• Nie Znaleziono Wyników

Wędrówki po Lubelszczyźnie w latach 50. - Alojzy Leszek Gzella - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wędrówki po Lubelszczyźnie w latach 50. - Alojzy Leszek Gzella - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

ALOJZY LESZEK GZELLA

ur. 1932; Pelplin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, Lubelszczyzna, PRL, wędrówki po Lubelszczyźnie, PTTK, wyprawy kajakowe

Wędrówki po Lubelszczyźnie w latach 50.

Ten region był dla nas bardzo ciekawym przestrzennie terenem, który zwiedzaliśmy.

Uczestniczyliśmy jako grupa KUL-u w takim rajdzie zimowym, prowadzącym z Lublina przez Nałęczów do Kazimierza. My zdobyliśmy tam pierwsze miejsce i po raz pierwszy – aczkolwiek tam w dziedzinie sportowej inne grupy wcześniej zdobywały jakieś czołowe miejsca – „Sztandar Ludu” napisał i załączył zdjęcie naszej grupy na swoich łamach i to była jak gdyby taka rewelacja, że na KUL-u jest jakaś grupa w ogóle, że jakiś sport jest, bo przecież ta propaganda komunistyczna cały czas uważała, że to jest uczelnia księżowska, uczelnia, gdzie klerycy studiują albo klerykały co najmniej, a tu raptem pojawiła się tak pozytywnie oceniona i bardzo bojowa grupa. Ten rajd został skrócony w trakcie tylko do Nałęczowa, ponieważ pogoda się zepsuła i była taka wichura śnieżna, że nie można było kontynuować przejścia. To był ten zaczątek właściwie takiej działalności wychodzącej poza ramy samej uczelni. Tak samo jak ta sekcja alpinizmu, bo my niebawem znaleźliśmy sympatycznego opiekuna w tym PTTK lubelskim. PTTK mieściło się w pałacu Czartoryskich na placu Litewskim, część był przeznaczona na schronisko i tam mieliśmy swoje pomieszczenia, tam spotykaliśmy się, nie na KUL-u tylko tam. Ale to już był ok. 1954 [rok], czyli jak gdyby już troszeczkę pachnący po śmierci Stalina odwilżą w takim umożliwieniu studentom katolickiego uniwersytetu kontaktów poza [uczelnią]. Chyba w PTTK lubelskim było każdego tygodnia jakieś takie towarzyskie spotkanie i tam często występowaliśmy. Oczywiście więcej do powiedzenia mieli bardziej doświadczeni i z większym bagażem przeżyć taternickich, myślę tutaj o Tatarkiewiczu, który na UMCS-ie miał katedrę matematyki, o Czartoryskim, o Kozłowskim, Chodarczyku i innych również. Wtedy właśnie powstało to przewodnickie koło przy PTTK, wtedy kajakowe. Myśmy organizowali kajakowe wyprawy na jeziora mazurskie. Katolicki Uniwersytet [Lubelski] korzystał z pałacu biskupa Krasickiego pod Dobrym Miastem na Mazurach i tam przez całe wakacje trwały wczasy. I na Łynie pływaliśmy, i do Lidzbarka, i piesze wyprawy

(2)

organizowaliśmy. Byliśmy taką grupą bardzo silnie motywowaną do pewnej działalności.

Myśmy organizowali w takim też nieformalnym kole, klubie wędrowników coniedzielne wycieczki piesze. Zwiedziliśmy wszystkie w okolicach dwory i pałace czy obiekty, które były godne uwagi. Ja dosyć systematycznie w tym uczestniczyłem, bo mnie to interesowało. I Dąbrowica, i pałac Firlejowski, i Lubartów też z tymi starymi pałacami, to wszystko było w znacznie gorszym stanie, jeżeli chodzi o substancję taką materialną, architektoniczną – zniszczone, nieodnawiane przez wiele lat.

Byliśmy w Puławach, bo to był jak gdyby taki punkt dla nas wyjścia do Kazimierza nad Wisłą. Więc i pałac, i obiekty związane z muzeum Czartoryskich – to było nam jakoś bliskie. Jak się idzie na Kazimierz, to są Włostowice, zdaje mi się, taka miejscowość. Tam jest bardzo ciekawy cmentarz i kościół. Ten kościół tak dziwnie był usytuowany, że autobusy po lewej stronie musiały omijać go. Zresztą tych autobusów wtedy ani samochodów nie było tyle, szło się pieszo z Puław do Kazimierza.

Data i miejsce nagrania 2006-02-28, Lublin

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski, Marcin Fedorowicz

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

[W przypadku AK] to się otworzyło w 1956 roku – Mańkowski, Caban, Naumik wydali monografie o Armii Krajowej i tam nie wszystko było, ale było i Armia Krajowa istniała.. I

Ten domek pogotowia ratunkowego znajdował się naprzeciwko naszego akademika, no i tam bywało, że mogliśmy obserwować, to zawsze w naturze człowieka jest taka ciekawość gapiowska,

Kiedy była taka akcja skierowana na tereny wschodniej Polski, nauczyciele wyjeżdżali na Ukrainę, na Białoruś obecną, mój ojciec też tam pracował przez jakiś czas,

Ja do szkoły chodziłem tylko w 1939 roku, do niemieckiej szkoły przez te początkowe miesiące, później w czasie okupacji, jak byliśmy w Warszawie, była taka szkoła powszechna

Mój ojciec z kolei na Pomorzu – tam można byłoby jeszcze łatwiej zahaczyć się o pracę nauczycielską, bo brakowało ciągle specjalistów w różnych dziedzinach –

Na Pomorzu nigdy się nie mówiło o czymś takim, że było takie bezrobocie, że ludzie sobie zapałki dzielili na dwie części, bo nie było pieniędzy.. My ciągle wiedzieliśmy, że

Mama pochodziła z rodziny mieszczańskiej, była urodzona w Pelplinie, a do Pelplina mój ojciec z rodziną swojej matki przyjechał po katastrofie, jaka wydarzyła się w miejscowości,

To getto było straszne, to było jakieś takie przeżycie tam dla nas, [obserwowaliśmy i mówiliśmy]: „O, już przestaje się palić”, po iluś tam dniach, już jak dymów