• Nie Znaleziono Wyników

Relacje-Interpretacje, 2010, nr 4 (20)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Relacje-Interpretacje, 2010, nr 4 (20)"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

n­ter­pr­eta­cje

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Nr 4 (20) grudzień 2010

50-lecie Galerii Bielskiej BWA 100-lecie teatru w Cieszynie Biblioteki na pograniczu Jan Picheta i jego wiersze Pożegnanie z Andrzejem Łabińcem i Andrzejem Jakubiczką

Rela­cje

ISSN 1895–8834

(2)

50 obrazów – wystawa kuratorska Agaty Smalcerz, 18 listopada – 30 grudnia 2010

50 lat

Galerii Bielskiej

BWA

(3)

Wystawa jesienna – koncepcja i realizacja Roberta Kuśmirowskiego, 18 listopada – 30 grudnia 2010 Krzysztof Morcinek

(4)

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej

Rok V nr 4 (20) grudzień 2010 Adres redakcji

ul. 1 Maja 8 43-300 Bielsko-Biała telefony

33-822-05-93 (centrala) 33-822-16-96 (redakcja) redakcja@rok.bielsko.pl www.rok.bielsko.pl Redaktor naczelna Małgorzata Słonka

Opracowanie graficzne, DTP Mirosław Baca

Wydawca

Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej

dyrektor Leszek Miłoszewski

Rada redakcyjna Ewa Bątkiewicz Lucyna Kozień Magdalena Legendź Janusz Legoń Leszek Miłoszewski Artur Pałyga Jan Picheta Maria Schejbal Agata Smalcerz Maria Trzeciak Urszula Witkowska Druk

Times, Bielsko-Biała Nakład 1000 egz.

(dofinansowany przez Urząd Miejski w Bielsku-Białej) Czasopismo bezpłatne ISSN 1895–8834

n­ter­pr­eta­cje Rela­cje

Okła­dka­/Wkła­dka­

50 lat Galerii Bielskiej BWA

Na okładce: Małgorzata Markiewicz, z cyklu Kwiaty, z wystawy Piękno, czyli efekty malarskie,

Galeria Bielska BWA, listopad–grudzień 2004

Galeria

Wkła­dka­

Aleksander Andrzej Łabiniec – Scenografia. Malarstwo

Z okazji jubileuszu 1 Moje BWA

Ryszard Kaczmarek, Helena

Dobranowicz, Zbigniew Michniowski, Agata Smalcerz oraz Małgorzata Korzonkiewicz, Michał Kliś, Julian Jacek Leszczyński

13 100 lat teatru w Cieszynie

Mirosława Pindór

Literatura

21 Nie jestem perłą

Z Janem Pichetą

rozmawiała Maria Trzeciak

24 Wiersze

Jan Picheta

Bielsko-Biała. Ludzie i budowle 26 Eduard Zipser i jego następcy

Piotr Kenig

Wspomnienia

30 Moje spotkania

z Andrzejem Łabińcem

Maria Schejbal

33 Nieobojętność

O Andrzeju Jakubiczce

Janusz Legoń

35 Rozmaitości

Stasys Eidrigevicius w bielskim BWA, 1994

Medaliony balkonu II piętra w cieszyńskim teatrze: S. Moniuszko, H. Modrzejewska, W. Bogusławski Janusz Szczotka

Recenzja

17 Uszyta w sam raz

Magdalena Legendź

Biblioteki

19 Biblioteki na pograniczu

Katarzyna Dąbek

„Projekt Arting” 2010 Katarina Bajo:

fotelik bujany „Play”

(Grand Prix) ©Jacek Rojkowski

Cesarskie słowiki, Teatr Lalek Banialuka, 2004

(5)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Plastycy – czyli formalnie Związek Polskich Arty‑

stów Plastyków – prowadzili galerię społecznie przez dziesięć lat, w czasie których zorganizowano 272 ekspo‑

zycje. W 1970 roku podjęto decyzję o utworzeniu tu fi‑

lii katowickiego Biura Wystaw Artystycznych, gdyż or‑

ganizacja ekspozycji wymagała już sił profesjonalnych, zapewnienia funduszy na działalność, pracowników ob‑

sługi. Kierowniczką galerii została Hanna Leska.

Po pięciu latach nastąpił kolejny awans: po utworze‑

niu województwa bielskiego galeria uzyskała status sa‑

modzielnego Biura Wystaw Artystycznych. Jego pierw‑

szym dyrektorem został Aleksander Andrzej Łabiniec, plastyk i scenograf, związany z sąsiadującym z BWA Te‑

atrem Banialuka, główny inicjator uniezależnienia się instytucji. Sprawował tę funkcję do 1980 roku. W cza‑

sie jego kadencji organizowano nawet około 20 ekspo‑

zycji rocznie, odbywały się prelekcje i spotkania autor‑

skie; obsługiwano także 30 świetlic i placówek kultury w mieście i okolicy, wychodząc z kształceniem w dzie‑

dzinie plastyki w teren. W tym czasie w galerii pracowała Galeria Bielska BWA w 2010 roku świętuje okrągłą, pięćdziesiątą rocznicę istnienia. 11 lutego 1960 roku w nowo powstałym Pawilonie Plastyków odbyło się otwarcie pierwszej wystawy, nazwanej po prostu Wystawą malarstwa i grafiki, w której wzięło udział 53 twórców z całego województwa katowickiego. Zbudowany staraniem miejscowego, prężnego środowiska plastycznego Pawilon słu- żył przede wszystkim jako przestrzeń wystawiennicza, ale działała tu również kawiarnia. Szybko stał się ulubionym miejscem spotkań nie tylko bohemy artystycznej, ale też odbiorców szeroko pojętej współczesnej kultury.

BWA Moje

Pawilon Plastyków (Wystawowy), ul. Lenina 3, 1963 Archiwum Andrzeja Poraniewskiego

(6)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e już Helena Dobranowicz, odpowiadała za program edu‑

kacyjny. Po około roku jej dyrektorowania (1981–1982) szefem BWA na dziewięć lat został Ryszard Kaczmarek.

To on doprowadził do rozbudowy placówki, powięk‑

szył parterowy budynek o dwa piętra, z wielką salą wy‑

stawową, kawiarnią, biurami i magazynami. W latach 1991–1993 dyrektorem ponownie została Helena Dobra‑

nowicz, w latach 1993–1994 funkcję tę sprawował Zbi‑

gniew Michniowski, a po jego wyborze na prezydenta Bielska‑Białej obowiązki dyrektora przez pewien czas pełniła Agata Smalcerz. Jeszcze w 1994 roku szefową zo‑

stała Małgorzata Kubica‑Bilska i sprawowała tę funkcję do 2003 roku. W czasie jej kadencji Galeria Bielska BWA (nazwa nadana w 1994 roku), w tym czasie już instytu‑

cja samorządu miejskiego, finansowana przez Gminę Bielsko‑Biała, znalazła się w czołówce najlepszych ga‑

lerii w Polsce w rankingu „Polityki”. Od 2003 roku in‑

stytucją kieruje Agata Smalcerz.

O refleksję na temat własnej wizji tego miejsca popro‑

siliśmy kolejnych dyrektorów samodzielnego BWA, a po‑

tem Galerii Bielskiej. Niestety, brak wypowiedzi Alek‑

sandra Andrzeja Łabińca, który zmarł we wrześniu 2010 roku. Nie udało nam się także namówić na wspomnie‑

nia Małgorzaty Kubicy‑Bilskiej. Dlatego o czasach tych dwóch dyrektorów mówią inni. Zebrany materiał skła‑

da się na mozaikę pokazującą, jak zmieniał się wizeru‑

nek bielskiej instytucji, która jednak wciąż, niezmiennie, w tym samym miejscu animuje sferę sztuk wizualnych i promuje nowoczesność.

Aleksander Andrzej Łabiniec

dyrektor Biura Wystaw Artystycznych w Bielsku-Białej w latach 1976–1980

Spisały Barbara Swadźba, Małgorzata Słonka

W Bielsku‑Białej było dość prężne środowisko plasty‑

ków skupione wokół galerii. To był ich Pawilon, ich włas‑

ność. Artyści nadawali mu ton, ukierunkowywali dzia‑

łalność. Kiedy powstało samodzielne województwo bielskie, trzeba było coś postanowić w kwestii admi‑

nistrowania galerią, która uzyskała wtedy samodziel‑

ność jako Biuro Wystaw Artystycznych w Bielsku‑Białej.

Po konsultacjach z bielskimi plastykami, powołaliśmy na pierwszego dyrektora BWA Andrzeja Łabińca, dobre‑

go, znanego artystę. Środowisko go zaakceptowało.

Był dyrektorem wymagającym i odpowiedzialnym.

Organizował wystawy indywidualne bielskich twórców, ale też ze środowiska krakowskiego, z którym miał bar‑

dzo dobre kontakty. Za jego kadencji w galerii pojawiła się również fotografia, były np. wystawy Andrzeja Ba‑

tury, Kazimierza Gargula, Ireneusza Kulika i Ryszarda Tabaki, no i słynna Venus.

