• Nie Znaleziono Wyników

Wzniósł oczy ku niebu i wyrecytował Horacjusza z takim samym patosem, jak niegdyś w gimnazjum:

Vivitur parvo bene cui paternum Splendet in mensa tenui salinum1.

[A. Šoljan, Port]

Stary nauczyciel historii i łaciny, jeden ze świadków budowy i upadku portu opisanego przez Antuna Šoljana w powieści Luka (1974), powrócił do swojej rodzinnej miejscowości, aby spisać jej dzieje, w przekonaniu, że „potrzebne będą również annały, a nie tylko kanały’’. Swojemu dawnemu uczniowi pragnie prze-kazać wizję historii jako klarownego, logicznego ciągu wydarzeń, prowadzącego ku nieprzypadkowemu celowi. Nie może być ona relacją o rozczarowaniach, lecz zapisem przekształcania świata: historyk zaś tak „to wszystko zapisze, aby było pięknie”.

Na pozór bohaterowie Lepszej połowy odwagi Ivana Slamniga (1972) – grupa byłych uczniów tej samej klasy gimnazjalnej – „zapisując najnowszą kartę” chor-wackiej historii, realizują postulat człowieka, który z racji wieku i profesji mógłby być ich przewodnikiem po dziejach minionych. Šoljan (ur. w 1932 r.) i Slam-nig (ur. w 1930) należą wszak do tego samego pokolenia literackiego. W posta-ciach bohaterów zaludniających karty prozy obu pisarzy wolno nam dopatrywać się rysów generacji, która wchodziła w dojrzałe życie społeczne i artystyczne po roku 1952, a więc w okresie, gdy literatura chorwacka (a szerzej: jugosłowiańska) w teorii i praktyce zdobyła się na ostateczny – mówiąc językiem tamtych czasów – otpor socrealističkoj doktrini.

Czy jednak stary profesor, przedwojenny lewicowiec, duchowy uczeń rzym-skich i greckich historyków byłby usatysfakcjonowany multikulturową wizją dziejów, która wyłania się z poszukiwań młodych ludzi? Jakie wyzwania ta wizja stawia przed tłumaczem? I czy może – wbrew temu, co postulowała literacka rówieśnica profesora, bohaterka poprzedniego rozdziału – w chorwackiej litera-turze jest jednak miejsce na kategorię ich : swojskość?

Przed nami spora kolekcja sentymentalna zgromadzona w specjalnej teczce przez Bertiego, Hercla, Zytę i ich kolegów, bohaterów powieści Slamniga: izjava o rasnoj pripadnosti, zagrebački dinar prve godine okupacije, bonovi mljekar-stva, koji su vrijedili 25 „banica”, koverta iz Šibenika s talijanskom markom i natpisom na talijanskom da je cenzurirano, svjedodžba iz koje se vidjelo da je kolegica iz Brežica rodena u „Velikom Njemačkom Reichu”, „Politika” s head-lineom: „U potpunoj slobodi mađarski se narod priprema na izbore” sąsiadują tu ze zdjęciami ze szkolnych wycieczek, biletami tramwajowymi i opisem gry

1 S. 35, przekł. M. Krukowska, Warszawa 1981.

w plucie na odległość. Z historią prywatną bez zażenowania miesza się historia powszechna, chorwacka..., właśnie, czy aby na pewno chorwacka?

Na pozór bez ładu i składu zgromadzone wycinki, zdjęcia, notatki; wymienio-ne jednym tchem w jednym akapicie elementy, nad którymi czytelnik przemknie szybko i bezrefl eksyjnie. Jemu można by jeszcze wybaczyć – ale jak wybaczyć tłumaczowi, że ten przebogaty materiał źrodłowy do dziejów Chorwacji (nie bę-dzie tutaj anachronizmem użycie określenia postmodernistyczny kolaż) zbył jed-nym jedyjed-nym wyjaśnieniem, że banica to w czasie ostatniej wojny w Chorwacji drobny pieniądz?

