• Nie Znaleziono Wyników

Przed kilkunastoma laty zauważyłem z pełnym przekonaniem, że Igna-cy Krasicki był nie tylko człowiekiem obdarzonym nieprzeciętnym poczuciem humoru, satyrycznym zmysłem obserwacji. Autor Bajek był pisarzem posiada-jącym „wyobraźnię komiczną”, to znaczy zdolność programowania i nasycania własnych tekstów takim rodzajem komizmu, który z jednej strony był zgodny z gatunkiem wypowiedzi i z możliwościami odbiorcy, z drugiej jednak – często wybiegał poza przyjęte normy i schematy, przeciwstawiał się panującym kon-wencjom, a nawet próbował je modyfikować.

To właśnie wyobraźnia komiczna powodowała, że większość utworów tego pisarza jest przesycona pokładami komizmu, istniejącego na różnych płasz czyznach wypowiedzi literackiej, w rozmaitych funkcjach i opartego na odmien nych mechanizmach konstrukcji. Najczęściej te właśnie teksty są żywe do dzisiaj. Być może nie zdajemy sobie obecnie sprawy, że „tekst żywy” do dzisiaj w przypadku Ignacego Krasickiego znaczy po prostu „tekst śmiesz ny”

do dzisiaj. Nie stałoby się to możliwe, gdyby autor Satyr był tylko hu morystą, takich mieliśmy w historii literatury wielu, od Reja do Boya. Krasicki był obda-rzony jakimś dodatkowym zmysłem, swoistym podejś ciem do rzeczywistości, opartym na przenikliwym humorze i intelektu alnej ironii. To pisarz bliższy rodzinie tych, do których należeli: Kochanowski, Fredro, Słowacki, Norwid, Gombrowicz, Gałczyński czy Mrożek1.

* Tekst ten został wygłoszony 16 kwietnia 2012 roku w Katowicach w czasie wykładu gościnnego na zaproszenie studenckiego Koła Oświeconych Uniwersytetu Śląskiego.

1 R. Doktór: Poeta uśmiechnięty. O wyobraźni komicznej Ignacego Krasickiego. Wrocław 1992, s. 8.

Roman Doktór

54

Czy jednak porównanie Gombrowicza z Krasickim jest w jakikolwiek spo-sób uprawnione? Sądzę, że nie powinniśmy mieć w tym względzie przesadnie ostrożnych wątpliwości2. Niektóre z dokonań pisarskich autora Bajek wyraźnie próbuje się czytać jako teksty wyprzedzające swój czas.

W Dzienniku Gombrowicza znajduje się jedyna wzmianka o Krasickim.

Przywołany jest przyjaciel pisarza Władysław Jankowski (Duś): „Dusiowi śnił się biskup Krasicki, który jednak przy bliższym wejrzeniu okazał się Witka- cym”3. Fraza to zastanawiająca. Na pierwszy rzut oka ciekawi nas to podświado-me (senne) skojarzenie Krasickiego z Witkacym. Być może są oni jakoś podobni i fascynująca byłaby próba penetracji tych ewentualnych pokrewieństw. Wiemy jednak, że sam Gombrowicz był bardzo krytycznie nastawiony do Witkacego.

W pracy o Krasickim „pre-Gombrowiczu” nie będzie mi chodziło o wyśle-dzenie jakichś wpływów pisarza z XVIII stulecia na autora z wieku XX. Byłoby to zajęcie ocierające się o absurd. Gombrowicz nie był przecież namiętnym czy-telnikiem dzieł księcia biskupa. Nie był jego naśladowcą czy komentatorem. Ale nawet potoczna wiedza historycznoliteracka autora Ferdydurke pozwalała mieć niejakie wyobrażenie o tradycji literackiej, której także i Krasicki był ważnym składnikiem. Celem tych kilku uwag będzie coś innego – spojrzenie na minio-ną epokę jako na projekcję nowoczesności, na pewminio-ną potencjalność tkwiącą w czasach drugiej połowy XVIII wieku, bliską już naszym współczesnym cza-som. Duch parodii i wszechogarniającej groteski, tak charakterystyczny dla XX wieku, tkwił korzeniami w Oświeceniu, przede wszystkim francuskim, ale też polskim. Stosunek Krasickiego do świata, do ludzi, do tradycji i do zadań literackich był na tyle niejednoznaczny, nowatorski, że można go śmiało uznać za wykraczający poza ramy epoki.

