W zaborze austryackim.
Dawno już nasza dzielnica nie p o zostawała pod wrażeniem takich wy
padków, jak właśnie w minionym ro
ku. Zawrzało u nas, jak w ulu, ruch niezwykły objawiał się w szędzie: w życiu publicznem i prywatnem , po miastach i wsiach. W powietrzu wi
siała wojna Austryi ze Serbią, z Ga- licyi wysyłano wojska moc. Szły więc polskie pułki na południe bić się z Serbem, choć nam nic nie zawinił, jak w r. 1870 szły regim enty polskie z Niemiec do Francyi o obcą sprawę wojować i krew polską rozlewać po obcych polach, jak niedawno szły do M andżuryi bić się za sprawę rosyjską.
Ruch gorączkowy zawładnął krajem i przeszło pół roku zapełniał niepoko
jem kraj cały: „Wojna czy pokój".
A tymczasem brano młode siły do wojska. Dzieci i żony rozpaczały. Sta
rzy potrząsali tylko głowami i szepta
li: ciężkie czasy Bóg dał. Lud zrozpa
czony — widział wojnę tuż za pro
giem, — zabierał niepotrzebnie oszczę
dności swe z kas, z obawy, aby mu nie przepadły. Po miastach wojnę zbli
żającą się czuć było w powietrzu. Co kilka dni widać było wysyłane do Bo
śni oddziały zbrojne, arm aty i broń.
A równocześnie nadchodzące telegra
my niosły wieści coraz to groźniejsze, wojna wisiała już w powietrzu. Lecz w chwili, kiedy już co tylko miała wybuchnąć, Serbia i stojąca za nią
K alendarz G ospodarz.
Rosya, upokorzyły się i obawa wojny znikła.
Pozostały jednak wspom nienia jej, dziś jeszcze straszne i groźne dla tych, których ona w pierwszym rzędzie do
tknąć musiała.
Mimo jednak nastroju wojennego, mimo pewnego rodzaju odrętwienia pod wpływem nadchodzących wieści, życie publiczne toczyło się dalej zwy
kłym trybem. W naszem życiu publi
cznem nie zaszły zmiany. Przedstaw i
cielstwo nasze we W iedniu stało na straży polskich interesów narodowych, a choć rezultaty tej pracy nie zawsze są zadawalniające, to złe tkwi przede
wszystkiem w samym ustroju polity
cznym państwa. Z tego też powodu czeka na załatwienie bardzo wiele wa
żnych spraw dla naszego kraju, a nie
które, choć już uchwalone, nie mogą być w czyn wprowadzone. Dość po wiedzieć o sprawie budowy kanałów Dunaj-Odra-W isła, na które tak długo czekamy, a które szczególnie dla na
szego kraju są nader ważną kwestyą, obok tysiąca innych. Dziś na czele Koła polskiego stoi dr. St. Głąbiński, jako prezes i trzech wiceprezesów:
dr. W. Czaykowski, J. Stwiertnia i J.
Stapiński. M inistrem dla Galicyi jest dr. Wł. Dulęba. N adto w gabinecie m inisteryalnym zasiada dr. Biliński, jako m inister skarbu.
O dm iennie od parlam entu wiedeń
skiego Sejm nasz wziął się żywiej do 6
pracy. Czy to weźmiemy sprawę szkol
nictwa, czy różnych gospodarczych urządzeń w kraju, widzimy, że Sejm w różnych sprawach, które do niego należą, rozwijał owocną działalność.
I wiele rzeczy m ógłby załatwić i nie
jedną sprawę m ógłby pomyślnie dla kraju przeprowadzić, gdyby miał na tyle władzy. Niestety, mimo iż Sejm nasz więcej ma kadencyi od Sejmów innych krajów, przecież głównym czyn
nikiem ustawodawczym i konstytucyj
nym jest Rada Państw a w W iedniu, która jednak okazuje się mało zdolną do załatwiania spraw państwowych, bo
narodu w ofiarach tych wzięli udział tylko zamożni, dając w zamian za to znaczniejsze sumy. „1.000 ludzi, któ- rzyby dali po 2 tysiące koron, znaj
dzie się w całych Niemczech i wnet złoży się 2 miliony" — powiada Ro- segger.
