate la 3). W szakże, aby ja k najbardziej zbliżony d opraw dy w ize ru n e k jego uzyskać, trzeba będzie jeszcze na d o ty c h ­ czasowych m a lo w id ła ch dokonać retuszów, n aw et w y d o b yć cienie, je ś li nam zależy na w ie rn o ści portretu . W p ra w d zie W o jtk o w s k i w swej b ib lio g ra fii h is to rii W ie lk o p o ls k i podał sto k ilk a d z ie s ią t p o z y c ji pęd jego n azw iskiem i sam ro z ś w ie tlił w ie le z życia jego szczegółów, ale nie Jest ona dostatecznie znana.

O to w yp a dn ie rozejrzeć się w życie „p ry w a tn y m " M a rcin ko w skie g o, bo tw ierdzenie M ottego, że go nie m iał, je st oczyw iście ty lk o zw rotem reto-

261

(8)

K a ro l M a rc in k o w s k i (Z z b io ró w K ó rn ic k ic h )

ryczn ym i oznacza je d ynie , że sw oje spraw y osobiste c a łk o w ic ie podpo­

rzą d kow a ł publicznym , społecznym i narodow ym . Prof. W rzosek, ja k poprzednio Z ie le w icz i Bross, w y d o b y li n ie k tó re w iadom ości o rodzinie, o studiach, o stosunkach z w ładzam i, o służbie w o js k o w e j, ale to nie w y ­ starcza jeszcze. O statnio, tuż przed w ybuchem w o jn y , w K ro nice miasta Poznania (X V II. t.) p o ja w iła się. praca oparta na urzędow ych zapiskach n au czycie li kształcących M a rcin ko w skie g o w szkole elem entarnej, b ar­

dzo sum ienna i cenna, w yja ś n ia ją c a w ie le okoliczno ści la t jego dziecię­

cych. W szakże bodaj p ow inn o się jeszcze w ię ce j pośw ięcić im uwagi, w n ik a ją c głębiej w psychologię chłopięcia w ie lk ic h przeznaczeń. Jeśli często o głodzie przesiedział dzień w b ud yn ku szkolnym na Sródce czy G robli, to nie je d y n ie z pow od u odległości od domu w d zie ln ic y św. W o j­

ciecha ani dla niedostatku tam panującego, bo wszak m atka u trz y m y w a ła gar-kuchnię. Raczej trzeba to tłum aczyć gorliw ością, zacietrzew ieniem w pracy, co na zdrow ie m usiało w p ły w a ć szko d liw ie chociażby nie doraźnie. M ożnaby się też dom yślać, że nie m ia ł spokoju w domu, k tó r y b y ł zajazdem. Ś rodow iskiem tym dałoby się uczynić zrozum iałym niejeden rys charakteru, szorstkość obok tk liw o ś c i, może u ro k sfery to ­ w a rzyskie j A nto n ieg o R a d ziw iłła czy K o n sta ncji M ie lż y ń s k ie j, albo naw et

(9)

ta k i szczegół, że p o tra fił czyścić konia, k ie d y zaciągnął się do szeregów pow stańczych. N ależy też m ieć na uwadze, ja k oddziałało na am bitnego chłopca i co za odgłos m iało w mieście, gdy „G azeta Poznańska" trz y ­ k ro tn ie w latach 1811— 1813 w y m ie n ia ła go w śród u czniów odznaczo­

nych. I w a rto zanotow ać w k ro n ice jego dzieciństw a uroczystości, ob­

chody, w k tó ry c h uczestniczył albo k tó ry c h przebieg śledził, ja k i w y ­ padków dzie jow ych, z sercem w ezbranym dumą i nadzieją albo trw o g ą i w stydem . Zapewne p o w ita n ie D ąbrow skiego i W y b ic k ie g o , pob yt Napoleona i przemarsze w o js k jesienią ro k u 1806 może nie w r y ły się głęboko w pam ięci sześcioletniego malca, ale a la rm y w 1809 czy p o ­ chody z 1812 i 1813, okupacja rosyjska, zawieszenie z pow rotem w r. 1815 o rłó w p ru skich b y ły to n ie w ą tp liw ie silne przeżycia. A także zanotow ać w a rto b y i takie, ja k pogrzeb prezydenta Poznania Bernarda Rosego z lu ­ tego 1813, w k tó ry m w z ię ły u dział szkoły.

U w stępu la t u n iw e rs y te c k ic h n ie w ą tp liw ie należał do urządzających w B e rlin ie za przykła de m k ra ju obchód k u czci K ościuszki w ty m czasie zgasłego. Zeznania M a rcin ko w skie g o w śledztw ie w spraw ie stow a­

rzyszenia P olo n ii w y m a g a ły b y bodaj w n ik liw s z e j analizy. Podobnie jego stosunek do K olskich, w k tó ry c h domu m ieszkał od początku p ra k ty k i le k a rs k ie j. I sama ta p ra k ty k a w ja k ic h w a ru nka ch się rozw ijała? Na ten tem at w ie le tra fn y c h uw ag już poczyniono tłum acząc powodzenie, zaufanie, ja k ie od razu pozyskał. A ry s to k ra c ji i dygn ita rzo m z a le c iły go studia zagraniczne, zwłaszcza z okresu 1831— 1835, k ie d y w szczególności za jm o w a ł się leczeniem c h o le ry w Prusiech w schodnich i p o g łę b ił swą w iedzę w A n g lii i Paryżu. Do b ie da kó w o tw o rz y ł sobie drogę przede w szystkim sercem w spółczującym . Choroba je s t nieszczęściem, a M a r­

c in k o w s k i je rozum iał i nie ty lk o le ka rstw o zapisał ale i za nie zapłacił, le czył nie ty lk o chorobę ale i z re g u ły tow arzyszącą je j nędzę. Toteż samym zja w ie n ie m się p rz y n o s ił ju ż ulgę. B udził tę nadzieję, tę w ia rę k tó re b y ły czyn n ika m i w sp ó łd z ia ła ją c y m i z le ka rstw e ip czy zabiegiem ch iru rg iczn ym , aby podżw ignąć chorego. Zwłaszcza z pow odu ciem noty w śród ludności biednej zw alczanie epidem ii b y ło szczególnie trudne.

W zam ieszkałych przez n ią domach i dzielnicach nie ty lk o w a ru n k i h ig ie ­ niczne b y ły najczęściej fatalne, ale choroby zatajano lę ka jąc się ja k ognia lekarza i szpitala. T rw og a ta p rzyb ie ra ła na sile, staw ała się po­

wszechną w czasie szerzącej się zarazy, zwłaszcza n ajgroźniejszej w ty c h czasach cholery.

Na ty m podłożu na dom iar zaznaczał się jeszcze i antagonizm w y ­ z n a n io w y i n arod o w y w stosunku do N iem ców . O tóż M a rc in k o w s k i b y ł ty m lekarzem , któreg o n a jm n ie j albo zgoła się nie bano, bo to i k a ­

265

(10)

to lik i Polak i d ob ry człow iek, nie ty lk o uczony ale ja k b y cudotw órca.

To nie są ty lk o dom niem ania. D ow ód m am y z czasu w a lk i z cholerą w Poznaniu, gdy M a rcin k o w s k ie g o tam zabrakło. Ludność C hw aliszew a i M iasteczka p o d e jrz y w a ła lekarzy, p rotestantów — N iem ców , że tru ją ubogich chorych. Siłą opierała się tra n s p o rto w i ch orych czy podejrza­

n ych o chorobę w koszach dla ich izolow ania. M usiano aż w zyw ać w ojsko . T y m bardziej u k ry w a n o chorych. I jakże nie b y ło taić choroby, gdy g ro ziło je ś li nie p orw anie chorych, to zam knięcie dom u i pozdsta- w ie n ie chorych, bez pom ocy z zewnątrz. N ieufność m iała pew ne uzasad­

n ienie w postępow aniu z sierotam i po zm a rłych na cholorę, k tó re za­

brane do zakładów rządow ych tr a c iły w ia rę i narodow ość swoją.