Na fragment ten w polskim przekładzie z roku 1977 składają się następujące elementy: oświadczenie o przynależności rasowej, zagrzebski papierowy dinar z pierwszego roku okupacji, (...) koperta z Šibeniku z włoskim znaczkiem oraz ze stemplem po włosku, że list ocenzurowano, zaświadczenie, że nasza koleżanka pochodząca z pobliskich Brežic „urodziła się w Wielkiej Rzeszy Niemieckiej”.

(...) „Politika” z nagłówkiem: „Naród węgierski w całkowitej wolności przygo-towuje się do wyborów”.

A może tłumacz bał się przyznać w ślad za bohaterami Lepszej połowy od-wagi, że chorwacka historia to w aż tak dużym stopniu dzieje niechorwackości?

W formalnej warstwie tego tekstu nie kryją się przecież żadne trudności przekła-dowe... A jednak przesycenie tego fragmentu „trzecimi kulturami”, które chorwa-ckiego czytelnika uderzy od razu, dla niewtajemniczonego polskiego czytelnika jest nieomal niewyczuwalne: nie pozostawiono mu bowiem zewnętrznych „syg-nałów obcości”, resztek fastrygi prowadzących pod podszewkę skomplikowa-nych dziejów małego południowosłowiańskiego narodu.

Zgoda, w wydaniu książkowym strona zawierająca ten fragment składałaby się w większej części z przypisów; należałoby wyjaśnić, dlaczego list z chor-wackiego Šibenika miał włoskiego cenzora kiedy i przez kogo wymagane było oświadczenie o przynależności rasowej, co działo się z państwem chorwackim w czasie drugiej wojny światowej, dokąd sięgała Wielka Rzesza Niemiecka i jak długa historia łączy naród chorwacki z narodem węgierskim... Ich lektura (zakła-dając, że czytelnik zechciałby oderwać się od głównego tekstu) spowodowałaby efekt niepożądany: a mianowicie rozbicie wrażenia nieuporządkowanej mozaiki, patchworku tworzonego przez drobne ślady przeszłości zgromadzone na przekór hierarchii i chronologii w teczce Bertiego.

Może więc tak szczegółowa wiedza nie jest potrzebna, aby zrozumieć, dlacze-go zabawa w kolekcjonowanie śladów przeszłości staje się równocześnie zaba-wą w kolekcjonowanie śladów obcości? Młodych bohaterów Slamniga odkrycie to nie przeraża, jest tak naturalne, jak wplatanie angielskich zwrotów w rozmo-wę o pracy czy cytat ze współczesnej francuskiej piosenki, który przyplątał się nie wiadomo skąd. Historia nie jest dla nich logicznym ciągiem przekształceń i oczyszczeń, z których wyłania się homogeniczne kulturowo państwo czy naród.

Nie muszą się wstydzić, że chorwaccy dziewiętnastowieczni budziciele

uczy-li się chorwackiego od nowa (bo z domów rodzinnych wynieśuczy-li świetną znajo-mość... niemieckiego). Nie muszą usilnie poszukiwać rodzimego chorwackiego określenia na fi eld-work nie tylko dlatego, że określenie angielskie przydaje no-woczesności zajęciu, lecz również z tej przyczyny, że słowo obce jest wygod-niejsze i powszechnie zrozumiałe. Tego pokolenia nie trzeba przekonywać, że na każdym łóżku w Dalmacji leży włoski lancun, a nie chorwackie prześcieradło.

Nic dziwnego, że kolejne generacje literackie powołujące do życia artystowski, kunsztowny język daleki od potoczności naraziły się na zarzut utraty tego, co chorwackiej literaturze udało się wypracować w latach sześćdziesiątych: kon-taktu z rzeczywistym językiem i z rzeczywistym światem. Nic dziwnego, że współczesny najwybitniejszy zagrzebski językoznawca Vladimir Anić dowodzi ze wzburzeniem, że język chorwacki tworzony jest odgórnie przez izolowanych w swoich gabinetach fi lologów.