Myśl Roseggera podjęły pism a pol
skie i w odpowiedzi na hasło jego z polskiej strony zaczęto składki na Dar grunwaldzki. Myśl rzucona przez Niem
ca w sam czas, bo w przeddzień 500- letniej rocznicy Grunwaldu — wydała potężny plon. W społeczeństwie pol- skiem znalazło wyzwanie to potężny
Walny Zjazd Towarzystwa Szkoły ludowej, największego pplskiego Towarzystwa oświatowego, odbyty w r. 1909 w Kołomyi.
przy najdrobniejszej nieraz sprawie utyka.
^Praca kulturalna nie stanęła ani na krok, owszem wzm ogła się. Dowodem tego to nasze Towarzystwa oświato
we i gospodarcze, które są jakby ogni
wami w naszem społeczeństwie.
Ale najlepszym dowodem tężyzny naszego społeczeństwa, wzrostu sił m oralnych, to zapoczątkowany Dar grunwaldzki, to godna odpowiedź spo
łeczeństwa polskiego na odezwę dra Roseggera, poety niemieckiego, który wezwał Niemców do ofiar na rzecz zagrożonych kre'sów niemieckich, przy- czem podał myśl, aby zamiast całego
odgłos, skoro w trzy miesiące po za
początkowaniu daru wysokość złożo
nych ofiar wynosiła już jeden milion koron. Tę ofiarność możemy zrozu mieć, gdy się rozpatrzym y, skąd spo
łeczeństwu polskiemu grozi najwię
ksze niebezpieczeństwo. To odczucie niebezpieczeństwa ze strony Niemców kazało zamożniejszym rzucić hojne ofiary na kresy, mniej zamożnym zaś tyle, na ile ich fundusze starczą.
D rugą rzeczą charakterystyczną jest, że w darze grunwaldzkim wziął udział cały naród. Ale zdaniem naszem dar grunwaldzki święcił będzie jeszcze większe tryumfy dopiero w roku przy
szłym, w roku wielkiej i chlubnej ro
cznicy Grunwaldu.
Żywimy wszelką nadzieję, że dar ten, mający być przez 5 lat zbierany,
nimy. Potężny fundusz grunwaldzki i liczne ofiary składane przez społe
czeństwo będą najlepszym dowodem naszej świadomości narodowej,
któ-Pochód publiczności podczas uroczystości Anczycowskiej;
dnia 8 maja 1909 roku w Krakowie.
przekroczy napew no kwotę 2 milio
ny koron. Rozporządzając taką kwo
tą, możemy łatwiej pomyśleć o ochro
nie własnych kresów, których dziś z takirr niejednokrotnie wysiłkiem
bro-ra — jak ongiś na polach Grunwaldu n a
szym prapradziadom pod Jagiełłą, — każe nam stawić czoło mężnie nawale germ ańskiej, na ziemie nasze i nasze bogactw a czyhającej.
W roku ostatnim naród nasz u- czcił pamięć wielu wielkich i zasłużo
nych mężów. A pośród tych rocznic zasługuje na uwagę uczczenie 25-le- tniej rocznicy śmierci Anczyca, pisa
rza ludowego, autora „Kościuszki pod Racławicami". Uroczystość ta obcho
dzona była w Krakowie i Lwowie i przypom niała społeczeństwu, kim był ten, który w tak pięknych i podnio
słych słowach odmalował jednę z naj
piękniejszych kart naszej przeszłości, tj. bitwę pod Racławicami. Szczegól
nie w Krakowie uroczystość miała po
godny i podniosły nastrój.
Po nabożeństwie w kościele św.
Anny ruszył barwny pochód ulicami m iasta. Przeważał lud wiejski. Liczne
prowincyi odbyły się liczne uroczy
stości i obchody — Kraków przygo
towuje się na jesień do obchodu, z którym połączony będzie zapewne i pogrzeb zwłok Słowackiego, spoczy
wających dotąd we Francyi, — o ile sprawa Wawelu będzie pomyślnie za
łatwioną. Gdy bowiem cały naród na licznych zebraniach i wiecach zażądał pochowania zwłok na Wawelu, odm ó
wił temu żądaniu ks. kardynał Puzy
na, wzniecając tem wśród całego spo
łeczeństwa niezadowolenie. Sądzimy jednak, że skoro przyjdzie do stanow
czego kroku, tak kapituła krakowska, tradycyom swych poprzedników wier
na, a właściwa opiekunka naszych skarbów wawelskich, jak też i ks.