Dlatego w r. 1837 w ładze m ie js k ie dom agały się zw o ln ie nia M a rc in k o w ­ skiego, gdy odsiadyw ał karę za u dział w pow staniu, a w Poznaniu sze­

rz y ła się znow u cholera. (W ie m y że i później, w latach 1848, 1849, 1852 i 1866, gdy cholera naw iedzała Poznań, Polacy w następstw ie zaostrzenia się w a lk i n arod o w ościow ej nie c h c ie li w zyw a ć le k a rz y N ie m có w ani brać le k a rs tw z a pte ki n ie m ie ckie j). T y lk o M a rc in k o w s k i m ia ł dar k o je n ia antagonizm ów re lig ijn y c h i p lem iennych przez swą m iłość cierpiącej ludzkości i on też n ajskute czniej zw alczał zarazę legnącą się w śród brudu i niedostatku.

Zaufanie, ja k ie żyw io n o do M a rcin k o w s k ie g o we w szystkich sferach, doprow adzało n ie k ie d y do niedorzeczności. Taką niedorzecznością b y ło pow ierzenie mu przez C hłapow skiego szefostwa sztabu w w y p ra w ie na L itw ę w r. 1831. M a rc in k o w s k i m ógł być i b y ł ty lk o adjutantem . Toteż k ie d y generał załam ał się w o d w rocie spod W iln a , nie m ógł ratow ać s y tu a c ji nie m ając ani koniecznej um iejętności ani a u to ryte tu . Znam ien­

nym jest, że później na e m ig ra c ji i w Poznańskim nie ty tu ło w a n o go n ig ­ d y w edle rangi w o js k o w e j ale doktorem , ja k im b y ł i w czasie kam panii.

O bok ściśle zaw odow ych zdolności, k tó re M a rc in k o w s k i n ie w ą tp liw ie po­

siadał w bardzo w yso kim stopniu, odznaczał się ja k o zn a k o m ity orga- ' nizator. W zorem i tu b y ł mu zapewne profesor z. okresu b erliń skich stud ió w Jan Nepom. Rusł. A le m niejsza o to, skąd b ra ł pom ysły, p rz y ­ k ła d y , skąd może i sama in ic ja ty w a w yc h o d z iła do jego przedsięwzięć.

W p ły w a ł na niego C h ła po w ski k ie ru ją c go do A n g lii, gdzie m ógł w ie le zobaczyć godnego naśladow ania. W Paryżu o trz y m a ł od C zartoryskiego m andat i in s tru k c ję , ja k działać w k ra ju , a nadto zapoznał się z in s ty ­ tu c ja m i e m ig ra c ji naszej n a u k o w y m i, w y c h o w a w c z y m i i dobroczynności.

W Poznańskim zastał już tego rodzaju poczynania, w k tó ry c h przodow ało kasyno gostyńskie. W G a lic ji hr. S tanisław S karbek tw o rz y ł w ty m cza­

sie sw oją fundację o p ie k i nad m łodzieżą rzem ieślniczą i w znosił gmach te a tru we Lw o w ie . N ie b ra k ło w ię c w ty m p ok o le n iu p rz y k ła d ó w a k c ji

(11)

fila n tro p ijn e j i k u ltu ra ln e j na podłożu narodow ej o b y t w a lk i. Zasługą M a rcin ko w skie g o , że te pię kne idee k ie łk u ją c e i w Poznańskiem w p ro w a d z ił w życie. Bo przecież n ig d y nie b y liś m y ubodzy co do m y ś li w znio słych , ale nie dostaw ało czynu, energii, w y trw a ło ś c i. W zdolności o rg an iza cyjn ej okazała się wyższość M a rc in k o w s k ie g o nad S karbkiem i społeczeństwa poznańskiego nad g a licyjskie m . W szakże nie zdołał M a rc in k o w s k i zrealizow ać p la n ó w założenia banku kre d yto w e g o, szkoły ro ln ic z e j i dom u roboczego dla ubogich m ie jskich. P ozostaw ił ty lk o T o ­ w a rzystw o Pom ocy N a u k o w e j i Bazar.

Jego p o lity c z n a lin ia n ie je s t jeszcze dostatecznie oznaczona. Zdaje się, że z em igracją n ie p o d trz y m y w a ł łączności bądź przez ostrożność bądź g w o li c a łk o w ite j sam odzielności. T y le w iadom o, że z „szefem " G ra­

bow skim , z k tó ry m m ia ł w edług in s tru k c ji C za rtoryskiego współdziałać, b y ł skłócony, ale ten ja k o d y re k to r Ziem stw a p rz e c h y lił się k u ugodzie, p rz y ją ł order p ru s k i i uczestniczył w uroczystościach pośw ięcenia k a m ie ­ n ia w ęgielnego pod tw ie rd zę poznańską, zaś M a rc in k o w s k i m im o k o ­ niecznego porozum iew ania się z w ładzam i p ru s k im i pozostał w y ra ź ­ n ym w yzn a w cą dążeń n ie podległościow ych. N ie k o rz y ł się przed za­

borcą ani nie o b ja w ia ł k r z y k liw ie sw ej polskości. W sw ym p a trio ty ź m ie za ch o w yw a ł godność i rów now agę podobną do tej, ja k a cechow ała De­

zyderego C hłapow skiego czy M a c ie ja M ie lżyń skie g o . W spom nienie ko- leżeństw a-broni, dużą w ty m grało rolę. B yło ono zawsze żyw e i w y w ie ­ ra ło w p ły w niczem n ie za ta rty. D zię ki niem u M a rc in k o w s k i obcow ał na­

w e t z m agnaterią na stopie rów ności. Zresztą p rz y ja ź ń z M ie lź y ń s k im i, C h ła po w skim i, D zia ły ń s k im i, P o tw o ro w s k im i o piera ła się rów nież na w dzięczności za ra to w a n ie im n ajbliższych, zwłaszcza w ch w ila ch w a lk i o życie m a tk i i dziecka na św ia t przychodzącego. On też rozporządzał często ich w p ły w a m i czy zasobami m a te ria ln y m i. N ie w a h ał się p o ż y ­ czać od n ich w okresie e m ig ra c y jn y m po 70 fra n k ó w na m iesięczne u trzym anie, gdyż rów nocześnie o fia ro w a ł tysiące fra n k ó w otrzym a ne j n a g ro d y na cele dobroczynne. I n ie w a h a ł się nakładać ciężary na w ie lk ie fo rtu n y i w ogóle na lu d z i zamożnych, tra k tu ją c ich n ib y sw oich s k a rb n ikó w , co uchodziło, bo w szystkie sw oje dochody, bardzo duże, 10 do 12 ty s ię c y ta la ró w rocznie, obracał na dobre cele i nie zo sta w ił m a ją tku.

Z agadkow ym może w yd a w a ć się jego antagonizm do Edw arda Ra­

czyńskiego. W szak obaj b y li zn ako m ici w zasłudze p ub liczn e j. N iechęć w zajem na tłu m a czy despotyczność obu ich cechująca. Inna też b yła id e o lo g ia a ry s to k ra ty a dem okraty. M a rc in k o w s k i nadto uw ażał Raczyń­

skiego za d yletanta, fantastę, pełnego próżności ro d ow e j, a w ła śn ie te w a d y pra gn ą ł w y tę p ić w społeczności p o ls k ie j. A n ta g on izm p rz e ja w ił

265

(12)

się w tym , że R aczyński nie b y ł akcjonariuszem Bazaru a M a rc in k o w s k i u trą c ił jego o fertę p rzyczyn ie n ia się do u fundow ania szko ły realnej, le k ­ cew ażył jego szkołę agronom iczną k rzą ta ją c się k o ło założenia in n ej i w p ły n ą ł na odrzucenie k a n d y d a tu ry jego pasierba na członka K oła T o ­ w arzyskiego w Bazarze. O baj zresztą b y li trochę d ziw a cy w ty p ie Sta­

nisław a/ S karbka (albo ja k ostatnio śp. W ła d y s ła w a Zam oyskiego). Ten rys dziw a ctw a u M a rcin k o w s k ie g o stw ie rd zają jego w ie lb ic ie le i p rz y ja ­ ciele ja k dr K aczkow ski. A le czymże b y łb y św ia t i ojczyzna nasza, g d y ­ b y n ie ta c y dziw acy, tacy „w a ria c i", bo i ta k ich n azyw ają bardzo so­

lid n i, a p rzyzie m n i obyw atele. T y m dziw actw em , ty m „w a ria c tw e m ", tłum aczą się drobne u ch yb ie n ia codzienne i w spaniałe dzieła życia.

