• Nie Znaleziono Wyników

Józef Albin Herbaczewski, W kwestii sporu polsko-litewskiego słów kilka 9

Józef Albin Herbaczewski, W kwestii sporu polsko-litewskiego słów kilka

9

[I]

Największą chorobą chwili obecnej jest wstręt do prostoty, zaś iście neuropatyczne zamiłowanie nadzwyczajnych „nadzwyczajności”. Prostota jest nudziarstwem, ba! nawet wszeteczeństwem, szczerość zaś – zdziecinniałą sancta simplicitas… Nadzwyczajnie pstrokata frazeologia (obliczona na głupotę ludzką), nadzwyczajnie fajerwerkowy afo-ryzm, nadzwyczajna adoracja „nadzwyczajności” – oto są znamiona współczesnej inte-ligencji, wrzekomo najpotężniejszej od stworzenia „rozumnej bestii”… Zawsze chcieć widzieć w oku bliźniego źdźbło, zaś w swoim oku przenigdy nie chcieć widzieć nieocio-sanego koła – zawsze fabrykować monomaniackie teoryjki o dobroczynności „wybrane-go narodu”, zaś szkodliwości obce„wybrane-go, „niewybrane„wybrane-go” – zawsze admirować „osobistą”

wierność i złość, zaś potępiać „nieosobistą”, choćby anielską dobroć – oto są kanony tej współczesnej inteligencji, tworzącej nowe życie – wolne, niepodległe!... I nieraz mnie się zdaje, że w wielkiej „mózgownicy teraźniejszości” zagnieździł się nadzwyczajny Pająk, który w imię osobistej, pajęczego majestatu, wolności wiesza wszystkie zdrowe, proste, rozumne, twórcze myśli!...

9 „Kurier Litewski” R. III (1907), nr 153, 154.

Opatrzone uwagą redakcji: Nie ze wszystkim zgadzając się z autorem niniejszego artykułu, zamieszcza-my go jako nie tylko ujęty w piękną formę, ale i ciekawy dla nas głos Litwina, omawiający długotrwały spór ze swego punktu widzenia.

Głos to charakterystyczny.

82

Kwestia stosunku odradzającej się Litwy do Polski i odwrotnie jest bardzo prosta dla ludzi dobrej woli, dla ludzi pragnących myśleć swoim własnym, a nie pożyczonym mózgiem. Rozumową podstawą tej kwestii muszą być dodatnie, twórcze elementy ducha zarówno litewskiego, jako i polskiego, nie zaś, jak dziś się praktykuje, same tylko ułom-ne, niszczycielskie, przejściowe, chaotyczułom-ne, sprzyjające rozwojowi opętańczej manii prześladowczej na tle egoizmu narodowego. Pryzmatem musi być jeden punkt styczny, który istnieje i istnieć będzie, bo istnieć musi prawem współdziałania narodowych in-dywidualności w twórczym procesie cywilizacyjnym – nie zaś, jak dziś się praktykuje, dwa punkty krańcowo rozbieżne, wrzekomo przenigdy nie zlewające się w jeden punkt zgody – dwa punkty jakowychś dwóch walczących monomachij w imię wariackiej de-wizy: „Tobie zniszczenie, a mnie – wolne życie panowania!”. Tak ja stawiam, jeśli się wyrażę, metafi zyczną stronę kwestii litewsko-polskiej. Dla mnie, Litwina, obojętne są złe, niszczycielskie pierwiastki, tkwiące w duszy zarówno Litwina, jak i Polaka, bo te pierwiastki już w swoim zarodku noszą śmierć. Litwin albo Polak nie mają wyłącznego monopolu czynienia złego – monopolu diabolizmu społecznego. Zło w życiu danego narodu jest przejściowe, przemijające, choć częstokroć i pożyteczne – jako „nawóz do hodowania lilii dobra”. Wierzę w twórcze, wieczne pierwiastki narodowych duchów Litwy i Polski! Dlatego też mojego stosunku do Polaków nie śmiem oprzeć na podstawie przemijającej, a więc de facto i nieistniejącej.

