• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 5, T. 6, nr 33 (1826)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 5, T. 6, nr 33 (1826)"

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)

R O ZR YW K I

d l a

DZJECI.

N"r XXXIII. i. WazEśmA 1826.

I .

WSPOMNIENIA NARODOWE.

W y j ą t k i z D z i e n n i k a d r u g i e y w k r a j u n a s z y m P r z e j a ż d ż k i , A n i e l c e Ł . p r z y p i s a n e .

( D o k o ń cze n ie ')

R y b c z e w ic e , 8. C z erw ca 1826.

B a w ią c dni k ilk a n a ś c ie w te y m iłey wsi w W o j e w ó d z t w i e L u b e ls k ie m b ę d ą c e y , którtjy p rzy ie m n o śc i i w z o r o w e g o g os p o d a rs tw a , dla t e ­ g o ie d y n ie o p is y w a ć n ie śm iem , że iey W ł a ś c i ­ cie le z b } t bliscy serca m e g o , z w ie d z a ją c uprzey- rae ie y sąsie dztw a, n a d o b n e o k o li c e , uozymłarg.

k ilk a d ro b n y c h p o s t r z e ż ^ i , n a b i ł a m n ie c o w i a d o m o ś c i , zw ł,iszczą o w ie ś n ia k a c h t a m e c z ­ n y c h . T e n z b ió r m a le ń k i, dla stars/yoli osólj n i c b y n ie m iał c i e k a w e g o , ale T o b i e , k o ch ana

T o m V I . N e r X X X I I I . 9

(2)

— i o8

Anielko> i t y m k t ó r y m w y ł ą c z n i e to p is m o p r z e ­ z n a c z o n e , m o ż e t a k o w y m się w y d a , u m ie szc za m g o w ię c .

M a ło m o s w o io n a z p ię k n e m i o k o l i c a m i , w z r o s ła m w ś ró d płas zc zyzn M a z o w s z a , n ie by­

ł a m ie s z c z e w K r a k o w s k i e m , n ic z a t e m dzi­

w n e g o , ź e m i Się n ie z m ie rn ie p o d o b a ło L u b e l­

skie. T e c i ą g ł e ł a ń c u c h y g ó r k s z t a ł t n y c h , z a ­ r o s ły c h p a r o w ó w , ta o b fitość d rz e w i w o d y , te u r o d z a y n e n iw y , t e p ię k n e lasy, t e w s ie w w i e ­ l u m ie y s c a c h ie d n e m p a sm e m s ię c i ą g n ą c e , te r o m a n t y c z n e k m i o t k ó w m ie sz k a n ia , m u s i a ł y k o ­ n ie c z n ie z a ią ć m n ie p rzy ie m n ie . P r z y t e m dla m o i c h o c ż ó w n ie m a m ilsze g o w i d o k u , n a d wi­

d o k o g ó ln e y s w o b o d y i obfitości; t a k c z ę s to mi się w y d a ie niższa klassa u p o śle d z o n ą , iż w d z ię ­ c z n o ś ć m am p r a w d z iw ą , o k o l i c o m , p rze d sta w ia ­ ją c y m m i szczęście, i a k d o b r o w sp ó ln e , d o k t ó ­ re g o w s z y s c y lu d z ie , z a r ó w n o są p o w o ła n i . P o ­ d o b a ło m i się w i ę c L u b e ls k ie i dla t e g o , źe ( p r z y n a y m n ie y ta stron a k t ó r ą ia z w i e d z i ł a m , ) no si iakąś c e c h ę o w ć y o g ó ln ó y a t a k m i ł ć y s w o ­ b o d y i obfitości; tu, ż a d n ć y w io s c e p r a w ie na n ic z e m n ie z b y w a , k a ż d a m a s w ó y l a s , ł ą k i , p o la do w s z e lk ic h z ią f n s to s o w n e , z d ro ie ż y w ć y w o d y , s t a w y , k a m i e ń , w a p n o , s m o łę , p ł ó t n o , w e łn ę , m ió d , w o s k , o w o c e ; r ze k a W i e p r z k t ó ­ ra ią o b l e w a , spław do W i s ł y ł a t w y m czyni.

(3)

P r ó c z t e g o u p o sa że n ia o d N a t u r y , L u b e lsk ie o- zd a b ia ie sz cze s z tu k a i s ta ra n ie ; m o ż e to z t ć y s a m e y k r a i u p ię k n o ś c i, k t ó r a k a ż d e m ieys ce u- spasabia na o g r ó d , m o ż e d la b lisk ie g o P u ł a w s ą s ie d z tw a , b o d o b r y i p i ę k n y p r zy k ła d w ie le d z i a ł a , m o ż e n a re s z c ie dla o ddalenia s w e g o o d S t o lic y , k t ó r e o g r a n ic z a z a b a w y w ła ścicieli i d o c i ą g ł e g o w w i o s k a c h m ie s z k a n ia i c h zn agla, a le n i e w id z ia ła m i e s z c z e n a w si t a k p o w s z e c h n e g o z a m i ło w a n i a o g r o d ó w , t y l e d b ało śc i o p o rz ą ­ dne, i w y g o d n e m ie sz k an ia. K a ż d y D w ó r , o- t o c z o n y ie st o g r o d e m , c z ę s to b a r d z o ła d n y m . N a y m ilsz a r o z m o w a Z i e m i a n e k L u b e ls k ic h o k w i a t a c h , roślin ach ; ie d n a d ru g ió y nasion, s z c z e ­ p ó w u ż y c z a ; ie d n a p r z e d d ru g ą n o w e m o d k r y ­ c ie m s ię s z c z y c i ; a n i e k o ń c z ą z a b i e g ó w s w o ­ i c h n a k w i a t a c h , d b aią i o g ru n to w n ić y s z e r z e ­ c z y , ia k o to: o d o b r e o w o c e , o sm a c z n e i r y ­ c h ł e iar z y n y , w a r z y w a . T o z a m iło w a n ie o g r o ­ d ó w m usi m i ć ć w p ł y w i n a o b y c z a i e ; z d a w a ły m i się ł a g o d n ie y s z e , m ilsze, n iż g d z ie i n d z i ś y ; z a b a w y , r o z m o w y w d o b r y m g u ś c ie ; u c h o zaś m o i e n a p o io n e F r a n c u z c z y z n ą to w a r z y s tw S t o ­ lic y , lu b g ru b ą M a z u r ó w w y m o w ą , n a c ie s z y ć się d o s y ć n ie m o g ło c z y s to ś c ią , p ły n n o ś c ią , w p r a ­ w ą , z ia k ą tu w y żs i, i niżsi o y c z y s t y m i ę z y k ie m się t łó m a c z ą .— D o t y c h w d z i ę k ó w ie sz cze ie- d e n L u b e lsk ie p o sia d a , a t y m iest ob/itość sta­

— 1 0 9 —

9*

(4)

I I O —

r o ż y t n y c h P a m ią te k . C z ę s to w ie d n o m ilo w y m p rze c ią g u , k ilk a iest m ie ysc s ł a w n y c h ; w y m i e ­ n iła m w y ż e y te, k t ó r e m i się w id z ie ć z d a rz y ło , a le n ie w s p o m n ia ła m i e s z c z e o ś la d a c h A r y a ń - s k ic h g m a c h ó w , a ty c h iest t a k ż e d os yć . P o ­ n i e w a ż t a k o w e p o c a ł ć y r o sp ro s zo n e są P olsc e, a n ie w s z y sc y , ( i a p ie r w s z a ) m aią d o k ł a d n e o A r y a n a c h w y o b r a ż e n i e , up rosiłam u św iadom - s z y c h , n as tęp uiącą O n ich w i a d o m o ś ć . — A r y a - n ie b yli to k a c e r z e , k t ó r z y w p o c z ą t k u c z w a r ­ t e g o w i e k u C h r z e ś c i a ń s t w a , za p a n o w a n ia C e ­ sarza R z y m s k i e g o , K o n s t a n t y n a , o d łą c z y li się o d p o w s z e c h n e g o K o ś c i o ł a , n ie c h c ą c u zn ać r ó w n o ś c i trz ech O s ó b T r ó y c y S w iętó y. Z n a c z n i w lic z b ie , b o g a c i w ludzi, z a k ł ó c il i s p o k o y n o ś ć p ie r w ia s t k o w e g o K o ś c i o ł a ; n ie b y ło ie d n a k K a c e r s t w a k t ó r e b y lepimy o d P r a w o w ie r n y c h zb iia n e zo s ta ło . W k o ń c u c z w a r t e g o , w i e k u , o s ła b ie n i w lic zb ie i w opinii, w y g n a n i z Państw a R z y m s k ie g o przez T e o d o z y u s z a C e s arza, p o i n ­ n y c h k r a ia c h E u r o p y p r z y t u ł k u s z u k a li, prze- c h o w u i ą c w n ic h zd a n ia s w o i e , aż d o sze sn a ­ stego w ie k u . W tym w i e k u ta k w K a c e r z y o b ­ f ity m , z ia w ił się w e W ł o s z e c h L e liu s z S o c y n , k t ó r y ta k ż e p rz e c iw T r ó y c y S w i ę t ć y b lu ź n ił a- l e w in n y sp o s ó b ; z w o l e n n i k ó w i e g o , k t ó r y c h w ła ś c iw ie S o cy n y a n a m i z w a ć n a le ża ło , p r z e z w a ­

(5)

n o A r y a n a m i. S o c y n ( * ) w y g n a n y z w ła sn ó y O y c z y z n y , n ie z n a la złs z y b e z p ie c z e ń s tw a w S z w a y c a r y i p o d b o k i e m K a lw in a , p u śc ił się z u- cz n ia m i s w e m i na p ó ł n o c , g d z ie s o b ie w ię k s zą w o ln o ś ć i b e z p ie c z e ń s tw o d la s ie b ie i dla nićh o b i e c y w a ł . Już w K r a k o w i e o d r o k u i546.