Kwestie, o których tu mowa, szczególnie jaskrawo uwidoczniają się w pry-watnej korespondencji. W listach Krasickiego łatwo wyodrębnimy tonację oso-bistą, niepoddaną aż tak bardzo ciśnieniu konwencji. Dostrzeżemy w nich skłonność do ciągłej i upartej gry ze światem, z samym sobą, z ludzkimi przy-zwyczajeniami, co rusz spotkamy „kapryśny tok wypowiedzi, częste zbaczanie z tematu oraz intymne aluzje i niedopowiedzenia”4. To właśnie w listach szcze-gólnie uwidocznia się Krasicki nowator, momentami dyskretny rewolucjonista, sceptyk i najwyższej próby ironista. Jego korespondencja w znaczących partiach

2 O wzajemnych powiązaniach między literaturą sowizdrzalską i współczesnymi roz-wiązaniami, widocznymi chociażby w twórczości Gombrowicza, Witkacego, Gałczyńskiego czy Mrożka, pisał Stanisław Grzeszczuk: Błazeńskie zwierciadło. Rzecz o humorystyce sowizdrzal-skiej XVI i XVII wieku. Kraków 1994, passim.

3 W. Gombrowicz: Dzienniki. [T. 1:] 1953–1956. Kraków 2006, s. 288. Po następnych cy-tatach ze wskazanej edycji ([T. 2:] 1957–1961; [T. 3:] 1961–1966) podany jest numer tomu i strony, z której pochodzi przytoczenie.

4 B. Garszczyńska: Wyrazy przyjaźni. O korespondencji Krasickiego z Ghigiottim i Lehndorf-fem. „Pamiętnik Literacki” 1980, z. 2, s. 99.

Czy Krasicki był Gombrowiczem XVIII wieku? 55 posługuje się stylem i słownictwem, które umownie nazywam „gombrowiczow-skim”. Ujawnia w nich pisarz sporą dozę prawdy o sobie i o własnym widzeniu świata.

W liście do bratowej Róży cieszy się z dyspensy, jaką uzyskała bratanica Anna na ślub z bliskim krewnym Michałem Charczewskim:

Cieszy mnie wieść o przyszłej i bez kosztu dyspensie dla Pani i córki, i bratanki WMPani – a czego się można z niego spodziewać? a jaki on jest? a gdzie on jest? a co on ma? a co on będzie miał? a gdzie oni osiędą? a na czym osiędą? a te na czym, jakie?5

KIK, 2, s. 348

Nie chodzi tutaj o sam fakt zainteresowania ze strony stryja przyszłym mę-żem bratanicy, lecz o kształt słowny tego zaciekawienia – szereg uporczywych i absurdalnych nieco pytań, jakby one, a nie sama odpowiedź, były ważniej-sze. Leon, bohater Kosmosu Gombrowicza, w podobnym stylu mnożył pytania wobec swego zięcia Ludwika:

Naukowczuniu – mówił z wolna – zwierzże mi, proszę, zwierzże memu śnieżno dziewiczemu łonu, jak ty z tym naukowym przygotowaniem będziesz or-ga-ni-zo-wał, w jaki deseń, pytam, jak, jak ty to tam z tym do czego, pytam, jak z czym i po co i ku czemu i gdzie, jak ty, pytam, to z tym, tamto z tamtym, owo z owym, gwoli czemu, jak…6

Zostawmy na boku znaczenia i konteksty, poprzestańmy tylko na zabawie w pytania, kiedy nie liczy się specjalnie odpowiedź, ale właśnie ucieszne gry towarzyszące postawieniu samego pytania. Tu podobieństwo jest niewątpliwe.

