• Nie Znaleziono Wyników

Językowe eksponenty zbliżania się fizycznego i psychicznego

Jak konstruowany jest obraz wzajem nego zbliżania się i bliskości jako kategorii fizycznej prowadzący do całkowitego połączenia się w je d ­ ność? R ejestrow ane są w szelkie zachowania kom unikacyjne, które odnoszą się do k ategorii przestrzennych w sposób ek sp licytn y lub im plicytny.

Używane są czasowniki nazywające orientację całego ciała lub czę­

ści ciała w kierunku obiektu uczucia, np. zw rócić się w czyjąś stronę, p a trze ć na kogoś (przynajmniej głowa i oczy muszą być zwrócone w okre­

ślonym kierunku). Występują czasowniki ruchu nazywające ukierun­

kowany ruch całego ciała, czyli leksemy takie, jak np. podejść do kogoś, zb liży ć się do kogoś, czasowniki nazywające wysuwanie jakiejś części ciała w stronę obiektu, np. wyciągnąć rękę do kogoś. Wykorzystuje się słowa nazywające bezpośredni kontakt dwóch ciał, np. dotknąć kogoś, z m ożliwym wariantem wskazującym dotykaną część ciała; tu szcze­

gólnie ważne są słowa całować kogoś, całow ać się, pocałunek.

Przywoływane są słowa nazywające zjawisko percepcji wzrokowej i konstruuje się opisy obiektu oglądanego wraz z wrażeniami i odczu­

ciami wywoływanym i tym, co widzi obserwujący, np. pa trzeć na kogoś, spoglądać na kogoś, p rzygląd ać się kom uś, w idzieć kogoś. Dużą frekw en­

cję wykazują opisy twarzy, a zwłaszcza oczu, a to oglądanie twarzy i jej detali implikuje niewielki dystans przestrzenny od obiektu poddane­

go obserwacji. Opis całej postaci m ożliwy jest z większego dystansu, np. wówczas gdy w przestrzeni otwartej kobieta zbliża się do Billa:

A drian a podeszła wolno ku niemu. U jrza w szy ją, uśm iechnął się szeroko. Jednym rzutem oka zauw ażył b ia łą koronkow ą sukienkę, lśniące czarne włosy, błękitne oczy. W yglądała prześlicznie. Bardzo się ucieszył, że mim o w szystko postanowiła przyjść.

(s. 107)

Określa się w rażenia zapachowe, jakich doznaje się przy niew iel­

kiej odległości od drugiej osoby, por.:

W yobrażał sobie, że poczuł zapach jej szamponu. W yglądała tak czysto, ładnie i porządnie. Zaciekawiło go naraz, czy spodobałyby mu się jej perfumy, jeś li ich używa.

(s. 8 9 )16

N azyw a się doznania term iczne określające ciepłotę ciała osoby b li­

skiej fizycznie:

Długo leżeli obok siebie, dając sobie ciepło, rozm aw iając o dziecku i marząc.

(s. 2 0 6 )17

Bliskość ewokuje odczucie ciepła oddechu p artn era18.

Relacjonuje się głośność w ypow iedzi, przy czym szept lub ciche mówienie jest tym trybem mówienia, który wykazuje szczególnie ścisły związek z bliskością19. Tu też odnotowuje się wszelkie zm iany tonu czy

16 Por. też np.:

P oc zu ła na w a rg a c h d e lik a tn y d oty k je g o ust. O d su nął się n ieco i sp ojrza ł na nią.

- P a c h n ie s z m yd łem c y try n o w y m i ś w ie ży m p ow ietrze m . - A ty s k ó rz a n ą u p rzężą, sian em i tra w ą . - D zie c i natury. J e s te ś m y id e a ln ie d ob rą parą.

J. Silverw o od : Wielka wygrana. Ttum. A . B e d n a r s k a . W arszaw a 1992, s. 120 17 Por. też np.:

N ie m ogła p ow strzy m a ć się, by nie dotknąć je g o dłoni, k tó rą tr z y m a ł d rz w i boksu.

[...] P ow in n a b y ła cofn ąć rękę. Z a m ia s t te g o je d n a k p rze su n ęła p alcem po je g o skórze. Zn ieru ch om iał, a je g o dłoń zd a w a ła się ciep lejs za . A m oże to je j te m p e ­ ra tu ra w zrosła? [...] P rz y c ią g n ą ł j ą do sieb ie, nic nie d zia ło się n agle, ty lk o stop n io­

wo i pow oli. K a te m ia ła m n óstw o czasu, b y się cofnąć, p ok ręcić p rzecząco gło w ą czy za p rotestow a ć w in n y sposób. A le je g o blisk ość w y w o ły w a ła m ro w ien ie na je j skórze, a je g o d otyk o b e zw ła d n ia ł. M im o w o li uniosła ku niem u tw a rz.