Spiritus, H o l e n d e r , w d o m u Jana T r z e c i e s k i e - go, z a s a d y n a u k i A r y a ń s k ie y w y k ł a d a ł, i k ilk u z e z n a c z n y c h O b y w a t e li, n a s w o ię stron ę p r z e ­ c ią g n ą ł. N ie t y l k o w i ę c S o c y n zn a la zł w P o l ­ s c e dla sie b ie i dla s w o i c h w s tę p w o l n y , a p ó - ź n i ś y b e z p i e c z e ń s t w o , a le w s p a r t y p r z y ia ź n ią F ra n c isz k a L iz m a n i n a , g o r liw e g o A r y a n a , (lubo s p o w ie d n ik a K r ó l o w e y , i n a y p o u fa ls z e g o Z y ­ gm u n ta A u g u s ta M in is tra ,) z a c h w ia ł g ó r u ią c ą p o w a g ę L u t r a i K a l w i n a , o p i e k u n ó w z n a k o m i ­ ty c h p o z y s k a ł, i w n e t w ie lu z w o l e n n i k ó w k o ło s ie b ie u yr z a ł. W r o k u i 5 5 6 , n ie ia k i P io tr G o n c y u s z , o g ło s ił się n a c z e ln ik ie m s e k t y s łr y a ń - skióy w P olsce. T e n ż e G o n c y u s z p ie r w s z e r z u ­ c ił nasiona A r y a n iz m u w L it w i e ; z a p o m o c ą M ik o ła ia R a d z iw iłła , W d y W ile ń s k i e g o , S y n o d M o r d s k i to le r a n c y ą A r y a n ó w z a b e z p ie c z y ł. A - l e w n e t S e y m P a r c z o w s k i w r. 1564- i L u b e l ­ sk i w i566. wy w o ł a ł A r y a n ó w z kraiu . M o g ł o się to t y c z e ć c u d z o z i e m c ó w , k r a io w c y też t e g o

(*) Grób tego Socyna iak donoszę Pisma publiczne, miał bydś niedawno odkryty w okolicach W oynicza, w Galicyi.—

(6)

--- I 12 ---

p r a w a s to s o w a ć do sieb ie n i e c h c i e l i , a i c u ­ d z o zie m c y n a w e to śm ie le n i, p o p r z y s ię ż o n y m przez H e n r y k a W a l e z e g o i S te f a n a , d la r ó ż n o w ie r - c ó w p o k o i e m , w r ó c ili d o P o l s k i , i 5 8 o. roku.

P iń c z ó w , p ó ź n ić y R a k ó w b y ł i c h s t o li c ą ; w o- statniem z ty c h m iast b y ł a sz k o ła i drukarn ia A r y a ń s k a . W r o k u 1637. za p a n o w a n i a W ł a ­ d y s ła w a I V . sąd S e y m o w y u s tą p ić k a z a ł z kra- i u tey s e k c i e , sie d lisk a i e y i K o ś c i o ł y o b a la ć i n iszc z yć . N ie w y p e łn io n o ie d n a k z a r a z w s k u ­ t k u tego r o z k a z u ; zostali A r y a n ie w k r a iu po w ię k s zó y części. N ie c o p ó ź n ie y za Jana K a z i ­ m ierza, p o są d zo n o ic h o z w i ą z k i z K r ó le m S z w e d z k i m , K a r o l e m G u s t a w e m ; im p r z y p is y ­ w a n o k lę s k i p o d W a r s z a w ą , T y ń c e m i M ogiłą.

W r o k u w i ę c i 6 5 8 , S ta n y S e y m o w e w y w o ł a ł y z P o ls k i w s z y s tk ic h w y z n a w c ó w i o b r o ń c ó w tey s e k t y , p o d k a r ą śm ie rci i z a b ra n ia d ó b r ; d o ­ z w o lo n o im d w a lata d o w y p r z e d a n ia się. W i c h p r ze c ią g u , w yszli. Jedni u d a li się d o W ę ­ gier, d ru d z y k u R e n o w i , B r a n d e b u rg o w i, P o m e ­ ranii, H o ls z ty n o w i; w ie l k i e d o s ta tk i z k ra iu w y ­ w i e ź li , (*) P o ls c e zoótała t y lk o ic h p a m ię ć i g ru zy lic z n y c h g m a c h ó w , k t ó r e ie d n a k n ie k ie ­ d y m y ln ie im p rzy p isy w a n e b y w a ią; g d y ż U c z e ­ ni t w i e r d z ą , ż e n ie w s zy stk ie r o z w a l i n y , k t ó ­ (**) Obacz D z ic ie i prawa K ościoła Polskiego ł \ X* Teodora

Oftrowskiego T om UL

(7)

113

r y m P o A r y a ń s k i c h p r z y d o m e k d a i ą , słu szn ie g o noszą. L u d w i e y s k i z u p e łn ie m y ln e m a ią a o n ic h w y o b r a ż e n i e , P o g a n a m i, p o tę z n e m i n ię- p r z y ia c ió łm i P o l a k ó w i c h m ie n ią c , w ie le r z e c z y im p r z y p i s u i e . — L u d o w i w i e y s k ie m u w L u b e l ­ sk iem p r z y p a tr y w a ła m s ię i e s z c z e p iln ie y niśli w s z e l a k i m ro z w a lin o m ; i e d n e g o ia ie ste m z d a n ia z sza n o w n ą A u t o r k ą P ie lg r z y m a , k m i o t k ó w n a ­ s z y c h l u b ię i s z a c u ię , a z w d z i ę c z n y m Ś p iew a ­ k ie m W ^ieslaw a, powtarzam.*

Rycerz to nie vrlelki, Oyczyznie u b liża.

K tóry nad stan wszelki Rolnika poniża.

Z wołkiem on w pokoiu Uprawia nam błonie.

N a koniku w boiu Pośpiesza w obrocie.

Jego to ciężarem Pan skarby dziedziczy N a to on pod skwarem, Ziarkam i dań liczy.

%

W pomoc kraiu bieżał Za Pańskiemi syny,

W szędzie on należał, <

Prócz zysku i winy.

S k u t k i e m t y c h z d a ń i w r o d z o n y c h u c z u ć , n ig d y o b o ię tn ó m o k i e m n a l u d nasz w ie y s k i n i e p a t r z ę j d o b r y b y t i e g o , w e s o ło ś ć , n iep oię-

(8)

1 1 4

cie m nie cie s zą , b łę d y i c ie m n o ta m artw ią , z w y ­ cz aje zaym uią. I i a k ż e b y ro ln ic y i k m i o t k i , k t ó r z y w ię k szą c z ę ś ć b o ga c tw a n a sze g o i lu d n o ­ ści sta n o w ią , o b c h o d z ić nas n ie m ie li? w resz­

c ie c z y ż to nie u w ie y s k ie g o lu d u p r z e c h o w u ­ ją się n a y d łu ż e y , d a w n e , n a r o d o w e podania i z w y c z a i e ? n a p ły w c u d zo zie m c z y z n y , z m ia n y rzą­

du, mało na nim d zia ła ią ; o n m o ż e od k ilk u ­ nastu w i e k ó w takiż sani; i ta ie d n a k o w o ś ć , l u ­ b o przec iw na pożądan em u dla ca łt-go rod u l u d z ­ k ie g o u d o s k o n a le n iu , ma p rzec ie ż ten u r o k , tę pow agę, k tó r ą zdobi się to w s zy s tk o , co r e ­ ki m sz czą ce g o czasu uchodzi. — Ile w ię c m o ­ głam , uw ażałam lud w i e j s k i w L u b e ls k ie m , i zd aie mi się, że ma w ię o e y o rygin aln oś ci i p rzy­

m io t ó w od naszy ch M az u ró w . — U b ió r tu w p ra­

w d z ie nie tak s tro y n y wdf- u nas, k o b ie ty pra­

w ie zu p e łn ie b iało, a raczey szaro sie noszn; a- le ten ubiór ś w ia d c z y o ich p r a c o w it o ś c i; bo z w y k l e , iak k o s z u la , tak i sp ódnica i fartuch, i p a rcia n k a (*) i za-.vi_yka (**) i o w e na g ła d k im cz op k u o w in ie c ie , k tó r e zaw oipin zo w ia , w s z y ­ stko to iest z płótna wbisney ich roboty. Po- d o b n y ż iest i letni u b iór mezc/.yzn ; kapeln&ze sło m ia n e sami sobie p ie tą , a na zim ę u żvw a ia

C) KiFtan długi za kolana

( ” / ^7.al— tpn w y r a z m ó g ł b y i ilo n « s z y ( h u b i o r ó w b y j ź p rz y - i ? y.

