• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 5, T. 10, nr 56 (1928)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 5, T. 10, nr 56 (1928)"

Copied!
62
0
0

Pełen tekst

(1)

DLA DZIECI

Jak słodkie zatrudnienie, giętki umysł wspierać, Wzbudzać żyw ą do czynów szlachetnych ochotę, I gruntować ^ u m y ś le nieskażonym cnotę.

•' FELIŃSKI.

TOM X N

br

56.

W WARSZAWIE

W DRUKARNI GAŁJS^OWSKIEGOPRZTUŁICT ZABIET N .

472

(2)
(3)

iHiiiiiiiiiiiiUŁiiiiiiliiiiUiiiiiliniUiiiiiililiiiiiiiniliiiiniiiiiiiiiiniHiii

ROZRYWKI DLA DZIECI.

L

Ner LV I. 1.

Sierpnia

1828. -T'

I O

WSPOMNIENIA NARODOWE. "

O B I A D C Z W A R T K O W Y .

O

pis wyięty znieznanychdotądpamiętników

(1).

« ... Byłem nareszcie i ia na iednem z ow ych posiedzeń czyli obiadów c z w a rtk o w y c h , u K ró ­ la Stanisław a P o n iatow skiego, ó k tó ry c h m a­

rzy łem w snach m oich śpiąc i na iaw ie , do któ­

ry c h należye sądziłem b ydź nayw yższym za­

szczytem , k tó ry c h byłem ciekawszy iak Ro-

zyna P a ry ż a , a M uzułm an raiu. Byłem i p rzy ­

z n a m , że co rzadko się trafia, rzeczyw istość

odpow iedziała praw ie zupełnie oczekiw aniu mo-

iem u ; tyłkom ia sam nie odpow iedział sobie

(4)

bo w moich marzeniach, więcey miałem przy­

tomności i dowcipu. To szczęście tak oddawna żądane, a którego użyć na chlubę moię wcale nie umiałem, wczora innie spotkało; za świeżey pamięci umieszczę w notatach moich, dokładny opis tego wszystkiego com tam widział i słyszał;

będzie to nieiakie wynagrodzenie za śmieszną w moim wieku nieśmiałość, będzie zasiłek do za­

pasów, które zbieram od lat kilku w celu utwo­

rzenia z nich kiedyś zaymuiącego dzieła pod na­

pisem: « Historya ludzi z któremi żyłem.»

Blisko od tygodnia w W arszawie, zaraz po przyieździe starałem się bydź przedstawionym Królowi i złożyć mu dzięki za wyświadczone mi dobrodzieystwo; pierwsze udało się;, byłem na pokoiach w Niedzielę; Król przyiął mnie u- przeymie i łaskawie; ale co o wdzięczności, a- ni słowa wspomnićć nie dał, owszem przepra- szał, że dary iego tak poźno mnie doszły.—Hi­

storya wyda kiedyś bezstronny wyrok o Stani­

sławie Auguście , wiele mu zarzucić będzie mu- siała; i dziś ma on iuż sobie przeciwnych; ale ktokolwiek do iego towarzystwa iest przypu­

szczony, kto doznał iego dobroczynności, ten

koniecznie powiedzieć musi, że trudno wysta-

(5)

— 87 —

wić sobie uprzeymieyszego monarchę,1 któryby lepiey znał się na ludziach, delikatniey dobrze czynić im umiał, zgoła, wybornieyszego Mece­

nasa. Gdy wychodząc z pokoióW , koło mnie przechodził, rzekł łaskawie: « Proszę zawitać na czwartkowe posiedzenie. » Te słowa nie­

spodziane w obec tylu wyrzeczone świadków, przeięły mnie radością; skłoniłem się nizko, a dostawszy nazaiutrz formalną na czwartek inwi- tacyą, starałem się dowiedzieć; kto na ten obiad wezwany ? do kogoby się przyczepić?—Uczeni, ci przynaymniey, którzy maią szczerą intencyą bydź takim i, tworzą między sobą rodzay rze- czypoSpolitey, i bez umowy schodzą się i zbie­

rają w też same mieyscai Tegoż więc dnia zdy­

bałem niemal tych wszystkich, którzy mieli bydź na czwartkowem posiedzeniu i dowiedzia­

łem się, że ieden z nich Franciszek Zabłocki (2), ma w ten dzień podać Królowi nową komedyą swóią; wraz z odą na cześć Monarchy napisa­

ną. Ponieważ nie w iednem mieyscu od dzie­

ci i od starych, od panów i ubogich,, ten do­

brze widziany i przyięty,-kto z pełnemi ręka­

mi przychodzi, umyśliłem na ów mądry obiad

przyczepić się do Zabłockiego. Jakoż i onchę-

(6)

tnie na to przystał, Z Zabłockim znam signie- dawno; młodszy iest odemnie lat kilkanaście;

wabijmnie iednak ku niemu skłonność taka iak gdybyśmy chowali sig razem; on iest dowcipny, wesoły nawet krotofilny, zwłaszcza migdzy swe- m i; ia przecież dostrzegłem pod ta ucieszną bar­

wą smutek ukryty i rzewność myśli; i może to ze mną podobieństwo skłonności całey przy­

czyną. Człowiek rad widzi podobnych sobie.

Zabłocki, który ledwie ma lat dwadzieścia i kil­

ka, pigkną iuż pozyskał sławę. Jest dotąd a może bgdzie na czas długi naycełnieyszym pi­

sarzem Polski komicznym. Łączy znaiomość sztuki dramatyczney i serca ludzkiego; panem iest igzyfca, którym włada według woli a za­

wsze szczgśliwie. Król zowie go swoim Molie­

rem ; bardzo iego prace lu b i, i nawet co nie zawsze drugim pisarzom uchodzi, gminnym i swawolnym bydź mu pozwala. Jest to może przywiley po mistrzu; a Stanisław Auguśt, któ­

ryby dosyć pragnął wyyść na Ludwika X IV , może nie śmie delikatniey szych od niego mieć uszów- Niedawno Zabłocki dostał medal z na­

pisem merentibus; zaszczyt dotąd znakomitszy

od wielu orderów , bo nie tak pospolity. Bar-

(7)

89 —

dzo więc byłem rad temu, że taki nawinął mi się przewodnik; i z większą ieszcze niecierpli­

wością, bo pewnieyszy powodzenia oczekiwa­

łem owego czwartku. Nadszedł — o trzy kwa­

dranse na drugą ruszyliśmy remizą w mundu­

rach województw naszych, wyfryzowani i wy- pudrowani, przy szpadach; zdawało mi się żem podrosł, bo na wszystkich których spotykali­

śmy, patrzyłem z góry. Wjechawszy na dzie­

dziniec, stanęliśmy przed korpusem zamkowym i weszli na marmurowe schody które lubo bar­

dzo piękne i eleganckie, nie są przecież wspa­

niałe. Rozstawiona służba pokazywała nam z kolei dokąd udać się mamy? przeszliśmy poko- iów kilka; każdy z nich tchnie tym gustem, który wielkie i drobne dzieła, pod okiem, Sta­

nisława Augusta wykonane, odznacza. Posiada on bowiem ten przymiot w naywyższym sto­

pniu; dostał go od natury, rozwinął sztuką, za­

patrywaniem się na piękne wzory, i stolica dłu­

go Jaśnieć będzie tern , co on w niey zostawi.

Doszliśmy nareszcie do wspaniałey sali pędzlem

Bacciarellego (3) ozdobney, drogiey każdemu

Polakowi, gdzie się uczestnicy czwartkowych

obiadów zwykle zbieraią. Nie było ieszcze źa-

(8)

dnego i rad temu byłem, bom się mógł przy­

patrzyć pięknym, szacownym malowaniom i po­

piersiom, myślep z dumą o czasach i ludziach których wystawiaią. Tu Kazimierz wielki pra­

wa swe nadaie; tu Zygmunt August hołd Xię- cia pruskiego przyyrnuie; tu pokóy z Turkami p^zy zwłokach Chodkiewicza zawarty, tam Jan III wieżdża do W iednia, a w koło na kształt­

nych podstawach stoią sławnych mężów popier­

sia. Tu oyciec poetów a przeto i móy, Jan Ko­

chanowski; tam chluba nasza przed obcem i, Kopernik i Sarbiewski; tu móy wzór i rozpacz moia Sielski Szymonowicz; tam nasz Salomon, mądry Lubomirski. Kiedym w zachwyceniu chodził od obrazów do popiersiów, więcey tym jeszcze się przyglądając, stał się iakby cud; ieden z nich ożywiony, stanął pVzedemną. Był to Naruszewicz(4); którego Król dosyć uczcić nie' może, nad wszystkich źyiących i zmarłych Po­

laków chciałby go przenieść. Nie przeczę wiel­

kim talentom Biskupa Smoleńskiego, ale pomi­

mo dworskich pochwał, popiersia i medalu,nie mogę kłaść go wyżęy od Sarbiewskiego, a w ró­

wni z Krasickim; złe ięzyki mówią, że pochleb­

stwo tak wysoko go podniosło i trzyma; ieżli

(9)