Kar-Zniszczenie domów, spowodowane przez wybuch prochowni w Woli Duchackiej pod Krakowem.
delegacye z różnych miejscowości nio
sły wieńce z kwiatów polnych i zbo
ża na górę świętej Bronisławy, gdzie w prastarym kościółku św. Zbawiciela znajduje się tablica pamiątkowa W. L.
Anczyca. Tam je złożono, a na dzie
dzińcu kościelnym przemówił do ze
branych dr. Lucyan Rydel i Jakób Bojko.
N adto uczczono pamięć Polaków- bohaterów, poległych przed 100 laty, t. j. w roku 1809 w wojnie z Austrya- kami, ja k : Cypryana Godebskiego, Berka Joselowicza i innych.
Rok 1909 był rokiem jubileuszo
wym Słowackiego, jednak tylko na
dynał zjednoczą się w tym hołdzie na cześć wielkiego K róla-Duchapoezyi pol
skiej. Wiec, jaki się odbył w K rako
wie w sprawie obchodu, zadecydow ał rocznicę Słowackiego uczcić: 1. sze
regiem odczytów, 2. przedstaw ieniam i jego dzieł, 3. porankiem , 4. wystawą dzieł z tego okresu, 5. koncertem, 6.
pomnikiem, 7. towarzystwem jego imienia, 8. założeniem szkoły średniej na Śląsku jego imienia.
Jeżeli przerzucimy karty różnych wypadków i katastrof, to spostrzeżem y, że więcej może niż w innych latach było ich i w naszym kraju. Szczegól
nie częste były katastrofy kolejowe,
szczęściem prawie zawsze bez gro
źniejszych następstw . Pośród szeregu katastrof najznaczniejszą i niezwykłą był wybuch prochowni pod Podgórzem w Woli Duchackiej. W pierwszych dniach czerwca, podczas dość silnej burzy uderzył piorun w prochownię, znajdującą się na wzgórzach krzemio- neckich. Piorun spowodował pożar, a ten następnie wybuch prochów. W yle
ciało w górę około 12 tysięcy kilo
gram ów prochu, a nadto w ogniu pro
chowni zaczęły wybuchać tysiące na
boi armatnich. W ypadek ten
jakkol-wojskowy nie pozwracał strat za zni
szczony dobytek nieszczęśliwym, -choć między nimi dużo jest biednych.
Trudno nie wspomnieć tu o odna
wianiu Zamku królewskiego naW awelu.
W r. b. odnowiono i odsłonięto część krużganków pałacowych. Krużganki odnowiono tak, jak one w yglądały za czasów polskich. W ogóle cały Zamek ma otrzymać taką postać, jaką miał w owych czasach, gdy służył za m ie
szkanie polskim panującym , dokąd zbiegały się liczne poselstwa od wscho
du i zachodu, od północy i południa
W ycieczka krajowej K om isyi przem ysłow ej, odbyta w r. 1909 do okręgu górniczego krakowskiego z udziałem marszałka kraju Stan.
hr. Badeniego i ministra dla Galicyi dr. Wład. Dulęby.
wiek zakończył się dość wielką kata
strofą, jednak m ógł sprowadzić nieo
bliczalne następstw a, a to z tego po
wodu, że tuż obok znajduje się kilka prochowni, od wybuchu których cała okolica m ogła pójść ofiarą zniszcze
nia. Od wybuchu ucierpiało kilkadzie
siąt pobliskich domów i fabryk. Bliż
sze dom y zostały formalnie zburzo
ne. W Krakowie, Podgórzu i okolicy wypadło z okien mnóstwo szyb. Jak
kolwiek życia nikt nie stracił, jednak wiele osób z najbliższej okolicy od
niosło poranienia i skaleczenia. Rzecz charakterystyczna, że dotąd zarząd
szukać u monarchów naszych p rzy
mierza, pomocy, lub sprawiedliwości.
Ze spraw galicyjskich jedna jeszcze zasługuje na omówienie na tern miej
scu. — Jedną z przyczyn, dla których nie mógł się dotąd rozwinąć na więk
szą skalę przemysł Galicyi, był brak dobrego węgla kamiennego. Węgiel znajduje się jedynie w powiatach chrza
nowskim i krakowskim, a produkcya jego wynosi obecnie 14 milionów cent.
metr.
