• Nie Znaleziono Wyników

Ci z braci naszych, którzy osiedli nad morzem, nazwali się z położenia morskimi Lachami, czyli Morlachami, ci zaś, którzy na płaszczyźnie powiedli swe zagony, nazwali się polowymi Lachami czyli Polakami.

[Ze wstępu do dzieła Podróże w krajach Słowiańskich odbywane w latach 1802 i 1803 przez X...S...(Księcia Sapiehę), drukiem ogłoszone w roku 1811]

Morlachami, czyli Lechitami, którzy osiedli nad morzem, nazywa mieszkań-ców Dalmacji kontynentalnej pierwszy polski podróżnik po tych terenach, ksią-żę Aleksander Sapieha (1773–1812), podkreślając ich bogato zdobione stroje, surowe, ale szlachetne obyczaje, słowiańską gościnność. Morlacy zachwycili romantyczny świat na przełomie wieków XVIII i XIX. Obraz junaków malow-niczo upozowanych wokół gęślarza i śpiewających pieśni o królewiczu Marku, nasuwający skojarzenia z bohaterami homeryckich i szkockich eposów, popula-ryzowany przez liczne wzbogacone litografi ami wydawnictwa, jak na przykład słynna Viaggio di Dalmazia Fortisa (1774) czy Les Morlaques hrabiny Rosen-berg-Orsini (1788), na długo zapłodniły wyobraźnię pisarzy i czytelników.

W taki mentalny obraz „tubylca” wyposażył na drogę bohaterów swojej po-wieści Zimsko ljetovanje (Zimowe letnisko) Vladan Desnica23. Mieszkańcy oku-powanego przez Włochów Zadaru, którzy latem 1943 roku zdecydowali się na opuszczenie bombardowanego przez alianckie samoloty miasta i przeprowadzkę na podzadarską prowincję, nie wiedzą o wsi nic ponad to, co zaczerpnęli z przy-padkowej literatury popularnej oraz własnych przelotnych obserwacji, poczynio-nych na miejskim targowisku, podczas sporadycznej wymiany usług i towarów.

Jeden z nich kiedyś dawno, jeszcze w okresie młodości, przeczytał powieść z życia Morlaków „Cavalleria Morlacca”, w której Giovanni Oberle, syn urzęd-nika administracji i aplikant sądowy w Brekanovcu, opisał rycerską vendettę po-między rosłymi Morlakami w bogato haftowanych koszulach, zakończoną mał-żeństwem dwojga potomków zwaśnionych ze sobą rodów24. Nieznaną, zaskaku-jącą, obcą rzeczywistość zadarscy mieszczanie próbują oswoić i uporządkować dzięki znanemu sobie schematowi: obdarzają zaufaniem i sympatią wyłącznie mieszkańców wsi pasujących do „pozytywnego stereotypu Morlaka”, czyli zna-nej im z reklamy likieru postaci w kolorowym serdaku, fezie, z wąsami i białymi zębami – i przyjdzie im gorzko się rozczarować, kiedy jeden z niewielu szano-wanych przez nich wieśniaków okaże się winnym kierowanego prozaicznymi pobudkami zabójstwa.

23 Stanowiła ona już przedmiot naszego zainteresowania w rozdziale II.

24 Przekł. Maria Krukowska.

Z zetknięcia dwóch tak odmiennych światów rodzi się olbrzymi ładunek in-ności, który stanowi tym większe wyzwanie dla tłumacza Zimowego letniska, że przejawia się nie tyle w obcości kulturowo-geografi cznej, co w odmienności mentalności i zachowań.

Historia pobytu uchodźców z Zadaru we wsi Smiljevci25 to historia dwóch ob-cości bezskutecznie budujących kładki nad przepaścią kulturową, językową, spo-łeczną, mentalną. Być może właśnie dlatego polski tłumacz chorwackiej powie-ści imionom i nazwiskom mieszczan „przywraca” włoską pisownię, Lizetę Doner przekształcając na Lisettę Donnera, a Narciza Goloba na Narciso Golloba, miana chłopskie zapisując z kolei za pomocą swojskich polskich znaków sz i ż. Tych pierwszych oddala, a tych drugich przybliża do symbolicznej przestrzeni nasze : obce. Zapytajmy jednak: czy rzeczywiście na odległość, którą sugeruje oryginał?

