• Nie Znaleziono Wyników

Rocznik Mariański. R. 13, nr 10 (1937)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rocznik Mariański. R. 13, nr 10 (1937)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Kalendarz C u d o w n e g o M edalika

na rok 1938

B ardzo bogaty w treść in teresu jącą i p rzyn oszącą w d zisiejszej d o b ie w iele praktycznych w sk a zó w ek , jak w iern ie trw ać przy C hrystusie i Jego O blubienicy K ościele św . P oru szon o także a p o sto lstw o C udow nego M edalika*

którym XX. M isjonarze i Siostry M iłosierdzia w m yśl zlecen ia u d zielo n eg o przez N iep ok alan ie P oczętą i zatw ierd zon ego przez S tolicę św . p ra w n ie się zajm u ją. C iekaw e są też artyk uły o m isjach XX. M isjonarzy w C h in ach , P ersji, A bisynii i wśród B otok u d ów w A m eryce P o łu d n io w ej. N a sz k ic o w a n o piękną sy lw e tk ę papieża P iu sa IX. oraz św . W in cen tego a P a u lo p. t.:

« W ielk i Ś w ięty W ielk iego Stuleeia». N adto dla d op ełn ien ia w y ło ż o n e j ta ­ jem n icy Ś w iętych O bcow ania prow adzi nas tegoroczn y K alendarz do d u sz c zy śćco w y ch i podaje przyczyn y i środki, jak pam ięć n asza na b ied n e d u sze p ow inna być żyw ą i praktyczną. N ie ma w p raw d zie zap ow ied zi p o g o d y , on a zaw sze zm ienną była, jest i będzie, za to cała treść tak p ięk n ie u ję te g o K alendarza stara się w n as ob u d zić pogodę ducha, w esela serca i głęb ok ą w iarę, że są p rzyczyną Marii N iep ok alan ie P o czętej, K rólow ej C u d ow n ego M edalika, i w tym także roku zn ajdu jem y u B osk iego Z b aw iciela w zdro­

jach Jego n iesk oń czon ego m iłosierd zia n asze oca len ie i praw d ziw e b ło g o ­ sław ieństw o!

Z tą w iązanką dobrych życzeń n iech aj w szy scy Szan. A bonenci n asi i A p ostołow ie C udow nego M edalika przyjm ą n asz K alendarz! Z najdą tam w iele ciek aw ych , a naw et p ou czających rzeczy! W eźm y go do rąk i je ­ den i drugi i trzeci raz! P rzeczytajm y go cały! P odajm y go także drugim?

W ielką przysługę w yśw iadczym y tym naszym ap ostolsk im czyn em K ościo­

łow i św . jak i p oszczególn ym duszom .

W szystk ich w ięc C zcicieli Marii N iep ok alan ej i Jej k o szto w n eg o daru C udow nego M edalika prosim y o ła sk a w e rozp o w szech n ien ie n a szeg o K alendarza.

Co do n ależytości za pojedyn czy egzem plarz u p rzejm ie p rosim y ch o ć o 1 (jednego) złotego ofia ry . Gdyby k to ś nie był w m ożn ości ani sta n ie tego u skutecznić, to niech p rzyn ajm n iej 70 groszy nam użyczy. Ale n iech p o śle czym prędzej i to zaraz! Żadnem u szla ch etn em u sereu granic o fia rn o ści n ie zak reślam y, ale zalecam y jałm u żn ę i o fia rę w ięk szą, a naw et p rosim y, aby każdy w edług sił sw oich łask aw ej p om ocy nam u życzył! B ędzie to jeden z dobrych u czyn k ów sp ełn io n y ch ku ch w a le B ożej, który nam Maria N ie­

pok alana h ojn ie w ynagrodzi m iłosierd ziem S w oim i sk u teczn ym o ręd o ­ w n ictw em u Boga! Serdecznym B óg zap łać d zięk u jem y W sz y stk im S zan . A bonentom i każdem u z osob n a za ży czliw e p rzyjęcie K alendarza i ła ­

skaw ą ofiarę! X. R edaktor.

(3)

R O C Z N IK MARIAŃSKI

CENTRALNY KRAJOWY ORGAN KRUCJATY CUD. MEDALIKA STOW. C U D O W N E G O MEDALIKA I DZIECI MARII W POLSCE

i Rok X11I/10 R edaktor X. P ius Paw ellek, M isjonarz Listopad 1937

r

Uroczystość Wszystkich Świętych

((Radujcie się i weselcie się, albowiem zaplata wasza obfita jest w niebiesiech».

Poniew aż Kościół św. z całego serca p ragnie każdem u z m ie­

szkańców nieba cześć oddać należną i wielowładnej przyczynie i w stawiennictw u się za sobą każdego z nich siebie poruczyć, obcho­

dzi przeto w dniu dzisiejszym uroczystą p am iątk ę całego tr iu m f u ­ ją cego Kościoła w niebie, p a m ią tk ę chwalebną wszystkich wiernych sług Chrystusowych i w ybranych Pańskic h, którzy walcząc wiernie n a ziemi o dochowanie wiary, przez miłość działającej, po chwa­

lebnie w lasce bożej dok o n an y m żywocie doczesnym przenieśli się do p rzy b y tk ó w światłości niezmiennej, gdzie P a n i Bóg napełnił słodyczą wszelkie ich p ragnie nia i stal się dla nich nagrodą bardzo w ie l k ą .

„Błogosławieni jesteście — mówi Zbawiciel w dzisiejszej E wangelii do uczniów swoich — gdy wam złorzeczyć b ędą i p r z e ­ ś ladow ać was będą, i mówić wszystko złe przeciwko wam, kłam ając dla mnie. R adujc ie się i weselcie się, albowiem zaplata wasza obfita je s t w niebiesiech... O bfita jest zapłata świętych P ańskich w k r ó le ­ stwie Bożym. T am to święci patriarchow ie i wszyscy sprawiedliwi sta re g o p rzym ierza oglądają już radośnie, na co tu na ziemi tak go­

rą c o p a trz eć pożądali. T am święci prorocy pełni Ducha Bożego

widzą spełnione zapowiedziane przed tylu latami ludzkim pokole-

(4)

254

niorn obietnice Boże. T am apostołowie posadzeni od P an a i Mi­

strza swego na dw unastu stolicach oczekują w radości onego dnia wielkiego, w którym sądzić będą dwanaście pokoleń Izraela. Tam męczennicy odbierają wieńce prześliczne za d o konane w Bogu zwy­

cięstwa. Tam święci wyznawcy Chrystusa po tylu cierpliwie znie­

sionych trudach, więzieniach i wygnaniach widzą się w krainie p r a ­ wdziwej wolności, oswobodzonych od wrogów i nieprzyjaciół swo­

ich. Tam n iepokalane dziewice, prze brane w suknie świeżej biało­

ści, rozkwitają jako lilie prześliczne obok samej niewinności J e ­ zusa i najczystszej Matki Jego, postępując za Nim wszędzie, gdzie idzie, pieśń Mu nową śpiewając. Tam samotni pustelnicy widzą się w miłym towarzystwie aniołów i w ybranych Pańskich. Tam święci pokutnicy pożywają owoc najsłodszy długoletnich prac i trudów, postów i gorzkich łez swoich. Zgoła wszyscy Święci Pańscy, p o ­ siadłszy tam Boga, za którym cale życie tęsknili, i spocząwszy na Jego łonie ojcowskim, upadają przed stolicą wielkości m ajestatu Jego na tw arze swoje i w najgłębszej pokorze uwielbiając święte Imię Jego, bez przerw y dziękują Mu za d ar nieoceniony zbawienia i nieustannie z aniołami śpiewają: Święty! Święty! Święty! P a n Bóg zastępów! Pełne są niebiosa i ziemia chwały Jego!

I nas także stworzył Bóg dla nieba! Wszak w dziecięctwie już naszym uczyły nas m a tki nasze: że na to nas P a n Bóg stworzył, abyśmy Go znali, kochali, chwalili, Je m u służyli, a potem wiecznie z Nim w niebie królowali. A apostoł św. wyraźnie twierdzi, że Bóg chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni. J a k święci pańscy nie u stan ­ nie wzdychali do ojczyzny wiecznej z tego p adołu wygnania i całą swoją myśl zwracali do Boga i Jego królestwa, i my również piel­

grzymi tej ziemi spiesznie idący z tego p a d o łu płaczu do krainy światła i radości niezmiennej sumiennie i gorliwie i n iezm ordow a­

nie pracujm y, abyśmy w tym czasie naszego krótkiego ziemskiego mieszkania wieniec nieśmiertelnej chwały sobie zasłużyć mogli. Nie tu miasto stale naszego pobytu! Nie tu ojczyzna nasza! Innego m ia­

sta szukamy, Sionu góry, jak mówi apostoł (Żyd. X II) i miasta Boga żyjącego Jerozolimę niebieską. Szukamy towarzystwa aniołów i onych dusz świętych, zapisanych w księdze żywota. Szukamy Boga, sędziego wszystkich. Szukamy Jezusa, pośrednika naszego.

Innej lepszej ojczyzny szukamy. Nie tego dom u skazitelnego i mie­

szkania, k tó re w k ró tce zniszczeje, ale domu nie rękom a robionego, wiekuistego w niebiesiech (II Kor. Y). T am wzdychamy codzien­

nie, żądając być przyobleczeni mieszkaniem naszym, k tó re jest z nieba!