Ale badania w ostatnich czasach wykazały, że okolice te posiadają ol
brzymie wprost pokłady dobrego
wę-gla kamiennego, wobec których pro- dukcya dzisiejsza jest znikomo drobną.
W ęgiel ten może się stać dźw ignią przemysłu galicyjskiego, może go star
czyć nawet na wywóz za granicę.
Zrozumieli to Niemcy i zaczęli za
wczasu wykupywać tereny węglowe w zach. Galicyi i nabywać wyłącznie dla siebie upraw nienia do wydobyw a
nia węgla. Chcą w ten sposób zape
wne nie dopuścić do rozwoju przem y
słu w Galicyi, chcą nas poddać na- zawsze w niewolę gospodarczą od siebie, chcą wreszcie usadowić się tuż pod bokiem serca Polski, Krakowa.
Ze strony polskiej zwrócono uwagę na to dopiero w ostatnich czasach. — W ydział krajowy, krajowa Rada gór
nicza i inne instytucye wdrożyły ak- cyę w celu ratowania niestraconych jeszcze placówek. W yrazem tej akcyi była odbyta w ostatnim roku wycie
czka krajowej Komisyi przemysłowej do okręgu górniczego krakowskiego z udziałem marszałka kraju Stan. hr.
Badeniego i' m inistra dla Galicyi dra W ład. Dulęby, celem naocznego po
znania stosunków na zagrożonych m iej
scach. Pokazało się, że niebepieczeń- stwo ze strony Niemców jest ogromne, ale przed klęską można się jeszcze u- chronić. Potem odbyła się ankieta (na
rada) węglowa, zwołana przez W ydział krajowy, na której sprawę tę om ó
wiono obszernie ze stanowiska gospo
darczego i narodowego.
Sprawa jest tak doniosła, że z n ad ciągającym wrogiem należy zmierzyć się najrychlej. Oby zwycięstwo było po naszej stronie i oby rozwinął się prze
mysł w Galicyi.
W sąsiednim k r a ju , gdzie parę kroć naszych mieszka, na Śląsku Cie
szyńskim, rok ten był jedną wielką przeprawą z Niemcami i Czechami.
Niemcy przez cały ten rok, przy po
mocy hałaśliwych demonstracyi m ło
kosów, chcieli udowodnić światu, że Cieszyn to miasto niemieckie. Lecz poważne zachowanie się ludności pol
skiej, jak też silna interwencya Koła polskiego w W iedniu sprawiła, że te głośne hałasy skończyły się na niczem.
Co prawda wyłoniło się z tych krzy
ków wszechniemieckich pismo gadzi
nowe pt. „Ślązak", wydawane po pol
sku, lecz w duchu niemieckim, najpo
tworniejsza zbrodnia, jaką charakter wszechniemiecki wymyślić zdołał, je
dnak i to pismo szkody wielkiej nie zrobi, gdyż podobne próby dawno już były na Śląsku i spełzły na niczem.
Ciężką też walkę m uszą toczyć ro
dacy nasi z Czechami o szkolnictwo.
Czesi zdołali zaw ładnąć całym szere
giem gm in polskich, a mimo, iż spis ludności wykazuje przeważający pro
cent ludności polskiej, Czesi pozakła
dali szkoły swoje do tego stopnia, że na obszarze o 60 tysiącach ludności (w tem 8/4 polskiej) jest zaledwie je dna szkoła polska.
W obec tego lu d polski na szere
gach wieców upom niał się o swe pra
wa, a gdy to nie poskutkowało, zag ro
ził strejkiem, to jest oświadczył, że do czeskich szkół dzieci nie będzie posyłał. Rząd w iedeński w prawdzie Polakom przyrzekł szkoły polskie, ale jeszcze dużo wody upłynie w rze
kach śląskich, nim się to stanie. To też Macierz szkolna na Śląsku łącznie z Tow. Szkoły ludowej stworzyć ma w najbliższym czasie w kilku gminach polskie szkoły, a przedewszystkiem w Orłowie polską szkołę realną. Z na
szej strony jest zawsze obowiązkiem wspierać zagrożone kresy tak m ate- ryalnie jak moralnie.