91

tak iest, to kiedykolwiek spadnie ! pochlebstwa są sztuczne skrzydła... Ale ieźli spadnie iako po­

eta, proza utrzyma go zawsze w świątyni sła­

wy i prace iego historyczne wiecznie trwać bę­

dą. O nich też mówiłem mu cokolwiek a przy- naymniey mówić chciałem, gdy zbliżył sig do m nie; bo choć iuż parę razy byłem u dworu, ioddawna zwielkiemi panami przestaię, leszczem nie dworak i podobno nie będę nim nigdy; mniey będzie na starość chleba, ale cnoty więcey.—W net po Naruszewiczu, przybył Ignacy Potocki (5), ów obywatel praw y, człowiek światły, uczo­

n y , dobrze myślący, przyiemny, który cnoty domowe i publiczne połączyć umie, a którego los tak srodze w naydroższych prześladuie zwią­

zkach. Smutek był na iego tw arzy; i smutek , który iak nudy rodzaiem iest zarazy, wszystkich nas przeymować zaczynał, kiedy wpadł wesoło m łody, dorodny mężczyzna i wszystkich oży­

wił. « Co za pomyślne zdarzenie! zawołał kła­

niając nam się i modnie i grzecznie, wszakci to

‘Pan Bielawski (6) nie długo przybędzie. Nie mógł mi Król JMC większey sprawić przyje­

mności iak wzywaiącmnie znim razem. »— «Nie

dla twoich to pięknych oczu, Starościcu, po-

(10)

wiedział Naruszewicz, ale Króla bawią czasem wasze spory.n— «Ciekawybym był iednak, po­

nowił przybysz, iak Bielawskiego głupi żołądek, strawić może mądry obiad czwartkowy; on kie­

dy umrze z indygestyi w piątek, a iana grobie iego ten epitaph w yryię:

Tu leży Bielawski — szanuycie te cisze, Bo iak się obudzi komedyą napisze.»

Mimowolnie rozśmieliśmy się wszyscy, nawet smutny Potocki, a ia choćbym go nie był wi­

dział dawniey, po tych słowach i wierszach po­

znałbym Kaietana W ęgierskiego.)— «Szkoda te­

go młodzieńca, szepnął mi Zabłocki, on złą drogą idzie, a dowcip ma wielki: W olter za­

wrócił mu głowę, chce bydź polskim Wolte­

rem ; nie mogąc w dobrem mu sprostać w złem go naśladuie; Bielawski iest iego Freronem ; prawda że to człowiek zarozumiały; nie może tego zapomnieć, że był autorem pierwszey ko- medyi graney przed Królem przy odrodzeniu się teatru polskiego; prawda, że mówią iż nieco ma bydź chciwy, służy panom za przedmiot za­

bawy a dukaty od nich ło w i; prawda, że nie tę­

gi poeta, ale przecież nie godzi się tak z niko-

(11)

93

go szydzić; zwłaszcza kiedy ten cichy i nie­

śmiały, odcinać mu się nie um ie.-. Ale otóż wchodzi. » —r- Jakoż drżwi się otworzyły i wszedł chudy, wysoki, pokorny mężczyzna; a nie mó­

wiąc i słowa, kłaniał się wszystkim uniżenie, Węgierskiemu ieszcze niżey. «Cieszę się że zdrowia dobrego, Mości Panie Bielawski, wy- rzekł zadzieraiąc nosa śpiewak organów, widać że rumatyzmu w krzyżach niema, źes odpoczął po rzezi Humańskiey. Sliczneź to poemal a kiedy wyydzie, bośmy iuż pieniądze na prenu­

meratę złożyli? » — « W krótce, odpowiedział Bielawski rąk zacieraiąc, JMCPan Gróll (8) ta­

ki zatrudniony »>. ..«Może to kieszeń WMCPana

w

takim stanie ia k k ra y w czasie tey okropney r z e z i.. A teatrum kiedy będziemy mieli,wszak WGPati otwierasz nowe?» — ,« Chiałbym, od­

powiedział Bielawski, podnieść ieszcze bar- dziey sztukę dramatyczną w Polsce, ale le­

szcze mi się nie bardzo powodzi ; myślę Nayia- Śnieyszego Pana błagać o pomoc- . » — « Gdy­

bym miał jakie znaczenie u Króla JM CJ, użył­

bym go chętnie w tak piękney sprawie, przer­

wał W ęgierski; smutne też czasy, iuż dawno w stolicy śmiać się z czego nie było- Ale mam

Tam X . Ner L V I. 10

(12)

obiecany Szambelanią , wtedy bliźey monarchy nie przepomnę teatrum W C P ana.» — Kiedy tak mówił prędko, a Bielawski myślał pomału czy i iak się odciąć j weszło razem dwóch exzwo- lenników Loyoli (9); oba pow ażni, a ieden iuż sędziwy ; pierwszym był znany mi dobrze K a ­ rol

W yrwicz

(10) ów autor pierwszey w języku oyczystym ieografii polityczney, krytyk trafny i biegły; drugim, Franciszek

Bohom olec

, (11) któ­

ry to prócz innych dzieł historycznych bardzo gruntownych, pierwszy w ięzyku polskim kome- dye pisać zaczął; naprzód iedynie dla młodzie­

ży szkolney, którey był nauczycielem, a potem dla wszystkich, i to obficie. Ich przytomność nie ukróciła ięzyka Węgierskiego. « A le, ale Mci Panie Bielaw ski, powiedział na g ło s, mam też do W CPana Dóbr, wielką p rośbę.» — >< Rozka­

zać proszę!» rzekł tamten.-—Oto chociaż ia nie

K r ó l, (12) chciey na moię instancyą wydać ie-

szcze iednę komedyą, ale w ten sposób: W eź

treść z M oliera, niech ci Potocki z W yrwiczem

rozskład zrobią, Karpiński da rym y, Zabłocki

wićrsz napełni, i napisz u spodu tytuł fktórego

inwencyą ia na siebie biorę).- « Na prośbę JM CPa-

na Kaietana Węgierskiego Starościca, nie pisa-

(13)

95

łem wcale Łey moiey komedyi. » Obiecuię ci- sutą suskrypcyą, sam ią zbierać się podeymę.»

Odpowiedź Bielawskiego iuź gotową, iakem miar­

kował po zbladłey ieszcze twarzy i gryzionych wargach, zatrzymało za zębami przybycie kilku dworzan, którzy oświadczyli, źe Król JMC prze­

prasza , ieźeli ci Panowie czekaią, ale iest w malarni i wnet przybędzie." « To wyśmienicie źe iest w malarni, zawołał Naruszewicz, dobrey myśli w czasie obiadu będzie."— « W rzeczy sa- mey*. powiedział mi wtedy Wyrwicz, do któ- regotn śię był zbliżył, Król, tak namiętnie lubi piękne sztuki, zwłaszcza malarstwo, architektu­

rę, snycerstwo, źe nayszczęśliwszy kiedy prze­

stawać może z artystami lub przypatrywać się ich dziełom. Co środa daie dla nich obiady i mówią, że. ie woli od naszych czwartkowych. Ma za­

wsze koło siebie kilku sławnych malarzy, któ­

rym nieskończone zadaie roboty. Cassanelli u- inyślnie z Wenecyi sprowadzony, rnaluie mu wi­

doki Warszawy i iey okolić,; Bacciarelli wyko­

nywa historyczne obrazy, a nayczęściey twarze

kobiet z pierwszych piękności naszych bierze i

wybornie trafia. Tenże Bacciarelli równie utalen-

owany iak pracowity.,, iest na czele malarni

(14)

zamkowey; tam pod iego przewodnictwem wie­

lu z młodzieży odkrywa, rozwiia przyrodzone talenta; Król w tey malarni skoro może, całe godziny przesiaduje; sądzi, zachęca, gani, chwa­

li, ocenia; choć sam nie rysuie, tak biegłym iest znawcą i oko tyle ma trafne, że nie raz sa­

memu Bacciarellemu uwagę iaką zrobi; ten we­

dług niey poprawi, doda lub uymie, i robota iego zawsze na tey uległości zyszcze. Wszyst­

kie te piękne gmachy za dzisieyszego panowa­

nia powstałe, wzory dobrego smaku, chociaż przez biegłych architektów stawiane, nie były­

by przecież takiemi, gdyby ^Król sam każdego planu nie był rozważył, poprawił, a często i w wykonaniu zmienił. Pałac w Łazienkach trze­

ci raz się upiększa, ale też i potomność nazwie go bez wątpienia gustownem pieścidłem. Patrz w iakie to Król szczegóły wchodzi. » I to po- wiedziawszy zaprowadził mnie do marmurowe­

go stolika, na którym był ustawiony model sa­

li łazienkowskiey ; ściany obite iak bydź miały, obrazy, kolumny, krzesła, inne sprzęty. Ka­

