• Nie Znaleziono Wyników

Posłuchajmy, co mówią Litwini w odpowiedzi na zarzuty prasy polskiej. „Viltis”

(1910, nr 51, 52) w odpowiedzi na głos Konstancji Skirmunttówny, nawołujący do zgo-dy („Kurier Litewski”), „Viltis” pisze w ten sposób:

Dzieje zjednoczyły Litwinów z Polakami, wytworzyły polsko-litewską kulturę, któ-rej wyrzeczenie się byłoby ciężkim ciosem dla odradzającej się Litwy. Z tą tezą – na-szym zdaniem – z pewnym zastrzeżeniem zgodzi się każdy Litwin. Prawdą jest, że hi-storyczne współżycie Litwy z Polską wycisnęło wiele znamion na kulturze litewskiej, lecz nie trzeba ignorować i tej prawdy, że dzięki temu współżyciu naród litewski bardzo wiele ucierpiał: utracił stan szlachecki, stracił samodzielność polityczną. Mierząc miarą dzisiejszego Litwina, tu przynajmniej trzeba postawić m i n u s.

K r a s z e w s k i e g o , M i c k i e w i c z a , N a r b u t t a i wielu innych przedstawicieli kul-tury szlacheckiej Litwini oczywiście się nie wyrzekną już dlatego, że ich imion nie będą mogli wymazać z historii swojej. Czyż dzieła tych mężów nie budziły, nie budzą ze snu narodowego ducha Litwy?! Nikt tak pięknie nie wyśpiewał przeszłości Litwy, jak M i c k i e w i c z w Konradzie Wallenrodzie, w Grażynie.

Lecz utwory tych mężów dostępne są tylko dla inteligencji. Największe pragnie-nie M i c k i e w i c z a, aby jego dzieła, jego pieśni zawędrowały pod strzechę wieśnia-czą, nie spełniło się, niestety. Chłopi Litwini nie rozumieją po polsku, większość zaś spolszczonych „kmieciów” czytać nie umie. Dostępu do chaty spolszczonego kmiecia bronią wnukowie ongi sławnej szlachty litewskiej, którzy rozmyślnie ignorują dzieła M i c k i e w i c z a, rozrzucając między lud S i e n k i e w i c z a Krzyżaków i Trylogię.

Nie! Litwini nie wyrzekną się M i c k i e w i c z a , S y r o k o m l i, Narbutta! Atoli szlach-ta litewska czy się nie zaparła tych mężów? Gdyby się nie zaparła, zrozumiałaby to, co największy pieśniarz Litwy głosił, odczułaby jego geniusz i sprzyjałaby szczerze odro-dzeniu Litwy… Nie my, Litwini, lecz szlachta nie umie pogodzić przeszłości Litwy z jej teraźniejszością.

Lud litewski budzi się, uświadamia sobie, kim jest. A nasza szlachta? Jeszcze nie wie, k i m j e s t! W Warszawie, wśród Polaków, uważa się za Litwinów; na Litwie, wśród Litwinów – za Polaków. Więc gdzież ta „praca kulturalna” szlachty na Litwie?

Pierwsze przejawy naszego odrodzenia (okres „Aušry” 1883–1886) tłumiła właśnie ta szlachta nasza, nastrajając na nutę lituanofobii całą prasę polską. Daremnie

szukali-1 „Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr 67, s. 50–51.

120 Józef Albin Herbaczewski śmy wówczas szczerych przyjaciół w narodzie polskim – daremnie! Nie było ich, a jeśli i byli, to czemu milczeli, kiedy bratni naród wyrządzał nam krzywdę wielką?...

Wywalczyliśmy prawo druku (1904). Prasa polska, społeczeństwo polskie nie umia-ło, nie chciało się zdobyć na wyraz współczucia dla nas. Przeciwnie, jeszcze więcej nas wyśmiewano i posądzano i w prasie, i w społeczeństwie polskim!...

