• Nie Znaleziono Wyników

Nk 33 (1623). W a rsz a w a , dnia 13 sie rpnia 1911 r. Tom X X X .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nk 33 (1623). W a rsz a w a , dnia 13 sie rpnia 1911 r. Tom X X X ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Nk 33 (1623). W a rsz a w a , dnia 13 sie rpnia 1911 r. Tom X X X .

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W Warszawie: r o c z n ic rb . 8, k w a r ta ln ie rb . 2.

Z przesyłką pocztową r o c z n ic r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R c d a k c y i „ W sze c h św ia ta " i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r ­ n ia c h w kraju i za g ra n icą .

R e d a k to r „ W szech św ia ta '* p r z y jm u je ze sp ra w a m i r ed a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o r e m w lo k a lu r e d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A JSffe. 37. T e le fo n u 83-14.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Z B I O L O G I I P O R O S T O W S K A L N Y C H .

I. Budowa plechy.

Każdy porost j e s t isto tą podwójną:

s k ła d a się z g rz y b a i z glonów, czyli wodorostów . K sz ta łty n a d a je porostom grzyb; glo n y ułożone są w a r s tw ą pod pow ierzchnią grzy b ni. P o r o s ty skalne m ają zwykle k s z ta ł ty sk o ru p e k i szczel­

nie p r z y le g a ją do podłoża. Rys. 1 daje

(Fig- i)-

P o ro s t sk o ru p ia s ty L ec an o ra V illarsii.

nam pojęcie o tem , j a k tak ie sk o ru p ia s te p o ro sty w y g lą d a ją m akroskopowo;—rys.

zaś 2 p rz e d s ta w ia przekrój poprzeczny przez s k o ru p k ę porostu. W idzim y ta m

(Fig. 2).

nitk i g rz y b a p op ląta n e (m). Od gó ry i od, dołu plecha p orostu ograniczona j e s t ta k zw a n ą korą, t. j. n itk a m i gęściej leżące- mi, szczelnie do siebie przyle g ają c em i.

Bezpośrednio pod g órną ko rą w idać w a r ­ stw ę glonów, oznaczonych c zarn em i plam ­ kami.

Grzyb chroni glony, o k ry w a je, d o s ta r ­ cza im wody i soli m ineralnych. Glony zaś w y tw a r z a ją s u b s t a n c j e organiczne, k tó ry c h grzyb w y tw o rz y ć nie j e s t w mo­

żności. Obie więc w sp ółżyjące is to ty od­

noszą ze współżycia znaczne korzyści.

(2)

514 W SZEC H SW IA T jNIe 33 Grzyb bez glonów nie m ó g łb y żyć na

podłożu m ineralnem , a glo n om tru d n o byłoby u trz y m a ć się n a g ład k ie j i s u ch ej zw ykle p ow ierzchni skalnej. D w ie is to ­ ty, bardzo różne pod w zględem m orfolo­

gicznym , s ta n o w ią j e d n ę isto tę fizyologi- czną: g rzy b pełni rolę k orzeni i łody g , a g lo n y —rolę liści.

Poro sty s k ó ru p ia s te ro zm n a ża ją się z a ­ pomocą zarodników , k t ó r e z n a jd u ją się, w w orkach z e b ra n y c h w „miseczki". T a ­ ką m iseczkę w p rze k ro ju w idzim y n a rys. 3. Miseczki są zw ykle ciem niejsze

a "■ 1 i

Lwr

. * v.vi* «■ A b v> y - - ■

* | r

(F ig. 3).

od plechy. Najczęściej czarne lub b r u ­ natn e , n iekiedy żółte lub czerw one. Za­

rodnik, g d y pa dn ie n a sk ałę i znajdzie odpowiednie w a ru n k i, poczyna kiełkow ać.

W y p u szc z a n itki. Nitki, pełzając po s k a ­ le, n a p o ty k a ją glony, p rzy nie sio ne ta m przez w iatr, o taczają je, w ię ż ą — i z cza­

sem, g d y g rz y b się rozrośnie, a glony rozm nożą n a s k u te k dzielenia się k o m ó­

rek, p ow staje ow a isto ta p o d w ó jn a - p o ­ rost. Poro sty s k ó ru p ia s te m o gą być p r z y ­ czepione do s k a ły w sposób dwojaki:

1) Mogą w nikać całkow icie w głąb.

Piecha zupełnie p o g rą ż a się w skale, a na pow ierzchni w idać ty lk o m iseczki (apothecia). B a c h m a n n widział n itk i t y c h porostów n a głębok o ści ‘20 mm. Są to ta k zw ane porosty e n d o lity c z n e czyli żyjące w skale. S p o ty k a m y j e w y łą c z ­ nie n a w apieniach.

2) P ie c h a pozostaje n a p o w ierzch ni i ty lk o pojedyncze nitk i lu b w iązki n i­

te k t. zw. c h w y tn ik i (rhizoidy), w r a s ta ją w skalę ]). To są p o rosty epilit.yczne czyli n a s k aln e . S p o ty k a m y j e g łów nie na sk a ła c h krzem ion k ow ych , choć rosną też często i na w apieniach.

O ty c h o s ta tn ic h tylko porostach, t. j.

epility czn ych , będzie m owa poniżej.

Sk o ru p k i porostów epilityczny ch nie s ą jed n o lite lecz sk ła d a ją się z m n ó stw a w ie lo k ą tn y ch „pólek“, p oprzedzielanych w ąskiem i szczelinami. S pra w ia to w r a ­ żenie r y s ,—s k o ru p k a w yd aje się być po­

pę ka ną. Szczeliny, choć są bardzo g ł ę ­ bokie, nie dochodzą do podłoża, i d l a t e ­ go pólka nie są zupełnie od siebie n i e ­ zależne. Można je p o rów nać do kolumn sto ją c y ch obok siebie i połączonych wspól­

ną p odstaw ą.

Szczeliny, oddzielające pólka, są różnej szerokości. Zależy to niety lk o od g a t u n ­ k u porostu. U j e d n e g o oso b nika z n a j ­ d u je m y szczeliny bardzo szerokie obok b ardzo w ą skich. Często szczeliny nie b ieg n ą przez całe pólko, lecz dochodzą do połowy, ćwierci i t. d. jeg o szeroko­

ści lub długości, zwężając się przytom stopniow o (rys. 4).

(F ig. 4).

K o n tu ry pólek L ec an o ra cenisea.

Gdy p ólka n a s ią k n ą wodą, w te d y szcze­

liny się z a m yk ają, p r zy c z e m u oso bn i­

ków młodych pólka ro zszerzają się o tyle tylko, że m ogą z a m k nąć szczeliny (rys. 4,

!) B achm anu. D ie B e zieh u n g en d e r K alk fle - B achm ann. D ie B ezieh u n g en iler K iesel- c h te n zu ilirern S u b stra t. B e rie h te d. D eu tscli. fle c h te n zu ihrem S u b stra t. Ber. D euts<h. Bot.

B ot. Ges. tom VI I I (1890) i 1. c, tom X . tres. tom X X II, zesz. 2 (1904).

(3)

Ki 33 W SZEC H SW IA T 515

linia nieprzerw an a). In n em i słowy pólka m łodych po ro stó w nie u c isk a ją się w z a ­ je m n ie po napęcznieniu. Przekonać się 0 tem m ożna zapom ocą pom iarów. T r z e ­ ba na pew nej niedużej p rze strz e n i z m ie­

rzyć dok ład n ie szerokość szczelin i sze­

ro k o ść pólek s u c h y ch , potem niek tó re pólka u su n ą ć a pozostałe zmoczyć wodą 1 zn o w u dok ładn ie j e zmierzyć. Okaże się w te d y , że, śre d n io pólka rozszerzają się (p rz y puść m y w k ie r u n k u AB) o tyle, wiele w yn o si su m a połowy szerokości szczeliny, będącej od s tr o n y A i połowy szerokości szczeliny z n a jd u jąc e j się od s tro n y B x).

Oczywiście, g d y p lecha j e s t bardzo młoda, to w te d y , po zmoczeniu jej, szcze­

liny nie znikają, lecz ty lko zm n iejszają się. Pólka nie są jeszcze w te d y d o s ta ­ tecznie duże, aby po napęcznieniu zam ­ kn ą ć m ogły szczeliny. Zachodzi to j e ­ d n a k wyłącznie u porostów, p o s ia d a ją ­ cych t. zw. „nitki przodujące".

N itki przodujące, zwykle ciem niejsze od plechy, b ieg n ą od jej brzegów o d ś ro d ­ kowo, tw orząc dokoła rodzaj ciemnej

„aureoli". U osobników g a tu n k u Rhiso- carpon g e o g ra p h ic u m szerokość „aureoli"

dochodzi n iek ie d y 6 mm. To j e s t szero­

kość m ak s y m a ln a . U in n y ch g atu n k ó w nie p rze k ra c z a ona lV 2 mm.

U n ie k tó r y c h porostów n i tk i p rz o d u ­ jąc e , zam iast biedź odśrodkow o w j e d n a ­ k o w ych mniej więcej od siebie odległo­

ściach, s k u p ia ją się w wiązki. W iązki się ro zd w ajają i rozchodzą, potem znowu sią łączą, zlew ają, przez co całość tw o ­ rzy n a pow ierzchn i s k a ły nikłą, ciem ną siatkę.

N ie któ re po rosty w cale nie m ają n i­

tek przo dujących .