Niebo jest przeznaczeniem naszym! Niebo jest celem naszym i metą wzdychania naszego i naszej pracy! Ta ziemia nigdy nie n a­

syci serca człowieka. „N ie spokojn e jest serce m oje —• woła Augu­

(5)

styn św. — niespokojne ta k długo, dopóki nie spocznie w Bogu44.

Ale jak że dopiąć tego celu? Ja k ż e dojść do tej m ety gorącego wzdy­

chania naszego? J a k im sposobem m ożna posiąść niebo? Odpowiedź na to py tan ie niech zajmie całą naszą uwagę.

Wielu chrześcijan bardzo rza dko myśli o Bogu szczerze, a je ­ szcze rzadziej zastanawia się n a d wielkim przeznaczeniem swoim.

Ziemia i p różna chwała, świat i m a rn e błyskotki i rozkosze w ystar­

czają dla żądz ich serca i staje się pożądanym celem ich zabie­

gów. — Lecz my wiedząc o przeznaczeniu naszym i p atrząc dzi­

siaj na ty lu świętych pańskich, którzy za łaską Boga doszli szczę­

śliwie do tej pożądanej m ety przeznaczenia ludzkiego, nie możemy ani myślimy spocząć na tej ziemi. Nie tu nasz skarb ani serce nasze być powinno! „Jeśliśm y współpowstali z Chrystusem — mówi ap o ­ stoł — co w górze jest szukajcie, gdzie Chrystus jest na prawicy Bożej siedzący44 (Kolos. I II, 1). Ojczyzną naszą, a więc i celem n a­

szego gorącego wzdychania i m etą pożądaną wszystkich naszych zabiegów i starań jest niebo! Lecz jakże się tam dostać?

Spojrzyjm y na tych, k tó rz y nas uprzedzili, Świętych P a ń ­ skich, w ybranych sług i służebnic Chrystusowych, któ rzy stopami swymi drogę do nieba n am utorowali. P atrzm y także na jedynego nieomylnego przew odnika naszego i najdoskonalszy wzór Jezusa Chrystu sa Zbawiciela naszego, k tó ry nie wszedł do chwały Swojej ja k tylko po długich cierpieniach i w ypełnieniu tajemnicy krzyża wrócił do nieba i zasiadł na prawicy Ojca Przedwiecznego. — I święci Jego wszyscy przez cierpienia i bóle i tysiączne krzyże do ­ stali się do ochłody wiecznej. Po wielu p racach i tr udac h, po nie­

zliczonych obelgach i prześladow aniach posiedli niebo apostołowie pańscy, święci męczennicy przez miecze i ognie, przez wyszukane to rtu ry i katowanie dobijali się korony wiecznej. Samotni pustel­

nicy, święte n iep o k alan e dziewice, wszyscy bez w yjątku szczęśliwi dziś mieszkańcy nieba cierpieli długo i wiele na ziemi, nim się go­

dnymi stali wniejść do przybytków wiekuistej chwały. Chrystus wszedł przez cierpienia do chwały. Jego święci również drogą cier­

pień i krzyży się tam dostali. I my tę samą drogę mamy wskazaną (Mat. XVI, 24) w naśladow ania Chrystusa.

P rz ez wiele u tra p i e ń potrzeba nam wchodzić do królestwa

Bożego! T a k uczył apostoł narodów po wszystkich kościołach, gdzie

opowiadał Słowo Żywota (Dz. Apost. XIV) i dodawał: „Żaden niech

się nie trwoży w uciskach (I. Tes. I I I , 3) albowiem wiecie, żeśmy na

to p o staw ieni14. Z apew ne n a t u ra nasza zmysłowa wzdryga się przed

cierpieniami. Nieszczęsny wygnaniec Ewy chciałby na tym padole

wygnania raj znaleźć, nie napracowaw szy się ani uczuwszy upału

dnia i niewczasu nocy; chcielibyśmy po m alutkim u trap ien iu n a ­

szym wzlecieć już do nieba. — I P io tr św. nieoświecony jeszcze

(6)

25(5

przez laskę Bożą, fjtly niespodziewanie ujrzał przemienienie P a ń ­ skie i oblicze Jezusa jasne jako słońce, a szaty Jego jako śnieg białe, a nadto i Mojżesza i Eliasza w jasności niebieskiej, zachwycony chwałą Bożą zawołał do Zbawiciela: „Dobrze nam tu być. Uczyńmy trzy p rzybytki44 i mieszkajmy. Cóż na to odpowiedział Chrystus P a n ? Potrz eba było wstąpić na dół Piotrowi, wiele jeszcze cierpieć i do dna wychylić kielich goryczy dla imienia Chrystusowego i tak dopiero nagrodę swej pracy odebrać od Pana. Nauczony przez Mi­

strza swego pisał pote m do wiernych tenże apostoł: „ P o trz e b a się teraz bracia zasmucić trochę w rozmaitych pokusach, aby dośw iad­

czenie wiary naszej daleko kosztowniejsze n ad złoto, którego przez ogień próbują, było znalezione k u chwale, czci i sławie w objawieniu Jezusa Chrystu sa11 (I. P io tra I, 6).

Nie na to nas powołał Bóg do królestwa światłości Je dnoro- dzonego Syna Swego, abyśmy rozkoszny żywot prowadzili na ziemi.

Jeżeli bowiem głowa nasza Jezus Chrystus jest ukrzyżowan, nam członkom tej głowy rozkoszować się nie godzi. Cierpiał nasz Pan!

I sługom Jego cierpieć potrzeba! Nigdzie Zbawiciel nie obiecał uczniom swoim wiernym szczęścia, radości i pomyślności ziemskiej, przeciw nie tym, których sobie obrał, zapowiedział krzyże, bóle d o ­ legliwości i prześladowania, a nawet i śmierć dla imienia Jego. Tych tylko nazwał błogosławionymi, którzy ochoczo i cierpliwie p o d ­ dając się woli Jego najświętszej, wszystko przeniosą i mężnie aż do końca wytrwają.

Bez pracy, trudów i kłopotó w rozlicznych nie zarabiamy n a ­ w et chleba naszego powszedniego. Bez pracy też i cierpień nie za­

sługujemy sobie na niebo. Tylko po trudach miły spoczynek. Tylko cierpliwie dźwigającym krzyże i znoszącym rozliczne dolegliwości obiecane królestwo niebieskie! T aka już jest wola Boża, abyśmy przez trudy, uciski i dolegliwości rozliczne dostawali się do Jego chwały! Gdyby nam się zawsze powodziło wedle życzeń naszych, gdyby droga naszej doczesnej w ędrówki usłana była zawsze w p r z e ­ śliczne kwiaty, gdybyśmy w tym życiu nigdy nie natra fiali na ostre ciernia i kolce boleśnie nas raniące, łatwobyśmy zapomnieli 0 wiekuistej dziedzinie naszej, w ziemi tej zasmakowalibyśmy sobie wybornie i nigdy nie myśleli się od niej oderwać! Wygnanie nasze, z którego do rodzinnej strzechy wciąż nam wzdychać potrzeba, za­

mienilibyśmy na dziedzictwo nasze, z którego nigdybyśm y nie u stą­

pili. Kiedy je d n ak rozliczne utrapienia i dolegliwości i cierpie­

nia poczną m iotać nami, a życie nasze niby czółenko wśród wzbu­

rzonych bałwanów tego świata wystawione zostanie na wielką

nędzę i poniewierkę, wtenczas człowiek biedny wzdycha do Boga

1 z tego p adołu wygnania swego zwraca tęskne oczy swoje do

ojczyzny własnej; wtenczas p rze k o n u je się, że nie ma tu na ziemi

(7)

W tedy to poznaje , że nie tu jego trw ałe mieszkanie, ale innego lepszego, bezpieczniejszego, spokojniejszego szukać mu potrzeba.

D latego to święci Pańsc y cieszyli się w uciskach i dolegliwościach, tęsknili za nimi i prosili naw e t Boga, by ich cierpieniam i nawie dzać raczył. W cierpieniach bowiem widzieli miłość Boga k u sobie. Przez nie P a n Bóg odrywał ich serca od tego świata i tym mocniej wiązał do siebie.

„Błogosławiony człowiek — mówi J a k u b św. (I, 12) — k tóry zdzierżywa pokusę, bo gdy dośw iadczon będzie, weźmie k o ro n ę ży­

wota, k tó r ą obiecał Bóg tym, co go m iłu ją “ . I dlatego up o m in a dalej: „Cieszcie się bracia, gdy przyjdziecie w rozm aite u trap ien ia , to rozumiejąc, iż przez nie wiara wasza i miłość ku Bogu doświa d­

czona b ęd z ie11. — J a k złoto czyści się w ogniu, ta k dusza nasza w ogniu c ierpień i bólów oczyszcza się od wszelkiej zmazy. W cier­

pieniach n a b ieram y więcej mocy i h a r tu i gdy zdajem y się mdleć i nie dołężnieć od słabości, stajemy się wedle m odły apostoła mocni i waleczni przeciw wszemu złemu!

Nie n arz ek a jm y ani szemrajmy na cierpienia! Kogo Bóg kocha, tego nawiedza! Cierpliwie i z p odaniem się woli Bożej zno­

śm y ochoczo wszystkie uciski i dolegliwości nasze. Życie nasze k r ó ­ tk ie jest, rychło się p rze to skończą i cierpienia nasze! „Błogosła­

wieni, któ rzy płaczą, bo oni będą pocieszeni11! Święci przez cier­

pienia weszli do chwały. I my także drogą krzyża tam się d o sta­

niemy, gdzie już nie będzie płaczu i niedoli, ale gdzie Bóg otrze wszelką łzę z oczu naszych i słodkością nap ełn i pożądanie nasze!

