• Nie Znaleziono Wyników

Ptaki rajskie. M. Warszawa, d. 23 lutego 1896 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ptaki rajskie. M. Warszawa, d. 23 lutego 1896 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M. 8. Warszawa, d. 23 lutego 1896 r. T o m XV -

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W arszaw ie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać można w Redakcyi „W szechśw iata"

i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny W szechświata stanowią Panowie:

D eike K ., Pickstein S., H oyer H., Jurkiewicz K., K w ietniew ski W ł., Kram sztyk S., M orozew icz J., Na- tanson J., Sztolcman J., Trzciński W. i W róblew ski W.

.A.dres ZESed-aiscyi: Klra-lso-wsłsiie-^rzed.m.ieście, U ST r e e .

Ptaki rajskie.

P rze d niedawnym czasem ') podaliśmy we W szechświecie opis niektórych ptaków r a j ­ skich, należących do dwu podrodzin, a m ia­

nowicie ptaków rajskich właściwych i epim a- chów. P o zo stała nam jeszcze trzecia grupa, a mianowicie eliotowska podrodzina^budni- ków (T ectonarchinae), zwanych przez angli­

ków „bow er-birds” (bower znaczy altan a) z powodu, źe ptaki te robią rodzaj budek z gałęzi, przyozdabiając je najrozm aitszem i przedm iotami, ja k muszlami, jaskraw em i pió­

ram i papug, wybielonemi na słońcu kośćmi, kamieniami, kolorowemi szmatami i t. p.

Dotychczas nie zbadano dobrze znaczenia tych altan , na jedno się tylko zgadzają wszys­

cy badacze, a mianowicie, że budowli tych nie należy uważać za gniazda i ja k dotych­

czas powszechnem je s t przekonanie, że służą one jako m iejsca schadzek, w których samce roztaczają swe wdzięki przed samicami.

') P a tr z n-r 34 i 35 W szechświata z r. 1895.

W każdym razie jestto jedyny w swoim ro ­ dzaju zwyczaj, nigdzie pomiędzy ptakam i nie obserwowany.

W sam ej budowie ciała budniki oddalają się dość znacznie od ptaków rajskich i wielu przyrodników zalicza je do wilg (Orioli), z powodu jed n ak różnych znamion wspólnych Elliot, a za nim znaczna część ornitologów współczesnych wcieliła je do rodziny ptaków rajskich i my też poszliśmy za ich przy­

kładem .

Jednym z najwybitniejszych przedstaw i­

cieli tej rodziny je s t p tak atłasowy, „the satin b ird s”. (Ptilonorhynchus holosericeus), ptak wielkości sójki, całkowicie pokryty czarnemi pióram i z dość silnym połyskiem granatowym . Dziób koloru woskowo-źółte- go je st prawie w połowie ukryty pod krót- kiemi i szczelnie doń przylegającem i piórami, ta k że nozdrza są niewidoczne. Nogi dość wyniosłe i silne są barwy b ru n atn o-szarej.

Oczy blado-niebieskie. Dw a gatunki tego rodzaju, a mianowicie wspomniany powyżej i Ptilonorhynchus Rawnsleyi zamieszkują A ustralią.

Pierwsze szczegóły o niezwykłych obycza­

jach tego ciekawego p tak a p odał znakom ity

ornitolog angielski Gould w swem dziele

pomnikowem o p takach australijskich, a za­

(2)

1 1 4 WSZECHSWIAT. 8.

wdzięczał je p. Ooxenowi z B risbane, który dostarczył ciekawych budowli tego p ta k a do muzeum w Sydney.

W edług Goulda p tak atłasow y zamieszkuje gęste lecz niewysokie krzaki, trzym ając się n a wiosnę param i, a w jesieni m ałem i s ta d ­ kami. K a rm i się róźnem i owocami, osobli­

wie zaś gatunkiem figi olbrzym iej; nie gardzi jed n ak i owadami. Wogóle je st bardzo płochliwy i często naw et stad k a um ieszczają placówki na wyższych drzewach, aby wiedzieć wczas o zbliżaniu się nieprzyjaciela.

Z a wskazówką p. Coxena Gould znalazł budowle ptaków atłasow ych w prowincyi Li- yerpoolskiej (A u stra lia ). Tego rod zaju a l t a ­ n a wznosi się na platform ie, utworzonej z k ij­

ków doskonale z sobą przeplecionych. Sam a budka utw orzona je s t z g ałązek cieńszych i giętkich, których końce zaginają się ku środkowi tworząc rodzaj sklepienia, przy- czem wszelkie rozwidlenia gałązek są zwró­

cone nazew nątrz, aby nie tam ow ać ptakow i przejścia wewnątrz. W n ę trze budowlą a osobliwie wejście p ta k p rz y stra ja rozmai- tem i przedm iotam i kolorowemi, ja k np. pió­

ram i z ogonów rozm aitych papug, m uszelka­

mi, wybielonemi kośćmi, kamyczkam i i t. p.

M ieszkańcy tych okolic ta k doskonale zn ają zwyczaj biulnika zbierania różnych przed­

miotów, że gdy który zgubi w lesie np. cybu- szek od fajki, szuka tylko chat budnika, a w nich napewno zn ajd u je przedm iot s tr a ­ cony. Gould znalazł pewnego razu w cha­

cie budnika bardzo pięknie wyrobiony tom a­

hawk kamienny w otoczeniu błękitnych szm at bawełnianych, które p ta k zapewne przyniósł z jakiegoś opuszczonego obozu krajowców.

Ciekawe budowle ptaków atłasow ych, we­

dług zdania G oulda, nie są bynajm niej gniaz­

dam i, jak b y to n arazie sądzić można, lecz służą istotnie za m iejsca schadzek. Gould mimo usilnych sta ra ń nie m ógł nigdy odkryć właściwych gniazd tych ptaków i j a j a ich po­

zostają dotychczas nieznane. W edług po d a­

nia S tran g ea , którego list G ould ogłasza w swem dziele, p tak i atłasow e b u d u ją sobie chaty wspólnemi siłam i. W ielkość tych bu­

dowli bywa bardzo rozm aitą. Angielski ornitolog zw raca też uwagę na tę okolicz­

ność, że ptaki atłasow e nie tra c ą swego zwy­

czaju naw et w niewoli i jeśli im tylko do­

starczym y odpowiedniego m ateryału, budują altanki i ozdabiają je kolorowemi przedmio- : tam i zupełnie ja k na wolności.

D rugim rodzajem tej grupy je s t budnik właściwy (Chlamydod era), którego kilka g a ­ tunków zamieszkuje A u stralią, a naw et j e ­ den został znaleziony w ostatnich czasach przez d ’A lb ertisa na półwyspie wschodnim Nowej Gwinei. Są to ptak i wielkości droz­

da o ubarwieniu skromnem, w którem prze­

waża kolor brunatny i czarny. Dw a gatunki, a mianowicie Chlam ydodera m aculata i Ch.

nucalis posiadają na tyle głowy rodzaj koł­

nierzyka, utworzonego z piór dłuższych b a r­

wy pięknie różowej; trzeci gatunek (Ch.

cerviniventris) ozdoby tej je s t pozbawiony.

Budniki, według podań wszystkich obser­

watorów, należą do ptaków bardzo ostroż­

nych, kryjących się za najm niejszym ruchem podejrzanym wśród gąszczy. A by je ujrzeć, należy zachować wszelkie środki ostrożności, a najlepiej zasiąść na zasadzkę przy strum ie­

niu, gdzie p tak i zlatu ją się, aby zaspokoić pragnienie. A ltan y przez nie budowane są jeszcze większe, niż p tak a atłasowego: Gould widział niektóre m ające przeszło 1 m dłu ­ gości. M acgillivray znalazł chatę Ch. cervi- niventris, k tó ra m iała 4 stopy długości, a 18 cali wysokości. W budowie ich Gould zau ważył nadzwyczajny spryt w układzie k a ­ myczków, które według niego p odtrzym ują całą budowlę, przeszkadzając rozluzowaniu się ździebel traw y i gałązek. Ponieważ altany budników znajdują się niekiedy w znacznej odległości od strum ieni, skąd je ­ dynie ptak i mogą znosić muszelki lub drobny zwir, wydziwić się nie można cierpliwości i ogromowi pracy, jak i ci budowniczowie zu­

żyć muszą na ozdobienie swych altanek.

B udniki karm ią się mrówkami, owadami oraz niektórem i owocami. T rzy m ają się zwykle w niewysokich krzakach m ałemi s ta d ­ kami, złożonemi z sześciu do dziesięciu osob­

ników. D anych co do gnieżdżenia dostarczył jedynie Coxen, który znalazł gniazdo budni­

ka, zaw ierające tro je młodych. Gniazdo było podobne i podobnie zbudowane, ja k gniazdo naszego zwykłego drozda-śpiewaka.

Umieszczone było na drzewie akacyi ponad stawem. J a j a żadnego z trzech gatunków nie są dotychczas znane.

