• Nie Znaleziono Wyników

Chcieć i móc; dwa imperatywy transformacji

Dla socjologa ustrój to nie tylko system instytucji – politycznych, praw-nych, ekonomicznych – ale także, a może przede wszystkim, działania ludzi – indywidualne i zbiorowe – podejmowane w instytucjonalnych ramach. Instytucje to tylko konstrukcja, architektura gmachu, w któ-rym toczy się życie społeczne. Aby gmach ustrojowy nie pozostawał pu-stym szkieletem, instytucjom muszą odpowiadać społeczne praktyki. A te zależą od tego, jakimi motywacjami i jakimi zasobami dysponują obywatele, mieszkańcy budynku.

W 1989 roku dokonała się w Polsce rewolucja ustrojowa. Nowy ustrój zbudowany został na trzech filarach, w radykalnej opozycji do zasad ustrojowych realnego socjalizmu: na filarze demokratycznej po-lityki w miejsce autokratycznej monopartyjności, na filarze rynkowej, kapitalistycznej gospodarki w miejsce centralnego planowania, oraz na filarze otwartej, pluralistycznej kultury w miejsce dogmatycznej i re-stryktywnej kontroli myśli.

Kilkuletnia konstrukcja ustroju zamknięta została uchwaleniem konstytucji III Republiki. Ale instytucje to dopiero połowa rewolucji. Druga to ludzie. Pojawiło się nowe i bardziej długoterminowe zadanie – przekształcenia homo sovieticus w obywatela demokratycznego, ryn-kowego, wolnego kraju. Pod koniec XIX wieku, po zjednoczeniu Włoch, jeden z ówczesnych polityków powiedział: „Zbudowaliśmy Włochy, te-raz trzeba stworzyć Włochów”. Takie samo zadanie stanęło przed nami w toku transformacji ustrojowej. Trzeba było stworzyć nowych

obywa-Krytycznie i tworczo o zarzadzaniu.indb 187

teli, wykształcić wśród nich – mówiąc językiem Alexisa de Tocqueville’a – nowe „odruchy serca”.

Twierdzę, że burzliwa historia 14 lat transformacji – niepowodzenia, frustracje, blokady na jej drodze – wynikają nie z wadliwości konstruk-cji ustrojowej, nie z braków instytukonstruk-cji, ale z niedostatków czynnika ludz-kiego. Nie trzeba budować od początku IV Rzeczpospolitej. Wystarczy zaludnić gmach III Rzeczpospolitej prawdziwymi obywatelami. Nie ma bowiem demokracji bez demokratów, a więc obywateli przenikniętych demokratycznym etosem, pragnących i mogących realizować demokra-tyczne wartości. Nie ma kapitalizmu bez kapitalistów przenikniętych wolą przedsiębiorczości i konkurencji, chcących i mogących realizować wartości kapitalistyczne. Nie ma pluralizmu i otwartości w kulturze bez otwartych, oświeconych, krytycznych i tolerancyjnych uczestników życia kulturalnego.

Sumę tych wartości, które stanowią niezbędny wymóg funkcjonal-ny instytucji, ów fundament aksjologiczfunkcjonal-ny ustroju, określę jako kompe-tencję ustrojową. Na to, aby podstawowe dla ustroju wartości zakorze-niły się i ujawzakorze-niły w ludzkich działaniach, konieczne są dwa warunki: po pierwsze, aby ludzie chcieli działać zgodnie z nimi, a więc, aby zin-ternalizowali je jako oczywiste, naturalne motywacje, a po drugie, aby mogli takie wartości realizować w praktyce, a więc aby dysponowali zasobami, pozwalającymi wcielać te motywacje w życie.

Twierdzę, że nasze kłopoty wynikają przede wszystkim z braków kompetencji ustrojowej. Konieczne dla funkcjonowania ustroju moty-wacje nie mogły się w pełni wytworzyć z dwóch powodów. Pierwszy to endemiczna, odradzająca się stale trauma społeczna, a drugi to nie-dokończona rewolucja. Oba czynniki prowadzą do dezorientacji aksjo-logicznej i normatywnej, stanu pewnego chaosu w świecie wartości, który francuski klasyk socjologii, Emile Durkheim określał mianem anomii. Dlatego ludzie często nie chcą działać tak, jak działać powinni zgodnie z wymogami ustrojowych instytucji.