0 niebo! jakżeś piękne! Jakiż wonny, orzeźwiający i wzma­

cniający balsam p okoju wlewasz w stroskane i skoła ta ne serca nasze! O niebo! Ty jesteś ową pożądaną k rainą, do któ rej tak go­

rąco z nędzy tego żywota wzdychamy, gdzie radość nieskończona, wesele bez sm utku, zbawienie bez cierpień, droga bez pracy, świa­

tłość bez ciemności, życie bez śmierci, gdzie młodość nigdy się nie starzeje, piękność nigdy nie płowieje, miłość nie chłodnie, radość się nie um niejsza, ale kw itnie szczęśliwości nieskończonej wieczna wiosna!

W dniu Z adusznym rozp oczyn am y n ow en n ę za d u sze w czy śćcu cierpiące.

C od zien n ie Msza św . B ardzo prosim y, aby w szy scy A p ostołow ie C udow nego M edalika łącząc się razem m odlitw ą i ofiarą w spom n ieli na on e dusze. — C h ętn ie i z w d zięczn ością p rzyjm ujem y też ofiary na Msze św . K apłanów

jest o b ecn ie w ięk sz a liczb a, każde w ięc życzenie o ch o tn ie spełnim y.

XX. M isjonarze.

(8)

O ratowaniu dusz czyśćcowych

«W \ w ie d ź z c ie m n ic y d u s z ę m o ja k u w y ­ z n a w a n iu Im ie n io w i T w e m u : na m n ie c z e k a ją s p r a w ie d liw i aż m n ie n a g ro d z isz # (P s. CX Cl 1).

T ak proszą nas dusze czyśćcowe, aby mogły wyjść z ciem­

nicy i uwielbiać Boga w niebie. „N a mnie — mówią — czekają sprawiedliwi14! Najświętsza P an n a, aniołowie i święci z utęsknie­

niem wyczekują nowego towarzysza. Lecz Bóg zwraca się do nas mówiąc: W waszych rękach spoczywa los tych świętych. Sprawie­

dliwość moja musi ich karać, ale wy za nie zapłacić możecie, a to uczyniwszy wprowadzicie dusze do nieba. Mnie uweselicie i Matkę Bożą i całe niebo! 0 ja ka to wielka p obudka do ratow ania wię­

źniów czyśćcowych!

I

W Y B AW IA JĄ C DUSZE Z CZYŚĆCA, PR ZY SPAR ZAM Y

CHWAŁY BOGU I UWESELAMY SERCE JEZUSA

Przez wybawienie dusz z czyśćca oddajemy Bogu osobliwą

cześć i chwałę, a to dlatego, że dusze one wszedłszy do nieba, będą

Boga uwielbiały, a opowiadając Jego miłosierdzie śpiewały hymn

pochwalny i miłowały Go doskonałą miłością. I . t o wszystko dziać

się będzie z naszego przyczynienia się. Gdyby nie nasze starania,

(9)

dusze one o kilka lat może były by jeszcze w cieniu śmierci, dla Boga jakoby um arłe. Stąd co za pociecha móc Bogu taką przysługę oddawać! A trzeba pam iętać, że miłość w ybranych w niebie jest bez p o ró w n a n ia wyższą od naszej miłości. Miłość bowiem wzmaga się w m ia rę poznania. T u na ziemi poznajem y Boga i widzimy ja ­ koby przez zwierciadło i zasłonę (I Kor. X II I , 12). W edług tego założenia i miłość w niebie będzie doskonalszą. Św. Paweł mówił,

„że go n ik t od miłości Boga oderw ać nie może (Rzym. V II I , 39).

Św. Stanisław K ostka ta k pło nął Bożą miłością, iż ciało jego jakoby ogniste gaszono zimnymi okładami. Lecz w niebie dusza jak płonie miłością Boga, gdyż widzi Boga tw arzą w twarz.

Mamy ścisły obowiązek wielbić Boga (I Kor. VI, 12) lecz jak ozięble to czynimy. Oto powód radości, jeśliśmy wyswobodzili dusze czyśćcowe, k tó r e p ójdą do nieba i tam niejako w swoim i naszym imieniu spełniać będą tę powinność. „Błogosławieni, k t ó ­ rzy m ieszkają w dom u Twoim, Panie, na wieki wieków chwalić Cię b ę d ą “ (Ps. L X X X III).

U waln iając dusze z czyśćca radość sprawiamy P a n u Jezusowi.

Przecież P a n Jezus tak umiłował każdą duszę, że wszystko dla niej poświęcił i nie zawahałby się na nowo poświęcić (Św. J a n Chryzo­

stom). J a k wielką więc pociechę spraw ia Zbawicielowi, kto ratu je dusze i oddaje Mu je do nieba, gdzie „nie dotknie ich żadne u t r a ­ p ie n ie" (Mądrości I II, 32). 0 jak ci za to wdzięcznym będzie P an Jezus sam za tę wielką usługę, bo lubo Męki P an a Jezusa otwarły niebo, krzyżem Swoim roztworzył im podwoje, ale są je ­ szcze zawady, iż wnijść nie mogą; to jest grzechy powszednie lub grzechy n ieo d p o k u to w an e . I tyś tak dobry, że tę przeszkodę usu­

wasz bio rąc ją na siebie. Zaiste możesz powiedzieć: „W ypełniam to, czego nie dostawa u trap ie n io m Chrystusowym, w ciele moim za ciało Jego, k tó ry jest Kościół44 (Kolos. I, 24). T en, co wybawia dusze z m ą k czyśćcowych, sprawia, iż Chrystus P an jako Głowa nie cierpi dalej w swych członkach.

A w niebie wszystko ustanie „n e q u e luctus neque clamor n e q u e d olor erit ultra , quia prim a a b i e r u n t44 (Obj. X X I). To też ja k będzie wdzięcznym za tę przysługę sobie wyświadczoną w osobie dusz czyśćcowych (Św. Mat. XXV, 44) Zbawiciel. Coście u cz y ­ nili! A P a n Jezus bardzo odczuwa cierpienia dusz czyśćcowych.

On ma tak ie tkliwe serce. A stąd jakim łaskawym okiem p atrz eć będzie na ciebie, gdy usuniesz boleść jaką z dusz czyśćcowych.

W ogrojcu spoglądając P a n Jezus na cierpienia wszystkich

ludzi tak był ściśnięty osobiście, iż Krw ią się zalał. Widział też

m ęki dusz czyśćcowych, że mimo Jego męki tyle z nich pójdzie na

srogie m ęki dla swego niedbals tw a i to Go boli. P rzeto kto wyzwala

dusze z czyśćca wielką P a n u Jezusowi oddaje przysługę i pociesza

(10)

260

Go podobnie jak anioł w Ogrojcu. (Św. Łuk. X X II, 43). K to się za grzeszników i dusze w czyśćcu nabożnie modli, powiedział P a n Jezus św. G ertrudzie, tak to wdzięcznie od niego przyjm uję jakoby Mnie do więzienia wtrąconego często nawiedzał i łagodnymi słowy w onym osieroceniu pocieszał (Lib. IV vitae c. 18). „ T a k się cieszę, gdy k tó ra dusza za ich sta ranie m jest uwolnioną, jakoby Mnie z więzienia wykupiono. (Lib. V, 2).

Co więc uczynisz duszom czyśćcowym. P an Jezus wszystko ci poczyta jakobyś to Je m u wyświadczył. Jezusowi oddać taką p rz y ­ sługę, co za szczęście. Sama myśl o tym rozkoszą przejm uje serce.

II

WYBAWIA JĄ C DUSZE CZYŚĆCOWE Z MĄK, SPRAW IA MY PO C IE C H Ę N A JŚW IĘ T SZE J M ARII PA N N IE ,

ŚWIĘTYM I ANIO ŁOM

Ten, co okazuje miłosierdzie duszom czyśćcowym, ma tę p o ­ ciechę, iż w szczególniejszy sposób miły jest Marii, Matce Miło­

sierdzia! Ona to bowiem ulgę przynosi Swymi prośbami więźniom czyśćcowym jak powiedziała do św. Brigity i nazwała się ich M atk ą (ś w .B rig K s . I V r . 1 3 ) .

Lubo wszyscy ludzie Jej macierzyńskiej opieki doznawają, przecież szczególniej dobrą jest dla dusz czyśćcowych dlatego, że one są ugruntow ane w łasce i miłości Bożej (Efez. I I I , 19) a mimo to najwięcej cierpią jak żaden człowiek na ziemi.

Przecież ta dobra Matka ma tytuł Matki Miłosierdzia, więc Serce Jej czułe spieszy ku dzieciom Swoim w czyśćcu, k tó r e n aj­

więcej cierpią. J a k łaskawym okiem p atrzy na tych, któ rzy Jej p o ­ magają w rato w aniu dusz cierpiących w czyśćcu. J a k za tę przy­

sługę naszą będzie nam wdzięczną M atk a Miłosierdzia, kiedy sami w czyśćcu cierpiąc oczekiwać będziemy Jej wstawiennictwa i p o ­ mocy, Ona nam przyjd zie z pewnością w pomoc.