II. Powstawanie pólek.

Pólka m o g ą p o w sta w a ć w dwojaki sp o ­ sób, a to zależnie od obecności lub n ie­

obecności n ite k przodujących. U Rhiso- c arpon geographicum , L ecidea confluens,

i) M alinow ski. S u r la biologie e t l ‘eeologie des lichens e p ilith ią u c f. B uli. Ac. Se. Craco- y ie. 1911.

L ecidea h u m id a i t. p., a więc u g a t u n ­ ków, m ają cy c h n itk i przodujące,— pólka z jaw iają się w p e w n e m oddaleniu od p le ­ chy właściwej n a ciernnem podłożu n i ­ tek, — zw ykle w postaci m aleńkich pla­

mek. Bardzo w yraźnie w idać to u Rhi- socarpon geographicum , pospolitego w g ó ­ r ac h p o ro stu b a rw y zielono - żółtej. Na- sk u te k zetknięcia się n ite k przo d u ją cy c h z glonem, p rzyniesionym przez wiatr, na ­ stę p u je szybki podział kom órek grzyba;

nitki otaczają m nożące się ciągle glony i pełnią rolę „kory". W tem s ta d y u m pólko nie j e s t jeszcze widoczne dla n ie ­ uzbrojonego oka. Zresztą, j e s t ono w te ­ dy tej samej barw y, co nitki przodujące.

Pólko dopiero w te d y s ta je się widocz- nem, g d y ta ko ra prow izoryczna zostaje rozerwana. B eckm ann *) widział u Rhi- socarpon szczątki tej kory n a młodem pólku, k tó re zaczęło już p rzy b ie ra ć b a r ­ wę zielonkawą.

Ten sposób p ow sta w a nia pólek zn any j e s t oddawna. P isał ju ż o n im Schwen- d e n e r 2) i porów nyw ał n itk i p rzodujące Rhisocarponów do kłączy, które, p o su ­ w ając się poziomo, w y d a ją co pew ien czas pędy nadziem ne, m ogące asymilo- wać. Tem i „pędami* w porównaniu S c h w e n d e n e ra są pólka, w y r a s ta ją c e na rosnącej n a podłożu w a rs tw ie n ite k przo­

dujący ch.

Pólka, początkowo okrągłe, w m iarę ro z ra s ta n ia się i zbliżania w zajem nego p rzy b ie ra ją k s z ta łty w ielokątów mniej lub więcej praw idłowych. Pom iędzy n ie ­ mi z n a jd u ją się szczeliny, początkowo szerokie, potem węższe.

Niezawsze je d n a k młode pólka są o k r ą ­ głe; często b y w a ją eliptyczne lub w y­

gięte, w k ształcie ziaru fasoli (Rhisocar- pon g eographicum , L ecidea confluens i t. d ) . W ygięcie to może być tak z n a ­ czne, że końce p rzeciw ległe zgiętego

]) B eckm ann. C Jntersuchungen tłber die Ver- b reitu n g sm ittt-l Ton g estein b e w o h n e n d e n F lec h - te n im H o ch g e b irg e. E n g le r‘s bot. Ja h rb . Bei- b la tt 88. 1907.

2) S ch w en d en er. U b er B au u n d W achstum des E le c h te n th a llu s. V ierte lja lir. d n atu r. V ers.

Zttrich. 1860.

(4)

516 W SZEC H SW IA T Ale 83 pólka m ogą leżeć obok siebie, p r ze d z ie ­

lone w ązkiem z a g łębien iem . Gdy tak ie pólko pow iększy się i zgru bieje, zagłę­

bienie s ta n ie się szczeliną Oczywiście, ta k a „szczelina1* nie będzie przed zielała w poprzek całego pólka; będzie ona b ie ­ gła, z w ężając się stopniow o od brzegu w k ie r u n k u środka, lecz nie dosięgnie b r z e g u przeciw nego.

T ak ie szczeliny w pólkach B e c k m an n *) n azy w a „ se k u n d a re R is s e “, p r z e c iw s ta ­ w iając j e szczelinom, o d dz ie lają c y m pól­

ka ( „p rim a re R isse “) i uważa, że po ­ w s ta ły one w p ro s t przez pęknięcie pólka.

Że pólka wogóle m ogą p ę k a ć w s k u t e k w zro stu in te rk a la rn e g o , to nie u le g a w ą t ­ pliwości. Zjawisko to j e d n a k n ie j e s t częste i nie można go u w a ż a ć za g łó w n ą przy czy nę p o w s ta w a n ia pólek.

W p rzy p a d k u częściow ego sp ę k a n ia pólek, g dy szczelina dochodzi ty lk o do pewnej odległości od b rz e g u ,— m a m y do czynienia ze z ja w is k ie m id entycznern z tem , k tó re zachodzi pod czas fo rm o w a ­ nia się pólek. Więc, j a k to ju ż w s p o ­ mniałem, młode pólko m a k s z ta łt ziarna fasoli i ro sn ąc na g ru b o ść i na s z e r o ­ kość, zbliża sw e końce tak , że pom iędzy niem i pozostaje ty lk o w ą z k a s z cz e lin a ,—

albo też w dw u m iejscach pólko rośnie n a g ru b o ść szybciej, aniżeli pom iędzy tem i m iejscam i, przez co z czasem po­

m iędzy w ypukłościam i tw o r z y się szcze­

lina, k t ó r a będzie p rze c in a ła całe pólko wpoprzek lub też będzie dochodziła do połowy, ćw ierci — i wogóle części je g o średnicy. W ty c h p r z y p a d k a c h b ę d z ie ­ m y mieli do c z y n ie n ia z tem , co B eck ­ m ann nazyw a „ s e k u n d a r e R is s b ild u n g “, ale co ze sp ę k an ie m , j a k tego chcę Beckm ann, nie ma w rze c z y w isto śc i nic wspólnego.

U porostów, k t ó r y c h n itk i p rzodujące tw o rz ą na skale sia tk ę , pólka p o w sta ją w ten sam sposób. U n ie k tó r y c h pólka są p łaskie, to znaczy, że r o s n ą n a w y ­ sokość je d n o s ta jn ie we w s z y s tk ic h punk- 1 tach, rzadko się ro zd w a ja ją c , a b y po ­ m iędzy m iejscam i szybciej rosnącem i

w y tw o rz y ć szczelinę b ieg n ą c ą w poprzek pólka. U in n y c h porostów re g u łą j e s t ta k i w łaśnie n ie je d n o s ta jn y rozrost p ó ­ lek. S ia tk a n ite k przodujących z ciemnej s ta je się j a s n ą , gdyż na ciem nem podło­

żu ty c h n ite k tw o rzy się ju ż w łaściw a plecba, m ają ca budowę a n ato m iczną i b a r ­ wę zupełnie rozw iniętej plechy. W je- d n e m tylko różni się od tej ostatniej, w tem mianowicie, że nie j e s t podzielo­

na n a pólka. Niebaw em je d n a k z jaw iają się pólka. J a s n a s ia tk a rośnie, grubieje.

T en w zrost j e s t n ie je d n o s ta jn y i s p r a ­ wia, że oddzielne n itk i sia tki g ru b ie ją niejednakow o. T w orzą się j a k b y s z n u ­ ry „pereł". N ie k tó re z „ p e re ł“ r o z ra ­ s ta j ą się bardziej od innych;— są to przy ­ szłe pólka. „ P e rły “ są pofałdowane, m a ­ j ą na swej powierzchni zagłębienia i w y ­ pukłości, które, oczywiście, mogły po­

w stać jed y n ie przez w zrost n ie je d n o s ta j­

ny. N iektóre z „ p e re ł“ są z g ię te ja k z ia rn a fasoli. Inne m ają zagłębienia, p rzebieg ające od b rze g u do brzegu.

Z tych zagłębień, gdy „perły" urosną, g dy w y k s z ta łc i się plecha, p o w s ta n ą szczeliny. Oczywiście kto, porów nyw a- j ą c osobniki różnego wieku, śledził ro z­

wój p lec hy tak ich porostów, ten nie po­

wie, że szczeliny p o w s ta ją w s k u te k sp ę ­ k a n ia jednolite j początkowo plechy. P ól­

ka w mowie będący ch porostów m ają tendencyę, jeśli ta k można się wyrazić, do n ie je d n o sta jn e g o r o zra sta n ia się na grubość. N iekiedy pólka b u jn ie się r o z ­ ras ta ją ; n ie k tó re ich pagórki czy też fał­

dy p r z e r a s ta ją inne, a te osta tn ie , nie- m ając m iejsca, p rz e s ta ją rosnąć na w y ­ sokość (rys. 5). J e s t to j a k b y w a lk a czę­

ści je d n e g o organizm u.

l) 1. c,

P rz e k ró j p o d łu żn y przez pólka H aem atom um yentosnm .

T a k ą w alkę obserw ow ać też m ożna na brze g a c h plec h y sw obodnie ro sn ą c y c h porostów, p oz baw ionych n ite k przod ują­

cych.

(5)

M 33 W SZ E C H SW IA T 517

Pie cha takich porostów, ro z r a s ta ją c się, w y tw a r z a płaty, rozchodzące się o dśrod ­ kowo. B rzeg p rze d n i piató w s k ła d a się z n ite k p raw ie rów nolegle względem s ie ­ bie ułożonych i n ie o k ry ty c h korą. Ka­

żda z n ite k ro śnie wierzchołkiem, j a k wogóle n itk i grzybów . W m iarę w y d łu ­ żania się płatów , p o w s ta je n a n ich kora.