żdy pokóy znacznieyszy tak pierwey dla Króla wy­

pracowanym, bywa powiedział ieszcze Wyrwicz;

®n co mu się nie zdaie odmienia, co się podo-

(15)

97

ba zostawia, i iuź potem na pewno wszystko robią.» Jeszcze to mówił, kiedy hałas dał się słyszeć; podwoie otworzono i Król wszedł. Nie iest on wzrostu bardzo wysokiego, ale tak szla- cbetney iznaczącey postawy, oczy iego czarne są tak piękne i uymuiące, rysy twarzy tak re­

gularne , i cały układ tyle miły i poważny, że chociaż stróy iego przepychem oczu nie zwra­

ca, natychmiast między dworzanami rozeznać go trzeba* Miał na sobie mundur kadecki, or­

der orła białego, a na szyi orzeł pruski; nosi go zawsze ztey przyczyny, że dostał go nie bę­

dąc Królem i dlatego iest mu miłym. Dosyć liczny otaczał go orszak ; doktór nadworny Be- kler, adiutant na służbie będący; dwóch Szam- belanów, uczony Wybicki i wyszarmantowany Kownacki, dwóch paziów, piękny Narbut i śmiały i figlarny Turkuł. Stanęliśmy wszyscy rzędem, Król do każdego przystępował, każde­

mu coś uprzeymego powiedział. Kiedy na mnie koley przyszła, wyrzekł łaskawie: « Witay mię­

dzy nami i bądź posiedzeń czwartkowych oz­

dobą! »; Przeszedłszy tak koło nas, udał się do pokoiu, gdzie stół był nakryty i my zanim po­

szli. Przechodziliśmy przez inny bardzo zay-

(16)

rniiiący, tv którego ścianach wykładanych mar­

murem kraiowym oprawiane są w złoto por­

trety wszystkich Królów polskich pędzla Bac- ciarellego; iedliśmy zaś w pokoiu obok będą­

cym, żółtym adamaszkiem wybitym, gdzie są znowu portrety tych, których Król od począt­

ku przypuszcza do uczonych obiadów. Po wię- kszey części malował ie pastelami, Marteau

Francuz, i są wybornie trafione. Konarski, Kopczyński, Piramowicz, Ogrodzki, i inni iak żywi, mowy im tylko brakuie. (13) Stół był okrągły, na dziesięć osób nakryty; koło Króla, po obu stronach, bardzo szerokie zostawione mieysce, daley stołek obok stołka. Król usiadł, stanęła koło niego i za nim dwofska służba, Szambelanowie, pazie; stanął opodal Lociński, Podczaszy, w polskim stroiu, poważny , wła­

śnie iak na Podczaszego przystało; Król we­

zwał koło siebie Naruszewicza i Potockiego, my umieściliśmy się iak któremu wypadło; iam u- siadł między Zabłockim iW yrw iczem , wprost portretu Konarskiego, który mi iest wielce dro­

gi. Ledwośmy posiadali, i wraz nam było,kie­

dy Król powiedział: Coś dziś szeroko u stołu

mego, trzeba tu kogo ieszcze wezwać. Mości

(17)

99

Panowie zsuńcie się. Prosić Pana Sambelana Łoyko (14) od marszałkowskiego stołu. 'Jemu przystoi bydź na uczonym obiedzie.» Na te słowa Króla, Potocki przepraszając uprzeymie sąsiada swego, Bohomolca, prosił go zęby się od­

sunął i mieysce dla Łoyki obok niego zrobił.

Ci dway mężowie, Potocki iŁ oy k o, takąż mi­

łością kraiu tcbnący, róvynie o dobro iego i sła­

wę troskliwi, lubią bydź razem; swóy swego szuka. Przyszedł wnet Łoyko, podziękował Królowi za łaskawe wezwanie, skłonił się nam wszystkim, a zobaczywszy się Potockiego są­

siadem, wyraźnie się ucieszył; oni obadwa zy­

skali zapewne na tem zbliżeniu, może i Rzecz­

pospolita zyskała, ale, obecni stracili; bo ile tyl­

ko przyzwoitość dozwoliła, tyle rozmawiali mię­

dzy sobą, iak widać było o rzeczach ważnych.

Gdy usiadł Ł oyk o, Król nieznacznie poracho­

wał siedzących: «• O Mości Panowie! zawołał,, źle, nie do pary nas iest, dwunastego konie­

cznie potrzeba. Chcieycie spróbować, pewno ieszcze mieysce się znaydzie.» , Znowu stołki by- .ły w ruchu; zacząłem się przysuwać do Zabło­

ckiego, odsuwaiąc , się od Wyrwicza iak mo-

-głeni naydaley; iakoś mi przykro było; rad był-

(18)

bym uczynić się maleńkim iak dziecię; i wy- znaię, źe gdyśmy tak iuź ściśnięci b y li, że ło ­ kcie koło siebie trzymać należało, z mimowol­

ną zazdrością patrzyłem na szerokie po obu stro­

nach Króla pole, myśląc sobie;: « Niedoświad­

czony może i z dobrego serca przykrość dru­

gim zrobić; boć ta chęć widzenia wielu osób u stołu swego początek ma w dobrem sercu.» Gdy Król zobaczył, że zrobiło się miey- sce iakie takie.' « Proście Pana Szambelańa

JVoy<- n y

, (15) pow iedział, on tu nie zawadzi. Pań W ęgierski i Bielawski wpuszczą W oynę między siebie.» -— «' I tak iuż iest oddawna między na­

mi!)) powiedział śmiało W ęgierski, rozśmieli się -wszyscy, nawet B ielaw ski, który zwykłym sobie cichym głosem tak się odezwał: « Kiedyć ma iuź bydź koniecznie Woyna między nami, niech­

że takiego będzie ro d zaiu lu — «O praw da! do­

dał Król, boday takie wszystkie b y w a ły !—-T y m ­ czasem zupę rozdali; był to barszcz wyborny z uszkam i, tryumf pierwszego kucharza króle­

wskiego Trymona, który chociaż Szvvaycar, do­

skonale wszystkie potrawy polskie przyprawia.

Założyłbym się źe w tym barszczu więcćy niż

dwa gryby! powiedział Węgierski zbieraiąc brzą-

(19)

IGI

kaiącą łyżką ostatnie krople z talerza.— Nie zu*

pełnie taki musiał bydź barszcz u oyców na*

szych, ieźli tylko ieden kładli ? » dodał Woyna.

«Nie zazdroszczę im też wcale, ponowił tamten a i dla barszczu

Bardzo mi iest m iło, Ze dziś mi się zyc zdarzyło.»

« Szczęśliwy humor! rzekłpoważnie Wyrwicz, bodaybyś, móy Starościcu, po naydłuźszem ży­

ciu to samo powtórzył. » — «Smutne myśli do­

bywać przy stole, iest to samo co w przedpo- koiu dobywać szampana,» odpowiedział żywo Węgierski.— « Zły użytek Wyrwicza! » doda}

śmieiąc się Naruszewicz; a w ciągu tey ucinko- wey rozmowy wysypały się iakby z rogu obfitości różne przysmaki; wędliny, marynaty,kiszki, kieł­

basy, paszteciki różnego rodzaiu; wszystko wy­

kwintne i wyborne i dla smaku i dla oka. Król brał ledwie nie z każdego półmiska, iadł iakby nie smakuiąc, ale dużo i nadzwyczaynie pręd­

ko. Zważałem iak Bekler obok Naruszewicza siedzący, z niespokoynością na ten pośpiech spo­

glądał; nareszcie rzekł: « Nayiaśnieyszy Panie ! a Jarałeś? (16) « Poczciwy njóy Beklerze! za­

wołał Król na tę odezwę i uśpiiechnął się mile/

Tom X: Ner L V I . ' . 11

(20)

iuź lepiey sprawiać się zacznę. » — « Cóź to zna­

czy?# spytał się Naruszewicz. — « Nie wie c ie , Mości Panowie, mówił daley K ró l, co ten Bekler zrobił. Oddawna mnie przestrzega, żebym nie iadł tak'prędko iak mam zw yczay, gdyż to zdrowiu szkodzi; iam go nie bardzo słuchał, lubo mu bardzo wierzę. Cóż on ro­

b i? bo przyznay się Beklerku, że ło rzecz u- kartowana namawia sławnego T ralesa, ażeby mnie w tey mierze zastraszył; oddaią mi dziś rano list ogrom ny, w którym z całą nauką swo- ią , ten mądry lekarz dowodzi mi szkodliwych skutków prędkiego iedzenia, grozi, Bóg wie nie iaką chorobą.» — « Ale coś ten fortel nie bardzo JM CPanu Beklerowi się pow iódł; wy­

mówił z uśmiechem sędziwy Bohomolec.— ((Po­

wiódł się, rzekł na to K ró l, bo mi dowiódł ży­

czliwość przyjaciela, troskliwe iego o moiein zdrowiu starania.» I to mówiąc z uczuciem spoyrzał na Beklera, który także był rozrze­

wniony, i teiedyniezdołał wyrzec słow a: Zdro­

wie dobrego Króla zdrowiem iest narodu, wiel­

ka odpowiedzialność na lekarzu iego spoczywa.1#

Przez ten czas skończyły się wstępne obiadu przysm aki, któremi naieść można się było zu­

pełnie; Podczaszy Lociński nalał Królowi dru-

(21)

