• Nie Znaleziono Wyników

In pace, czyli: co opowiada podziemne przejście

W dokumencie Papierowi bandyci (Stron 76-83)

Adolf Rode [George Füllborn]

54. In pace, czyli: co opowiada podziemne przejście

Gadatliwość żony szewca Halmana, mimo najusilniejszych próśb ojca Hygina, postarała się o to, że nie tylko całe miasto Kraków dowiedziało się o chybionej ucieczce karmelitki, ale nadto generalny wikariat biskupi, a to jeszcze tego same-go dnia przed południem. Gazety wspomniały wówczas o tym tylko pobieżnie.

Nikt nie wiedział, kto była owa zakonnica, ani jak się nazywała i tak wkrótce zaprzestano mówić o całym tym wypadku.

Przeciwnie, generalny wikariat biskupi natychmiast rozkazał wyprowadzić śledztwo i tymczasowo zamknąć mniszkę za przełamanie klauzury. Rozkaz ten przeorysza otrzymała o południu. Ona i jej dzielny spowiednik, ojciec Hygin, o którym w pewnych kółkach Krakowa nie bez zasady utrzymywano, że jest synem czcigodnej matki Tarsylii, pochodzącym z duchownego małżeństwa, nie bardzo się zbudowali tym biskupim dekretem. Śledztwo skoro się rozpocznie, wyda na jaw rozmaite rzeczy, które na cały klasztor rzucą jak najgorsze światło.

Tarsylia zatem i Hygin postanowili o losie Jowity rozstrzygnąć stanowczo na zgromadzeniu wielkiej kapituły, na odbycie której Hygin jeszcze tego samego dnia otrzymał pozwolenie przeora wizytatora.

Klasztory mają swoją własną jurysdykcją, według której sądzą, wyrokują i karzą, której na mocy opieki konkordatów ani rząd, ani biskupi zaprzeczać nie mogą. Tym sposobem tworzą one rząd w rządzie, rzeczpospolitą w monar-chii.

Nazajutrz rano zgromadziła się cała kapituła, przeorysza z czterema dorad-czyniami, które dzisiaj wystąpiły w siwych ubiorach, tudzież wszystkie siostry.

Narada trwała całą godzinę; wreszcie wyrok już był poprzednio wydany, bo go ojciec Hygin skreślił, a cztery powiernice potwierdziły. Brzmiał następnie:

Postanowienie konwentu karmelitek bosych Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny.

W obecności czcigodnej matki przeoryszy Tarsylii Dołgorówskiej i czterech doradczyń itd. Postanowiono:

i. Dawniejsza Jowita od aniołów Ubryk, później siostra świecka, a teraz di-scola (odrzucona) z zakonu winną jest dopuszczania się niemoralnego postępo-wania.

ii. Ciągłych niespokojności, przekraczania reguł, złodziejstwa, chytrych na-paści itd.

iii. Wyprzysiężenia się łaski Chrztu Świętego i oddania się diabłu.

iv. Niegodnego komunikowania, świętokradztw i obrazy boskiej.

v. Naruszenia ślubu czystości przez stosunek miłosny z nowicjuszem zakonu Wojciechem Żarskim, również:

v. Naruszenia haniebnie ślubu posłuszeństwa, ubóstwa i mianowicie samot-ności, przez ucieczkę, której się dopuściła w dniu 25 maja 1848 r. dopełnioną.

54. In pace, czyli: co opowiada podziemne przejście 75 Gdy więc ta discola, według świętych reguł matki naszego zakonu św. Teresy, dostatecznie zasłużyła na śmierć przez zamurowanie, gdy kara ta dla Majestatu Boskiego i dla zbrodni haniebnych godności naszego świętego zakonu uwła-czających byłaby za mała, przeto w imieniu Trójcy Świętej, Boga Ojca, Jezusa Chrystusa, Syna Jego i Ducha Świętego, tudzież Wszystkich Świętych, a szcze-gólnej Świętej Teresy, skazaną zostaje:

i. Na odprawienie trzydniowej kościelnej pokuty;

ii. Na ochłostanie przez wszystkie siostry, na odarcie z zakonnej odzieży i na pozbawienie duchownej godności;

iii. Na ogłoszenie za umarłą i na wykreślenie z listy zakonu;

iv. Na pozbawienie mszy świętej i komunii; i nakoniec v. Na wieczne zamknięcie.

(Tu następują podpisy wszystkich sióstr).