Zaczęliśmy się domagać słusznego prawa języka litewskiego w kościele. Prasa pol-ska obwiniała nas o zdrożne, niemal anarchistyczne tendencje, z góry usprawiedliwiając prowokacyjną politykę Polaków litewskich („endeków”), całą zaś odpowiedzialność za sprowokowane awantury zwalając tylko na nas.

Podczas wyborów do I Dumy chcieliśmy iść ręka w rękę ze szlachtą. Atoli szlachta, stanowiąca znikomy procent całej ludności Litwy, domagała się dla siebie aż nazbyt wielkiej liczby mandatów!

Czyż jeszcze za mało przykładów?

Wziąwszy to wszystko pod rozwagę, czy można się żalić na nas, Litwinów, za to, że nie jesteśmy „stronnikami unii”?

Niech dobra wola w kierunku zgody, w kierunku zesunięcia powodów do nieporozu-mień ożywia nie tylko naszą, lecz i polską prasę, a niezawodnie prędzej niźli się zdawać może, osiągniemy pożądane dla Litwy i Polski porozumienie.

Litwini już od dawna pragną modum vivendi z Polakami, atoli spolszczona szlachta, ochłonąwszy z „paniki rewolucyjnej”, umilkła i tak samo jak dawniej nas ignoruje, nami pomiata.

Nie nasza to wina, jeżeli wyraziciele polskiej opinii nie poczuwają się do obowiązku przeprowadzenia s u m i e n n e j r e w i z j i polsko-litewskiego nieporozumienia, jeżeli tak-tyką milczenia sankcjonują nawet błędy Polaków w stosunku do Litwy…

[Komentarz Feliksa Konecznego]

Ciekawe to zaiste, jak Litwini są niedokładnie poinformowani o stanie rzeczy.

O zniesienie zakazu druków litewskich łacińskim alfabetem starali się Polacy wraz z Litwinami, a zniesienie powitano w Polsce z radością stawiającą miłość sprawy litew-skiej na równi z polską. Jest na to dowodów bez liku: nie wiedzieć o tym mogą tylko ludzie niedbający o ścisłość informacji. O stanowisku prasy polskiej względem Litwy wydano in aeternam rei memoriam w Warszawie w r. 1905 zbiór artykułów pt. Kwestia litewska w prasie polskiej (zob. nasz zeszyt z września 1906, s. 225). Czyżby ani tego nawet nie znano?

Józef Albin Herbaczewski

Z prasy litewskiej

1

„Pisząc dla L i t w i n ó w, zacząłbym od dobrych stron, których nie szukać nie miałem intencji. Lecz skoro pisma ruskie dały wyczerpujące opisy tych dobrych stron, ograni-czyłem się tylko na podkreśleniu ujemnych”… Tymi perfi dnie wyrafi nowanymi słowy ks. J. Tu m a s usprawiedliwia („Viltis” 1910, nr 82) niefortunny swój występ w „Dile”2. W polakożerczym „Dile” ks. J. Tumas może t y l k o „podkreślać ujemne strony uroczy-stości grunwaldzkiej”! Zaprawdę dziwna „etyka dziennikarska” księdza-Litwina, które-go „Diło” wyręcza w odszukiwaniu i opisywaniu „dodatnich stron”… Zresztą „pisząc i dla Litwinów”, ks. J. Tu m a s nie wykazał się szczerą „intencją odszukania dobrych stron”, twierdząc, że w Krakowie – pomimo gorącej chęci (sic!) – nie znalazł (oprócz

„endeków”) takich Polaków, z którymi mógłby wejść w porozumienie. Na przeszko-dzie znowu stanęła niedorzeczna „ideologia polska”, która kategorycznie i obcesowo żąda od Litwinów posłuszeństwa (sic!). Wielką przestrogą zabrzmiały w prześladowczo-czujnych uszach ks. Tumasa słowa pewnego wybitnego „endeka”, który mu powiedział:

„Litwin-endek zawsze się porozumie z Polakiem-endekiem. Wystrzegajcie się tych, któ-rzy są dzisiaj z wami, a jutro z nami i odwrotnie!”