103

gi kieliszek wina i nasze powtórnie napełnione zostały; rozszedł się zapach rozmaicie przypra­

wianych sztuk mięsa; służba pokraiawszy ie subtelnie, zaczęła roznosić; ieden z nich ogro­

mny dźwigaiąc półmisek, podaiąc go Królow i, w yrzekł uroczyście: Baran! K ró l odpowiedział

w ykrzyknikiem , A ! i tak działo się z kolei na około całego stołu; a przez m inut kilka wyraz Baran i w ykrzyknik A ! iedynie były słyszane;

każdy zaś nakładał sobie kopiaste talerze, iadł i chwalił. Spytałem się Zabłockiego, coby to znaczyć m iało, czy to ceremonia iaka ? «Nie, od­

powiedział, ale K ró l nad wszystkie mięsiwa ba­

raninę przekłada, codzień musi bydź na stole iego, a że Tremon tak ią przyprawą odmienia, iż czasem trudno poznać co to iest? maią roz­

kaz rozno§zący oznaymiania w takim razie go­

dność półmiska podawanego każdemu ; a każ­

dy iak widzisz, raduie się, bierze, ie i chwa­

li.» W łaśnie doiadał K ró l ulubioney sobie po­

tra w y , kiedy wszedł Trem on, nadworny ku­

chmistrz czyli M a itre d ’h o te l, brat kucharza.

Dosyć bowiem szczególnem, a wielce pomyśl- nem zdarzeniem, dwóch braci dostało się w słu­

żbę K ró la ; ieden urządza, drugi wykonywa;pa-

(22)

nuie. między nim i braterska zgoda; i z tey przyczyny stół K rólew ski tak dobrze urządzo­

ny i sm aczny, iak rzadko którego m onarchy' Szkoda źe to szczęście K róla Stanisława w yźey nad stół nie s ię g a ł... T rem on człow iek w c a ­ le do rz e c z y , pełno i porządnie ma w g ło w ie, iak w dobrze urządzoney sp iż a rn i; botanik b ie ­ gły; skoro wszedł, K ról pow itał go tem i sło w y :

« Jak się masz T re m o n k u , uraczyłeś nas dzisiay, b y ł barszcz, kiełbasa, iest baran. Pow iesz b ra ­ t u , dodał, ostatnie kładąc do ust k a w a łk i, źe w ybornie przyrządzony.)) — «Zda mi się, że tu im bieru użyto, pow iedział N aruszew icz i przedzi­

wnie smakuie.)) — <* Jam też nigdy leszcze im b ie­

r u iak rośnie nie w id ział, rzek ł K ról.— « Nayia- śnieyszy Panie,, odezw ał się na to T rem o n , wszak niedaw no, w łazienkow skim trebhauzie pokazywałem. W K M ści roślinę im b ie ro w ą ,k tó ­ ra ślicznie iest utrzymana.))—-«Pam iętayże poka­

zać m iią ra z leszcze, b o nic nie pam iętam . Z łe­

go ucznia T rem on ma ze m n ie , botanika nie

chce mi iść w głowę. »— “ Tyle w tę głow ę iuż

w e sz ło , w ym ów ił tu B iskup S m o leń sk i, źe

mięyscą z a b ra k ło .»—-«.Nie żartuy, ponow ił K ról,

ale w ierz, źe do całey ogrodniczey sztuki ani

(23)

105

talentu ani też gustu nie mam. Nie będą mieli Polacy ogrodów po m nie.»— «WKMość lubisz iedńak drzewa i wody, powiedział Bohomolec.

«To prawda, zwłaszcza też wody; i wielką w tych dniach z tego względu miałem pociechę.

Móy Merlini (17) mnie przekonał, że tyle wo­

dy będzie w Łazienkach i takie mi potrafi spo­

rządzić kanały i szluzy, że ia wsiadłszy przed pałacem, na bacie wygodnym tu do zamku so­

bie przypłynę.))— «Slicznie to będzie, przebąknął Potocki , który na chwilę przerwał z Łoyką roz­

mowę, ale dochodzą mnie posłuchy, że nie bardzo się cieszy Mokotów (18) na te Łazienek pię­

kności. Doszły one i mnie, powiedział Król, ale mam nadzieię, że iako między sąsiady krwią i przyiaźnią złączonemi, nie powstanie ztąd ża­

den proces. A gdyby powstał iaki, mianuię za- wcasu WCPana, MCPanie Potocki, polubownym na ten kompromis sędzią.» Skłonił głową Po­

tocki, a Król mówił daley: «Łazienki są praw­

dziwie moią roskoszą; tak się niemi cieszę iak oyciec tern dziecięciem, które naylepiey się u- da; upatrzyłem sobie znowu wczora śliczny widok na Czerniaków , i wprost wyciąć kaza­

łem.))— «Nayiaśnieyszy Pan zawsze lubi mieć

(24)

przed sobą piękne i dalekie w idoki, odezwał się tu Węgierski. «WoIę patrzeć daleyiak wstecz, albo przed siebie.»— « I słusznie,» szepnął Łoy- ko do Potockiego/ ale tego nikt prócz nas dwóch nie słyszał, chociaż po odpowiedzi Króla nastą­

piła dosyć długa chwila milczenia... Jak to zwy­

kle w takim razie byw a, przerwało to milcze­

nie trzy głosy razem , ale ponieważ ieden z nich był królewski, tamte dwa w połowie słowa u- m ilkły; Król właśnie coś do mnie przemówił, iam nie zupełnie usłyszał, a pytać się nie śmia­

łem ; skłoniłem się więc tylko i przebąknąlem kilka słów niewyraźnych, bez zw iązku; za co dotąd na siebie się gniewam; bo czyż nie mia­

łem tyle ułożonych w domu konceptów ną ka­

żdą okoliczność? K ról chcąc zapewne ściągnąć ze mnie pomięszanego uwagę kom panii, odwró­

cił się do otaczającego go orszaku, a spoyrza- wszy na Szambelana

Kownackiego,

(19J który stał świeży iak z igły zdięty, a pachniał iak kwiatek w łosk i, zapytał się czy rybacy nie w y­

ratowali mu czego z W isły ? «T a kamizelka, i te inne ubiory , w które się dziś wystroił, ode­

zwał się tu W ęgierski, to iedne ze stu p ar, co

mu zatonęły; wydobyto ie z brzucha szczupa-

(25)

107

ka, połknął ie' myśląc na te bławaty, źe to iaź cały Szambelan. » — « Gdy być choć takim sposo­

bem iakaś partya moiey garderoby wyratowaną była! wyrzekł z westchnieniem Kownacki, ale nie! wszystko stracone!» — «I Szambelan zgu­

biony! ięknął paź Turkuł.— « A , pierwszy raz tez głos Turkuła słyszę, wymówił K ról; dla czegóż dziś takiś posępny i milczący ?» «WKMość wie, choć zapewne nie zna , iaki to skutek głód na Polaku czyni; rzekł śmiały paź! » — « Domy­

ślam się co to ma znaczyć. Podać mi wody.»

Podali paziowie wody, a Turkuł zawołał: ((Te­

raz będę miał rozwiązane usta, ale teraz też odeyść muszę. >> A skłoniwszy się nam pocie­

sznie, wyszedł wesoło wraz z drugiemi; bo wie­

dzieć trzeba, źe poty nie odchodzą dworzanie na służbie będący do marszałkowskiego stołu, póki Król tego-znaku nie da. « Dobry iest bar­

dzo zakład paziów przy dworach, powiedział Król skoro odeszli; dwudziestu czterech dziar- skiey młodzieży dziką pustynię rozweselićby mogło.»—-(dW aszey Królewskiey Mości wy­

bór paziów szczęśliwie się udaie, rzekł Naru­

szewicz. «Mam ich zwłaszcza kilku których bardzo lubię; odpowiedział Król, za dniami

„•» VI •

(26)

służby Turkuła niemal tęsknię, bo mnie iego śmiałość i pustoty niezmiernie bawią; ale są.

między niemi i młodzieńcy z gruntowriieyszemi talentami. Nieuwierzycie MCPanowie, iak Les- seur (20) pięknie rysuie. Moy Bacciarelli mó­

w i, a iemu wierzyć można, źe to wielki mi- niaturzysta będzie. Widziałem dziś iego robo­

ty i bardzo byłem kontent.» — «WKMość dziś długo bawiłeś w malarni ? odezwał się Woyna.'