Małgorzata Korzonkiewicz

zastępca dyrektora Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Bielsku-Białej (1975–1990)

Wystawa malarstwa Anny Güntner (z prawej), wrzesień 1981, w środku Aleksander A. Łabiniec

Kobieta o kobiecie, marzec 2007

Archiwum Galerii Bielskiej BWA Agata Smalcerz

(7)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Andrzej Łabiniec jako dyrektor galerii miał śmiałe pomysły, czego dowodem może być na przykład piękna, choć kontrowersyjna wystawa aktów i portretów foto‑

graficznych Venus, którą w bielskim BWA pokazał w la‑

tach 70. Jeśli do czegoś przyłożył rękę, zawsze to było wydarzenie artystyczne. Pamiętam wystawę rysunków Tadeusza Kulisiewicza (1978). Była wprost rewelacyj‑

na. Niektóre ekspozycje oczywiście musiał robić, Lenin na znaczkach i temu podobne, ale takie to były czasy.

Andrzeja Łabińca zawsze porównywałem do Toulo‑

use‑Lautreca, choć wcale ułomny nie był, ale jego twarz, bródka, czarne włosy, okrągłe okularki – wypisz, wyma‑

luj francuski twórca.

Julian Jacek Leszczyński artysta malarz

społowa. Realizacja wizji teatralnej wymaga współpra‑

cy z wieloma ludźmi, w tym również z całym zespołem technicznym.

Za jego dyrekcji pojawiły się druki identyfikujące BWA. Wprowadził to, co dzisiaj nazywamy tożsamo‑

ścią firmy – logo, papier firmowy itp. Ten dawniejszy pa‑

wilon i to, co się działo w związku z nowym podziałem administracyjnym, to było pewne upominanie się o au‑

tonomię miejsca, a nie bycia ciągle delegaturą czy Ka‑

towic, czy Centralnego Biura Wystaw Artystycznych w Warszawie.

Nie ustępował z pola łączenia funkcji administracyj‑

nych ze swoim powołaniem jako artysty, człowieka twór‑

czego. To jest ten przypadek szczególny osoby usiłującej godzić dość odległe światy – nie jest prosto być zrządza‑

jącym, administrującym i jeszcze mieć swój światopo‑

gląd artystyczny. A on nie był przecież artystą pokor‑

nym. Myślę, że miał swój sposób widzenia tego, czym my, ludzie tu mieszkający, możemy zostać obdarowani poprzez miejsce takie jak galeria sztuki.

prof. Michał Kliś artysta plastyk Z pewnością ważne jest to, że spojrzenie Andrzeja

Łabińca na działalność BWA łączyło w sobie dwa ob‑

szary, nie tylko plastyki, ale również teatru. Przecież gdyby nie on jako scenograf, to byśmy wystaw sceno‑

grafii nie widzieli w Bielsku‑Białej. To, że był reżyse‑

rem, nie było bez znaczenia dla treści, które prefero‑

wał, czy autorów.

Wyszukiwał propozycje, które coś znaczyły, otwiera‑

ły środowisko trochę zamknięte do tej pory wokół, po‑

wiedzmy, malarstwa pojmowanego tradycyjnie. Na pew‑

no nie było łatwo przekonać ówczesnych rządzących, czy to w sferze administracyjnej czy politycznej, do pew‑

nych działań artystycznych. Miasto nie było wtedy tak nasycone instytucjami kultury jak dzisiaj. Twórcy za‑

czynali tu dopiero się pojawiać, wracali po studiach ar‑

tystycznych, co nie było wcale takie częste.

Pamiętam, że w 1977 roku odbył się plener młodych w Makowie, w którym również uczestniczyłem, i An‑

drzej Łabiniec przyjmował w galerii jego pokłosie. Aby wstąpić do związku plastyków, trzeba było bowiem wy‑

stawiać, a dla młodych ludzi nie było to łatwe. Andrzej wspierał nas i takie wystawy organizował.

Był też dbały o gesty życzliwości wobec współpra‑

cowników, którzy coś wnosili do tego dziania się w BWA.

Jak sądzę, wyniósł to z teatru, gdzie jednak praca jest ze‑

Teresa Sztwiertnia i Michał Kliś w trakcie przygotowywania Wystawy młodych, 1977 Archiwum

Galerii Bielskiej BWA

(8)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Moja fascynująca przygoda z BWA rozpoczęła się

po studiach. Czekałam pół roku na zatrudnienie w wy‑

marzonym miejscu.

Wcześniej, jeszcze zanim zaczęłam studiować histo‑

rię sztuki, pracowałam w Pawilonie Plastyków, filii ka‑

towickiego BWA, jako wolontariuszka. Pociągała mnie magia sztuki. Byłam szczęśliwa, że mogłam dotykać prawdziwych obrazów. Był akurat gorący okres przygo‑

towań do VII Ogólnopolskiej Wystawy Malarstwa „Biel‑

ska Jesień”. Przewijało się mnóstwo plastyków. Pawilon funkcjonował wówczas jako sala wystawowa i kawiarnia artystyczna. Ostre dyskusje i przyjacielskie rozmowy to‑

czone przy kawie i alkoholu, wielkie temperamenty lu‑

dzi, których podziwiałam z bliska: Władysław Szostak, Jerzy Leski, Ignacy Bieniek i wielu, wielu innych.

Do pracy przyjął mnie Andrzej Łabiniec, pierwszy dyrektor BWA w Bielsku‑Białej. Zawdzięczam mu wiele.

Właśnie on otworzył mi oczy na sztukę wystawienniczą.

Był znakomitym scenografem teatralnym i telewizyj‑

nym. Nauczył mnie budowania dramaturgii ekspozy‑

cji, konstruowania przestrzeni dla pojedynczego dzieła oraz kreatywnej aranżacji całości. Rezygnacja z pre‑

zentowania obrazów na płaskich ścianach owocuje no‑

wymi zdarzeniami artystycznymi w przestrzeni, spra‑

wia, że dzieła dopełniają się właśnie dzięki scenografii.

Aranżacja wciąga widza w pułapkę, którą musi rozwią‑

zać. To trochę tak jak w poezji. Dobry wiersz zaskakuje nieoczekiwaną puentą.

Po trzech latach działania pod okiem Andrzeja Ła‑

bińca zajęłam jego miejsce, niestety na krótko, bo nie‑

spełna rok. Zmiana odbyła się na fali solidarnościo‑

wych przemian.

Z chwilą powiewu wolności zerwałam z planem dzia‑

łalności i z zapałem urządzałam wernisaże. Miejsce wy‑

staw propagandowych PRL‑u z okazji 1 Maja i rewolucji październikowej zajęły inne, kompromitujące reżim ko‑

munistyczny. Były to archiwalne zdjęcia z demonstracji robotników w Poznaniu, Gdańsku, Radomiu i Ursusie, krwawo stłumionych, oraz strajku na Podbeskidziu.

Jakie to miało znaczenie, skoro nie była to sztuka?

Czułam, że obnażanie systemu totalitarnego to moja powinność, moralny obowiązek. Cenzura ciążyła, sku‑

tecznie krępowała artystów, a przecież duch nie zno‑

si zniewolenia. Wystawy te były demonstracją wolno‑

ści w myśleniu i działaniu. Ludzie tłumnie przychodzili i rośli w siłę.

Byłam całkowicie oddana pracy w galerii. Szukałam rasowego malarstwa oraz sięgnęłam po sztukę koncep‑

tualną. Zaprosiłam Marka Koniecznego z Warszawy, dyrektor Biura Wystaw Artystycznych w Bielsku-Białej

w latach 1981–1982 oraz 1991–1993 Wspomina

Helena Dobranowicz

Helena Dobranowicz

Helena Dobranowicz podczas wernisażu wystawy Tadeusza Kantora,

kwiecień 1992 Bogdan Ziarko Wystawa Witkacy, fragment

ekspozycji z aktorami Teatru Witkacego z Zakopanego, listopad-grudzień 1992

Archiwum Galerii Bielskiej BWA i Heleny Dobranowicz

(9)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Recital Macieja Zembatego, październik 1981

Janusz Mazurkiewicz twórcę idei thing‑crazy z jego niubigeną. Wówczas gen.

Jaruzelski zafundował nam stan wojenny i wszystko się zawaliło. Marek przychodził do BWA codziennie mocno poruszony. Planowaliśmy po godzinie policyjnej zdobyć na mieście dużą ilość afiszy o stanie wojennym i użyć ich do performance’u. Działania miały być dedykowa‑

ne górnikom z kopalni Wujek. Oddałam konceptuali‑

ście długą ścianę galerii i wiadro czerwonej farby. Aż palił się do pracy. Ale posypały się wyroki na twórców aluzyjnych szopek bożonarodzeniowych. W tym mo‑

mencie mieliśmy pewność, że nie ujdzie nam to na su‑

cho. Po długim wahaniu Marek powiedział: „Strzelają, więc układamy worki z piaskiem, żeby się schować”. Po‑

wstała wystawa Nieczułe skały.

W stanie wojennym twórcy ogłosili bojkot oficjal‑

nych placówek kultury w całej Polsce. W tej sytuacji ratowałam program BWA prezentowaniem plakatów, obrazów muzealnych, projektów architektonicznych.

Nie trwało to długo. Funkcjonariusze SB aresztowali mnie, potem trafiłam do obozu internowania. Pracę i wolność diabli wzięli.

Wróciłam do animowania galerii dopiero w 1991 roku, kiedy ogłoszono konkurs na dyrektora BWA.

