• Nie Znaleziono Wyników

W czasie okupacji przychodziłem do Lublina po worki - Aleksander Mazur - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "W czasie okupacji przychodziłem do Lublina po worki - Aleksander Mazur - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

ALEKSANDER MAZUR

ur. 1917; Witaniów

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, II wojna światowa

Słowa kluczowe II wojna światowa, wyprawy do Lublina, dzielnica Rury

W czasie okupacji przychodziłem do Lublina po worki

Przychodziłem do Lublina, do tego wuja na Rurach. On pracował we młynie wojskowym i tam takie worki były niemieckie z orłami, lniane jakieś. No on tymi workami opasywał się i przynosił je do domu. Dawał je mnie, ja tam to rozprzedawałem. Malowali na czarno i spodnie robili z tego, i jeszcze coś tam szyli.

Później po pewnym czasie to wycierało się, to jak źle umalował to te orły było widać.

No i raz mnie namówili: „A poszedłbyś worków przyniósł. Patrz spodnie takie mam podarte. Poszedłbyś tam do Lublina”. A ten: „Poszedłbyś, ja ci zapłacę i już ci dam pieniądze”. - „Nie chce pieniędzy – mówię - jeszcze worków…”. No nic, posłuchałem się, no pójdę tam jeszcze. Zaszedłem do Lublina, a to oni już szykowali się na Rosję w tym czasie. Patrzę tyle czołgów tam, pełno, wszędzie zamaskowane gałęzie, wojska tyle, no ale zaszedłem do wuja. No i mówię: „Ma wujo tych worków?” On mi odpowiada: „Wiesz, teraz się boje brać, ale mam. Zabierz ich – mówi - bo nie chce w domu trzymać”. No jak to zabrać jak to zima, ja miałem kurtkę, on mnie tu obwinął sznurkami, ledwo tą kurtkę ułożyłem. Idę, ale mówi: „Idź tędy” - bo tam, gdzie szedłem tam Niemcy byli. No z Lublina wyszedłem, a w Hajdowie akurat coś się stało. Niemcy samochodem przyjechali i we wsi grasowali, psy szczekały i kilku Niemców na szosie było. No cóż tak sobie myślę, pójść na bok to się zdradzę. Nie ma co wyszedłem na górę, patrzę, idę. Nogi nie bardzo mi idą, ale idę, no nie iść to innej rady nie ma. No oni tu z bronią, przyglądali mi się, ale ja przyszedłem: „Gutten Tag” - czapkę zdjąłem. „Gutten Tag” - odpowiedzieli. Idę ale aż miną mnie, myślę sobie czy mnie w plecy nie strzelają czasem. No ale jakoś tam przeszedłem z biedą, to później już co raz lepiej, co raz lepiej. No przyszedłem wieczór, te worki tam rozdałem. Mówię: „Ratujcie się sami, ja już więcej nie pójdę, bo - mówię - za duże przeżycie”.

(2)

Data i miejsce nagrania 2010-09-24, Lublin

Rozmawiał/a Lasota Piotr

Transkrypcja Lasota Justyna

Redakcja Lasota Justyna, Lasota Piotr

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Śnieg padał, na deskach się spało, mycie to było śniegiem bez koszul na dziedzińcu, a głód ogromny.. Mimo wszystko w mieście królewskim był głód, jak to się mówi

Brat jeszcze był zdrowszy, przyjechał tam do mnie i później był kłopot, bo nie chcieliby biletu sprzedać. W gminie miałem znajomości i te specjalnie dali

Ja to do Lubartowa, powiat był Lubartów na piechotę chodziłem, przed wojną chodziłem, bo samochód do Lublina był jeden.. Ojciec tego od książki Kuchciewicza Stanisława, to

Wtedy nie było mowy żeby powiedzieć na matkę – matka, mamusia to była, ojciec to był tatuś mimo wszystko. A dzisiaj to stary, stara rozmaite nazwy, wapniak tam

Jak się wojna kończyła to Niemcy już nie byli tacy bujni, jak to początkowo, gdy Hitler im tego ducha nadał: „Deutschland Deutschland iber alles” – „Niemcy Niemcy

Później siostra tego Czony to pracowała w gminie i był jeszcze sekretarz gminy, on w kilku gminach był sekretarzem nazywał się Ludwik Zgodziński.. Było Koło Młodzieży

Miałem i w banku pieniądze, ale nie mogłem sobie pozwolić na ich marnowanie, bo trzeba było na gospodarstwie dokładać jak się coś zepsuło, a budowa też mnie

A wtenczas to modne były tylko polki, oberki i walc, no i to ładnie wszystko szło, ale mamusia mówi: „Więcej nie pójdziesz grać i najlepiej skrzypce sprzedaj”. No trzeba było