«Wiele mi rzeczy pokazywał móy Bacciarelli;

Smuglewicz, (21) który ciągle bawi łwe W ło ­ szech, przysłał znowu dowód swego talentu i pracowitości; coraz więcey włoskiem niebem przechodzi. W pracach tuteyszych uczniów

dostrzegłem także z radością dwa znakomite ta- lenta , młodego Kubickiego (3§) do architektury,

Fogla (23) do rysunku; obudwóch muszę wkrót­

ce także do Włoch wyprawić.» -— « Jak też wie­

le Polska w tym względzie będzie winna WK.

Mości, powiedział tu Potocki, prawdziwie to panowanie będzie odrodzeniem kunsztów i na­

uk. » — "Widzieć piękne sztuki i literaturę na

wysokim stopniu, przyczynić się do tego, iest

moiem naygorętszem życzeniem, odpowiedział

na to Król. Robię ku temu co mogę, a gdyby

(27)

109

mi kto pokazał, co ieszcze uczynić należy, ro- biłbym i więcey."— « WKMość ieśli sobie po­

zwolisz powiedzieć, za nadto iuż czynisz; ode­

zwał się tu Węgierski; nie w sztukach pięknych, bo widać po owocach, że przyzwoite są koło nich zachody, ale w literaturze. Tłum pisat- ków od lat kilkunastu stopnie tronu WKMości co- dzień zarzuca szpargałami, coraz mniey godnych przybyszów do mądrych półmisków przypu­

szczonych widziemy, (tu Zabłocki i ia zmiesza­

liśmy się nieco), a ty Nayiaśnieyszy Panie, nie odrzucasz nikogo, na wszystkich iesteśłaskawy, wszystko chwalisz. Pochwałami przecież szafo­

wać nie dobrze, zwłaszcza panom, bo wielu chwa­

li dzieło nie dlatego że dobre , ale że się komu znakomitemu podobało, albo że autor iego zjadł obiad mądry obok Maiestatu.n Słuchali wszy­

scy z nieiakiem zdziwieniem tey śmiałey i dość długiey mowy; iam się ledwo nie zadławił ko­

ścią wybornego kwiczoła, bom myślał że tt» i do mnie przytyki, a Król powiedział: « Czemuż tedy WCPan Mości Panie Starościcu, nie piszesz więcey, i nie pokaźesz drugim iak pisać?"

« Od świtu do późney nocy próżnować, moia robota cała, odpowiedział wesoło.— «I ieść i

Tom X . N sr L 7 I . 12

(28)

zapiiać — dodał Woyną, bo w rzeczy samey, w zpaezney liczbie półmisków potraw, iarzyn,ryb, melszpeyzów, pieczystego, ciasta, które ciągle roznoszono, on piało który opuścił, każdy dziel­

nie popiiał, ą właśnie trzymając biszkopt uma­

czany w winie w czasie, przymówki Woyny po­

wiedział n,ie tracąc fantazyi: « Ja nie iestern wca­

le za pasterskiem , bez kuchni życiem :

Wolę biszkopt niż żołędzie;

Ktoś żołądź smaczną rozumiał » Bo chleba upiec nie umiał. »

<<Idaiesz tego gustu swego oczywistą dowo­

dy, rzekł ze śmiechem Naruszewicz, ale nie- więm czy tak długo, udawać ci się będzie. Oto Pan Zabłocki, to wzór młodzieży, skromny, mąło ie, mało mówi...» «A wiele pracuie, przer­

wał Wyrwicz, wiem że i dziś nie z próżnemi rękoma tu przyszedł.— « Czy tak? zawołał Król, ci.eszę się bardzo. I ęóż takiego? czy nowa ko- rnedya?«-— «Tak iest Nayiaśnieyszy Panie, od­

powiedział Zabłocki podnosząc się ,- czekam tyl­

ko z złożeniem iey u stóp WKMości końca o-

biadu.o— « Kiedy nas taki desgert.czeka, kończcież

żywo roznoszenie tego co na stole, zawołał

(29)

111

K ró l na służbę; a W M CPanie L o c iń s k i, day nam P opiela ( tym przydom kiem K ró l ochrzcił oddawna stare w ino węgierskie*) W niedługim czasie postawił Lociński na stole przed K rólem spleśniałą butelkę, odetkał ią ; podano małe kie­

liszki a K ró l sam ie nalewał. Podał naprzód kie­

liszek Potockiemu m ówiąc: ((Spodziewam się że do smaku będzie.» Naruszewiczowi dać się wzbraniał. « Wasza wielebna uczoność pić tego nie zechce, m ó w ił z uśmiechem, nie wierzysz w żadnego Popiela.» « Nayiaśnieyszy Panie, po­

w iedział dzieiopis biorąc niemal gwałtem k ie li­

szek, tego uznaię — a wypiwszy ły k , dodał:Zai­

ste! p ra w d z iw y ! ieszcze myszką trąci. » Śmiech pow stał ogólny, K ró l przez c h w il kilka nalewać nie mógł w in a ; potem rozesłał każdemu, i sam

nawet, co bardzo rzadko ma się tra fia ć , w y p ił

p ó ł kieliszka za zdrow ie nas wszystkich. Gdy się to skończyło, i iuż szczęściem przestano ie- dzenie roznosić, K ró l zdiąó kazał n akrycie, o- brus sam o dsunął, i wezwał Zabłockiego do wręczenia mu obiecanego deseru. Z abłocki po­

wstał i następującą przeczytał odę:

W pośród tylu spraw ważnych , w pośród starań tyła, Które clę zaprzątały, Nayiaśnieyszy Panie!

(30)

Godzi się chociaż iedna odetchnienia chwila , Godzi się pracy, chociaż na moment przerwanie.

Nadto się wiele trudzisz k woli twoiey stawie, Będziesz ią miał, choć oddasz chwile i zabawie, Wszak nie zawsze się Jowisz rządem świata trudzi?

Prace i troski iego lube dzielą wczasy, Miał i on niegdyś krnąbrny dla się rodzay ludzi;

Miewał do pokonania zuchwale gigasy;

W róci! nakoniec niebu pokóy pożądany,

I pierwszy przed wszystkiemi sam spoczął niebiany.

Muzo! korzystay z tych chwil: bardzo trudno o nie.

Rzadko naszego Pana w spoczynku widzimy;

I teraz gdy się zdaie bawić w miłych gronie, Kto wiś! ieśli nie myśli że ma świat olbrzymy;

Ze ta co się w tysiącznych przemianach układa, Nie przeto, że stłumiona, nie chce broić, zdrada, Muzo! przerwiy te myśli Panu* Jego zdrowie Bardzo długo dla Polskióy iest potrzebne doli.

Zycie wasze iest naszem, o dobrzy Królowie!

Wątlić go nie do waszśy zostawiono woli.

Gdzie wielkość duszy z cnotą, tam i pomoc nieba, Masz ie , Królu! troskliwych myśli mieć nie trzeba.

Ale zkąd te pochlebne przyszły mi nadzieie i Abym mądrość mógł bawić? z kąd to zaufanie ? Nie przeydęż tern zuchwalstwem śmiałe Bryareie ? Przez wzgląd chęci, śmiałości racz darować Panie, Wszak dał kto hekatombe, czy gołąbków p arę, Byle to czynił z serca dobrą dał ofiarę.

1 to mi tylko może służyć za obronę, Ze się ważę z tern błahem popisywać dziełem:

Pióro moie przez ciebie, Królu, zachęcone, Wziąłem medal, przeto się samo zadłużyłem:

(31)

113

I choć ci teraźnieyszą ofiaruię pracę,

Dar twóy w ielk i, w życiu się calem nie wypłacę.

Gdy odczytał, Monarcha podziękował mu u- przeym ie; dano kaw ę, a skoro każdy wziął fi­

liżankę i Król swoię iednym tchem wypróżnił, żądał ażeby Zabłocki przeczytał głośno przynie­

sioną komedyą. W yszła służba z pokoiu, zo­

stali tylko obiaduiący; ucieszyliśmy się , a autor czytał swoie dzieło, tak dobrze iak go napisał;

czego mu wróciwszy do domu z serca winszo­

wałem. K om edya,

Ftrcyk w zalo ta ch ,

w le­

pszym nieco tonie od innych komedyi Zabło­

ckiego, gładkim w ierszem , prawdziwie po pol­

sku iak wszystkie napisana, żywa w rozmowach, prosta w intrydze, dwa dobrze odznaczone ma­

jące charaktery Fircyka i Podstoliny, tem mo- cniey słuchaczy zaięła, że iednozgodnie wszy­

scy od pierwszey sceny, w

F lrcy k u

obraz W ę­

gierskiego upatrzyli; Jakoż lubo Zabłocki by- naymniey tey myśli nie m iał, ułożyło się wie­

le rzeczy ku tem u; oba starościce dow cipni, trzpioty, niby filozofy, a iak to mówią po pro­

stu, hultaie. Miał W ęgierski za swoie, za wszy­

stkie przypinane Bielawskiemu i nam łatki. Czę­

stowano go róźnemi przydomkami, Naruszewicz

(32)

dosypywał soli, czasem i bez m iary, nie szczę­

dził i tłustych żartów , a za każdym wierszem do tych np. podobnym:

Ma tytuł starościca ieszcze od pradziada,

Znam go , któżby o tym nie słyszał wietrzniku!