Te iście mefi stofelowe słowa powiększyły do fantastycznych rozmiarów manię prze-śladowczą, gdy „Viltis” omawia „fundację książąt Lubomirskich” (nr 93), daje folgę takim myślom i uczuciom: „Ofi ara ks. L u b o m i r s k i e g o – to piękny i szlachetny czyn.

Lecz… ks. O g i ń s c y u nas, na Litwie, w rdzennie litewskich wioskach zakładają pol-skie przytułki dla dzieci; tacy litewscy szlachcice – M o n t w i ł ł o w i e – setki tysięcy łożą na instytucje czysto polskie itd. Więc po co się dziwić, że jeden jedyny Polak zaprag-nął stworzyć katedrę języka litewskiego? Ręka rękę myje, aby obydwie… były c z y s t o p o l s k i e (sic!) Gdyby Litwa miała swój własny uniwersytet w Wilnie, kto wie, jakby postąpił ks. L u b o m i r s k i; być może nie stworzyłby takiej fundacji d l a Wi l n a – po-wiedzmy… Uniwersytet krakowski fundowali litewscy królowie; istnieje już 500 lat, lecz rzadko gościł w swoich murach prawdziwych Litwinów (!). Wszak Litwini byli…

Polakami! Z chwilą, gdy Litwini ogłosili się nie-Polakami, litewska młodzież nie do Krakowa, lecz do Berlina, Paryża, Monachium, Fryburga, Berna, Genewy, Chicago, Valparaiso itd. udaje się na studia. W Krakowie kształci się tylko mała garstka Litwinów (nieprawda! według najnowszych danych w krakowskich zakładach naukowych kształci się największa liczba świeckiej młodzieży litewskiej – większa, niźli we wszystkich innych zachodnich uniwersytetach, z wyjątkiem chyba Louvain)… W r d z e n n i e p o l s k i m u n i w e r s y t e c i e m ł o d z i e ż l i t e w s k a, p o m i m o j e j g o r ą c e g o p a t r i o t y

-1 „Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr 71, s. 277–279.

2 Zob. Przegląd prasy słowiańskiej, „Świat Słowiański” 1910, nr 68.

122

z m u l i t e w s k i e g o, b ę d z i e a s y m i l o w a ł a s i ę z p o l s k ą (!!!). Kraków stara się rdzennych Litwinów f a w o r y z o w a ć (sic!), aby tym skuteczniej polszczyć. Jest to fakt znany każdemu słuchaczowi uniwersytetu krakowskiego (?!). Z tego punktu widzenia fundacja ks. Lubomirskiego – pomimo p o z o r n y c h korzyści dla Litwy – jest głęboko p o l s k i m patriotycznym czynem d l a d o b r a s a m e j P o l s k i” itd. w sensie manii prze-śladowczej, której „zastrzeżenia” innymi słowy brzmią: czy tak, czy siak, czy owak, uni-wersytet krakowski, tworząc choćby nawet 10 litewskich katedr, będzie wynaradawiał młodzież litewską! Co trzeba zrobić, aby nie wynaradawiał? Chyba uniwersytet krakow-ski zamienić na… rdzennie litewkrakow-ski z litewkrakow-skim językiem wykładowym? Malkontencki szowinizm ks. Tumasa przerodził się już w curiosum…

Dla opamiętania go przytaczam głębokie i szlachetne słowa największego współ-czesnego pisarza Litwy, Vi t u n a s a („N. Lietuviška Ceitunga”, Tilsit 1910, nr 83): „Dużo jest Litwinów, których litewskość objawia się t y l k o w wymyślaniu Polakom, Prusakom, Moskalom – jako ciemiężycielom Litwy. Prawda, te narody nas uciskają. Wszakże na tego rodzaju objawy trzeba patrzyć – jako na o b j a w y p r z y r o d n i c z e, n a t u r a l n e.