W zaborze rosyjskim .
Jeszcze nie m inęły echa krwawych wypadków w Królestwie 1905—1906 roku, jeszcze nie przycichły jęki tylu ofiar, jakie pociągnęła za sobą ta tak zwa
na rewolucya, jeszcze nie zatarły się w spom nienia owych lat, — gdy praca, praca nad odrodzeniem kraju, rozpo
częła się w imię h a s ła : w rozwoju
ekonomicznym, w dobrobycie mas le
ży nasza siła.
I nic nie mogło stać się pom yśl
niejszego i lepszego — gdy po la
tach nadziei i złudzeń, po dniach za
wodu i goryczy, smutku i żałoby, — gdy zamiast spodziewanych wolności i jaśniejszych dni swobody, przyszedł ciężki ucisk i nałożono kajdany całe
mu narodowi w postaci stanu wojen
nego, — zwrócono opuszczone ręce do pracy twardszej, choć pewniejszej, pracy nad własną ziemią, nad wła
snym dobrobytem.
społecznem i ekonomicznem, rzucił się do niej z jakąś gorączkowością — rzekłbyś, w pracy tej chciałby szukać ukojenia i zapom nienia po doznanych zawodach i nieszczęściach.
W szystkie siły sprzągnięto do pra
cy i nie m inął rok, — gdy w Kró
lestwie w całym szeregu miejscowo
ści zapoczątkowano wystawy, które świadczyły najlepiej o wewnętrznem położeniu kraju, świadczyły, gdzie i na co uwagę obecnie skupiono.
W r. 1908 odbyła się wystawa rolnicza w Lublinie, Dobrzyniu i
Li-Grupa C zechów , którzy w r. 1909 odbyli wielką w ycieczkę do Polski (do Krakowa, Częstochowy, Warszawy), celem nawiązania przyjaznych
stosunków z Polakami.
I zamrowiło się od szeregu tow a
rzystw rolniczych i ekonomicznych, które prawie jedyne pośród wielu roz
wiązanych i zakazanych towarzystw pozostały nie rozwiązane wszechwła
dną dłonią kacyków, gubernatorów rosyjskich.
Ocknął się naród i popchnięty, czy wciągnięty um iejętną ręką kilku wy
bitnych a pracowitych mężów, jak np.
ś. p. Stanisław Chełchowski i wielu innych, do pracy nad odrodzeniem
pnie w Królestwie, a w W innicy i Łu
cku na Podolu i W ołyniu. W szędzie złożono dowody niezm ordowanej pra
cy tak na polu rolnictwa, jak i eko
nomicznego rozwoju kraju, mimo ty
sięcznych przeszkód nawet na tern polu.
W drugiej połowie ostatniego ro
ku odbyła się podobna wystawa, ale znacznie większa w Częstochowie. N a wystawę zjechało moc ludzi, a także przyjechali Czesi w liczbie około 200,
odwdzięczając się niejako za obesła
nie ich wystawy w 1908 r. przez P o laków z Galicyi i Królestwa.
Tymczasem ledwo m inęła groza rewolucyi w Rosyi i nastał jaki taki spokój, zaczęto kuć, za przykładem a zapewne i za poradą Niemiec, nowe prawa przeciw Polakom.
Nie dość, że zmniejszono repre- zentacyę polską w Dumie, lecz usiło
wano zmniejszyć ją i w Radzie P a ń stwa. Jednak wskutek rezygnacyi po sła Milewskiego, który jak się wyra
ził, „wolał sam zrezygnować, niż cze
kać, aż ukazem carskim przepędzą go w d uraki“, projekt ten nie dostał większości w komisyi i został odrzu
cony.
N atom iast nad brzegiem Newy wy
lągł się nowy projekt, który najwier
niejszą część ludności polskiej dla spraw y polskiej chciałby zaprzepaścić.
Oto pow stała myśl, a podniósł ją Eulogiusz biskup chełmski, poseł od ludności rosyjskiej w chełmskiej zie
mi, aby część wschodnią tej ziemi odłączyć od Królestwa, a przyłączyć i do Rosyi. Pom ysł iście szatański, bo część unitów, których przed 30—40 la
ty nawracano nahajkami na praw osła
wie, ma być skazana na zagładę dla polskości, a w każdym razie znowu na podobne nawracanie na praw osła
wie. Nadto projekt ten zmniejsza gra
nice Królestwa Polskiego, pomijając już to, że narusza traktat kongresu j m iędzynarodowego w W iedniu z r.