Krasicki potrafił patrzeć na świat z przenikliwą mądrością, co u niego zna-czyło – z powątpiewaniem. Przy czym posiadał dystans do spraw maluczkich i wielkich na tym świecie. Bardzo znamienny pod tym względem jest list do bratowej ze stycznia 1787 roku:

Berlin bardzo zabawny; rozrywek wiele, cudzoziemców znacz na liczba, Król niezmiernie grzeczny, łaskawy, czuły, miły, podściwy, a żebym się więcej rozszerzył, rozumiano by może, iż podchlebstwo, bo powia-dają, iż łaskaw, i bardzo łaskaw, na kogoś, ale ten kogoś schronienia szuka i musi się zamykać przed inszymi kogosiami, którzy by mu łeb

5 Wszystkie cytaty z listów Krasickiego pochodzą z edycji: Korespondencja Ignacego Kra-sickiego. T. 1–2. Z papierów L. Bernackiego wyd. i oprac. Z. Goliński, M. Klimowicz, R. Wo-łoszyński. Red. T. Mikulski. Wrocław 1958. Po cytatach podano skrót KIK, numer tomu i strony, z której pochodzi przytoczenie.

6 W. Gombrowicz: Kosmos. Kraków 2004, s. 40.

Roman Doktór

56

zawrócili, zdrowie odjęli, żeby tak jak inni chciał korzystać z swego kogosiostwa. Ale kogoś jednak coś z czasem zrobi, co nie zasmuci jego kogosiów.

Tratta ta ta tarajta.

KIK, 2, s. 338

Przecież to czysty Gombrowicz, najwyższego lotu próba czystego nonsen-su. Nie każdego pisarza w tamtym czasie stać było na podobny ton i manierę, nawet w liście prywatnym. Oczywiście, próżno by szukać podobnego sposobu wysławiania się w jego utworach literackich. Pisarz nie zwykł przekraczać zbyt ostentacyjnie miar ówczesnych przyzwyczajeń. W korespondencji jednak prze-kraczał te miary. Dla porównania taki chociażby fragment z Kosmosu:

Głupstwo, cóż to za grzech zakatrupić kota… ale ten człowiek w su-tannie i rodem z konfesjonału, z kościoła, z modlitwy, wyłazi na drogę, włazi na furkę i naturalnie zaraz grzech sumienie zbrodnia pokuta tra, la, la, tra, la la, jakie to ti-ri-ri…7

Jakże złośliwie biskup warmiński potrafił reagować na zdarzenia życia pu-blicznego. Kiedy w październiku 1791 roku zmarł książę Grzegorz Potemkin, znacząca postać rosyjskiej polityki, w Suplemencie do „Gazety Warszawskiej”

nr 86 z 26 października 1791 roku zamieszczono następującą informację:

Doszła tu przez kuriera wiadomość, iż dnia 16 tego miesiąca poże-gnał się z tym światem w 52 roku wieku swego, w czystym polu na trakcie benderskim, w 35 wiorstach od Jass, po kilkutygodniowej cho-robie, książę Grzegorz Potemkin Tauryjski, z familii niegdy polskiej urodzony; Imperatorowej Jejmości Rosyjskiej generał-feldmarszałek, komenderu jący en chef armie rosyjskie, wojenne czyny odprawujące na południu; tudzież całą letką kawalerią regularną i nieregularną oraz floty na morzach: Azowskim, Kaspijskim i Śrzódziemnym; sena-tor, wojskowego stanu collegium prezydujący, generał-gubernator kata-rynosławski, tauryjski i charkowski; generał-adiutant, aktualny szam-belan; wojsk generał-inspektor, lejbgwardii preobrażeńskiego rejmentu podpułkownik, szef korpusu kawalergwardów tudzież rejmentu kira-sjerów swego imienia; także rejmentów: petersburskiego dragońskiego i katarynosławskiego grenadierskiego, fabryki broni najwyższy rządca, wielki hetman rosyjskich, kozackich, katarynosławskich i czarnomor-skich wojsk; orderów rosyjczarnomor-skich ś. Jędrzeja, ś. Aleksandra Newskie-go, ś. Jerzego i ś. Włodzimierza pierwszych stopniów; polskich

Białe-7 Ibidem, s. 91.