Wybawiając dusze czyśćcowe spraw ia się radość i świętym w niebie, że się ich liczba powiększy. A jest powszechna n a u k a d o ­ kto rów Kościoła św., że święci w niebie nie mniej się cieszą ze szczęścia i chwały drugich jak z własnej chwały. Ileż więc d o d a t k o ­ wych nowości i radości mają święci z wejściem jakiejś duszy do nieba. Są zaś różne stopnie chwały świętych ja k

„ S te lla

a Stella dif- fert in claritate“ (I Kor. XV) ta k chwała i przywileje świętych różnią się od siebie. Nowa radość i pociecha dla drugich! „In aeterna vita unusquis que gaudebit de bonis tam suis quam alienis“

(św. Tomasz 3 p. q. 23 a 6). Dlatego niepodobna pojąć chwały wy­

branych, gdyż i tyle jej każdy ma, ile jej wszyscy posiadają. Jako

(11)

za pierwszych chrześcijan była przedziw na jedność i wspólność (Dzieje Apost. IV ) ta k w niebie sposobem nierównie doskonałym uczestniczą wzajem nie w swych dobrach. Co za pociechę sprawia się duchom błogosławionym, gdy im do nieba poślesz dusze z czyśćca. T a k wiele tam jest szczególnych uciech, k tó ry ch święci zażywają albo w sobie samych albo w drugich, że je tylko sam Bóg dostatecznie pojąć może. Weselić się będą n a d sobą z widzenia B o ­ skiego, pod sobą z piękności niebios i stworzeń m aterialnych, w sobie z ciała uwielbionego, około siebie z towarzystwa aniołów i ludzi (Sw. A lb ert Wielki). Dlatego z takim u p ragnieniem ocze­

k u ją święci nowych towarzyszy. K ażda z dusz czyśćcowych prosząc nas o wyzwolenie może mówić do nas: Dozwólcie mi z czyśćca do nieba odejść, bo na m nie czekają sprawiedliwi!

Wreszcie przybycie dusz z czyśćca do nieba rozwesela anio­

łów. Cieszą się święci duchowie, że one pustki spraw ione przez zbuntow anych aniołów wypełniają się ludźmi świętymi. P a n Jezus zaś wspomina o radości w niebie, jaka p anuje z nawrócenia je~

dnego grzesznika. Wielka też będzie radość, gdy dusza z czyśćca do nieba pójdzie. Łatwo stąd osądzić, jak się aniołom przysługuje, k to dusze do nieba wprowadza.

Można powiedzieć, że jeszcze Kościół wojujący na ziemi cieszy się gdy dusze wchodzą do nieba dlatego, bo przybywa nowy ich p atro n , k tóry wstawiać się będzie do Boga.

O jak te uwagi powin ny nam służyć i dodać nowego bodźca do wytrwałego sta rania się, aby ciągle ulgę duszom w czyśćcu cier­

piącym sprawiać i jak największą liczbę dusz do nieba wprowadzić!

Do szczęścia!

Do szczęścia p ta k a — w olności p otrzeba Do szczęścia k w ia tu -— jasnego nieba Do szczęścia dziecka — uścisku m a tk i A dla tułacza — ro d zin n ej chatki!

Szczęściu p o e ty — trza uczuć czary, Do szczęścia m ędrca — potrzeba w iary, M yślom zm ę c zo n y m ■ —- trzeba w ytc h n ien ia , Z b o la łym sercom — ciszy — w spom nienia.

Do szczęścia w szy stk ic h — w szy stk ic h na św iecie Jed n eg o ty lk o p o trzeb a przecie

B e z czego św iat te n ja k b ezd eń sroga, W s z y s tk im do szczęścia p o trzeb a — Boga!

J. s.

sw */ .W " .w y ; ^ vv-*5-. vv<v. s s 'f r . w y ? w vyv>.

(12)

Cudowny Medalik a w iara

Przeżywamy obecnie groźny kryzys wiary we wszystkich k r a ­ ja c h chrześcijańskich. Zapewne, w sferach inteligencji dokonuje się o d ro d zen ie religijne, k tó re daje rękojm ię nadziei na przyszłość.

Lecz szerokie masy obojętnieją dla Boga i dla Kościoła i stają się poganami. — I jakże może być inaczej, gdy wiara jest lekceważona, wyszydzana, ośmieszana we wszystkich dziedzinach i wszystkimi sposobami; gdy dzieci są wychowywane bez Boga, gdy n au k a a tei­

styczna podnosi głowę, siejąc wszędzie powątp iewanie i zap rze­

czanie. Ludzkość ma się uwolnić od przestarzały ch dogmató w; -—

nie ma Boga, — świat powstał sam, — człowiek nie ma duszy, — św iat n ad n a tu raln y nie istnieje, — nie m a życia pozagrobowego, —- nie ma nieba, a zwłaszcza nie ma piekła, ani Boga ani Pana... Takie są twierdzenia nowoczesnego ateizmu. Tw ierdzenia te nie są ni­

czym innym, jak podkopyw aniem wiary i religii od samych p o d ­ staw; — obaleniem osi świata.

Wśród tych mroków nagrom adzonych przez śmiałe zaprze­

czenia, przez k tó re niewiara stara się zniszczyć wiarę, świeci p r o ­ mień, k tóry pozornie slaby, jest je d n a k dosyć potężny, aby obronić i odnowić naszą wiarę. — Mały Medalik posiada tę moc cudowną.

S taje on prze d niedowiarstwem ja kby świetlane „m isterium wiary14;

ja k b y znak widzialny i nam acaln y z zaświatów i tego wszystkiego, co tu na ziemi nie p odpada pod nasze zmysły.

R ozpatrzm y prosty fak t przyjęcia i noszenia Medalika Cu­

downego przez człowieka niepraktykującego lub niewierzącego.

Z chwilą kiedy go przyjął, co już jest aktem wiary, — byle tylko modlił się sam lub ktoś modlił się za niego, w sercu jego, w któ­

rym przygotowuje się nawrócenie, odbywa się praca, k tó rą niepo­

dobna wytłumaczyć. Tru dności znikają same przez się, jak to miało miejsce u żyda Ratisbonne, k tó ry zaraz po swoim naw róceniu za­

wołał: „Ona nic mi nie powiedziała, lecz ja wszystko zrozumiałem!41 Spróbujm y zbadać sposób działania Bożego w tych cudow­

nych naw róceniach, k tóre tak często były spowodowane przez Cu­

downy Medalik. Powołanie nas przez Boga do wiary jest darem

(13)

niezasłużonym . Bóg w nas tę wiarę p o d trzy m u je i zachowuje. Ażeby ją n am po ludzku uprzystępić, otacza ją motywami wiarygodności, p rz e d którym i rozum nasz ugina się i p o d d a je objawieniu Bożemu.

Zastosujm y te zasady do Cudownego Medalika i będziemy mieli dowód nam acaln y i oczywisty, że on także jest źródłe m oży­

wczym wiary, k tó r a u je d n y ch znikła zupełnie, a le karstw em w zm a­

cniającym te wiarę, k t ó r a u drugich jest osłabioną i nadwątloną.

Medalik Cudowny jest, ta k jak wiara, d arem niezasłużonym Miłosierdzia Bożego, k tó ry otrzymaliśmy z rąk Marii, Pośredniczki wszystkich łask.

T ak jak wiara staje przed nami z n ie odpartym i dowodami autenty czności Boskiej i ludzkiej.

1) Objawienie. — Czyż nie objawiła go sama Najśw. P a n n a ?

„K a ż wybić M edalik według tego w zoru“ powiedziała.

2) Prz epow iednie. — Z licznych przepowiedni, k tó r e tow a­

rzyszyły objawieniu spełniło się już wiele, jeśli nie wszystkie; m ię­

dzy innym te: „ P rz y jd ą wielkie nieszczęścia. Niebezpieczeństwa będą wielkie; nie obawiajcie się. Bóg i św. W incenty ochronią Z gro­

madzenie... Lecz b ędą ofiary. Ks. A rcybiskup umrze. Krzyż będzie wzgardzony, krew poleje się na ulicach...11 Wystarczy tylko cofnąć się myślą do r. 1870 na 1871, i do r. 1880, rzucić okiem na Paryż w tej epoce, ażeby zobaczyć spełnienie dosłowne tego proroctw a.

W czasie k o m u n y członkowie kilku Z grom adzeń oraz świeckiego kleru paryskiego, a naw et sam arcybiskup D arboy zostali zabici, krew polała się na ulicach...

3) Cuda. — Medalik nazywa się „ cu d o w n y m 11; tytuł ten zd o ­ bywa mu uznanie i podziw nie tylko wierzących, ale każdej duszy dobrej woli.

4) T ra dycja. — Rozpowszechnił się od pierwszej aprobaty ks. de Quelen, arcybiskupa Paryża z tak niesłychaną szybkością, że jest w tym coś cudownego. Dowodem tego, że już w r. 1832 był Cudowny M edalik prawdziwą potrzebą ludu chrześcijańskiego. Jeśli jest f a k t historyczny, przy k tó ry m m ożnaby powtó rzyć z całą słu­

sznością stare przysłowie: „Vox populi vox D ei11 to jest nim ro z­

pow szechnienie Cudownego Medalika. I o d tą d ten ruch wśród ludu ciągle wzrastał. P o licznych oficjalnych a p ro b a ta c h Kościół nadał m u znaczne odpusty.

I cóż dzwnego? Kościół jest stróżem wiary katolickiej,

a M aria może m u ty lko pom agać w tym k ie ru n k u . Czyż m a tk a nie

pow inna zapobiegać wszystkim potrzebom swoich dzieci? Jako

ś ro d e k sk ute czny i p rak ty c z n y objawiła Ona Cudowny Medalik,

k tó r y jest w yrytym wyznaniem wiary, a więc środkiem o p a t rz n o ­

ściowym na kryzys wiary.