Zacina prawda panicz trochę na szulera, Kocha młode kobietki lubi winko stare.

wszyscy wykrzykiw ali ze śmiechem: To on—

to on. Dopiero w końcu kiedy F ircyk długo bałamut, pierwszy raz miłością szczerą sięprzey- muie i żeni się, wszyscy powiedzieli: T o iu ż n ie on — to nie on; ieden tylko poczciwy Bohomo- lec w yrzekł: «A może i on takim kiedy bę­

dzie. » Po skończoney z zupełnym aplauzem kom edyi, K ró l odczytać sobie kazał niektóre kaw ałki, a między innemi rozmowę Świstaka z Pustakiem w scenie lsey aktu Ulgo, z którey śmiał się serdecznie; i następuiący wyiątek z

drugiego atku, który mi u tk w ił w pamięci:

F I R C Y K.

Powiedział Marcialis i iazanim idę, Każdy człowiek iak może swoię łata biedę.

Lecz nareszcie chcę mówić, filozofie z tobą,

■ Jak z pełną wielkich marym , wielkich zdań osobą.

(33)

115

Powiedz mi co są ludzie, co ten świat nasz znaczy, Jeżeli nie szulernią mieszkaną od graczy ? Wyższe i niższe stan y, panowie i kmiecie...

Tey różnicy nie znano w pierwiastkowym świecie.

Los ślepy zrodził szczęście, od szczęścia dopiero, Równi ludzie naturą, tę nierówność biorą, Każdy ma z swoią stawką wstęp do iego banku , Lecz równie tak nie pewny zysku iak i szwanku.

Tym próżne, tym zyskowne wypadną b ilety;

Są tam flinty, kaptury, ordery, mucety, Drogi szarłat, gronostay, kożuchy i gunie;

Więc kto co weźm ie, samćy to winien fortunie.

Całym światem przypadek i los rządzi ślep y, Temu dał łok ieć, temu szablę, temu cepy.

Ci się pocą w usługach, ci w przemocy ty ią , Oddayźe wszystko to co własnością iest c zy ią , Niech swe słuszność w dział ludzi wda pomiarkowa Wieluby się w przeciwnym mogło znaleść stanie ? Co gdy tak ie s t, formuię sobie entimema : Gra świat cały ? więc w żadney grze zdrożności nier Z ogólnego podania do szczególnych wnioski, ' Wszak są prawe ? wszak taki wyrok fllozowski ?

A R Y S T.

W ię c ...

F I R C Y K.

Więc wszystkim grać trzeba; a ztąd to w ynika:

Kto przegrał, niech nos zwiesi, kto zgrał, niech wzyka.

A R Y S T.

Co też to się za chaos temu we łbie m ięsza!

Cep do szabli przyrównał , łokieć do lemiesza.

(34)

Nie krzywdź ludzi i cnoty, nie powstaway na n ie;

Ma ona w sercach prawych swą cześć, swe władanie.

T y sam, ieźliś krwie zacnćy nie w ziął przez azardy, I cnoty swoich przodków ? czemuś z niey tak hardy t Czemu się ty tułuiesz Starościcem ? czem u, Tćm puszysz co losowi winieneś ślepemu?

Nie bracie, pobłądziłeś w swoiem zdaniu mocno, Los możnym, cnotę nadto czynisz bezowocną, Lecz wreszcie słuchay, chcę cię przekonać zupełni C złek, który powinności swoie zna i pełni, Który próżen ambitu, boiaźni, nadzieie, Na wszystko oboiętnie patrzy się i śmieie, Czy kto stanął w ysoko, czy osiadł na dole,

Który gotów na szczęście tak iak na niedolę;

Który ma dość sam w sobie, aby b y ł szczęśliw y, Który w tern wszystko zamknął, że został poczciwy,

Taki człek prawych czciciel cnót nie zna bałwana, Fortuny, ni chimerze losów gnie kolana, Lecz pan swoi ego serca, skłonności, obeyścia, W brew losom sprawcą oraz i€st własnego szczęścia.

Po tem odczytaniu i wielu dla autora pochwa­

łach, wszczęła się rozmowa o sztuce dramatycz- ney w Polsce i trwała z pół godziny, dopóki Król nie wstał i nie pożegnał nas wszystkich. W tey rozmowie W yrwicz, Potocki, W oyna, Boho- molec, a przed wszystkiemi K ró l, okazali wie­

le erudycyi i smaku; ale tego powtórzyć z pa­

mięci trudno, nie będąc tak uczonym iak oni;

wiem tylko iżem się tak do tego rodzaiu litera-

(35)

117

tury zachęcił i ubóstwo iego u nas uczuł, źe mu­

szę napisać komedyą, operę, a kto wie może traiedyą. Węgierski serdecznie upokorzony w ciągu tey całey rozprawy milczał, naypierwszy po odeyściu Króla się wymknął; ale dochodzą mnie wieści, źe zaraz wczora pomścił się na czwartkowych obiadach, tak ie opisuiąc w wier­

szach do brata:

A uczone obiady ? znasz to może imię Gdzie połowa nie gada, a połowa drzymie;

W których Król wszystkie musi zastąpić expensa, Dowcipu, wiadomości i wina i mięsa.

Mogą w wielkiey liczbie zdarzyć się i takie.

Wczorayszy iednali takim nie był. Prawda źe Król ze wszystkich naywięcey i naylepiey mó­

wił, ieść i pić dał suto i wybornie, prawda, źe byli tacy którzy nie gadali, a tych ia na czele;

ale nikt nie drzymał. Nad tym opisem moźe- by kto ziewnął, ale to nie byłaby obiadu i o- biaduiących wina, tylko tego co dobrze i do­

kładnie opisać nie umiał.

Tom X. Ner L V L 13

(36)

P R Z Y P IS Y W Y D A W C Y .

(1) Nie wyrażam iak ten opis mi się dostał, kto go nakreślił, zostawiaiąc te domysły czytelnikom; to iednak nadmienić mogę, ie iak się zdaie iest zr. 1780.

(2) Fr. Zabłocki, ur. w r. 1754, sekretarz Kommissyi edukacyi- n ey , po stracie ukochaney zony w 36 roku życia swego, kapłań­

ską przywdział odzież i umarł plebanem w Końsko Woli. Autorem iest wielu dobrych komedyi, pięknych .wićrszy, wybornym tłó- maczem Amfitryona Moliera.

(3) Marcelli Bacciarelli, Włoch rodem, osiadły w Warszawie umarł 1798 r. maiąc lat 86.

(4) Król iak wiadomo popiersie Naruszewicza lubo żyiącego w tćy sali umieścił.

(5) Obacz przypis o Ignacym Potockim w 40 Nrze Rozrywek k. 171.

(6) Józef Bielawski, urodzony około 1739 r. zmarły 1809, pi­

sał komedye, które lubo nudne, nie były przecież zupełnie pozba­

wione zalety; inne iego poema mniey były w arte, zwłaszcza poema: Rzeź humańska, w którem i takie wićrszę zdybać można:

A w kraiu zniszczonym. Świnia nie zostata.

(7) Kaietan Węgierski, Starościc Korytnicki, Szambelan Kró­

la Stanisława, urodził się 1755 r. umaił w r. 1787 w Marsylii gdzie pochowany, w młodym wieku bo mało zdrowia szanował.

Wybór pism iego drukowany iest w Tomie I wyboru pisarzów pol­

skich edycyi Mostowskiego.

(7) Groll, drukarz nadworny królewski z pod pras którego wie­

le wyszło dzieł wzorowych.

(9) Zakon Jezuitów został zniesiony w r. 1773.

flO) Karól Wyrwicz ur. 1716 r. um. 1793, kapłan zgromadze­

nia Jezusowego, późniey opat Hebdowski, mąż z wielu miar zna-

(37)

119

komity. Prócz wzmiankowanćy jeografti polityczney, dzieła wiel­

ce użytecznego, pracował wiele w przedmiotach historycznych i w rodzaiu krytycznym. Pamiętnik S Witkowskiego, w owym cza­

sie wychodzący miał w nim biegłego i surowego sędziego.

(11) Franciszek Bohomolec Jezuita, pierwszy pisarz komedyiw języku oyczystym , zostawił ich przeszło 30; iest w nich dowcip ale prócz innych ważnych uchybień, brak znaiomości świata po­

strzegać się w nich daie. Pisał i inne rzeczy, iako to życie Ja­

na Zamoyskiego, Jerzego Ossolińskiego, o ięzyku polskim, zaba­

w y oratorskie i t. d.