O zarzucie nieczystości pobożne siostry zamilczeć wolały. Tak jest, wiadomo rzeczywiście, iż zakonnice dopuszczają się potajemnych grzechów, iż w klaszto-rach istnieją grzechy, których „przewrotny” świat, dzięki Bogu, wcale nie zna, grzechy przedstawiające najwyrafinowańsze płciowe rozkosze, grzechy, które bez klasztorów nigdy by nie istniały!!! Jednak nie możemy zaprzeczać, że Barbara w złej godzinie upadła. Tu chodzi tylko o odparcie zarzutu nieczystości.

Przypomnijmy sobie listy Barbary do Wojciecha: jest tam mowa o tym wy-padku, ale zarazem przedstawiono tam jasno dążność przeoryszy i mniszek do moralnego i fizycznego jej zgubienia. Wiemy, co sądzić o wszystkich tych zarzu-tach. Odebrano jej brewiarz, zabroniono uczęszczać do kościoła, modlić się, a po-tem obwiniano ją o porozumienie z diabłem, o obrazę Boga. Doprowadzono ją do rozpaczy, aby się sama zabiła, doprowadzono ją do szaleństwa, aby ją o opętanie obwinić można było. Jeżeli rzeczywiście była tak bezbożna, tak niebezpieczna, dlaczegóż raczej nie wygnano jej z klasztoru?

Gdy postanowiono ten okrutny wyrok, wprowadzono Jowitę i odczytano jej takowy wśród uroczystej ciszy. Jedna tylko siostra Agnieszka płakała, ale wyrok ten także podpisała. Jowita wysłuchała go zimno, nie zdradziwszy się żadną miną.

Umarła już była dla świata, od chwili, w której ostatnia jej nadzieja tak srogo zawiedziona została.

Po czym oświadczyła jej przeorysza, że po południu wyrok wchodzi w wyko-nanie, a siostry ostrzeżono, aby się nie zanieczyszczały jej dotknięciem.

Tymczasem ukazał się w klasztorze wysłany z generalnego wikariatu bi-skupiego wizytator w osobie kanonika Bomella. Ale, mimo bibi-skupiego peł-nomocnictwa, nie dopuszczono go do wizyty. Przeorysza oznajmiła mu, że biskup nie ma prawa wtrącać się do ich spraw klasztornych, a tylko generał zakonu może zarządzić nadzwyczajną wizytę. Spowiednicy oświadczyli, że je-żeli biskup zechce interweniować, to nie będą odprawiali mszy w kościele, ani

In pace

żadnych w klasztorze duchownych obowiązków sprawowali, bo przez to prze-orysza i konwent wezmą udział w cudzych grzechach. Wskutek tego Bomell oddalił się, a biskup zabronił wizyty i wyprowadzenia śledztwa. Przeorysza tedy wygrała sprawę.

Po skończonym obiedzie przeorysza ukazała się w celi Jowity, a z nią mniszka niosąca bardzo grubą pokutną suknię. Mniszka milcząc, zerwała czarny kwef z głowy Jowity, tudzież całe ubranie. Gdy Jowita stanęła nago, wrzucono na nią pokutną suknię, zaczynającą się pod szyją i aż do stop spadającą. Głowę miała odkrytą, nogi bose.

Tymczasem zbliżyły się wszystkie siostry i uszykowały w dwa długie rzędy, śpie-wając litanie. Włożono Jowicie na szyję sznurek i dano gorejącą pochodnię w jed-ną, a dyscyplinę w drugą rękę. Jedna zakonnica podchwyciła za koniec sznurka i ciągnęła Jowitę pomiędzy obu szeregami, a cała procesja śpiewając, ruszyła do sali modlitwy, na której małym ołtarzyku paliły się dwie świece. Przeorysza roz-kazała Jowicie, aby Boga i całe zgromadzenie prosiła o przebaczenie za zgorszenie, jakiego się dopuściła. Bliżej stojące zakonnice podpowiadały jej po cichu, co ma mówić; powtarzała więc wszystko słowo w słowo. Potem pokutną koszulę ob-ciągnięto aż do połowy ciała i tu przymocowano ją żelaznym pokutnym pasem.

Zgaszono świece i procesja udała się na dół, w podziemia, aż do zakrystii. Tu odźwierna otworzyła drzwi ukryte w niszy i wprowadzono Jowitę na sznurku do zimnej, ciemnej izby. Siostry powoli śpiewały Miserere, a tylko pochodnia, którą Jowita trzymała w ręku, ponuro oświetlała podziemne przejście, aż wszyscy przybyli do czworokątnej trupiarni. Siostry drżały od zimna, woń trupia z psują-cych się ciał tamowała im oddech, szczury, żyjące pośród kości spoczywająpsują-cych tu sióstr, przerażały je. Znajdowano się pod wielkim ołtarzem kościoła.