Zasadnicza narracja opowieści (z wyjątkiem kilku rozdziałów) prowadzona jest z perspektywy zadarskich mieszczan, toteż mowa pozornie zależna, lekko ironizując, akcentuje punkty, w których tryb życia, wygląd, zachowanie i język mieszkańców osady Smiljevci zaskakują zadarzan i prowadzą do pogłębiającego się niezrozumienia między miastem a wsią

Pierwszym sygnałem tej alienacji już na poziomie narracji stają się określenia mieszkańców prowincji: domaći ljudi zachowują się kao crnci, na przykład lep-sze wino kriju od očiju bijelog čovjeka. Te dwa ostatnie wyrażenia bardzo wyraź-nie wskazują na rodzaj „mieszczańskiej dominacji kulturowej”: na pomieszaną ze współczuciem i niechęcią pogardę dla miejscowych, która przybierze swój ostateczny językowy kształt w określeniu životinje (w tłum. bydlęta). W polskim przekładzie pojawiają się w tym miejscu odpowiednio wyrażenia: krajowcy/dzicy ludzie/kryją przed oczami białego człowieka. Nie wdając się w postkolonialne dyskusje spod znaku Edwarda Saida, zauważyć trzeba, że w języku chorwackim pole semantyczne leksemu domaći ljudi obejmuje nie tylko rdzennych mieszkań-ców podbijanych krajów (pol. tubylcy, autochtoni, krajowcy), ale także ludność miejscową własnego kraju (por. chorw. domaća rakija, domaći sir). Tłumacz umieszcza jednak w tekście docelowym wyrażenie krajowcy, akcentując „kolo-nialny” aspekt kulturalnej hierarchii w świecie przedstawionym.

Komunikacyjnym rozwinięciem zasygnalizowanej już na poziomie narracji różnicy kulturowej są przytaczane w powieści Desnicy dialogi, które nie pełnią funkcji komunikacyjnej, lecz są dla przybyszów z miasta jedynie dowodem na to, że mieszkańcy wsi govore nekako smiješno i nerazumljivo. Jak się okazuje, ta

„śmieszna i niezrozumiała” mowa to nie tylko dialekt (jak można było przypusz-czać), ale również objawiający się w języku odmienny typ myślenia.

Przyjrzyjmy się scenie, w której jeden z mieszczan zadaje proste w jego mniemaniu pytanie, wymagające jedynie odpowiedzi tak lub nie, sformułowane celowo tak, by uniknąć ewentualnych nieporozumień: Ima li mlika?

Otrzymu-25 W przekładzie Krukowskiej – Smilevce.

je jednak odpowiedź, której nie rozumie: Posalo tele. W tekście oryginalnym mamy w tym miejscu do czynienia z potrójnym rozwarstwieniem: przybysze z Zadaru rozmawiając z chłopami, posługują się chorwackim dialektem ikaw-skim, mieszkańcy podzadarskiej wsi jednym z dialektów ekawskich. Stoją one oba w opozycji do tekstu narracji prowadzonej literacką ijekawszczyną26. Jednak to nie opozycja ikawski/ijekawski/ekawski jest cechą dystynktywną zbudowane-go w tej scenie kontrastu. Jest nią wspomniana wyżej opozycja mentalności wiej-skiej i miejwiej-skiej, objawiająca się w konstrukcjach językowych obsługujących oba dyskursy, bezskutecznie usiłujące wejść ze sobą w dialog, niezależnie od różnic czysto dialektalnych.

Zdanie twierdzące Cielę possało jest zrozumiałą odpowiedzią na pytanie Czy jest mleko? jedynie w obrębie świata wiejskiego, gdzie stanowi jedno z ogniw dobrze znanego łańcucha przyczynowo-skutkowego, którego oczywistym wy-nikiem jest... brak mleka. Zapytany powtórnie chłop bezskutecznie wzbogaca wiedzę słuchacza o pozostałe ogniwa łańcucha: Micio zapomniał zamknąć cielę.