Jak ma się zachować tłumacz wobec tekstu tak bezwstydnie nasyconego ele-mentami „trzeciej kultury”, jak rama narracyjna powieści Slamniga? Odpowiedź nie jest trudna, jeśli tylko zadamy sobie trud rozszyfrowania strategii samego tekstu oryginalnego. A to już się chyba powiodło. Potwierdzenie słuszności tego wniosku odnajdziemy w samej powieści. Svemirski volapük – tak określają swoją mowę jej bohaterowie. Nazwa tego sztucznego języka, opracowanego w 1879 roku w oparciu o łacinę, francuski, niemiecki i angielski potocznie oznacza coś niezrozumiałego i zawiłego, a w tym wypadku jest żartobliwym synonimem dys-kursu przesyconego obcymi naleciałościami. Kosmiczny wolapik, a nie kosmicz-ne esperanto, choć jako łatwiejsze do opanowania szybko i skutecznie wyparło twór Johanna Martina Schleyera i w naszej świadomości to ono właśnie jest sy-nonimem sztucznego języka. Powodów szukać chyba należy nie tylko w fakcie, że wynalazek Zamenhofa, nieustannie podlegając ewolucji językowej, w takim stopniu przypomina języki naturalne, że nazywany jest nawet przez niektórych półsztucznym2, gdy tymczasem wolapik podlegał wyłącznie odgórnym refor-mom i sporom. Łacina, niemiecki, francuski i angielski (z ilościową przewagą tego ostatniego) – to nie tylko składniki oryginalnej recepty na volapük, ale także ingrediencje, z których narrator i bohaterowie Lepszej połowy odwagi komponują (z zachowaniem proporcji) swoje wypowiedzi. Przyjrzyjmy się im kolejno.

Bohater używający sformułowań mutatis mutandis czy homo sapiens z pew-nością aspiruje do miana inteligenta. Rzecz oczywista, łaciny się nie przekłada i – z szacunku do własnego projektowanego czytelnika – nie opatruje przypisami.

Zwłaszcza że w narracji oryginału elementy te nie bywają wyodrębnione nawet kursywą: wtopione zostały w wypowiedź bohatera3. Łacina dla tego pokolenia

2 Por. R. Rokicki, Esperanto: Ĉu eŭropa aŭ azia lingvo?, Rotterdam 1977.

3 Co ciekawe, przekład latynizuje czasami nawet w miejscu, gdzie oryginał zawiera wyrażenie zakorzenione już w chorwackim języku: z chorwacko-łacińskiego u kontinuumu odrodziło się pier-wotne łacińskie in continuo.

to także kod obsługujący komunikację religijną, pamiętany z dzieciństwa język liturgii i obrzędów katolickich4. Absolvo te – żartobliwie rozgrzeszają się kole-dzy przed odjazdem do Zagrzebia – i zdaniem redaktorów obu wersji: polskiej i chorwackiej (przypomnijmy, że dzieli je zaledwie kilka lat) elementy te nie wymagają żadnego komentarza. Łacina jest także obecna w napisach zdobiących zabytki oglądane przez bohaterów podczas wycieczek. Jak silnie musiała działać na umysły młodych gimnazjalistów świadczy przydomek jednego z nich: Herc-le5. Swoją niehierarchiczną wspólnotę bohaterowie określają z kolei jako volvox globator. Łacińska nazwa jednokomórkowego glonu tworzącego kolonie, zapew-ne zapamiętana z lekcji biologii, ma oddać charakterystykę grupy. Dobrotliwie szyderczą paranaukowością rodem z gimnazjalnej ławy okrasza również narra-tor wydawane przez kolegę dźwięki zbliżone do… głośnego puszczania wiatrów (crepitus ventris).

Takie użycie łaciny stawia tłumacza w sytuacji godnej pozazdroszczenia.