Do tego czasu działałam w niezależnym ruchu arty‑

stycznym, organizując wystawy po kościołach i domach prywatnych. Powrót wyzwolił we mnie ogromny zapał i energię. Chciałam nadrobić lata stracone dla kultu‑

ry wysokich lotów. Zależało mi na pokazywaniu arty‑

stów, którzy już weszli do kanonu sztuki. Dobra sztuka gwarantuje oddziaływanie na zwiedzających, nawet jeśli nie są przygotowani do jej odbioru. Przychodzą na wy‑

stawy ze względów prestiżowych i towarzyskich, oglą‑

dać dobre nazwiska. Jest to haczyk, który pomaga przy‑

ciągnąć ich do sztuki.

Przeszkody były ogromne. Nie mogłam wypoży‑

czyć prac ze zbiorów muzealnych. Było to obwarowa‑

ne przepisami o ochronie dóbr kultury, a nie złą wolą muzealników. Dlatego nawiązałam kontakt z prywat‑

nymi kolekcjonerami w kraju i za granicą. Pozosta‑

wał problem zabezpieczenia zbiorów podczas ekspozy‑

cji i transportu. Do tego udało mi się nakłonić policję i wojsko. Profesjonalnych służb ochroniarskich jeszcze wtedy nie było. Nie znalazłam również ubezpieczyciela.

Skupiałam się także na wystawach indywidualnych ar‑

tystów, którzy potrzebowali promocji. To przecież waż‑

ne zadanie galerii.

Miałam jeszcze inną misję do spełnienia. Chciałam zbudować swoistą aurę wokół BWA, wykreować miej‑

sce, w którym realizują się artyści i odbiorcy sztuki.

Na mapie naszego miasta jest to przestrzeń naznaczona sacrum. W tym miejscu stała synagoga i jej fundamen‑

ty nadal tkwią pod ziemią. Przez 60 lat było to miejsce modlitwy. Szanowałam to genius loci, prezentując sztu‑

kę żydowską, kompletnie nieznane judaika.

Chciałam koniecznie zintegrować lokalne środowi‑

sko plastyków. Zdelegalizowanie Związku Polskich Ar‑

tystów Plastyków w stanie wojennym, powołanie re‑

żimowych związków branżowych rozbiło je bowiem.

Zorganizowanie dużej wystawy okręgowej służyło odbu‑

dowaniu więzi grupowej i motywacji do twórczości.

Organizowałam również ekspozycje tematyczne, niezwiązane ze sztuką. Uznałam, że jest to dobry spo‑

sób na dotarcie do wybranych środowisk, na przykład miłośników lotnictwa. Stąd zrodził się pomysł wysta‑

wy poświęconej Żwirce i Wigurze pt. Zwycięzcy prze- stworzy. Wychodziłam także z wystawami na zewnątrz, poza mury galerii. Ekspozycja obrazów z „Bielskiej Je‑

sieni” w zrujnowanej hali fabrycznej robiła niesamowi‑

te wrażenie.

Budowałam otoczkę wokół wystaw w postaci spo‑

tkań autorskich, przeglądów filmowych, recitali, koncer‑

tów muzycznych, imprez mikołajowych, balu sylwestro‑

wego, uruchomiłam kawiarnię, zorganizowałam także aukcję obrazów. Powiększało się grono bywalców BWA.

Pracowałam z fantastycznym zespołem współpracow‑

ników. Wszyscy wierzyliśmy w sens naszej pracy i byli‑

śmy dumni z jej efektów.

Fotomontaż Romana Kalarusa do plakatu wystawy Witkacego, listopad 1992

(10)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Gdy w 1982 roku zostałem szefem BWA, był to parte‑

rowy i strasznie zawilgocony pawilon. Plastycy nie chcieli wieszać tu swych prac, bo obrazy flaczały. Zaczęła się moja praca od elektroosmozy i wylania ponad 200 li‑

trów benzyny – taka była technologia osuszania, ale nie‑

wiele to dało.

Wyżebrałem w Urzędzie Wojewódzkim pieniądze na remont, zrobiliśmy regały na obrazy, szatnie, prze‑

nieśliśmy biura w inne miejsce. Ale i to nie wystarczyło.

Zacząłem myśleć o rozbudowie, przekonywałem do niej wicewojewodę Jana Wałacha i Małgorzatę Korzonkie‑

wicz z Wydziału Kultury. Udało mi się zaprosić wicewo‑

jewodę do galerii, pokazać mu stan pawilonu. Architekt Jan Copija rzucił w rozmowie, że na rozbudowę potrzeba będzie 35 mln zł, ale Wałach go wyśmiał i obiecał zała‑

twić nam 70 mln – przeciętnie zarabiało się wtedy mie‑

sięcznie 2 mln.

Musiałem rozbudować galerię, bo powoli robiło się po prostu wstyd. Bielsko‑Biała, prawie 200‑tysięcz‑

ne miasto wojewódzkie, było wprawdzie miejscowo‑

ścią raczej tranzytową, ale ruch tu był olbrzymi. Co‑

dziennie na trzy zmiany przyjeżdżało z całego regionu do pracy w bielskich zakładach włókienniczych ponad 40 tys. ludzi. Zatrzymywali się tu turyści jadący w góry.

Miasto uczestniczyło w wielkich wydarzeniach sporto‑

wych, międzynarodowych pucharach narciarskich, za‑

wodach o charakterze olimpijskim. No i w tym Biel‑

sku była galeria sztuki z zawilgoconymi salkami. Były to lata, kiedy dyrektorzy sieci Biur Wystaw Artystycz‑

nych przyjaźnili się, odwiedzali, wymieniali wystawami.

Jeździłem po Polsce i prawie wszędzie widziałem galerie w lepszym stanie niż nasza, przede wszystkim większe.

Chciałem, by Bielsko‑Biała miało BWA z prawdziwe‑

go zdarzenia, bo ważne były także aspiracje bielskiego środowiska plastyków, które było dość mocne i stale się powiększało – co roku kilku studentów kończyło ASP i przyjeżdżało tu.

Zanim zdecydowałem o sposobie rozbudowy, cho‑

dziłem, myślałem, mierzyłem. Na szerokość nie dało się nic zrobić, trzeba było iść w górę. Początkowo chciałem szybko coś zrobić w stylu ówczesnego empiku, ale na taki blaszak nie zgodził się Piotr Gierasiński, miejski archi‑

tekt. Miał rację. Wiedziałem, że piętro budynku musi być rzetelnie zrobione; potrzebowałem dużej sali wy‑

stawowej, zaplecza magazynowego, szatni, biura i ka‑

wiarni. Chciałem elewację ozdobić witrażem, podobnie jak był ozdobiony budynek banku na placu Bolesława Chrobrego, ale Rada Programowa nie zgodziła się. Byli w niej m.in. artyści Michał Kliś i Halina Gocyła‑Kocyba, a z Urzędu Wojewódzkiego Małgorzata Korzonkiewicz.

„Nie, bo nie” – tyle mi wytłumaczyli. W końcu budy‑

nek zaprojektował inż. architekt Tadeusz Wąsik, kon‑

strukcję inż. Jan Copija, a projekt wnętrz wykonał An‑

drzej Grabiwoda.

Rozbudowę rozpoczęliśmy w 1986 roku. Następne trzy lata to był horror. Szalała inflacja, na rynku nie było materiałów. Te lata upływały mi na żebraninie: o pie‑

niądze, o materiały. Najbardziej w kość dały mi szkła – okna zaprojektowane na wysokim, półokrągłym dyrektor Biura Wystaw Artystycznych w Bielsku-Białej w latach 1982–1991

Ryszard Kaczmarek

Wspomina Ryszard Kaczmarek Spisała Barbara Swadźba

XX Ogólnopolska Wystawa Malarstwa „Bielska Jesień”, listopad 1983 Bogdan Ziarko Ryszard Kaczmarek Projekt fasady BWA (inż. arch. M. Szymuś i art. plastyk W. Szostak) Ze zbiorów Ryszarda Kaczmarka

(11)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

narożniku fasady. Za karton piwa załatwiliśmy, że w dwa tygodnie nam te szyby w jakiejś dużej wytwórni szkła gdzieś w Polsce zrobili i nawet przywieźli. Na elewacji początkowo miał być czarny granit, ale baliśmy się, że nie utrzyma się i popęka, bo blisko była droga przeloto‑

wa i linia kolejowa. Poza tym, nie dało się w tych latach kupić takiego kamienia. Któryś z budowlańców podpo‑

wiedział: „Zróbcie to w drewnie. Tu są Beskidy”. To się spodobało, ponadto było tańsze i bezpieczniejsze. Tak powstała elewacja.

Nie wszystkim też odpowiadał mój pomysł na ozdo‑

bienie kawiarni. Mnie natomiast podobały się realiza‑

cje Adama Wolskiego, który w Kielcach ozdabiał pła‑

skorzeźbami wiele ważnych budowli z teatrem na czele.

I taka drewniana polichromowana płaskorzeźba powsta‑

ła na ścianie kawiarni. O ile wiem, galeria ją zdemonto‑

wała i odsprzedała artyście.

W czasie rozbudowy, z małą przerwą, ale wystawy były prezentowane jednak cały czas. Łatwo nie było.

Całą zimę nie mieliśmy ogrzewania. Wałach w płasz‑

czu otwierał którąś z nich.