Zatrata p ra w ie w szystkich (p ry w a tn y c h zwłaszcza) a rc h iw ó w w ie lk o ­ p o lskich u tru d n i nie po m ie rn ie dalsze studia nad życiem M a rc in k o w ­ skiego. W szakże cześć jego pozgonna p rz y n a jm n ie j w b y ły m zaborze p ru skim je st powszechna. Jego im ien ie m chrzci się ulice, p a rk i, uczelnie.

W ciąż jeszcze doszukuje się w p ły w u jego, p ie rw ia s tk o w e j in ic ja ty w y

D r K a ro l M a rc in k o w s k i na w y je ź d z ie z Poznania do szeregów p o lskich r. 1830

(Ze z b io ró w K o ła T o w a rz y s k ie g o w Poznaniu)

(13)

w różnych dziedzinach gospodarczych i k u ltu ra ln y c h . Lecz n a jg o d n ie j­

szym w yrazem tej czci b y ło b y obok o dbudow y Bazaru wskrzeszenie T o w a rzystw a Pom ocy N a u ko w e j.

1. D o w ia d u je m y się stąd o ta k ic h szczegółach (k tó re z n a jd u ją p o tw ie rd z e n ie w stu ­ dium J. P aw ło w czaka ; K a ro l M a rc in k o w s k i w szkole e le m e n ta rn e j): „dass er z ie m lic h ju n g schon U n te rric h t im S c h u lle h re rs e m in a riu m e rh ie lt. Da dieses sehr w e it v o n seiner Behausung e n tfe rn t w ar, so geschah es n ic h t selten, dass er m it einem S tück B ro t des M o rg e n s die W o h n u n g v e rlie s s u n d erst abends w ie d e r z u rü c k k a m .

2. „E r w a r n ic h t blos A rz t, sondern m itfü h le n d e r Freund, th ä tig e r K ra n k e n w ä rte r, M ensch u n d lie b e n d e r C h ris t im v o lls te n Sinne das W o rts... B eachtend u n d sinnend v e rw e ilte er w ä h re n d g e fä h rlic h e r K ris e n stun d e n la n g be im K ra n k e n , v e rric h te te m it F re u n d lic h k e it u n d U m sich t die g e w ö h n lic h s te n D ienste eines W ä rte rs und h in te rlie s be im W eggehen, w o A rm u th sich z u r K ra n k h e it ge sellte, noch re ic h lic h e G aben".

3. C h a ra k te ry s ty k a M a rc in k o w s k ie g o na n e k ro lo g u „P ro v in z ia lb lä tte r " : „E in M a n n m it festem C h a ra kte r, glänzenden V o rz ü g e n des Geistes, m it N ic h ta c h tu n g alles des­

sen, nach dem der g e w ö h n lic h e M en sch sein Leben h in d u rc h s tre b t und tra c h te t, e n d lic h m it de r -tiefen Lieb e u n d dem in n ig e n W o h lw o lle n zu seipe m Nächsten, w ie s.e n u r der w a h re C hrist... fü h le n kann, w a r seinen La nd sleu ten eine der w ic h tig s te n Potenzen im G rossherzogtum g e w o rd e n ".

i

26 7

(14)

ŻYWOT JANA KAROLA MARCINKOWSKIEGO

B y ł synem drobnom ieszczańskiej poznańskiej rodziny, zam ieszkałej na przedm ieściu św. W o jcie ch a w m ałym , n ie is tn ie ją c y m dziś dom ku, w k tó ­ ry m u ro d z ił się 23 czerwca 1800 r. O jc u w io d ło się nieźle, d o ro b ił się 3 kam ienic, ale później s tra c ił na dzierżaw ie ziem skiej. K a ro le k chodził z bratem do s zko ły ćw iczeń p rz y sem inarium n a u czycie lskim na G robli, a później na Sródce. W je s ie n i 1810 r. w s tą p ił do gim nazjum poznańskiego nazwanego później im. M a rii M agdaleny. B y ł z re g u ły je d n y m z p ie rw ­ szych uczniów , o trz y m y w a ł nagrody, spra w ow ał się b. dobrze, m im o ż y ­ wego usposobienia. Szkoła o w iana b y ła duchem p a trio ty c z n y m , panow ało w ykszta łce nie neo-hum anistyczne, w duchu oświecenia. Przez Poznań prze cho d ziły różne w o jska : francuskie, ro syjskie , polskie — w reszcie w m aju 1815 r. — n ie ste ty — pruskie.

Kongres W ie d e ń ski u tw o rz y ł z ziem w ie lk o p o ls k ic h tzw. W ie lk ie K się­

stw o Poznańskie, któ re m u k r ó l F ry d e ry k W ilh e lm I I I obiecał uszano­

w anie narodow ości p o lskie j. W ży c iu szko ły o dbiło się to na razie zw ię ­ kszeniem godzin n a u ki ję z y k a niem ieckiego w ostatnich dw óch latach n a u k i K arolka. W y p ró b o w a n y p atriota , d y re k to r gim nazjum ks. P rzyb ylski, ustąpić m usiał na rzecz d w u lico w e g o Kaulfussa. 26 lip c a 1817 r. zakoń­

c z y ł naukę w gim nazjum , a ja k o prym us pożegnał szkołę m ow ą łacińską pt. De aurea aetate. Z am ierzał pośw ięcić się nauczycielstw u, ale p ra k ­ ty c z n y Kaulfuss d orad ził mu studia leka rskie . Posłuchał go i pojechał je sie nią 1817 r. do B erlina. Ż ycie studenckie i nauka p oc h ło n ę ły go. D o­

p ie ro w 1819 r. zo rg a n izo w a li się ta m te jsi studenci Polacy. W n e t za w ią ­ zali ta jn ą organizację p. n. Polonia, pod hasłem W oln o ść i O jczyzna.

C hodziło g łó w n ie o u trzym a n ie ducha narodow ego i k u lty w o w a n ie p rz y ­ ja ź n i — za w zorem w ile ń s k ic h F ilo m a tó w i F ila re tó w . P o lic ja pruska w y ­ k r y ła zw iązek i M a rc in k o w s k i, jego przew odniczący, został aresztow any z k ilk o m a in n y m i w n ocy z 15/16 m arca 1822 r. S iedzieli w Stadtvogtei.

Sąd d ążył do procesu o zdradę stanu, ale n a m iestn ik poznański, ks. A n ­ to n i R a d z iw iłł, w y je d n a ł u k ró la złagodzenie k a ry . O dsiedzieli w W is ło 7 u jś c iu i G dańsku 6 m iesięcy. Po z w o ln ie n iu z ło ż y ł w k w ie tn iu 1823 r.

egzamin d o k to rs k i a jesienią w r ó c ił do Poznania, ja k o ,,d o k tó r m e d ycy­

n y i c h iru rg ii".