Z małym prawdopodobieństwem błędu może uznać, że kaliber, rola i miejsce elementów łacińskich będą identyczne w obu tekstach: wyjściowym i docelo-wym. Dzieje kultury chorwackiej zawierają jednak zaskakujące dla niewtajemni-czonych wątki łacińskie. Podobnie jak w warunkach polskich, łacina wzbogacała w niej rodzimy system językowy: latynizmy leksykalne zaspokajały zapotrzebo-wanie na nazyzapotrzebo-wanie nowych pojęć. Język Wergiliusza i Horacego pełnił tu jed-nak o wiele dłużej funkcję pierwszego języka literackiego6, owocując imponują-cym jakościowo i ilościowo dorobkiem piśmienniczym, obejmująimponują-cym wszystkie rodzaje i gatunki literackie oraz dzieła religijne, fi lozofi czne, historyczne i na-ukowe. Do schyłku XVIII wieku umożliwiał Chorwatom czynne uczestnicze-nie w życiu kulturalnym Europy, pozwalając najwybituczestnicze-niejszym (takim jak Janus Pannonius czy Marko Marulić) osiągnąć rozgłos i znaczenie pozalokalne. Jak zauważa Joanna Rapacka, okresy świetności poezji łacińskiej symbolicznie ot-wierają i zamykają epokę kulturalnego rozkwitu Dubrownika, w którym język ten był żywym do wieku XVIII świadectwem łączności z dziedzictwem antyku7. Język oraz kultura łacińska (głównie w swojej szkolnej, jezuickiej wersji) były również nieodłącznymi składnikami etosu chorwackiej szlachty, budując obraz świata, ustanawiając system wartości, a nawet wchodząc w skład potocznego języka tej grupy społecznej8. Podobne zjawiska obserwować możemy również

4 Zmiana rytu mszy i wprowadzenie języków narodowych nastąpiły w 1965 r.

5 Według wyjaśnienia narratora nadimak nije dolazio od „herc”, nego od latinskog „hercle”

(ściślej mówiąc jest to etruska wersja imienia Herkules/Herakles). Z nieznanej przyczyny w pol-skim tłumaczeniu bohater ten obdarzony został nieco zniekształconym mianem Hercl, wyjaśnienie natomiast brzmi: przydomek wziął się nie od „herz”, ale od łacińskiego „hercle”.

6 Konkurując nie tyle z językiem narodowym, ile z miejscową redakcją języka starocerkiew-nosłowiańskiego.

7 Rapacka, Leksykon tradycji..., op.cit., s. 110.

8 J. Rapacka zwraca uwagę, że idiom kajkawski silnie nasycony łaciną był nieodłącznym skład-nikiem chorwackiej cywilizacji szlacheckiej (zob. J. Rapacka, Schyłek..., op.cit., s. 86).

w Polsce szesnasto- i siedemnastowiecznej, w Chorwacji jednak łacina odegrała jeszcze inną znaczącą rolę.

Aż do przełomu XVIII i XIX wieku była mianowicie nie tylko komponentem historycznego testimonium, ale także tarczą przeciw sąsiednim nacjonalizmom, używaną w północnej części kraju z dobrym skutkiem. Wobec braku odpowied-nich stylów funkcjonalnych języka narodowego, niezdolnego do obsługiwania komunikacji urzędowej i politycznej, jego miejsce zajęła łacina, równocześnie stanowiąc skuteczną barierę ochronną wobec języków: niemieckiego – nośni-ka absolutystycznych zapędów Austrii oraz węgierskiego, forsowanego, gdy feudalne królestwo przekształcało się w nowoczesne państwo narodowe. Aż do chwili pożegnania z urzędową łaciną w roku 1847 ten obcy język był, para-doksalnie, symbolem walki o zachowanie chorwackiej tożsamości narodowej.

Historia Polski nie notuje podobnego wypadku9. Pamiętać trzeba również, że kultura łacińska, stanowiąca składnik klasycznego wykształcenia późniejszych działaczy odrodzenia słowiańskiego w Chorwacji, wpłynęła znacząco na kształt budowanej w XIX stuleciu niemalże od zera literatury sztokawskiej, która miała wypełnić puste miejsce w ogólnochorwackiej kulturze ponaddialektalnej – rzecz nie do pomyślenia w dziejach przyrastającego ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie polskiego piśmiennictwa. „Ludomańskie” fascynacje tego okresu nie oznaczały bynajmniej deprecjacji antycznych poetyk czy odrzucenia składników klasycz-nego literackiego sztafażu10. Aż do końca XIX wieku epigoni latynizmu prze-trwali w Dalmacji uważającej się za spadkobierczynię kultury grecko-rzymskiej.