Czy Krasicki był Gombrowiczem XVIII wieku? 57 go Orła i ś. Stanisława, pruskiego Czarnego Orła, duńskiego Słonia, szwedzkiego Serafima i ś. Anny kawaler […].

KIK, 2, s. 535

Ślad lektury tej wiadomości znajdziemy w liście Krasickiego do Lehndorffa, ciekawe jest jednak to, jak pisarz sparafrazował dla swego przyjaciela te in- formacje. Możemy na żywo uchwycić mechanizm jego groteskowych skłon-ności:

Wiesz zapewne, że Potemkin umarł. Zdecydował się opuścić ten padół w samym środku Dzikich Pól między Jassami a Benderem dnia 16 października, w wieku pięćdziesięciu dwu lat. Skromna spuścizna po nim to osiemnaście wakujących godności, a ponadto trzy czy cztery pułki. Miał szesnaście zaledwie wstęg czerwonych, białych, karmazy-nowych, biało-czerwonych, żółtych, zielonych i błękitnych, orły bez głowy, o dwóch głowach, o jednej, i konie, i słonie, słowem, cały in-wentarz.

KIK, 2, s. 534

Wybrał sobie Krasicki z gazetowego doniesienia przede wszystkim mno-gość zaszczytów i funkcji, jakie były udziałem Potemkina. Sprowadził je do absurdu, co szczególnie udało mu się w zakończeniu: „orły bez głowy, o dwóch głowach, o jednej, i konie, i słonie”. Mamy wrażenie, że osobista parafraza ga-zetowej informacji pokazuje potęgę jego skłonności do ujmowania świata jako permanentnego dziwactwa. Wynikają z tego fragmentu jeszcze dwie kwestie – po pierwsze, metafizyczna niejako prawda o ludzkiej znikomości wobec śmierci (muszą jej ulec nawet pazerni, najpotężniejsi i utytułowani); po drugie, mamy wrażenie, że przez taką konstrukcję informacji na użytek swojego pruskiego przyjaciela spełnia niejako Krasicki patriotyczny obowiązek (poniżenia przez absurd wszechwładnego carskiego urzędnika).

Jeszcze bardziej okazale ta skłonność do ośmieszania zastygłych form za-chowania uwidoczniła się przy okazji wizyty u Barbary z Lubomirskich Po-nińskiej z niewinnym zamiarem wyswatania swojego bratanka z jedną z có- rek księżnej. Najpierw pisze do bratanka Ignacego w grudniu 1792: „[…] jadę na Barbarowiny do ks[iężny] Ponińskiej i wziąłem order i czarną suknię, i poń-czochy fioletowe” (KIK, 2, s. 575). Bratu Antoniemu opisuje zaś samą uroczy-stość:

Byłem wczoraj u ks[ię]żny Kalikstowej na jej imieniny, solennie przyj-mowany, pieszczony, wielbiony etc.; sama zaczęła o córce – ja w ko-perczaki; o szacunku p. Jana – ja w uśmiechy; o szacunku osoby mojej książęcej – ja w powagi; o niesprzeciwieniu się swoim – ja w ukłony;

Roman Doktór

58

o życzeniu, aby to jak najprędzej doszło – ja w pokory; o błogosławień-stwie swoim – ja klap plackiem; a źle?