Mieszczanin nadal sądzi, że nie otrzymał jasnej odpowiedzi na swoje pytanie – nie potrafi powiązać przyczyny ze skutkiem i w rezultacie zarzuca chłopu po-krętność.

W polskim tłumaczeniu brak jest wspomnianej trójdzielności dialektalnej:

zarówno narracja, jak i kwestie mieszczan obsługiwane są przez polszczyznę literacką, wypowiedzi chłopów oparto natomiast na nienachalnej, ale wyraźnej stylizacji na niesprecyzowany bliżej dialekt: Toż mówię, (...) do cna possało.

Taki zabieg translatorski (regionalizacja bez dokładniejszej lokalizacji) okazuje się wystarczający, aby zasygnalizować odmienność mówienia i myślenia dwóch grup społecznych. W przypadku innego rozwiązania opozycja między dwoma konkretnymi dialektami (mową mieszczan i chłopów) zdominowałaby przyto-czoną wymianę zdań i odebrała wyrazistość tej na poły zabawnej, na poły gorz-kiej scenie, w której źródłem nieporozumienia jest odmienność doświadczeń, a nie subtelności fonologii. Zatarcie w tekście polskim opozycji dialekt/standard między narracją a wypowiedziami uchodźców z miasta jest uzasadnione tym bardziej, że punkt obserwacyjny umieszczony został po stronie tych ostatnich i to właśnie z ich perspektywy czytelnik obserwować ma dziwaczne zachowania

„krajowców”.

Rozwiązanie to ma jednak również inne konsekwencje – w tekście chorwa-ckim mowa pozornie zależna ujawnia się bardzo wyraźnie właśnie dzięki wtrętom

26 Należy tu zaznaczyć, że Desnica oskarżany był swego czasu o „językową niepoprawność”, m.in. użycie ekawizmów i ikawizmów w obrębie tekstu ijekawskiego. Pisarz, opowiadając się za językową autonomią sztuki pisarskiej, wytrwale bronił swoich tekstów przed poprawnościowymi zapędami korektorów. Również w publikowanych wypowiedziach na tematy językowe występo-wał zawsze w imię „autentyzmu języka” i jego możliwości ekspresyjnych, przeciw zbyt daleko posuniętej standardyzacji. Temu interesującemu zagadnieniu poświęcony został między innymi artykuł I. Pranjkovicia, Valdan Desnica i hrvatski standardni jezik, [w:] I. Pranjković, Jezik i bele-tristika, Zagreb 2003, s. 187–197.

z dialektu ikawskiego w literackiej standardowej narracji głównej: jeden z boha-terów, šjor Karlo, porównuje swoje wrażenia z zapadłej dalmatyńskiej prowincji z obserwacjami, jakie poczynił odwiedzając brata pełniącego funkcję urzędnika pocztowego w Tyrolu, idealnie urządzonej wiejskiej krainie, wypełnionej schlud-nymi gospodarstwami, w których mogao bi čovik jesti s poda. Wskutek rezygna-cji ze wspomnianego wyżej zróżnicowania w polskim przekładzie fragment ten stylistycznie nie różni się niczym od okalającej go narracji: z podłogi można by śmiało jeść.

Gorzki humor konfl iktu między swojskim a obcym jest jednak bronią obo-sieczną w rękach tak znakomitego pisarza, jakim jest Desnica i dzięki temu mo-żemy obserwować nieudane próby komunikacji między miastem a wsią z obu perspektyw.

Przybysze nie rozumieją, o czym mówią chłopi, bo nie wiążą tego, co słyszą z żadnymi obrazami z osobistego doświadczenia, czego przykładem przytoczona wyżej mleczna dykteryjka. Ludziom z miasta brakuje jednak również określeń odpowiednich do nazwania tego, co aktualnie na własne oczy obserwują na wsi.