O siadł w 20 tysięcznym grodzie nadw arciańskim , p ełn ym biedoty, k tó ­ re j lekarzem g o rliw y m i p ra c o w ity m został w espół z p rz y ja c ie le m ser­

decznym, drem K arolem Szneiderem. Ten ry c h ło zm arł; M a rc in k o w s k i mocno to przebolał. Prócz p r a k ty k i w szpitalu, je ź d z ił konno na p ro ­ w in c ję , b y leczyć chorych, k tó rz y m ie li doń zaufanie. M ia ł szczęśliwą

Dr W itold Jakóbczyk

(15)

rękę i dar tra fn e j diagnozy. M ie szka ł na S tarym R ynku, gdzie od rana p rz y jm o w a ł ubogich chorych. Leczył ich bezpłatnie, daw ał na le ka rstw o i żywność. N ie dbał o siebie, nie dosypiał, nie dojadał, le c z y ł chorych i douczał się w ieczoram i.

Tymczasem dochodzi do Poznania wieść o w yb u ch u pow stania w W a r­

szawie. B y ły k o n s p ira to r i w ię zie ń rusza 8 grudnia 1830 r. do W arszaw y, bo ja k pisa ł do w ładz p ru s k ic h — „n ie znam n ic świętszego nad po­

w in n ość pośw ięcenia s ił sw oich O jc z y ź n ie “ ... Tam zapisał się do o c h o tn i­

czego szw adronu Poznańczyków , k tó ry c h 2 tysiące prze kra dło się za k o r ­ don. Zaczął od prostego żołnierza, w n e t został wachm istrzem , następnie pod p oruczn ikie m w lin ii. Później rozkazano m u objęcie fu n k c ji lekarza p rz y sztabie gen. Skrzyneckiego, p rz y k tó ry m aw ansow ał na kapitana.

W m a ju 1831 r. na gorącą prośbę pozw olono m u w stą pić do g ru p y gen.

C hłapow skiego, k tó rą w y p ra w io n o na L itw ę , b y wspomódz tam tejsze pow stanie. B y ł adjutantem dow ód cy g ru py a następnie p e łn ił o b o w ią zki szefa sztabu. B rał u dział w w ie lu potyczkach na czele szwadronu, a po w alce o p a try w a ł rannych. M ia ł szczęście — bo k u le się go nie im a ły.

A le 13 lip ca C hłapow ski pod n aciskiem w o js k ro s y js k ic h p rze kro czył granicę Prus W schodnich w p o b liżu K ła jp e d y. M a rc in k o w s k i z nim. A le zaraz zabrał się do p ra cy le k a rs k ie j, pom agając zw alczać cholerę w K ła j­

pedzie, za co m a g istra t d zię ko w a ł mu u ro czystym adresem i pierścieniem . Za poradą gen. C hłapow skiego u dał się do A n g lii, w celu pogłębienia i rozszerzenia swej w ie d zy le k a rs k ie j. P rzebyw ał od grudnia 1831 do m arca 1832 r. w M ontrose (w Szkocji), w k w ie tn iu b y ł w Edynburgu, w czerw cu w Londynie. Z e tkn ą ł się tam z e m ig ra cją polską z ks. Adam em C za rto ryskim , N iem cew iczem i Platerem na czele i w z ią ł u d zia ł w za­

kła d a n iu f i l i i lo n d yń skie go T o w a rzystw a L ite ra c k ie g o p rz y ja c ió ł Polski.

Jesienią 1832 r. p o jech a ł do Paryża. Tam znów za jm o w a ł się leczeniem e m ig ra ntó w i dokształcaniem się. W sporach p a rty jn y c h nie b ra ł udziału.

U trz y m y w a ł k o n ta k t z ks. C za rto ryskim , głow ą s tro n n ic tw a ko nse rw a ­ tyw n e g o na e m ig ra cji. A le nie w s tą p ił do jego organizacji. Ta silna in ­ d yw id u a ln o ść nie znosiła przym usu organizacyjnego.

Od początku p o b y tu we F ra n c ji starał się o pozw olenie p o w ro tu do k ra ju . W reszcie u zyskał je i przed w yja zd em z ło ż y ł ks. C za rto ryskie m u w iz y tę pożegnalną 14. 10. 1834 r. O trz y m a ł w skazania p ra cy konsp ira - c y jn e j, k o n s o lid a c y jn e j, o św ia to w e j — dla k ra ju i w y c z e k iw a n ia na w ła ś c iw y m om ent do a k c ji ogólnonarodow ej.

Przez K o lo n ię i A k w iz g ra n je c h a ł do M agdeburga a stąd do B erlina.

Tu aresztowano go, posądzając, niesłusznie zresztą, o w spółdziałanie z ówczesną ta jn ą akcję w ęg larską w K sięstw ie. Przesiedział w w ię z ie n iu

269

(16)

od 25. X. 1834 r. do 7. III. 1835 r. W reszcie u w o ln io n o go i w ró c ił 26. III.

do Poznania. Nareszcie znów w k ra ju !

Zaraz w p a dł w w ir p ra cy le k a rs k ie j, ko n n ych eskapad na p ro w in cję ,

— oraz... pod s ta ły nadzór p o lic ji p ru s k ie j. Czekał go proces za udział w pow staniu. 22. V I. 1835 r. skazano go na ko n fiska tę m a ją tk u i 9 m iesięcy tw ie rd z y M a g is tra t zebrał podpisy m ieszkańców pod p e ty c ję do k ró la o zm niejszenie k a ry . O dsiedział 3 miesiące tw ie rd z y w Ś w id nicy od 1. V III. 1837 r. A le w te d y w y b u c h ła cholera w Poznaniu. M a g istra t w y ­ je d n a ł zw o ln ie n ie go. W r ó c ił n atych m ia st i w raz z dr. M ateckim , Gąsio- ro w s k im i in n y m i rz u c ił się do zw alczania epidem ii. W y s iłe k ten nie po­

szedł na marne. N a p o w tó rn ą p e ty c ję m agistratu i poznańczyków róż­

n ych narodow ości i w yznań k r ó l darow a ł mu resztę k a ry .

W to k u częstych podróży le k a rs k ic h s ty k a ł się z ówczesną e litą zie­

m iańską na p ro w in c ji. Ci tow arzysze b ro n i z 1831 r. p o d e jm o w a li różne p ro je k ty podniesienia gospodarczego i k u ltu ra ln e g o p ro w in c ji poznań­

skiej. Z ty c h narad i przem yśleń pow stała w 1838 r. spółka a k cyjn a ,,Bazar“ w Poznaniu, w cęłu skupienia polskiego ku p ie ctw a i rzem iosła.

M a rc in k o w s k i został je j d yre kto re m . W y m ó g ł na udziałow cach przezna­

czenie Vs d y w id e n d y na cele społeczno-narodow e. Starał się o kształcenie p olskich ku p có w i rze m ie śln ikó w , ,,bo teraz w każdym zawodzie sto­

sowne naukow e w ykszta łce n ie potrzebne..." Pomagał im w zakładaniu w a rsztatów i sklepów . H andel i rzem iosło poznańskie b y ły w rękach n ie ­ m ie ckich i żydow skich. On zaś ch cia łby, b y Polacy sami się o b s łu g iw a li w te j dziedzinie. Zaprzągł do p ra c y w ie lu ziem ian. S kła n ia ł do ofiar.

W Bazarze s k u p ił środow isko p a triotyczn eg o m ieszczaństwa w tzw. K ole T o w a rzyskim . On — asceta, pełen w yrzeczenia osobistego — ja k św.

Franciszek lu b B rat A lb e rt — naw et poszedł na bal, b y zb liż y ć to w a rzy- stko szlachtę z m ieszczaństwem poznańskim .

W espół z Libeltem , M oraczew skim , P otw orow skim , S tablew skim , Pop- liń skim , K raszew skim , a za zgodą w ładz pruskich, za ło żył 19. IV . 1841 r.