Wszystko, co jest s ł a b o ś c i ą, prawem natury rozpływa się w s i l e, p o t ę d z e! Nie jest winą tych narodów, że my, Litwini, im ulegliśmy, w nich się rozpłynęliśmy. Przeciwnie – jest to z a s ł u g a tych narodów, że są od nas silniejsi. A n a s z ą w i n ą j e s t t o , ż e -ś m y s ł a b i ! Jest to nawet naszą hańbą. Wciąż tylko wymy-ślać obcym – to niedorzeczna praca. Powinniśmy być s i l n y m i, albowiem tylko naszą jest winą to, żeśmy tacy słabi.

D a j m y d o w ó d r a c z e j ż y w o t n e j p o t ę g i, a nasi wrogowie zaprawdę podziwiać nas będą i szanować!”

Te słowa dostojne szlachetnego Litwina szowiniści z obozu „Viltis” powinni odma-wiać, gdyby pacierza, rano i wieczorem, aby się uchronić od fatalnych skutków manii prześladowczej, które już narodowi dają się we znaki choćby w formie p a s z k w i l u na Polskę, opublikowanego w „La Croix” (Nr 8403) z podpisem p. R a n k u s a. „Dlaczego Polacy, prześladowani przez Rosjan i Niemców, sami stali się prześladowcami?” – oto

„pytanie”, które p. Rankus chce „rozwiązać” i łopatą włożyć do głowy Francuzów.

W tym celu puszcza w ruch cały arsenał zwykłych kłamstw i plotek, już dawno przez prasę polską (zwłaszcza przez „Kurier Litewski”) obalonych, a nawet przez prasę li-tewską dziś już p r z e m i l c z a n y c h. Nie warto się zaznajamiać z dobrze znaną Polakom

„treścią” insynuacyj i fałszów p. Rankusa. Trzeba tylko stwierdzić, że odwoływanie się Litwinów-szowinistów do „sądu Europy” skończy się takim samym fi askiem, jak dawna próba odwołania się do „sądu postępowej (a nawet ofi cjalnej) Rosji”. Europa nie jest tak głupia, aby się dała wyprowadzić w pole. Naśladowanie „Diła” inteligen-cję litewskich endeków tylko kompromituje, powodując usuwanie się najlepszej części i tak już nielicznej inteligencji litewskiej od pracy narodowej. Nad tym faktem usuwania się zwłaszcza demokratycznie postępowe „Lietuvos Žinios” szaty rozdzierają i łzy żalu ronią, nie mogąc już wymyślić skutecznego środka, przeciwdziałającego tej osobliwej

„e m i g r a c j i i n t e l i g e n c j i l i t e w s k i e j z L i t w y”. A wszak przyczyna tej „emigracji”

bardzo prosta: w tych warunkach „pracy”, jakie stworzył obóz fanatyków-szowinistów, manifestujących swą pogardę dla i n d y w i d u a l n e j, niezależnej od „Viltis” form pracy, prawdziwie inteligentny Litwin zaprawdę może jeżeli nie zdziczeć, to oszaleć. Więc ratując swą egzystencję, emigruje, zwłaszcza do Rosji i – dla Litwy staje się prawie stra-conym. Zaprawdę smutne są horoskopy na przyszłość Litwy, jeżeli jej teraźniejszość nie

Józef Albin Herbaczewski

123 Z prasy litewskiej

wyzwoli się z opieki ks. Tumasów, inteligencją fanatycznego p r o b o s z c z a zasilających zlicytować myśl dziejowo twórczą – i d e ę n a r o d o w ą, która z doktryną wylęgniętą w Pipidówce litewskiej nie ma nic a nic wspólnego. Doprowadzony do ostatnich granic c i a s n o t y nacjonalizm szowinistów litewskich – oto nieszczęście Młodej Litwy.