Lapsusy „przekładowe” w rodzaju Eno kokoša viče – sigurno je učinila jaje czy Kokot će te ujisti stanowią więc przedmiot nieustających drwin chłopów. Odda-nie językowego humoru tych wypowiedzi w polskim przekładzie jest zadaOdda-niem tyle prostym, co wdzięcznym: polszczyzna również dysponuje subtelnymi roz-różnieniami, zgodnie z którymi kura znosząc jajko gdacze, a nie krzyczy robiąc je, kogut natomiast dziobie, a nie gryzie (dosł. kąsa). Podobnie rzecz ma się z za-bawnym fragmentem, w którym bohaterka użala się nad wieprzkiem, który ma być bity, w jej mniemaniu kijami: Danas ćemo tući krmka (...). A zašto ćete ga tući, jadnoga?

Trudniejsze wydaje się przełożenie tych kwestii chłopskich bohaterów, w któ-rych usiłują oni ująć nieznane sobie, a interesujące zjawiska. Kiedy samoloty bombardują Zadar, chłopi obserwując z daleka to zdarzenie, próbują je opisać za pomocą porównań do znanych sobie czynności. Metaforyzacja języka w oparciu o terminy związane z uprawą roli i pracami w gospodarstwie nie jest we współ-czesnej polszczyźnie zjawiskiem nienaturalnym, a przez wieki była kategorią niezwykle płodną27. Tłumaczenie jednak waha się pomiędzy lekką regionaliza-cją (młócą, bo też młócą/ala vršaja), polszczyzną potoczną (ale zaczęli taniec/

opet poveli kolo28) a bardziej rozbudowanymi „siermiężnymi” frazeologizmami i pseudofrazeologizmami (walą, aż paździerze lecą/ala tamo praše). Te ostatnie niezbyt skutecznie równoważą niskie nasycenie przekładu dialektem29, a stoso-wane są również w innych fragmentach omawianej sceny. Z użyciem frazeolo-gizmów „spolszczeni” chłopi opisują na przykład wyimaginowane zachowanie tchórzliwych zadarskich mieszczek, które w trakcie nalotu prawdopodobnie

zadi-27 Por. jałowa wypowiedź, zasiać ziarno niezgody itp.

28 Tradycyjny taniec południowosłowiański.

29 Czy jest to celowo zmodyfi kowany frazeologizm aż wióry lecą?

gle suknju/zadarły kiecki i gacaju/uciekają jak zające, a do tego z całą pewnością će se oznojiti ispod pazuva (siódme poty na nie uderzą). Tymczasem w tekście wyjściowym nie o mniej czy bardziej trafne użycie frazeologizmów chodzi: nie-adekwatność opisu do przedmiotu, złamanie zasady decorum stanowi swoiste naruszenie charakteryzującej świat mieszczański granicy między obcym = ni-skim a własnym = wysokim, tak wyraźnie rysującej się przed wybuchem wojny.

Sami zresztą uchodźcy z Zadaru sankcjonują chwilowe jej zawieszenie (ale nie unieważnienie), czego symbolicznym wyrazem jest „odłożenie na lepsze czasy”

właściwego imienia niemowlęcia – Mafaldy i zastąpienie go na czas pobytu na wsi Kruszynką, aby szlachetne imię nie poniewierało się w wiejskim kurzu.

Jak widać, wewnętrzne zróżnicowanie kultury, obecność w niej „trzecich”

elementów może pociągać za sobą zjawisko „tłumaczenia wewnętrznego” (czy można je nazwać intralingwalnym, czy raczej są to przekłady między dyskursa-mi?) w obrębie świata przedstawionego. W narracji prowadzonej z punktu wi-dzenia zadarskich mieszczan elementy nasze : obce są przedmiotem zdumionej dezaprobaty. Na planie językowym uwidacznia się ona w „przekładowych nie-udolnościach” – tyle że mamy do czynienia z „przekładem” w obrębie jednego języka. Gdy świat ten próbują opisać chłopscy bohaterowie, mamy z kolei do czynienia z klasycznie defi niowaną (choć groteskową) odmianą słynnego transla-torskiego „udomowienia” (znów dotyczącego jednego języka). Dla wyczulonego tłumacza mogą to być wskazówki, które pozwolą oprzeć się pokusie bezrefl ek-syjnej dialektyzacji tekstu docelowego.