T o w a rzystw o Pom ocy N a u k o w e j dla m łodzieży. C hodziło g łó w nie o to, by

„w y d o b y w a ć z mas ludu zdatną młodzież, a w y k ry w s z y je j talenta, o bró ­ cić ją na p o żyte k k ra ju ", dając pom oc i stosow ny k ie ru n e k je j w y k s z ta ł­

ceniu... W Poznaniu urzędow ała tzw. D y re k c ja G łów na, na p ro w in c ji — k o m ite ty p o w ia to w e , we w sp ó łp ra cy z nauczycielam i i proboszczami.

W ciągu pierw szego 3 le cia zebrano 33 tys. ta la ró w od 4.300 członków . W ciągu pierw szych .5 la t zebrano p ra w ie 53 tys. ta la ró w na stypendia dla 1100 osób.

G rono działaczy, skupione k o ło M a rc in k o w s k ie g o stan o w iło ja k b y sztab o w ych „p ra c o rg an iczn ych". Podejm ow ano próbę założenia szko ły r o l­

(17)

niczej, te a tru narodowego, T o w a rzystw a o p ie k i nad ludem w ie js k im . W szystko ro z b ija ło się o opór w ładz p ruskich. M a rc in k o w s k i zapraco- w y w a ł się w kom itetach, na konferencjach, naradach, obliczeniach, stara­

niach u władz, ro zliczn ych korespondencjach, rozjazdach, ko nsu lta cja ch i ko nsyliach . N ie za nied b yw ał sw ych chorych. W m ieszkaniu jego p rzy ul. Podgórnej 7 pow stała ja k b y p o lik lin ik a . Grono m ło d ych le k a rz y p ra k ­ ty k o w a ło p rz y nim i pom agało w badaniu m asy zgłaszających się, prze­

w ażnie ubogich chorych. Swe m agnackie w p ro s t dochody obracał na cele społeczno-narodowe, kształcenie m łodzieży, pom oc dla ubogich.

Z ainteresow ał się też spraw am i sam orządow ym i Poznania i w raz z in ­ n y m i p rze prow a d ził w lecie 1843 r. zw ycięską d la P olaków akcję w y b o r­

czą do ra d y m ie js k ie j. Przew odniczącym w y b ra n o O grodow icza, zastępcą M a rcin ko w skie g o. Tam p o w o ły w a n o go do w ie lu k o m is y j. Z a jm o w a ł się n a jg o rliw ie j organizacją o p ie k i le k a rs k ie j dla ubogich i opracow ał k o n ­ k re tn y p ro je k t, k tó r y jednak nie podobał się ani lekarzom , ani M a g is tra ­ to w i, bo b y ł kosztow ny. Żądał, b y lekarze urzędow o ch od zili do chorych na każde zaw ołanie i le c z y li ich ,,z p ra w dziw ą m iłością bliźniego, nie ro ­

biącą ró ż n ic y stanów ". On też b y ł in ic ja to re m a potem przew odniczącym założonego 19. X I. 1845 r. „T o w a rz y s tw a k u w sp ie ra niu ubogich i bied­

n ych w P oznaniu". Tam też na posiedzeniu 16. X II. 1845 r. w y g ło s ił prze­

m ó w ie n ie o założeniach i celach a k c ji pom ocy ubogim . W ram ach pra cy tego T o w a rzystw a p rze d sta w ił 4 m aja 1846 r. „P ro je k t b u d o w y dom u ro ­ boczego dla ubogich m ie js k ic h ".

Pracując w szechstronnie na ty c h polach dla społeczeństwa, M a rc in ­ k o w s k i ka te g orycznie s p rze ciw ia ł się próbom a k c ji pow stańczej w 1846 r.

W ie d zia ł, że pow stanie nie m ia ło żadnych szans i pom im o w ie lu nalegań k ie ro w n ik ó w ruchu, o d m ó w ił swego w spółudziału. O b a w ia ł się, b y N ie m ­ c y n ie zn iszczyli dotychczasowego d orob ku społeczno-kulturalnego dla dobra narodu przez jego sztab dokonanego. B olał ogrom nie nad w y b u ­ chem i jego tragiczną klęską. W śró d ty c h cie rp ie ń i zg ryzo t w e w n ę ­ trzn ych ostatecznie załam ało się zdrow ie tego g ru ź lik a od m łodości.

Jeszcze w lip c u u czestniczył w posiedzeniach ra d y m ie js k ie j ale w s ie r­

p n iu ju ż o p u ściły go siły . W y je c h a ł do D ą b ró w k i Ludom skiej. Tam spisał testam ent 31. V III. w duchu Staszica. Z m a rł w dom u W ik to ra Łakom ic- kiego 7 listopada 1846 r. Pogrzeb o d b y ł się w Poznaniu 11 listopada p rz y udziale 20 tysię cznych tłu m ó w p o lsko -żyd o w sko -n ie m ie ckich . K o n ­ d u k t p ro w a d z ił A rcbp. P rz y łu s k i oraz duch o w n i protestanccy i żydow scy.

Z w y k łą drew nianą trum nę n ie ś li na przem ian: chłopi, m ieszczanie i szlachta. Ż a l pow szechny ściskał serca b ie d o ty poznańskiej, bo oto nie stało ju ż poznańskiego cudow nego lekarza — farysa — świętego.

271

(18)

MARCINKOWSKI A TRENTOWSKI

W . H o ro d y s k i w m o n og ra fii o T re n to w skim stw ie rd ził, że filo z o f fry - b u rg ski zawdzięczał Raczyńskiem u i M a rcin ko w skie m u możność pisania w ję z y k u polskim . N ie w y ja ś n ił zresztą szczegółów tej spraw y. D opiero 4 w yd a na w 1937 r. przez prof. P igonia korespondencja Trentow skiego rzuca sporo now ego św ia tła na stosunek poznańskiego działacza do ó w ­ czesnej p o ls k ie j sła w y filo zo ficzn e j.

T re n to w s k i p rze b yw a ł w e F ry b u rg u ja k o docent tam tejszego u n iw e r­

sytetu, ożenił się z N iem ką, p rz y ją ł o b yw ate lstw o badeńskie i p u b lik o w a ł prace filo zo ficzne w ję z y k u niem ieckim . W 1839 r. naw iązał k o n ta k t z Poznaniem i donosił re d a k to ro w i T yg od n ika Literackiego, A n to n iem u W o jk o w s k ie m u , o sw ych w a ru nka ch i k ie ru n k u filo zo ficznym .

Pisał m. i.: ,,Parzę realność z idealnością w rzeczyw istości, fiz y k ę z m e ta fizyką w filo z o fii, dośw iadczenie z um ysłow ością w poznawaniu, p ra k ty k ę z te o rią w syntezie... nie w yrze ka m się w cale ję z y k a polskiego...

D ajcie m i dziś jeszcze katedrę u niw ersyte cką w śród was, a porzucam natychm iast w szystkie inne me p la ny..." Do Raczyńskiego pisał... „M o je m godłem je st: św iatło, re lig ia i narodow ość..." ' Reakcją 'na w yznanie T re n to w skieg o b y ł apel L. Raszewskiego w T yg o d n iku L ite ra c k im z 17. II. 1840 r. Ten w z y w a ł społeczeństwo poznańskie, b y postarało się 0 fundusze na n akład dzieł polskiego filozofa, k tó r y w te d y będzie pisał po polsku. Zaczęły w n e t n a p ływ a ć składki, gdy T re n to w s k i zra ził sobie P oznańczyków n ie fo rtu n n y m w ystąpieniem , graniczącym z renegacją.

W tym że ro k u 1840 o p u b lik o w a ł dzieło pt. V orstu d ie n zur W issenschaft der N a tur. W przedm ow ie u m ie ścił zb yt w ie le kom plem entów dla Ba- deńczyków i ich księcia (...„Es is t das gesegnete Baden, das neue V a te r­

land des V erfassers!"). D odał je d na k na końcu: „Ic h b in ebenso stolz darauf, dass ich ein Pole bin, als dass ich je tz t den Deutschen angehöre...".