Kwestia polsko-litewska w prasie zarówno polskiej, jak i litewskiej jest jednostron-nie (aż do chorobliwości przeczulonych władz duchowych) tendencyjna, wyzuta z prawa konieczności historycznej, pozbawiona istotnego tła psychologicznego. Liczne artykuły polemiczne w tej kwestii publikowane, robią wrażenie gimnastyki mózgowej – jako-wegoś dziwnego sportu. Grzeszą nadmiernym zaciemnieniem horyzontu i perspekty-wy, a zwłaszcza egoizmem, pozbawionym racji i logicznej argumentacji. Najczęściej piszącym takie artykuły nie o rzecz samą chodzi, jeno tylko o formę, o frazes źle użyty, o kiepskie wyrażenie. Przewodnią myślą stało się nie szczere pragnienie czynnego du-cha zgody, jeno iście biurokratyczna mania szufl adkowania faktów i fakcików na „ro-zumne” i „głupie”. Mózgi się męczą tendencyjną analizą tych faktów i fakcików, które nic nie zaważyły na szali wielkich wypadków dziejowych i stają się niezdolne do pracy syntetycznej, ogarniającej całokształt życia narodowego w jego koniecznym rozwoju twórczym. Miast rozwikłania zawiłych, zagmatwanych, wyjaśnienia domagających się kwestii, otrzymuje się zawsze camera obscura, tworzy się zawsze „ciemności egipskie myśli społecznej” tak zagmatwanej, że największy logik jej nie odgmatwa! W konse-kwencji tworzy się kult absurdów (w myśl przysłowia „na bezrybiu i rak ryba” urabia się aforyzm „na bezmyśli i głupota myśl”) – w rodzaju tych, na przykład „Litwini są na wieki wieków zlani z duszą polską i dlatego ich separatyzm zbrodnią jest” albo „Polacy są dziedzicznymi Litwy wrogami i żadnej z nimi zgody być nie może – przenigdy”…

Zapanowała iście opętańcza mania stwarzania nierozwiązalnych kwestii spornych – ma-nia: a priori w ten sposób stawiać kwestię, iżby absolutnie nie można jej było rozwiązać.

Jest to, zaiste, groźna choroba, stokroć groźniejsza niźli tak zwane „niebezpieczeństwo pruskie”.

Niemal powszechnie jest przyjęta zasada rozważać kwestię sporu polsko-litewskiego mózgiem XIX albo XVI wieku. Zadziwiający konserwatyzm! Wyrzekanie się myśli XX wieku na rzecz „pięknych upiorzyc czarujących ócz”! Apoteozuje się tendencyjnie

uro-Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku

83 bioną historię „minionych wieków sławy” – jako „wiecznie obowiązujące prawo” (np.

unia Litwy z Polską), zaś częstokroć bezczelnie ignoruje się prawo rzeczywistości, które przecież jest żywym testamentem przeszłości – tego sfi nksa, co to nierozwiązalne stawia zagadki do rozwiązania. Przeszłości nie ma jako odrębnego ducha! Przeszłość jest ciągłą teraźniejszością,. Nic się ostatecznie nie dokonywa, lecz wszystko się ciągle odradza, przemienia, tworzy się. Stara Litwa obumarła w dawnej, już nieistniejącej unii. Nowa Litwa odradza się w duchu nowoczesnej unii ludów i narodów… Starej Litwy nie ma, jako i starej Polski nie ma. Jest tylko odradzająca się Litwa i odradzająca się Polska. Po co więc te kompromisy z „cieniem grobów”? Przekonanie, że prawdę rzeczywistości można łatwo okłamać, obejść, zamalować, jest najstraszniejszym ze złudzeń. Litwa dla Polaków jest wielką zagadką – niezawodnie. Lecz nie mniejszą zagadką jest i Polska dla Litwinów. W zetknięciu tych dwóch zagadkowości narodowych tkwi istota konfl iktu polsko-litewskiego. Tylko nie trzeba roić, że ten konfl ikt jest czymś w rodzaju „narodo-żerstwa”. Dzięki temu konfl iktowi Polacy poznają siebie, Litwini zaś siebie, a przez to poznanie dojdą do zrozumienia koniecznej zgody w walce z prawdziwym już wrogiem.

Drogą bojowania – częstokroć, zda się, chimerycznego – ludy i narody dochodzą do wielkiej świadomości kulturalnej, a więc i potęgi politycznej.