Przeorysza kazała Jowicie klęknąć, każda siostra przystępowała do niej i mierzała dyscypliną trzy silne razy… Gdy to skończono, jedna mniszka wy-jęła z rąk pokutującej pochodnię, a procesja wróciła znowu na światło dzienne, milcząc i pozostawiając tam Jowitę. Ta pozostała tu na pokucie aż do wieczora, póki jej znowu ta sama procesja nie zabrała i nie zamknęła w karnej celi.

Przez trzy dni powtarzała się ta sama ceremonia, a pokutującej nie dano ani chleba, ani wody. Czwartego dnia rano stawiono ją przed kapitułą, dla otrzymania drugiej części kary. Jeszcze raz ubrano ją w suknie zakonne i te odbierano jej potem sztuka po sztuce, aż została w pokutnej koszuli. Przeorysza oświadczyła jej, że teraz ubioru za-konnego i godności duchownej na zawsze już jest pozbawiona i wolno każdej siostrze czynić jej wstyd i hańbę. Wpadły więc na nią, plwały jej w twarz, biły pięściami z tyłu i przodu, rwały włosy z głowy; słowem: każda według upodobania dopełniała okru-cieństwa na nieszczęśliwej. Jowita padła na kolana, bo już stać nie mogła; przez trzy dni pokuty sypano jej pod nogi tłuczone szkło, tak, że jej pokaleczone nogi stanowiły jedną ranę. Bita i kłuta igłami przez mniszki najokropniej z bólu jęczała. Przeorysza lękała się, aby za wcześnie nie omdlała, kazała więc chłostać odrzuconą. Mniszki

54. In pace, czyli: co opowiada podziemne przejście 77 uszykowały się w dwa rzędy, a w środku umieszczono ławkę. Obnażono Jowitę zupeł-nie, położono ją na ławce, dwie siostry trzymały ją za ramiona, dwie drugie za nogi. Po kolei występowała jedna mniszka po drugiej i brzozową rózgą wymierzała nieszczęśli-wej liczne razy, gdzie jej się podobało. Przeorysza przyłożyła jej do skrwawionej nogi zapaloną gąbkę i trzymała, aż póki się nie zwęgliła.

Gdy nakoniec wszystkie mniszki dostatecznie nasyciły swoje tygrysie serca, Jowita od dawna omdlała. Spadła z ławki nieruchoma stękała, lecz przyszła do siebie. Zostawiono ją obok pokutnej sukni leżącą we krwi, zamknięto salę kary i udano się do chóru dla zaśpiewania Ciebie Boże chwalimy. Temu, który powie-dział: „Nie sądźcie, aby i was nie sądzono!”

Jeszcze tego samego dnia nazwisko Barbara Jowita Ubryk zupełnie wykre-ślone zostało z ksiąg znajdujących się w tajemnym archiwum w zakrystii. Ojciec Hygin wyskrobał to nazwisko.

Od trzech dni zalecono zgromadzeniu klasztornemu, aby się modliło publicz-nie za tę pożałowania godną istotę, mniszki obłudpublicz-nie odprawiały modlitwy za

„odrzuconą”. Teraz nadszedł dzień, w którym na wieki miała zostać uwięzioną.

Gdy się mniszki przed obiadem udały do chóru, przeorysza z faworytkami swo-imi znowu wróciła do karnej sali do Jowity. Rozwiązano jej ręce, przy czym Jowita krzyczała, sznury aż do krwi ciało jej poprzerzynały.

— Módl się po raz ostatni! — nakazała przeorysza. Nigdy więcej nie ujrzysz krzyża świętego!

Odebrano jej żelazny krucyfiks, postawiono ją na nogi i narzucono wreszcie na nią pokutną koszulę. Dwie posługaczki wzięły ją pod ręce, trzecia popychała ją z tyłu, a przeorysza kazała jej iść. Tak szła, nie wiedząc dokąd, ale przekonana, że ją teraz wiodą na stracenie, szeptała więc:

— O Boże, zlituj się nade mną! O Boże, dopomóż! O Boże, nie opuszczaj mnie i Boże przebacz, jeżeli cię obraziłam!

Przybyli do chóru. Mniszki klęczały już w swoich stallach. Na środku chóru stała trumna. Przed nią postawiono Jowitę. Zamarłym wzrokiem patrzała na cztery deski, które ciało jej przyjąć miały.