Rozbudowaną galerię otwarliśmy wraz z XXVI Ogólnopolskim Konkursem Malarstwa „Bielska Jesień”

w 1989 roku. Dwie noce i jeden dzień wieszaliśmy wysta‑

wę, pracownicy zasnęli na podłodze i tylko ja z Micha‑

łem Klisiem pracowaliśmy do samego rana, żeby zdążyć na otwarcie. Wydarzenie było wielkie, przyjechali woje‑

wodowie z Katowic, Opola i wielu innych gości, plastycy stawili się w komplecie. Był tłum ludzi. Artyści bardzo czekali na otwarcie rozbudowanej galerii, jedni z rado‑

ścią, inni ze złością. „Po co filary w górnej sali”, pytali niektórzy. A one po prostu podtrzymują strop.

Rozbudowa, choć absorbowała nas, nie mogła prze‑

słonić działalności wystawienniczej. Kierowałem i bu‑

dową, i galerią. Była Rada Programowa – obowiązkowa – z którą spotykaliśmy się dwa razy do roku. Przedkła‑

daliśmy propozycje wystaw na rok. Dyskusje były za‑

żarte. Katalog zgłaszało się do druku pół roku wcze‑

śniej. Wystaw było wiele. Bardzo utkwiła mi w pamięci

prezentacja malarstwa Ignacego Bieńka na 30‑lecie jego pracy twórczej w 1983 roku. Zatytułował ją Strych, sam zaaranżował, ustawiając w sali belki stropowe. Ciekawa też była jedna z „Bielskich Jesieni”, bodajże w 1983 roku, do której projekt aranżacji robiła Teresa Sztwiertnia. Pół lasu wtedy wycięliśmy, nastawialiśmy drzew i worki li‑

ści nanieśliśmy na małą salę. W rozbudowanej galerii ciekawa była duża wystawa obrazów, rzeźb i gobelinów Piwowarscy. Powrót po latach.

A na koniec? Miałem kontrolę za kontrolą; trzy z Urzędu Wojewódzkiego, jedną z NIK. I nic nie zna‑

leźli, choć byli tacy, którzy bardzo chcieli. No, ale takie czasy były, że ktoś mógł sobie powiedzieć: „Następnego komunistę wyrzucili”. Przez cztery lata nie miałem pra‑

cy. Założyłem małą pracownię sitodruku, ale nie miałem na tyle zleceń. Jestem już na emeryturze. Czy bywałem potem w galerii? Kupowałem bilet i byłem.

Wernisaż malarstwa Kazimierza Kopczyńskiego (pierwszy z lewej), listopad 1988

Wernisaż malarstwa Zbigniewa Bielewicza, styczeń 1984; od lewej:

Ewa Gawlas (WKiS UW), Ryszard Kaczmarek, Jan Wałach, Małgorzata Korzonkiewicz

Bogdan Ziarko Ze zbiorów

Małgorzaty Korzonkiewicz

(12)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



Kiedy 1 lipca 1993 r. dyrektor Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Bielsku‑Białej Bogdan Kocurek przedstawiał mnie zespołowi BWA, nie zdawa‑

łem sobie sprawy, że sytuacja finansowa galerii jest tak zła. Perspektywa przekazania placówki za sześć miesięcy samorządowi miejskiemu dawała nadzieję na lepsze cza‑

sy, ale pół roku w tej niemal niczyjej przestrzeni, między wojewodą a prezydentem, trzeba było wypełnić! W tym

„Bielską Jesienią”, sztandarową imprezą miejscowego środowiska plastycznego. Niewydany po raz pierwszy katalog z poprzedniej edycji pogłębiał poziom niepew‑

ności co do realności tych planów. Tymczasem w maga‑

zynach czekały już wyselekcjonowane przez jury dzieła następnej pokonkursowej wystawy „Jesieni” 1993.

Zaczęło się gorączkowe szukanie tzw. źródeł finan‑

sowania. Na bieżąco trzeba też było dbać o realizację za‑

planowanych wcześniej wystaw, ponieważ ich dobry po‑

ziom dawał szanse przekonania potencjalnego mecenasa.

Wreszcie znalazłem! Arturo Romero z Autotaku dał się przekonać do sponsorowania wystawy i katalogu. Nie za‑

wiedli też prezesi najbardziej znanych bielskich firm.

Teraz aranżacja: musi to być coś niekonwencjonalnego,

by zamaskować paskudne, wytarte gumoleum. Najbar‑

dziej przypadł mi do gustu pomysł Krystyny Pasterczyk.

Zaprojektowane za dziękuję „obszycie” podłogi płótnem i ukształtowanie w trzech wymiarach z elementami gra‑

nitowych bloczków dało niekonwencjonalny wystrój.

Nie mniejsze emocje wzbudzała wystawa towarzysząca

„Jesieni”: Duda‑Gracz, Maciejewski, Tatarczyk – to tyl‑

ko niektórzy z wielkich i znanych.

W ostatnim dniu starego roku, kiedy kończyła się kuratela wojewody nad galerią, przekazałem dyrektoro‑

wi Kocurkowi kilka pierwszych egzemplarzy kalendarza na rok 1994 z reprodukcjami laureatów „Bielskiej Jesie‑

ni” 1993. Z katalogiem zdążyliśmy na wernisaż. Szefo‑

wie Autotaku dotrzymali słowa! Ja też.

Od nowego roku zacząłem zajmować się głównie następnym, moim autorskim, projektem – konkursem wzornictwa przemysłowego „Arting”. Logo zaprojekto‑

wał Michał Kliś... wspólnie z galeryjnym faksem. To wca‑

le nie żart, zdezelowany faks odegrał bardzo ważną rolę, chociaż zdałem sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy zdziwiony Michał z rozbawieniem stwierdził, że brakuje górnego fragmentu jego projektu! Niemniej kształt przy‑

pominający przekrój brylantu był wystarczająco atrak‑

cyjny, byśmy nie poprawiali tego owocu niedoskonałej techniki telekomunikacyjnej.

Konkursem finalizowanym wiosną 1994 r. zainte‑

resowała się Regionalna Izba Handlu i Przemysłu, biel‑

scy przedsiębiorcy, a przede wszystkim nieoceniona pani dyrektor BPH Renata Wiewióra. To ona, deklaru‑

jąc ufundowanie przez bank wysokiej pierwszej nagro‑

dy, spowodowała, że ta wspólna inicjatywa stała się re‑

alna i doszła do skutku. Do tej idei przekonała również wystawa prac studentów i kadry dydaktycznej Wydzia‑

łu Form Przemysłowych ASP w Krakowie. Konkurs stał się imprezą cykliczną i do chwili obecnej stara się mo‑

bilizować projektantów i przedsiębiorców do współpra‑

cy. Dzisiaj takie interdyscyplinarne współdziałanie na‑

zywane jest klastrem.

W międzyczasie galeria zaczęła się zmieniać: dolną salę wyłożono płytkami, pozbyliśmy się starych telefo‑

nicznych rupieci. Pojawił się pierwszy komputer i przy‑

zwoity sprzęt radiowy z możliwością nagłośnienia sal.

Nie mówiąc już o bieżących remontach, realizowanych własnymi siłami zespołu. To pozwoliło na znaczne po‑

szerzenie oferty.

W galerii wśród dzieł plastycznych zagościł jazz. Ście‑

rański, Śmietana, Namysłowski, rozpoczynający wielką karierę Możdżer i wielu innych ściągało co miesiąc tłu‑

dyrektor Biura Wystaw Artystycznych w Bielsku-Białej w latach 1993–1994

Zbigniew Michniowski

Wspomina Zbigniew Michniowski

Wernisaż XXX Ogólnopol- skiej Wystawy Malarstwa

„Bielska Jesień”, październik 1993; od lewej: Marek Zawierucha (Medal Brązo- wy), Wojciech Dołhun (Me- dal Złoty), Wiesława Ziarko,

(BWA), Jerzy Truszkowski (wyróżnienie) oraz Zbigniew Michniowski

Archiwum Galerii Bielskiej BWA

(13)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



my fanów, których nie sposób było pomieścić. To wie‑

czorami; do południa placówka zapełniała się uczniami, których w arkana sztuki wciągały dwie znakomite histo‑

ryczki sztuki: Luba Ristujczina i Agata Smalcerz. Gale‑

ria stała się celem wizyt nawet przedszkoli.

Wiosną 1994 wyjechaliśmy z Józefem Hołardem i Wacławem Bachmanem na rekonesans do zaprzyjaź‑

nionego z Bielskiem‑Białą holenderskiego Stadskanaal.

Omawialiśmy zasady uczestnictwa bielskich artystów w plenerze rzeźbiarskim. Wzięła w nim udział czwórka twórców i był to znaczący etap w ich karierach.

Poza tym rytm wyznaczały kolejne ekspozycje: Tade‑

usza Wiktora, fotografii Jarocin ’93, na której wernisaż ściągnęły szokujące niektórych tłumy fanów jarocińskie‑

go festiwalu, czy historyczna o Kościuszce i jego czasach, w której więcej było popularyzowania historii niż sztuki.

Niemniej umysły całego zespołu galerii były coraz bar‑

dziej zaprzątnięte „Bielską Jesienią” 1994, w tym obra‑

dami jury, oraz trzema wiosenno‑letnimi znaczącymi wystawami: Stasysa, Hasiora i Wilkonia.