(12) Bielawski napisał i wydał na rozkaz Króla komedyą Na­

trętny.

(13) Te portrety są dziś w sali Kommissyi oświecenia.

(14) Felix Łoyko, mąż wielkich cnót oby watelskich i głębokich wiadomości; sławnym iest iego historyczny wywód wr. 1773 w y­

dany. Wielkie materyały zebrał do historyi i ekonomii politycz­

n ey, ale śmierć zawczesna nie dozwoliła mu wydać owocu tey pracy na widok publiczny.

(15) Woyna, Szambelan Starosta Stanisławski, Poseł do Wie­

dnia, znany z nauki i przyjemności rozumu.

(16) T rales, lekarz nay sławni eyszy w owym czasie.

(17) Merlini, architekta i hydraulik Króla Stanisława. Co o- biecy wał, spełniło się ; późniey Król przemieszkuiąc zwykle przez lato w Łazienkach, bardzo często przypływał w ten sposób pod

zamek warszawski.

(18) Właśnie w tym czasie Xiężna Marszałkowa Lubomirska stwarzała M okotów; wodami ściągniętemi z tego mieysca zasila­

ły się Łazienki.

(19) Kownacki Szambelan, głośny w ówczas z wytworności w stroiu. Przypadek wspominany przez Węgierskiego zdarzył się istotnie iego garderobie, z wielką uciechą dworu i miasta.

(38)

(20) Lesseur— naprzód paź, potem Szambelan królewski, do­

trzymał co przyobiecał; miniatury iego od znawców bardzo są ce­

nione tak dla podobieństwa rysów iako dla delikatności pędzla.

(21) Franciszek Smuglewicz— ieden z naysławnieyszych dotąd malarzy i rysowników polskich.

(22) Jakób Kubicki źyiący — wspomnióć iednak wolno, źe gdy szło o plan na gmach wielkiego znaczenia, gdy Król mistrzów zagranicznych i swoich wezw ał do nakreślania g o , Kubickiego robota pierwszeństwo uzyskała.

(23) Zygmunt Vogel,’zmarły nie zbyt dawno,, Professor rysun­

ków w Uniwersytecie warszawskim.

III.

ANEKDOTY PRAWDZIWE O DZIE­

CIACH.

A L F R E D Z I O .

« Diękuię Ci dobry B oże!

(M ówił cicho Alfred mały, - Patrząc na śmiertelne łoże,

Gdzie zwłoki Matki leżały).

« Może Mamie lepiey przecie, Bo też iuż dawno nie spała, Czemu wy więcey plączecie ? Mama cieszyć się kazała,

(39)

121

Tata dziś tu może stanie, Niechże się też prędko śpieszy;

Gdy Mamę śpiącą zastanie To iuż wiem iak się ucieszy!

Nim usnęła wczora Mama;

Tak mnie z duszy całowała.

Patrzyła na mnie,. płakała, I przeżegnała mtiie sama.

Ktoś ied zie. . . otwarta brama..

To T ata! .. co za uciecha! » Zawołała dziecina hoża, A radośnie się uśmiecha, I do Matki idzie ło ż a ,

I spoyrzy na nią z wzruszeniem, Ucałuie róg iey szaty,

I z niewinnem serca drżeniem, Ku oycu bieży z komnaty.

Skacze po ganku chłopczyna, Oyciec wziął go z uniesieniem, Ściska, łzami go oblewa.

« Ah T ato! dobra nowina, Mama śpi, Mama spoczyw a!»

« Spi! iuż śp i! przerwał z wzdrygniemy -S p i dziecino nieszczęśliwa!»

Nim w domowe wstąpił progi, Wiedział co go tam czekało, Wiedział że mu wyrok srogi, Wydarł w samym życia kwiecie Istotę naydroższą w ś w iecie, Młodych dni iego skarb i roskosz całą, Choć łez i żalu Oyca nie rozumie,

(40)

Jednak iuż Alfred nie sk acze, Wzruszenia swego choć poiąć nie może Jednak głośno, rzewnie plącze, Jakby przeczuwał powoli, Ze iuż wybiła godzina niedoli.

Abyusunąć dziecinie,

Srogiey rozpaczy widok przeraźliwy, W inne pokoie unieść g o , troskliwy, Przychylney kazał Justynie.

Próżno cisnąc go do łona Daiąc mu cacek bez lik u , Posępność rozerwać chciała.

Chłop czyna nie utulona Ciągle i ciągle płakała.

Usiadł w samotnym kąciku, Oczy rączkami zasłonił, I milcząc cicho łz y ronił.

Ani go konik mógł baw ić, Ni figle pieska rozśmieszyć, Nic go nie mogło pocieszyć, Nic chwilowćy ulgi sprawić.

Przepłakał godziną długą,

Nim Oyciec straszną zmęczony posłuSft Wszedł wybladły, zapłakany, Do oddalonćy komnaty, Gdzie go syn czekał kochany.

Wnet skoczył Alfred do Taty,

« Cóż Mama robi ? czy wstała?

Czy się o mnie nie pytała?

Wszak j>o mnie przyszedłeś Tafto?»

(41)

223

Łzami tylko nieszczęsny odpowiedzialna to.

Nareszcie zebrał siły i chciał przez zmyślenie Anielskie syna złagodzić cierpienie.

* Uspokóy się móy Alfredzie, Mama iuż zdrowa, niedługo poiedzie, I mnie zleciła ciebie pożegnanie!»

* Jakto zaw o ła ł, a Tata zostanie ? Tata zostanie ? i Mama,

Miałaby wyiechaćsama,

Sam a, może w daleką puścićsię ma drogę ? T oćia z nią poiechać mogę,

Będzie Mamie milćy przecie. » Oyciec iak gromem zrażony, Przerwał mu srodze wzruszony •

* Zostań ze mną, drogie dziecię, Zostań Aniele iedyny,

Zostań błagam cię na Boga, Obrazie moićy Celiny, Celiny pamiątko droga!»

Nie z ostał!

Mocną gorączką złożony, Ciągle powtarzał to sam o:

« Pozwól Tato ulubiony, Niechay ia póydę za Mamą.»

Skonał na oycowskim łonie, Całuiąc omdlałe dłonie, Ledwo zgasło słońce trzecie, Pobiegło za Matką dzićcię.

(42)

Tak na dwóch Aniołów grobie, I mtjz i oyciec łz y leie, Postradawszy w iednóy dobie, Szczęście i szczęścia nadzieię.

A. S.

D

obre serce

L

eoni

W .

Czułość iest naypięknieyszą serca ozdobą, zdaie się iednak że nabyć iey trudno, iest ona iakby wrodzonym darem. Jakaż więc szczęśli­

wa dla rodziców i przyiaciół wróżba kiedy się w dziecięciu objawi, kiedy w pierwszych latach życia iuż ie do litości pobudzi.

Pewnego razu rodzice małey Leoni W. poie- chali do bliskiego miasteczka, z nią, z dwoma iey braciszkami i z siostrą stryieczną. Dzieciom wpadło w oko wiele pięknych cacek, prosiły

więc matki żeby ie dla nich kupiła. Dobra ma­

tka chcąc im większą ieszcze sprawić przyje­

mność, dała każdemu z nich po kilka złotych z pozwoleniem zakupienia coby im się podoba­

ło. Za powrotem do domu rodzice chcą obey-

rzyć sprawunki dzieci. Każde się chwali ze

(43)

125

swoiem kupnem, Leonia tylko nic nie pokazu- ie i stoi zamyślona. Matka pyta, o przyczynę dziwiąc się oraz, dlaczego nic sobie nie kupiła?

« Mamo iakze Leonia co kupić sobie miała, o- dezwie się tu młodszy braciszek, kiedy ona tyl­

ko poza sklepami chodziła; tam gdzie postrze­

gła biednego wnet go obdarzała mówiąc iedne- mu: Tyś ubogi— na tobie; drugiemu.* Ciebie oczy bolą, masz na wodę różaną; dzieciom na­

wet pokupowała zabawki, ale też wydała wszy­

stkie pieniądze i nic sama niema.» Łatwo po- iąć radość matki usłyszawszy to wyznanie, i iak serdecznem było uściśnienie, które mała lecz iuż wiele obiecuiąca iey córka za naymil-

szą przyięła nagrodę.

Tom X. Ner LF7. 14

(44)

IV

WYIĄTKI DO UKSZTAŁCENIA SERCA I STYLU SŁUŻYĆ MOGĄCE.

W I Ą Z A N I E P O L K I .

K IL K A K R Ó T K IC H W Y IĄ T K Ó W Z D Z IE Ł c X IĘ D Z A PIO TRA SK A R G I.

W ielkość Boga.