(9)

s u k n a z w e łn y z w ł a s n y c h o w ie c , k t ó r e m u n a ­ w e t p rzy ro d zo n y k o lo r bru n a tn y zostaw uią. — C h a t y i c h t a k ie ia k w n a s z y c h s t r o n a c h , ale n ie m a l »każdą sad cieni; p raw da , że do tego s a ­ ma zie m ia im sp rzyia; na p o la c h roz sian e g r u ­ s z e i j a b ło n i e , w lasach p e łn o d rz e w w i ś n i o ­ w y c h t r z e śn ia m i z w a n y c h , nie trudno im w ię c o p ło n k i; ale i e d n a k uinieią z tego b o g a c t w a p r z y r o d z e n ia k o r z y s t a ć ; p s z c z o ły p o w s z e c h n ie c h o d u i ą , lnu i k o n o p i sieią i o b ra b ia ią w iele.

M o w a ich n i e r ó w n ie czystsza i p ię k n ie ysza iak naszych c h ł o p ó w ; sły s z a ła m z i c h u st n i e k t ó r e w y r a z y b a rd zo . w ł a ś c i w e , u nich p o s p o lite , a k t ó r e m n ie n ie z w y c z a y n e m i, się z d a ły ; i tak o- ni ( że in n e p o m i n ę ) d łu g ie w ło s y kosą z o w i ą , gir la n d ę rów n ia n k ą , b u k ie t sn o p k iem alb o w ią z ­ ką k w ia tó w , w ieś s io łe m , k o m p a n ią d r u ż y n ą , los d o lą , d z i e w k ę , k t ó r a m a po O y c u m a ia t e k O y c z e w ic z h ą , g a r n e k do m le k a g lą d y s z e m ; k i e ­ dy się o b ło k i w c h m u r y zb iiaią, m ó w i ą b a łw a ­ n i sie N if b o , a ia k p o s p o lic ie l u d prosty c zyn i ( w c/.em n i e r ó w n i e o d o ś w i e c o n y c h m ęd rs zy ) w p o t o c z n e y m o w ie , m ó w i ą c do d ru g ie y osob y, z i w s z e u ż y w a ią l ic z b y m n o g ie y , a n a w e t z w i e l­

k i e g o u s z a n o w a n ia i w trz e c ie y o s o b ie d w o ią . P o d o b n o ten ostatni s p o s ó b m ó w ie n ia i w i n ­ n y c h s tr o n a c h iest u ży w a n y , a le m n ie tu p ie r­

w s z y rs z u d e rz ył. W y s z e d ł s z y rano na p r z e ­

— • 115

(10)

116

c h a d z k ę z G o s p o d a r s tw e m , sp o tk a liś m y mło*

d e go C h ł o p a , pytała się g o : C ó ż to twemu O y c u ? » A w c z o r a g n ó y n a k ła d a li na w óz,

» c ó ś im w k rzy żu p ę k ło , padli i a k n ieży w i; za-

» n io słem ic h do ł ó ż k a ; dziś tr o c h a z d ro w si, a- jjle ie szcze s te k a ią .” Ja n ie d o s ły s z a w s z y zapy­

tania, i nie w ie d z ą c o zw y c z a iu , m y ś la ła m wdo- brey w i e r z e , że o b o ie R o d z i c e ta k i przypadek m ieli. — M o ż e z p o w o d u te g o p ie r w s z e g o wra­

żenia, ten sp o s ó b tłó m a c z e n ia s i ę , c ią g le śmie­

szn ym m i się w y d a w a ł; a le c o w p ierw szy m , w ty m staropolskim wy n iezm ie rn ie s m a k u ię , i pra­

g n ę z d u s z y , ż e b y go z n o w u k i e d y p o w s zech ­ n ie u ż y w a n o . G d y b y m ożn e , z n a c z ą c e , uczone O s o b y w z i ę ły się za r ę c e , m o ż e b y się to i uda­

ło? a p r a w d z iw ie n ie g o d zi się, a ż e b y zamiast u łatw ian ia w i ę z y k u O y c z y s t y m lis t o w e y i ust- n e y r o z m o w y , u iarżm ió się d o b r o w o ln i e , i ście­

śn ić myśli i u sta , tym n ie s zc zę ś liw y m P a n i P a ­ n i, f T C P a n , P F C P a n i. P e w n a iestem , że za­

r zu c e n ie tego TVy, nie m a ło się p r zy c z y n iło do u p o w s z e c h n ie n ia n ie r ó w n ie w tem wygodniey- s z e y m o w y F r a n c u z k i e y . . A l e w r ó ć m y do lu­

du w ie y s k ie g o w L u b e ls k ie m ....

U w a ża ła m w nim ta k ż e w i ę c e y niź li w naszych 6tronach uszan ow an ia dla P a n ó w . K i e d y chłop k o ło D w o r u p rze c h od zi, c h o ć b y n ie b y ło Państwa w dom u, z a w s z e c z a p k ę zd eym ie ; lu d z i, r z e c z y na ­

(11)

w e t d w o rs k ie szanuie, c e c h u ie go ta k ż e w z aie m n a u c z y n n o ś ć , s m a k w ż y ciu t o w a r z y s k ie m . R a z wra- c a i ą c w ie c z o r e m z p r z e c h a d z k i , p o strz e g ła m na in a łe m p ó lk u n ie d a le k o w ie y s k ie y ch a ty , z d ziesięć k o b i e t s a d z ą c y c h r oz sa d ę . » C ó ż to z n a c z y ? ” s p y ta ła m się. » T o są sia d k i i k u m o s z k i g o s p o d y n i t e y c h a t y , o d p o w ie d z ia n o mi, d o w ie d z ia w s zy śię, ż e pna k a p u s t ę r o zsa d za , p r z y s z ły ie y p o m ó d z , b o t a k w z a ie m n ie c z y n i ć z w y k ł y , i t o n ie m a l p r z y k a ż d e y r o b o c ie . N ie raz w c zas ie ż n i w a , s k o ń c z y w s z y p ań sk ą p o w in n o ś ć , zb ie ra ią się pa- r o b k i i d z i e w k i , i p rzy św ie tle X i ę ż y c a , idą do k t ó r e g o z G o s p o d a r z y . T a m r a z e m z ie g o r o ­ d zin a i c z e la d k a , żn a m u o c h o c z o z b o ż e ; trw ac c ' c ' to z w y k l e p ó ź n o w n o c , g d y z n ie o d e y d ą , p ó k i w s z y s t k i e g o n ie p o ło żą ; g d y iu ż ostatn ia g arść na ziem i, G o s p o d a r z w y p r a w i a im na te m sa ­ m e m p o lu u c z t ę , p ie r o g i z ta t a r c z a n ć y m ą k i , k a s z ę ię c z m i e n n ą , d a ie im p i w a , w ó d k i. K t o c h c e m i ś ć w y o b r a ż e n i e w e s o ło ś c i i a p e t y t u , n i e c h słu c h a i a k śp ie w a ią i śm ieią się przy t e y d o b r o w o ln e y r o b o c i e , n ie c h p a tr z y z ia k im za- iad a ią s m a k ie m . W zim ie zaś, m iłe m a ią t a k ­ ż e s c h a d z k i i z a b a w y . O b ić r a ią s o b ie d w i e lub t r z y c h a ty n a y w i ę k s z e w e w si c a ł ś y , i iu ż c o d z ie ń w w i e c z ó r d o t y c h G o s p o d a rs tw a się sc h od zą ; tam d z ie w k i p rzę d ą n a w y ś c ig i, ś p ie ­ w a ią , n o w i n k i . s o b i e s z e p c ą , b a y k i o p o w ia d a ią ;

— I 17 -

(12)

— 118 —

tam i p a r o b c y się s c h o d z ą ; n ie k t ó r z y przędą, d ru d zy sie c ie w iążą, p o w r ó s ła k r ę c ą ; ta m zna- iom o ści n o w e , z w ią z k i m iło sn e p o c z ą t e k mąią,