T ru d no j e d n a k znaleść pod m ikroskopem granicę pomiędzy korą a luźnem i jeszcze, ró w n ołegłem i w zględem siebie n itk am i, k tó re m ają je j dać początek.

P ł a ty r o z w id la ją się, każda z części, p o w sta ły c h po rozwidleniu, rozw idla się znowu, g d y dojdzie p e w n y c h rozmiarów (rozgałęzienie dychotom iczne), przyczem z d arza się często, że niektóre z rozwi- dleń h a m u ją s w ob od ny ro zrost innych, n iek ie d y zaś zupełnie z a g ra d z ają im dro- g ( r y s . 6).

(Fig. 6).

Część p le c h y A caro sp o ra chlorophana. cl — p ła t z a h am o w a n y w e w zroście; a, b, c, — p o w sta w a ­ n ie ry só w od brzeg u , lin ia k ro p k o w a n a oznacza

k ie ru n e k p ia tó w oraz ich rozgałęzienie.

S k u tk ie m n ieje d n o s ta jn e g o grubienia, płaty dzielą się n a pólka. Beckm ann mówi, że pólka te tw orzą się w ten spo­

sób, że u p o d sta w y odśrodkow o r o s n ą ­ cych płatów p o w sta ją rysy. Zaczynają się one tw o rzyć od brzegów i z czasem dzielą p ła t wpoprzek. Moje sp ostrzeże­

nia zga dza ją się z tem i opisami B e c k ­ mann a. Rys. 6, p rze d staw ia jąc y część plechy A c a ro sp o ra chlorophana, daje o tem d o s ta te c z n e pojęcie. R ysy po­

w s ta ją c e od brzeg ów widzimy np. przy literach a, b, c, g d y tym czasem ry s po­

w s ta ją c y c h od ś ro d k a niem a wcale na r y s u n k u i nie widziałem ich nigd y w na­

turze.

J a k a ż j e s t p rzyczyn a tw orzen ia się rys i p o w staw ania w n a s tę p s tw ie tego p ó ­ lek?

B eckm ann za praw dopodobne uw aża, że j e s t nią w z ro st w sta w o w y (interka- larny) i zw iązane z nim różnice napięcia.

Otóż uw ażam to za m ało p ra w d o p o ­ dobne.

W y s ta rc z y p rzyjrzeć się zagłębieniom i w ypukłościom płatów A carospora ch lo ­ rophana, aby się przekonać, że ry sy znaj­

dują się w zag łębieniach, t. j. w m ie j ­ scach, w k tó ry c h w zrost na g r u b o ść zo­

stał w strz y m a n y . Te ry sy w większości p rzypadków nie dochodzą do sk a ły i z w y ­ kle nie są ry sa m i, nie p o w s ta ją przez spękanie plechy,—lecz są ze w zględu na sw ą genezę, szczelinami, oddzielającemi

„ p e rły “, o k tó ry c h wyżej była mowa.

W iem y, że „perły" p o w sta ją w s k u t e k n iejednostajnego w zrostu n a g rubo ść j a ­ snej siatki. U A carosp o ra chlorophana p łaty g r u b ie ją n ie je d n o s ta jn ie i w y t w a ­ rzają szczeliny pom iędzy w yp ukłościam i.

* *

*

U porostów, m ających n itk i p r z o d u ją ­ ce, pólka p ow stają niezależnie j e d n e od drugich, a szczeliny pomiędzy n iem i b y ­ najm niej nie tw o rzą się w s k u te k s p ę k a ­ n ia je d n o lite j początkowo plechy. To samo powiedzieć można o porostach po­

zbaw ionych n ite k przodujących. Tu ró­

wnież szczeliny, rozdzielające pólka, p o ­ w s ta ją nie w s k u t e k spękań plechy, lecz w n a s tę p s tw ie rozw idlania się płatów oraz n ieje d no sta jn e g o ich w z ro stu na grubość.

Oczywiście, nie można zaprzeczyć, że plecha pęka w niektó rych m iejscach, ale to w spraw ie tw orzenia się pólek ma podrzędne znaczenie. Jeżeli zaś d o d am y , że te spękania rzeczyw iste p o w sta ją w zagłębieniach, a więc w m iejscach n a ­ przód j a k g d y b y przeznaczonych na p ę ­ knięcie, czyli, że po ro st sam w yznacza m iejsca słabe d la spękań, a b y możliwie ochronić się od s t r a t przez s p ę k an ia spo­

wodow anych, — to nie będzie nieuzasad-

nionem tw ierdzenie, że szczeliny s p o t y ­

kane u porostów s k o ru p ia s ty c h is tn ie ją

(6)

518 W S Z E C H S W IA T J\r« 33 po to, ab y u c h ro n ić p łec h ę od s p ę k a ń ,

któ re m u sia ły b y n a s tą p ić w s k u t e k k u r ­ czenia się p lec h y pod w p ły w em suszy.

N ależy bow iem m ieć n a u w a d z e , że p lecha porostów s k o ru p ia s ty c h bardzo dokładnie p r z y le g a do podłoża i silnie j e s t doń przyczepiona, więc g d y b y b yła j e d n o lita — podczas ku rcz e n ia się m u s i a ­ łaby popękać.

Będąc w T a tra c h , w idziałem n a s k a ­ łach k w a r c y to w y c h Żółtej t u r n i zn ak i zrobione czerw oną f a rb ą olejną. M ają one w s k a z y w a ć t u ry s to m drogę, p r o w a ­ d zącą n a Krzyżne. Otóż n ie k tó r e z t y c h znaków były p o p ę k a n e ta k samo, j a k w y ­ da ją się p opękan em i p o ro sty s k o ru p ia s te , ro sn ą c e na ty c h sk ałach . Z nak czerw o ­ ny, o k tó r y m mowa, zn a jd o w ał się na skale wolnej od porostów; dokoła niego też po rostów nie było. S pękan ia, k tó re na nim widziałem, m o g ły p o w s ta ć j e d y ­ nie w s k u t e k k u r c z e n ia się sc h n ąc e j f a r ­ by. P o w ta rz a m , że b y ły one zupełnie podobne do szczelin R hisocarp o n g e o g r a ­ phicum , L e c id e a confluens i in n y c h po­

rostó w górskich. W ię c m ożna było b a r ­ dzo w y ra ź n ie odróżnić p ó lk a w ielokątne, któ re m iały szczeliny częściowe, t. j. nie dzielące pólka od brzegu do brzegu.

Gdyby plecha po rostó w s k o ru p ia s ty c h była je d n o lita , g d y b y nie s k ła d a ła się z pó lek pooddzielanych szczelinam i, to p odczas su szy n a ra ż o n a b y b y ła n a s p ę ­ kania, j a k ow a w a r s tw a czerw o nej farb y olejnej.

D r, E d m u n d M alinow ski, (C. d. nast.).

M Y Ś L I E U G E N I U S Z A S C H U L T Z A , , O W P R A W I E W R E G E N E K A C Y I U)

W o s ta tn im rozdziale swoich, świeżo w y d a n y c h „Zasad embryologii p o r ó w n a w ­ czej ro zu m o w a ne j", Sch ultz z a s ta n a w ia się n a d tem , czy istn ieje analo g ia mię-

!) E . S ch u ltz . „ B e g e n e ra tio n u. U ^ u n g .”

Arch. f. E n tw . M ech. tom 32, z e sz y t 1, 1911.

dzy p rze b ieg ie m z ja w is k a organicznego a działaniem. Z tem zagad nieniem łączy on też o s ta tn ie swoje b adanie d o ś w ia d ­ czalne nad r e g e n e r a c y ą u pierścienic.

Z pom iędzy licznych pojęć, tw o rzący ch bardzo złożone pojęcie działania, w y b ie ­ r a jedno: w praw ę, i zadaje sobie p y tan ie , czy w p r a w a d a je się odnałeść w p rze ­ b ieg u p o w ta rz a n e j w ielokrotnie regene- ra c y i w tym c h a ra k te rz e, w j a k i m w y ­ s tę p u je we wszelkich n a szych działaniach.

Za m a te ry a ł do dośw iadczeń w y b ie ra drob neg o w ieloszczeta „ A m ph iglena", na d a ją c eg o się tu specyaln ie ze względu na w y so k ą zdolność re g e n e r a c y jn ą . Am- p h ig le n a n a głó w n ym koń cu ciała ma wieniec czułków tró jk ro tn ie rozgałęzio­

nych. Po odcięciu przedn iego s e g m e n tu w k ró tce po z asklepieniu r a n y tw o r z ą się na je j płaszczyźnie d w a w z g ó rk o w a te w y r o s tk i — pączki nowych czułków; ro­

sn ą szybko, n a nich znów w po sta c i p ą ­ czków m nie jsz y c h z akład ają się pro m ie­

nie d ru g ie g o rzędu, n a t y c h z kolei t r z e ­ ciorzędne. Pro c es re g e n e r a c y jn y daje się tu zatem z u w z g lę d n ie n ie m rozw oju czuł­

ków podzielić na trzy okresy, co u d o g o d ­ nią p o rów n anie tempa, w j a k ie m w r ó ­ żnych w a ru n k a c h będzie p rzebiegał. Plan dośw iadczenia j e s t bardzo p rosty. S chultz pow tarza op eracyę cztery razy. Za p ier­

w szym u cina 50-ciu A m ph ig le n o m dwa przednie se g m e n ty , g d y ich odro st do­

bieg a ju ż kresu, p o w tarza o p e ra c y ę —to samo za d r u g im i trzecim razem. U zwie­

rząt, r e g e n e r u ją c y c h poraź pierw szy, za­

w iązki promieni pierwszego rzędu w y s t ę ­

p u ją na trzeci dzień, promienie drug iego

rzę d u na p iąty . Po dru g ie j operacyi p r o ­

mienie pierwszego rzę d u w y s tę p u ją d r u ­

giego dnia, d ru g o rz ę d n e n a c z w a rty , trz e ­

ciorzędne na dziew iąty dzień. Za trzecim

razem promienie pierwszego rzędu w y s tę ­

pu ją ju ż pierwszego lub drug iego dnia,

d r u g o rz ę d n e —na trzeci, trz e cio rzę d n e —na

siódm y dzień. Po czw artej operacyi t w o ­

rzenie pierw sz y c h w zgórków j a k za t r z e ­

cim razem , d r u g o rz ę d n e z a k ła d a ją się ju ż

d ru g ie g o dnia. Równocześnie j e d n a k z a ­

znacza się w y czerp an ie zdolności r e g u l a ­

c y jn e j— prom ienie nie r o z w ija ją się n o r ­

malnie.