„Gdy ks. Tumas lub jakieś inne grono Litwinów, po dłuższym lub krótszym namyśle dojdzie do wniosku, iż pieniactwem i zwadą, walką i kłótnią, skargą do JWielmożnej Europy czy też „postępowej” opinii rosyjskiej zdziała się niezbyt wiele – i gdy wówczas poszuka sposobu uczynienia sądu polubownego, znajdzie nas tu do sądu tego wszystkich myślowo gotowych i całym sercem chętnych” – słusznie manifestuje „Kurier Litewski”3.

A na to „Viltis” (1910, nr 112): „Istnieje pewien skuteczny środek ku obronie po-krzywdzonych a słabych ludów: sąd moralny świata cywilizowanego – jego opinia pub-liczna, dzięki której nawet Zulusów czy Hotentotów nie tak łatwo skrzywdzić. Dlaczego więc Litwini nie mieliby prawa zwrócić się o poparcie do takiego sądu?... Dziś panuje takie prawo: kto cierpi w milczeniu, tego za życia pogrzebią! My, Litwini, teraz zaczyna-my to rozumieć, że prasa to potęga, która stwarza opinię świata cywilizowanego i zmu-sza nieraz nawet uparte rządy zaprzestać uciskania ludów podbitych”… Koniecznie dodać trzeba, że tylko etyka Hotentotów nakazuje k ł a m s t w e m „uświadamiać” opinię Europy, zaś etyka Zulusów – milczeć wobec Europy o nikczemności biurokracji rosyj-skiej, która Litwę upadla, zaś Polskę robi „kozłem ofi arnym”. To trzeba koniecznie do-dać, aby „Viltis”, której redaktorem jest k s i ą d z, nauczyła się szanować e t y k ę E u r o p y.

Lecz przejdźmy do spraw pogodniejszych. Miesięcznik „Visoumene” („Społe-czeństwo”) podniósł wielce doniosłą dla narodu litewskiego kwestię wydania Encyklopedii litewskiej. Ruch naukowy wśród inteligencji litewskiej znajduje się dopie-ro w zadopie-rodku. Ofi cjalna nauka, której przedstawicielką jest L i t e w s k i e To w a r z y s t w o N a u k o w e, nie ma ściślejszego kontaktu ze społeczeństwem i z Litwinami pracującymi na polu naukowym. Otóż wydanie takiej encyklopedii, poświęconej historii, literaturze, folklorowi, fi lologii, ekonomii itd., stworzy właśnie ten kontakt, będzie bodźcem do intensywnej, zbiorowej pracy społeczno-naukowej. Jest to praca obliczona na dwa, trzy lata, a może i dla całego pokolenia. Urzeczywistnienie tej inicjatywy byłoby wielkim p l u s e m dla kultury narodowo-litewskiej.

Kosztem ofi arności całego narodu ma być zbudowany w Wilnie L i t e w s k i D o m N a r o d o w y. Ofi ary napływają hojnie. Z urzeczywistnieniem budowy tego D o m u słusz-nie łączą wielkie nadzieje, które sprzyjać będą zwłaszcza kulturalnemu rozwojowi na-rodu.

Piśmiennictwo litewskie wzbogaciło się nowym wielkim wydawnictwem: 6-tomo-wym, pięknym zbiorowym wydaniem dziel oryginalnych i tłumaczeń wielkiego poety, publicysty i organizatora społecznego, śp. Wi n c e n t e g o K u d i r k i, którego zasługi dla odrodzonej Litwy są nieocenione. Omówieniu jego prac poświęcę specjalną recenzję.

3 Pieniactwo i porozumienie, „Kurier Litewski” 1910, nr 188.

Józef Albin Herbaczewski