■wesołości miara n iep rzeb ran a. Z a b a w a z pracą c z ę sto do p ó łn o c y se n odg an ia. T a m bo­

w ie m i syp iaią; słom y r oz ło żą w i z b ie i kładą się p o k o te m . Ą że b y G o sp o d ars tw u nie b y d ź na­

t r ę tn y m , i na s u c h o nie p r a c o w a ć , zaw sze w dniu p o p rzed n im u k ła d a ią się z G o sp o d yn ią , co na w ie c z e r z ę iutrzeyszą g o t o w a ć m a ? i stoso­

w n ie do tego p r zy n o sz ą m ia r k ę k a szy, m ąk i lub k a rto fli, kęs o k ra sy, s z c z y p tę soli. P a r o b c y ze s w o ie y strony, z w ła s z c z a k ie d y k tó r a dziewka im miła, to p iw em , to w ó d k ą cz ę s tu ią ; każdy ta k ż e p ę c z e k d rz az e k , i w i ą z k ę s ło m y dostar­

c z y ć o b o w i ą z a n y , i na t y c h s c h a d z k a c h pewno le p ie y się baw ią, niśli na w ie lu h e r b a t a c h , pe­

w n o nie na rzek a ią na m i lc z e n i e , lu b oziębłość i o b o ię tn o ść r o z m o w y . . . P rz e z ty d z ie ń ostatni R o k u , c h o c ia ż b yw aią sc h ad zk i, nie p rzęd ą w c a ­ le ażeb y im sie ( i a k m ó w i ą ) z k o ń c e m roku n ić nie w y s n u ła , i w sz y stk o d o b r e nie sk o ń c zy ­ ł o . ” — Bo iuż to na n ie s z c z ę ś c ie , p r ze s ą d ó w , za b o b o n ó w , guseł i m ię d z y w ło ś c ia n a m i L u b e l sk ie m i bez liku; wiara w czary , u ro k i, opętania, m o ż e m ooniey w ich u m ys ła ch u gru ntow ana, od w iary w taiem n ic e Religii; c h o r o b y b y d lą t, d z i e ­ c i , ic h w ł a s n e , w s zy stk ie n ie szc zę ścia nie ich

(13)

w i n y , n ie k a r z ą c e g o B o g a , ale c z a r o w n ic dzieło.

D z i w n y c h S p o s o b ó w u ż y w a ią na zn iszczen ie r z u ­ c o n y c h u r o k ó w ; m ie d z y i n n e m i, lud zi n i e b e z ­ p ie c z n ie c h o r y c h , b e z ż a d n e y o d z ie ż y zagrzebu- i ą po s z y ię w z ie m ie ; w i n n y c h razach g o r c z y ­ c ą o c te m sk ro p io n ą, o k ła d a ią c a le cia ło , i p r z e ­ k o n a n i na p r y s z c z e , k t ó r e s k ó r ę wzniesą, źe to z ł e w y s tą p iło . M aią ta k ż e m o c n ą w iarę, iż z ły D u c h c z ę s to postać w ia tru p r z y b ie r a ; dla tego z tru d n o śc ią n a m ó w ić ic h m ożna do otw ie ran ia o k i e n ; b ó le su ch e , paraliż, czasem i ś m ie r ć n a ­ gła, c ią gu p o w i e t r z a c z ę s t e s k u t k i , m o g ły ich w to d z ik ie m n ie m a n ie w p r o w a d z ić . M o ż e też to ie s z c z e c z a s ó w P o g a ń s k ic h zab ytk i? P a m i ę ć b o ­ w iem B o ż k ó w m i t o l o g i c z n y c h , u tr z y m u ie się w i c h P ie śn ia ch , a ś p ie w a ć n ie z m ie rn ie lub ią, z w ł a ­ szcza k o b ie ty. P rz y k a ż d e y r o b o c i e ś p i e w a i ą , i ten o dgło s c h o c i a ż n ie z a w s z e d ź w ię c z n y , z a ­ w s z e m i ły ; g d y ż ś p ie w a n ie u w a ż a się z w y k le j a k o w e s o ło ś c i ozn ak ę; a tak p rzyietnnie w id z ie ć w e so ło ść , w p a rz e z c ię ż k ą p racą... S m a k ludu!

te g o w p ie ś n ia c h i obfitość ic h , n a y h :p ić y się w y d a i e w c z a s ie w e s e l , k t ó r e tam o d m ie n n ić y i a k w M a z o w s z u b y w a ią o b c h o d z o n e . N asfęp u - i ą c a Z a b a w a , in n e y z a le ty n ie m a iąca , p r ó c z p r a ­ w d y , da C i k o c h a n a A n i e l k o , w y o b r a ż e n ie tyc h u ro c z ysto ś c i, a sw e m i p io s n k a m i to bez r y m u , to b e z s k ła d u , a le z ust w ło ś c ia n e k ta m e c z n y c h

— 1 1 $ —

(14)

120 ---

w y i ę t e m i, z a p e w n e n ie raz rozśm ieszy. Może d r u k o w a n i e p o d o b n y c h b r e d n i , w i e l u weźmie za z b y t e c z n ą śm iałość — a le m n ie wszystko co n a r o d o w e , ż y w o o b c h o d z i; r z e c z naydrobnióysza w s o b ie , k ie d y p raw d ziw a , k i e d y P o lsk a , ceny w m y c h o c z a c h nabiera. K t o nie d zieli tćymo- i ź y s ła b o ś c i, niech m i ią p r z y n a y m n ie y wyba­

czy.

■■tr.-^a^OCOOOggW

(15)

131

II.

WESELE MARYSI i JASIA (*).

Z a b a w a W i e y s k a.

O s o b y : K w i a t o s z , Oyciec.

' K w i a t o s z o w a , Matka.

Ma r y s ia ■ . , , , . i c h c o r k i J a s i o R u s a k , Zalotnik.

G o g o l i n a , naprzód Swacha, potem Starościna.

S t a r o s t a weselny z chorągwią.

D r ó ż b a zp a l m ą .

M a r s z a ł e k czyli naystarszy Dróżba.

D r u ż b o w i e , d r u c h n y , g r a y k o w i e , g o s p o d y ­ n i e , ludu wieyskiego oboiey płci iak nay- więcey.

Mieysce Sceny w wiosce Wdztwa Lubelskiego.

A K T P I E R W S Z Y

S C E N A P IE R W S Z A .

(Teatr wyobraża szerokie m iey.ee między chatam i;

po iedne'y stronie karczma, nieco w oddaleniu Ko­

ściół. P rzed naybliższą chatą iest ogrodzenie zfó rt- kąj.

G o g o l i n a , wychodząc z naybliższey chaty.

A ! iuż też to prawdziwie biedni ludziska, ci Kwiatoszowie; chyba urzekła ich która czarownii-aj (*) T ak ie we wszystkich weselnych piosnkach Państwa mło­

dych imiona. <*-

K B . D la rach o w an ia przepisów ie d n o ści czasu i mieysca, u bliża

(16)

122

niedawno grad wybił im zboże, a dziś ostatnie by.

dle im p a d ło ... Praw dać, kogo Bóg probuie, znać że go uiiłuie — a tych Kwiatoszów musi miłować, b o ^ kościami poczciwi. Nie dla tego, że kumowie m o i, boćem z całą wsią p o k u m io n a ; nie dla tego, że mi ich Marysia na tę oto zawiykę tak cienkiey przędzy dała, bo z łaski Pana Boga mam dosyć, ale dla teg o , że dobrzy i poczciwi, kocham ich duszą i sercem ; i iakoś mi się to dziwno widzi, że chociaż ia ich kocham, im się przecież źle dzieie. Ale przy pom ocy Boskiey, ta zła dola przesilić się musi... iuź ia w t e m . , a przecież ia iesteni pierwszą tu Swachą? ia wsią całą, iakby tym rękawem trzęsę; wszystko w niey po moiey woli idzie; kogo chcę pogodzę, ko­

go chcę pokłócę; chłopaki się żenią z kim im pora­

dzę, a dziewki tuteysze bezem nie, siedziałyby do dnia s ą d n e g o ... I w oczach Pańskich mam też nie- iakie znaczenie; znaią mnie iak zły szeląg, i łaska­

wi na m nie; wczora przechodziłam koło samey Pa­

n i, ia im mówię: N iech będzie pochw alony! a oni rui natomiast odpowiedzieli: JSa wieki. Ale któż sig t u skrada?

S C E N A II.

G o g o l i n a, J a s i o.

J a s i o w o l n y m g ł o s e m , i d ą c n a p a l c a c h .

Pani Gogolino, Pani Swacho, a przecież was zdy- buię.

G o g o l i n a .

A to wy Ja s iu , poczciwy R usaku, a czegóż to chcecie ?

sie praw dzie. Obrzecly um ieszczone tu w kilku godzinach, p otrze bu i ą w istocie <lni siedm nasfu Zwynz.iynie Zalotnik w e (Jzwditek Swachą posyła di» d zie w k i, do iey chaty, w So­

b o tę w ieczór odpraw iają się z a r ę c z y n y W N ie d z ie lę ddią na Z ap o w ied zie, a w « dwa tygodnie odpraw ia sie W esele. Y\ ie- czorna zabawa iest albo w kar- zinie albo we D w o rz e ; uczty godowe, czasem cały tydzień trw ają P

Jasio,

(17)

-- 1 2 5 --

J a s i o , skrobiąc się w głowę

Z wielką do was przyszedłem pro śb ą, iuż was z n ią od południa szukam , ale iak się wygadać — niewiem.

G o g o l i n a .

Zapewneście co zbroili w Karczmie, i chcecie przebaczenia od D w o ru ? ale skądże by to nieszczę­

ście na w^s p a d ło ? musiałyby to <hyba bydź cza­

ry, przecieście czołem naszych chłopaków. Mówcie iednak., m n ie tam trafić bardzo łacno.

J a s i o .

N ie zg ad liście— w c a le rzecz inna.

G o g o l i n a .