W tym okresie przywiązanie do kultury łacińskiej było również wykorzystywa-ne do podkreślania chorwackiej wyższości cywilizacyjwykorzystywa-nej nad młodszymi kul-turalnie sąsiadami, pełniąc funkcję wspólnego mianownika ziem chorwackich rozdzielonych pomiędzy różne organizmy państwowe11. Czy tłumacz może więc zaryzykować twierdzenie, że łacińskie elementy w oryginale chorwackim pełnią tę samą funkcję, co w polskim przekładzie?

Język francuski pojawia się tylko w kilku miejscach tego kolażu. Il pleuvaist sans cesse sur Brest – fragment wiersza Jacques’a Preverta – znienacka wplata się w tok rozmyślań narratora spędzającego deszczowy dzień w małym miastecz-ku Brestovlje. Rappelle-toi Barbara, Il pleuvait sans cesse sur Brest ce jour-là:

Przypomnij sobie Barbaro, tego dnia w Breście cały czas padało. Skąd wzięła się na chorwackiej prowincji francuszczyzna w czarnym swetrze, przesiąkniętym

9 Co więcej, w okresie trwającej w XVII i XVIII w. makaronicznej mody „psucie języka”

wtrętami łacińskimi przez wielu ówczesnych polskich autorów było potępiane jako potencjalne zagrożenie dla polszczyzny i przyczyna jej upadku. Zob.: E. Siatkowska, Rola wpływów obcych w rozwoju języka na przykładzie wpływu łaciny na język czeski i polski, [w:] Słowiańskie pograni-cza językowe, (red.) K. Handke, Warszawa 1992, s. 142.

10 Borowiec, Południowosłowiański kształt klasycyzmu, op.cit., s. 104–106.

11 M. Bobrownicka, Nurt klasycystyczny w literaturach zachodnio- i południowosłowiańskich epoki modernizmu, [w:] Z polskich studiów slawistycznych, seria 4, Warszawa 1993, s. 112.

kawiarnianym papierosowym dymem? Pytanie tylko na pozór niepoważne, od-powiedź na nie warunkuje bowiem rzecz całkiem poważną – strategię przekładu.

Wśród wielu zaadaptowanych na teksty piosenek wierszy zmarłego w 1977 roku Preverta, znalazła się również Barbara, wykonywana przez Yves’a Montan-da. Czy narrator Lepszej połowy odwagi mówi o wierszu czy raczej o piosence w wykonaniu francuskiego aktora? Flaks mógł słyszeć tę piosenkę w radiu; cyto-wał jednak dokładnie jej tekst, co nasuwa raczej myśl o trudniejszej do zdobycia płycie analogowej lub nawet oryginalnym tomiku poezji. Polski tłumacz stawia na medium drukowane i dlatego objaśnienie brzmi: fragment wiersza J. Prever-ta pt. «Barbara»; aluzja Prever-ta powraca na s. 97. Rzeczywiście, kilkadziesiąt stron dalej, narrator upewnia nas, że ciągle (...) wracało skojarzenie Barbary i Bre-stu z wiersza. Czy oryginał potwierdzi ten wybór tłumacza? I bez sięgnięcia po tekst źródłowy można przypuszczać, że z tej strony pomoc nie nadejdzie: język chorwacki na oznaczenie zarówno wiersza, jak i piosenki używa jednego lek-semu: pjesma. Tymczasem odpowiadający fragment oryginału brzmi: stalno se javljala asocjacija Bresta i Barbare i nie ma w nim mowy o medium. Jak widać, ten ułamek francuskiego cytatu to nie tylko erudycyjny ozdobnik spowodowa-ny skojarzeniem z deszczową aurą i dźwiękowym podobieństwem toponimów Brest i Brestovlje. To również świadectwo istnienia skomplikowanych ścieżek, którymi elementy „trzeciej kultury” przedostają się do tekstu oryginalnego i do przekładu. Ścieżek niekoniecznie biegnących równolegle.