(7)

JMó 33 W SZECHSW IAT 519

Różnica w szy bk o ści p rze b ieg u ty c h r e g e n e ra c y j k o lejny c h w y s tę p u je n a jja ­ śniej z n a stę p u jąc e j tabliczki, w której S chultz zestaw ia swoje doświadczenia:

p ro m ie n ie prom ienie jjrom ienie i-g o rzędu 2-go rzędu 3-go rzędu w ystępują, w ystępują. w y stę p u ją w «iąg u w ciąg u w ciągu

I-a oper. 3 dni 5 dni _

I I-a „ 2 4 » 9 dni

I l l - a „ 1 - 2 „ 3 „ 7 „

IV -a „ 1 - 2 „ 2 - 3 „ —

Schultz, p ró b u ją c w y ja ś n ić p r z y s p ie ­ szony przebieg re g e n e rac y i, dochodzi do n a s tę p u ją c y c h wniosków: w arun k i, w k tó ­ rych dośw iadczenie przebiegało, nie u le ­ gały najm n ie jsze j zmianie, przy sp ie sz e ­ nie procesów tw órczych w razie szybko po sobie n a s tę p u ją c y c h pow ta rz a ń św ia d ­ czy zatem, że wchodzi tu isto tn ie w grę ten w łaśnie c z y n n ik p oszukiw any, k tó ry w d ziałaniu n aszem o kreśla m y j a k o w p r a ­ wę. Wprawia z a te m może działać niez a ­ leżnie od s y s te m u nerw ow ego c e n tr a ln e ­ go (b ra k pierścien ia około-przełykowego S chultz uw aża za w yelim inow anie c en ­ tra ln eg o s y s te m u nerw owego). Pod b a r ­ dzo n ie ja s n e pojęcie „w praw y" Schultz podprowadza ściślejsze „ p rzystosow ania fizyologicznego“ w znaczeniu Rouxa. Mi­

mo u b y t k u m a te ry a łu twórczego w b ie ­ gu pow tarzanej reg e n e rac y i, z m iejsca jej p rze b ieg u w ychodzi n ie u s ta n n ie p o d ­ n ieta rozw ojow a, w s k u te k czego i odży­

wianie tej części ciała j e s t stale wzmo­

żone, wrraz z e n e rg ią twórczą.

Tłum aczenie S c h u ltz a w y d a je się zbyt mało umotywrowanem . Za je d y n e w y j a ­ śnienie o p isanego z ja w isk a p rzy jm u je on działanie czynnika, z któ re g o poszu­

k iw ania wyszedł, nie w yłączyw szy c a łe ­ go sz ere g u innych, k tó re conajm niej mo­

gą współdziałać. Z na s u w a ją c y c h się tłum aczeń w y m ien ię tu to, które zdaje się być na jp ro stsz e m : w razie p ow tó rze ­ n ia re g e n e ra c y i w procesie tw órczy m z używ any j e s t m ate ry a ł, skupio ny w oko­

licy prze b ieg u pierwszej regen eracy i, k tó ry się jeszcze nie zdążył zróżnicować.

Odróżuicow yw anie się tk an e k , d o s ta rc z a ­ ją c y c h m a te ry a łu reg e n e ra c y jn e g o , b ę ­ dzie zatem w ty m p rzy p a d k u zajmowało

m niej czasu niż po pierw szej operacyi, kiedy takiego skupienia m a te ry a łu em- bryonalnego nie było. P ro s te i ciekaw e doświadczenie Schultza, streszczone tu przeze mnie, zasługiw ałoby bardzo na pow tórzenie i zanalizowanie go d o k ła d ­ niejsze.

D r . M . Krahelska.

P ro f. T. W . R IC H A R D S i).

Z A S A D N I C Z E W Ł A S N O Ś C I P I E R ­ W I A S T K Ó W .

Tajem niczość, otaczająca źródła zja ­ wisk tego św iata, p o bu dzała od daw ien d a w n a ciekaw ość m yślącego człowieka.

D aw n i filozofowie szukali rozwiązania za gadki na drodze rozum ow ania o d e rw a ­ nego; dziś je d y n a n a d z ie ja rostrzygnię- cia dobrze strzeżonego p ro b le m a tu tkw i w dokładnej ocenie tego, co j e s t d o s tę ­ pne naszem u dotykowa i wzrokowi. Zna­

jo m ość istotnego zachow ania się m ate ry i i e n e rg ii zaopatruje nas w je d y n ie pe- w ny sposób w nioskow ania logicznego, dotyczącego samej is to ty ś w ia ta zjawisk.

F a r a d a y miał to głębokie przekonanie;

j e s t ono również podstawrą u znaną całej współczesnej wiedzy doświadczalnej.

Plato już mówił: J e ż e l i b y można od­

j ą ć od każdego k u n s z tu a ry tm e ty k ę , s ztukę m ierniczą i ważenie, to to, coby pozostało, nie przedstaw iałoby się zbyt po kaźnie1*. Innem i słowny, niewzruszo- ność wszelakiego wnioskow ania lu d zk ie ­ go, m ającego jak ą k o lw iek wagę, zależy od ścisłości danych, n a k tó ry c h się ono opiera.

Lord Kelvin mówi:— „Dokładne i dro­

biazgowe p om iary w y d a ją się imagina- cyi nienaukowrej mniej podniosłą i godną p ra c ą niż szukanie czegoś nowego. J e ­ d n akże niemal wszystkie wielkie o d k ry ­ cia naukowre były n a g ro d ą do kładnie wy-

!) N aturę. J u ly 6, 1011.

(8)

520 W SZEC H ŚW IA T M 33 k o n a n y c h pom iarów i d łu g o trw a łe j c ie r ­

pliwej p ra c y d robiazgow ego„przesie w an ia r e z u lta tó w liczbow ych". Im bardziej s u b ­ telne, b ardziej s k o m p lik o w a n e w nio sk i m ają b y ć o trz y m a n e , te m d o k ła d n ie js z a ilościowo być m usi znajo m o ść faktów .

P om ia r j e s t ś ro d k ie m — nie celem.

Z pomocą pom iarów o trz y m u je m y dane, pełne d o k ła d n y c h w skazań, d o ty cz ą c y ch p rze d m io tu , k t ó r y w zbudził nasze z a s t a ­ nowienie; tylk o niczem nie różniące się p o m ia ry nie p r o w a d z ą nigdzie. M u­

s im y o g lędnie w y b ie ra ć ilości p r z e z n a ­ czone do pomiarów, w p r ze c iw n y m razie czas j e s t stra c o n y . Z p ośró d w ielu d o ­ k ł a d n y c h pom iarów, p o m ia ry w łasno ści p ierw ia stk ó w c h e m icz n y c h n a le ż ą do n a j ­ bardziej p o d sta w o w y c h , poniew aż p i e r ­ w ia s tk i są to n ieja k o w e h ik u ły przeró- ż norodnych fenom enów o d b y w a ją c y c h się w polu naszego p o strz e g a n ia . C iężar j e s t oczywiście j e d n ą z n a jw a ż n ie js z y c h w ł a ­ sności: te o śm d ziesiąt czy więcej liczb, k tó re n a z y w a m y c iężaram i atom ow em i, to może n a jb a rd z ie j c ie k a w e wiadomości, j a k ic h p rz y ro d a d o s ta rc z y ła n a m o n a j ­ d a w n ie js z y ch faz a c h ro zw oju w s z e c h ­ św iata. S ą to n ie m i św ia d k ow ie p ie r w ­ szych początk ów p o w s ta w a n ia k osm o su z chaosu.

L udzkość nie j e s t jeszcze w s ta n ie przepow iedzieć po jedy ń czeg o ciężaru a tom ow ego z dokładn o ścią, przeto też dokładne oznaczenie ciężarów a to m o w y c h j e s t p ierw sz e m z a d a n ie m p ra c y la b o r a ­ to ry jn e j; żeby m ódz o s ią g n ą ć w a rto ś c i rze c z y w iste ty c h s ta ły c h p o dsta w o w y c h , trz e b a p r ze jrz e ć i u lepszyć m e to d y c h e ­ miczne ta k , by m ożliw ość s y s t e m a t y c z ­ n y c h lub p rz y p a d k o w y c h błędów była wyłączona.