A . . . domyślam się. Chcecie iść na wędrówkę, pewno flisem zostać, a Oyciec grosza dać n ie chce.

Bogiem a prawdą m ógłby wam kęs clileba użyczyć, ma go po usfcy, iest W ó y te m i naybogatszym g o ­ spodarzem we wsi, a wy u niego iedynakieui.

J a s i o .

E y ! P an i Gogolino, trafiacie iak kulą w płot;

zawsze o was mówiono, iakobyście wielki rozum mie­

l i : — a t o iak widzę...

G o g o l i n a .

Patrzcie go ! iaki mi wey L . powiedz, to zgadnę.

J a s i o . .

Ba! wielka sz tu k a , p o k az to zobaczę... Nie mo- żecież się domyśleć, czego mi potrzeba?.' Mam lat dwadzieścia, Oyciei; mnie na gospodarstwie chce o- sadzić; iużci mi potrzeba żony.

(JSa te słowa twarz Gogoliny się raziaśnia, pr.istn­

ie się, przybiera uroczystą poitać Swachy i mówi:) Z o n y ? a to dziarski c h ło p a k ., iuż teraz w iem ; ale bo niełacno było się dom yśleć, kiedyście o t e m z tak ą nieśmiałością m ó w ili., wszdk ci to słomiany

2 om V I . N e r X X X I I I . 10

(18)

zalotnik, złotey P a n n y dostanie, cóż dopiero wy?

Jakbym widziała, że skoro o was nayładnieyszey dziewce szepnę, iak iskra z za pieca wyskoczy.

J a s i o .

Dziękuię' wam za tę dob rą myśl o m n ie ; i kie- d y t a k , nastręczcież mi iaką d o r o d n ą , dobrego gnia­

zda, pracowitą dziewczynę — a przytem też i oycze- wiczkę.

S w a c h a , k t ó r a p o d c z a s p i e r w s z y c h s ł ó w s i ę u - s m i e c h a ł a , z e s m u t k i e m

T am do licha, O y czew iczkę... a iu ic i mamy Bo­

gu dzięka i takich dziewcząt nie mało. Jest ci tu niedaleczko, córka dawnego W ó y ta, Kasia Banuchó- wna, będzie miała pięćset Złotych i dwie krowy.

J a s i o.

T o w y b o r n ie ., idźcież do te y z w ó d k ą ... byle tylko pić do was chciała ?

S w a c h a .

W t(5y chacie tu po lewey ręce, iak wiecie Par­

ka mieszka; starsza Parczanka, wcale n ic z e g o ., dzia­

te k wprawdzie d o sy ć , ale Rodzice R ządni, i tam nie złe wiano będzie.

J a s i o.

T am mi się ieszcze lepiey podoba, bo i Oyciec m óy w zażyłości z Parką. T am idźcie.

S w a c h a .

T u po tey stronie w tź y n ow ey chacie, Koczma- ra, ma trzy córek na w ydaniu, syna żadnego, a wie­

cie, że zasobny i w łaskach u Dw oru.

J a s i o.

Dalipan, wszystkie trzy radbym wziął, bo hoże dziewczęta; idźcież do n ic h , P an i S wacho.

S w a c h a m i s t e r n i e .

Mam ci ia tu ieszcze ie d n ę , ale k tó r a ? iak się

--- 124

(19)

zowie? nie powiem. D o b ra iak Anioł dziewucha, niewinna iak nieoiówiątko, pracowita kieby pstzolka.

J a s i o .

Oy! ta mi cóś naybardziey do serca trafia, bież­

cież do niey, co iedno tchu m acie...

S W A C H A .

L at ma szesnaście, prosta iak świeca, rumiana iak iagojda, k ie b y ^ania dziewczę...

J a s i o.

Mówcież p ręd k o iak się zowie, ogniściem cie­

kawy. ..

S w a c H A .

D o b re g o gniazda, poczciwych Rodziców.

J a s i o .

N u ż e powiedzcie, bo iak widzę, niczego iey nie b ra k u ic , i ia tę mieć chcę..

S w a c H A v

Zdoprawdy, niczego iey nie b r a k u i e ? . . powtórz­

cie to raz ieszcze, a dopiero pow iem , co za iedna.

J a s i o .

J u ż m nie do ostatniey niecierpliwości przywo­

dzicie. C óż może brakować niewinney, pracowitey, doro d n ey dziewczynie? m ó w cież., ia powtarzam, tę m ieć c h c ę ...

S W A c H A .

Jiiże wam p o w ie m ., oto chrzesna moia córka, Marysia Kwiatoszówna.

J a s i o .

Kwiatoszówna owych Kwiatoszów, co tak z ubo­

żeli c ó r k a ? , iużem teraz mądry, domyślam się cze­

go iey b r a k u ie .. s z k o d a ., aleć wielka prawda, ze dobra i przystoyna d z iew u ch a... i takie zawdy mó­

wi łagodne słóweczka..

S w a c H A.

W ierzaycie mi Jasieńku, że w żonie to naywię- io*

--- 12.5 ---

(20)

cey znaczy. Bogday tyłem lat żyła zdrowo, iłem skoiarzyla małżeństw, ale zawsze były i są nayszczg- śliwsze, gdzie się na wiano nie oglądali... Tego ie­

dno niewiem, czy dziewce iuż kto in n y nie zaiechał głowy, Kuba Sm yk tęgo iey się zaleca, a wiecie, ze to smyk, przystoyny i dziarski clilupak.

J a s i o .

Że mi też zawsze ten Kuba drogę zayść mu.

si. M ożeć Bóg dopomoże go odsądzić; iuż mi się też i przykrzy; zawdy w karczmie rey wodzi, i do nayurodziwszych dziewcząt się biprze Pani Swacho, idźcie natychmiast do Marysi Kwiatoszówney, oto flasza w ó d k i., oświadczcie iey moie chęci.

S w a c H A.

A gdyby się u niey nie pow iodło?

J a s i o .

T o póydziecie do Kasi Banachównćy, i tey ci niczego; a gdyby nieszczęście iuż tak mieć chciało, wstąpcie do Koczmary: a lb o i iedna z trzech iego có­

rek, wódkę do was wypiie. Sprawcie mi się iedno dobrze Pani Swacho, iak to wy umiecie, a suty ku- ban was nie minie, ('odchodzi).

SCENA III.

S w a c h a , sama, a potem. O y c i e c , M a t k a , Ma­

r y s i a , B a s i a .

Starać to ale wielka i sk widzę prawda, źe Bóg z ie d n e y strony martwi, a z drugiey pociesza; i slu- szniein przed chwilką mówiła: Za moią opieką mu­

si się tym Kwiatoszom odmienić. N o ! i proszę! o- wa ubóżuchna dziewucha, naybogatszego chłopaka, z ro d u Rusaków dostanie; a prócz tego spokoyny, nie bałamut, pracowity, plamki na nim niema. Oy!

będeż ia miała co słuchać za to od in nych Matek, a zwłaszcza od Banachowey; gotowe. Baby powiedzieć żem chłopaka oczarowała; bo iużci pewna iestem, że nie póydg nigdzie dałey z tą w ó d k ą ; prawiem

- 126 '

(21)

z umysłu tak Jasiowi p r a w iła ... nie dzisieysza, ia nie dzisieysza.. wiem ia, że co człowiekowi łacno przyi- dzie (a osobliwie Zona) to sobie lekce w a ż y .-. Ale trzebać się zabrać do tych swatów, a po tem obiedz wieś całą z t ą now iną. ( P o p r a w i a c z e p k a , z a w i y k i , p r z y b i e r a p o s t a ć u r o c z y s t ą , i k o ł a c z e d o c h a t y z k t ó - r e y w y s z ł a ) .

M a t k a s i ę o d z y w a : Kto tam ? Cóż znaczy to dziwne k ołatanie?

S w a c h a , u r o c z y ś c i e .

J a nie do was, do waszey dziewki przychodzę.

M a r y s i a z c h a t y .

I czegóż to chcecie, P a n i Gogolino.

S w a c h a.

Przychodzę iako Swacha, przychodzę z w ó d k ą , n ag o tu y kieliszek, dzieweczko.

M a r y s i a k r z y c z y p r z e r a ź l i w i e .

P rz e b ó g , dla Boga!

S w a c h a n a s t r o n i e .

O ! iak tęgo wrzasła; pewno iuż za piec wlazła i płacz u d a ie ; bo to odwieczny u nas obyczay; na­

sze dziewuchy od małości tg piosnkę spiewaią:

A gdy Swacha przyidzie, J3 za piecem siędę;

N ib y p ł a k a ć zacznę, W rzeczy rada będę.

G ł o ś n o .

M arysiu, Marysiu.

M a r y s i a z g ł ę b i c h a t y .

N ieehcę, n ie w y y d ę , niema kieliszka w domu.

S w a c h a.

Dowiedz że s i ę p rz rn a y m n ie y kto mn:e do c i r -

bie przysyła; oto Jasio R usak, syn W ó y ta , on cię chcę mieć ż o n ą . ..

--- 127 ---

(22)

--- 128 --- M a r y s i a . N iechcę, nie póydę.

S W A C H A .