C. Gkrard: Ś lu b z Jamesem Deanem . W arszaw a 1997, s. 119 18 U w a g i E.T. Halla (1978), k tóry k ilk ak rotn ie wspom ina o w yuczonym u A m e r y ­ kanów zakazie kierow ania oddechu na tw arz partnera rozmowy, nie m ają zastosowania w interakcjach miłosnych, w yjątk ow y charakter tego kontaktu znosi bowiem tak i zakaz.

19 Zob. Ha l l(1978). Por. też np.:

- K en d all... P od s ze d ł do niej, p ołożył je j ręk ę na ra m ien iu , ale za k ręc iło mu się w g ło w ie i za p o m n ia ł, co chciał p ow ied zie ć . - K e n d a ll - p o w tó rz y ł n iem a l n ied osłysza ln y m szeptem . O bjął ją i p rzy tu lił do sieb ie, u sta m i d otkn ą ł je j ust.

R. Mo r g a n: Porzu cona narzeczona. W arszaw a 1993. s. 78

sposobu m ówienia mające związek z niewielkim dystansem i charakte­

rem relacji, np. przyspieszony oddech, chrypliwość głosu, urywanie w yp ow ied zi wywołane emocjami.

Ważnymi słowami są blisko, zbliżyć się, więź, przyciąganie, m a gne­

tyzm, a więc akcentujące i statyczny aspekt związku (blisko, więź), i dy­

namiczny rozwój relacji, czyli zbliży ć się, przycią ga n ie.

W tworzeniu choreografii tego baletu zakochanych wykorzystuje się językow e zapisy ukazujące zachowania reprezentujące różne kody komunikacyjne. Poza słowami samych bohaterów i kom entarzam i od- narratorskim i odnoszącymi się do w ypow iedzi bohaterów i ich nie- zeksterioryzow anych myśli są tu więc uw zględniane kody: paralin- gwistyczny, proksemiczny, kinetyczny, term iczny i olfaktyczny. D zia­

ła ją one w sposób zintegrow any i synergiczny. Zakochani w ysyłają i otrzym ują sygnały o swoim stanie emocjonalnym mające różny sta­

tus semiotyczny. Powieść, jak to pokazało dokonane s tu d iu m p r z y ­ pa d k u , stara się rejestrować wszelkie zachowania postaci, które m ają znaczenie w interakcji.

• k " k *

N a zakończenie wym ieńm y jeszcze raz akty językowe, które m ają moc tworzenia atm osfery bliskości, intymności. Są to: rozmowa jako sposób poznawania się20, listy - kontakt ponad przestrzenią21,

zwie-- P rze s ta ń się ze m nie n ab ijać - o d p o w ie d zia ła , lecz nie b ard zo p o tra fiła się skupić na je g o słowach. C zu ła p rze z skórę, że z G re g ie m d zie je się coś d ziw n ego.

U s ia d ł ta k b lisko, że d otyk ał je j b iod ra m i, oczy mu b łys zc za ły i m ów ił c h ra p liw y m s ze p te m .

J. Gr e e n e: Jak dobrze m ieć sąsiada. W arszaw a 2 0 0 1 , s. 6 3

20

T a k t r a k t u j e j ą m.in. F.S. von T h u n (2001, 2002).

21 Por. np.: „D w a długie listy, które sprawiły, że poczułam się tak blisko Ciebie.

W łaśn ie, gdy pytasz: »czy czujesz, że staliśm y się sobie bliżsi?«, ja napisałam do Ciebie:

»w y d a je mi się, że nigdy nie byliśm y rów nie blisko sieb ie« (Sim one de Be a u v o ir: L isty do N elson a A lgren a . R om ans tra n sa tla n ty ck i 1947-1964. Tłum . J. K o z a k . W arszaw a 2000, s. 50). Tak że in n y list zakochanej p isarki w skazuje, ja k w ażn e w zw iązk u jest odczuw anie dystansu:

10 m aja 1950

N e ls o n ie , k oc h a n y m ój. T o b ę d z ie lis t m iłosny. N ie w ie le ta k ic h w y s y ła m , podobnie ja k telegram ów , bo w iem , że tego nie lubisz. A le p am ięta m też, ja k słodko zachow ałeś się w u b iegłym roku, gd y chciałam jechać do A m a lfi: „Z ró b m y to dla m nie” (pop rosiłam ). - „W ta kim ra zie proszę bard zo” - od p ow iedziałeś z tym s w o­

im słodkim , na wpół w ym u szon ym uśm iechem . W ięc robię to dla siebie. T ak b a r­

dzo C ię kocham , że nie m ogę o tym n ie m ów ić. C zem u m ia ła b y m sobie b ronić s en ty m e n ta lizm u i g łu p o ty w ob ec u k och anego m ę żc zyzn y? M o ż e to d la te go , że je s t 10 maja. a w P a ryżu w iosna na całego, a m oże to p rzez zdjęcie susła albo p rzez T w o je lis ty - dość, że czu ję się o d rob in ę szalona, tak ja k czasem w T w oich

ra-rżenia, wyznania miłości. W ażną rolę w strategii konstruowania dy­

stansu odgryw ają formy adresatywne - relacjonemy.