Już w marcu Stasys wyznaczył swego aranżera, An‑

drzeja Strokę, i pomimo zaskakująco wysokiego hono‑

rarium nawet nie próbowałem polemizować. Kontakty telefoniczne były coraz bardziej nerwowe, bo przywie‑

ziona czterema ciężarówkami ziemia oraz 188 desek cze‑

kały na środku górnej sali. Projekt aranżacji nadesłany faksem na jednej kartce byłby zapewne kpiną w oczach surowych członków komisji PSP, ale mnie mówił wszyst‑

ko. W końcu dwa dni przed wystawą zjawił się sam Wiel‑

ki Aranżer, rzeczywiście nie niski, a ponieważ przybył w porze obiadowej, zapowiedział, że bez zupy grzybo‑

wej pracy nie rozpocznie. Po wzmacniającym posiłku, przygotowanym osobiście przez niego, wszyscy złapali za łopaty, grabie, siekiery, piły i po paru godzinach, gdy zapachniało w galerii szczerym polem i tartakiem, pra‑

ca była zakończona. Na drugi dzień Stasysowi pozostało nadzorowanie powstawania ekspozycji obrazów, grafik i plakatów, prezentacja monodramu w Banialuce i ...cze‑

kanie na wernisaż, w którym uczestniczył minister kul‑

tury Kazimierz Dejmek.

W niedzielne przedpołudnie, dzień po zakończeniu uroczystości, spotkałem się w galerii ze Stasyem. – To któ‑

ry obraz chcesz nam podarować? – zapytałem. – Jak to? – zdziwił się. – Noooo, taki mamy zwyczaj, że po indywi‑

dualnej wystawie oczekujemy gestu artysty. – Skrzywił się, mierzwiąc palcami swą bujną czuprynę. – A dosta‑

nę 50 plakatów więcej? – Dostaniesz! – Dobiliśmy targu, Stasys wskazał trzy obrazy, z których wybrałem jeden.

Z Władysławem Hasiorem sytuacja była bardziej skomplikowana. Ponieważ mistrz w zasadzie nie opusz‑

czał swego zakopiańskiego mieszkania, postanowiłem go odwiedzić. Kiedy z górnej galerii muzeum, w którym mieściło się jego lokum, spod lwiej grzywy włosów opa‑

dających na czoło spojrzał na mnie, przedzierającego się przez „chorrorągwie” i ponure instalacje, ciarki przeszły mi po grzbiecie. Tymczasem okazał się człowiekiem nie‑

słychanie przyjaznym, choć zgorzkniałym, wspominają‑

cym i wypominającym dawne czasy oraz własne słabości.

Lawina wspomnień. Na koniec zapytałem, czy widziałby jakieś tło muzyczne swej wystawy. – Tak! Koniecznie – entuzjazm na chwilę ożywił jego twarz. – Trzecią sym‑

fonię Góreckiego! I jeszcze jedno, przyjadę na wernisaż pod warunkiem, że pokażecie dodatkowo dwie instala‑

cje, których nikt nie chce pokazać, bo wyrazić je można tylko słowami: czapkę niewidkę i buty siedmiomilowe!

– Mistrzu, w Bielsku‑Białej będą! – zadeklarowałem.

Ale co z Góreckim? Wypadałoby zapytać, czy po‑

zwoli? Potraktowałem to jako pretekst i złapałem parę dni potem za telefon. – Niestety, ojciec jest telefonicz‑

nie w najbliższych dniach nieosiągalny – poinformował mnie syn Mistrza, też zresztą Henryk i wspaniały muzyk.

– Ale na pewno nie miałby nic przeciwko takiemu ży‑

czeniu Władka Hasiora. Sprawę uznałem za załatwioną.

Na wernisaż przybyły tłumy. Dramatyczne insta‑

lacje Hasiora były niewątpliwie wydarzeniem. Mistrz nie przybył, złożony kolejnym atakiem dolegliwości.

Nie zobaczył więc czapki niewidki i butów siedmiomi‑

lowych. Widzowie też nie. Niektórzy ob‑

chodzili puste podesty z opisem i pla‑

kietką autora, znacząco dotykając czoła.

Tło muzyczne było kompletną klapą, w ogólnym harmidrze nie było słychać

„symfonicznych lamentów”. Ale wysta‑

wa Hasiora miała jeszcze niezwykły ak‑

cent. Odwiedziła ją grupa znakomitych polskich plastyków z pleneru w Mikoło‑

wie, z Jerzym Dudą‑Graczem i Francisz‑

kiem Starowieyskim na czele. Pamiątką po ich pobycie było niezwykłe dzieło, wykonane przez Starowieyskiego fla‑

mastrami na szybie w gabinecie dyrek‑

tora. To było również moje pożegnanie z BWA – rok pięknej, inspirującej przy‑

gody ze Sztuką!

Stasys, maj 1994, wernisaż wystawy; od lewej:

Stasys Eidrigevicius, Zbigniew Michniowski, Kazimierz Dejmek Przesłuchanie, z wystawy Władysława Hasiora, lipiec 1994

(14)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

0

Galeria Bielska BWA w okresie dyrektorowania Mał‑

gorzaty Kubicy‑Bilskiej nabrała rozmachu. Dla niej nie było rzeczy niemożliwych. Jeśli wystawa miała ambicje zaistnienia na forum ogólnopolskim – potrzebne były większe środki finansowe niż zagwarantowane w budże‑

cie. Dyrektor Kubica‑Bilska potrafiła je znaleźć. Dbała o to, żeby wszystkie elementy wystawy: aranżacja, dru‑

ki, oprawa plastyczna, wernisaż – były na najwyższym

Małgorzata Kubica-Bilska

dyrektor Galerii Bielskiej BWA w latach 1994–2003

poziomie. Zatrudniła w zespole merytorycznym osoby, które dobrze znały się na pracy w galerii. Zależało jej na dobrych wystawach i ciekawych wydarzeniach artystycz‑

nych. Z najwyższym szacunkiem traktowała artystów, którzy zawsze byli głównymi bohaterami zdarzeń. Za‑

częła budować kolekcję galerii, kupując dzieła tak wy‑

bitnych twórców, jak Andrzej Szewczyk, Zdzisław Nitka, Teresa Murak. Uzyskała – jako dary – dwa potężne zbio‑

ry grafik: z Ameryki Południowej i od Getulia Alvianie‑

go, włoskiego abstrakcjonisty i kolekcjonera. Jej pomy‑

słem było zorganizowanie wystawy tylko kobiet artystek, niejako w proteście przeciw informacjom, że jedynie ni‑

kły ich procent wystawia w galeriach, zdominowanych przez wystawy artystów mężczyzn. Zdobyła się też na wysiłek zrewolucjonizowania „Bielskiej Jesieni”, która po trzydziestu latach już mocno skostniała.

Ten ambitny program znalazł swoje odbicie w ran‑

kingu najlepszych galerii prowadzonym przez tygodnik

„Polityka”: w 1997 roku Galeria Bielska BWA znalazła się na pierwszym miejscu (ex aequo z białostockim Arsena‑

łem) wśród tego typu instytucji samorządowych w Pol‑

sce, i odtąd już stale zajmuje czołowe miejsca.

Małgorzata Kubica-Bilska Jerzy Nowosielski na wernisażu swojego malarstwa, grudzień 1996; na drugim planie Małgorzata Kubica-Bilska Fasada Galerii Bielskiej BWA w trakcie wystawy Andy Warhol, styczeń-luty 1997

Jacek Rojkowski Archiwum Galerii Bielskiej BWA Napisała

Agata Smalcerz

(15)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



Praca w BWA w Bielsku‑Białej, którą zaczęłam w 1992 roku, za kadencji dyrektor Heleny Dobranowicz, łączyła się dla mnie z przejęciem dziedzictwa kulturowe‑

go tego miejsca. Świadomość i wiedzę o tym, jak bogata była historia galerii, uzyskiwałam stopniowo, penetru‑

jąc archiwum, stare katalogi, kroniki ZPAP.

Jako historyka sztuki z preferencjami w dziedzinie sztuki najnowszej szczególnie pociągała mnie praca z ar‑

tystami, którzy tworzyli dopiero nowe trendy w sztuce, często byli burzycielami ustalonych porządków. Zetknę‑

łam się z nimi podczas studiów, w Warszawie, Lublinie, Krakowie. Zwłaszcza pobyt na KUL był okresem szcze‑

gólnym. W czasie stanu wojennego twórcy bojkotowali ówczesną sieć Biur Wystaw Artystycznych, a jedynym wyjątkiem było BWA w Lublinie. Nieżyjący już dyrek‑

tor Andrzej Mroczek stworzył tam enklawę, zaprasza‑

jąc najwybitniejszych artystów polskich i zagranicznych, którzy darzyli go zaufaniem.

Uczęszczając na pierwszym roku na wykłady na przy‑

kład ze sztuki wczesnochrześcijańskiej, mogłam równo‑

cześnie wieczorami brać udział w wernisażach, na któ‑

rych performance wykonywał Jerzy Bereś czy Zbigniew Warpechowski lub dyskutować w kawiarni Domu Na‑

uczyciela na temat tego, czy sztuka może być zaangażo‑

wana we współczesną rzeczywistość, czy też powinna ostentacyjnie od niej się odżegnywać.