N ajwiększej jed n ak doskonałości w budo-

(3)

N r 8. WSZECHŚWIAT. 115 waniu oryginalnych a lta n doszedł tak nazwa­

ny „ogrodnik” (Amblyornis inornata), za­

mieszkujący góry A rfak na Nowej Gwinei.

Je stto p ta k najskrom niej ubarwiony z całej grupy ptaków rajskich: wielkości sójki, po­

siada pióra na całem ciele szaro-brunatne, ciemniejsze na plecach, jaśniejsze od spodu.

Profanow i nie przyszłoby nawet do głowy, że plebejusz ten je s t blizkim krewnym wspania­

łych epimachów lub ptaków rajskich właści­

wych. A jed n ak pod tą skrom ną powierz­

chownością kryje się prawdziwy arty sta, k tó ­ rego budowle i ogródki wprowadziły w zdu­

mienie cały świat ornitologiczny.

O dkrył go pierwszy von R osenberg, ja k się zdaje na górach A rfak; podróżnik ten jed n ak zdobyte egzem plarze zawdzięczał swym strzelcom i sam nigdy p tak a nie wi­

dział na wolności. Z opowiadań jed n ak k ra ­ jowców dowiedział się o szczególnych a lta ­ nach i ogródkach, jak ie p tak ten urządza i na podstawie tychże opowiadań narysow ał siedzibę ogrodnika, a rysunek p rzesłał Bec- cariem u.

W kilka la t potem (około 1875 roku) Bec- cari podczas swej podróży po Nowej Gwinei m iał okazyą poznajomić się naocznie z cieka- wemi budowlami ogrodnika; tenże podróżnik pierwszy nazw ał oryginalnego p tak a „giardi- niere” idąc za przykładem krajowców, którzy go w swym języku chrzczą mianem „Tukan kobon” (co znaczy ogrodnik). Budowlę ogrod­

nika B eccari znalazł na górach A rfak na wysokości 4800 stóp nad poziomem morza i opisuje j ą w sposób następujący:

„A mblyornis wybiera miejsce równe wbliz- kości niewielkiego drzew ka, którego grubość nie przewyższa grubości laski i wokoło niego buduje z wełny roślinnej rodzaj ostrosłupa o podstawie, mającej około piędzi w średnicy.

J e s tto filar, na którym ma się oprzeć cały budynek i dlatego wysokość tego słupa jest nieco m niejsza od wysokości całego budynku, k tó ra dochodzi do 0,5 m. Od czubka filaru na podobieństwo prom ieni rozchodzą się źdźbła, które jednym końcem opierają się na słupie, gdy drugi ich koniec sięga ziemi; stąd pocho­

dzi forma bardzo regularna, stożkowa, całego budynku, gdy tenże je s t wykończony. W ten szkielet są wplecione inne gałązki i źdźbła^

n adające budynkowi większą trw ałość i czy­

niące ten dach nieprzemakalnym. Pom iędzy

j

filarem środkowym i miejscem gdzie dotyka-

j

j ą ziemi źdźbła dachu, tworzy się tym sposo-

; bem galerya w formie podkowy. Gały bu­

dynek posiada u podstawy około 1 m śre d ­ nicy. Ź dźbła, których Am blyornis użył do

! budowy swej altanki, były to prawie wyłącz­

nie delikatne i proste łodygi pewnego g a tu n ­ ku storczyka pasorzytnego (D endrobium ), który rośnie pękami n a gałęziach omszałych wielkich drzew, cienkie ja k słoma i długie na 0,5 to; oprócz tego były tam jeszcze liście zupełnie zielone, co każe przypuszczać, że ptak używa podobnych inateryałów w celu, aby ch a ta nie zgniła i nie rozleciała się, gdyż liście te długi czas u trzym ują się przy życiu, ja k to zresztą bywa u wszystkich prawie storczyków' pasorzytnycb.

„Lecz ogrodnik nie ogranicza się na zbu­

dowaniu cbaty, robi on jeszcze przy niej r o ­ dzaj ogródka. P rzy samej altance znajduje się placyk znacznie większy od podstawy sa­

mej budowli i cały pokryty miękkim mchem, który p tak znosi, aby utworzyć rodzaj łączki;

miejsce to oczyszcza starannie z traw y, k a­

myczków i wszelkich innych przedmiotów, któreby psuły harm onią. N a tym pięknym gazonie zielonym, utworzonym z mchu, są rozłożone kwiaty i owoce o kolorach żywych, co razem rzeczywiście robi wrażenie ele­

ganckiego ogródka. N ajw iększa część ozdób je st nagrom adzona przy sam em wejściu do altanki i dlatego sądzę, że tu samiec odbywa swe codzienne zaloty. Przedm ioty, jakiem i ubiera swój ogródek, są nadzwyczaj rozmaite, lecz zawsze jaskraw o ubarwione.

„Przy wejściu do chaty znalazłem owoce G arcinia barwy fioletowej, to znów owoce G a r­

denia, znacznie większe i rozpęknięte na 4 lub 5 nieregularnych części, co pozwala wi­

dzieć ich mięso i pestki pięknego szafranow e­

go koloru; były tam liczne grona małych jakichś owoców różowych, z których przez pękniętą łupinę wyzierały pestki żółte. R ó ­ żowe kwiaty przepysznego gatunku Yacci- nium stanowiły także jedn ę z pierwszorzęd­

nych ozdób tego ciekawego ogródka. P rzy ­ puszczam zresztą, że te ozdoby zm ieniają się stosownie do pory roku. Am blyornis n ag ro ­ m adza tam nietylko kwiaty i owoce: znaleźć można tak że w jego ogródku lub wewnątrz chaty różne grzyby i owady pięknie u b ar­

wione.

(4)

1 1 6 WSZECHSWIAT. N r 8.

„Gdy te przedm ioty przez dłuższe leżenie tra c ą świeżość, p tak je wyrzuca i zastępuje przez inne.

„Zdolność ogrodnika nie ogranicza się ty l­

ko na wybudowaniu sobie chaty i ogródka.

J e s tto ptak bardzo m ądry i krajowcy słu sz­

nie nazyw ają go „B u ru n -G u ru ”, co znaczy

„ptak-m istrz”, gdyż umie on naśladow ać gło­

sy różnych innych ptaków. Rozpacz b ra ła moich strzelców, gdy słysząc nieznany sobie głos, byli pewni jak ieg o nowego odkrycia i ze sm utkiem przekonyw ali się, źe to był tylko Ainblyornis. K rajow cy n ad a ją mu jeszcze inną nazwę, a mianowicie „Tukan-kobon” , co znaczy „ogrodnik”, nazwę, k tó rą i j a p rz y ją­

łem we włoskim języku.

„N ie mogę twierdzić napewno, czy k ażdą altan ę odwiedza je d n a p a ra czy też więcej, ja k również czy nad budową pracuje tylko samiec, czy też i sam ica mu dopom aga; lub czy może kilka osobników razem łączy swą pracę ku wspólnemu celowi. N ie wątpię jednak , że budowla ta służy więcej niż na jeden sezon, a to dlatego, że ciągle bywa od­

nawianą.

„ W chwili, gdym zwiedzał altan ę ogrod­

nika nie było przy niej właścicieli; nie miałem też czasu czekać n a nich, lecz strzelcy moi wielokrotnie widzieli p tak i wchodzące i wy­

chodzące z ch a ty ”.

N astępn ie B eccari, zrobiwszy przegląd różnych gatunków ogrodników i ich budowli, kończy:

„Chciałem przejść kolejno wszystko, co je st znanem n ajbardziej zdum iewającego w tym rodzaju, aby m ożna ocenić dokładnie geniusz A m blyornisa, tego cudownego stwo­

rzenia, które pod najskrom niejszą szatą kryje um ysł najbardziej rozw inięty z całej grupy ptaków. I jeśli zwrócimy uwagę na to, że ogrodnik i inne rodzaje ptaków należą do rodziny P ara d ise id a e, k tó ra obok n a j­

wspanialej ubarwionych ptaków mieści też i p tak i najwyżej rozwinięte pod względem umysłowym, zm uszeni jesteśm y pomimowoli Uważać ptak i te za najdoskonalszych p rz ed ­ stawicieli całej klasy ”.

Z d aje się, że w tym wypadku znakomity podróżnik włoski zbytnio d a ł się unieść zapa- | łowi, gdyż przyjm ując nawet, że p tak i ra jsk ie

j

pod względem ozdób zew nętrznych zajm ują pierwszorzędne, a może naw et pierwsze s ta ­

nowisko w szeregu ptaków, bezwarunkowo odrzucić musimy mniemanie, że Ainblyornis je s t wjrrazem najwyższego rozwoju um ysło­

wego w tej klasie. Nie miejsce w tym a rty ­ kule, aby rozbierać bliżej stopień zdolności intelektualnych różnych ptaków, lecz bezwa- runko ująć się musimy za takiem i papugam i, krukam i lub sępami, które pod względem

rozwoju umysłowego sto ją bezzaprzeczenia wyżej od wszystkich ptaków rajskich razem wziętych.