Poszukując francuskich tropów, docieramy do powieściowej sceny, w której Flaks usiłuje zatytułować list do starszej od siebie o pokolenie panny Matyl-dy, osoby „z towarzystwa”. Nagłówki w języku ojczystym zdają mu się zbyt niezgrabne... Znajomość historii pozwoli nam tutaj uniknąć pokusy łatwej ana-logii. Ze względów historycznych miejsce „języka towarzystwa” w Chorwacji kontynentalnej zajmował przez długi okres niemiecki, w nadmorskiej natomiast włoski12. „Języki sąsiadów i wrogów” niewątpliwie nacechowane jednak były dla Chorwatów inaczej niż dla Polaków języki państw zaborczych. Powodowała to niska bariera polityczna, religijna, a nierzadko również kulturowa, dzieląca Chorwację od łakomie spoglądających na jej ziemie sąsiadów: Wenecji (potem Włoch) i monarchii habsburskiej. Nie była to jedynie mowa sztucznie narzucona, lecz język wynoszony z domów przez wykształconą młodzież trzeciego stanu, która potem miała zapoczątkowywać odrodzenie języka, kultury i świadomo-ści słowiańskiej. Rezygnacja z tradycyjnej łaciny, która dla szlachty chorwackiej

12 O roli francuskiego jako „języka towarzystwa” w Polsce pisze Antoni Dębski w artykule Język angielski jako obcy i co dalej?: Przed drugą wojną światową najwyższą pozycję w hierarchii presti-żu społecznego zajmował w Polsce język francuski, język kraju od dawna z nami zaprzyjaźnionego, język wyrafi nowanej kultury i wyrafi nowanego smaku. Na drugim miejscu w hierarchii stały języki

„sąsiadów i wrogów”, niemiecki i rosyjski. (...) Kto należał do „towarzystwa”, znał język francuski.

A. Dębski, Język angielski jako obcy i co dalej?, [w:] Język trzeciego tysiąclecia, (red.) G. Szpila, Kraków 2000, cyt. za: http://www.wspolnota-polska.org.pl/index.php?id=o_IVfor4.

była symbolem gwarancji szlacheckich swobód, a dla duchownych i inteligencji symbolem przynależności do świata niebarbarzyńskiego13; strącenie kultur „wyż-szych” niż słowiańska z piedestału, duma z uczestnictwa we wspólnocie cyrylo--metodejskiej i podniesienie prestiżu języka narodowego wymagało całkowitego przekształcenia mentalności w trwającym wiele lat procesie.

Rola militarna, gospodarcza, kulturalna i religijna jego nosicieli zawsze wpły-wała na prestiż danego języka i jego rolę jako środka komunikacji w świecie. Jed-nak, wydaje się, że w nowożytnych dziejach Polski14, groźba utraty tożsamości językowej na rzecz „bardziej dojrzałej” nie była nigdy aż tak silna, jak w przy-padku narodów południowosłowiańskich, które (ze względu na późne wykształ-cenie ogólnonarodowego standardu) w dramatycznych nieraz okolicznościach stawały przed trudnym wyborem kodu obsługującego podstawowe płaszczyzny komunikacji, w tym również tworzonej nieraz od podstaw literatury w językach narodowych. „Rozbudzenie” języków południowosłowiańskich w XIX wieku sprzężone było przez z górą sto lat z wysiłkami prowadzącymi do uzyskania przez te narody pełnej suwerenności w XX wieku, a droga ich awansu i kodyfi -kacji przebiegała rozmaicie w poszczególnych krajach. Na długo jednak pozo-stała naznaczona piętnem romantycznej teorii języka jako wyrazu duszy narodu, co sprowadzało się do prostego równania: stworzenie jednego narodu = kreacja jednego języka. Z tego punktu widzenia komponenty obce w naturalny sposób defi niowane były jako „zagrażające”, a więc niezależnie od stopnia integracji z matrycą przyjmującą spychane do nieakceptowanego obszaru ich : obcość.