(14)

2fi4 —

NAWRÓCENIE ALFONSA RATISBONNE

Oto zdarzenie według lekcji oficjum liturgicznego Cudownego Medalika:

„Cały świat widział jak z dnia na dzień wzrastały cześć i u fność do Najśw. P anny, k tó ra raczyła działać cuda przez Cudowny Me­

dalik uzdrawiając tak ciała jak i dusze. Pomiędzy tymi wszystkimi zdarzeniami godnymi pamięci trzeba wymienić f a k t dotyczący Alfonsa Ratisbonne, k tó ry zaszedł 20 stycznia 1842 r. i k tó ry je st stw ierdzony przez au to ry tet Kościoła. Alfons urodził się w Stras­

burgu z rodziców żydowskich. Udając się na wschód zatrzymał się po drodze w Rzymie. T u zawarł przyjaźń z człowiekiem szlache­

tnego pochodzenia, k tó ry przeszedł z herezji na wiarę katolicką.

T en starał się wszystkimi sposobami doprowadzić swojego p rz y ja ­ ciela do praw dziwej wiary. Lecz słowa jego pozostawały bez sku­

tku. Uzyskał tylko to, że żyd nosił m edalik Matki Boskiej zawie­

szony na szyji. Równocześnie modlono się za niego do N iep o k ala n ej Dziewicy. Maria niedługo zwlekała z pomocą. Alfons wstąpił p rz y ­ padkiem do kościoła św. Andrzeja w dzielnicy niegdyś zadrzew io­

nej, zwanej: delle F ra tte . Było to około południa. Nagle zdaw ało mu się, że świątynię zaległa ciemność, tylko z kaplicy św. Michała bił żywy blask. Zatrw ożony spojrzał w tę stronę. W tedy ukazała mu się Najśw. P a n n a z twarzą pełną słodyczy, taka, ja k się ją p rz e d ­ stawia na Cudownym Medaliku. Niebiańskie widzenie zmienia nagle usposobienie Alfonsa, który poznaje błędy judaizmu. Religia k a t o ­ licka, do któ rej przedtem miał wstręt, wydaje mu się praw dziwą religią i przyjm uje ją z całego serca. Zapoznawszy się z dogmatam i chrześcijańskimi, po kilku dniach, ku powszechnej radości m ie­

szkańców Rzymu, został oczyszczony wodą Chrztu św.

M ODLITW A

O Mario, dziękujemy Ci, że dałaś nam w swoim Cudownym Medaliku środek tak potężny do nawrócenia dusz i przywrócenia im Wiary. Zapewne, my mamy to szczęście, że wierzymy, lecz wiara nasza byłaby bardziej żywą i świetlaną, gdybyśmy mieli więcej gor­

liwości i miłości w kulcie, k tó ry żywimy dla Ciebie. Pomóż nam więc, o Matko, pełna dobroci, nie tylko lepiej żyć podłu g Wiary, lecz także rozgłaszać ją i rozprom ieniać wokoło nas, posługując się Twoim, drogim Medalikiem, a in ne cudowne nawrócenia zdarzą się i będą świadczyły o tym, że Cudowny Medalik dobrze zasłuży!

swoją nazwę.

(15)

W ko ro n ie z cierni — patrz! jako idzie Zbaw iciel św iata — B a ra n ek cichy!...

K rw a w y m i ślady zn a c zy swą drogą, B y na n ie j k w itły , cn ó t tw yc h kielich y...

B y się ta lu d zk o ść, co za nią kona K u niebu w zniosła przez k r z y ż zbaw iona!

W ko ro n ie z cierni! z b ity — zd ep ta n y...

Od w rogich k a tó w p lw a n y — w yśm iany...

N a ciebie czek a c złek u , na ciebie,

Bo p rze z Izy —• ciernie — żyć będziesz w niebie!

W ięc id ź do k r zy ża — w znieś k o r n ie dłonie Do króla bólu w ciern io w ej ko ro n ie!

W ko ro n ie z cierni! Zaw isł na k r zy żu I skonał, sko n a ł On!... daw ca życia...

O n k tó r y za nas w ziąż w s zy stk ie grzechy I w s zy stk ie bóle w ziął do w ypicia...

Skonał!... L ud zko ści! czyś ty pojęła Ileś na siebie p rze z ch rzest przyjęła!!?

W ko ro n ie z cierni! On szedł i zginął, A le zw ycięstw a sztandar rozw inął...

Z w y c ię żył p ie k ło -— noc upodłenia, N akazał szu ka ć w k r z y ż u zbaw ienia!

A ty ■ — człow iecze — na k r z y ż spozierasz, L ecz w niebo drogi! ah! nie otw ierasz!!

0 stań na chw ilę! — w znieś w górę skronie!

P a trz na te g w o źd źm i p rze b ite dłonie!

N a b o k zraniony, na ciernie rany...

Na Sw ego życia ślad w yd ep ta n y,

1 p ow iedz: „Panie! ■ —- B ądź m iłosierny!...

W k r zy żo w e j dro d ze b y łe m ci w ierny!

J. z Ł.

(16)

W iz y ta w pagodzie

Wracam z wycieczki misyjnej w Cie-pe. Nabożeństwo nie­

dzielne dość długie, ale z powodu gorąca wierni wcześniej się sta­

wili, tak że już o godz. dziesiątej jestem n ad brzegiem rzeki i cze­

kam na łódkę, k tóra ma mię zawieść z pow rotem do Wenchow.

Odpływ morza ma się ku końcowi, wody rzeki rozlane je d n ak sze­

roko, tafla wody niby lustro srebrzy się w słońcu. Cisza zupełna, żaden wietrzyk nie suszy sączącego się potu. Parsasol mało daje cienia, czuję w głowie, że te m p e ra tu ra się podnosi, w uszach za­

czyna jakby szumieć, głowa ciężeje. Łódki jeszcze nie widać. Zosta­

wiam zatem mego katechistę, by czuwał, a sam zmykam do pagody, położonej zaledwie o kilkadziesiąt kroków.

Zabudowania duże, zawsze „naoścież o tw a rte 41 bramy. Wstęp każdej chwili wolny. W samym środku siedzą bóstwa główne, obok i po brzegach, krużgankach, moc bożków, dobrze utrzym anych o żywych kolorach. Poza tym miejsce wolne służy za skład różnych meterialów i rupieci. P a ru ludzi wyplata maty, kobieta wyrabia obuwie ze słomy dla wieśnaków, dziewczyna, może 12-letnia, kręci nici, p aru mężczyzn wyleguje się na ławach, dwóch starych niewia­

domego powołania siedzi i p atrz ą obojętnie. P agoda zapewnia im widocznie miskę ryżu, o więcej nie dbają, p rak ty k u j ą słodką bez­

czynność. Usiadłem i ja, spoczywam, czuję dobroczynny chłód.

Słucham, o czym oni rozmawiają. Je d en powiada: „on musi rozu­

mieć mowę chińską44, inny dodaje: „musi być bardzo stary, bo ma długie wąsy i b ro d ę44.

Nic nie mówiąc, zbliżam się do jednego bożka z brzegu, czer­

wonego ja k ogień i p y ta m obok siedzącej niewiasty: „co to za bo­

że k ? 44 Wymówiła jakieś nazwisko niezrozumiałe. P y tam jej: „czy te n bożek jest Chińczykiem czy obcym czło w ie kiem ?44 Ogólne za­

kłopotanie, wszyscy udają, że nie rozumieją. Tłu maczę im, że prze­

cież Chińczycy mają cerę praw ie białą, cokolwiek żółtawą. T en

bożek czerwony, widocznie nie jest Chińczykiem. Nie mogą z n a ­

leźć słowa odpowiedzi. W ted y m ała dziewczynka z radością wielką

(17)

tłum aczy im, co ja mówię i żąda, by odpowiedzieli. O statecznie je den z nieb odpow iada: „to jest napew no obcy bożek".

P o k a zu ję im drugiego bożka, czarnego ja k komin iarz. Znowu pytam : „czy to jest Chińczyk czy obcy?". T eraz już odpow iadają, choć z za kłopotaniem , „to ta k że obcy bożek, to nie Chińczyk4*.

Wszyscy rzucili p racę, wylegujący się na ławie powstawali i p atrz ą na mnie. Tłu maczę im: „w y Chińczycy nie chcecie wiary ka to lic­

kiej, bo powiadacie, że to „w iara obca“ , my Chińczycy mamy w iarę chińską", tymczasem wasza „w iara c h ińska" czci bożki obce, ja k sami tu widzicie. Wasze bożki nie są chińskie, ale obce, zatem wasza wiara jest obcą, przyniesio ną p rz e d p a ru set laty z Indii. J a k a n a ­ praw dę jest „w iara ch iń sk a" ? Dawniej Chińczycy czcili „ n ieb o “ - Do dnia dzisiejszego każdy Chińczyk pow tarz a: „jem ryż z łaski n ie ba", n ik t nie mówi: „z łaski wej czy busa". Czcić niebo — t a znaczy czcić P a n a nieba. Zatem wasza prawdziwie chińska religia n aka zuje czcić P a n a nieba. P a n nieba nie jest obcy, ale za ró w n o chiński ja k i obcy. P o d o b n ie ja k słońce świeci w Chinach i u ob­

cych. N ikt z was nie mówi, że słońce jest obce, ale każdy zadowo­

lony ze słońca. P a n Bóg ta k samo jest jeden, On stworzył i chińską , ziemię i obcą ziemię, On stworzył i nas i was, On naszym w spólnym ojcem, On wszystkim rządzi. Obcy ludzie przychodzą głosić wam P a n a nieba, ale P a n nieba nie jest obcym.