A z kolei, gdy nawet chcą, to często nie mogą, z powodów, które określę jako deficyty kapitału w szerokim sensie tego słowa, czyli braki zasobów, niezbędnych dla skutecznego działania. Zanalizujmy te trzy sprawy po kolei: traumę społeczną, niedokończoną rewolucję i deficyt kapitałowy.

Fundamentalne dla ustroju wartości nie mogły się szybko zakorze-nić jako naturalne motywacje, ponieważ były diametralnie, bieguno-wo przeciwne bieguno-wobec tego, czego nauczyła nas nasza trudna narodowa historia. Inne zgoła motywacje odziedziczyliśmy z polskiego zacofa-nia, peryferyjności w Europie, plebejskiego rodowodu, sarmatyzmu, dramatu rozbiorów, tragedii wojny i okupacji, a w najbliższej czasowo

Krytycznie i tworczo o zarzadzaniu.indb 188

skali – z półwiecza realnego socjalizmu. To była długa i mocna lekcja ustrojowej niekompetencji. Zauważali to wielcy, patriotyczni krytycy polskiego narodu od Andrzeja Frycza Modrzewskiego, księdza Piotra Skargi do Cypriana Kamila Norwida.

Ale być może największe spustoszenia uczynił realny socjalizm. Bowiem czasem, nawet wbrew własnej ideologii, wytwarzał wartości i postawy zupełnie przeciwstawne tym, na których miało się oprzeć państwo po roku 1989. A więc, na przykład, w wymiarze ekonomicz-nym lansował egalitaryzm zamiast merytokracji, bezpieczeństwo za-miast ryzyka, przystosowanie zaza-miast innowacyjności, opiekuńczość i roszczeniowość zamiast samoodpowiedzialności, małą stabilizację miast sukcesu. W wymiarze politycznym z kolei – bierność i apatię za-miast obywatelskiego uczestnictwa, brak poszanowania prawa zaza-miast legalizmu, afirmację prywatności i dystansu wobec państwa zamiast lojalności obywatelskiej. Wreszcie w wymiarze kulturowym – kolek-tywizm zamiast indywidualizmu, oportunizm i konformizm zamiast krytycyzmu, ksenofobię zamiast otwartości i tolerancji wobec innych niż my.

To, że niemal z dnia na dzień w 1989 roku pojawił się imperatyw stosowania nowych, niezgodnych z dotychczasowym doświadczeniem wartości, przyniosło traumę inicjalną. Ale po niej pojawiła się zaraz trauma wtórna związana z nieuchronnymi, choć niezamierzonymi i nieprzewidzianymi skutkami reform ustrojowych – bezrobociem, spadkiem dochodów realnych, pogorszeniem stanu bezpieczeństwa itp. Z kolei subiektywne błędy, niekompetencja, a z czasem rosnący egoizm, frakcyjność, amoralność elit politycznych przyniosły traumę trzecie-go stopnia. I wreszcie pewne traumatyczne efekty, traumę czwartetrzecie-go stopnia przynieść może akcesja do Unii Europejskiej.

Szok przełomu, szok reform, szok elit i szok integracji rodzą stan stale się reprodukującej traumy. Symptomy tej społecznej choroby to przede wszystkim brak zaufania do instytucji, do ustroju, rosną-ce w pewnych środowiskach nastroje nostalgiczne wobec przeszłości, rezygnacja i wycofanie z aktywnego uczestnictwa obywatelskiego. Wszystko razem blokuje kształtowanie proustrojowych motywacji.