Pisał tak, b y zdobyć profesurę. W k ra ju i na e m ig ra c ji oburzano się nań, O stro s k ry ty k o w a ł go L ib e lt w T yg o d n iku L iterackim . A w O rę do w n iku N a u k o w y m także w y ty k a n o mu „je g o dwuznaczną konfesyą... k tó ra jego n a jskw a p liw szych w ie lb ic ie li przem ieni w najzaciętszych n ie p rz y ja c ió ł..."

Bo c i p rz y ja c ie le z Raczyńskim i M a rc in k o w s k im na czele zapoczątko­

w a li składkę w Poznańskim na stypendium dla uczonego rodaka. Po apelu Raszewskiego M a rc in k o w s k i zaw iadam iał T re n to w skieg o 2 8 .1 .1840 r „ że z upow ażnienia k ilk u n a s tu w sp ó łro da kó w pozdraw ia go po b ra te rsku 1 p rosi o p rz y ję c ie od ro d a kó w 3 letniego stypendium „...ażebyś d z ie ln ic y pracow ać zdołał, pobierać będziesz pb pięćset ta la ró w składanych na m oje

Dr Witold Jakóbczyk

(19)

ręce". H o ro d y s k i przypuszczał, że i nadal w y p ła c a ł tę subw encję Ra­

czyński, ale z korespondencji dalszej w y n ik a , że fun d ato r słyn n ej b ib lio ­ te k i poznańskiej sfinansow ał d ru k C how anny, a M a rc in k o w s k i zbierał skła d ki i postarał się o d ru k M y ś lin i c z y li L o g ik i Trentow skiego. Po u s p ra w ie d liw ie n iu się z ow ej k o m p ro m ita c ji z wstępem do V orstudien...

T re n to w s k i pisał do re d a k c ji O rę do w n ika N aukow ego: „Przez naszego czcigodnego M a rcin ko w skie g o doniosłem Panom... iż w ezw anie Wasze o przesłanie do O rę do w n ika filo z o fic z n y c h a rty k u łó w p rz y jm u ję ..." Po- znańczycy w szczęli starania o zapew nienie T re n to w skiem u odpow iedniej p la c ó w k i nau ko w e j u siebie, co p rz y ją łb y z w ie lk ą ochotą. D ziękow ał w liście do A . P oplińskiego 17. II. 1841 r. „Z a uczynione k ro k i do radcy szkolnego Jacoba i nadburm istrza N aum anna dziękuję... Bez porozu­

m ienia się z czcigodnym dr. M a rc in k o w s k im i hr. R aczyńskim niem ogę ani tak ani nie odpowiedzieć. O ni ja k najszlachetniej, ja k najw spaniało- m y ś ln ie j względem m nie d z ia ła li i działają, z synow ską w ięc ufnością się im teraz poruczając, upraszam Pana porozum ieć się z n im i...1'.

W w ie le la t później przyzn ał T re n to w s k i w liś c ie do Zdanow icza (25. IX . 1855 r.): „Edw. R aczyński i d r M a rc in k o w s k i w e z w a li mnie...

nąlegając żebym pisa ł po polsku. Stoczyłem z sobą w a lk ę ogromną...

D w u panom, dw u narodom i dw u w p ro st p rze ciw n ym filo z o fio m służyć nie b y ło ńiożebne...").

Bo M a rc in k o w s k i w zw ią zku z akcją pom ocy pisał doń na początku 1841 r.: „S ta ra j się cel tw o ic h dotyczasow ych dążeń osiągnąć, tj. zostać profesorem u n iw e rsyte tu . Jest to klucz, k tó ry , gdybyś później za n a j­

stosowniejsze uznał lub zb liż y ć się do rodzinnej ziem i, lub zupełnie w n ie j się osiedlić, ła tw o drogę do pożyteczniejszego zawodu otw orzy...

Pracuj nad pedagogiką i w y k ła d a j ja k dotąd p re le k c je ". Podobnie ra d ził mu Raczyński. To też p ro s ił P oplińskiego: „P o ro zum iejcie się i zróbcie w mem im ie n iu co ty lk o W am się podoba. F ilo z o fia je st m i celem i dla n ie j ż y ję w yłą czn ie . Pisać po p olsku i rozprzestrzenić tę um iejętność w naszym k ra ju , zwłaszcza pod rządem ro s y js k im będącym i n ie zna­

ją c y m ję z y k a niem ieckiego, je st m i dru gim celem, a to od czasu, ja k wesziem z d r M a rc in k o w s k im w stosunki. Temu m ężow i w in ie n em jestem tę rozkosz, że dziś piszę znow u po polsku... Dziś je d y n y m m oim dochodem w sparcie, k tó re szlachetności dr. M a rcin ko w skie g o w in ie n em ; na ten rok, ju ż drugi, o trzym ałem z góry, na p rzyszły rok, ale już ostatni, jestem także zabezpieczony... Jeżeli w ię c d r M a rc in k o w s k i wym aga, bym p rz y ją ł nauczycielstw o, w m ow ie będące, p rzyjm u ję ... (P rojektow ano sta­

n ow isko nauczycielskie w k tó re jś ze szkół poznańskich, lub planow anej dopiero przez Raczyńskiego szkole realnej)... Racz Pan tego lis tu dr. M a r­

cin ko w skie m u u d zielić i z n im się porozum ieć... uważam to za obow iązek 275 i

(20)

m ej o tw artości, mego charakteru i m ych względem dr. M a rcin ko w skie g o w dzięczności obow iązków . Do dra M a rcin ko w skie g o załączam tu b ile c ik o tw a rty ..." Później, 17. V. 41. znów pisa ł do P oplińskiego: „...działaj Pan tak, żeby ani dr. M a rcin k o w s k ie g o ani H rabiego nie obrazić. To m oi dobrodzieje i wdzięczność dla n ich poniosę z sobą do grobu,... sprowadź m ię w Poznańskie, ale tak, żeby D o k tó r b y ł kontent, żebym ¡a nie b y ł w zględem niego ani rra w ło s n ie sko m p ro m itow an y..." K ie d y in d zie j znów :

„...D r M a rc in k o w s k i zapewne m i ow e j przedm ow y n ie m ie ckie j nie za­

pom ni, a hr. Raczyński nie będzie... kontent, poniew aż nie piszę w duchu d o g m a tyki k o ś c ie ln e j". W m aju w y s ła ł na ręce M a rcin ko w skie g o rękopis i-g o tom u C how anny. Latem 1841 r. starali się: Raczyński, M a rc in ­ ko w s k i, P op liń ski i Łukaszewicz sprowadzić T re n to w skieg o do Poznania.

,,...Zrobiono m i propozycję, b ym p rz y ją ł m iejsce p rz y n ow ej, m ającej się u tw o rz y ć szkole realnej z pensją 800 tal. rocznie, lecz nie przyją łe m , gdyż m usiałbym się może na la t k ilk a rozstać z filo z o fią i autorstw em ..." w y zn a ­ w a ł Z w ie rko w skie m u . Szkoła ta w ówczas nie doszła do skutku,, a Tren- tow skie m u zdaje się nie uśm iechała się naukow a degradacja i p orzu ­

cenie dość w ygodnego ż yw o ta w e Fryburgu.