Tych rozterek i obaw pozbawiony jest narrator-bohater Lepszej połowy odwa-gi. Gest sygnalizujący możliwość wyboru nie tylko stylu funkcjonalnego, ale ję-zyka w ogóle, jest gestem rewolucyjnym w stosunku do tradycji, którą ucieleśnia językowo-literacki kształt opowieści wewnętrznej umieszczonej w ramie właś-ciwej narracji. Flaks początkowo decyduje się tytułować starszą panią po fran-cusku, w pożegnalnym liście bezceremonialnie nazywa ją Drogą panną (Draga gospođice) oraz Madame, w solilokwiach zwraca się natomiast do rozmówczyni per gnädige Fräulein...

Zadajmy w tym miejscu pytanie, które będzie istotne również na terenie prze-kładu: Dlaczego w tym samym tekście cytuje się z pietyzmem francuskie wyra-żenia condition humaine, piece de resistence, a równocześnie bez krzty szacunku

13 M. Bobrownicka, Poliglotyzm społeczeństw słowiańskich a rozwój ich świadomości narodo-wej, [w:] Język a tożsamość narodowa, (red.) M. Bobrownicka, Kraków 2000, s. 30.

14 Mimo zmiennych losów poszczególnych języków w komunikacji społecznej w Polsce, od dominującej w funkcjonowaniu państwa i szkoły łaciny, przez wpływ języka niemieckiego w życiu gospodarczym czy rolę języka włoskiego i francuskiego w życiu salonów aż do dominacji języka rosyjskiego i niemieckiego w okresie zaborów, kiedy polszczyzna na długo zniknęła z urzędów i szkół, pozostała ona językiem kontaktów codziennych i literatury pięknej, między innymi dzięki wspomnianej już wysokiej barierze politycznej i religijnej wobec państw sąsiadujących oraz sto-sunkowo wczesnemu ukształtowaniu języka ogólnonarodowego na bazie dialektów małopolskich i wielkopolskich.

dla oryginalnej pisowni przytacza dłuższy tekst w języku niemieckim? W prze-komarzaniach między szkolnymi kolegami pojawia się niemiecki wierszyk-przy-słowie: Libe get durh magen/her fon Hagen (w polskim przekładzie Liebe geht durch den Magen... Herr von Hagen). Nie są to już pojedyncze zaadaptowane leksemy, do których obfi tości przyzwyczaiła nas literatura chorwacka15. Istnieje pokusa, by w tej odważnej adaptacji fonetycznej doszukiwać się źródeł czysto systemowych – zgodnie z obowiązującą w praktyce od lat dziewięćdziesiątych XIX wieku w języku chorwackim zasadą „Pisz, jak słyszysz” i „Jeden dźwięk, jeden znak”. Owszem, chorwacki bardziej niż na przykład polski (w którym obo-wiązuje pisownia etymologiczna) skłonny jest do fonetycznego zapisywania ob-cych elementów, włączając w to nie tylko rzeczowniki pospolite, ale także nazwy

dla oryginalnej pisowni przytacza dłuższy tekst w języku niemieckim? W prze-komarzaniach między szkolnymi kolegami pojawia się niemiecki wierszyk-przy-słowie: Libe get durh magen/her fon Hagen (w polskim przekładzie Liebe geht durch den Magen... Herr von Hagen). Nie są to już pojedyncze zaadaptowane leksemy, do których obfi tości przyzwyczaiła nas literatura chorwacka15. Istnieje pokusa, by w tej odważnej adaptacji fonetycznej doszukiwać się źródeł czysto systemowych – zgodnie z obowiązującą w praktyce od lat dziewięćdziesiątych XIX wieku w języku chorwackim zasadą „Pisz, jak słyszysz” i „Jeden dźwięk, jeden znak”. Owszem, chorwacki bardziej niż na przykład polski (w którym obo-wiązuje pisownia etymologiczna) skłonny jest do fonetycznego zapisywania ob-cych elementów, włączając w to nie tylko rzeczowniki pospolite, ale także nazwy