Ale sytuację pogarsza jeszcze czynnik drugi: niedokończona re-wolucja. Trwanie reliktów dawnego ustroju oznacza bowiem pod-trzymywanie dawnych wartości, petryfikowanie dawnych wzorów, a równocześnie – przez zderzenie z wzorami nowymi – pogłębia chaos normatywny, dezorientację aksjologiczną czy anomię. To tak, jakby na jednym boisku obowiązywały różne reguły gry, jakby grano równo-cześnie w futbol i rugby. Mówiąc o niedokończonej rewolucji, mam na myśli przede wszystkim cztery sprawy: po pierwsze – częściową tylko

Krytycznie i tworczo o zarzadzaniu.indb 189

prywatyzację sektora państwowego, a także niepełną restytucję mie-nia prywatnego, po drugie – nadmierną centralizację władzy, upartyj-nienie państwa i upaństwowienie samorządności, po trzecie – dążenia do upartyjnienia i upaństwowienia także rządu dusz, przez kontrolę mediów publicznych, po czwarte – przerost biurokracji na wszystkich szczeblach administracyjnych. Efektem jest uparte trwanie w świa-domości społecznej pewnego archaicznego już zbioru wartości, który nazwę syndromem niedokończonej rewolucji. Roszczeniowość, egalita-ryzm, opiekuńczość, nacisk na bezpieczeństwo socjalne, rosnąca alie-nacja wobec państwa, afirmacja egoistycznej prywatności i obojętność na sprawy publiczne – to główne efekty tego socjalizującego wpływu archaicznych już instytucji.

Powtórzmy, trauma społeczna i niedokończona rewolucja to powody, dla których obywatele często nie chcą działać zgodnie z wymagania-mi nowych instytucji – demokratycznych, rynkowych, kulturowych. Z jednej strony napotykają blokady akceptacji i internalizacji wartości nowych, a z drugiej są ciągle pod presją wartości dawnych. Ale aby motywacje przerodziły się w działanie, praktykę społeczną, potrzebne są nie tylko motywacje, trzeba mieć także niezbędne zasoby, trzeba nie tylko chcieć, ale móc działać po nowemu.

Zasoby takie, które można uruchomić w działaniu i które wówczas będą się pomnażać, przynosić efekty, realizować aspiracje – określę ogólnym mianem kapitału. Na ogół skupiamy uwagę na kapitale eko-nomicznym, finansowym. Ostatnio obsesyjnie martwimy się stanem kapitału finansowego, deficytem budżetowym państwa. Nie lekcewa-żąc tej sprawy, twierdzę, że nie można zapominać o bilansie innych rodzajów kapitału, jakim dysponuje społeczeństwo: kapitale intelektu-alnym czy edukacyjnym, kapitale kulturowym czy cywilizacyjnym, ka-pitale społecznym, kaka-pitale moralnym i kaka-pitale obywatelskim, w tym etosie kontestacji i obywatelskiego nieposłuszeństwa. Spróbujmy doko-nać krótkiego bilansu tych odmian kapitału. Czym dysponujemy w 14. roku transformacji?

Za rosnącą naszą siłę i znak nadziei uważam kapitał intelektualny czy edukacyjny. Pęd do wiedzy, boom edukacyjny, czterokrotne zwięk-szenie liczby studentów, osiągnięcie przyzwoitego, europejskiego pozio-mu scholaryzacji – to dla mnie najwspanialsze sprawy, które nam się przytrafiły. Mówię „przytrafiły”, ponieważ są efektem przede wszyst-kim mobilizacji oddolnej, spontanicznej, obywatelskiej, a jak dotąd mi-nimalnej tylko pomocy państwa.

Druga postać kapitału – kulturowy czy cywilizacyjny, przedstawia się ambiwalentnie. Niewątpliwie podnosi się cywilizacyjny poziom ży-cia, jakość konsumpcji, wyposażenia technicznego, opcji spędzania

Krytycznie i tworczo o zarzadzaniu.indb 190

wolnego czasu. Równocześnie jednak ofensywa kultury masowej i jej komercjalizacja doprowadziły do degradacji kultury wysokiej, ze-pchnięcia produktów artystycznych na poziom niskiego wspólnego mianownika. A równocześnie w sferze obyczajowej rozpleniło się ponad wcześniejsze miary agresywne chamstwo, które z dawnego rynsztoka weszło także na salony i trybuny parlamentarne.