Do najciekawszych odkryć ornitologicznych czasów ostatnich należy niewątpliwie nowy rodzaj p tak a rajskiego, o którym pierwszą wiadomość podał w roku zeszłym d-r M eyer z D rezna, chrzcąc go nazw ą P terid o p h o ra A lberti; w kilka miesięcy po nim d-r Em il O ustalet z P ary ża podał dokładny opis tego niezmiernie oryginalnego p ta k a w Bulletin du Museum.

J e s tto p tak wielkości kosa koloru b ru n a t-

| nego i czarnego z domieszką żółtego na

i

skrzydłach i n a spodzie ciała. P ió ra głowy j i szyi są jakby aksam itne, co jedynie przypo­

mina inne p tak i rajskie. Słowem p tak ten i nie zwracałby na siebie uwagi, gdyby nie dwa j bardzo długie pióra z tyłu głowy (p atrz n-r 35 W szechśw iata z r. z.), które przew yższają przeszło dwa razy długość ciała. O ba te pióra są niezwykłej budowy: pozbawione są zupełnie chorągiewki, a tylko ze strony ze • j wnętrznej każdego pióra ciągnie się szereg blaszek czworobocznych, przypominających swem wycięciem szlak grecki. Blaszki te wraz ze stosiną tw orzą jed n o litą masę.

D -r O u statet uw aża je za zlepione chorągiew­

ki zewnętrzne pióra; można je wszelako uw a­

żać także za sam ą stosinę pióra, kompletnie chorągiewek pozbawioną i powycinaną na brzegu zewnętrznym w oryginalne ząbki.

Budowa tych piór je s t nadzwyczaj ciekawą, choć nie jed y n ą w pierzastym świecie, ja k te ­ go zaraz dowiedziemy. S ą one pokryte ro d z a­

jem emalii, co sprawia, że p a trz ą c na pióro

zgóry widzimy tylko barw ę rogow ą, przy ma-

łem jed n ak nachyleniu występuje barw a

biała z odcieniem niebieskawym. Ten rodzaj

piór d-r P a tio nazw ał emaliowanemi; spotyka

się je u niektórych rodzajów ta n g a r am ery ­

kańskich, u pewnej kukułki z wysp Filipiń-

(5)

N r 8. WSZECHŚWIAT. 117 skich, u pewnego pieprzojada, a nawet u na­

szej jem iołuchy, u której na końcach lotek przedramieniowych znajdują się płatkow ate rozszerzenia stosin, przypominające kawałki laku.

Okaz P te rid o p h o ra A lberti, który je st obecnie prawdziwą ozdobą muzeum Ja rd in des P lan tes w P ary żu, nabyty został od bo­

gatego negocyanta holenderskiego, p. van Renesse van Duivenbode. Pochodzi on z gór Y a o u r n a północ od zatoki Geelvincka, na północnej stronie Nowej Gwinei. Obyczaje tego osobliwego p ta k a są dotychczas nie­

znane.

Jan Sztolcman.

S trza ły zatrute.

O ciałach chemicznych, używanych przez dzikie, pierwotne ludy do zatruw ania strzał, bardzo niedokładne mieliśmy dotychczas wiadomości. Zaledw ie dorywcze w tym kie­

runku b adania dokonywane były przez nie­

wielu chemików. W wielu nadtojprzypad- kach tajem nica przyrządzania tych trucizn pilnie była strzeżona przez krajowców głębo­

kich puszcz w mało zbadanych, dalekich od E uro p y częściach świata. Nowsze wszakże czasy, które zbliżyły europejczyka do nieucy-

j

wilizowanych jego braci i pozwoliły w nie­

jednym kierunku należycie poznać osobliwo­

ści pierwocin kultury ludzkiej,i w tym wzglę­

dzie również przyniosły niejednę cenną wia­

domość. I jakkolw iek wraz z cywilizacyą europejską przenika też do najpierw otniej­

szych szczepów zwłaszcza A fryki środkowej zwyczaj posługiw ania się bronią palną, to jednakże niektóre ludy wciąż jeszcze m ają w użyciu strzały zatru te, które, przy dosko­

nałej wprawie i celności, stanow ią dla nich oręż często znacznie pewniejszy i niezawod- niejszy od kuli i bagnetu.

Dwie główne metody są w użyciu przy przyrządzaniu trucizn na strzały. Je d n a posługuje się jadam i chemicznemi, przew aż­

nie pochodzenia roślinnego i upowszechniła

! się najwięcej śród dzikich plemion Am eryki i Afryki; druga wytwarza jadow ite produkty mikrobów chorobotwórczych i stosowana je st pospolicie na Nowych H ebrydacb, w Oceanii.

Stosunkowo najlepiej poznano trucizny używane przez somalisów afrykańskich. B a ­ dania w tym kierunku dawniej ju ż były ro ­ bione przez B erthelota, A rn o tta i 01iviera;

w najnowszych czasach ukazała się obszerna rozprawa p. Lew ina p. t. „Die P feilgite”, w której, obok wiadomości dawniejszych,

| mamy ugrupowane też w sposób poucza-

! jący specyalne poszukiwania wymienionego autora.

P rzed laty mniej więcej pięćdziesięciu mó-

j

wiono wiele o truciznie na strzały , używanej przez somalisów, a zwanej „w aba” lub „wa- bayo”, której działanie na człowieka nie- zmiernie miało być gwałtowne. W pół go­

dziny zazwyczaj po ugodzeniu ta k ą strza łą I człowiek um ierał; natom iast sam a trucizna p rzy jęta wewnątrz była zupełnie nieszkodli­

wą. O kazało się, że był to przetw ór otrzy­

mywany z rośliny Adenium tom alensa (Apo- cynaceae), odmiany gatu nk u pospolicie uży­

wanego w tym celu w Afryce południowej.

Trzy gatunki wymienionej rodziny należy tu uwzględnić:

1) A cokanthera Schim peri (płaskowzgó- rze abisyńskie i znaczna część A fryki za­

chodniej); 2) A cokanthera Deflersii (E ry tre a i Jem en); 3) A cokanthera O uabaio (kraj somalisów).

W szystkie części składowe tych roślin są nadzwyczaj gorzkie. Z pierwszych, dwu g a ­ tunków Lewin wyciągnął bezkształtny gluko- zyd, wabainę, której roztw ór zwraca p łasz­

czyznę polaryzacyi i k tó ra pod wpływem ro z­

cieńczonego kwasu siarczanego wykazuje wy­

raźn ą fluorescencyą zieloną.

Somalisy p rzy rząd zają truciznę z korzenia tej rośliny, a wszystkie manipulacye dokony­

w ają się w najgłębszej tajem nicy. D rzew ną część korzenia dzielą n a drobne odłamki, następnie gotują je w wodzie przez wiele go­

dzin w garnkach kamiennych, aż do chwili, kiedy wyciąg przybierze konsystencyą smoły.

D la podniesienia jadowitości tego przetw oru dodają podczas gotowania głowy żmij i t. p.

O strze strzały pokrywa się tą trucizną, a n a­

stępnie owija w pasek skóry koźlej, który

zdejm ują w chwili użycia strzały . J a k o

(6)

118 WSZECHSWIAT. N r 8.

o d tru tk i przeciw tem u jadow i somalisy uży­

w ają samej rośliny waba, biorąc j ą w małej ilości wewnątrz. Z badań Lew ina dowiadu­

jem y się, źe tru ją c a substancya chemiczna, 0 której tu mowa, stanowi m asę b ru n atn o - czarną, suchą, tw ardą, niezupełnie rozpusz­

czalną w wodzie. R oztw ór również je s t ciemny, słabo kwaśny i bardzo gorzki naw et w n ader znacznem rozcieńczeniu. Ż aden odczynnik na alkaloidy nie zmienia tego roz­

tw oru, za w yjątkiem kwasu garbnikow ego, który w kwaśnym roztw orze d aje wyraźny osad. Z tej m asy, używ anej przez soma- lisów do pociągania o strza strz a ł, udało się Lewinowi otrzym ać ciała chemiczne zu­

pełnie identyczne ze w spom nianą już wyżej wabainą. O kazało się nadto, źe w abaina je st istotnie owym czynnikiem trującym w masie stosowanej n a strzały, albowiem ! działanie je j na zw ierzęta najzupełniej je st podobne, do działania owego przetw oru, p rzy­

rządzanego przez somalisów. W szystkie badane pod tym względem zw ierzęta ciepło- krwiste (koty, króliki, gołębie) zachow ują się jednakow o. P o zadaniu im 0,01 do 0,05 g

j

można obserwować znaczne podniesienie czynności oddechowej, silniejsze skurcze

j

mięśnia sercowego, z początku rytm iczne, później wszakże nieregularne, przeryw ane, aż wreszcie następ u je zupełny spokój funkcyj

j

serca. Jednocześnie inne mięśnie podlegają j skurczom krótkotrw ałym (klonicznym) i prze­

ciągłym (tonicznym). Duszność w zmaga się coraz bardziej, a wrażliwsze zw ierzęta po ­ czynają się rzucać i czynić szalone wysiłki dla zaczerpnięcia powietrza. Oddech staje się zupełnie nieprawidłowym, oczy w ystępują z orb it i w ogólnych skurczach całego ciała następuje śmierć.