KIK, 2, s. 574

Czyż nie u Krasickiego mógłby się uczyć Gombrowicz walki z formą? Jakaż tu plastyczność opisu, jaki dystans do konwenansów dworskich, jaka zmien-ność ról. Widzimy, że podobny styl to stała skłonzmien-ność Krasickiego. Zresztą na-wet w sensie dosłownym znajdziemy bardzo zbliżoną scenę u Gombrowicza:

Wczoraj […] przechwalałem się do przesytu swoim drzewem genealo-gicznym i przechwalałem się w obliczu wszystkich obecnych, raz cięż-ko i grubo, to znowu ciencięż-ko, potem nachalnie i tubalnie, potem znowu kręto i dookoła Wojtek, potem znów ujmująco, a dalej namiętnie, lub też naukowo, i tak przechwalałem się.

DZ, 1, s. 73

Krasicki był mistrzem w demaskowaniu zachowań, gdy w grę wchodziło nadmierne przywiązanie się do formy. Z lubością relacjonował takie sytuacje.

Z listu do Lehndorffa:

Dokuczają mi w Królewcu, nie wiem, czym sobie na tak złe trakto-wanie zasłużyłem; nie chcą mi płacić, trzeba mi będzie pojechać do Berlina, by podjąć na nowo rolę dworaka.

KIK, 1, s. 366

Nie stanowiły dla niego tabu nawet sprawy doktryny kościelnej, oczywi-ście w takich przypadkach żart musiał być wykwintny i skierowany tylko do najbardziej zaufanych osób. Pisze do Lehndorffa w 1792 roku:

W jednym z berlińskich kościołów odbyła się wielka dysputa poparta ciosami pięści, ponieważ kaznodzieja nazwiskiem Jaenecke stwierdził publicznie z ambony, że Jezus Chrystus nie wstąpił do nieba niczym kula wystrzelona z armaty „pau”, lecz jak skowronek „ziri, ziri, ziri”.

Pozwalam Ci, Panie Hrabio, zająć dowolne stanowisko – ja jestem za skowronkiem i ściskam Cię z całego serca.

KIK, 2, s. 555

Oczywiście, żart w tym przypadku odnosi się do usiłowań intelektualnych dwóch kaznodziejów, którzy na swój sposób próbują wytłumaczyć fakt wniebo-wstąpienia. Daleki jednak jest Krasicki od wytykania komuś głupoty. Liczy się gra, możliwość skomentowania uciesznej sytuacji, która tym bardziej jest smacz-na, gdy relacjonuje ją wysoki hierarcha Kościoła, i to ktoś wybitnie inteligentny, komuś, kto to wszystko z radością zrozumie i, oczywiście, nie zgorszy się.

Czy Krasicki był Gombrowiczem XVIII wieku? 59 Był też książę biskup dosyć sceptyczny wobec czasów, w których przyszło mu żyć. Czy ten podejrzliwy stosunek Krasickiego do XVIII wieku nie przypomina usiłowań, aby „zabić oświecenie oświeceniem”? Przy czym nie chodzi tu o zwy-kły sceptycyzm światopoglądowy wobec epoki, ale raczej o zasadę permanentne-go nieprzystawania do realnej rzeczywistości programów, postulatów i wyzwań, które tak namiętnie formułowano w drugiej połowie tego stulecia. Oczywiście, pi-sarz w jakiejś mierze wierzył w owe hasła, ale dosyć wcześnie wyrażał też wobec nich sceptycyzm i stosunkowo samodzielny dystans. Właśnie chciałbym na po-czątek to szerokie widzenie Oświecenia przez Krasickiego zestawić z dystansem, jaki w XX wieku prezentował wobec swoich czasów Gombrowicz. Kluczowa jest tutaj kategoria tradycji, ale ważna jest też Europa. Krasicki był Europejczykiem.

Mickiewicz szczególnie podkreślał u niego „precyzję formy francuskiej” i „for-my poezji włoskiej”8. Niewątpliwie, przybliżał Polskę ku Europie, pragnął, by Polacy nabrali większej ogłady, kultury, nowoczesnego obyczaju, światła wiedzy.