Mniszki zaczęły przez nos odprawiać modlitwy. Dwie z nich wzięły Jowitę i położyły w trumnie, przy niej postawiono dwie zapalone świece i kociołek ze święcona wodą. W kościele spowiednik, ojciec Hygin, odprawiał mszę żałobną.

Podniesienie i komunia już przeminęły, bo tym dwom tajemniczym ofiarom ołtarza „odrzucona” nie powinna była towarzyszyć.

Przy końcu mszy odezwał się dzwon za umarłych. Niejeden pobożny krako-wianin, który wówczas przechodził, zdjął kapelusz i odmówił Zdrowaś za mnisz-kę, która według jego mniemania umarła.

Zarzucono całun na Jowitę. Ojciec udzielił rozgrzeszenia in articulo mortis i głębokim głosem odśpiewał wigilię za umarłych.

Mniszki odpowiadały mu. Nastąpiła litania do wszystkich świętych i pieśń:

In pace

Od wrót piekła.

Wybaw, panie, jej duszę.

Requiescat in pace!

Amen.

Dzwon umilkł, ojciec odszedł od ołtarza, mniszki powstały ze stalli. Pojedynczo przychodziły do naczynia ze święconą wodą, kropiły nią Jowitę i odchodząc z chóru mówiły:

— Requiescat in pace!

Znowu dwie z nich zdjęły całun, zagasiły świece i wezwały Jowitę, by wstała z trumny. Gdy się to stało, była cała wodą zmoczona, którą mniszki złośliwie ją zla-ły. Msza za jej duszę już została odprawiona, nie należała już do liczby żyjących.

Requiescat in pace! — mówiły mniszki, odchodząc. Trzeba znać klasztorny sposób wyrażania się, aby pojąć szyderstwo zawarte w tych słowach. Requiescat znaczy: „Niech odpoczywa”, a in pace: „w pokoju.” Ale w klasztornym języku i więzienia nazywają się in pace, co znaczy, że przyjęta przez nie istota spoczywa tam w spokojnej nocy grobowej. Ta dwuznaczność tym razem w kształcie po-bożnego wyrażenia zawierała okropny los Jowity: „Niech odpoczywa — w wię-zieniu!”

Mniszki udały się do refektarza na obiad. Podprzeorysza wyjątkowym spo-sobem dzisiaj przewodniczyła u stołu, a dzwon dał znak, aby się nikt nie poka-zywał. Mniszki wiedziały, że ich nieszczęśliwa ofiara wydaną została swojemu losowi; ale więzienia nie powinny były widzieć, dlatego kazano im udać się na obiad. Na chórze przy Jowicie pozostała tylko przeorysza i najstarsza siostra Zuzanna, która swojej godnej matce nie ustępowała ani w okrucieństwie, ani w zakamieniałości niewieściego serca. Ta znowu związała Jowicie ręce w tył, a potem czekano na ojca Hygina. Gdy ten ukazał się, przeorysza podała mu bicz, a takiż bicz trzymała ona i Zuzanna.

— Naprzód! — rozkazała przeorysza.

W tym samym czasie trzy uderzenia biczem padły na głowę Jowity, która okropnie krzyknęła. Zuzanna szła pierwsza, ciągnąc za sobą Jowitę, a ksiądz i przeorysza popędzali ją przed sobą i bili biczami.

Z chóru wyszli na korytarze, potem zeszli na dół i jeszcze niżej, w podzie-mia. Jowita pojmowała teraz okropność swojego położenia, wpadła w rozpacz.

Krzyczała, wzywała pomocy. Błagała Nieba o ratunek, padła na ziemię, ale ją ciągniono.

Gdy ją tym sposobem ze schodów zwleczono, miała nogi krwią zlane, skórę poranioną, a cały jej stan był taki, iż nawet kamienne serce wzruszyć by był powi-nien. W podziemnym przejściu nie udano się teraz do trupiarni: drzwi zamyka-ły tę drogę, lecz skierowano się gdzie indziej i nagle zatrzymano przed mazamyka-łymi półokrągłymi drzwiczkami. Otwarto je potężnymi kluczami i wrzucono Jowitę w małą podziemną przestrzeń — do więzienia, in pace.

Jeszcze padły bicze na jej głowę, jeszcze raz prosiła zmiłowania, litości; woła-ła do Boga, aby jej wysłuchał; jeszcze raz odpowiedziano jej zuchwałym, szyder-czym śmiechem… potem drzwi zatrzaśnięto, rygle zasunięto, klucze zgrzytnęły

— wszystko się skończyło.

Działo się to 30 maja 1848 roku.

Izabella

W dokumencie Papierowi bandyci (Stron 76-83)