Świeżo mamy w pamięci to straszne trzęsienie ziemi, które nawiedziło Wło
chy przy samym schyłku 1908 roku.
W czasie tego trzęsienia zginęło blisko 200 tysięcy ludzi, zostały zburzone 24 miasta i miasteczka oraz mnóstwo wsi — wielki obszar pięknej, zamożnej i ludnej krainy stał się nagle jednem wielkiem, okropnem cmentarzyskiem. Nieszczęście to tak straszne,
że
równego niema w dziejach ludzkości. Kto nie był tam w ową okropną noc z 27 na 28 grudnia, kiedy się to stało, ten nie może objąć umy
słem całego ogromu nieszczęścia, które spadło nagle na tamtejszych mieszkań
ców, nie potrafi odczuć tej grozy, którą oni przeżyli.
Kraj włoski leży w południowej stro
nie od nas, na półwyspie oblanym mo
rzem Śródziemnem. Klimat ma bardzo łagodny, rodzą się tam pomarańcze, cy
tryny i inne owoce ciepłych krajów. Sto
licą jest miasto Rzym, siedziba papieża i króla włoskiego. Trzęsienie dotknęło południową część Włoch, mianowicie krai
ny Kalabrię i Sycylię.
Z miast, które uległy trzęsieniu, naj
większe są Mesyna i Redżjo (pisze się Reggio). Mesyna miała około 160 tysię
cy mieszkańców, więc daleko więcej jak Kraków, liczący 100 tysięcy; Redżjo zaś miało około 45 tysięcy mieszkańców, było więc prawie tak wielkie jak Prze- myśi w Galicyi albo Lublin w Królestwie Polskiem. Oba te miasta położone na brzegu morskim, były bardzo handlowe i ruchliwe. Główny przedmiot handlu sta
nowiły pomarańcze i cytryny, które stąd rozsyłano we wszystkie strony świata.
Obecnie oba te miasta i mnóstwo innych siedzib ludzkich zamienione w gru
zy, z których człowiek stara się je na nowo podźwignąć i znowu zamieszkać.
W dalszym ciągu przedstawiamy przebieg tego grozą przejmującego trzęsienia ziemi
według opisu skreślonego przez pisarza
„Gazety świątecznej", wychodzącej w War
szawie.
* * *
Spokojnie przeszły oba święta Boże
go Narodzenia i trzecia niedziela po nich mieszkańcom miast Mesyny, Redżja i in
nych pomniejszych.
Niedziela była pogodna i ciepła jak u nas na wiosnę, bo w krainie tej niema wcale zim y; przez cały rok drzewa, sady i pola pokryte są zielonością, a w zimie właś
nie jest najlepsza pora dojrzewania po
marańcz, słodkich i soczystych owoców
*
całe gaje drzew pomarańczowych pokry
wają tam żyźniejsze okolice, a zwłaszcza łagodne zbocza największej w Europie góry ognistej, zwanej Etną, wznoszącej się trzy tysiące metrów w górę na wscho
dnim brzegu Sycylii. Korzystając z ostat
niego święta i pogody, ludzie do późne
go wieczora przechadzali się na wybrze
żu, napawając się pięknością przyrody i ciemnego morza, na którem stało w przy
stani z pół tysiąca okrętów i statków wszelakich, i radując się zapewne, że Pan Bóg osadził ich w istnym raju ziemskim.
Bo też kraina ta jest jedną z najpiękniej
szych na świecie, a żyzna jak rzadko.
Kiedy u nas mróz trzaskający, to tam powietrze jest ciepłe i m iłe; toteż tysią
ce zamożnych ludzi zjeżdżają się tam na zimę dla poratowania zdrowia, a w czę
ści dla przyjemności. We wszystkich mia
stach nadmorskich w Sycylii są liczne za
jazdy, a w tej porze zapełniają je przy
jezdni goście.
Dzień niedzielny 27 grudnia, przeszedł spokojnie i wieczór był piękny, pogodny;
nikomu z mieszkańców tego zakątka zie
mi ani przez myśl nie przeszło, co im najbliższa noc przyniesie.
Ludzie pokładli się wreszcie na spo
czynek i zasypiali smacznie. Cisza
głę-boka zaległa ruchliwe miasto i wioski nadbrzeżne. Zegary na wieżach kościel
nych w Mesynie wydzwoniły pomału pół
noc... potem godzinę pierwszą... drugą..!
trzecią... czwartą... i piątą. Nic nie zwia
stowało tego, co za kilka pacierzy stać się tu miało. Ranek się zlizał; tu i ów
dzie w oknach mieszkań robotniczych ukazały się światełka; czas było iść do roboty, więc ludzie wstawali ze snu i brali się do rannego posiłku. Ale większa część mieszkańców, jak to zwykle po miastach, spała jeszcze snem twardym.
Nagle... była godzina pół do szóstej rano, a ciemno jeszcze zupełnie... zahu
czało strasznie pod ziemią, rozległo się pod nogami głuche niby grzmienie, a je
dnocześnie ziemia zaczęła drżeć i wszyst
ko na niej się zachwiało.