Plem ię w a ta ita używa trucizny, k tó rą do­

bywa najpraw dopodobniej z A co k an th era Schimperi. P ociągają tu otrzym aną z rośli­

ny m asą strzały drewniane, nie żelazne, ja k to czynią somalisowie. Lewin m iał możność otrzym ania substancyi jadow itej z samych strz a ł, k tó re były nią napojone. J e s tto m a­

sa szarobrunatna, rozpuszczalna wt wodzie; ! roztw ór m a w świetle odbitem barw ę zielon­

kawą; po pewnym czasie z roztw oru takiego opada żółto-brunatny osad. K w asy zmie­

n iają barwę roztworu, czyniąc j ą jasno -źółtą 1 sprow adzając lekkie zm ętnienie. J tu ta j,

i

prócz kwasu garbnikowego, żadne inne od­

czynniki na alkaloidy nie w ytw arzają osadu.

Przez manipulacye chemiczne dość zawiłe, udało się otrzym ać kryształy, których punkt topliwości wynosi 186°, a skład chemiczny wskazuje, że nie zaw ierają one azotu. K ry sz­

tały te bardzo chciwie przyciągają wilgoć i fluoryzują pod wpływem stężonego kwasu siarczanego. Sm ak m ają bardzo gorzki, a położone na języku wywołują z początku ból ja k od oparzenia, po któręm n astępuje pewne znieczulenie. W małych ilościach znieczulają także oko, ja k dowiodły dośw iad­

czenia na królikach. 1 mg tych k ryszta­

łów, zastrzyknięty podskórnie żabom, spro­

wadzał powstrzymanie czynności serca w chwili skurczu.

W szystkie własności fizyologiczne i toksycz­

ne tej trucizny, używanej przez wataitów, każą j ą umieszczać w grupie jadów , których przedstawicielem je s t dygitalina z n ap arstn i­

cy czerwonej (D igitalis purpurea).

Dawno już tem u spostrzeżono, źe po r a ­ nach zadawanych strzałam i krajowców na Nowych H ebrydacli zwykle na ósmy lub dziesiąty dzień następow ał u ludzi wyraźny, śm iertelny tężec. Specyalna komisya, wy­

b ra n a w M elbournie dla zbadania istoty tych trucizn, zrazu nie otrzym ała na zwie­

rzętach żadnych dodatnich rezultatów swych badań. Tyle wszakże w ciągu dalszych po ­ szukiwań zdołano przeniknąć tajem nic nowo- hebrydczyków, którzy z niezm ierną skrytością preparow ali swoje za tru te strzały, że obecnie wiadomo, iż m asa używana przez nich jak o trucizna, je s t produktem gnicia w ziemi m ię­

czaków m orskich. P . L e D antec wyosobnił z tej masy dwa mikroby w wysokim stopniu chorobotwórcze, mianowicie lasecznika tężco­

wego i wibryona zakaźnego (vibrion septique).

W strzałach starych, długo przechowywa­

nych, niema zazwyczaj tego ostatniego m ikro­

organizm u, pozostaje tylko lasecznik teta- niczny, który, dostawszy się do ugodzonego strz a łą ciała, wywołuje w niem bardzo cha­

rakterystyczne, w największej części wypad­

ków stanowczo śm iertelne objawy.

Niewszystkie doświadczenia, ja k ie wykony­

wano dotychczas z jadem strza ł nowohebryd-

czyków, wypadały jednakow o pomyślnie. T ak

np. z inicyatywy g u b ern ato ra Nowej K a le ­

donii przedsiębrano doświadczenia z 35strza-

(7)

N r 8. WSZECHSWIAT. 119 łam i oryginalnemi, z których starannie ze­

skrobano jadow itą masę. Lecz doświadcze­

nia te, wykonane na zwierzętach, nie dopro­

wadziły do żadnego wyraźnego rezultatu.

W innych natom iast wypadkach zupełnie wyraźny otrzym ano skutek septycznego zaka­

żenia świnek morskich, które wrażliwsze są na wibryony zakaźne aniżeli na laseczniki tężcowe. Człowiek, przeciwnie, wrażliwszy je s t na te ostatnie mikroby i dlatego po za­

truciu w ystępują u niego wszystkie objawy tężca w krótszym lub dłuższym przeciągu czasu po zadaniu rany. Często obserwowano wybuch tej śm iertelnej choroby po wielu do­

piero dniach, a naw et po tygodniach. I ta obserwacya przem aw ia za tem , że istotnie czynnikiem chorobotwórczym je s t tu lasecz- nik tężcowy. Jakkolw iek wszakże nie wszys­

cy badacze doszli w tym względzie do równo- brzm iących rezultatów , niektórzy bowiem nie potrafili wykryć w strzałach zatrutych m ikro­

bów chorobotwórczych, nie powinno to je d ­ n ak obalać powyższych badań, dokonanych przez p. Le D anteca. Nie należy zapominać, że w niewłaściwych w arunkach owe m ikroor­

ganizmy szybko giną, a trudno je s t niezm ier­

nie wyśledzić koleje, jak ie przeszły strzały, zanim dostały się do rą k badacza.

M. F I

Z Riviery.

(Ciąg dalszy).

Z w racam y się teraz do drzewa, którego gałęzie niegdyś i teraz jeszcze wieńczyły zwy­

cięzców, którego zaś liście służą skromnie za przypraw ę do potraw .

L a u r szlachetny, równie ja k agrum i w ła­

ściwy krajobrazom włoskim, rośnie w E u ro ­ pie południowej tak ja k w swej ojczyznie.

K u lt jego, według wszelkiego prawdopodo­

bieństwa, przeniósł się z Azyi Mniejszej przez morze Śródziemne.

L a u r był poświęcony Apollinowi i w m iarę zwiększania się liczby jego świątyń, mnożyły

się też w Grrecyi wiecznie zielone wonne gaje laurowe.

W raz z bogami greckiemi la u r dostał się Italii podobnie, ja k m irt poświęcony A fro ­ dycie.

Rozpowszechniony w starożytności p rz e ­ sąd uważał laur za obronę przeciw czarom, demonom i zarazie.

T ak naprzykład trwożliwy Commodus, gdy i wybuchła zaraza, schronił się do gaju lau ro ­

wego.

Chcąc wyleczyć kogoś z obłędu, kładziono mu n a skronie i szyję wieńce laurowe.

K a p ła n i A pollina spożywali owoce i liście lauru przed prorokowaniem, prorocy wcho­

dzili do m iasta uwieńczeni laurem . Legiony rzymskie po zwycięstwie czyściły broń i zna­

ki wojenne laurem . W następstw ie tego lau r s ta ł się oznaką zwycięstwa.

Rozgłaszano jako znak zw iastujący szczę­

ście i radość, że w dniu urodzin A u gu sta wy­

rosło przed Palatynem drzewo laurowe. Moc oczyszczająca lau ru wywołała używanie go na kropidła.

Prawow ierni kropili się przy wejściu do świątyni i przy wyjściu z niej g ałązk ą lauru, um aczana w wodzie święconej; chętnie także

brali, wychodząc, do u st listek z kropidła.

Kościół katolicki nie przyjął lau ru za k ro ­ pidło, ale prędzej hyzop (Origanum Smyr- naeum), używany przez żydów.

W edług Pliniusza la u r pali się trudno, ja k { wskazuje trzeszczenie w ogniu. Przypisy-

| wano jego działaniu chroniącem u od ognia, że gdy w czasie pożaru Rzym u za konsulów S puriusa Posthum iusa i Pizo, płomienie ogar­

nęły R egią, Sacrąrium pozostało nietknięte, bo s ta ł przed niem laur.

Z drugiej strony właśnie drzewa laurow e­

go używano w starożytności do rozniecania ognia. Samo się jed n ak nie zapalało, ja k

| świadczy T eofrast i Pliniusz, ale służyło do pocierania innego drzewa, zwykle szakłaku (Rham nus), lub drzewa bluszczowego, które się przez tarcie zajm owało płomieniem.

Czysty ogień do sacra trzeb a było rozpalać przez tarcie dwu drzew przynoszących szczęście, lub przez promienie słońca zbie­

rane zapomocą szkieł palących lub wklęsłych zwierciadeł metalowych.

Laurowi przypisywano także własność od­

w racania gromów.