Wszyscy kiwają głowami, p o w tarzając z cicha: „ t a k jest, on dobrze m ów i“ . Zachęcony tym, ciągnę dalej: „czemu czcicie te obce bałwany, ule pione z gliny? Czcić tego bałwana — to to samo, co kłaniać się p rze d tym tu słupem. Czy można prosić ten słup o ja kie łaski, czy on wysłucha prośby?". Wszystko w śmiech! „Widzicie, czcić wasze bożki — to ciężki grzech, to obraza P an a n ie b a “ . P o ­ wtarzają sobie: „to grzech, to grze ch“ .

Najrozkoszniejsza była owa dziewczynka. Rzuciła ro b o tę, przybliżyła się, p ow tarzała moje słowa, tłum aczyła drugim i śmiała się z radości. Pomyślałem : „to dusza prosta, jeszcze nie wiele k a r k u gięła, a przy n a jm n ie j nieświadomie prze d bałwanam i, jej serce czy­

ste, dostępniejsze dla słów praw dy, ona bliżej Boga niż inni zasko­

rupiali poganie".

J e d e n tylko stary ślepiec, z wyłu pio nym jednym okiem, z d r u ­ gim mocno nadw yrężonym , zaczął pow tarzać z drwinami, k p in a m i:

„czcić Marię, czcić Marię...“ Myślę sobie: „ty biedaku, wszak dzisiaj uroczystość Wniebowzięcia, ty będziesz w złości twej szatańskiej rzucał się na Marię N ie p o k a la n ą? !“ P y tam go: „czy ty wiesz, kto to jest M a ria ? Czy ty słyszałeś o Marii? Maria — to człowiek ja k my wszyscy, ona nie jest Bogiem, Bóg tylko jeden, ale Maria jest n a j­

lepsza, najświętsza z ludzi, Ona dziś w niebie, Ona tam może wiele

u Boga, należy ją prosić".

(18)

268

Dziewczynka nie posiadała się z radości, stara kobieta p o w ta­

rzała: „tak jest, to p ra w d a 11..., wszyscy pilnie słuchali, a i stary śle­

piec zamilknął.

Je d n a k czas naglił, obawiałem się, by łódź nie czekała na mnie, zatem rzucam wszystkim je dno jeszcze słówko: „macie tu we wiosce kościół katolicki, macie wszyscy ta m się zapisać11 i do widzenia, do widzenia.

Ziarno rzucone, ale czy coś z niego wykiełkuje!?

Wenchow, 15 sierpnia 1937 r.

Ks. Paw eł K u rty k a , Misjonarz

Życie brata Misjonarza w Chinach

Nieskończenie dziękuję za przysłane wiadomości i miłe ży­

czenia! Wywdzięczę się sercem stokrotn ie. Nie przyszła mi nigdy do głowy wątpliwość, że zapomnieliście o mnie; w każdym razie wasz drogi list stanowił więcej niż dostateczny dowód, aby je roz­

proszyć. I ja również zawsze pam iętam o was przy pracy, a jeszcze więcej w moich modlitwach.

Nie wyobrażacie sobie, jaką radość sprawia każdy list z P ol­

ski. Aby was zachęcić coraz więcej do tego czynu miłosiernego, oto m oje drobne wiadomości. K to wie czy nie posłużą do ożywienia w niejednym z was pragnienia, przebijającego się w waszym liście, do przyjścia nam z pomocą?

A wielka jest potrzeba!

P R Z Y PRACY

Monsignor chciałby mieć tu wielu, by móc umieścić choć je­

dnego w każdej rezydencji. W jakim celu? Aby mniej więcej robili to co ja. Po trochu każdego rzemiosła; stolarz, kowal, pobielacz, m ura rz, fryzjer, blacharz, według potrzeby. Szkoda, że dzień ma tylko 24 godziny. Chciałbym by miał podwójn ą ilość, dla możności w ykonania wszystkiego: odświeżania, czyszczenia, naprawiania spe­

cjalnie szkód, k tó re pozostawili czerwoni, gdziekolwiek przeszli.

Ja k ą szczęśliwą myśl miał nasz Najczcigodniejszy X. Wizy­

ta to r, umieszczając m nie w dom u gdzie jest tyle in strum entó w.

Mam możność przyw racać oddech i głos różnym harm onium

zadyszanym i uszkodzonym. Z pomocą kleju przysłanego mi osta­

(19)

tnio, robię cuda, i jeśli n ie k tó re prac e wykonałem pomyślnie, za ­ wdzięczam to temu.

Szkoda że nie uczyłem się szewstwa. Te buty wysokie, zro ­ bione przez b r a t a Stanisława, odstąpiłem pew nem u księdzu, k tó r y będąc daleko od nas, już ich nie potrzebował.

P o miesiącu, n a t u ra ln ie odesłał je z tysiącem podziękow ań.

B rat może się nie obrazi; nie było winy niczyjej. Zrobiono je dla kogoś innego.

T ę p a rę m am nadzieję nosić długie lata. W dom u używa się zawsze p antofli chińskich, t a k wygodnych, ekonom icznych, nie czy­

niących najmniejszego hałasu. Są p o d o b n e do friu lańskich, k t ó r e dobrze znacie, nie ty lko z opisu.

P rz ejdźm y prędz ej do rzeczy... wyższych.

Po przybyciu ks. A., utw orzyło się towarzystwo artystyczne, nazwane „ H a r f a “ . T e ra z więc zajm ujem y się foto grafią i m uzyką.

NA P O L U SZTUKI

Niekiedy po kolacji dajem y koncert. Ks. A. na h a rm o n iu m , ja na klarnecie. Odłożyłem na spoczynek mój stary in s t ru m e n t z p o ­ wodu wieku. Obecnie je d n a k przywołałem go do służby czynnej.

Wiecie co mi uczynił ks. A., gdyśmy się pierwszy raz spo­

tka li? Pociągnął m n ie za b rodę, nie pam iętają c w tym, co spotka ło Galla, ze strony starego se natora rzymskiego. Za k a rę , jest te raz moim uczniem języka chińskiego. J e d n a k ta k ara nie potrw a długo (mówię wam poufnie) gdyż ja sam umiem mało i muszę codziennie przygoto wywać się do lekcji.

W A L K A Z JĘ Z Y K IE M CH IŃ SK IM

Chiński język byłby p ięknym , gdyby nie posiadał tylu r ó żn o ­ ro d n y ch hieroglifów. Zaw dzięczając cierpliwości mojego mis trza ks.

P. nauczyłem się ich więcej ja k tysiąc, oprócz wielu zdań ogólnych.

Szkoda że m am za mało czasu na naukę, nie będę też ukrywał, że idzie mi ciężko. T ro c h ę rano p rze d Mszą św., i pół godziny wie­

czorem. A więc uczę się nowej lekcji a zapom inam dawnej. J e d n a k gdy się chce iść n ap rz ó d , trzeba dobrze nadążać a ks. P. nie za­

daje nowej lekcji, gdy nie um iem poprzedniej.

Muszę u k raść trochę z czasu przeznaczonego na sen, aby nie stracić lekcji, lecz czynię to ochotnie, gdyż to jest pożyteczne i nauka podoba mi się.

T eraz muszę tłum aczyć ks. A., i gdy widzę się zgubionym, wyjm uję mój nie odłączny słownik lub rzucam nasz okrzyk S. 0 . S.

i ktoś przybywa na nasz ratu n ek .

(20)

270

UPRZEJM OŚĆ CHIŃSKA

W dzień Cudownego Medalika, poszliśmy obydwaj do szpi­

tala, do swych zajęć. Wstąpiliśmy do fotografa dla założenia klisz i zrobienia ju tro kilku fotografij. Podczas czekania w saloniku, p o d an o n atu ra ln ie papierosy i h erb atę, akt grzeczności, k tó ry Chiń­

czycy stosują sumiennie, względem wszystkich bez w yjątku gości.

Widzicie że nie jesteśmy barbarzyńcam i! Bierzemy gorące filiżanki i w czasie, gdy staram się mówić jaknajlepie j, spostrzegam że ks.

A. traci równowagę. U p ad e k na ziemię, czołganie się, powstanie i wylanie na siebie h erb a ty , było kwestią jednej chwili. Co za licho?

myślę sobie, pomagając podnieść się i osuszyć suknię. Subiekt, za szczyt grzeczności uważał koniecznym odkurzyć stołek, przesuwając go właśnie w chwili siadania. „Pu-ja-cin, pu-ja-cin“ (nie szkodzi) mówi pocieszająco, fo to g raf uprzejm ie przeprasza. J a nie wiem czy śmiać się, czy dać do zrozumienia gorliwemu subiektowi, że n a d ­ m ierna uprzejm ość jest szkodliwą. Serdecznie śmiejemy się wy­

szedłszy na ulicę, a p o te m jeszcze więcej opowiadając całe zdarze­

nie w szpitalu i w domu towarzyszom.

Po ukończeniu czynności w szpitalu, poszliśmy zwiedzić pa- godę Pe-tang. Cała zniszczona przez rabusiów i zamieszkujących ją żołnierzy. Można je d n ak ocenić, że była piękna, ozdobiona cen­

nym i i kosztownymi pracami. W pobliżu znajduje się rodzaj kla­

sztoru, częściowo zrujn owanego, ze wspaniałymi dziedzińcami, lu­

kam i i przedsionkam i, dobrze w ykonanymi w tak charakte rystycz­

nym guście chińskim.