On we wsi naybogatszy, młody, urodziwy, dziar.

ski, z nim będziesz opływała w szczęściu iak rybka w woiizie; wszystkie dziewki zazdrościć ci twoiey do­

li będą.

M a r y s i a . Niechcę, nie póydę.

S w a c h a z gniewem.

N o ! dziewczyno! dosyć do trzech razy tych ko­

rowodów. Pani Kwiatoszowa, P a n ie Kwiatoszu, ie- śli nic przeciw Jasiowi Rusakowi nie macie, wycią- g n iy ciei dziewkę waszą z z a pieca. ( Słychać krzyk i szamotanie się w chacie). (N a stronie). Dobrze dziewczę udaię, zna się na rzeczy; choć to Bogiem a'p raw d ą, nie byłaby dziwota, choćby się i z stra­

chała trocha; tak n a g l e ... przed chwilką ieszrze iey to w myśli nie p o sta ło ., a nie sameć to ró że wtym małżeńskim s ta n ie ., są w nayszczęśliwszem wielkie kłopoty, k tó re gorzey od ciernia kolą. (Głośno).

N o, Marysiu, k rn ą b rn e dziewcze— wyidź ze, bo nie będziesz ty, będzie inna; prosto ztąd, póydę do Ka­

si Banachówney, a ta pewno tak hard ą nie będzie, chociaż ma wiano uczciwe. (Otwieraią się drzwi cha­

ty, oboie Rodzice i mała Basia, ciągną Marysię. ’>*■

mieszaną, zapłakaną, z spuszczoną głową). Ju ż nadto tych korowodów, dziewczyno! dziekuy B ogu, że ci niespodzianie taką dolą z s y ł a ; i po d ay kieliszek.

M a r y s i a

Ale kiedy ia niechcę męża, niechcę Jasia R u ­ saka.

S w a c h a.

. I ^

Znam ia ąię na tych figlach, wszystkieście ta­

k i e ... Każda iedną ręką odpyi ha i mówi: Niechcę c ię; a drugą kiwa i woła: póydź sam\ I ia tak ro­

biła przed l a t y . . . tak sama przyzwoitość ka ż e , bo

(23)

129

k tó r a b y tez uczciwa dziewucha drożyć się nie mia­

ł a ; ale skończ raz, i niechże wypiię do ciebie. ( W y ­ pycha ią do chaty).

M A T K A.

D alip an , P a n i K u m o , gdybym was n ie z n a ła , myślałabym, że sobie żarty z nas stroicie.

O Y C I E C .

P rzed chwilką byliście u nas, i zaś w strapieniu naszem, n ie rzekliście nam ani słówka o tey szczę- sney doli.

S w A C H A*

Bay b ardzo, a wiedziałam o niey? Jasio mnie t u zdybał gdym od was wyszła — chce się ż e n ić , prosił m nie w swaty, a iam mu zręcznie waszą cór­

k ę naraiła.

O y c i e c i M a t k a razem.

Bóg wam zapłać, P an i Kumo.

S w a c H A .

Wszakem wam powiedziała, że was Bóg pocie­

szy i to p r z e z e n m ie ...

O Y C f E C .

W ła ś n ie w krótce po waszem odeysciu, moia k o ­ bieta o k ru tn ie płakać zaczęła; ia iey mówił: N ie troszcz się, Bóg ma więeey niśli rozd-jt! a wyście też zastukali.. Ale cóż ta szalona dziewka nie wraca.

B a s i a. P ew n o znowu za piec wlazła.

S W A C H A .

P ó y d ę ia po nią.

M A T K A .

Dla Boga! iak też to cała wieś dziwować się bę­

d z ie ... Alo drugie dziewki, to chyba ślipie naszey Marysi wyłupią, bo każdziuteńka miała na Jasia oko.

O y c i e c .

Zawszem ia był pewny, że nasza dziewka d o b re ­ go męża dostanie, bo staranna i posłuszna, aleai ie-

(24)

dnak o Jasiu nigdy nie myślał. (Swacha wraca, Mam rys,a iu i nie z takim idzie oporempodaie kieliszek, Swacha nalewa wódki, i piie do n iey mówiąc pierwej-,

W tym kieliszku k ro p e l ile D ay Boże, szczęścia lat tyle. '

(Nalawszy drugi, podaie M arysi; ta bierze, odwraca się, wypiia trochę ze wstydem, i oddaiej.

S w a c h a.

W y p iy że J o dna dziewczyno, Bo gdy kieliszka nie spełnisz, Przykrą (Jotą go dopełnisz;

A to swoią własną winą.

(Marysia wypiia).

(Swacha do Rodziców, piiąc do nich).

I ku wam schyli się flusza, Jeśli taka wola wasza.

Rodzice razem.

Kiedyć Boska, to i nasza. (Piią).

Sw a c h a d o Ba s i.

A ty wypiiesz dziewczyno?

B a s r a.

C hętnie; a gdy za piec siędg, Ja tak drożyć sig nie bgdg.

S w a c h a .

N o ! Boguż dzięki! toć sig i stało; biegng do J a ś k a , biegng do kum oszek, bywaycie zdrowi.

M a t k a .

Raz ieszcze. Bóg wam zapłać, P an i Kumo!

O y c i e c.

D a y Panie Boże odsłużyć.

(Swacha wychodzi).

■— i 3 o —

(25)

S C E N A IV .

Ciż sami prócz Swachy. ,

O Y C 1 E C .

Dobrać to kobieta ta G o g o lin a ..: P an Bóg wie­

le człeku o d ią ł, ale m u przynaym niey zostawił przy- iaciół; skarb to n ie mały, k u p ić by go tru d n o .

M a t k a.

Słusznie m ó w ic ie ... Ale ia z d o p r a w d y , niewiem co się ze m n ą dzieie, m oże to czary, m oże to sen.

(Spluwa, przeciera uczy). Ale n i e . , to ć na iawie się d z ieie.. k ie d y tak, p ó y d ź ż e dziewko moia i ogarniy się trochę, spleć t e kosy, upstrzyy się n ie c o ; boć iedno patrzeć, rychło tu na Z a ręczyn y przyidą.

M a r y s i a .

D o b rze M a tu lu , i p obiegnę do Sobczanki, ona ma grządkę kwiatów prześlicznycji, ustroię sobie gło­

wę.

M a t k a .

P óydź, a ia t u z Basią p o p rz ą tn e trochę. (Ma»

rysia odchodzi. M atki z Basią zabiera się do sprzą­

tania.) Cieszyć się dusza moia n ie pomału, że tey dziewce naszey tak dobrze się trafiło, ale trapi się i s e r c e . . . iuż iey w dom a m ieć nie b ę d ę . . . (zamy­

śla się).

O Y C I E C.

«

K o b i e t o . , k o b ie to ! alboż to Rodzice dla siebie dzieci rodzą i chowaią? naprzód dla Boga, a po tem dla ludtei; patrzyć na d o b rą dole dziatek, to cała na­

sza pociecha! W reszcie, wszak masz d rugą córkęj dziecię to ieszcze, nacieszysz się z n ią lat kilka.

(Basia przestaiąc zarnictanie.)

M atulu! obaczycie iak wam usługować b ę d ę — i łó ż k o pościelę, i izbę zamietę i ieść ugotuię, i o- gród o b ro b ię , g d y b y była krowa i ią wydoię, i wszystkiemu dam r a d ę . . . A będziecież mnie tak kp-r chałi iak Marysię kochacie?

i3i

(26)

i3z

M a t k a .

- Jeśli iedno podołasz taką bydź dobrą iak ona, mnie moiey miłości starczy. Ale w ą t p i ę ... iedna nioia Marysia na świecie, iedna to moia iagódka...

(płacze). Póydę do chaty, roztworzę skrzynię, oba- czę czyby iey dać czego nie można?

O y c i e c , k t ó / y s t a ł z a m y ś l o n y .

O y ! i mnie też to ona myśl trapi! cóż iey da­

my niebożęta? .Nigdy mi się b i e d a nasza tak ciężką iaic w tey chwili nie zdawała... A i częstować Ja­

sia i Swachy należy. Basiu, bież no do karczmarki, powiedz co się stało, i proś o kwartę wódki i o dwa garce piwa. Zapłacę iey lub odrobię iak będę mógł nayrycliley. (Oboie do chaty wchodzą).

B a s i a.

Biegnę Tatulu; a po drodze wstąpię do Wal- kówney, pożyczyłam iey pawie piórko; odbiorę, i dam Marysi, niech się w nie ustroi.

( W y'biega w przeciwną stronę).

S C E N A V.

M a r y s i a idzie pomału z pękiem kwiatów.

W ie rz y ć nie chciała Sobczanka, że była Swacha u mnie, żem iuż kieliszek podała, i e za mąż idę, i tu za Jasia Rusaka... N ie dziwota, m n i e s a m e y nie łacno temu uwierzyć. Nie czemu też to sroczka krzekcała na plocie, i złodzieie dziś mi się śnili?..' oy! ukradnie mnie Jasio Mateńce, ukradnie... Bę­

dę sobie gospodynią^.. Którąm iedno dziewkę spo­

tkała, to się dziwuie, to mi zazdrości... Będę Ro*

tlzicotu pom ocą,, ia się też raduię, bardzo raduię...

iedno mi trorha ciężko na s e r c u ... nie dziwota, tak wielkie^szczęście... — T e n Kuba Smyk wcale ch.lo- pak przystoyny.. ale i Jasiowi Rusakowi niczego., iednak nie tak gracko w tańcu wywiia... W ierz tu

■wróżbom; w wieczór S. Jana, Kuba mi się przyśnił.