G dy „C h o w a n n a " d ru ko w a ła się nakładem Raczyńskiego w d ru k a rn i O rę do w n ika N aukow ego, T re n to w s k i ra d ził się Poplińskiego, czy nie na­

leżałoby d edykow ać dzieło M a rcin ko w skie m u , w razie g d yb y R aczyński nie p rz y ją ł d ed yka cji. W p aźd zie rn iku dzieło w yszło, a M a rc in k o w s k i na prośbę autora zajął się d o p iln o w a n ie m rozprzedaży. W dalszym ciągu zb ie rał s k ła d k i na stypendium dla filo z o fa narodowego, k tó r y w listach do P oplińskiego stale u w ie lb ia ł swego mecenasa. G dy ów poznański

„H a k im " zachorow ał pow ażnie w czerw cu 1842 r „ w ieść o ty m rozeszła się szybko i T re n lo w s k i u bo le w a ł mocno: „O , ja k ie nieszczęście dla ca­

łego narodu! Jest ih i Bóg św iadkiem , że n a jc h ę tn ie j bym mu połow ę ż y ­ cia m ojego u stą p ił..." N ie stru d zo n y zaś społecznik po w y z d ro w ie n iu w naw ale p ra c y jeszcze p am ięta ł o s u bw en cji dla filozofa. Pisał m. i. także do S tanisław a C hłapow skiego 1. X I. 1842 r. „...Przeglądając wspólne nasze zobow iązania się dla T re n to w skie g o i Trąm pczyńskiego, znajduję cię pom iędzy re sztu ją cym i na ro k 1842, to jest trzeci i ostatni... o k tó ry c h nadesłanie n in ie js z y m Cię m olestuję,.."

T re n to w s k i p ra co w a ł w ciągu 1842 r. nad M y ś lin ią (czyli Logiką), i p o ­ ro zu m ie w a ł się z M a rc in k o w s k im co do je j w y d a n ia w Poznaniu. Ten is to tn ie za ją ł się tą sprawą. W cią g ły m ko n ta kcie T re n to w skieg o z Po- znańczykam i udało im się wreszcie ściągnąć słynnego filo z o fa na k r ó tk i p o b y t w Poznaniu w lip c u 1843 r. Zam ieszkał zdaje się u M a rc in k o w ­

skiego, bo później w spom inał w liście do K rasińskiego, że spędził z M a r­

c in k o w s k im 4 tygodnie, razem „ w dzień i w n ocy".- R ozm ow y schodziły

(21)

nieraz na to ry p o lity k i i T re n to w s k i m usiał M a rc in k o w s k ie m u w y ja ś n ić sw oje stanow isko. W sp o m in ał później o ty m w liście do K rasińskiego:

„...Sam M a rc in k o w s k i z w ą tp ił o m nie i b y łb y został w błędzie, g dybym nie b y ł w Poznaniu i nie porozu m ia ł się z n im u stn ie “ ... M ó w io n o zapewne m iędzy in n y m i o ogólnej o p in ii le w ic y e m ig ra cyjn e j, że P olacy są w stanie p o k łó c ić m iędzy sobą ro zb io rcó w Polski. „B y ła odpow iedź (M arcinkow skiego) iż m y nie jesteśm y w stanie w ro g ó w p okłócić, iż p o tra fi to Francja, A n g lia , ale n ie biedna P olska". W id a ć z tego, że

M a rc in k o w s k i podzielał p o lity c z n e pog lą d y obozu ks. C zartoryskiego.

W czasie rozm ów o lite ra tu rz e i filo z o fii m ó w io n o m. i. także o jasności i przystępności s ty lu pisarskiego. T re n to w s k i w sp o m in ał o ty m w liście do K rasińskiego z 6. V I. 1847 r.: „...G dym b y ł w Poznaniu, p ew ien m ło ­ dzian, chcąc się popisać, iż pośw ięca się filo z o fii, ta k rze k ł do m nie w m ie ­ szkaniu i wobec M a rc in k o w s k ie g o : „C zyta łe m Chowannę, a b y ło m i m iło.

Szła rzecz ja k o chleb z masłem. Teraz zabrałem się do K r y ty k i Kanta.

Tu dopiero trzeba m yśleć aż głow a pęka. Czemu Pan piszesz ta k łatw o?"

M a rc in k o w s k i o dpow iedział z uśmiechem : „Bo K a n t pisa ł dla m ądrych, a T re n to w s k i pisać m usi dla g łu p ic h “ .. M ło d zie niec zresztą nie odniósł do siebie z ja d liw e j ir o n ii M a rcin ko w skie g o , lecz do ogó łu P olaków , —

in fo rm o w a ł T re n to w ski.

Zapewne na zaproszenie M a rcin ko w skie g o , ja k o przewodniczącego K oła T o w a rzyskie go w Poznaniu, m ia ł T re n to w s k i w y g ło s ić p ub liczn y odczyt pt. P ow itan ie W ie lko p o la n . P rzystro jo no w ię c p ię k p ie jedną z sal Bazaru poznańskiego na dzień 15 lipca, zaproszono w ie le osób, a M a rc in k o w s k i w p ro w a d z ił i p rze d sta w ił znakom itego filozofa, ale kiepskiego p o lity k a . M o tty w spom inał ta k tę scenę: „...gdy latem ro ­ zeszła się w iadom ość po mieście o jego p rz y b y c iu i odczycie, każdy kto m ógł, podążał na bazarową salę... kate d ra b y ła kobiercem przystrojona, całe zebranie uroczyście usposobione, ale wrypadek rzeczy nie św ietny., filo z o fic z n o -p o e ty c z n o -p o lity c z n e Rozmyślania, tyczące się naszego położenia i naszego stanow iska w śród in n y c h narodów... niesm aku p u ­ bliczności n a b a w iły z pow odu w zm ianek niezręcznych o k ró la c h pru s­

kich ..,“ . Jaro cho w ski o dsłon ił jeszcze w ię ce j. P rzypom niał m ianow icie, że filo z o f nasz „zaczął apoteozować k re a c ję państw ow ą F ry d e ry k a W ie l­

kiego. W y s tu k a n o i w yśw ista n o jego w y k ła d ..." N ie d okończyw szy go, m usiał opuścić katedrę i salę.

Sam T re n to w s k i później prze m ilcza ł te n ie fo rtu n n e szczegóły i w liście do N a kw a skie go 16. X I. 1843 r. w spom inał: „...W Poznaniu b yłe m ty lk o 3 tygodnie... bo m ię rząd p ru s k i w yp ę dził. W 3 dniach m usiałem Poznań opuścić... P rzyczyną w ła ściw ą mego w ypędzenia b y ła p re le kcja , k tó rą m iałem w B azarow ym Kasynie. Z apew niono m nie, że to je st p ry w a tn e

275

(22)

to w a rz y s tw o z najlepszych P olaków złożone, że w ię c mogę m ó w ić z całą o tw artością. W y g o to w a łe m tedy śm iałą rozpraw ę o p rzyszłych przezna­

czeniach Polski, albo raczej o pew ności przyszłego p o lityczne g o je j bytu...

B y ł ktoś, co n o to w a ł skoropisem (stenografow ał) i posłał rzecz mą do W arszaw y. Prusaków, ja k naturalna, oszczędziłem, lecz o A u s trii i R osji m ó w iłe m ja k czułem. P re le kcja n a ro b iła hałasu. M usiałem kazać ją od­

pisać i w yd a ć B eurm annow i (Nacz. Prezesowi p ro w in c ji). Odesłano ro z­

praw ę do m in is tra a ja m usiałem odjechać...". Do Z w ie rk o w s k ie g o pisał 0 te j spraw ie: „...P rzygotow ałem rzecz patriotyczn ą, m ó w iłe m o Rosji, A u s trii, Prusach, etc. etc. pod w zględem przyszłości. Z każdego rozdziału b y ł w yp a de k: Polska będzie". A le i tu p rzem ilczał o swej apoteozie Prus ośw ieconych i k u ltu ra ln y c h . Spraw a ta niem ało zapewne napsuła k r w i M a rc in k o w s k ie m u — ja k o gospodarzow i — zarów no ze stro n y w ładz pruskich, ja k i n ie p rz y ja c ió ł w łasnych. A je d n a k nie zaprzestał pomagać T rentow skiem u, w y d o b y ł po w ie lu staraniach ów rękopis od w ładz, a rzecz w yszła dopiero w 1845 r. w czasopiśmie e m ig ra c y jn y m T e ra źn ie j­

szość i Przyszłość. Równocześnie za jm o w a ł się w yd a w an ie m M y ślin i, k tó ra w yszła w reszcie jego staraniem w d ru k a rn i K am ieńskiego, latem 1844 r. W czasie p o b y tu w Poznaniu u ło ż y ł się z M a rc in k o w s k im „iż on przesyłać m i będzie co p ó ł ro k u pew ną sumę, potrzebną m i na utrzym a nie życia, a na tę sumę ściągać będzie w szystkie me k ra jo w e dochody. Szło tu przede w sz y s tk im o regularność i pewność dochodów, o pewnego ro d zaju pensję... Dałem słow o M a rcin ko w skie m u , że żadnych a żadnych k o n tra k tó w sam zaw ierać n ie będę. T y lk o pod ty m w a ru n k ie m p o d ją ł się czuw ania nad m o je m i dochodam i i starania się o jco w skie go o me u trzym anie. D latego w ła śn ie przesyłam w szystkie me rękopism a do niego.