Szkoda że tak mało pozostało z tego, lecz tym lepiej, gdyż ta kie jest przeznaczenie wszystkich świątyń pogańskich. Szochan nie będzie miał tylu zwolenników!

Potem weszliśmy na wzgórek, skąd roztacza się wspaniała p anoram a. Na szczycie wystrzela jedna z tych licznych fortec, zbu­

dowanych dla obrony przed żołnierzami czerwonymi i innych kolorów.

W rzeczywistości, powin ny one nazywać się raczej „debo- l e r r e “ (słabość). Nie wiele brakuje , aby je zburzyć. Ta np., zrobiona z cegieł rozsypujących się, nie przylegających do siebie i pokry­

tych mieszaniną nafty ze słomą. In n e są z ziemi ubitej i na pół roz­

walone, lecz tych nie widzieliśmy. Mam rację nazywać je „debo- le r r e “ . P rzekonacie się najlepiej spojrzawszy na przesłaną foto­

grafię.

P O E Z J A NOMIN ALNA

Już wam wspominałem, że te nazwy ta k poetyczne jak: P a ń ­

stwo Niebieskie, rzeki lazurowe (wszystkie mają p o d o b n e nazwy),

nie zgadzają się z rzeczywistością. K to nie wierzy, niech zobaczy.

(21)

Miałbym jeszcze dużo do opowiadania, zdarzenia o których słyszałem, o różnych lekarstw ach i o różnych sposobach leczenia...

Na razie zostawiam to, aby nie zakłócać delikatności waszej duszy a także żołądka.

UROCZYSTOŚCI ŚW IĄTECZNE

W dzień N iepoka lanej było święto, p odobne ja k w Polsce.

Wieczorem przyszli także studenci z nowej szkoły z orkiestrą:

cz te ry trą b y wojskowe, dwa bębenki, talerze i wielki bęben.

Grali ciągle ten sam motyw, złożony najwyżej z 10-ciu tonów.

My również: ks. P. i ks. A. na harm o n iu m , ja na klarnecie w yko­

naliśmy kilka utw orów, seminarzyści śpiewali na cześć Najświętszej P anny. Chińczykom więcej się p odoba ich orkiestra, dla nas trochę fałszywa, niżeli nasza dobra muzyka.

A oto pierw sze Boże N arodzenie spędzane w Chinach. Msza

■o północy odbyła się pryw a tnie w kaplicy Seminarium. Wszystkie trzy Msze celebrował ks. P. W czasie tym seminarzyści odbywali swoje m edytacje a potem śpiewali po chińsku. Ks. A. grał różne p a ­ storałki. P o skończonej Mszy odbyło się śniadanie; kawa, h erb a ta, mleko i ciasta chińskie. N iektóre miały taki dziwaczny wygląd, że ks. P. nazwał je „salami elek try czn e11. Nie kosztowałem jeszcze tych smakołyków chińskich, lecz nie podobały mi się i... z ks. A.

mówiliśmy o tradycyjnym opłatku, jaki dobrze znacie. O go­

dzinie 8-ej odbyła się P o n ty fik aln a Msza Anielska, po połu dniu Błogosławieństwo i Różaniec.

W ieczorem zaproszeni zostaliśmy do te a tr u w naszej szkole.

Poszliśmy czterej: ks. P., ks. A, ojciec Liu, proboszcz k atedralny i ja. Nic nie rozum iałem , a naw et i ci, którzy znają trochę język

•chiński. Mam nadzieję, że nie p o trw a to długo i gdy Bóg zezwoli, wyjdziemy, wspom niałem , że jeśli byliby wyuczeni deklamacji, od­

grywali by ci Chińczycy dobrze.

Zapom niałem pewnego szczegółu uroczystości. Po Mszy so­

le n n ej, przyszli chrześcijanie z m iasta i tro ch ę ludzi przybyłych ze wsi, aby zrobić „P re-treu -li“ czyli życzyć Wesołych Świąt. M u ­ sieliśmy iść wszyscy, także i ja, na defiladę niekończącą się z u k ł o ­ n a m i i p rzy k lę k an ia m i. Nie trwało to długo więc poszliśmy do za­

k ła d u Siostry Anny, k tó ry jest m ały m Cottolengo. Także i tu asy­

stowaliśmy p o d o b n ej scenie, k tó r e odbywały się w różnych o ddzia­

łach schronis ka i wszyscy przyszli, naw e t zaledwie mogący się p o ­ ruszać. O drzucenie tych zwyczajów i przeszkadzanie w robieniu tych tro ch ę śmiesznych ceremonij byłoby obrazą. Nie wydawało by się to dobrym .

T ak ż e w dzień Nowego R oku, ta sama cerem onia z życzę-

(22)

272

-

niami, powtarzającymi się prawie przez miesiąc, aż do K uonien, czyli początku roku chińskiego.

PUSS-PUSS

Wieczorem w Nowy R ok idziemy do te a tru w szkole. Zamie­

szanie jest mniejsze, z powodu przybycia policjantów utrzym ują­

cych porządek, a recytacja dokładniejsza. Musiałem towarzyszyć ks. A., w przeciwnym razie pozostałbym chętnie w domu. Po po­

wrocie mieliśmy trochę ryżu. Dla przyzwoitości trzeba go było po­

dnosić do usta pałeczkami „pu s s-p u s s“ , można domyśleć się jakie było. Je d n a strona ulicy jest ładna i oświetlona, jeżeli wybrniemy będzie dobrze, lecz druga strona cała w dziurach głębokich i szofer nic nie może widzieć z powodu błota.

Zdaje się, że zaraz wywrócimy się. Auto w którym jedzie ks. A., było trochę możliwsze, lecz moje całkiem zdruzgotane.

W pewnym momencie p ęka guma. Mówię mu by zatrzymał, gdyż przejdziemy pieszo pozostały kawałek drogi, lecz on: „ P u _in-ein“

i znowu to samo. P otem spadła guma z koła i naw et wtedy nie za­

trzymał się. Na koniec, nie wiem jakim sposobem, przybyliśmy zdrowi i ocaleni do domu. opow iadając zdarzenie.

Za każdym razem, gdy idzie się do miasta, widzi się coś no­

wego, lecz wiele nie nadaje się do opisu; nic to nie szkodzi, gdyż większa część tych szczegółów życia chińskiego, były już ogłaszane^

Czy wiecie że przed kilku dniami uwięziono naczelnego wo­

dza Kiang-Kae-Sek? Sprawa ta miała całą serię następstw; jeżeli nie będzie pomyślnie rozwiązaną.

RADOŚĆ W MIEŚCIE

W K. nie byłem nigdy; tylko oburzenie dla grubiańskiej spraw y przeciwko wodzowi, dla którego m am wiele sympatii. Wie­

czorem w Boże N arodzenie, był oswobodzony i stąd wielkie uro­

czystości w całych Chinach. Tu, w mieście były urządzone w nie­

dzielę. Zdawało mi się, że widzę dzień 1 września ro k u zeszłego' w Polsce. Wszyscy na nogach, wszystkie domy udekorow ane cho­

rągwiami, orkiestry grają.

Po południu wygłaszane mowy na placu a potem orszak nie­

skończony; studenci, mieszkańcy i władze z chorągwiami. Także i do nas przyszli z zaproszeniem, k tóre zostało przyjęte.

Udział wzięli: ks. V., ks. Br., ojciec Liu, proboszcz kated ry i ks. P., k tóry także wygłosił mowę wielce oklaskiwaną.

O dprow adzono wszystkich na miejsce honorow e i ta k za koń­

czono manifestację, wysłaniem telegram u do wodza naczelnego.

(23)

re m k o n ce rt „ H a r f y “ wyczerpał cały swój r ep e rtu a r.

R ADY B R A TE R S K IE

Nie wiem kiedy nauczę się po chińsku, aby móc objaśniać k atec h izm i współdziałać w poznaw aniu naszej świętej rełigii.

Pożytecznym bardzo byłoby mieć pew ne wiadomości z m e­

dycyny, robienie zastrzyków, szczepienie, bandażowanie. Zwracam się do tych z was, k tó rzy żywicie p ragnienia u ta jo n e lub jawne co d o Chin. J a z tych rzeczy nic a nic nie umiem i p rzykro mi widzieć ks. V., zajm ującego się tymi sprawam i, k tó re k r a d n ą m u czas dość drogi.

Życzę wam wszystkim, aby p odobne szczęście was spotkało, n a w e t wyjdę na spotkanie, b ęd ę waszym p rzew odnikiem i jeśli za~

dowolnicie się, moimi małymi wiadomościami, nauczę was po chiń­

sku. Tylk o przybywajcie do Chin! Wspomagajcie Misjonarzy!

Siostry M iłosierdzia na misjach

Egipt

A M B U LA TOR IU M A R A B SK IE W ISMAILIA

P ra g n ę zapoznać Czytelników z am bulatorium arabskim . T o ­ w arzystwo K an a łu Sueskiego dostarcza gratisowo lekarstw a i o p a ­ tru n k i. Rzesza, licząca 700 łub 800 osób, korzysta codziennie z do ­ b ro d zie jstw am b u lato riu m . Wizyta lekarska, wyrywanie zębów, umieszczenie w szpitalu, operacje, wszystko darmo! To prawdziwe szczęście! Jesteśm y w k r a j u pół europejskim , gdzie wyznają wszel­

k ie religie... i pół m ah o m etań sk im . Tylko małe motylki, kierują swój lot do n ie ba o zachodzie... w p ołudnie naraziłyby się na sp a ­ lenie... Biedne tw arzyczki czarne, przekszta łc one w aniołki Boga żywego... w ostatniej godzinie. Gdy nadejd zie czas! Teraz właśnie j e s t po ra, aby wsiadłszy do auta, udać się do am b u lato riu m odle­

głego od szpitala 7 kilom etrów . Auto jest ogrom ne; na jego ła ­ w kach usm arzył by się befszty k, jak na ruszcie. Jest nas tu: trzy Siostry, pom ocnica nasza w aptece i cztery dozorczynie chorych.