Gombrowicz formułował swe myśli z innego pułapu. Drwił z niemocy naszych obywateli, z pielęgnowania utartych stereotypów na temat polskości, z ciąg- łego bezmyślnego naśladownictwa osiągnięć innych nacji, ale przede wszystkim nie akceptował ustawicznego poniżania się Polaków wobec cudzoziemców, gdy chodzi o postęp cywilizacyjno-kulturowy, oraz jednoczesnego wywyższania się naszych rodaków nad innych w kategoriach cierpienia i martyrologii9. Wyni-ka z tego, że obaj czuli ducha swoich czasów i pragnęli zmian. Sytuowali się nieco wyżej od współziomków i pragnęli przewartościować relacje i zależno-ści Polaków wobec innych. Potraktujmy to zatem jako kolejny punkt wspólny.

I wreszcie postrzeganie bliźniego. Bardzo pouczający jest jeden z przykła-dów zabiegu satyrycznego z Pana Podstolego. Główny bohater wśród powoprzykła-dów, dla których zaprzestał udostępniać własnej bogatej biblioteki sąsiadom, wy-mienia i taki:

Przeświadczony u siebie będąc – rzekł dalej – iż dobro powinno się udzielać, prowadziłem do moich książek sąsiadów, i pożyczałem [im]

tych, których żądali. Cóż się stało? Oto przez połowę zginęły, a te, które oddano, podarte były, albo też splamione i pozapisywane na margi-nesach. Żeby przynajmniej czytający uwagi swoje albo krytykę dzieła

8 A. Mickiewicz: Dzieła. T. 9: Literatura słowiańska. Kurs drugi. Przeł. L. Płoszewski.

Oprac. J. Maślanka. Wyd. rocznicowe 1798–1998. Warszawa 1997, s. 209, 210.

9 Najwyraźniej Gombrowicz sformułował te postulaty w Przedmowie do Trans-Atlantyku (Kraków 2005, s. 6):

[…] przezwyciężyć polskość. Rozluźnić to nasze poddanie się Polsce! Oderwać się choć trochę! Powstać z klęczek! Ujawnić, zalegalizować ten drugi biegun odczu-wania, który każe jednostce bronić się przed narodem, jak przed każdą zbiorową przemocą. Uzyskać – to najważniejsze – swobodę wobec formy polskiej, będąc Polakiem być jednak kimś obszerniejszym i wyższym od Polaka!

Roman Doktór

60

zapisywali, znośniejsza by rzecz była, i owszem, z dobrych przypisów nabierałaby księga szacunku. Ale te przypisy albo były konotatką, wie-le korcy zboża do młyna zawieziono, wiewie-le słoniny z spiżarni wzięto, albo też pobożny czytelnik wielkimi literami dla formowania charak-teru napisał: Ad maiorem Dei gloriam10.

Chociaż całość ma charakter anegdoty, to bardzo wyraźnie dochodzi tu do głosu funkcja satyryczna, podane przykłady mają ośmieszyć czytelnicze zapały sąsiadów. Satyryczność jest tutaj pogodna. Zresztą cała ta sekwencja ubarwiona zostaje na koniec dowcipną pointą:

Jeden, nie mając co lepszego podobno do roboty, w Kronice Bielskiego, gdzie są portrety królów, całej familii jagiellońskiej wąsy namalował.

Od tego czasu, zebrawszy rozproszone książek ostatki, uczyniłem moc-ne przedsięwzięcie nikogo do mojej biblioteki nie zapraszać11.

