Wynalazek skrzydeł do lotu człowie
ka stał się już rzeczą dokonaną. Od cza
su, kiedy Anglik Henryk Farman zdołał w styczniu roku 1908 wznieść się z zie
mi w powietrze zbudowanym przez sie
bie latawcem (aeroplanem)*) i przeleciał
■im swobodnie całą wiorstę, od tego cza
su liczni wynalazcy z większą jeszcze usilnością niż dawniej wzięli się do pra
cy i dochodzą do coraz lepszych wyni
ków. Największe osiągnęli dotąd dwaj bracia Rajtowie (pisze się Wrightowie), Amerykanie. Przy pomocy swego przy
rządu, latawca, unoszą się oni w powie
trzu z łatwością i odbyli już niejedną daleką podróż.
Z Rajtami spółzawodniczy kilku Fran
cuzów, a między nimi najbardziej się od
znaczył inżynier Blerjo (Bleriot). Dnia 25 lipca 1909 r. Blerjo odbył podróż niezmiernie śmiałą, dowodzącą, że był zupełnie pewny obmyślonej i zbudowa
nej przez siebie maszyny. Przeleciał on mianowicie ponad przepływem morskim, który oddziela Anglię od Francyi, a na
zywa się Kanałem Lamansz. Przepływ ten jest. około 5 i pół mili szeroki, więc z jednego brzegu drugi jest niewidoczny.
Na francuskim jego brzegu stoi miasto Kale z przystanią okrętów, na angielskim zaś znajduje się takaż przystań z mia
stem zwanem Dower. Blerjo jako Fran
cuz przygotował się do lotu na brzegu francuskim. Sprowadził tam swój przyrząd, zbadał go, czy wszystko jest w porządku i 25-go lipca rano, siadłszy pomiędzy skrzydłami, puścił w ruch maszynę i wzbił się w powietrze. Kilkanaście minut latał tam i sam ponad brzegiem, próbu
jąc sprawności przyrządu, a potem zwró
cił go wprost ku morzu i szybko frunął
*) O latawcach, zwanych powszechnie a e r o p l a n a m i , pisaliśmy w kalendarzu zeszłorocznym. Są to maszyny latające, że
glujące w powietrzu za pomocą motoru — więc różnią się zasadniczo od balonów, unoszących się dlatego, że są wypełnione gazem lżejszym od powietrza.
do Anglii. Za nim puścił się w drogę statek wojenny francuski, aby w razie po
trzeby ratować śmiałka. Ale latawiec pruł powietrze bez przeszkody. W kilka mi
nut znikł z oczu ludziom zgromadzonym na brzegu, a wkrótce też i statek płyną
cy za nim daleko w tyle pozostał. I nie- dziw; Blerjo leciał tak szybko, że w cią
gu 27 minut był już na drugim brzegu przepływu i opuścił się bez przeszkód w miejscu na to przeznaczonem. Statek przypłynął do tego brzegu ledwo dopiero w godzinę.
Anglicy powitali Blerjota z wielkiem uniesieniem. Wręczono mu nagrodę prze
znaczoną dla tego, kto pierwszy przeleci na sztucznych skrzydłach przez przepływ Lamansz i podejmowano go bardzo go
ścinnie, choć żal im było, że tego czynn dokonał pierwszy Francuz, nie Anglik, i że chwała z tego powodu spływa na Francy ę.
Nietylko jednak Blerjo potrafi już te
raz dokonywać takich przelotów. Inny wy
nalazca francuski, Latam (Latham), przy
gotowywał się w tymże czasie do takiej samej podróży. Na kilka dni przedtem puścił się już był w drogę, ale uleciaw
szy trzy mile, spadł w morze; uratowa
ny przez płynący za nim statek, powrócił na brzeg i zajął sią naprawianiem uszko
dzonego latawca. Ale zanim zdołał skoń
czyć tę robotę, wyprzedził go Blerjo.
I bracia Rajtowie z łatwością by już do
konali takiego przelotu. Oto nadeszła wia
domość z Ameryki Północnej, że jeden z nich dnia 28. lipca 1909 r. latał tam przy pomocy swego przyrządu 72 i pół minuty i w ciągu tego czasu przebył 18 mil drogi.
* * *
W dziejach rozwoju żeglugi powie
trznej ważne miejsce zajmują międzyna
rodowe zawody latawców (aeroplanów) pod miastem Reimsem we Francyi. Za
wody te trwały cały tydzień, od 24. do 29. sierpnia 1909u
M iejsce dla nich było urządzone o kilka wiorst za miastem na obszem em polu. Na obu jeg o końcach w zn iesiono z drzewa dw ie w ieżyczki, oddalone od sie b ie o 5 wiorst; w skazyw ały one dro
g ę lataczom, oraz liczb ę wiorst przeby
tych przez nich w powietrzu. Dokoła pola zbudow ano szopy na latawce, usta
w ion o w zn iesien ie dla sędziów , ob licza
jących loty i mających rozdzielić nagrody przeznaczone dla zw ycięzców , wreszcie urządzono ław y dla ciekawych w id o
w iska.
