• Nie Znaleziono Wyników

Kontakt z zakładem i podziemiem w trakcie ukrywania się - Andrzej Sokołowski - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kontakt z zakładem i podziemiem w trakcie ukrywania się - Andrzej Sokołowski - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

ANDRZEJ SOKOŁOWSKI

ur. 1941; Komarów

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, ukrywanie się, kontakt z WSK, kontakty z podziemiem, Bogdan Pawłowski, Kazimierz Suseł

Kontakt z zakładem i podziemiem w trakcie ukrywania się

Nawiązałem kontakt z zakładem już na początku stycznia [1982 roku], najpierw przez swojego brata stryjecznego, który zgłosił się do pana Jasia Ścibiora – wówczas mistrza na wydziale – któremu ja bardzo ufałem. Taki Bogdan Pawłowski – którego on wskazał, który zaczął [działać], już zalążki struktur podziemnych zaczęły funkcjonować w zakładzie – przyjechał na spotkanie, później już spotykaliśmy się regularnie. Ja wówczas napisałem taki list do załogi,podziękowanie za strajk. Był rozkolportowany, tak pisany, na maszynie przepisywany, ludzie sobie przepisywali, podawali [dalej]. W każdym razie dzisiaj w dokumentach esbeckich też jest taki list, on został zarejestrowany w SB 4 lutego, ja dokładnie nie pamiętam, kiedy ja go napisałem. Już wtedy to były takie moje pierwsze kontakty, ja pisałem różne takie artykuły, bo Bogdan mi mówił, że [jest] próba [wydawania] pisma, w związku z tym ja zacząłem pisać artykuły.

Później napisałem jeszcze taki list otwarty do pełnomocnika wojskowego rządzącego wtedy zakładem. To było chyba 28 lutego, napisałem taki list otwarty, ponieważ zaczęło się w WSK zwalnianie ludzi po spacerach świdnickich. Z zakładu parę osób internowano, parę osób zwolniono i ja napisałem taki list. W każdym razie załoga wiedziała, że ja jestem i po pewnym czasie nawiązałem kontakt już wtedy z przewodniczącym podziemnej Komisji Zakładowej – to było gdzieś na początku lutego – z Kaziem Susłem i już od tamtej pory zaczęliśmy się regularnie, niemal co tydzień spotykać. Pomimo że ja ukrywałem się, jakoś byłem aktywny, bo spotykałem się przecież, ukrywając się, z Norbertem Wojciechowskim, który się ujawnił wtedy i pomógł nam po prostu dzięki temu spotkaniu, przekazał nam dwa powielacze, jakie on tam gdzieś na KUL-u miał, które zostały właśnie przez Bogdana Pawłowskiego i Pawła Frąka wydobyte z jakichś tam kanałów, przewiezione do Świdnika i tam wyremontowane. I starałem się być aktywny w takich działaniach właśnie, żeby jakoś ludziom pomagać. Z Kaziem Susłem się spotykałem, ponieważ on uważał cały czas, że ja jestem jakby moralnie przywódcą tego Związku w dalszym ciągu, [ale] ja

(2)

zdawałem sobie sprawę, że ja niewiele mogę mu pomóc. Pomagałem w sensie jakiegoś doradztwa, uzgadnialiśmy, jak zorganizować zakład, jak ten Związek, jak bibułę robić, jak to wszystko, żeby on miał jakieś takie moralne wsparcie od kogoś, bo przecież nie mógł się chwalić wszystkim, co on robi, więc ja czułem, że on potrzebuje kogoś, kto mu doradzi. Tak że te nasze spotkania były częste, co tydzień myśmy się spotykali.

Data i miejsce nagrania 2005-08-22, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Cały czas do wojny, do 21 lipca, nie wiem, kiedy [Niemcy] zaczęli [wojnę] z Rosją, to pisaliśmy [listy do siebie], ja dostałem od nich, a jeszcze udało mi się nawet posłać paczkę

Bo z kolei rozumiałem sytuację, że jeśli to jest na przykład Austriak i jemu tak samo wojna już się przejadła, to jego przełożony może go objechać za to,

Zaczęłam pracę w szpitalu psychiatrycznym przy ulicy Abramowickiej w pracowni lekarki, która była neurologiem, a jednocześnie prowadziła prace badawcze nad nowotworami mózgu..

Potrafię doradzić również w sytuacji, kiedy na przykład robi się czarno-białe zdjęcie – często klienci ubierają się na biało, co jest błędem, przy czarno-białym zdjęciu

Aleksandrowicz pierwszy zmarł, w tym małżeństwie, powiedzmy, Aleksandrowiczów, on na raka zmarł, a jego żona Józefa, bo tak jej było na imię, to długo jeszcze dosyć żyła

Ja to od razu mówię: to są olbrzymie korzyści dla przyjaźni, dla jakiegoś takiego wielkiego spotkania się z wieloma ludźmi i moje dzieci do dziś się przyjaźnią z

W okolicach Świdnika byłem kilka dni i już tutaj w Lublinie się ukrywałem przez całe święta, Nowy Rok.. Byłem w kilku mieszkaniach u znajomych tak na przyczepkę, jak

My byśmy bardzo chcieli zobaczyć się z wami i z panią Polkowską, więc może pani i Bogusia będziecie mogły przyjechać do Łodzi – ja nie byłam wtedy, to przed studiami