Ja k ie ż więc n a jb a rd z ie j s k u te c z n e ś r o d ­ ki ostrożności przedsięw ziąć należy?

P rz e d e w s z y s tk ie m , każda p o rc y a sub- j s ta n c y i przeznaczonej do w ażenia m usi b y ć w oln a o d w szelkich zan ieczyszczeń;

w przeciw nym razie ciężar będzie m n ie j ­ szy. Celu tego niełatw o dopiąć, p o nie ­ waż ciecze często a t a k u j ą n aczy n ia , w k tó ry c h się z n a jd u ją , lub p o c h ła n ia ją gazy; k r y s z ta ły z a w i e r a ją z a m k n ię te ro z ­ tw o ry , z k tó ry c h po w stały; osa d y p o r y ­

w a ją n a dno zanieczyszczenia; substan - cye such e p rz y c ią g a ją wodę; w reszcie cia ła stałe, n a w e t w wysokich t e m p e r a ­ t u r a c h n ie c h ę tn ie p oz b y w a ją się z a w a r ­ ty c h zanieczyszczeń.

Po w tóre, jeżeli ju ż ra z analiza została zaczęta, t r u d n o ś ć p o leg a na sposobie w a ­ żenia: Każda s u b s ta n c y a m u si być u m ie ­ j ę t n i e s k u p io n a i w odpow iedni sposób p rze n iesio n a na ta l e r z y k wagi. T ru d n o ść p olega t u ta j na oznaczeniu lub n a w e t w y k r y c iu d ro b n y c h ilości s u b s ta n c y j p o ­ z o s ta ją c y c h w roztworze, lub n iez n a c z ­ n y c h s t r a t p o w s ta ją c y c h przez' u l a t n i a ­ n ie się w w y so k ic h te m p e ra tu ra c h .

J e d n e m słow em „całą p raw d ę i nic prócz p ra w d y " nie m a ta praca na celu.

S tro n a chem iczna j e s t daleko t r u d n i e j ­ sza i bardziej n iep e w n a niż operacye m echaniczne, poleg ające na ważeniu.

Z tego w zględu j e s t rzeczą i zb y te c z n ą i n iew ła śc iw ą u ż y w a n ie znaczniejszych ilości su b s ta n c y i. 5 do 20 g ram ó w w y ­ sta rc z a zazwyczaj do je d n e g o oznacze­

nia. O krzyk podziwu: „jak cudownie czułe w ażki mieć musicie, a b y módz w a ­ żyć atom y"! dowodzi poprostu ign ora n- cyi; tru d n o ś ć i s to tn a poprzedza samo w a ­ żenie. K ażda s u b s ta n c y a m usi być u z n a ­ n a za n ieczy stą, k aż d a r e a k c y a za nie­

dokończoną, k ażd y pomiar za z a w ie r a ją ­ cy błędy, dopokąd dowód czegoś w p ro s t p rze c iw n e g o nie zostanie osiągnięty.

J e s t rzeczą bardzo praw dopodobną, że ciężary atom ow e dad z ą się uj.ąć w łącz­

ność zapom ocą ścisłego ró w n a n ia m a t e ­ m atyczneg o; mimo j e d n a k w ielu c ie k a ­ w ych p ró b w tym k ie ru n k u , t a k a ścisła zależność nie z o stała jeszcze do dziś dnia w y k r y ta . Zdaje się, że tak ie o s ta ­ teczne uogólnienie nie wcześniej będzie dokonan e niż po najd okład niejszem ozna­

czeniu szereg u ciężarów atom ow y ch. Ża­

den w ysiłek nie powinien okazać się z b y t . tr u d n y m d la osiągnięcia tego celu.

Atoli ciężar nie j e s t j e d y n ą p o d s ta w o ­ w ą w łasnością p ierw ia stk u . O b ję to ś ć je s t c e chą p ra w ie rów nej, jeżeli nie zupełnie równej wagi, z t ą ty lko różnicą, że j e s t ona bardziej zm ie n n ą i p o g m a tw a n ą w ła ­ snością. W s z y s tk ie gazy, isto tn ie , zbli­

żają się bardzo do prostej wyrażonej r ó ­

(9)

No 33 W SZ E C H SW IA T 521 w naniem Gay Lussaca, i zasad ą Avo-

g a d ra zależności objętościowej. Ciecze j e d n a k j a k również ciała s ta le odzna­

czają się w ielk ą n ieregu larn o ścią. S t o ­ s u ją c ró w n a n ie v a n der W a a ls a do pe­

w nych gazów, poznajemy, że w ielkość b nie j e s t w istocie rzeczy wielkością s t a ­ łą, lecz również podlega zmianom zależ­

n y m zarów no od t e m p e ra tu ry j a k i od ciśnienia. Czy j e d n a k wobec tej zm ie n ­ ności b (w edług przypuszczenia zależnej od p rz e s trz e n i zajm ow anej w rze c z y w i­

stości przez cząsteczki gazu) n ie w ydaje się słu sznem tw ierdzenie, że sam e czą­

steczki są ściśliwe?

D alszy k r o k w ty m szere g u myśli j e s t rów nież j a s n y . Jeżeli z m ia n y w o b jęto ­ ści cząsteczki n a s u n ę ły się z obserw acyi gazów, to czyż rozciągliw ość i ściśliwość ciał s ta ły c h i cieczy nie pow in na stać się nicią przew odnią do w zględnej ro z­

ciągliwości i ściśliwości cząsteczek tych ciał?

W ięk szość fizyko-chem ików sp row a d za w szystkie z m ia n y objętości do zmian rozległości w pu stej m iędzy cząsteczkowej przestrzen i. Czyż j e d n a k istnieje owa p r z e s trz e ń próżna u ciał s ta ły c h i w c ie ­ czach? Ciała stale nie z a ch ow ują się w t e n sposób, by zbytn ie odległości mię- dzyatom ow e w e w n ętrzn e dały się u za­

sadnić. J a k o p rzy kład, może posłużyć szkło; bardzo s ta r a n n e doświadczenia L andolta, d oty czące zacho w an ia ciężaru, w y k a z u ją, że szkło j e s t wysoce nieprze- nikliw e dla tlenu, azotu i wody. P o ro ­ w atość s p o ty k a n a u ciał s ta ły c h p r z e ­ puszcza zazwyczaj tak ie ciała jed y n ie, k tó re wchodzą w zw iązek chem iczny z sam em ciałem stałem . To też azot nie j e s t w stan ie uwolnić się z zam knięcia w g orąc y m tle n k u miedzi, mimo, że tlen tę w łasność posiada; woda również nie może w y p a ro w a ć n a w e t w atm osferze n a jb a rd zie j suchej z p rzypadkow ego zam ­ knięcia w k ry sz ta ła c h , n iezaw ierających w sobie w ody krystalizacyjnej. Pallad, p ochłaniając wodór, rozszerza się. Za­

chow anie się p la ty n y , niklu i żelaza j e s t praw dopodobnie ta k ie samo, jak k o lw ie k -nie t a k w ybitno. S topiony k w a r ^ nie- przenikliw y, póki chłodny, przepuszcza

w wysokiej t e m p e ra tu rz e wodór i hel zato większość innych gazów p rz e p u s z ­ czaniu tem u nie podlega, i znaczna część ciał stałych może grać z powodzeniem rolę nieprzepuszczalnych n a w e t dla w o­

doru i helu przegród, szczególniej w te m ­ pe ra tu rz e n iez b y t wysokiej. W ty m j a k i w inn ych p r z y p a d k a c h ta k zw ana „sfe­

ra w pływ u" a tom u j e s t isto tn ą granicą, dzięki której poznajemy atom i m ie rzy ­ my je g o zachow anie się. Dlaczegóżby nie nazwać je j objętością rzeczyw istą atom u?

Z innego p u n k tu w idzenia owo po p u ­ larne pojm ow anie ciała stałego zawiera w sobie coś nielogicznego. Konkluzyą n ajbardziej ro zs ą d n ą będzie przyznanie, że a to m y tak się sk u p ia ją , iż przestrzeń d zieląca je m niejsza j e s t znacznie od objętości sam ych atomów, jeżeli wogóle prze strz e ń ta k a istnieje.

P ro stsz y i p rz e k o n y w a ją c y dowód in ­ nego rzędu m am y pod ręką. Myśl, że atom y mogą być ściśliwe, o trz y m u je dzi­

wne potw ierdzenie w ciekaw y ch bada­

n iach G runeisena, dotyczących nieznacz­

nego w pływ u n isk ic h te m p e ra tu r na ści­

śliwość metali. Śre d n ia ściśliw ość glinu, żelaza, miedzi, s re b ra i p latyny z m n ie j­

sza się zaledwie o 7°/0 pomiędzy tem p e ­ r a t u r ą pokojową a t e m p e r a tu r ą ciekłego powietrza. P rzedłużanie krzyw y ch w y ­ k a z u je , że w te m p e ra tu rz e zera abso­

lu tn e g o n astąp iłob y bardzo nieznaczne zm niejszanie się ściśliwości. Jak. dalece przypuszczać możemy, m etale tw a rd e są p ra w ie ta k samo ściśliwe w zerze abso- ł u tn e m j a k w te m p e ra tu rz e pokojowej.