Było to trzęsienie ziemi.
Ludzie przerażeni pozrywali się w je
dnej chwili ze snu, żeby uciekać z pod dachów; ale zanim ten i ów zdołał wy- biedz z mieszkania, mury zaczęły się wa
lić ze strasznym hukiem i łoskotem na głowy nieszczęśliwych, grzebiąc ich w gru
zach. Wielu nie mogąc wyjść drzwiami, wyskakiwało oknami na ulicę i zabijało się na bruku. Kto zdołał wydostać się z domostwa, pędził co sił w stronę pól i morza, i wnet niektóre ulice zapchały się tłumami ludzi, tłoczących się i tratują
cych się nawzajem. Nastał w mieście jakby dzień sądu ostatecznego. Huk pod
ziemny, łoskot walących się gmachów, wrzask i jęki ranionych i oszalałych lu
dzi, ryk zwierząt — wszystko to mieszało się razem w jeden jakiś piekielny hałas.
A tu i ówdzie zaczęły pękać zbiorniki i rury napełnione ulotem, którym oświe
tlano latarnie uliczne , potem ukazywały się w tych miejscach ogniste języki wszczynających się od wybuchów ulotu po
żarów. Wkrótce też ciemność nocy roz
jaśniła się od nich, a dym zmieszał się z pyłem wapiennym napełniającym po
wietrze. Tu mury się" walą i w gruzach ogień szaleje, a od morza idzie znowu inny niszczący, żywioł. Woda morza wzdęta nagle od dna przez uderzenie pod
ziemne lunęła olbrzymią falą z hukiem i rykiem na brzegi. Fale ogromne, kil
kadziesiąt łokci wysokie, uderzyły ze stra
szną siłą na miasto, rozwalając to, co się jeszcze ostało, a nadbrzeżne kamie
nice równając niemal z ziemią. Mnóstwo statków zostało zatopionych, a całe wio
ski wraz z ludźmi i kamienice woda zmiotła z ziemi tak, że ani śladu po nich niema. Ale i tego było mało. Od wiel
kiego wstrząśnienia w powietrzu zgroma
dziły się na niebie ciężkie, grube chmury i lunęła straszna ulewa, a jednocześnie błyskawice zaczęły rozdzierać powietrze i rozległ się huk piorunów bijących raz po razu. Trzęsienie ziemi, i pożoga, i po
top wody morskiej, i ulewa, i błyskawi
ce z piorunami — wszystko to spadło nagle razem na nieszczęsną krainę. „
Trzęsienie ziemi i wylew morza trwa
ły krótko, zaledwie tyle czasu, ile po-
! trzeba, aby nie spiesząc się policzyć do 25-ciu. 1 przez taki to króciutki przeciąg czasu tyle miast i wiosek obróciło się w kupy gruzów, albo znikło całkiem z powierzchni ziemi, a dziesiątki tysięcy ludu poniosły śmierć. Mesyna miała tej nocy po trzęsieniu wygląd zaprawdę piekiel
ny. Trudno poprostu opisać, co się tam działo. Miasto zakrywał tuman pyłu zmieszany z dymem, którego ogromne słupy unosiły się ponad zwaliskami. Tu i ówdzie strzelały w górę słupy ognia, rozświetlając złowrogie ciemności nocy.
Wśród zwalisk biegali w okropnem prze
rażeniu pozostali przy życiu mieszkańcy nieszczęsnego miasta, szukając schronie
nia przed ogniem, walącymi się gmacha
mi i ulewą. Jedni dążyli ku morzu, aby dostać się na okręty i statki rybackie, inni usiłowali wydostać się z miasta na po)a i łąki. Wiele z nich oszalało z prze
rażenia i rozpaczy po stracie drogich o só b ; niejednemu zdawało się, że to nic innego, jeno taki okropny koniec świata nastąpił, i że nieszczęście dotknęło nie- tylko Mesynę, ale cały świat ziemski.
Wraz ze świtaniem zaczął się wyła
niać z ciemności ponury widok. Na miej
scu, gdzie stało piękne, ludne
miasto,jSe-Zniszczeniejednejz ulicw Mesynie, spowodowane trzęsieniemziemi w grudniu1908.
źą teraz Kupy gruzów, a pośród nich sterczą szeregi podziurawionych i poszar
panych dziwacznie murów. Ulice zawalo
ne gruzem, połamanymi sprzętami, wo
zami, belkami, tu i ówdzie sterczą po
trzaskane słupy kamienne, leżą posągi, latarnie uliczne, a wśród tego wszystkie
go bieleją trupy, albo tylko oderwane części ciał ludzkich. Wiele bowiem osób zginęło od ścisku i zamieszania na uli
cach ; uciekający tłoczyli się jeden przez drugiego, spychając tych, którzy byli na drodze, pod walące się mury, do morza, albo i w ogień. Każdy myślał tylko 0 własnym ratunku i ludzie broniąc ży
cia, stawali się podobni do dzikich zwie
rząt. Teraz wśród zwalisk snuli się już tylko pojedynczo albo gromadkami ludzie ogłupiali, którzy potracili rozum; nie
którzy stali nieruchomo nad jakiemś rumo
wiskiem z wlepionemi w nie oczyma. Nic straszniejszego nietyiko widzieć, ale i wy
obrazić sobie nie można.