Te doświadczenia wpłynęły zasadniczo na moje ro‑

zumienie roli galerii sztuki współczesnej. Przekona‑

łam się naocznie, że nie jest ważne, w jak dużym mie‑

ście znajduje się galeria, ważne jest, aby miała własną wizję prezentowania naprawdę dobrej sztuki. Artyści są w stanie zaakceptować najbardziej odległe miejsce na świecie i przyjąć zaproszenie do wystawy czy wy‑

stąpienia, jeśli tylko program instytucji utrzymywany jest na dobrym poziomie.

Z takim podejściem realizowałam autorski program w Galerii Uniwersyteckiej w Cieszynie – filii bielskiego BWA – którą kierowałam przez dwa lata, po półrocznym stażu w Bielsku‑Białej. Zgodnie z tą koncepcją zaczęłam też wdrażać własne propozycje programowe już z po‑

wrotem w BWA, najpierw w czasie kadencji Zbigniewa Michniowskiego, a potem przez kilka miesięcy pełnie‑

nia obowiązków dyrektora. Przykładem może być wy‑

stawa Andy’ego Warhola, którego prace udało się spro‑

wadzić do Galerii Bielskiej BWA (taką nazwę przyjęło Biuro Wystaw Artystycznych w 1994 roku, po przeję‑

ciu przez władze samorządowe), dzięki pomocy artysty Jerzego Ziombera. Wystawa ta, z wielkim rozmachem i w pięknej oprawie ekspozycyjnej Krzysztofa Morcin‑

ka, zrealizowana została za kadencji dyrektor Małgo‑

rzaty Kubicy‑Bilskiej.

Odwaga sięgania po wielkie nazwiska sztuki nie tyl‑

ko polskiej, ale i światowej w czasie jej kadencji stała się faktem. Wymagało to po pierwsze większych pieniędzy na realizację wystaw, a po drugie przychylności decyden‑

tów, czyli władz samorządowych. Dyrektor Małgorza‑

cie Kubicy‑Bilskiej udało się jedno i drugie. Stworzyła też zespół merytoryczny, który autorsko realizował ten ambitny program. Dzięki współpracy z doświadczonymi

Agata Smalcerz

p.o. dyrektora Biura Wystaw Artystycznych w 1994 roku dyrektor Galerii Bielskiej BWA od 2003 roku

Dyrektor Agata Smalcerz Pamiątka z Wrocławia, czerwiec 2004 Archiwum Galerii Bielskiej BWA Wspomina Agata Smalcerz

(16)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



„galernikami”: wymienionym już Krzysztofem Morcin‑

kiem (artystą i kuratorem, twórcą galerii Miejsce w Cie‑

szynie, autorem znakomitych ekspozycji) i Grażyną Cy‑

bulską (wcześniej kustoszem muzeum w Chełmie) oraz doświadczoną dziennikarką Barbarą Swadźbą (wzor‑

cowo prowadzącą promocję) zespół, w którym byłam kuratorem, nabrał profesjonalizmu. Jeśli dodać do tego wieloletnie doświadczenie zespołu technicznego w orga‑

nizacji wystaw – było to mocne zaplecze ludzkie dające podstawy do realizacji ambitnych planów rozwoju gale‑

rii. Inne fundamenty możliwości rozwoju to przestrzeń dwóch pięknych sal ekspozycyjnych i salki w kawiarni, a także historia miejsca, na którym w latach 1879–1939 stała synagoga.

Tę spuściznę – już jako dyrektor – przejęłam w 2003 roku. Każdy okres rozwoju Galerii Bielskiej BWA (naj‑

pierw Pawilonu Plastyki, później Biura Wystaw Ar‑

tystycznych) charakteryzował się odmiennością uwa‑

runkowaną sytuacją polityczną i społeczną. W każdym działały inne mechanizmy, które napędzały takie a nie inne rozwiązania. Obecnie możliwa jest szeroka współpraca z zagranicą, tworzone są fundusze wspierają‑

ce rozwój ambitnych, wielkich przedsięwzięć. Nie braku‑

je pomysłów, ale praktyczne realizowanie tak skompliko‑

wanych projektów, o dużych budżetach i specyficznych procedurach, jest bardzo trudne. Jednak to właśnie wy‑

daje się być przyszłością, drogą galerii, którą należy wziąć pod uwagę przy planowaniu działań. Projekty te zwykle uwzględniają wyjście w przestrzeń publiczną, współpra‑

cę z widzami, funkcję edukacyjną, tworzenie społeczno‑

ści artystów i odbiorców sztuki. Efektem tych działań są np. murale na ścianach kilku obiektów w Bielsku‑Bia‑

łej: Joanny Stańko, Karoliny Zdunek, grupy Twożywo, Leona Tarasewicza (sfinansowany przez Gemini Park).

Czy też rzeźby w przestrzeni miasta: Anny Daniell, Sła‑

womira Brzoski i Dariusza Fodczuka – powstałe podczas projektu „Lokomotywa”. Galeria zorganizowała też Targi Sztuki „Sfera Sztuki” w pasażu Galerii Sfera, promując współczesne malarstwo w nietypowym miejscu.

Galeria w Bielsku‑Białej zawsze była przyjazna wi‑

dzom, choć od początku istnienia, od 1960 roku, miała zawsze charakter elitarny. Świątynią sztuki w pewnym sensie pozostaje nadal, niejako nawiązując do sakral‑

nego charakteru tego skrawka ziemi w nie tak daw‑

nych czasach. Choć jednocześnie nie wzywa do pada‑

nia na kolana, ale nawiązuje dialog z widzem, pragnie mówić o jego problemach, jego czasach, zadając często trudne pytania.

Mam nadzieję, że Galeria Bielska BWA będzie się rozwijać, przyciągając coraz więcej widzów swoimi pro‑

pozycjami oraz mając możliwość prezentacji ciekawych artystów, w różnych obszarach aktywności.

Archiwum Galerii Bielskiej BWA

Wernisaż wystawy Bardzo dobre obrazy, listopad 2010 (prezentacja projektu M. Łuczyny i J. Złoczowskiego)

Wystawa grafiki

Ad Extra Teodora Durskiego, wrzesień 2009

(17)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Starania o wybudowanie teatru podjęło Niemieckie Cieszyńskie Towarzystwo Teatralne, założone w 1898 r.

Pomysłodawcą budowy był rajca gminny Franz Bar‑

tha. W marcu 1902 r. zwołał on w Domu Niemieckim w Cieszynie zebranie w tej sprawie. Na zebraniu powo‑

łano Cieszyńskie Towarzystwo Budowy Teatru. Jego przewodniczącym został Bartha, a funkcję skarbnika powierzono rajcy miejskiemu Johannowi Struhalowi.

Najpilniejszą sprawą stało się pozyskanie odpowiednich funduszy na budowę obiektu. Dlatego już w maju 1902 r.

wystosowano do mieszkańców Cieszyna odezwę, w któ‑

rej zawarto takie między innymi słowa: pragniemy wybu- dowania teatru, który będzie nowoczesny, który będzie od- powiadał wymaganiom obecnym i przyszłym. Pragniemy, aby teatr stał się magnesem przyciągającym ludzi z Cie- szyna i okolic. Pragniemy teatru, który będzie nośnikiem stylu życia i kultury niemieckiej. W tym celu apelujemy do Was: o ofiarność, o wsparcie i współdziałanie, o naro- dowe poczuwanie się do wspierania sztuki w naszym mie- ście. Szczególną aktywnością w pozyskiwaniu funduszy wykazał się skarbnik Towarzystwa. Rzutkość Struhala, a także dochód z licznych imprez kulturalnych dopro‑

wadziły do zakończenia działalności z dużym finanso‑

wym sukcesem. Wiosną 1909 r. po zebraniu potrzebnej kwoty (a całkowity koszt budowy obliczono na 450 tys.

koron) wszczęto budowę.

Towarzystwo zadecydowało o postawieniu wol‑

no stojącego gmachu teatralnego na terenie najstarsze‑

go centrum Cieszyna, w miejscu, gdzie znajdował się – sięgający początków XIV stulecia – kościół parafialny.

Spłonął on w wielkim pożarze miasta w 1789 r. Na po‑

gorzelisku wybudowano koszary cieszyńskiego garnizo‑

nu piechoty, systematycznie wyburzane od 1905 r. Budo‑

wę teatru powierzono cieszącemu się międzynarodową sławą wiedeńskiemu atelier architektonicznemu Fellner

& Helmer*. 6 lipca 1909 r. o g. 6.00, w piękny pogodny poranek, dokonano symbolicznego pierwszego wyko‑

pu. Głównym wykonawcą robót budowlanych była cie‑

szyńska firma Eugena Fuldy, a przebiegały one niezwy‑

kle sprawnie – jesienią ukończono budynek w stanie surowym, zimą przeprowadzono prace wykończenio‑

we wewnątrz. Budowę wspierali ochotnie prywatni dar‑

czyńcy, a z nich najznamienitszymi byli cesarz Franci‑

szek Józef I i arcyksiążę Fryderyk. Urzędowa kolaudacja Geneza gmachu teatralnego w Cieszynie związana jest z aktywnością społeczno-kulturalną środo- wiska niemieckiego w mieście nad Olzą na przełomie stuleci oraz w pierwszej dekadzie XX wieku.

Budynek Teatru Niemieckiego przy placu Koszarowym (pocztówka, 1912, z archiwum Muzeum Śląska Cieszyńskiego) i Teatr im. Adama Mickiewicza współcześnie

Janusz Szczotka

w Cieszynie

M i r o s ł a w a P i n d ó r

Dr Mirosława Pindór – teatrolog, absolwentka UJ, adiunkt Wydziału Etnologii i Nauk o Edukacji UŚ.