«M ała rad o ści wielka om yłka, gdy dufamy ludziom, którzy wyrwać nas ze wszystkich przy­

gód nie mogą. Wszystkiey ziemi K ról deszczu nam nie da, abyśmy głodem nie umierali. Woy- ska nieprzyiacielskiego powietrzem i niepogodą nie zarazi; w p ół morza tonących nie w yrw ie;

wodom w gór§ si§ podnieść i iako mury stanąć nie rozkaże; trochy chleba na woysko i głodne ludki nie rozmnoży; królestwa swego Król świec­

ki nikomu nie użyczy, wszystkich nie ubogaci,

(45)

127

ani nakarmi; bo samby nic nie miał, abo nie­

dostatek cierpiał. Nie taki* iest Bóg nasz, nie tak mała i skrócona moc iego. To wszystko czy­

nił i czynić może i nic mu nie iest niepodobne­

go: wielki, a wielkości iegonięmasz; przemo­

żny, a mocy iego żadna trudności niepodobnośó nie mierzy. Błogosławiony, który takiego Pa­

na ma i takiemu dufa. Błogosławiony lud, któ­

ry ma takiego Boga, a nadzieia iego w tym co stworzył niebo, ziemię, morze i wszystko co w nich iest; który tern co stworzył, sam wła­

dnie, i temu rozkazuie, i to go wszystko słu­

cha ; a on to trzyma, odmienia, niszczy, napra­

wia , rządzi, iako mu się podoba.

Nie ustaiąca dobroć Boga.

Nie na ieden czas, ani na rok, ani na tysiąc lat, ale wiecznie i zawsze Bóg dzieci swoie słu­

cha i wspomaga. Moc iego nie starzeie się, za­

wsze iednaka kwitnie w nim , zawsze siła iego potężna iest na pomoc naszą. Dobroć iego od narodu do narodu; nigdy się sobie uprzykrzyć nie da, nigdy nas sobie nie omierzi, nigdy się nie odmieni, zawsze dobry i na wieki trwa mi­

łosierdzie iego nad nami. Skarb iego darów

(46)

przebrany nie ifest, nie maią końca bogactwa iego, nigdy ich nie wybierzem. Oycowska mi­

łość iego ku dzieciom nigdy się nie mieni; szczo­

drobliwa ręka iego nigdy się ani kurczy ani za­

myka ; od roku do roku aż na wieki pomoc da- ie , tym którzy nadzieię w nim maią.

Hoyność Boga.

Bóg nasz hoyny iest bardzo i datny, natura iego iest udzielnym bydź, i dary swoie na to co stworzył wylewać. Będąc pełny w mocy, w państwie, w maiestacie', w dostatkach swoich niezliczonych, niechce w sobie, skarbów, bo­

gactw, darów nieoszacowanych i nieprzebra­

nych zatrzymać. Sam się powewnątrz udzielił Synowi i Duchowi, sobie nic nie uymuiąciie- dnym z nimi Bogiem zostając. Potem przez Sy­

na , słowo i mądrość swoię, powierzchnie, na wszystko co stworzył dary swoie hoynie wypu­

ścił, każdemu wedle miary i potrzeby iego. Nie

potrzebował Bóg ani nieba, ani tego światu,

ani aniołów, ani ludzi, i tego co ma ziemia ,

woda i powietrze, bo on sam w sobie iest i

był zawdy doskonały i szczęśliwy. Ale dlatego

wszystko co iest stworzył, aby pokazał bogać.

(47)

129

twa chwały królestwa swego, wielomoźność mo­

cy i dobroci swoiey, ażeby miał komu dobrze czynić; takim zwłaszcza, którzyby to poznawać, a za to dobrowolny iemu pokłon, chwałę, i służbę oddawać mogli. Tacy są aniołowie i lu­

dzie rozumni, dla których i niebo niewidomemi dobry napełnił, i ziemię i ten świat wszystek na­

dał, ozdobił, ubogacił, i teraz nigdy ludziom dobrze czynić nie przestaie. Jako wielkiey rze­

ki nikt nie pohamuie, aby płynąć nie miała, tak hoynośc Boga nigdy nie ustaie, nigdy się nie wraca, wszystkim z przyrodzenia swego dobrze czyni, daie, daruie, opatruie, a ręki nigdy ści- śnioney nie ma, bo pełna iest, i z pełności iey ubywać nic nigdy nie może. Jako morze choć z siebie wszystkie rzeki wypuszcza, w swoim do­

statku i zupełności stoi, choć bez liczby skar­

bów rozda.

Niebespieczeństwa żeglugi.

Jakie są niebespieczeństwa na morzu nikt po­

wiedzieć nie umie, iedno ten co ich skosztował.

Oni opowiadaią a my słuchaiąc dziwuiemy się.

Boć iest się czemu bardzo dziwować. Naprzód,

iakó się śrnieią ludzie na tak szerokością i głę-

(48)

bokością wielkie i straszliwe wody puszczać?

i iako Salomon mówi f « trochy drewnu zwie­

rzyć zdrowia swego. » Jest się czemu dziwo­

wać na iakie się wiosła ludzie w tym przewo­

zie i na iakie przewoźniki ubezpieczaj ? To iest na w iatry, których w mocy swoiey mieć nie mogą, których rozmaitości i wielkiego niestat- ku doznaią; które tak są w zakrytych skarbach i taiemnem schowaniu Boskiem, iż nie wiedzą skąd i kiedy się wyrwą, dokąd okręt zapędzą, gdzie ustaną? ieśli małe, ieśli wielkie, ieśli gwał­

towne nastąpią? Jedne ie zanoszą aż na niezna­

jome morza , do Hiszpanii i Indyi; drugie tak długo okręty trzymaią, iż ludziom żywności i wody słodkiey nie stanie, i sami się ieść i gło­

dem umierać muszą. Czasem tak wielka na- wałność nastąpi, iż zaraz okręt zaleie i utopi.

Czasem maluczkiem niebaczeniem sternika, wnet się przewróci albo na skale rozbiie. Cza­

sem, iako piszą o iednem indyyskiem mo­

rzu', tak okrutny wicher trzech abo czterech

wiatrów z sobą walczących przyidzie, iż iednem

oka mgnieniem na przepaść wszystek okręt u-

padnie. A drugi wiatr tamże tak bywa mocny,

iż na powietrze wyniesie okręt, i kilka mil

(49)

131

go niosąc, iako kamień na dno wrzuci... O ia- • kie więc nędze i boiaźni na inorzu! Bóg ieden

pomoc dać potrafi. On zawoła, i stanie duch nawałności, a wały które podniosły się aż do nieba , spadną do bezdnia.

Pożytki historyi.

Mądry pyta się i szuka mądrości starowie- cznych, a to naywięcey z czytania xiąg i dzie­

jów, które przed nami były, to iest z historyi.

Bo zacna iest rzecz mieć rozum pełny wiado­

mością historyi, Historya iest mądrość razem Złożona, rozum ludzi wiela w iedno zebrany.

Kto ićy nie wie i w niey się nie kocha, a mą­

drym chce bydź, iest iako dziecię które oyca

i matki nie zna. •

Łakomstwo i zbytki zgubią Oyczyznę.

Łakomstwo u wszystkich; od małego do wiel­

kiego począwszy, wszyscy się ćwiczą w złem na­

bywaniu i łakomem zbieraniu. Żaden się pie­

niędzmi, których nigdy więcey nie było w Pol­

sce, nie nasyci. Nikt nie mówi: dosyć mam;

każdy przyczynić chce, choć mu zbywa. Je­

dni aby chowali i za bogi pieniądze mieli; dru-

dzjW by hardości swey i wyniosłos'ci próźno-

ściami i utratą dosyć czynili. 0 Boże móył

Cytaty

Powiązane dokumenty

pow szechn ie na nagrobkach w idzir.ne, zna- jyionumentum Dccakum, Pom nik pośw ięcon y.... filis et filiabus

[r]

trzywszy się przez czas uieiaki młodzieńcowi, uyrzał w nim obok pięknych serca przymiotów, bardzo spóźnioną i źle prowadzoną edukacyą, osądził źe iuż nie

ków cokolwiek tylko wyniosłych; w nich na dwie lub trzy stopy pod powierzchnią ziemi, znayduią się tak zwane popielnice czyli ialet na­?. czynia gliniane w które

pany został, niech wie że podskarbim iest Nieba, i że w tych któremi się cieszy dobrach, insi tak­. że część

chowania szpeci piękność, i cnotę samą... Po ty ch słowach obiły się razem o u- szy Służącego łkania kobiety i krzyk radosny dziatek; wskroś przeięty,

Naytrudnieyjsza więc dla w ielu Osób cnota, W iara, dzieciom iest nayłatw ieyśza; ale M atka, która chce żeby Wiara zbawienne w iey dziecięciu owoce sprawiła,

gę swoię obrócił, i dopiero zNowomieyskiey wyieżdżał bram y, kiedy iuż dziatki Rymarza przybiegły dać znać źę się zbliża; pokazał się wnet tłum ludzi