Ale o Kubie źle mówią, bałamut, napić się lu b i..

(27)

«— i 3 3 —

Jasia wszyscy chw alę.. Sobczanka powiada, że Smyk, do niey się udawał, a przecież Swachy nie przy­

sła ł.. o Jasiu, ani o żadnym Rusaku nic takiego sły­

chać nie było. O ! iuż mi lżey na se rcu ... (Słychać skrzypka), A le otóż i Jasio ze Swachą i zdróibam i.

S C E N A VI.

M a r y s i a , S w a c h a , J a s i o , D n u Ż B O w rE , późnimy O y - c i e c , M a t k a i B a s i a z k w a r t ą i ze d z b a n e m ,; d z i e ­ w c z ą t i c h ł o p a k ó w g r o n o .

S w a c h a .

Oto Jasieńko przybył tu do ciebie Spodobałaś mu się iakby A n io ł w Niebie.

J a s i o stoiąc przed. Marysią.

Otom z drożyną przybył tu do ciebie, Spodobałaś tni się iakby A nio ł w Niebie.

M a r y s i a . . Skądżelcie to w y przybyli M o i miii goście?

Kiedym się wam spodobała Oyca, Matki proście.

( Z b lizaią się ku chacie. Oyciec i Matka wychodzą.

Jasio skłania się M atce, ona przyzwala i błogo­

sławi go. Oyciec się wzdraga, P rzez ten czas dro­

żyna Jasia śpiewa):

D a y c ie ż Marysię Jasiowi Ku wiecznemu ślubowi.

Ja s io d o Oy c a, Pani Matka pozwoliła, A Pan O yciec nie chce?

O y c i e c . B o ć mi moia córusieńka Progów nie przedepce, Sukienki nie przedrze,

(28)

— i34 — W o d y nie nanosi.

Niechże się też Jasiuleńko, W przód o nią naprosi.

S W A C H A.

Już ci się was prosi, Już ci się wam kłania, Niechże się Pan Oyciec, T a k długo nie wzbrania.

D K Ó Ż Y N A.

D a ycież Marysię Jasiowi, Ku ich wiecznemu ślubowi.

S w A C H A.

Niechże Jaś z Marysią, W ezm ą się za ręce, Zróbm yż Zaręczyny.

Niech żyie ta para!

fO yciec zezwala, Swacha łączy ręce Jasia i Marysi, staią przed Rudzicami, otacza ich drożyna v/o- łcń ąc: N iech żyie ca para! i zasłona spadaj•

A K T D R U G I

S C E N A I.

Oy c i e c, Ma t k a, Ma r y s ia, Ba s ia, Dr u c h n y. fMarysia otoczona dróchnami, siedzi na ziemi wśród

kwiatów, i wianek z zielonych gałązek wiie; ie- dne druchny iey pomagaią, drugie układaią ro- wnianki, snopki kwiatów wiążą. Matka na, stoł­

ku siedzi przy nich zam yślona; Oyciec o podał stoi).

D r u c h n y j'piewaią smutnie.

Wiła Marysia wianeczek, Z drobney rutenki serdeczek ;

■ Okrasa Sioła, ta miła, Z swetni Dróchnami go wiła;

(29)

135 — Jedna ruteńkę szczypała, Druga równianki równała, Trzecia snopeczki wiązała.

Wyszła Maryś do' ogroda, Rumiana kieby iagoda.

M a r y s i a z n i e m i s m u t n i e . Z ziółkiem tak się rozmawiała ,,N ie będę cię przesadzała,

„ Z i m n ą wodą podlewała,

„ Z i m n ą wodą podlewała."

B a s i a s a m a w e s o ł o . Jest ci tutay młodsza siostra, Jeszczeć ona niedorosła;

T o go będzie przesadzała, Zim ną wodą podlewała.

D r d c h n y do Marysi.

Marysiu, weź wianek w dłonie, Odday go Matce w pokłonie.

M a r y s i a podaiąc wianek Matce Moia Mateńko kochanie,

Przyim ten wianek córki w danie.

(Matka odpycha n a p r z ó d w i a n e k , p o t e m go b i e r z e , i p r z y p i n a c ó r c e , k t ó r a klęczy p r z e d n i ą , i ś p i e w a j ■

Mateńka wianka nie bierze, Bo od żałości n ie zdoła, Serceż moie, żałość moia, Czemuż ty mi nie zapłaczesz?

( Marysia skłania iey się do nóg z uczuciem , a za sceną wesoła muzyka słyszeć się daie, i odgłos daleki tych słów.)

Spieszmyż swacia, bracia!

Jedźm yż żywo po nią, P o dobrą Gosponią.

D ru chn y powstaią i śpiewa ią żałośnie’.

Brzęczą kowane wozy — brzęczą Jadą po Marysieńkę — iadą Jadą po Marysieńkę — iadą.

(30)

i 3 6 —

(Słychać znowu śpiew wesoły, iu i nieco bliidy.) Spipszm yż s w a cia , bracia!

Jedźmyż żywo po nią, Po dobrą Gosponią.

Marysia porywa się od stóp M atki, i bieży z pła­

czem, do Oyca:

M ó y Tatusiu, móy rodzony, N ie day ninie od siebie;

Niechże schodzę te zamszowe (*) Trzewiczki u ciebie.

O y c i e c.

Moia Córusiu, mora rodzona, Jużfś się u mnie nabyła;

Jużeś nie iedne takie trzewiczki, U twych Rodzonych schodziła.

(Słychać śpiew wesoły coraz blizey:) Spieszmyż swacia, bracia!

Jedźniyż żywo po nią, P o dobrą Gosponią.

D ruchny do Marysi strwoŁone'y Znasz ci Jasieńka, Chłopca dziarskiego, Znasz ci M łodego, C o po cię iedzie?

O y c a p r z e p r o s i ł , Konia osiodłał, Ubrał się pięknie Zaraz tu będzie.

(Słychać śpiew wesoły iu i bardzo blisko-.) Spieszmyż swacia, bracia!

Jedźmyz żywo po nią, P o dobrą Gosponią.

Z a w s z ą , s k o r k a i l o b n e w y p r a w n a , safian .

(31)

— i3 7

Ro d z ic e d o Ma r y s i. W y id ź ż e Marysiu, D o samey bramy, Przywitay gości.

D r ó c h n y patrząc w stronę z k ą d odgłos\

W y id ź ż e Marysiu;

Piękni ci goście przybyli, N adob nie ci wystąpili.

(Marysia słucha ich poniewolnie, i wychodzi na prze­

ciw wesela.)

S C E N A D R U G A .

(C ii sam i, JVesele całS. N a czele Starosta weselny Z chorągwią w ręku, na którey ten napis: M ło ­ da Marysia od swey Mateńki odstanie; za nim D róib a Marszałek czyli naystarszy, z pierścion­

kami na tacce. Ofok Pana M łodego D róiba (*) z palmą z hoiny, przy którey cztery świeczki, dzwonek i dwa wianki. Cała drużyna weselna postepuie wesoło przy odgłosie marszu i ustawia

się w porządku.)

M a r y s i a staiąc koło Druchen.

O biedaź mnie nieboże!

Do m o w i d o Pr z y b y ł y c h. Przywitay też was B o ż e !

J a s i o d o M a r y s i kłaniaiąc ie'y się:

Już słoneńko za sadami, Młoda M aryś, iedźżę z nami.

C ) T e n Dróźba zupełnie gra roię P niaca czyli BJarna, Podeza*

całego wesela przed Państwem młode'm tańcuie, skacze, i palm$ wywiia. W ianków zaś często w mieyscu obrączek u- zyw aią, i dla tego choć tą pierścionki,- muszą bydi i wian­

ku

<•

(32)

— io8

M a r y s ia składaiąc rcce.

Proszę ia was o to , Proszę ia was o to , Żebyście mnie poczekali.

Niechże ia się przeydę, INierhże ia się przeydę, D o w o d z o n y c h na poradę, Jeśli każą — to poiadę.

Jasio z Dr u żb am i. Jużeśniy u nich byli, Już nam cię pozwolili.

(Rodzice daią znak zezwolenia., Swacha czy li Staro­

ścina śpiewa do Marysi'.) Kłaniay się Marysiu, Kłaniayże się, M łodo;

Padniy raz i drugi Rodzonym pod nogi.

M a r y s i a . P o c ó ż mam się kłaniać?

Z a co mam dziękować?

K iedy mnie Rodzeni, N ie chcą u się chować.

S t a r o ś c i n a . Przeproś Marysiu, Swoią M ateńkę,

W czerneś ią przegniewała.

Jak nie przeprosisz, Jak nie przebłagasz, JSlie będziesz doli miała.