O n je sprzedaje, on ro b i z n ie m i co mu się podoba..." G dy P op liń ski chciał Chow annę w yd a ć p o w tó rn ie , m ia ł się porozum ieć z M a rc in k o w s k im , oraz jego pom ocnikiem , M endychem . „O n i troszczą się o m ój b y t fiz y c z n y 1 prow adzą me pieniężne interesa, do n ich w ię c teraz rzecz ta należy..."

O gólne swe w rażenia z p o b y tu w Poznaniu za w a rł w zdaniu: „Zastałem u W as ty le s tro n n ictw , co i w e m igracji... Przyznam się, że k r ó tk i m ój p o b y t w Poznaniu zdarł m i z oczu niejeden ś w ię ty o b ło k daw niejszego m iłego złudzenia" (do Poplińskiego, 14. X I. 1843).

Jak M a rc in k o w s k i pom agał T re n to w skiem u , św iadczy jego w yzn a nie K ra siń skiem u (14. IV . 1874): .... C hcąw szy m i dopom óc w Poznaniu, trzeba b yć p ra k ty k ie m w rodzaju M a rc in k o w s k ie g o , nie zrażać się niczem, n a ­ w e t zbesztać, gdy okaże się potrzeba... (Raczyński chciał w ziąść Tren- tow skie go w opiekę) i b y łb y to u c z y n ił, g dyb y go M a rc in k o w s k i n ie b y ł uprzedził, ch cia ł tego (Raczyński), acz nie podobałem się mu, ja k o nie- a ry s to k ra ta i n ie k a to lik ” . (T. b y ł ka lw in e m ). G dy później chodziło o k o l­

(23)

portaż in n y c h jego dzieł, znów p o w o ły w a ł się na p rz y k ła d na M a rc in ­ ko w skie go : „...sprzedajcie me dziełko rączo, ro ze ś lijc ie je, ja k to c z y n ił

M a rc in k o w s k i..." (do N. N u rk o w s k ie g o 43. V III. 1848).

Po w y d a n iu M y ślin i, M a rc in k o w s k i m ało p is y w a ł do Trentow skiego, zapewne będąc zb yt zapracow any. Na nalegania filo z o fa doniósł mu ostrożnie po n ie ud a łym w yb u ch u p ow stania poznańskiego w 1846 r.:

„...U w ięziono tu u nas przeszło sto osób. W szyscy p ra w ie z przem ysłow o rzem ieślniczej klasy. M ię d z y n im i i jednego 70-letniego księdza. Ja ki p ow ód do tego, tru dn o odgadnąć. Pow iadają, że socjalno-narodow e za­

m achy, k tó ry c h rozgałęzienie daleko ma sięgać, lecz jeszcze nie w y k ry te . P ozam ykali w szystkie kasyna polskie, sp ro w a d zili sw oich w ię ce j, a w sze lkie ostrożności p o lic y jn e p o d w o ili". W parę m ie się cy później M a r­

c in k o w s k i ta k oceniał s k u tk i ruchu: „...To pewna, że przez n ie c ie rp li­

wość i nierozsądek p rzedsiębiorców scen dzisiejszych ż y w io ł n arod o w y śm iertelną klę skę poniósł, że n a jd z ie ln ie js i p a trio c i opuszczają ręce i za­

m y k a ją kiesę, ażeby pod nazw iskie m p a trio ty z m u nie dopom agali n ie ­ św iadom ie dem agogom..." (cyt. T re n to w skie g o w lista ch do N akw askiego z 14. II. i 4. V . 1846 r.)

K orespondencja się przerw ała, bo w lecie 1846 r. M a rc in k o w s k i śm ie rte ln ie zachorow ał i zm arł 7. X I. N a w ieść o jego zgonie T re n to w s k i pisał do K rasińskiego: ,,... Stało się, czegom się lękał... O jcie c narodu naszego, ojciec m ój szczególnie, u kochany M a rc in k o w s k i um arł,., łz y ro n ię ja k o bóbr, ja k o sierota..." (14. X I.). A p ó źn ie j „...w całej W ie lk o - polsce b y ł l i M a rc in k o w s k i człow iek. W ró c iła ży w a jaźń do niebios i oto w całej p ro w in c ji tru py!... (14. IV . 1847). ...„B y ł w Polsce duch w ie lk i, M a rc in k o w s k i. To nie ra d y k a ln y , ale lib e ra ln y nasz O 'C onnell.

W skro m n ie jszym i cichszym zawodzie działał, ale u c z y n ił w ię ce j od irla n d zkie g o . I duch ten ra c z y ł b yć m i p rz y ja c ie le m od serca i czuw ał nade mną ja k a n io ł stróż".

Po stracie ta k tro s k liw e g o opiekuna T re n to w s k i zabiegał o znalezienie w Poznaniu jego następcy. Pisał do Poplińskiego, P otw orow skiego, M a ­ cie ja M ie lżyń skie g o , Rogera Raczyńskiego, M endycha, a naw et biednego Kassyusza. O rezultacie ty c h zabiegów in fo rm o w a ł N a kw a skie go (9. I. 1847). „... M e n dych okazał się dobrze. Z własnego popędu w y k o - ła ta ł na P o p liń skim 150 tal. i przesłał m i je. D onosi m i, że M o ra cze w ski w in ie n w ie le , ale nie p ła ci z pow odu powszechnego b ra ku pieniędzy.

W e d le ra ch un ku jego dlatego, że w y d ru k o w a ł C howannę R aczyński, a M y ś lin ią M a rc in k o w s k i, żem bardzo w ie le ro zp ra w napisał, za k tó re dobrze płacono, etc. Pan zdajesz się m ieć w yobrażenie, iż T ow . N a u k o ­ w e j Pom ocy m ię u trz y m y w a ło . T a k nie jest. N a jw ię c e j w y d ru k o w a ło m i M y ślin ią , je ż e li M a rc in k o w s k i nie u c z y n ił tego z w łasnej kieszeni.

277

Cytaty

Powiązane dokumenty

że Polskę. W tych warunkach szczegółowa analiza książki zupełnie chybionej mijałaby się z celem i dlatego zadowolimy się tu przyto­.. czeniem kilku

Jest rzeczą jednak bardzo możliwą, że pod obcą powloką mogło się utrzymać stare słowiańskie podłożeH. Kto wie czy

ronie polskiej, będę mierny i posłuszny i będę się starał o dobro jego majestatu, potomkom i Korony polskiej, a bronił od zła i roszystko czynić będę,

Praca kółek włościańskich;

do czasu, kie dy zaanonsowano następną

chu wojny światowej sprawa polska jest znowu wygrywana przez Niemcy przeciw Rosji, ale już w tym okresie czasu polska myśl polityczna wyraźnie wysuwa

I tak Henryka Brodatego, który mimo przejęcia się kulturą niemiecką lgnął jeszcze do Polski, przypomina pieczęć sta­K. rodawna, żonę jego założycielkę

nie m am y do zanotow ania nową po zycję dotyczącą tego samego okresu... Jana Świerzo-