(8)

120 N r 8.

Swetoniusz świadczy, źe przesądny Tybe- ryusz przywdziewał za zbliżaniem się burzy wieniec laurowy. T akie mniemanie mogły potwierdzić pewne doświadczenia, gdyż nie we wszystkie drzewa jednakow o często ude­

rz a piorun. T ak u nas np. piorun prawie nigdy nie uderza w orzech włoski, a zato n a j­

częściej w dąb. Zależy to może od łatwości przewodnictwa elektryczności przez drewno, k tó ra u rozmaitych gatunków drzew bywa różna.

W nioskując z czynionych b a d a ń i m ate- ry a łu statystycznego, najm niej są wystawio­

ne n a niebezpieczeństwo uderzenia piorunu drzewa, których drewno zaw iera w porze burz stosunkowo dużo tłustego olejiu. Suche gałęzie sprow adzają do pewnego stopnia uderzenie piorunu w drzewo.

Od najdaw niejszych czasów m usiano spo- ! strzedz, źe piorun najczęściej ud erza w dęby i dlatego poświęcono je bogowi gromów.

O dw rotne doświadczenia z laurem nie są ta k pewne, a conajmniej wątpliwe.

D o gatunków la u ru należy drzewo kamfo­

row e (L a u ru s cam pbora), pochodzące z Chin zachodnich i Jap o n ii, a udające się bardzo dobrze w L a M ortola. Z upełnie dorosłe może dojść 50 m wysokości, a 6 g ru ­ bości.

R o z ta rte jego liście m a ją w yraźny zapach kam fory, k tó rą jednakże dobyw ają w więk­

szej ilości nie z liści lecz z pnia przez subli- macyą.

Spotykam y w L a M ortola z rodziny wa- w rzynowatych (L au rin eae) jeszcze i drzewo cynamonowe, lecz nie najw ażniejszy g atunek Cinnam omum ceylanicum tylko dw a gatunki chińskie i japońskie. S potykany w handlu cynamon je s t korą m łodych lato ro śli, k r a ja ­ n ą i łu pan ą po ulewnych deszczach.

Przeciwieństwem tych roślin pachnących je s t inna wawrzynowata O reodaphne califor- nica. Pochodzenie jej wskazuje sam a n a ­ zwa. J e s tto zawsze zielone drzewo, udające się tu przepysznie, a nazywane często po ogrodach L a u ru s regalis.

Z wyglądu zew nętrznego przypom ina laur, a rozgniecione liście w ydzielają olejek ete­

ryczny, którego najm niejsza naw et ilość sil­

nie drażni błonę śluzową nosa. W K alifo r­

nii unik ają zbliżania się do takiego drzewa, gdy w iatr wieje od jego strony, ponieważ

dolatujące z w iatrem olejki pobudzają do długotrw ałego kichania.

Rośnie również w L a M ortola inna wawrzy­

now ata roślina, smaczliwka, P e rse a gratissi- ma, hodowana często w ogrodach zwrotniko­

wych, a k tó ra daje gruszki A guacata.

K o ro n a tego drzewa ma k ształt kopuły, liście przypom inają laur. Owoce są dużemi pestkowcami k ształtu gruszek, często jednak bardzo nieprawidłowych.

Mięso ich rozpływa się ja k m asło na j ę ­ zyku, a m a zapach najdelikatniejszych m elo­

nów piżmowych. M eksykanie jed zą aguaka- ty przeważnie w sałacie, przesadzając się w smacznem ich przypraw ianiu.

Obok tych i niektóre inne owoce zwrotni­

kowe dojrzew ają w L a M ortola, ja k np. ga- jaw y czyli guajaby zbierane z dwu gatunków

gruszki Psidium .

Rodzaj gruszki Psidium z rodziny mirto- watych, hodowany je st we wszystkich k ra ­ ja c h zwrotnikowych. Gajaw y za stę p u ją tam jakgdyby nasz ag rest, gdyż są równie płod­

ne, wcześnie zaczynają rodzić i łatwo się rozm nażają. W y ra sta ją w krzewy lub n ie­

wielkie drzewka o zawsze zielonych liściach.

Owoce ich, dochodzące od wielkości orzecha włoskiego do rozmiarów j a j a kurzego, jedzą bez przypraw y lub też z winem i cukrem . N iektóre przypom inają poziomki, inne m ają sm ak słodkawo-kwaśny, inne wreszcie posia­

d a ją tak przenikliwy zapach, że nie wszyst­

kim sm akują.

Bardzo są także cenione g alarety z gajaw, k tó re i w E uropie zaczynają wprowadzać.

Jab łu szn ik , Jam b o sa vulgaris, należący także do m irtow atych i hodowany również w L a M ortola, dostarcza „jabłek różanych”

0 sm aku dojrzałych brzoskwiń i zapachu wody różanej. Samo drzewo bywa bardzo rozgałęzione, a liście jego są zawsze zie­

lone i podobne z k ształtu do liści more- lowych.

G atunki Diosphyros zasług ują na uwagę więcej jeszcze z powodu swego drew na, niż z powodu owoców. Diosphyros K a k i, rosn ą­

cy w Chinach i Japonii, d ostarcza kaki.

J e s tto niewielkie drzewo o ja j ow ato-okrąg­

łych liściach, żółtaw o-białych kw iatach 1 okrągłych czerwono-żółtych owocach, wiel­

kości moreli. Owoce te n ab ierają dopiero

wtedy delikatnego sm aku, gdy są ju ż przój-

(9)

N r 8. WSZECHŚWIAT. 121 rzałe i zajm ują pośrednie miejsce między

śliwkami a brzoskwiniami.

N a U m e rz e kaki dojrzew ają w paździer­

niku. W Japo nii używ ają także drew na te ­ go drzewa, podobnego do orzecha włoskiego, które jednak ustępuje w w artościvdrewnu D iosphyros Ebenum z Ceylonu i Indyj połud­

niowych, oraz innych gatunków pokrewnych dających heban.

C zarne drewno rdzenne (tw ardziel) hebanu było już znane w odległej starożytności i uważane za najcenniejsze. Nietylko u Teo- fra sta ale i w S tarym Testam encie spotyka- my jego pochwały. Główną jego zaletą je s t ścisłość i ciemna barw a, a po ciężarze można je łatw o wyróżnić z pośród innych drzew na czarno bejcowanych.

Z rodziny A nacardiaceae nie udało się jeszcze dotąd wyhodować w L a M ortola drzew a mangowego, M angifera indica, do­

starczającego najcenniejszych owoców zw rot­

nikowych, a pochodzącego z Indyj wschod­

nich. Z ato spotykam y tu wiele innych przed­

stawicieli tej rodziny, ja k np. Schinus Molle, drzewo z jasno-zielonem i pierzastem i liśćmi i gronam i czerwonych owoców, często spoty kane po ulicach i ogrodach Riviery. Drzewo to nazyw ają drzewem pieprzowem, choć jego jagody wielkości ziarn pieprzu nie m ają nic wspólnego z prawdziwym pieprzem .

P ie p rz prawdziwy pochodzi od sm ukłych lianów wschodnio-indyjskich (P iper nigrum ), które się wiją ja k bluszcz i przyczepiają do podstaw y zapomocą korzeni napow ietrz­

nych.

G ronka owocowe Schinus Molle, podobne są jed n ak do pieprzu z wyglądu i ze smaku.

Podobno napój przyrządzany z nich w P e ­ ru i B razylii przypom ina wino.

Nie możemy obojętnie pominąć roślin z ro ­ dzaju szydlic, Zizyphus, rosnących w L a M ortola, między którem i znajduje się szydli- ca lotusowa, Zizyphus lotus, właściwa E u ro ­ pie południowej i północnym brzegom Afryki.

W starożytności kilka roślin nosiło nazwę lotusu, jednakże według wszelkiego praw do­

podobieństwa, lotusem opisanym przez Teo- fra sta je s t Zizyphus lotus.

O owocach tego krzewu mówi już H om er.

Stanowiły one ważny a rty k u ł spożywczy dla ubogich, a mieszkańcy Tunisu i Tripolisu, ,

[ żywiący się przeważnie temi owocami, otrzy­

mali naw et nazwę lotofagów.

Rodzaj Zizyphus należy do rodziny szakła- kowatych (R ham neae).

Owoce Zizyphus lotus są wielkości owoców tarniny, jąd ro ich otacza m asa m ączysta.

z której można piec chleb lub przyrządzać ferm entujący napój. Z owoców innych g a ­ tunków, a szczególniej Zizyphus vulgaris, rosnącego w Syryi i Zizyphus ju ju b a z Indyj wschodnich robią ulubiony dawniej przysm ak

„póte de ju ju b o ”.

Zizyphus spina Christi, zwany Nebeg lub Isido, rośnie w dolinie Jo rd a n u oraz nad morzem M artw em . J e s tto kolczasty krzew, o którym krąży podanie, źe z niego upleciono koronę cierniową C hrystusa.