*

W kwestii sporu polsko-litewskiego częstokroć się powołują na autorytet Adama Mickiewicza, w imieniu którego, zda się, na kpiny knują się monstrualne „narodożercze”

doktryny i spiski przeciwko duchowi testamentu wieszcza. Miast mickiewiczowskiego sztandaru powszechnego narodów i ludów braterstwa, podnosi się do góry żmudzki lub mazowiecki kij i fanatycznie się woła: „Ustąp z drogi, bo cię…”. I doszło już do tego, że dziś toczy się zawzięta walka o to, czy Adam Mickiewicz był polskim, czy litewskim narodowym demokratą. Ducha wieszcza licytuje się gdyby stary obraz w antykwarni:

kto więcej da, ten kupi! I zaiste nie może już być większej profanacji wieszczego ducha Adama. Wciąż słyszymy, jakby na targowisku, wołanie, groźby, wzywania: „W imieniu Adama Mickiewicza bądź Polakiem! W imieniu Adama Mickiewicza bądź Litwinem!”.

Maluczko, maluczko, a usłyszymy otwarte wezwanie: „W imieniu Adama Mickiewicza – bądźcie chuliganami!”…

I komuś przypadnie w udziale zawołać do Litwinów i Polaków: „W imieniu wieszcza Adama, który zrodzon jest w duchu braterstwa walczącego z przemocą, bądźcie przede wszystkim ludźmi! Boć przecie Mickiewicz jest i będzie (mimo protestu szowinistów) nie tylko Polski, lecz i Litwy wychowawcą wielkim. Niedorzecznymi mnie się wydają obawy nacjonalistycznie sfanatyzowanych Litwinów, że Mickiewicz jako wychowawca Litwy – byłby… polonizatorem. Jeżeli Mickiewicz może być dla Litwy polonizatorem, to Litwini muszą się strzec swej duchowej tradycji i z konieczności ulec wpływowi Puszkina jako nowego Litwy wychowawcy. Obowiązkiem Litwinów jest zrozumieć Mickiewicza takim, jakim on był, a przez to zrozumienie zniweczyć wpływ pseudo-Mickiewicza, który jest urobiony na wzór polskiej endecji. Prawdziwy Mickiewicz jest ojcem, a nie wrogiem Litwy! Ojcem wolnej Litwy jest!

Więcej zdrowego rozsądku, mniej fanfaronady, pychy i zaślepienia partyjnego. O co właściwie chodzi? O treść duchową, czy o formę tylko? O to, co jest ciągle twórcze, czy Józef Albin Herbaczewski, W kwestii sporu polsko-litewskiego słów kilka

84

o to, co jest znikome? Kształty co dzień się zmieniają, cóż więc miłujemy? Zali tylko gotowe futerały, w których świat cały chcemy zamknąć? Wszak zbrodnią jest chcieć wtłoczyć wiecznie twórczego ducha w ciasną formułkę kołtuństwa myślowego!

[II]

Formalna (podkreślam to słowo) deklaracja litewskości lub polskości (najczęściej dla zysku lub kariery) nie jest jeszcze istotą polskości lub litewskości. Można się nazy-wać Litwinem lub Polakiem i praconazy-wać w „Wileńskim Wiestniku” lub w „Moskiewskich Wiedomostiach” na zgubę Litwy i Polski. Można natomiast zwać się na przykład Francuzem i być wychowawcą Litwy i Polski! Więc po co te tendencje – to szczyt komi-zmu! Lepiej mieć jednego syna mądrego niźli dziesięciu głupich. Zali potężniejsza będzie Litwa lub Polska, mając sześć milionów lub trzydzieści sześć milionów głupich, nie-oświeconych synów, miast o połowę mniejszej liczby dzielnych i kulturalnych obywateli?