A było na co p atrzeć! N iejeden z nas całe życie przeżyje i nic podob nego nie ujrzy! Oto, naprzykład, p ierw szego dnia p opisów już pod w ieczór, gdy deszcz przestał padać, — bo cały dzień był dżdżysty, — wylatuje nagle na swoim latawcu w ysoko w powietrze inżynier La
tam (p isze się Latham) i szybko krąży ponad polem . Za nim unosi się w górę latawiec Rajta (W righta) kierowany przez Lamberta; dalej Mjjpfruwa Furnje (Four- nier) i leci tuż nad ziem ią, potem Som- mer, Farman i coraz nowi i nowi. Cała gromada latawców, — to długich i sm u
kłych, o jednej parze skrzydeł, jak lata
w iec Blerjota, to zn ów krótkich a szero
kich i złożonych z dwór par skrzydeł, jak maszyna Rajta — cała gromada tych sztucznych ptaków krąży dokoła pola od jednej w ieży do drugiej, ścigają się z so bą i lecą, lecą, a rozlega się tylko war
czen ie motorów i śm iganie skrzydeł w po
wietrzu, oraz pełne zapału okrzyki zgro
m adzonych w idzów .
W końcu w szyscy po kolei latacze pospadali na ziem ię, a zostało dwóch tylko: Polan (Paulhan) i Latam; już mrok zapadał, a oni jeszcze fruwali. Takie wspaniałe w idow isko m ieli m ieszkańcy Rejmsu i tysiące ludzi, którzy zjeżdżali się tam um yślnie, żeby je zobaczyć, co-
■dzień w ciągu całego tygodnia.
Dnia 2 5 . sierpnia Francuz Polan utrzy
mał się w powietrzu przy pom ocy lata
w ca sporządzonego p od łu g pom ysłu Wu- azena (Voisin) 2 g o d z i n y i 4 8 m i n u t i przebył w ciągu tego czasu 18
m i l d r o g i . Z w yciężył go jednak naza
jutrz Hubert Latam, mający latawiec sm u
kły jak owad jętka czy szklarka. W zniósł się on w powietrze przed godziną 2 po południu. P oszed ł odrazu w ysoko, na ja
kieś 100 łokci i na tej w ysokości trzy
mał się ciągle. W trzy ćwierci god zin y obleciał pole dokoła pięć razy, a w ięc przebył około 7 m il; w następne trzy ćwierci god zin y okrążył je jeszcze sześć razy, a lata w ciąż dokoła i ciągle w y so ko. Okrążył już pole dziesięć, 11, 12, trzynaście i czternaście razy. A za nim gon i jakiś przybłąkany ptak żywy, jakby także zd ziw iony i zaciekaw iony tem nad- zwyczajnem zjawiskiem . I lu dzie z ziem i patrzą i patrzą i z zapartym niemal od dechem liczą okrążenia koła, bo jeszcze nikt takiej przestrzeni na sztucznych skrzy
dłach nie przeleciał. A Latam leci p ię tnasty raz,- aż w połow ie szesn astego koła spada na ziem ię szybko i ostro, ale b ez szkody. Zabrakło mu już benzyny, która wprawiała w ruch m aszynę i śrubę ciągnącą naprzód latawca. D zieln y śm ia
łek utrzymał się w powietrzu krócej niż Polan, bo tylko 2 g o d z i n y i 13 m i n u t , ale w ciągu tego czasu przeleciał znacznie w iększą przestrzeń, bo aż 20 i p ó ł m i l ; p ędził w ięc naprzód z szyb kością 9-ciu mil na god zin ę, to jest tak prawie, jak pędzą najszybsze pociągi ko
lejow e.
Popisy pod Rejmsem ostatecznie już przekonały, że latanie człowieka w po
wietrzu przy pom ocy sztu cznego ptaka nie jest dziś trudne, ani tembardziej n ie
m ożliw e. Wkrótce też zapew ne latawce rozpow szechnią się tak, jak dziś sam o
chody. Tylko czekać, jak śm iałkow ie za
czną latać nimi i ponad naszemi polami i wsiami!
* 'Ą:
W tym samym czasie, kiedy odbyw a
ły się zaw ody latawców (aeroplanów) pod Reimsem, odbył w ielką podróż p o
wietrzną Niem iec, hr. Cepelin (p isze się Z eppelin) balonem, zdatnym do kierowa
nia. Leciał on z miasta Frydrychshafen nad jeziorem Bodeńskiem do Berlina,
ce-Maszyna dolataniaCurtissa, Amerykanina. Curtissbraiudziałw zawodach aeroplanóww Reims i zdobyłtamjednę z największychnagróa._
lem pokazania swego balonu ludności tamtejszej. Droga ta wynosiła w prostej linii przeszło 80 mil.
W podróży tej jednak niezupełnie wio
dło się Cepelinowi, bo koło balonu parę razy coś się psuło, wskutek czego przy
lot do Berlina uległ opóźnieniu. Przylot ponad pole, na którem miał oczekiwać cesarz z całą rodziną, oraz zgromadzone na widowisko tłumy, oznaczono ostate
cznie na niedzielę 29 sierpnia, na godzi
nę pół do 1-szej w dzień. Już na parę godzin przed południem ujrzano z wież i dachów wysokich kamienic hen daleko
•oś (jakby małego ptaszka. Rósł on je
dnak szybko i wkrótce wszyscy poznali ogromny, wspaniały balon Cepelina pę
dzący od Biterfeldu. Nadleciał on do Ber
lina zawcześnie i przez półtorej godziny latał w różne strony ponad przedmieściami.
Wreszcie o pół do 1-ej, jak było za
powiedziane, ukazał się nad owem po
lem, witany gorącymi okrzykami setek tysięcy ludu. I tu półtorej godziny Cepe- lin latał ponad głowami ludzi, to w pra
wo, to w lewo, to wyżej, to niżej, a gdy się napatrzono balonowi, opuścił się wre
szcie na ziemię.
Wieczorem tegoż dnia balon puścił się w drogę powrotną.