To samo podanie przywiązano błędnie do G leditschii, rosnącej w ogrodach krajów p ó ł­

nocnych, k tó ra dopiero w X V I I w. sprow a­

dzoną została z A m eryki północnej. G atunki Zizyphus tra c ą liście n a zimę, zato jednak w ypuszczają wcześnie n a wiosnę, okrywając się ciemno-zielonym liściem. Nadzwyczaj cienkie ich gałązki zw isają nadół, a pokryte czerwieniącemi się owocami bardzo ładnie w yglądają.

Pom iędzy przedstawicielami rodziny A n a ­ cardiaceae w L a M ortola, zaslugującem i na szczególniejszą uwagę, znajduje się drzewo pistacyowe (P istacia vera), sum ak woskowy, R hus succedanea, drzewo d ostarczające j a ­ pońskiego wosku drzewnego, oraz sum ak werniksowy, Rhus vernicifera, z którego soku mlecznego japończycy w yrabiają słynny lakier.

Sok ten, silnie trujący, wypływa z nacięć na korze drzewa. Żeby zrobić z niego la ­ kier, m ieszają go z olejem B ignonia tomen- tosa lub P erilla ocymoides i dodają cy­

nobru.

R hus yernicifera u daje się w gruncie n a ­ wet w cieplejszych częściach Niemiec.

B ardzo ładnym krzewem je s t k ap a r cier­

nisty, O apparis spinosa, z którego pochodzą kapary prawdziwe.

K w itnie dopiero w jesieni.

K to tylko wędruje z C adenabbia do T re -

mezzo wzdłuż jeziora Como, m usi przed

przed przybyciem do Trem ezzo zwrócić u w a ­

gę na ciemno-zielone krzewy kaparów pod

m urem , przystrojone pięknem i kwiatam i.

(10)

1 2 2 WSZECHŚWIAT.

Z delikatnej śnieżnej obsłonki kw iatu roz­

chodzą się długie fioletowTe pylniki, tak wy­

soko jed n ak na m urach, że z wielkim trudem można tych pięknych kwiatów dosięgnąć.

W wielu miejscach R iviery h odują w więk­

szej ilości krzew kaparowy, którego pączki kwiatowe są] znaną przypraw ą. Z b ie ra ją je

wt

lecie i m arynują w occie winnym. W Pro- wancyi przyrządzają kap ary tysiącam i w taki sposób.

Z podziwieniem zatrzym ujem y się w ogro­

dzie L a M ortola przed drzew iastą psianką, Solanum W arszew iczii, obciążoną owocami wielkości i k ształtu ja j kurzych.

Obok tego spotykam y g atu n ek krzewiasty gruszki rajskiej, Solanum M elongena, której owoce fioletowe k ształtu ogórków można wi­

dzieć ugotowane n a sto łach jak o jarzy n ę do pieczeni.

Z pomiędzy krzewów zw racają uw agę roz­

m iarami niektóre baldaszkow ate (Umbelli- ferae). B yw ają one daleko większe od Im pe- ratorii naszych ogrodów.

W spaniale się przedstaw ia zapaliczka, F e ­ ru ła communis, posiadająca swoje własne ciekawo dzieje. Ojczyzną tej rośliny są brzegi m orza Śródziem nego. W zro st jej do­

chodzi do 4 m.

Łodyg używano w starożytności jak o la ­ sek, a obok tego z powodu giętkości do po­

skram iania niewolników i dzieci i na ten użytek moczono je przedtem w wodzie. S tąd roślina ta otrzym ała nazwę F e ru la ; utworzo­

ną od ferire (biczować). R dzeń je s t bardzo lekki i jeszcze dziś używany bywa w Sycylii na hubki. Ogień tli się w takim rdzeniu, to też urosło podanie, źe P rom eteusz przynisł w łodydze zapaliczki, F e ru ła , ogień z nieba, wykradziony Zeusowi.

Z F e ru ła communis blizko je st spokrew­

niona F e ru ła Scorodosm a, rosnąca n a ste­

pach perskich, k tó ra należy do roślin bal- daszkowatych, dostarczających asafetydy.

I> T a gumo żywica pochodzi przeważnie z k o ­ rzeni roślin baldaszkow atych. W oń jej zaj­

muje m iejsce pośrednie między czosnskiem a benzoesem.

S tarożytni znali ju ż prawdopodobnie tę roślinę i j ą to określali nazw ą Silphium . Gu- mo-źywica nazyw ała się „ L a s e r” i służyła do przypraw iania potraw , co się dziś jeszcze utrzym uje w Persyi. P rze z pewien czas lu ­

biono bardzo asafetydę we F ran cy i i pocie­

rano nią talerze do zupy, żeby j ą uczynić smaczniejszą.

Zawsze zielona o szarawych liściach E rio- bo tria czyli P ho tinia japonica, dająca ja p o ń ­ skie niespliki (Mesphilus), je s t ta k rozpo­

wszechniona w7 ogrodach Riyiery, że w L a M ortola spotykam y ją jak o dobrą znajomą.

J e j jasno-źółte owoce wielkości śliwek, o sm aku słodko-kwaśnym są smaczne, jeżeli bardzo dojrzałe i świeże.

Drzewo to pochodzi z Chin, a w roku 1787, za świadectwem R eina, zostało sprowadzone przez sir Józefa B anks do A nglii wraz z in- nemi roślinami ozdobnemi i pożytecznemi.

T eraz rozpowszechniło się już po całych W łoszech i dochodzi aź do jeziora Genew­

skiego.

Blizkim krewnym tego drzewa je st inne, również niewielkiego wzrostu, hodowane po­

wszechnie w ogrodach Riviery, a z tego po­

wodu zw racające uwagę każdego przyjaciela roślin, mianowicie P h otinia serru lata, której ojczyzną są Chiny i Jap o n ia.

Z pomiędzy jego wielkich liści, podobnych do laurowych, przeglądają płaskie grona białych kwiatów. Z d ale k a w yglądają one zupełnie ja k kwiatostany bzu włoskiego. .Pho­

tinia należy do rodziny różowatych (Rosa- ceae) i wykazuje pewne podobieństwo z gło­

giem, C rataeg us, wskutek czego często biorą ją z nim za jedno. P h otinia serru lata, znaj-

! dująca się przy wejściu do ogrodu L a M o r­

tola, określona je s t synonimem C rataegus g lab ra L.

Ciekawie przyglądam y się w L a M ortola dużemu drzewu, pokrytem u drobnem i tw ar- demi liśćmi. J e s tto Q uillaja saponaria, n a ­ leżąca do różowatych, podobnie ja k niesplik japoński, P ho tinia japonica, a odznacza­

ją c a się k o rą bo gatą w saponinę. T a kora pieni się w wodzie ja k mydło i w Chili ogól­

nie używ ają jej za mydło; u nas także, p rzy ­ wożona z Chili, służy do pran ia wełny i je d ­ wabiu oraz do celów kosmetycznych.

Chleb świętojański, C eratonia siłiqua, spo­

tykaliśm y już w okolicach M entony w daleko okazalszych egzem plarzach. S ta re pnie przypom inają kształtem nasze dęby, liście jednak skórzaste, podwójnie pierzaste, są

; charakterystyczną cechą chleba św iętojań­

skiego. S trączki, ów jarm a rczn y przysm ak,

(11)

N r 8 . W S ZE CHS WI AT. 12 3 ulubiony przez dzieci, są na wiosnę ta k jesz­

cze m ałe, źe trzeba ich szukać na gałęziach.

G dy dojrzeją, wyciskają z nich sok podobny do miodu, używany n a AVschodzie pod nazwą keratam eli. W edług podania, św. J a n Chrzciciel żywił się temi strączkam i na puszczy i stąd pochodzi ich nazwa.

D ojrzałe nasiona zaw arte w strączkach odznaczają się jednakow ą zupełnie wielko­

ścią. W sk u tek tego przym iotu służyły kie­

dyś do ważenia i nadały nazwę m ałej jed ­ nostce wagi dla złota i dyamentów, gdyż nazwa k a r a t pochodzi od „kerateia” greckiej nazwy strączków chleba świętojańskiego,

j

Drzewo to m usi być szczepione, żeby dawało dobre owoce, a lepszy jego g atunek rozpo­

wszechnili n ad morzem Sródziemnem a r a ­ bowie.

Ojczyzną chleba świętojańskiego je st po- | łudniow a A ra b ia, spotykam y go jednakże w stanie dzikim w wielu miejscach Ri- viery.

W ogrodzie L a M ortola rośnie w gruncie drzewo kawowe i krzew herbaciany. K rzew herbaciany (h e rb atą chińska) w yrasta cza­

sem w drzewo wysokości 15 m. Spraw ia on wrażenie kam elii i rzeczywiście należy do tej samej co kam elia rodziny, a naw et bywa za­

liczany do gatunków kamelii pod nazwą Ca- m ellia T hea.