W wieku XX musi panować wolny wybór narodowości. Narodowość – jest kwestią su-mienia każdego z ludzi. Mania odnarodowiania i wynarodowiania jest tylko trwonieniem energii narodowej, a w dalszej konsekwencji – samobójstwem! Ideę narodową reprezen-tują potężne charaktery, nie zaś bezkształtna, choć olbrzymia, masa etniczna, wychowy-wanie tych potężnych charakterów – jest pierwszym zadaniem odradzającej się Litwy…

I cóż pomogą tak popularne, choć prawie zawsze brzydkie, bo ciasne i ograniczo-ne hasła i hasełka, jeśli nie znajdują oograniczo-ne oddźwięku w sercu masy ludowej? Polityka sugestii wielce jest zawodna i niebezpieczna, wytwarza bowiem osobliwego rodzaju mediumizm społeczny, tj. rządy mściwych upiorów za pośrednictwem opętanych istot.

Zwłaszcza dzisiaj ten mediumizm „nadzwyczajnie jest nadzwyczajny”: najspokojniejsi i najpokorniejsi stają się drapieżnikami, sami nie wiedząc dlaczego.

Polityka narodowa nie powinna być aprioryczną koncepcją mózgową, sprzeciwiającą się logice nieubłaganej rzeczywistości (jako na przykład mania przetworzenia państwa rosyjskiego w najidealniejszą republikę na kuli ziemskiej, bez względu na chuligańskie aspiracje 90% „istinnych”… analfabetów kulturalnych i politycznych!), jeno sumą ko-niecznych, najrealniejszych (nie zaś chimeryczno-patologicznych) pragnień i potrzeb, utajonych w duszy milionów, dany naród tworzących. Działacz polityczny musi być żywym sumieniem narodu, świadomym moralnej odpowiedzialności za słowa i czyny swoje rozwojowi złego sprzyjające, a nie – jako dziś widzimy – fajerwerkiem oklaski-wanym przez fanatycznie rozegzaltowany już nie naród, jeno tłum.

Stosunek Polaków do Litwinów i odwrotnie grzeszy właśnie zupełnie brakiem tak pojętej polityki narodowej i tej polityki dostojnych reprezentantów. Perspektywy histo-riozofi czne zamazano „łechcącymi egoizmy narodowe barwami”, zaś w punkcie stycz-nym, w znaku zgody – ustawiono ostre dzidy, ba! nawet „święcone noże”… Zdolności orientacji obniżono do minimum – tak, iż już się nie rozróżnia mało ważnych, drobiaz-gowych kwestii od wielkich zagadnień narodowych, niezależnych od kaprysu lada ma-niaka. Małych, obrzydliwych, wstrętnych kwestyjek tyle się nagromadziło (i po co?), że – gdyby chmury jesienne zasłoniły zupełnie jedną tylko wielką i aktualną kwestię, mianowicie kwestię stosunku Litwinów do Polaków i odwrotnie – jako ludzi! Stało się:

i Polaków, i Litwinów dręczy małostkowość i wrażliwość na drobiazgi, zasługujące tyl-ko na uśmiech politowania. Wielkie zagadnienie leży odłogiem.

Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku

85 Jedynym wyzwoleniem z tej małostkowej matni – z tej gadaniny bez końca i począt-ku, bez wyraźnej chęci porozumienia – jest zrozumienie ducha chwili obecnej i uczy-nienie zadość tego ducha kategorycznym imperatywem. Litwini i Polacy muszą roz-graniczyć sferę swych wpływów kulturalno-politycznych i wyrzec się ekspansywnego naruszania tej rozgraniczonej sfery w imię urojonych (bo a priori skoncypowanych) status quo. Polacy powinni zrozumieć, że ciężar ich polityki i pracy kulturalnej spo-czywa nie na Litwie, jeno w Warszawie, Krakowie, Poznaniu. Za marnowanie energii narodowej w walce z Litwinami o prawa jakiejś tam wszechmanii – niedorzecznością jest. Litwini zaś powinni zrozumieć, że odpolszczenie i odruszczenie elementów litew-skiego ducha zależne jest od stanu kulturalnego Litwy. I dlatego, poniechawszy pracy odśrodkowej, muszą wszcząć pracę dośrodkową, twórczą, organizacyjną.

Przynależność Litwy do kultury zachodnioeuropejskiej zniewala ją więcej się strzec zgubnych (bo duchowi jej obcych) wpływów kultury wschodnio-bizantyjskiej, niźli pol-skiej, będącej li tylko zindywidualizowanym typem kultury łacińskiej. Mam odwagę to powiedzieć. Litwini marzą o stworzeniu swego odrębnego typu kulturalnego, niezależ-nego od polskiej, choć pokrewniezależ-nego, bo z racji przynależności do Zachodu wspólniezależ-nego.