W zerze absolu tnem je d n a k wszelkie d r g a n ia cieplne ustają; s tą d ta pozostała ściśliwość musi koniecznie być p rzy p i­

s a n a sa m y m atom om

Jeżeli atom y są ściśliwe, to w szy stkie m a te m a ty cz n e ujęcia, przypuszczające, że a to m y są nieściśliwe oparto na założe­

niach błędnych. T eo ry a c y n ety czn a g a ­

zów nie j e s t przez te rozum ow an ia z a ­

chw iana, w y ją w s z y ty lko ten p rzy p a d e k

kiedy w s k a z u ją one zmienność b w ró ­

w n a n iu van d e r W aalsa. nowe jednak

poglądy w yw arły wielki wpływ na s to s o ­

(10)

522 W SZ E C H SW IA T

w anie tego r ó w n a n ia do ciał s ta ły c h i cieczy.

Jeżeli a to m y m ogą by ć isto tnie b a r ­ dziej sku pian e, to objęto ści ciał s ta ły c h i cieczy p o w in n y d o sta rc zy ć nam c e n ­ nych wiadomości, d o t y c z ą c y c h 'p r z e s t r z e ­ ni w zględnej, zajm ow anej w r ó ż n y c h w a ­ r u n k a c h przez s a m e atom y. Gęstości cial s ta ły c h i cieczy n a b ie r a j ą te d y d a ­ leko w iększego znaczenia d la ch em ik a- fllozofa niż daw niej, po niew aż są one w daleko głęb szym zw iązku z s a m ą n a ­ t u r ą ciał.

Jedn ocześnie n a s u w a się p e w n a w ą t ­ pliwość; jeżeli cząsteczki w m a te ry a le s ta ły m czy c iekły m s ty k a j ą się rz e c z y ­ wiście ze sobą, j a k z d a m y sobie s p ra w ę z ciepła w e w n ą trz sam ego m a te ry a lu ? Czyż w ten sposób z a m k n ię ty atom zdol­

n y j e s t w y k o n y w a ć d rg a n ia ?

Na to teo ry a ściśliw ego a to m u daje n a s tę p u ją c ą odpowiedź. Je że li a to m y są ściśliwe, to m ogą się k u r c z y ć i r o z p r ę ­ żać lub d rg a ć w sobie, n a w e t w tedy, g dy po w ierzch nie ty ch atom ó w ściśle do ­ pa so w a n e są j e d n e do d ru g ic h . J e s t t e ­ dy rzeczą zupełnie możliwą zrozum ienie e fe k tu d rg a n ia n a w e t w zespole z e tk n i ę ­ ty c h ściśle atom ów pod w a r u n k ie m o c z y ­ wiście, że j e s t e ś m y w s ta n ie uznać a to ­ m y za zu pełnie e la s t y c z n i . W ta k im z e ­ spole m ogą też p o w sta w a ć r u c h y zdolne do w yw ołania ru chów Browna.

Rzecz j a s n a , że w koncepcyi ś c iś liw e ­ go a tom u niem a niczego, coby się s p r z e ­ ciwiało w y ra ź n ie faktom dośw iad czal­

nym; w rzeczy w isto ści s t a r y pom ysł d robn ych s z ty w n y c h c z ą s te c z e k odle­

głych od siebie j e s t bardziej a r b i t r a l ­ n y i h y p o te ty c z n y niż n ow y. J a w n a p ro sto ta tej nowej h y p o te z y p rz e m a w ia raczej n a je j korzyść. Biorąc ogólnie, im pro sts z a j e s t hypoteza, im ła tw ie j w y ­ j a ś n i a zjaw iska przyrody, tem j e s t u ż y ­ teczniejsza, z tem z a strz e ż e n ie m oczy­

wiście, że w yjaśnienie j e s t d o sta te c z n e . W spółczesna filozofia p r a g m a ty c z n a j e s t d obrym p rze w o d nikiem w tej m ate ry i;

teorya, k tó ra nie j e s t j a w n i e alogiczna, p o w in na być o cen ian a w e d łu g j e j u ż y ­ teczności. P r z y jrz y jm y ż się, j a k ta h y -

poteza przy sto so w u je się do in ny ch po­

glądów chem ii fizycznej.

Jeżeli ciśnienie powoduje zm iany obję­

tości atom ów i cząsteczek, to czy o b ję ­ tość rz e c z y w is ta cieczy i ciał s ta ły c h nie może być m ia rą nieznanego ciśnienia w e w n ę trz n e g o ? Czy nie dałoby się z ba­

dać, czy pow inow actw o chemiczne w mo­

m encie swego działan ia w y w ie ra lub nie p e w n e ciśnienie? By odpowiedzieć na te p y ta n ia , obrano początkowo drogę m o­

żliwie na jprostsz ą , mianowicie, porów na­

nie ty c h skurczeń, ja k i e zachodzą pod­

czas łączenia p e w n y c h dw u p ierw iastkó w z j e d n y m o b ra n y m n a jb a rd zie j ściśli wym.

Z m ian y objętości zachodzące podczas tw o rze n ia tlenków były obliczone n a j ­ pierw; chlorki i bro m k i s tud yo w an o n a ­ s tę p n ie . Zgodnie z te o ry ą ściśliw ych a to ­ m ów pow inniśm y oczekiwać n a jw ię k s z e ­ go s k u rc z e n ia się w ty m razie, kiedy za­

chodzi n ajw ię k sz e powinowactwo. K rz y ­ we, k tó re odpow iadają d a n y m typow ym , d o ty cz ą c y m c hlo rkó w m etali, p o tw ie r ­ dz a ją to p rzypuszczenie w zupełności.

J e d n a k rz y w a wykazuje ca łk o w itą z m ia ­ nę objętości, zm ianę n a s tę p u j ą c ą po po­

łączeniu cząsteczki chloru z odpow iednią rów n ow ażną ilością m etalu; d ru g a k rz y ­ wa odpow iada ilości ciepła, w y d zielo ne­

go podczas tr w a n i a reakcyi. Krzywe w y k a z u j ą w y b i t n y paralelizm; innem i słowy: re a k c y e wydzielające więcej cie­

pła w yka z ują większe kurczenie się obję­

tości. W p rz y p a d k a c h tego ro d za ju cie ­ pło r e a k c y i zazwyczaj nie różni się z b y ­ tnio od zm iany en erg ii wolnej; toteż j e ­ s te ś m y u p ra w n ie n i do wniosku, że w ię ­ ksze pow inow actw o j e s t ściśle złączone z w ięk szem k u rc z e n ie m się; s tą d ju ż n ie ­ wielki s k o k do p rzypuszczenia, że z m ia ­ na objętości w y w o ła n a j e s t przez ciśnie­

nie pow inow actw a. Jeżeli powinowactwo chem iczne u t r z y m u je d w a p ierw ia stk i w mocnej łączności, czemuż nie miałoby ono w y w ie ra ć ciśnienia? A jeżeli w y ­ w iera ciśnienie, to czyż o bjętość danego u k ła d u nie może być zm niejszona przez owo ciśnienie?

Rzecz prosta, zm iana objętości w k a ż ­ dym p rzyp adku zależy nie tylko od n a ­ pięcia ciśnien ia w y w ie ra n eg o przez po­

j\li> 33

(11)

j Y o 33 W SZECHSW IAT 523 winow actw o, lecz również, między inne-

mi wpływami, i od ściśliwości danej sub- s tancyi. Im w ięk sza ściśliwość, te m wię­

ksza z m ia n a objętości zajdzie wobec d a ­ nego ciśn ie n ia pow inow actw a. Zanim te d y zacznie się w yciągać ja k ie k o lw ie k wnioski, trzeba wziąć pod u w a g ę różnice ściśliwości.

W s z y s tk o to doprowadziło do pom ia­

rów ściśliw ości dużej ilości p ierw ia stk ó w i związków p r o sty c h zapomocą metod bardzo d o k ład ny c h . Po m ia ry te w y k a ­ zały, że podczas tw o rzen ia się związku ze ściśliw ego pierw ia stku zachodzi w ię ­ ksze zm niejszenie się objętości niż p o d ­ czas tw o rz e n ia się podobnego związku z mniej ściśliw ego p ie rw ia s tk u , o ile in­

ne w a rto ś c i są równe. Tego należało się w łaśnie spodziewać n a zasadzie te- oryi ty lk o co wyłożonej. P a k t ten nie daw ał się d o ty ch c z a s w y tłum aczyć przez ż a d n ą in n ą hypotezę.

T e o ry a atom ów ściśliwych rzuca r ó ­ wnież ciekawe światło n a kohezyę. J e ­ żeli ciśnienie p ow inow actw a chem iczne­

go w yw o łuje zm niejszenie objętości a to ­ mu, to być może ciśnienie kohezyjne ró ­ wnież j e s t w s ta n ie w yw ołać podobne zm niejszen ia objętości? T ra u b e p od ejrze­

w a możliwość tego, z a p a tru je się je d n a k n a całą s p ra w ę z odmiennego p u n k tu widzenia. Przy czy na, dla której ciała stałe i ciecze nie u latn ia ją się, powoduje w edług ogólnego p rzekonania duże ciśnie­

nie w e w n ę trz n e , a to o s ta tn ie —z m n ie j­

szenie objętości cząsteczek. Jeżeli tak, to cząsteczki, p osiadające w y so ką k o h e ­ zyę (np. s u b s ta n c y e mało lotne), p ow in­

n y posiadać m n iejszą objętość, g dy czą­

steczki o m niejszej kohezyi — objętość większą. Na te cząsteczki, które ju ż są bardziej ściśn ięte s k u tk ie m w łasnego swego p ow inow actw a, rzecz prosta, d z ia ­ łać będzie ty lko nieznaczne ciśnienie do datkow e. To też, jeżeli w eźm iem y dwie s u b s ta n c y e zresztą do siebie podobne, mniej lo tn a okaże się bardziej ściśliwą, g ę s ts z ą i p osia d a jąc ą większe napięcie powierzchniow e; j a k o przykład może po­

służyć ksylol: o-ksylol j e s t g ęstszy, mniej lotny, mniej ściśliw y i ma większe n a ­ pięcie pow ierzchniow e niż m-ksylol lub

p-ksylol. Różnice s t r u k t u r i n a t u r y c h e ­ micznej u k r y w a ją czasami tę zależność;

to też najbardziej widoczny j e s t ten pa- ralelizm w związkach izomerycznych.