Kapitał społeczny, więzi obywatelskie, wspólnotowe, tak niezwykle silne w okresie pierwszej „Solidarności”, uległy niestety ogromnej de-gradacji. W miejsce wspólnoty uniwersalnej pojawiły się wąskie wspól-noty partykularnych interesów, to, co angielski antropolog społeczny Edward Banfield nazwał „amoralnym familizmem”, a Adam Michnik „republiką kolesiów”, a co w skrajnej, patologicznej formie przybrało postać układów klientelistycznych czy mafijnych.

Kapitał moralny jest w stanie zapaści. Życie codzienne przenika korupcja, za kulisami władzy ujawniają się raz po raz gorszące afery, autorytet państwa uległ niemal kompletnej erozji. Więzi moralne: za-ufanie, lojalność, współczucie, są bardzo słabe. Altruizm znajduje uj-ście jedynie w momentach spektakularnych akcji w rodzaju Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Kapitał obywatelski, ciągle przeniknięty jest ideą konfrontacji „my” i „oni”, Naród i Państwo. Zduszony przez centralizację, biurokratyza-cję i upartyjnienie potencjał samorządowy nie ma wielu szans auten-tycznej realizacji. A równocześnie odziedziczona po epoce Solidarności logika kontestacji i obywatelskiego nieposłuszeństwa przybiera coraz bardziej agresywne formy i służy coraz bardziej partykularnym, gru-powym interesom z beztroskim ignorowaniem interesu społecznego.

Żyjemy więc w świecie deficytu. Nie tylko owego deficytu budżeto-wego, ale co gorsza także deficytu demokratycznego, deficytu przy-wództwa, deficytu cywilizacyjnego, deficytu moralnego, deficytu oby-watelskiego.

Kondycja tkanki społecznej, ludzkiej – tej niezbędnej zawartości instytucji ustrojowych, nie przedstawia się więc w moim przekonaniu dobrze. Ale diagnoza, nawet najostrzejsza, to już krok w stronę terapii. Jak pisał kiedyś Stanisław Ossowski, życie społeczne to taka dziwna dziedzina rzeczywistości, której dzieje zależą od tego, co się o niej my-śli. Co wynika z przedstawionej diagnozy? Jakie kierunki terapii, jakie rokowania, jakie znaki nadziei?

Pierwszy znak nadziei to postępująca od pewnego już czasu, coraz intensywniejsza dyskusja wokół kwestii moralnych, degradacji elit politycznych, korupcji, spadku zaufania do państwa. Zmobilizowanie jeszcze szerszej refleksji społecznej nad naszym społeczeństwem, jego przypadłościami i szansami, to sprawa najwyższej wagi. Społeczna

Krytycznie i tworczo o zarzadzaniu.indb 191

autorefleksja, samowiedza to warunek sine qua non naprawy Rzeczpospolitej.

Ale są i bardziej szczegółowe kierunki działania. Jeśli przedstawiona argumentacja jest trafna, to trzeba sprawić, aby ludzie zechcieli i aby coraz pełniej mogli wypełniać treścią społecznej praktyki ramy ustrojo-wych instytucji. Chodzi więc o znoszenie blokad związanych z traumą, dokończenie rewolucji i zmniejszanie deficytów kapitałowych. W moim przekonaniu rysuje się 10 takich najważniejszych kierunków działa-nia, taki mój prywatny dekalog, który poddaję pod dyskusję:

Po pierwsze, aktywne wspomożenie oddolnego zrywu edukacyjnego. Podjęcie nie tylko deklaratywnej, ale autentycznej polityki proeduka-cyjnej i pronaukowej. Tu akurat – jak mówią ekonomiści – stopa zwrotu już uruchomionego kapitału może się okazać największa.

Po drugie, mecenat państwowy i promowanie wysokiej kultury, któ-ra niesie wartości moktó-ralne, obyczajowe, stanowi antidotum wobec pry-mitywizmu, prowincjonalizmu i chamstwa.

Po trzecie, odrodzenie zainteresowania sprawami publicznymi i przywrócenie ogólnospołecznej solidarności, poprzez nakreślenie wy-raźnej, ambitnej, godnej naszego społeczeństwa, wizji przyszłości na okres co najmniej najbliższego półwiecza.