1815, jednak wobec ciągłych pogwał
ceń i naruszań tego rodzaju traktatów, chyba nikt z Polaków naprawdę nie m ógł jakiejkolwiek wagi przywiązy
wać do powyższego traktatu.
Projekt powyższy przyszedł już pod obrady Dumy, która oddała go Komisyi do rozważenia. Oderwanie Chełmszczyzny następuje dla ochrony interesów ludności rosyjskiej, która rzekomo w większości tę część kraju zamieszkuje. Tymczasem na obszarze, który ma być wydzielony z granic
Królestwa Polskiego, katolicy liczą 52% ludności, zaś 31% prawosławni, resztę stanow ią inne wyznania.
W rzeczywistości nawet tak nie jest, gdyż wielu nie uznaje się za prawosławnych, którzy przy spisie lu
dności jako prawosławni zostali wcią
gnięci. To też wieść o tym projekcie, który zmniejsza granice Królestwa, a więc narusza prawne granice kraju, wstrząsnęła całym narodem polskim.
Koło Polskie w Dumie złożyło w tej sprawie deklaracyę, u nas w Ga
licyi i na Śląsku, ba nawet w Ame
ryce, odbył się szereg licznych wie
ców, na których uroczyście zaprotesto
wano przeciw temu nowemu gw ałto
wi na nas spełnianem u. W Krakowie i Lwowie odbyły się ogromne wiece przedstawicieli wszystkich stronnictw, na których zaprotestowano również nader silnie przeciw oderwaniu Chełm szczyzny od Królestwa Polskiego.
Tak nad tą dzielnicą Polski zawi
sło nowe niebezpieczeństw o, które musi do głębi wzburzyć nasze um y
sły, choćby dlatego tylko, że jest no
wym podziałem ziem naszych.
O ile gospodarcze i kulturalne wa
runki Królestwa Polskiego, dzięki sile żywotnej społeczeństwa polskiego, po- - prawiły się nieco, o tyle polityczne pozostały prawie niezmienione, owszem znać znów tu łapę czynowników car
skich.
Duma, jak to zresztą łatwo było do przewidzenia, nie jest tem, czem być powinna, nie ma nawet cienia władzy ustawodawczej ni konstytucyj
nej. Toteż niema nawet nadziei ża
dnej, aby przy pomocy Dumy rodacy nasi zyskali najm niejsze jakieś ulgi w kraju. Mimo usilne zabiegi Koła polskiego w Petersburgu, mimo usi
łowania wejścia na tory polityki real
nej, ani wród większości Dumy, ani u rządu praca Koła nie znalazła uzna
nia, owszem niejednokrotnie niektórzy tak przedstawiciele narodu rosyjskiego jak i ministrowie nie ustawali w obel
gach rzucanych na Polaków, ba nawet m inister sprawiedliwości zupełnie bez
karnie wypowiedział w Dumie zdanie:
że „nie dopuści, aby sądy w Króle
stw ie zaśmiecano Polakam i". Toteż spowodowany tym stanem rzeczy przy
wódca Koła polskiego, Roman Dmow
ski, ustąpił ze swego stanowiska i zło
żył mandat.
W obec tego ani mowy nie ma, aby stosunki w Królestwie, nie mó
wiąc już o reszcie krajów zabranych, wkrótce się poprawiły. Co prawda od szeregu miesięcy głośno się mówi w Petersburgu o nadaniu samorządu
licy Królestwa Warszawie, co nawet spowodowało rząd petersburski do za
rządzenia w całem Królestwie rewizyi senatorskiej, t. j. najwyższej rewizyi rosyjskiej.
W ostatnich czasach rozeszła się wieść po ziemiach polskich, że Rosya Królestwa Polskiego chce się pozbyć na rzecz Prus, a powodem do tego była sprawa zniesienia twierdz rosyj
skich w Królestwie Polskiem. Jakkol
wiek w prawdziwość tej pogłoski wie
rzyć zbytnio nie należałoby, to jednak
rzyć zbytnio nie należałoby, to jednak