Autorka artykułów naukowych, a także książek.

100 lat teatru

(18)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e obiektu odbyła się 19 września 1910 r. Budynek o kuba‑

turze 16 944 m3, wzniesiony w stylu zmodernizowanego późnego wiedeńskiego baroku, okazał się harmonijnie skomponowany, z wyczuciem piękna, umiaru i smaku, z poprawną widocznością ze wszystkich miejsc. Jego pięć kondygnacji (dwie podziemne i trzy naziemne) da‑

wało wrażenie przestrzennego rozbudowania. Wnętrze gmachu rozwiązano niezwykle funkcjonalnie, z zacho‑

waniem przejrzystości układu komunikacyjnego. Teatr dysponował łącznie 770 miejscami siedzącymi i stoją‑

cymi**. Pomysłodawców przedsięwzięcia – Franza Bar‑

tha i Johanna Struhala – uhonorowano specjalną tabli‑

cą w holu teatru.

Uroczyste otwarcie Teatru Niemieckiego w Cieszy‑

nie (Deutsches Theater in Teschen) nastąpiło w sobotę 24 września 1910 r. Sama uroczystość podzielona została na trzy części. Przed południem miało miejsce przeka‑

zanie kluczy przez Hermanna Helmera Franzowi Barcie.

Wygłoszono okolicznościowe przemówienia. Oficjalnie proklamowano, że będzie to „Teatr Niemiecki w Cieszy‑

nie” i że nigdy z tej sceny nie padnie żadne polskie sło‑

wo. Drugim etapem uroczystości była, dana w godzinach popołudniowych, inscenizacja tragedii Fale morza i mi- łości Franza Grillparzera. Spektakl poprzedziło odegra‑

nie przez orkiestrę teatralną uwertury Poświęcenie domu

Ludwiga van Beethovena. Następnie odczytano specjal‑

nie napisany na otwarcie teatru Prolog, autorstwa pro‑

fesora miejscowego gimnazjum. Uroczystość zamykało wystawienie, w godzinach wieczornych, operetki Johan‑

na Straussa Baron cygański. Honorowymi gośćmi byli:

prezydent Śląska Austriackiego, posłowie do Sejmu Ślą‑

skiego i burmistrzowie sąsiednich miast.

Dyrektorem i zarazem dzierżawcą nowo powstałej sceny został w drodze konkursu Oskar Gaertner z Mo‑

raw. Dysponował on stałym trzydziestoosobowym ze‑

społem aktorskim, nadto dwudziestodwuosobowym chórem. Byli to amatorzy. Aktorów profesjonalnych z Wiednia, tudzież z innych miast Europy, angażowa‑

no do poszczególnych przedstawień okazjonalnie. Wiel‑

kim wydarzeniem dla Teatru była wizyta młodego arcy‑

księcia Karola Franciszka Józefa i jego żony, księżniczki Zyty, od 1916 r. ostatniego cesarza i ostatniej cesarzowej Austrii. Przybyli do Cieszyna 16 marca 1912 r. Na spe‑

cjalne życzenie pary arcyksiążęcej wystawiono wieczo‑

rem w teatrze operetkę Lehara Ewa; dyrektor O. Gaert‑

ner wręczył dostojnym gościom program wydrukowany złotymi literami na białym jedwabiu.

Od listopada 1914 r. widownię Teatru Niemieckie‑

go tworzyli w dużej mierze oficerowie naczelnego szta‑

bu armii austriackiej. Wieczorami chętnie spędzali czas na spektaklach. To z myślą o nich zapraszano do miasta artystów głównych scen wiedeńskich, co sprawiło, że pa‑

radoksalnie najlepszy okres cieszyński teatr przeżywał w latach I wojny światowej. Po listopadzie 1918 r. Niemcy – ze względów finansowych – wyrazili zgodę na odstą‑

pienie sali teatralnej polskim zespołom. I tak, 14 grud‑

nia 1920 r. wystąpił w Cieszynie zespół krakowskiego Teatru im. J. Słowackiego z Zemstą A. Fredry, a 6 stycz‑

nia 1923 po raz pierwszy obejrzano w Cieszynie Halkę S. Moniuszki w wykonaniu śpiewaków, chóru, baletu i orkiestry przy Teatrze Polskim w Katowicach. Trudno‑

ści finansowe w okresie międzywojennym spowodowa‑

ły konieczność rozwiązania stałego zespołu. Od 1936 r.

scenę cieszyńską zaczął obsługiwać w pełni Teatr Miej‑

ski z Bielska (przedtem czynił to okazjonalnie). Teatr Niemiecki prowadził również działalność podczas oku‑

pacji (do sierpnia 1944 r.), jako placówka profesjonal‑

na (aktorów przysyłano z głębi Rzeszy), zwana Miejską Sceną w Cieszynie.

Budynek wyszedł z wojennej zawieruchy w stanie do‑

brym, co pozwoliło na utworzenie w Cieszynie we wrześ‑

niu 1945 r. profesjonalnego zespołu teatralnego, pod dy‑

rekcją Stanisława Kwaskowskiego. Oficjalna inauguracja Rzut parteru,

ze zbiorów Archiwum Pań- stwowego w Katowicach

Oddziału w Cieszynie Janusz Raczyński Teatr w budowie, z archiwum Muzeum Śląska Cieszyńskiego

(19)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

działalności Teatru Polskiego w Cieszynie (bo taką no‑

sił nazwę) nastąpiła 18 października. Wystawiono Pana Jowialskiego A. Fredry. „Dziennik Zachodni” uznał ten dzień za zapisujący się złotymi głoskami w życiu kultu- ralnym Cieszyna: (...) miasto zdobyło swój stały teatr.

Zaś „Rzeczpospolita” (1945, nr 300) opatrzyła cieszyń‑

ską premierę następującą adnotacją: Gmach teatru cie- szyńskiego, który jest naprawdę wyjątkowo piękny, ślicz- nie utrzymany, zapełniony był tego wieczoru po brzegi publicznością, przedstawicielami władz, organizacji, du- chowieństwa. Uderza gong – otwiera się kurtyna, na tle kotary i emblematów narodowych widnieje w górze Orzeł Biały, a poniżej zgrupowany cały zespół artystów (...). Pło- ną wszystkie światła – nastrój podniosły.

Trudności lokalowe i transportowe sprawiły, że w grudniu 1945 r. kierownictwo podjęło decyzję o prze‑

niesieniu centrum scenicznego zawiadywania z Cieszy‑

na do Bielska i odtąd datuje się symbioza (nawracająca) obu scen: cieszyńskiego Teatru im. A. Mickiewicza (na‑

zwa od 1948 r.) i bielskiego Teatru Polskiego. Miała ona miejsce w latach 1946–1961 oraz 1980–1992. Czas usa‑

modzielnienia się cieszyńskiego teatru przypadł na lata 1961–1979, gdy – mocą decyzji Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Cieszynie – jego agendy włączone zostały w działalność Miejskiego Domu Kultury. Po po‑

nownym, dwunastoletnim zespoleniu z teatrem w Biel‑

sku‑Białej, 1 stycznia 1993 r. powstała miejska instytucja kultury o nazwie: Teatr im. Adama Mickiewicza z sie‑

dzibą w Cieszynie.

Z wydarzeń artystycznych minionego sześćdziesię‑

ciolecia przywołania wymaga przede wszystkim inau‑

guracja 24 kwietnia 1947 r. ogólnopolskiego Festiwalu Szekspirowskiego. Prezydent Cieszyna Jan Smotrycki

powiedział wówczas przed kurtyną: Szczęśliwe i dumne może być to miasto z tego, że otworzyło Konkurs Szekspi- rowski i to wbrew uchwale dawniej tu grającego teatru nie- mieckiego, że nigdy i pod żadnym warunkiem nie miało tu zabrzmieć słowo polskie. A „otworzyło Konkurs” Po- skromieniem złośnicy Teatru Polskiego Bielsko–Cieszyn w reżyserii dyrektora. Przedstawienie zyskało cenne na‑

grody, wyróżniono Stanisława Kwaskowskiego za kre‑

ację aktorską i Feliksa Krassowskiego za scenografię.

Po latach Kwaskowski wspominał: Śmialiśmy się wszy- scy i radowali, że zdobyta przez nas sława stała się rów- nież sławą Bielska i Cieszyna.

Wydarzeniem bezprecedensowym dla życia społecz‑

no‑kulturalnego miasta były występy na cieszyńskiej scenie arcymistrza Ludwika Solskiego. Z jego udziałem wystawiono Pana Jowialskiego Fredry. Uroczysta pre‑

miera odbyła się 25 września 1949 r. Sam mistrz – pod‑

ówczas już 94‑letni – wcielił się w rolę tytułową. Zagrał nadto w styczniu 1950 r. w Kościuszce w Berville J. T. Dy‑

bowskiego oraz w grudniu tego samego roku w Gru- bych rybach M. Bałuckiego, wcielając się w rolę Onu‑

frego Ciaputkiewicza.