Po czwarte, promowanie młodzieży, jej zawodowego awansu, cywili-zacyjnej emancypacji, aktywne wspieranie wymiany elit politycznych. Rewolucja będzie ukończona dopiero, gdy z kręgów władzy odejdą za-równo mentalni dziedzice ancien regime’u jak i dawni rewolucjoniści, a na ich miejsce przyjdą młodzi obywatele ukształtowani już w porewo-lucyjnych, nowych czasach.

Po piąte, odpolitycznienie i odpartyjnienie polityki, oraz rekrutacja elit kierowana nie lojalnością grupową, czy frakcyjną, lecz kompeten-cjami fachowymi i moralnymi, ideałem służby obywatelskiej, a nie pry-waty i partykularyzmu.

Po szóste, odblokowanie potencjału samorządności, uczestnictwa od-dolnego, przez decentralizację państwa i przekazanie w dół zarówno środków, jak i odpowiedzialności.

Po siódme, zmniejszanie barier biurokratycznych i fiskalnych dla przedsiębiorczości, innowacyjności, inicjatywy gospodarczej.

Po ósme, dokończenie prywatyzacji i restytucji mienia. Oznacza to, między innymi, przeprowadzenie do końca niezbędnej restrukturyzacji sektora państwowego i zniesienie przywilejów niektórych grup pracow-niczych odbieranych jako niesprawiedliwe i obciążających całe społe-czeństwo.

Po dziewiąte, zagwarantowanie autonomii i brak politycznych inge-rencji w sferę obiegu myśli, w tym swoboda mediów.

Krytycznie i tworczo o zarzadzaniu.indb 192

Po dziesiąte, zdeterminowana i konsekwentna walka z korupcją, strukturami mafijnymi, układami personalnymi na styku biznesu i po-lityki, oczyszczenie szeregów elity, a więc bezwzględna eliminacja tych, którzy z uwagi na status społeczny mają obowiązek stanowić wzory moralne, a stają się zaczynem powszechnej demoralizacji.

Tyle kierunków działania. Wróćmy do znaków nadziei. Drugi z nich – po wspomnianej intensyfikacji debaty publicznej – widzę w tym, że żaden z moich dziesięciu postulatów nie jest odkrywczy, lecz funkcjo-nuje już w świadomości zbiorowej, a także w programach i propozy-cjach partii politycznych spod różnych sztandarów. To wszystko jest już coraz pełniej dostrzegane, a więc ma szanse i na realizację.

Trzecia moja nadzieja to młodzież. Dokonuje się wymiana pokole-niowa. Moi dzisiejsi studenci są inni, niż ci sprzed piętnastu lat. Inni zdecydowanie na lepsze. Wierzę, że skuteczniej niż my podejmą wyzwa-nie i poprowadzą do przodu sztafetę ustrojowej rewolucji.

Nadzieja czwarta, o której wspominam dopiero teraz, bo logika re-feratu wymagała skupienia się na sprawach wewnętrznych, to nadcho-dzący akces do Unii Europejskiej. Z jednej strony można liczyć na to, że członkostwo w Unii wymusi dokończenie rewolucji, pozbycie się ana-chronicznych reliktów dawnego systemu, wyznaczy wysokie standardy gospodarcze, polityczne, prawne i cywilizacyjne pozwalające wzboga-cić zasoby kapitałowe, zmniejszyć rozmaite formy deficytu. A z drugiej strony członkostwo w mocno zakorzenionym, skutecznym systemie demokratyczno-rynkowym wyzwoli klimat pewności, stabilności, prze-widywalności, tak niezbędny dla przywrócenia optymizmu i zaufania, a więc ograniczy symptomy traumy.

Kiedy obywatele dostrzegą i zrozumieją, że droga na zachód do Europy i ostateczna ucieczka z objęć Azji to dla Polski nowa wielka historyczna szansa, wówczas łatwiej będzie o nowy społeczny zryw dla przezwyciężenia trapiących nas obecnie społecznych dylematów. Otworzy się nowe pole działania, obywatele – mówiąc słowami poety – „zechcą chcieć”, a bogatsi w różne formy kapitału będą także „mogli chcieć”.

Krytycznie i tworczo o zarzadzaniu.indb 193

Korupcja Rządów.

Państwa Pokomunistyczne