(M a ry sia p a d a M a tc e do nóg.') S t a r o ś c i n a .

Przeproś Marysiu, Swego Tateńka ,

W czemeś go przegniewała;

Jak nie przeprosisz,

Jak

(33)

Jak n ie przebłagasz, . !Nie będziesz doli niiąła.

(Marysia pada Oycu do nóg.) S t a r o ś c i n a .

Przeproś Marysiu

Swoiij Siostrenkg, i t. d. (*) (Marysia Basię całuie.) ( W czasie tych przpprońn, druchny rozda ią drużbom

Snopki z k-\iatón, i pizypinaią takież -sobie. JSay- sta iszf zaś drużba i d m ch n a , występnią na ś io- dek sceny, drużba oddaie druchnie pie> ścianki i śpiewaią'.

Po śrzód Sioła, Kuźnia st.da, A w tey kuźn i, Dwa K ow alczyk!,

(Całe wesele z wielkim okrzykiem) Ł a d o , Ł a d o ,

D r u ż b a z D r u c h n v Biią młoty,

W pierścień złoty, Z młodym Jasieńkiem ,

K u ślubowi.

(Powtórnie:) Ł a d o , Łado. (**)

S t a r o ś c i n a .

N o ! k ied y iuź wszystko gotowe, i co Bóg przy­

kazał spełnione, trzeba nam iść tlo Kościoła. Już tam Xitjdz ze stulfj czeka. Marysiu pożegnay Ma­

(*) Choćby rodzina Panny młodey aaylicanipys*$ l^yłat każdego z osobna tak przepraszać musi. Prawdziwie tkliwy obyczay.

(**) Ł a d o czyli Lado B ogin i m iło ści u S ław ian . T ę śpiew kę m o­

ż e ieszcze przed M ieczysław em śpiewano*

>^9

T o m VI. N e r X X X I I I . 11

(34)

1Ą0

tkę, iuż tu Jasia żoną wrócisz. (M atyńa skłania się M atce, która na głos płacze

M a r y s i a do weselney dtóżyny.

Już idźcie, pogsniaycie, Z moiey Mateńki domu!

Niech ia nie widzę, Niech ia nie słyszę, M oiey Mateńki żalu.

B o ć Mateńka tak płacze, B oć Mateńka żałuie,

Jako Kukułka, Jako Kukułka, W zielonym gaiu kuie.

(Ustawia się cała drożyna weselna, Marysię druchny, Jasia drużbowie, prowadzą, i idą poważnie ku Kościołowi przy odgłosie marszu śpiewaiąc'.)

O d terema do terema, M y do ślubu dziś idziema, W i e to Pan Jezus,

Matka Nayświętsza, C z y go weźmiema?

Od Boga ślub, Od ludzi sąd, O d Mateńki wesele.

(Ten śpiew słychać d łu g o , dopóki weselna dróżyna do Kościoła nie weydzie.

SCENA TRZECIA.

(Drożyna W eselna w oddaleniu, Matka, późniey ko- h e t wieyskich czyli gospodyń kilka, które z chat swoich wychodzą, duże misy w ręku trzymaiąc.) M a t k a powtarzaiąc ostatnie drożyny słowa:

Od Mateńki wesele?

Oy! chcecie w y za wiele.

Wesela? serce płacze, Skrzynia pustkę kołacze.

(35)

, i 4 «

O prawda ! i żal i bićda — weselić się trudno, a przecież trzeba i należy. W n e t wrócą, przygoto­

wać wszystko muszę. (Zaczyna się krzątać.) Je d n a Go s p o d y ń:.

Jak się macie, Pani Kumo, przynoszę na gody waszey Marysi kęs iadła: piorogi z tatarczaney mąki z serem.

Dr u g a Go s p o d y n i.

Ja kapuśniaku ze szperką, bo serdecznie ko ­ cham Marysię waszą.

T r z e c i a .

Od'em:iie przyimiycie te potrząchane kartofle, suto okraszone.

C z w a r t a .

Ja się mego daru nie powstydzę — oto mięsi­

wo, parę wieprzowych pieczc.nek.

P i ą t a.

Jam przyniosła różney wędliny, b o ć przy go­

dach różności potrzeba.

S z ó s t a z n i e ś m i a ł o ś c i ą . .

Mnie nie stało na wiele, sama tu zielenina, a- le czysto sporządzona.

M a t k a .

B ó g wam zapłać, dobre sąsiady, B ó g wam za­

płać Kumy, day Panie B o ż e w takowym razie od­

służyć. Postawcie na stole wasze podarki; wszak ie pożyiecie z nami?

W s z y s t k i e .

Pożyiem y, boć nas Państwo młode prosili na

w e s e l e .

Je d n a z G o s p o d y ń.

C z y iuż drożyna W e s e l n a do Kościoła poszła?

M A T K A.

Już; w tey chwilce zipewne Xią<lz im ręcpstuhj wią- 11*

(36)

i e i błogosławi. O b y Pan B ó g serca ich lepiźyie- tzcze związał, i pobłogosławił.

Dr u g a Go s p o d y n i.

A n i wątpieć, Rusaków rodzina z dawna iedna t najpoczciwszych w Lubelskiem. W aszey też dzie­

wce nic nie brak, Bogu dzięka. Winszować wam ietlno Pani K um o, winszować!

T r z e c i a .

Chciałabym ia z moią Kaśką rychło takowego doczekać sig kłopotu.

M A T I A .

N ie żądaycie — nie iąd ayc ie — przyidzie sam iakby piorun, i nie będziecie mu koniecznie rade—

Ja sama nie raz przemyśliwałam: Panie B o ż e , któż tg moią dziewuchę weźmie? a teraz mi sig widzi,

£e mi ią Jasieńko za rychło wziął.

Cz w a r t a Go s p o d y n i.

A le ustawmyż stół, urządźmy iadło i napoie, wiecie, że ślub wiąże na czas długi, ale sam bar­

dzo krótki.

(Biorą sie do nakrycia i zastawy stołu i spiewaiy) Roztaczaymy bielone obrusy,

Na stole, Rozstawiaymy misy i talerze;

N ie ubędzieć tych sprzgtów na stole, Bośmy uczciwi goście w tym domie.

(K iedy tak zaięte, słychać z daleka śpiew wesoły:) Pod czereśniami,

Pod kalinami, Barwinek zielony;

Spiesz sig M a le ń k o , Już Jaś ożeniony.

Od terema do terema Juieśmy po ślubie

W zięty on według Zakonu.

O d Boga był ślub,

i 4a

(37)

O d ludzi iest sąd, Od Matki będzie wesele.

(Słyszą c s'pidw Gospodynie rnówią'. O tó ż iuż wracaią.

Matka wchodzi spiesznie do chaty, zamknąwszy fó rtkę .)

S C E N A O S T A T N IA .

G o s p o d y n i e , M a t k a w chacie, cała weselna dróiyna>

Ja ś trzyma M a r y s i ę za rękę.

Go spo d yn ie d o Ma r y s i. Marysiu Młoda, U ślubuś była,

K o g ó ż żeś się radziła f M a r y s i a ; Radziła ia się, Boga miłego, Boga miłego, Matki i O yca swego.

Gospodtnie wskazuiąc koleyno na chatę i na Jasia:

Zimna zimeńka, Bardzo bieleńka,

C z y nas rano napadniesz?

Pytam yć ći się,

* Młoda Marysiu,

D o k o g ó ż ty przystaiesif

M a r y s i a .

Przystałaćbym ia, D o mey M ateńki, I do Tateńka I do SLostreńki,

A le nie chcą mnie zimować, D łu ze y w chacie chować.

J a s i o b i o r ą c i ą .

Przystań więc do Jasieńka, O n cię będzie zimował,

Na wiek u się chował. r

145

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

©brussy wszystkie, płótna wszystkie które się nie w y b ie liły , gzła szyte, tnwalnie szyte oddaję, niech się tem podzielą obiedwie, a daszeczki i pofkonierze

T u ani sposób dłużey zostać: bo choćby Pan Okęcki moią sromotę zamilczał, to ludzie o- liego wytrąbią na cały świat; koniecznie tedy należy z ląd się

W szytko się tedy- z opatrzenia boskie- go po utściwemu rozgarnęło, i miasto w ielkiey biedy , nadarzył nam się ieszcze fortuuuy za- robeezek, bomy tu przez

Felsbach, ożenić się powtórnie z trzech ba ról 230 w ażnych przyczyn: Nayprzód że miał dopiego i lat 5o,— pow tóre kilka córeczek dorastających—.. potrzecie i

snego natchnienia pokochał nauki tak dalece: że vr sam dzień '.ślubu, z pomocą Etymologii, zajął się.. Któżby temu uw ierzył? W trzydziestym .roku ożeniwszy się,

Eliza która miała grać rolę W andy: po przeczytaniu o- statniey sceny przez autora, wymawiając się od niey, zasmuciła uai bardzo tak niespodzia-... Tak był

trzywszy się przez czas uieiaki młodzieńcowi, uyrzał w nim obok pięknych serca przymiotów, bardzo spóźnioną i źle prowadzoną edukacyą, osądził źe iuż nie