Stworzenie tego odrębnego litewskiego typu kulturalnego, wbrew twierdzeniu „Czasu”

krakowskiego10, nie tylko jest możliwe, lecz i konieczne dla dobra samych Polaków.

Indywidualność Litwy przecież musi się przejawić – i to w formie Litwie właściwej, od Polski bynajmniej niezapożyczonej. Litwa walczy z Polską o swój własny typ kulturalny, a znaczy to: Litwa przestaje być składową częścią polskiej kultury – choćby jako potencja.

Komentarze są zbyteczne.

*

Czas już najwyższy być szczerym i poniechać monomaniackich kombinacji. W ze-tknięciu z grozą życia największa potęga ziemska maleje i kurczy się w pokorze. Litwini i Polacy, w zetknięciu z grozą obecnej sytuacji wszechświatowej, powinni nareszcie opamiętać się, wzajemne pretensje w duchu prawdy uregulować i drogę do trwałej zgo-dy politycznej utorować. Maluczko, maluczko, a usłyszymy obustronne wołania:

Do kaduka! O co właściwie się kłócimy? O to, czego nie mamy jeszcze, co jest celem naszej wspólnej walki?... Dawnej unii nie ma. Zgoda, niech i tak będzie. Ale wszak może być nowa unia – powszechna, demokratyczna, ludowa. Dążmy do urzeczywistnienia tej nowej unii. Oto nasz wspólny cel!...

Trzeba być chyba skrzepłym, iżby nie odczuć, zwłaszcza w chwili obecnej, potrzeby zgody. Położenie polityczne Polaków i Litwinów w chwili obecnej jest jak najfatalniej-sze. Polakom grozi zupełne osamotnienie w Słowiańszczyźnie, a zarazem i zupełne osa-czenie przez pangermano-panrusycyzm… Więc muszą chyba szukać sprzymierzeńców, a przynajmniej przyjaciół i zrezygnować z wielu, wielu jątrzących aspiracji politycz-nych. Litwa się znajduje między germańskim kowadłem a słowiańskim młotem, więc również musi szukać sprzymierzeńców… Słowem, zdrowy interes nakazuje i Litwinom, i Polakom zawrzeć jeżeli nie trwałe przymierze, to przynajmniej chwilowy kompromis, albowiem „chwila jest naprawdę osobliwa”. Życie wytwarza takie sytuacje, kiedy nawet piesek jest wielce cennym i pożądanym sprzymierzeńcem…

10 Stare złudzenia, „Czas” 1907, nr 79.

Józef Albin Herbaczewski, W kwestii sporu polsko-litewskiego słów kilka

86

Chwila obecna już tworzy podobną sytuację, która zniewoli i Polaków, i Litwinów, szukać nawet miernych sprzymierzeńców, iżby w straszliwym osamotnieniu pośród nie-przejednanych wrogów mogli zwycięsko wytrwać…

Niezrealizowany testament Kościuszki i Mickiewicza stać się musi zasadą nowego przymierza w bojowaniu o nowe, wolne życie. Przecież Mickiewicz i Kościuszko chy-ba nie po to bojując cierpieli, iżby współczesne pokolenie Litwinów i Polaków już nie romantycznie, lecz pozytywnie kostniało, czyniąc na przekór Duchowi Tworzycielowi!

Chyba?...

Legenda! – słyszę naigrawające się głosy.

Tak. Legenda!

Czymże żyjemy, jeśli nie Legendą? Czym? Wszak-ci dążenie do wolności Legendą jest, idea narodowa Legendą jest, a nawet i sam naród Legendą jest.

Naród bez poetycznej Legendy jest jakoby korab bez steru.

Wiedzą o tym nawet sceptycy, choć się przekornie naigrawają… Według nich nawet w „świecie Legendy” musi panować… moda.

„Nudno na tym świecie, panowie!” – mogliby zawołać z Gogolem. Legenda na pew-no nie zaszkodzi im.

Trochę weselej będzie!...

***