Droga wspaniała, asfaltow ana po europejsku, obsadzona, zawsze k w itnącym i olean d ram i; w ydaje się, że jedziemy alejami ogrodu.

T u płynie k anał z jeziora T m isah z w odami słodkimi i gorzkimi;

słodkie pochodzą ze wspaniałej rzeki Nil, k tó rej je dna odnoga łączy

(24)

274

się z wodami morza Śródziemnego i morza Czerwonego. Jesteśmy w połowie kanału. Wszystko się zieleni, wszystko kwitnie po d tym wspaniałym niebem podzwrotn ik owym . Wszystko naw odnio ne ręką ludzką, deszcz jest rzadkością. Przez 5 miesięcy mego pobytu, deszcz padał je den raz przez 3 minuty. Odczuwa się gorąco wilgo- tne, tro p ik a ln e, a gdy zaczyna gwizdać „sim um “ te rm o m etr docho­

dzi do 50 stopni w cieniu (w innym czasie jest 40— 42) i ma się uczucie oddychania ogniem, a chm ura piasku rozpalonego, nie tylko tam uje oddech, lecz nie pozwala nic dojrzeć z powodu gę­

stego dymu.

Przepłynąwszy wielkie jezioro słone, jesteśmy w dzielnicy europejskie j; arabska jest dalej, am bulatorium zaś, znajduje się między jedną a drugą dzielnicą. P owabne wille lub domki, otoczone zielenią, kwiatami i śpiewem p taków ; nie mogą n arz ek ać eu ro ­ pejczycy, wygnani tu, do tej wiecznej wiosny. Włosi znajd ują się w przeważającej liczbie, zjednoczeni między sobą, dobrzy i p ra ­ cowici. Lecz oto am bulatoriu m . Tłum pacjentó w oczekuje na wiel­

kim placu. Są tam ludzie_szkielety żyjące, okryci sukniami starymi, wszystkich kolorów tęczy, ze zwojem łachm anów na głowie, dla ochrony przed prom ieniam i słońca. K obiety spowite w czarne pła­

szcze (według Mahometa, nie przystoi im nosić innych kolorów), nazwane melaya, okrywające całe postacie w raz z twarzą. Tylko oczy czarne, podcienione bistra (elegancja arabska) p atrzą na mnie ciekawie. Gdy nierozumiem ich, bez ceremonii ściągam zasłonę, aby lepiej widzieć ich twarze. Z początku były zgorszone; teraz nauczyły się i same podnoszą je, bez p otrzeby mówienia. Może w tym celu zasłaniały się, aby nie można ich rozpoznać i otrzymy­

wały dw u k ro tn ie lekarstw a; teraz nauczyłam się ich chytrości, więc nie czynią tego więcej: „To niepotrzebne, mówią między sobą, Siostra Siriana (myślą że jestem z Syrii) i ta k cię pozna. Nie mówi po arabsku... ale jakoś dziwacznie... lecz rozum ie czego żądam y".

A te dzieci, biedne duszyczki Boże! W ciężkich zawojach na głów­

kach, prawie nagie, aby je umyć, trzeba by dobrej szczotki; praw ­ dziwe szkielety, rzadko doznają miłości matczynej. Przed kilku dniami przyniesiono jedno chore na konwulsje. M atka owinęła go we w strętne gałgany, wzięła pod pachę, jak jakiś przedm iot i ta k niosła przez drogę. Napewno malec nie przybył żywy do domu. Do­

brze że daliśmy mu zawczasu paszport. A m bulatorium , po za wieL kim dziedzińcem, posiada poczekalnię, ogrom ną salę opatrunkow ą, aptekę, gabinet lekarski, gdzie d o k to r ordynuje 3 razy tygodniowo.

Wchodzi się; przygotowują puszki, flaszki, pudelka, pudełeczka.

Tymczasem zaczynają schodzić się pacjenci. Napis: „ A m bulato­

rium A ra bskie14, trzebaby zmienić na „A m bulatorium cudow ne11.

T u nie tylko wydaje się leki, lecz przywraca się wzrok ślepym,

(25)

słuch głuchym, nogi chromym . Według Ewangelii. Żądania dziwa­

czne, n ajróżnorodniejsze, mogące powstać jedynie w chorym m ó ­ zgu lub zezwierzęceniu. Choroby w strętne, najbardziej odrażające,

tu się znajd ują . Mamy w y rz utków ze szpitali i społeczeństwa. N ie­

j e d n o k ro t n ie nie wiem jak zacząć leczenie. Biedni ludzie, ile w zbu­

dzają litości! Ogólnie m ło de m atki, praw ie wszystkie chore na raka.

P ostarzałe przedwcześnie żyją bardzo biednie i nieszczęśliwie. K o ­ bieta jest ja kby narzędziem w ręk u mężczyzny, gdy pożyteczna, to ­ leruje ją; w przeciw nym razie wygania. J e d n a biedna starucha, prosi o le karstw o — na odm łodzenie! Gdyż inaczej mąż ją wyrzuci z nam iotu, gdzie jest 7 żoną. Żyją wszystkie razem w nędznym n a ­ miocie i każ da z nich znajduje trochę miejsca, razem z kuram i, osłem lub wielbłądem, k ró lik am i etc., prawdziwa ark a Noego. Inna kobieta, płacząc daje mi znaki, by dać jej bilet do d o k to ra, gdyż p o ­ trzebuje lekarstw a na przyw rócenie słuchu. Uczyniłam zadość jej prośbie. P óźniej widziałam pow racającą triu m faln ie z receptą. Czy­

tam: ek s tra k t sody gr. 3; wody gr. 150. N az ajutrz znowu przyc ho­

dzi (z pustą flaszką) zapew niając, że lekarstw o dobrze podziałało na uszy. O znajm iam naszym Siostrom, że jeśli chcą przywrócić słuch głuchym, niech pam iętają tę moją specjalność; a będą zado­

wolone i... błogosławione. Oto moje zajęcia po południowe. Czy nie należy mi zazdrościć, wszak jestem je dną z najszczęśliwszych.

N ie przebyw am na dalekich misjach ale za to m am pracę. A to rzecz główna. R ano p rac u ję w aptece szpitala, m am pomocnicę E g ip cjan k ę i A raba. A p te k a bogata, niczego nie b r a k do k o m fo rtu nowoczesnego. Lecz wolę a m bulatorium i biednych z ranam i i b r u ­ dem . Dla n iek tó ry ch dotknięcie wody jest grzechem . Można sobie wyobrazić, jaką m ają skórę w tym wilgotnym , gorącym klimacie.

Uzuję się nie tylko zadowolo na ale szczęśliwa i myślę, że kości moje zbieleją gdzieś na pusty ni, oczekując w p o koju dnia zm artw ych­

wstania. Opisać wszystko jest nie podobieństw em , zresztą byłoby za długim; m a jąc mało czasu, ograniczam się. Piszę w nocy podczas czuwania przy chorych w wolnych chwilach.

W śród Arabów znajdował się jeden Włoch, którego w id zia­

łam um ierającego. W ogólności Arabi pocieszają swoich u m ie r a ją ­ cych słowami ta k głębokimi, że zawstydzają chrześcijan. Ostatniej soboty lipca konała kobieta.

K rew n i zamiast p ła k a ć i krzyczeć (czynią to później) mówili tak ie lub tym p o d o b n e słowa: „Idź w pokoju, niebo jest dla ciebie otw arte! Bóg jest wielki, będziesz się radowała. Odejdź zadowolona.

Nie m a rtw się myślą, że zostawiasz dzieci, one znajdą m a tk ę ; ani k tó rz y płaczemy. Ty nie umierasz, lecz idziesz do Boga, k tó ry da ci p o k ó j i szczęście. K rz yki rozpoczynają się dopie ro w czasie wy­

noszenia ciała do tru p ia rn i.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zarazem serdecznie dziękujemy wszystkim ludziom dobrej woli za życzliwe i gorliwe serce, jakie nam w tych ciężkich czasach okazywali i bardzo prosimy, aby i w

Wszyscy starsi, zebrani w kościele, mając w ręku gromnicę, są uczestnikami światła Chrystusa Pana i z zapalonymi gromnicami biorą potem udział w procesji,

Przy tej sposobności przypatrzyłem się p rocesji sm oka.. Sm ok ten sporządzony jest z papieru różn ok

Z wspólnym śpiewem «Kto się w opiekę» kroczyły za sztandarem Niepokalanej 13 Aspirantek i 3 Kandydatki w bieli, jak anioły przed tron Najwyższego, to jest

Zwłaszcza dziś, gdy tyle „ciężkich k am ie n i41 spada zewsząd na biedne serca ludzkie, dobrze jest wskazać światu na Najsłodsze i Najmiłośeiwsze Serce

W bieżącym jubileuszow ym roku kanonizacji św.. Paw ła

Przez miłość ku świętym zagrzewaj się do miłości Boga.. To prosta i

Niemkiewicza z okazji 15-ej rocznicy założenia Stowarzyszenia Dzieci Marji przy kośe... d ek laracje, o św iadczające w ysokość ofiary, ew en tu aln ie pożyczki