Widzimy tutaj Pana Podstolego obdarzonego dużym poczuciem humoru, z dystansem, ale i złośliwie oceniającego swoich sąsiadów, wykorzystującego anegdotyczne zdarzenia w celu ewidentnie satyrycznym. Oczywiście, podobny sposób opowiadania jednocześnie ubarwia cały wywód. Ale czy nie jest to także kapitalny przykład Gombrowiczowski? Oto oświecony główny bohater powieści traci wiarę w swoją „oświeceniową misję”. Nie warto uczyć prostaków, bo ich się nie da przemienić, a prostactwo wyjdzie z nich zawsze. Ten rodzaj sceptycyzmu wobec przesłań i wartości epoki nie był zbyt powszechny i właśnie Krasicki był, jak się zdaje, prekursorem takiego myślenia na naszym gruncie. Trudno o bar-dziej wyrafinowaną niewiarę w tak zwane hasła epoki. Ten przykład pokazuje także, jak bardzo niejednowymiarowy (wbrew powszechnym mniemaniom) jest główny bohater powieści. Gombrowicz powiedziałby bardziej dosadnie: „Skąd wam się wzięło, że wszyscy muszą być inteligentni i oświeceni? […] Zostawcie chamów w spokoju” (DZ, 2, s. 78). Czyż w istocie w opowieści Podstolego, bez użycia, oczywiście, tak dosadnego słownictwa, nie zostało powiedziane dokładnie to, co tak jednoznacznie sformułował Gombrowicz?

Najbardziej jednak łączy Krasickiego z Gombrowiczem poczucie, że świat polega na udawaniu, na rozmaitych grach masek. Pisze w liście:

Otrzymałeś już zapewne mój portret […]. Racz przyjąć ode mnie ów dowód przyjaźni, kazałem go namalować w małych rozmiarach, by nie zajmował zbyt wiele miejsca w Twym mieszkaniu.

KIK, 2, s. 270

10 I. Krasicki: Pan Podstoli. Wstęp i oprac. K. Stasiewicz. Olsztyn 1994, s. 27 (cz. 1, ks. 1, rozdz. 9).

11 Ibidem.

Czy Krasicki był Gombrowiczem XVIII wieku? 61 Można, naturalnie, brać te słowa za zwykłą kokieterię, ale jest w nich chyba coś więcej – żartobliwy dystans wobec siebie, piastowanego stanowiska, pano-szącej się ówcześnie maniery wielkopańskości.

Poświęćmy nieco więcej uwagi roli wizerunku utrwalonego na malarskim portrecie12. Widać, że był on ważny dla Krasickiego (nie mniej ważny był dla Gombrowicza). Przytoczmy bardzo ciekawy w tym względzie fragment listu do Lehndorffa z 1786 roku:

Myśl urządzenia żywych obrazów jest wyborna. Naprzód kazałem przynieść ramę portretową, ustawić ją obok stołu i wszyscy moi do-mownicy stawali się jeden po drugim portretami, a gdy przyszła kolej na mnie, orzeczono, że to jedyna moja podobizna, na której jestem wiernie przedstawiony.

KIK, 2, s. 289

Można, oczywiście, ten fragment potraktować jako maskaradową scenkę obyczajową z życia dworu. Sądzę, że jest w niej coś więcej. Istotne znaczenie ma tutaj rama portretowa. Dziwny przedmiot, który sam nic albo prawie nic nie znaczy. Powie chłop w bajce Krasickiego Filozof i orator: „Wolałbym jednak obraz aniżeli ramy”. Rzeczywiście, w sensie materialnym wartość ram wobec obrazu jest znikoma (pomijam żartobliwe i groteskowe sytuacje, kiedy dzieło sztuki malarskiej jest tak marne, że ramy są cenniejsze od obrazu, co, oczywi-ście, samo w sobie może być przyczyną złośliwych przytyków). Jednakże ramy mają w sobie pewną moc magiczną. Są rodzajem ograniczenia i domknięcia rze-czywistości, którą dopiero można stworzyć, dowolnie ukształtować i wymyślić.

To właśnie taka ich funkcja została zastosowana w opisanej grze towarzyskiej.

Żywi ludzie wypełniający te sztuczne ramy to maskaradowe zderzenie dwóch światów – wyimaginowanego świata sztuki (tu portretowe ramy kierują nas ku czemuś sztucznemu) z rzeczywistością świata żywych ludzi, zgromadzonych

Żywi ludzie wypełniający te sztuczne ramy to maskaradowe zderzenie dwóch światów – wyimaginowanego świata sztuki (tu portretowe ramy kierują nas ku czemuś sztucznemu) z rzeczywistością świata żywych ludzi, zgromadzonych