A w mieście Redżju, położonem rów
nież nad brzegiem morza, działy się rze
czy nie mniej okropne.
Wiadomość o zniszczeniu tego miasta rozeszła się dopiero w kilkanaście go
dzin po trzęsieniu ziemi. Wysłano tam bez zwłoki okręt z ratownikami i żywno
ścią, ale wrócił on z niczem, bo nie mógł tego miasta wcale odnaleźć. Nie
zadługo też wyjaśniło się, że dolna, nad
brzeżna część miasta znikła zupełnie pod wodą, bo ziemia tam nietyiko się trzęsła, ale nadto pozapadała się miejscami głę
boko. Mało tego, że wstrząsane mury zaczęły nagle walić się na nieszczęsnych mieszkańców, w dodatku i grunt pod ich nogami obsuwał się w głąb lub rozdzie
rał się od trzęsienia ziemi, a w tejże chwili tworzące się rozpadliny zalewało morze. Mnóstwo domów ze wszystkiem, co w nich było, zapadło się w ziemię 1 zalane zostało przez morze. Tak zgi
nęły również dwa pociągi kolejowe peł
ne podróżnych, które stały właśnie na stacyi gotowe do odejścia. Zapadły się one w ziemię wraz ze wszystkimi poróż- nymi. Górna część miasta, nie zalana wo
dą, przedstawia widok podobny do Me^
syny ; i tam same jeno gruzy i ruiny, Z 45-ciu tysięcy mieszkańców zginęło*
straszną śmiercią około 30-ścr tysięcy.
Ocalało tylko 15 tysięcy, a wielu mię
dzy nimi jest ranionych lub okaleczonych na całe życie.
Między ocalonymi w Redżju znajduje się jeden gazeciarz, który tak opisuje, co się z nim działo :
„Około godziny 6-tej zrana obudziło mnie straszliwe wstrząśnienie, które wy
rzuciło mnie z łóżka. Pierwsze moje wrażenie było, że pułap się wali i po
dłoga pęka. Uciekam do drzwi, aż tu wszystko się wali. Spadłem nagle z dru
giego piętra na pierwsze i straciłem czu
cie. Kiedy się ocknąłem, uczułem ból.
w czole; dotykam reką, a tam krew.
Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem, bo*
gardło miałem przepełnione dławiącym kurzem. Wreszcie zdołałem jakoś wypeł
znąć na powietrze. Zacząłem krzyczeć, ale nikt nie odpowiadał. Wszędzie było*
milczenie, jakby wszystko zamarło. Do
piero po dłuższej chwili odezwały się ja
kieś głosy. To trzej moi przyjaciele, któ
rzy mieszkali na samym dole domu, wo
łali na mnie. Po przystawionej przez nich*
drabinie zeszedłem na dół. Całe miasto było kupą gruzów. Oszaleli ale milczący z przerażenia ludzie biegali po ulicach.
Spotykamy znajomego nauczyciela muzy
ki ; niósł na rękach chorą matkę i cią
gnął za sobą żonę. W tej chwili nastą
piło nowe wstrząśnienie ziemi i znów do
my zaczęły się walić. Upadłem na zie
mię, ale w tej chwili zerwałem się na nogi i popędziłem ku głównemu placowi,, aby być jak najdalej od murów. Tam do
piero przypomniałem sobie, że jestem w samej tylko koszuli; obejrzałem się, ale wszyscy dokoła mnie byli tak samo tylko w bieliźnie. Rozwidniło sie tymcza- sam, a wtedy ukazał się widok jeszcze okropniejszy. Przedemną był dom sierót, który pokrył gruzami wszystkich swoich mieszkańców; z wytwornego tuż obok pałacu dochodziły rozpaczliwe wołania o pomoc. Jakiś strażnik, celny wezwał
mię, abym mu dopomógł do wydobycia jakiegoś człowieka z pod gruzów. Pra
cowaliśmy wspólnie, ale po chwili nowa ściana zawaliła się i musieliśmy opuścić nieszczęśliwego, aby sobie życie ratować.
Wszędzie działy się rzeczy okropne. Dzie
ci rozpaczliwie wzywały rodziców, rodzi- j ce dopytywali się o dzieci, mężowie szu
kali żon. Jęki rozlegały się ze wszyst
kich stron. Spotkałem jednego z przyja- j c ió ł; owinął się cały w kawał jakiegoś zielonego sukna. Przemówiłem do niego, ale mi odpowiedział coś trzy po trzy:
dostał obłędu. W tej chwili podczas no
wego wstrząśnienia zawalił się tuż przed nami kościół św. Łucyi".
*
Takie nieszczęście dotknęło Mesynę Redżjo. W okolicach tych miast trzęsie