m ionach, k ied y p rzych od zi b u rza i za n ad to C ię kocham , a T y w te d y m ów isz: „C o za k u p ka n ieszczęścia !” Och, N e ls o n ie ! w id z is z - p lączę, ta k sam o ja k 10 w rze śn ia , k ie d y odleciałeś; nie w iem , czy to z radości, c zy z bólu, czy d latego, że się p rzy b liża s z - d w a m ie sią ce , sześć ty g o d n i - c zy d la te g o , że w c ią ż je s te ś d a le k o . A le d ziś w ie c zo re m o zn a jm ie n ie Ci, że C ię kocham , w y d a je m i się ta k cu d ow n ie w a żn e, ja k b y m m ia ła um rzeć ju tro rano. C zuję, że i T y to rozu m iesz, chociaż u dajesz, że w c a le nie je s te ś s tu k n ię ty i z a w s ze za ch o w u jes z spokojną, ja s n ą g ło w ę i serce.

O c z y w iś c ie , że je s te m g łu p ia i n ie ro z s ą d n a , a T y z b y t u p rzejm y , ab y w sobie s am ym szu k ać o d p o w ie d z i na p y ta n ie , d la c ze g o C ię k ocham , a le C ię k ocham . P a m ię ta sz, ja k się zd u m iałeś, k ie d y p ow ied zia ła m : „S za n u ję C ię ” ? A to b y ła p raw da, i dalej je st. N a g le , dziś w ieczorem , ja k d zik i, n iep ożą d a n y p rzy p ły w m orza, p oja w iło s ię w m oim sercu p rzeczu cie, kim jesteś. I nie m ów mi, że pani R oo s e v e lt to w ie, że w ie T w ó j w y d a w c a i T w ó j a g e n t - n ik t n ie w ie , ty lk o ja . J e s te m je d y n y m m iejscem na św iecie, gd zie stajesz się p ra w d ziw y m sobą; n aw et T y sam nie w iesz, ja k im , s k a rb ie , i d ob rze, bo w b iłb y ś się w o b r z y d liw ą dum ę. A le ja w ie m , na za w sze. S łod ko je s t C ię kochać, N e ls o n ie , p ozw ól mi być n iem ąd rą: chciałab ym p ow ied zie ć „D z ię k u ję C i” .

N o dobrze, dość tych bzdur. P ła c z nic nie da, je s te m za daleko. P ro sz ę Cię, N e lso n ie , spróbuj poczuć i pojąć, ja k b a rd zo C ię kocham . Tak b ard zo chciałab ym dać C i coś, cok olw iek , żeb y C ię u szczę ś liw ić , żeb yś się roze ś m ia ł. P ra g n ę C iebie, p ragn ę, abyś to w ie d zia ł. Chcę, żeb yś w ie d zia ł, ja k cu d ow nie i p ięk n ie w y g lą d a s z w m oim sercu, i żeb yś się ty m c ieszył. D ałeś m i szczęście i m iłość, m łodość i życie.

P ow in n a m być s zc zęśliw a, zakoch an a, śliczna , m łoda i ży w a p rze z n astęp n e d z ie ­ sięć ty s ię c y lat, że b y C i za to n a le ży c ie p od zięk ow ać. N a ra z ie m ogę ty lk o p łakać w d a le k im pokoju, m oje ra m io n a p o z o s ta n ą zim n e , c h ociaż ta k b a rd zo p ra g n ę dać C i ciepło. Jeszcze ta k długo m uszę czekać, zan im om d leję w T w ych ram ionach.

N ik t n ig d y n ie k ochał i nie b ę d z ie k och ał C ię ta k ja k ja , z a p a m ię ta j to sobie.

O B oże! Co za kupka n ieszczęścia ! Z a pom n ij o ty m liście, je ś li chcesz, to n a jg łu p ­ szy, ja k i do C ie b ie n ap isa ła m . A le d ziś w nocy b oli m nie serce, nie m ogłam zasnąć.

W k ażd ym ra zie , chyba C ię nie o b ra ziła m , praw da ? N e lso n ie , N e lso n ie . T y lk o T w o ja S im on e

Sim one de Be a u v o i r: Listy do N elsona A lg re n a , s. 3 8 5 - 3 8 6

5.