Wiele przykładów innych w ykazuje r ó ­ wnież, że kohezya i pow inow actw o c h e­

miczne w momencie działania wywołuje ciśnienie i że jedno i drug ie określa obję­

tość zajm ow aną przez cząsteczki.

Obliczenie objętości zajm owanej przez ciało stałe lub ciecz j e s t tedy rzeczą do­

syć skom plikow aną. Muszą być wzięte pod uw agę nietylko różnorodne pow ino­

w a c tw a chem iczne, działające w danem ciele, lecz również przyciąg anie kohezyj­

ne oraz ściśliw ość ciał. Łatw y do od­

k r y c ia paralelizm w zm ianach objętości j e s t możliwy tylko w tedy, jeżeli je d n a z tych sił j e s t głównie zmienną.

Dokładne opracow anie m ate m a ty cz n e k onsekw encyj, w y pły w a ją cy c h z teoryi tej, dalekie j e s t od urzeczywistnienia, jeżeli o niem wogóle może być mowa.

Ta okoliczność winna je d n a k najm niej w pływ ać na uznanie praw d op od ob ieństw a tej hypotezy. Jak k o lw ie k ludzkość j e s z ­ cze nie obm yśliła m etody analizy m a te ­ m atycznej, rozw iązującej odrazu s tosu ne k g r a w ita c y jn y trz e ch ciał, to j e d n a k n a ­ tu ra nie liczy się z tem, w y tw a rz ają c takie właśnie kom b in acy e albo jeszcze bardziej powikłane, co nie przeszkadza je d n a k , że astronom ow ie obliczają je z dokładnością j a k można najw iększą.

Myśl o a to m a ch ściśliwych, rozw inięta logicznie w swoich konsekw encyach, do ­ prowadza do całkiem nowej koncepcyi m echaniki cząsteczkow ej wszechśw iata.

W pływ atom u ściśliwego daje się do- strzedz w każdem zjaw isku. N aw et po ­ zorne w y ją tk i, ja k n ienorm alną objętość lodu, można sprow adzić w sposób zrozu­

miały do założenia o a to m a ch ściśliwych.

Zastąpienie każdej w a rtośc i danego atom u, w s k u te k ciśnienia wyw ieranego w dąnem m iejscu przez powinowactwo, prowadzi do zm niejszenia powierzchni atom u. Im mocniejsze powinowactwo, Lem większe j e s t owo sku rczenie się.

Rzecz ja s n a , że koncepcya ta daje nam

now y obraz atom u węgla a s y m e try c z n e ­

go. A tom ten połączony z c z te re m a ró~

(12)

524 w s z e c h ś w i a t JY o 33

żnemi a to m a m i p odlegać będzie na po­

w ierzchn i swej cz te re m ró żn ym c iśn ie ­ niom, k tó re p rzeistoczą je g o p o s ta ć n a t e t r a e d r n ie s y m e try c z n y . Przy łą c zo n e a to ­ my m ogłyby leżeć na ścianach ta k u fo r­

m ow anego t e t r a e d r u , z a m ia s t n i e p r a w d o ­ podobnego s te rc z e n ia na c z te re c h r ó ­ żnych w ierzcho łkach . Zgodnie z ro z p a ­ t r y w a n ą h ypotezą, j e s t rzeczą z b y te c z n ą w y s ta w ia ć sobie a to m w ęgla w p o sta c i te tra e d ru ; form ę tę p rzy ją ć on' może do­

piero po wejściu w z w iązek z c z te re m a ato m am i innerni.

Zdobyte z o sta ły dzięki tej hypotezie rów nież now e pojęcia m ec h a n iz m u f e n o ­ m enów k r y ty c z n y c h , prężności p o w ie rz ­ chniowej, giętkości, kowalności, p r z y le ­ g a n ia i w s p ółczyn nika rozprężenia. Oso­

bliwy sto s u n e k łączący m a t e r y a ł i ś w ia ­ tło, dalej ta k i j a k rotacy i m a g n e ty c z n e j, fluorescencyi, ab so rp c y i częściowej i inn., daje się rów nież s p ro w a d zić do z m o d y ­ fikow anego d rg a n ia k u r c z ą c y c h się a t o ­ mów. P on ad to, hypo tezą, o któ re j m ó­

wimy, ja k k o l w i e k n iek oniecznie zależy od w iary now oczesnej, że a to m y złożo­

ne są z jeszcze m n ie js z y c h cząsteczek, j e s t w zgodzie z t ą w iarą; dlaczeg ó żby bowiem tak i złożony atom nie miał być ściśliw y?

Im bardziej z a g łę b ia m y się w dane spóiczesnych pom iarów, tem bardziej praw do p o d o b ną się w ydaje h y p o te z ą a to ­ mów ściśliwych. Dziesięć lat d o ś w ia d ­ czenia ubiegło od czasu, k ied y m zaczął teoryę tę in te rp re to w a ć , dziś j e s t e m t e ­ go zdania, że j e s t ona b ard zo pom ocną w now ych bad aniach oraz łączen iu i k o ­ dyfikowaniu n a jró ż n o ro d n ie jsz y c h faktów . Ta jej owocność u s p ra w ie d liw ia je j i s t ­ nienie.

Tłum . AL S.

J E D E N Z B R A K Ó W W W Y K S Z T A Ł ­ C E N I U S Z K O L N E M .

W j e d n y m z o s ta tn ic h zeszy tó w t y g o d n i ­ ka fra n c u sk ie g o R e v u e Rcientifiąue p. H e n ­ r y k D u r a n d w pełny h u m o r u sposób d o t y ­

ka s p ra w y , k tó r a , j a k sądzić można, m a n ie ty lk o lokalne znaczenie. Mówi, m ia n o ­ wicie, o n ie d o sta te c z n em . p r z y g o to w a n iu m łodzieży, p rzechodzącej ze w s tę p n y c h k u r ­ sów o g ó ln y c h na wyższe, na k tó r y c h m a się ju ż z e tk n ą ć z ó sobistem — p ra g n ą ć b y n a ­ leżało — samodzielnein badaniem . Z a b a w n y to widok — pow iada — pierwsze posiedzenie, pośw ięcone zajęciom p r a k t y c z n y m w f a k u l ­ tecie. „P anow ie, przem aw ia d y r e k t o r p r a ­ cow ni, będziecie dzisiaj r o z p a try w a li b u d o ­ wę kom órki. Macie oto w r ę k u cebulę, o d ­ dzielicie od niej s k r a w e k n a s k ó rk a , z a b a r ­ w icie go zielenią m ety lo w ą, a, z a n u rz y w s z y w g lic e r y n ie rozcieńczonej, zobaczycie"...

I t u t a j m łody a s p i r a n t n a b a d a c z a z a c z y n a podziw iać o lb rzy m ią figurę, w y r a s ta ją c ą na ta b lic y p rz e d jego /oczami. Oii ‘ to właśnie m a zobaczyć!

T e ra z z ładnej s k rz y n e c z k i w y d o b y w a się p rz y rz ą d , nowe, b łyszczące i s y m p a ty c z n e cacko. Młodzian z n a jego nazwę, może n a ­ w e t e ty m o lo g ię te j n a z w y , ale na te m k o ń ­ czy się je g o m ądrość. P rzeb ieg prom ieni św iatła, k t ó r y t a k doskonale u m ia ł n a egza­

min b a k a ła rs k i, w y w ie tr z a ł m u z g łow y z u ­ pełnie. A le z f a n ta z y ą choć niezdarnie z e ­ sta w ia j a k się da części sk ład o w e p r z y r z ą ­ du, um ieszcza p r e p a r a t na d o m y sł i p a tr z y . D y s k r e t n y m rz u te m oka u p e w n ia się raz i drugi,- Czy sąsiedzi t a k sam o złożyli p r z y ­ rząd, i c z y też on ab y z dobrego k o ń ca z a ­ g lą d a w jeg o r u r ę . Wreszcie, po p ew n ej chwili ośw iadcza stanow czo, że t u nic nie widać, że m ik ro sk o p , k t ó r y dostał, nic n i e ­ w a rt, lu b wreszcie, że cała t a h is to ry a , to c z y s t a blaga.

Nie sąd źm y b iednego ch ło p ca n a z b y t s u ­ rowo, z a jm ijm y się raczej p rzy czy n am i je g o nieświadomości. W e w sz y stk ic h p ro g ra m a c h u r z ę d o w y c h s p o ty k a m y paragraf: p rz y rz ą d y o p t y c z n e , ale ileż to czasu i u w a g i każde­

m u z n ic h w y k ła d a ją c y może poświęcić?