Z wielości przedsięwzięć artystycznych lat sześćdzie‑

siątych (a odbyły się wówczas w kierowanym przez Jana Foltyna teatrze aż 1533 im‑

prezy) przywołania wy‑

maga prapremiera opery ludowej Sałasznicy Jana Sztwiertni; wydarzenie nader ważne w kontekście jubileuszowego wieczoru, który przypadł w cieszyń‑

skim teatrze na dzień 24 września 2010 r., a na któ‑

ry złożyła się m.in. pre‑

miera Sałaszników w wy‑

konaniu Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. W powsta‑

łym z inspiracji Jerzego Drozda (dyrektora cie‑

szyńskiej Szkoły Muzycz‑

nej) widowisku, wysta‑

wionym w marcu 1966 r., wystąpiło 120 wykonaw‑

ców: członkowie Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Cie‑

szyńskiej, chórzyści To‑

warzystwa Śpiewaczego

Dyrektor Andrzej Łyżbicki Mirosława Pindór, autorka książki Teatr w Cieszynie i jego stuletnie dzieje 1910–2010

Janusz Szczotka

(20)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Lutnia, uczniowie Państwowej Szkoły Muzycznej w Cie‑

szynie. Reżyserował Franciszek Michalik ze Sceny Pol‑

skiej w Czeskim Cieszynie. W latach osiemdziesiątych, w ramach prowadzonej przez Teatr im. A. Mickiewicza własnej działalności upowszechnieniowo‑artystycznej, realizowano dwa cykle repertuarowe: Cieszyńskie Dni z Muzyką i Cieszyńskie Teatralia. W zakresie pierwsze‑

go z nich zaprezentowano w maju 1982 r. nową wersję Sałaszników w reżyserii Marka Mokrowieckiego i w wy‑

konaniu Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Cieszyńskiej, w ramach drugiego przedstawiano polską dramaturgię w realizacji między innymi scen stołecznych.

Od stycznia 1993 r., czyli z chwilą usamodzielnie‑

nia się Teatru w Cieszynie i powołania na stanowisko dyrektora Andrzeja Łyżbickiego (związanego z nim od września 1977 r.), placówka prowadzi wielostronną działalność impresaryjną i edukacyjną, udziela pomo‑

cy organizacyjnej i merytorycznej społecznemu rucho‑

wi kulturalnemu. Jest także miejscem międzynarodo‑

Zaproszenie na otwarcie budynku teatru, ze zbiorów Książnicy Cieszyńskiej Anna Fedrizzi-Szostok

Para arcyksiążęca Zyta de Bourbon-Parma i Karol Franciszek Józef, z archiwum Muzeum

Śląska Cieszyńskiego Program drukowany na jedwabiu złotymi literami do Ewy F. Lehara, ze zbiorów Książnicy Cieszyńskiej Anna Fedrizzi-Szostok

wych festiwali, w tym teatralnego „Na granicy” (od 1990;

od 2004 pn. „Bez granic”), muzycznego „Viva il canto”

(od 1992). Nadto okazjonalnych przeglądów i kongre‑

sów, m.in. Kongresu Międzynarodowej Wspólnoty Eku‑

menicznej, którego gościem honorowym był prezydent Lech Wałęsa (1995). Wizytówkę instytucji stanowią do‑

roczne Dni Teatru ... w Teatrze Cieszyńskim (wg pomy‑

słu dyrektora Łyżbickiego). W latach 1997–2010 gościły nad Olzą teatry czerpiące swą siłę ze świetnych aktor‑

skich zespołów, m.in. Powszechny, Ateneum i Polonia z Warszawy, Narodowy Stary Teatr z Krakowa. W ra‑

mach dotychczasowych 14 edycji pokazano 51 spekta‑

kli w 67 wystawieniach przygotowanych przez 9 scen.

Przed cieszyńską publicznością wystąpili najznamie‑

nitsi artyści sceny polskiej.

W ramach działalności edukacyjnej prowadzono cy‑

kle: „Bliżej teatru”, „Profesjonalne pokazy charaktery‑

zacji teatralnej i filmowej” (prowadzone były przez Ry‑

szarda Palucha z Teatru Polskiego w Bielsku‑Białej) oraz

(21)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



Anna Guzik i Artur Pierściński

Konfekcja... można było usłyszeć po listopadowej premierze na Małej Sce- nie Teatru Polskiego. Może i konfekcja, ale precyzyjnie skrojona i z polotem uszyta – bliżej jej do haute couture niż ubrań popularnych sieciówek. No, może niewielkie zastrzeżenia można by mieć do wykończeniówki, ale niech- by w takiej konfekcji chodzili wszyscy rodacy, a polska ulica wyglądałaby jak wybiegi domów mody Mediolanu, Paryża i Nowego Jorku.

M a g d a l e n a L e g e n d ź

Na scenie pokój umeblowany w stylu IKE‑i – łóżko z żółtą pościelą, dwa fotele, wiszące tkaninowe półki, przeciętny, współczesny dom, w który pewien infanty‑

lizm wnoszą walające się po podłodze pluszowe zabaw‑

ki. Ten infantylizm wzmacnia piżamka jednej z posta‑

ci – różowa w drobne paseczki. Nie nosi jej jednak mała dziewczynka. Brzmi nudno?

Dla zachęty zacznijmy od tego, że wszystko dzie‑

je się na łóżku, w łóżku i ewentualnie wokół łóżka,

„Warsztaty teatralne z Mistrzem”, będące rodzajem ar‑

tystycznych konsultacji udzielanych uczniom cieszyń‑

skich szkół przez wybitnych aktorów, m.in. Annę Seniuk, Zbigniewa Zapasiewicza, Jerzego Stuhra, Artura Barci‑

sia. Te działania Andrzeja Łyżbickiego zostały uhono‑

rowane w 1998 r. Złotą Maską – prestiżową nagrodą te‑

atralną, przyznawaną w tamtych latach pod patronatem wojewodów z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru.

Teatr w Cieszynie odwiedza co roku ok. 70 tys. wi‑

dzów, a obiekt udostępniany jest, rzecz ujmując sta‑

tystycznie, co trzeci dzień. Wspomnieć należy także, że cieszyński gmach zaistniał w realizacjach filmowych – w Teatrze im. A. Mickiewicza kręcono zdjęcia do Zie- mi obiecanej Andrzeja Wajdy i serialu Modrzejewska Jana Łomnickiego.

Dziś w cieszyńskim przybytku Melpomeny, mimo zmienności proponowanych publiczności form teatral‑

nych, niezmiennie wyczuwa się niezatartą – stuletnią – przeszłość. Mogliśmy jej zakosztować również podczas wspomnianego jubileuszowego wieczoru. Złożyły się na niego oprócz premiery Sałaszników także wystąpie‑

nie dyrektora A. Łyżbickiego, prezentacja multimedial‑

na Teatr w Cieszynie i jego stuletnie dzieje M. Pindór oraz wystawa fotograficzna Teatr w Cieszynie wczoraj i dziś J. Szczotki.

?

* Warto wspomnieć, że w 1905 r. budynek bielskiego Teatru Miejskiego uległ częściowej przebudowie według projektu tej‑

że wiedeńskiej spółki.

** Kompleksowe remonty teatralnego obiektu miały miejsce w latach: 1939–1940 (wzbogacenie o scenę obrotową i maszyne‑

rię do wywoływania efektów specjalnych); 1964–1965 (mody‑

fikacja urządzeń przeciwpożarowych, pięciotonowej żelaznej kurtyny, instalacja zbiorników wodnych o pojemności 22 tys.

litrów, stanowiących rezerwę na wypadek pożaru); 1977– 1979 (m.in. zmiana wystroju widowni, wzbogacenie balkonu II pię‑

tra o trzy medaliony: Wojciecha Bogusławskiego, Heleny Mo‑

drzejewskiej i Stanisława Moniuszki, bogata sztukateria).

Uszyta w sam raz

Kochałem Panią – wieczór poezji i muzyki w wykonaniu Krzysztofa Kolbergera i Ewy Jaślar (28.11.2003) oraz wnętrze teatru

Janusz Szczotka

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czy wy- rosną z nich etatowi literaci, wydaje się mniej ważne niż to, że dzięki pisaniu nauczyli się już latać, że posłu- żę się wierszem jednej z laureatek, nad

(Maciejowski: – Tam jest takie wzgórze obok uniwersytetu, na którym już stoi po- mnik Osieckiej, pomnik Niemena, pomnik Grotowskie- go. Czujesz się tam jak w raju arty-

Ryzyko utraty pasji dotyczy również mnie. Pasję trzeba w sobie utrzymywać, wciąż trzeba się rozwijać, pracować nad sobą jako człowiekiem. Zresztą najbardziej w zawodzie

Takiego wyzwania jeszcze przed nami nie było i tego poloniści, a także znawcy języka polskiego i pol- skiej kultury, muszą się dopiero uczyć.. Dobrym przy- kładem jest

IV Dni odby- ły się już w Górkach Wielkich i wpisywały się w inau- gurację działalności Centrum (w programie znalazł się m.in. panel dyskusyjny z udziałem Władysława

przez UNESCO, a także w róż- nych gremiach europejskich pokazuje, że przez edukację kulturalną rozumie się dziś edukację artystyczną, edu- kację twórczą, edukację

To również Muzeum Techni- ki i Włókiennictwa, gdzie też dzieje się dużo.. W jesieni otworzymy tam nową galerię na 500 metrach

Cenna była wystawa Twórcy znani, ale zapomniani (2010), poświęcona ważnym, nieżyjącym już beskidzkim artystom ludowym i naiwnym, a Leszek Macak wsparł ją