N azw a kam elii brzmi bardzo rom antycznie, dlatego może, źe przypom ina „D am ę kame- liową”. Pochodzenie jej je s t jed n ak bardziej prozaiczne. Pewien jezuita, nazwiskiem K a ­ mei, przewiózł krzew kam elii pó łto ra wieku tem u z M anilli do H iszpanii, a na jego cześć Linneusz nazw ał roślinę kam elią, dodając określenie japonica, gdyż ojczyzną kam elii l je s t Jap o n ia, skąd dopiero dostała się ona na

M anillę.

K w iat h erb aty przypomina pojedyńczy kw iat kamelii i posiada tak samo liczne p rę ­ ciki.

K rzew herbaciany kwitnie w L a M ortola we wrześniu.

K w iaty jego, w yrastające w kątach liści, są porcelanowo-białe, lekko zaróżowione i b a r­

dzo słabo pachnące.

W ed łu g B. C. H enry Camellia T hea roś- | nie dziko, w wielkiej ilości w głębi wyspy południowo-chińskiej H ainon.

R óżne gatunki h erbaty powstają z powodu różnego wieku liści, zbieranych w różnych porach, a także z powodu rozm aitego ich przygotowywania.

(Dok. nast.).

E d w a r d S tr a s lu r g e r . T łu m . Z . S .

Posyłam p rzy tem jedno z dwu jednakow ych gniazd ptasich, które znalazłem w końcu k w iet­

nia r. z. w lesie sosnowym, podszytym jałow ca­

mi, w blizkości bagna, zarosłego olszyną. Oba te gniazda niezupełnie jeszcze wykończone, leżały na ziemi, w dość znacznej od siebie odległości, widocznie były przez kogoś zdjęte z drzewa lub z k rzaka i porzucone. Są to gniazda zapewne zięby (F ringilla coelebs). Ż ałuję mocno, że nie mogłem powziąć o tem dokładniejszej w iadom o­

ści, postrzeżenie miałoby większą w artość, gd y ­ bym w skazał rzeczywistego au to ra owych gniazd, któ re zajęły m nie z powodu swego m ate- ryału składowego, czerpanego przew ażnie z p a ń ­ stwa roślin i odznaczającego się rozm aitością ga­

tunków , użytych do budowy. Nie będzie wcale przesadą, jeżeli w spomniane gniazda porównam dó małych zielników miejscowej flory, gdyż jedno z nich, rozebrane przezem nie i starannie zbadane, zawierało 15 gatunków , należących do’porostów, mchów i roślin jawnokw iatowych.

P orosty rozłożone były po największej części na zew nętrznej powierzchni gniazda i składały się głównie z dwu pospolitych gatunków , t. j . Usnea barbata (L .) for. h irta Ach. i P arm elia physo- des L ., m iędzy niemi odszukałem jeszcze Bryopo- gon ju b a tu m L. i R am alina farinacea L ., dwa ostatnie zaledwie w kilku drobnych ułam kach widocznie przyniesione tylko przypadkow o z po przedniem i.

Z mchów należy przedew szystkiem wymienić P olytrichum commune L ., którego długie poje- dyńcze łodyżki, dające się zginać z łatwością, p o ­ służyły do przyszłej siedziby za pierw szy funda­

ment, powiększony następnie obfitym zbiorem

Hypnum Schreberi W illd., H. C rista castrensis

L. z owocami i jakim ś gatunkiem z rodziny Hyp-

naceae, bliżej niedającym się określić. Oprócz

powyższych znalazłem jeszcze Mnium cuspida-

tum Hedw., Mnium liornum Iledw . i F ru llan ia

1 dilatata N. v, E ,, trzy ostatnie w bardzo małej

(12)

WSZECHSWIAT. - N r 8.

124

ilości, raczej przypadkow e niż umyślnie zbierane.

Z pom iędzy jaw nokw iatow ych zauw ażyłem igły i kaw ałki sosny pospolitej, liście tra w zeschłych i ułam ki wrzosu pospolitego. Pom im o, że wyli­

czone rośliny starannie powikłane z sobą tw orzy­

ły dość je d n o litą całość, użyto jed n ak że dla wzmocnienia budowy jeszcze oprzędów, pocho­

dzących z dwu lub trzech gatunków poczwarek owadów łuskoskrzydłych, których szarem i i bia łemi włóknami obmotano zew nętrzną pow ierzch­

nię gniazda, u trw ala jąc w ta k i sposób jeszcze bardziej skupienie j ego części składowych i zara- zetn n adając mu b ru d n o -p strą barw ę, k tó ra czyni j e mało w idocznem m iędzy gałęziam i drzew lub krzewów. Nie m ożna w ątpić, że ten nieozna­

czony k o lo r gniazda, n ajb ard ziej podobny do barw y najbliżej otaczających go przedm iotów , nie je s t przypadkow y, ale wynika z przezorności ptaka, k tó ry sta ra się w ta k i sposób uchronić swe m ieszkanie i przyszłe potom stw o od czyhających nań nieprzyjaciół.

Sądzę, że ten m ały przyczynek do kaliologii zainłeresuje może któ reg o z pp. przyrodników i zachęci do określenia g a tu n k u p ta k a na p o d sta ­ wie jego gniazda.

B . E .

Wiadomości bibliograficzne.

— Kosmos, czasopismo polskiego T ow arzyst­

wa przyrodników im. K opernika, wychodzące pod redakcyą prof. d-ra B r. Radziszew skiego. Z e­

szyt X I — X II, 1 895, zaw iera artykuły nastę­

pujące:

1. Nowe poglądy i teorye z za k resu anatom ii porównaw czej, napisał d -r B. Dybowski.

2. P race przedłożone na posiedzeniach sekcyi geologicznej VII Z jazd u le k arzy i przyrodników polskich we Lwowie (R. Zubei’a, J . Grzybow­

skiego, St. Olszewskiego, J . Siem iradzkiego).

S. 0 cieple parow ania niektórych frakcyj ropy z K lęczan, napisał W. Syniewski.

4. F ukoidy i hieroglify, napisał Jó z e f G rzy­

bowski.

5. S praw ozdania z lite ra tu ry przyx-odniczej.

6. P ro f. d r L udw ik Teichm ann, przez H.

Kadyiego.

7. W iadom ości bieżące.

SEKCYA CHEMICZNA.

Posiedzenie l-sz e w r. 1896 Sekcyi chemicznej odbyło się dnia 21 grudnia w gmachu M uzeum przem ysłu i rolnictwa.

P rotokuł posiedzenia poprzedniego został o d ­ czytany i przyjęty.

D r Ludwik Kossakowski odczytał referat

„ 0 zanieczyszczeniu m iedzi” .

N iektóre niem etale oraz m etale i ich tlenki sta p ia ją się z miedzią, niektóre zaś zn a jd u ją się w m iedzi w zawieszeniu. Zależnie od ilości i j a ­ kości zanieczyszczenia te wpływ ają mniej lub I więcej ujem nie na własności miedzi i pow odują

; je j kruchość, zm niejszają je j ciągliwość i prze-

; wodnictwo elektryczne. Szkodliw y wpływ nie­

których zanieczyszczeń w stanie wolnym je s t większym, aniżeli wpływ ich soli. Bi, P b, Sb i As działają szkodliwiej na ciągliwość, aniżeli antym onian bizm utu, antym onian m iedzi, arse- nian bizm utu i arsenian ołowiu. Antymon, arsen i nikiel w stanie wolnym działają mniej szkodli­

wie od arsenianu m iedzi i podwójnego antym o- nianu m iedzi i niklu. P rzy rafinacyi najłatwiej usunąć żelazo, cynk i ołów, truduiej nikiel, ko­

b a lt i bizm ut, n ajtrudniej resztk i nieutlenionego arsenu i antym onu, z którym miedź bardzo łatwo się łączy. N ajszkodliwszem zanieczyszczeniem je s t bizm ut. Ju ż 0 ,0 2 % pow oduje kruchość na- gorąco, a 0 ,0 5 % nazimno. Pewna ilość anty­

monu zobojętnia działanie Bi. Tlenek bizm utu szczególniej w połączeniu z Cu20 , zachowuje się mniej szkodliwie. F e i Sn w małych ilościach niewiele szkodzą, l ° / 0 Sn spraw ia znaczne zm niej­

szenie ciągliwości. T lenek m iedzi (Cu20 ), s ta ­ piający się z m iedzią we w szystkich stosunkach, do 0 ,9 °/0 niewiele zm niejsza ciągliwość miedzi, 6 ,7 % tego ciała pow oduje kruchość nagorąco.

Ołów do 0,3°/o niewiele wpływa, lecz wobec większych jego ilości miedź staje się kruchą.