J a k ic h ż e względów doznaje b ie d n y m ik ro ­ skop?

P o c z c iw y s t a r y G an o t, k t ó r y we F r a n c y i b y ł o p ie k u n e m je d n e g o , a u n as k i l k u p o ­ koleń m ło d y c h fizyków, wydzielał m ik ro sk o ­ powi N a c h e t a całe dwie stro n ice, ale na ty c h s t r o n ic a c h było ty le subtelności, że młodociany c z y te ln ik wolał p rze sk o c z y ć je najszybciej. W k sią ż k a c h , w k t ó r y c h m i­

k r o s k o p dośw iadcza względów szczególnych.,, t r a k t u j ą go n a ró w n i np. z l u n e t ą a s t r o n o ­ miczną. Z a p y t a j m y j e d n a k , jak i to p r o c e n t w y c h o w a ń c ó w n a s z y c h wydziałów m ieć b ę ­ dzie sposobność z e tk n ię c ia się z wielkiem k o ­ łem p o łu d n ik o wem, z wielkim' e k w a to ry a łe m , z wielkim te le s k o p e m —;tem i naczyniam i n a j­

większego n ab o ż e ń stw a a rc y k a p ła n ó w a s t r o ­

nomii? A iluż Kato ludzi mioć musi do c z y ­

nienia z m ik ro sk o p e m wśród zajęć co d zien ­

(13)

.M b 33 W SZECHSW IAT’ 5-25

nych sw ojego zaw o d u ? M ikrografia ju ż dzi­

siaj j e s t zarazem n a u k ą i s z tu k ą ; j u t r o s t a ­ nie się rzem iosłem . W niedalekiej p rz y s z ­ łości istnieć b ę d ą m ikrografiści, j a k dzisiaj istnieją, d a jm y na to, a p te k a rz e, dentyści, w e te r y n a r z e . J a k ju ż dzisiaj chomik, ta k w k ró tc e m ik ro g ra fista stan ie się n iezbędnym p o m o c n ik ie m m n ó s tw a zawodowców: a g r o ­ nom ów , . p rz e m y sło w c ó w , lek arzy , m e t a l u r ­ gów. M ikroskop n a r z u c a się coraz bardziej w sz y stk im gałęziom tech n ik i.

Zasada ogólna, sła w n y p rz e b ie g prom ieni św iatła, ju ż dzisiaj nie w y sta rc z a . C hw ale­

b n a t o rzecz opisać m ik ro sk o p N a c h e ta , le­

piej j e d n a k b yłoby dać go do r ą k w s z y s t ­ kim uczniom . Młodzieniec ju ż w szkole średniej powinien b y ć spoufalony z. m i k r o ­ skopem : wszakże do niego trz e b a sobie t a k u ro b ić oko, j a k rę k a u ra b ia się do pisania.

O . ileż doskonalszą s ta ła b y się znajomość n a u k p rz y ro d n ic z y c h , je żelib y u c z ą c a się młodzież, p a t r z ą c w m ikroskop, p r z y w y k a ła do. oglądania n a t u r y w n a tu r z e , a nie na o b ra z k a c h , k t ó r e z konieczności sc h e m a ty - z u ją a n a w e t p rz e k s z ta łc a ją rzeczy p rz e d ­ staw ian e, a w u m y ś le nie pozostaw iają w r a ­ żenia „rzeczy widzianej".

T a k mówi fran cu z, m ając na względzie s to s u n k i fran cu sk ie. J a k i c h ż e w yrazów p o sz u k a ć b y należało, g d y b y ś m y zechcieli odm alow ać odpow iedni s ta n rzeczy u nas w Polsce.

M.

Korespondencya Wszeciiświata.

List otwarty w sprawie astronomów-ama- torów.

N a obszarze K ró le s tw a j e s t wielu miło­

śników astronom ii, k tó rz y , p r a c u j ą c osobno, chcieliby dla d o b ra n a u k i podzielić się swe- mi m yślam i, sw em i spostrzeżeniam i. R z u ­ cić chcę myśl, ab y k ażd y z t y c h p ra c o w n i­

ków n ad esłał do R e d a k c y i W szech św iata kilk a d a n y c h o sobie, j a k o to: imię, n a ­ zwisko, miejsce sp ostrzeżeń, nazw ę i k r ó tk i opis p rz y rz ą d ó w , k t ó r e posiada, i j a k i dział astro n o m ii najw ięcej go zajm uje. Sądzę, że S zanow na R e d a k c y a nie odmówi miejsca we W szeohświecie n a ogłaszanie n a d s y ła n y c h p o w y ż sz y c h d a n y c h i udzieli n a w e t g o śc in ­ ności sp o strzeżen io m am atorów . W spólna t a w y m ia n a s to s u n k ó w pom iędzy r o z r z u c o ­ n y m i m iłośnikam i astro n o m ii pogłębi ich p ra c ę i da w y n ik i w plon bogatsze.

D r . F eliks P rzypkow ski.

R e d a k c y a W szech św iata z najw iększą c h ę ­ cią otw iera swe łam y dla p roponow anej p rzez S zanow nego P a n a d ra P . P. w y m ia ­ n y myśli pom iędzy a stro n ó m am i a m a to ra m i.

B yłoby nad w yraz pożądane, żeby przykład te n znalazł naśladow ców i wśród zw olenni­

ków in n y c h gałęzi wiedzy p rzyrodniczej. — C hcąc odrazu dobry u c z y n ić p o c z ą te k , dr.

P. P. nadesłał nam wiadomość o sobie, k tó ­ rą też zam ieszczam y poniżej.

,*Dr. F e lik s P rz y p k o w s k i, Jęd rzejó w , zie­

mia Kielecka. Teleskop zw iorciadlany 180 m m średnicy, 2 m e t r y odl. ogniskow ej, r o ­ b o t y Secret-an - Y ie n n e ta w P a r y ż u . P o ­ większenie do 500 razy . L u n e t a przejścio­

wa. G no m o n o g raf prof. W . J a s tr z ę b o w s k ie ­ go. P ierścień słoneczny. Zbiór zegarów sło­

n e c z n y c h p rzen o śn y ch . S pecyalność: gno- monika, n a u k a o budow ie zegarów słonecz­

n y c h . Spostrzeżenia nad sło ńcem , k sięży ­ cem , p la n e ta m i z powodu in n y c h zajęć — n ie s y s te m a ty c z n e " .

K R O N I K A N A U K O W A .

0 dziwnem zjawisku w kraterze Taquet na morzu Serenitatis. Dr. I. K orn (Sirius, maj i lipiec 1911 r.) na zasadzie swoich spostrzeżeń czy n io n y ch w ro k u zeszłym i bieżąc} m zapom ocą r e f r a k to r a 75 m m , wo­

bec powiększeń: 105, 135, 158, 190, 237, opisuje pod powyższym t y t u ł e m zjawisko w y p ełn ian ia się k r a t e r u ja k ą ś m a te r y ą , p r a ­ wdopodobnie m głą, k t ó r a to zasłania to o d ­ słania dno k r a t e r u T a ą u e t . Cień w e w n ę tr z ­ ny w danem o św ietlen iu sta je się to k r ó t ­ szym to dłuższym , T a ą u e t w ydaje się to głęb szy m to p ły tsz y m . K r a t e r księżycow y T a ą u e t z n a jd u je się u p o d s ta w y g ó r Hae- m u s na m o rz u S e r e n ita tis pod -j- 18056'

| długości i + 16n29' szerokości. J e s t t o p u n k t w y g o d n y do obserw acyi. Dr. K orn zw raca się do posiadających telesk o p y w iększych rozmiarów, ab y zwrócili u w a g ę na p o w y ż ­ szy k r a t e r w chwili, kiedy j e s t najlepiej wi­

doczn y , a m ianowicie w r o k u bieżącym:

30 sierpnia, 28 września, 28 p aździernika, 26 listopada i 26 g ru d n ia .

D r. F . P.

Tellur jest ciałem złożonem. Ciężar a t o ­ m ow y t e l l u r u nie daje sp o k o ju c hem ikom , i t y m mianowicie, k tó r z y k la sy fik acy ę n a t u ­

ra ln ą p ie rw ia stk ó w u w ażają za dzieło w y ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ozł. w czasie, kiedy tylne odnóża widoczne są już na zewnątrz w postaci m ałych guzków. Rozwijają się one jako wypuklenia naczynia żylnego, vena vertebralis

Czł. Rostafiński przedstawia rozprawę własną p. Twierdzenie to jest zgoła nieprawdziwe. z Turcyi przez Wołosz­.

ne i podziurawione — j a k się okazało, była to robota dzięciołów, które pojawiają się w ślad za mrówkami i dobierając się do nich, niszczą, roślinę.

Badał on zachowanie się porostów podczas zetknięcia się ich brzegów i doszedł do wniosku, że porosty, spotkawszy się, już się dalej po skale nie

Kości udowe

Udział ją d ra w procesach wy- dzielniczych może być bądź bezpośredni, to znaczy, że ziarnka pierwotne mogą powstawać już w obrębie pęcherzyka j ą ­

padkach uleczenie to je s t tylko pozor- nem, gdyż po pewnym czasie w jego krwi znów zjawiają się trypanosomy i mogą się tak rozmnożyć, że wkrótce naczynia

nych gatunków, nie kopulują pomiędzy sobą, owady, obserwowane przez Towera, łączyły się ze sobą swobodnie.. W yniki tej kopulacyi przedstawiają się ja k