N atom iast związek 2Cua0 -f- PbO je s t mniej szkodliwym: do l,5 ° /0 niewiele wpływa na ciąg­

liwość. A rsen i antym on do 0 ,8 % praw ie nie szkodzą ciągliwości. l°/o As powoduje kruchość, a 1 % Sb w jeszcze wyższym stopniu. N ikiel do 0 ,3 °/0 nie działa szkodliwie. K rzem do 3 °/0 nie wpływa na ciągliwość, zwiększa tw ardość. P rz y 6 °/0 Si miedź je s t krucha, przy 8°/o daje się proszkow ać. S iarka w postaci Cu2S do 0 ,2 5 % S niewiele zmienia ciągliwość, 0,5 °/0 S pow oduje silną kruchość nazim no. F o sfo r do 0 ,5 % nie wpływa ujemnie. Antym onian bizm utu BiSb30 9 dopiero w ilości 0 ,7 % wywołuje kruchość.

A rsenian ołowiu i antym onian m iedzi do 0 ,6 %

nie w yw ierają szkodliwego działania. Arsenian

miedzi w ilościach większych od 0 , 4 % powoduje

kruchość nazimno. M ika m iedziana, t. j . anty-

(13)

N r 8. WSZECHŚWIAT. 125 m onian miedzi i niklu wzoru 6Cu20 S b 20 5

+ 8 N i0 S b 20 5 (żółte blaszki błyszczące) w ilości 1 ,5 % pow odują kruchość nazimno. P rzez re- dukcyą arsenianu m iedzi lub miki miedzianej m ożna własności miedzi polepszyć. Gazy, ro z ­ puszczające się w stopionej miedzi, CO, S 0 2, II2, są powodem tw orzenia się pęcherzyków. W celu zredukow ania niektórych zanieczyszczeń i u su ­ nięcia pochłoniętych gazów miedź poltu ją, t. j . stopioną m ieszają drewnianym drągiem , albo też dodają w małych ilościach ołowiu, fosforku m ie­

dzi lub miedzi manganowej. Przewodnictw o elektryczne od 2,45 Ag zm niejsza się o 1 4 % , od 0 ,1 3 % P b — o 2 7 % , od 3 ,2 % Zn— o 4 0 % , od 4 , 9 % Sn— o 8 0 % , od 2 ,8 % As — o 8 6 % , od 2 ,5 % P — o 9 2 % .

D ru g i num er porządku dziennego wypełniły dośw iadczenia p. W iktora Biernackiego. Zapo- mocą obm yślonych przez siebie przyrządów p o ­ w tórzył on dośw iadczenia H erza, dem onstrował istnienie fal prom ieni elektrycznych, ich odbicie, załam anie i polaryzacyą. Przemówienie i do­

świadczenia p. Biernackiego zostały przyję*e oklaskiem .

Na tem posiedzenie zostało ukończone.

KRONIKA NAUKOWA,

— Promienie Rontgena. N ad przezroczysto­

ścią różnych ciał względem prom ieni Rontgena przeprow adził p. P e rrin badania, z których się okazuje, że drzewo, papier, parafina, woda są bardzo przezroczyste, chociaż wpływ grubości je s t w yraźny. N astępnie, w porząd k u coraz w zrastającej przezroczystości, idą: węgiel, kość, kość słoniowa, kwarc (wycięfy równolegle lub prostopadle do osi), sól kuchenna, siarka, żelazo, stal, m iedź, mosiądz, rtęć, ołów. M efale są więc w ogólności mniej dla promieni tych p rze zro ­ czyste, aniżeli inne ciała, nieprzezroczystość ich nie je s t je d n a k tak znaczną, ja k d la prom ieni św iatła zwykłego. Inne poszukiw ania P e rrin a do znanych nam ju ż własności tych promieni no­

wych szczegółów nie dodały.

S. K .

— Doświadczenia nad rozpuszczalnością w ę­

glanów. W . S pring dokonał szczegółowych doświadczeń nad rozpuszczalnością węglanów w 10% -ow ym kwasie solnym w tem p eratu rze 15°

i 35° C. A u to r streszcza rez u ltaty otrzym ane w dwu tablicach, z których wypływa, że: 1) szyb­

kość rozpuszczalności je s t dla każdego węglanu wielkością stalą; 2) szybkość ta zwiększa się

prędko z tem peraturą, ale w rozmaitym s'opniu dla rozm aitych węglanów; 3) szybkość rozpusz­

czalności rozm aitych węglanów w yraża się takie- mi liczbami: kalcyt (węglan wapnia) 1, witeryt (węglan barytu) 1,284, cerusyt (węglan ołowiu) 0,7 5 7 , aragonit (węglan w apnia rombowy) 0,4 7 6 , a z u ry t0 ,3 2 6 , m a lach it0 ,2 3 1 (oba ostatnie węgla­

ny zasadowe miedzi), sm itsonit (węglan cyuku)

j

0 0 8 7 , dolom it (węglan wapnia i magnezu) 0,025;

4) szybkość rozpuszczalności je s t proporcyonalna do stężenia kwasu. P rz y pewnej odmiennej dla rozm aitych węglanów koncentracyi zależność ta je d n ak znika i szybkość rozpuszczalności w isto­

cie rzeczy równa się zeru.

J. M.

— Traganek szerokolistny. W nowszych cza­

sach zwrócono uwagę n a przyswojenie rolnictw u różnych dziko rosnących roślin, w yrastających niekiedy bujnie na m iedzach, pastw iskach i w z a ­ roślach. Najczęściej są to różne wyczki, koni­

czyny, groszki i t. p. N iektóre z nich, poddane

1

uprawie polowej, d ają częstokroć wysokie plony i i d ostarczają sm acznej, pożywnej paszy.

W yszukiwanie takich roślin, najodpowiedniej­

szych dla miejscowych warunków klim atycznych i gruntow ych, zwiększających zasoby paszy i ro ­ bienie z niemi prób może być dla niejednego gos­

podarza wdzięcznem zadaniem a zaleca się tam zwłaszcza, gdzie koniczyna, lucerna i inne cen­

niejsze rośliny rodzić się nie chcą.

Niemało mam y przykładów z praktyki, że przy w ytrwałości można przytem dojść do bardzo pomyślnych rezultatów . Wiadomo np., że W ag­

ner, nauczyciel wędrowny rolnictw a w W estfalii, pierwszy zwrócił uwagę na zalety groszku leśne­

go (L athyrus silvestris C.), a uszlachetniwszy go przez upraw ę w polu, po kilku latach zaczął go sprzedaw ać, nieszczędząu reklam , umieszczanych we wszystkich poczytnych pism ach rolniczych.

Zrobił on na owym groszku świetny interes.

Niemało pieniędzy poszło i od nas do Niemiec za osławiony groszek, a przecież rośnie on i u nas prawie wszędzie w okolicach lesistych, najczęściej j na suchych pagórkach. Z araz po przybyciu

j

mujem do Sobieszyna w r. 1892 znalazłem go w kilku m iejscach w lesie, gdzie rozrósł się b u j­

nie i pokryw ał swemi obficie ulistnioriem i łody- gami kiłkołokciowe przestrzenie.

P rz ed trzem a laty opisałem niebiesko kwitnący groszek błotny, L ath y ru s p alu stris L ., (zob.

W szechświat z r. 1 8 9 3 , n-r 47), znaleziony przezem nie n a łąkach nadw ieprzańskich, rosnący najobficiej na miejscach nisko położonych, mok-

i

rych, gdzie napotyka się najczęściej same tylko sity, turzyce i traw y kwaśne. Być może, że sta ­ nie się on kiedyś tem dla łą k wilgotnych, czem je s t groszek leśny dla gruntów mniej żyznych i skoków kam ienistych.

Obecnie zwracam uw agę na inną roślinę, k tó ­

rej przysw ojenie odda może naszem u rolnictw u

niejaką usługę. Jestto trag an ek szerokolistny,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chcąc się zabezpieczyć od zawleczenia zarazy, należało sprowadzać bydło z południa jedynie w czasie zimy, zwłaszcza bardzo mroźnej, albo też urządzić

żone, nie należy faktów oderwanych badać pojedynczo, lecz trzeba przeprowadzić pewną między niemi łączność. Chociaż bowiem lu ­ dzie dzicy są najczęściej

W edług nich „faneam” zamieszkuje lasy wysp Aru, gdzie do niedawna był jeszcze bardzo pospolity, lecz wskutek nieustannego tępienia przez krajowców staje się

Powyżej ju ż wspomniałem o dwu listewkach, ciągnących się wzdłuż tylnej powierzchni rdzenia pacierzowego, które oddzielają się od zaczątku ostatniego w miejscu,

chodząc przez liść żywy w ykazuje wszystkie pasy właściwe alkoholowem u rostworowi chlorofilu; są one cokolwiek posunięte ku barw ie czerw onej, co może zależeć

Podobnąż ocenę przeprow adzić można według innej jeszcze zasady hipotetycznej, opierając się mianowicie na przypuszczeniu, że gw iazdy jed nostajnie są w

— Pochłanianie św ia tła w rozmaitych rospuszczal-

Otóż w yspy te po upływ ie pewnego czasu pokryw ają się przepyszną roślinnością i to najczęściej nieznaną w danej miejscowości, a dającą się odnaleść