• Nie Znaleziono Wyników

Proksemiczne aspekty miłości

B yłem tak blisko Ze słyszałem jej serce

I szelest włosów

T o m a s z Ja s t r u n: Spóźniona. W: Te n ż e: Miłość - niemiłość i inne wiersze.

W arszaw a 1999, s. 10

Oto scena ze współczesnej powieści w której — jak w p i­

gułce - przedstawiony został miłosny balet pary: wzajem ne przyciąganie się i synchronizacja ruchów partnerów:

[...] Wbiegłem szybko na pierwsze piętro i ruszyłem w głąb kory­

tarzem, szukając drzwi oznaczonych numerem dwanaście. [...]

Wreszcie stanąłem zasapany przed właściwymi drzwiami i pod­

niosłem rękę, żeby w nie zastukać. Nagle zawahałem się. Nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć, kiedy Carrie mi otworzy. A może straciła nadzieję, że się zjawię, i położyła się spać? Minęła dobra chwila, za­

nim zdecydowałem się leciutko zapukać.

Drzwi uchyliły się natychmiast, zupełnie jakby dziew czyna przy nich czekała. Ale nie otw orzyła ich szeroko, a tylko zro­

biła szparę, przez którą w ysunęła głowę.

— Cześć — powiedziała.

— Cześć. Przepraszam, że to tak długo trwało, ale nie bardzo wie­

działem, jak się odczepić od tego nudziarza. I dzięki za pomoc.

— Drobiazg. - Wciąż nie otw ierała szerzej drzw i; patrzyła na mnie przez szparę, ja k b y nie m ogąc się zdecydow ać, czy mnie wpuścić, czy nie.

— Słuchaj, może przyczaimy się gdzieś tu na korytarzu i poczeka­

my, aż George, ten nudziarz, wreszcie sobie pójdzie, a wtedy znów zejdziemy na dół, dobrze? — zaproponowałem w końcu, przysuw ając się nieco bliżej drzwi.

— Zwykle nie czaję się nocami na hotelowych korytarzach, ale jest to jakiś pomysł — powiedziała. — A ty często się czaisz?

— Niestety, raczej nie mam pod tym względem doświadczenia — przyznałem. - Ale najwyższy czas spróbować.

— Może jednak lepiej wejdź do środka, poczaimy się tu trochę razem, a potem zobaczymy...

O tw orzyła drzw i szerzej i w puściła mnie do pokoju.

Staliśmy naprzeciw ko siebie w ciszy, która doskwierała mi coraz bardziej. Żałowałem, że nie wziąłem ze sobą na górę drinka, bo przynajmniej miałbym jakiś rekwizyt, coś, czym mógłbym się zająć.

Zacząłem rozglądać się po wnętrzu, szukając czegoś, co podsunęłoby mi temat do rozmowy, ale nic szczególnego nie rzucało mi się w oczy.

Był to typowy pokój hotelowy, urządzony dokładnie tak samo, jak inne pokoje w prowincjonalnych angielskich hotelach z pewnymi preten­

sjami do elegancji: szerokie łóżko, stylowa komoda, nocny stolik z lam­

pą przysłoniętą abażurem kremowej barwny i nieciekawy widoczek na ścianie.

— Palisz? — spytałem w końcu.

— Nie.

— Ja też nie, a szkoda, bo gdybyśmy palili i gdybym miał przy so­

bie papierosy, mógłbym cię poczęstować, a potem usiedlibyśmy na­

przeciw ko siebie i palili w milczeniu przez kilka minut, ja zaś nie czułbym, że muszę koniecznie coś powiedzieć. I może przez tych kilka minut zdołałbym wymyślić jakąś niezwykle zabawną anegdotę. A tak...

— Rozłożyłem bezradnie ręce. — W głowie mam kompletną pustkę.

Wiem tylko, że ogromnie mi się podobasz.

C arrie postąpiła krok bliżej.

— Zauważyłam, że nowożeńcy nie pocałowali się w kościele, i wy­

dało mi się to bardzo dziwne. W Ameryce nowożeńcy zawsze się całują na koniec ceremonii.

— Rzeczywiście, znam to z amerykańskich filmów. U was, kiedy jest już po wszystkim, pastor mówi do pana młodego, że teraz może pocałować pannę młodą. Ale tu ta moda jeszcze nie dotarła. My, Angli­

cy jesteśmy bardzo konserwatywni.

— Wiesz, zawsze się boję, że kiedy stanę przed ołtarzem i nadej­

dzie ta chwila, gdy mój świeżo poślubiony małżonek będzie miał mnie pocałować, dam się ponieść uczuciom i posunę się za daleko.

— Co rozumiesz przez „za daleko”? - spytałem cicho, robiąc krok w jej stronę.

— Sama nie wiem... Chyba... — C arrie też przysunęła się b li­

żej i musnęła mi wargami policzek. — Chyba taki pocałunek byłby jak najbardziej na miejscu.

— Zgadzam się w zupełności.

Staliśm y tak blisko siebie, że czułem zapach jej perfum i ciepło bijące od jej ciała.

— A nie wydał ci się zbyt zimny? - zapytała z leciutkim uśmie­

chem. - Może taki... - pocałow ała mnie lekko w usta - ...byłby bardziej właściwy?

— Rzeczywiście — przyznałem głosem niew iele donośniej- szym od szeptu. - Chociaż zbliżamy się niebezpiecznie do granicy, której nie należy przekraczać...

Mówiąc to, przysunąłem usta do w a rg Carrie, które rozchy­

liły się pod naporem moich. Czułem ich niew iarygodną miękkość i jak b y poziom kowy smak. W sunąłem jed n ą rękę w jej włosy, poczułem na plecach jej dłonie.

— ...przynajmniej w kościele - dokończyłem, kiedy po dłuższym czasie przerwaliśmy pocałunek.

Zaśmiała się cicho, po czym znów zaczęła się ze mną całować.

I nie zaprotestowała, kiedy delikatnymi ruchami począłem rozpinać jej bluzkę.

— Ateraz... nie myślisz, że pastor byłby zły, gdyby sprawy wym­

knęły mu się tak dalece spod kontroli? - zapytałem jakiś czas póź­

niej.

Znów zaśmiała się cicho i tylko mocniej do mnie przytuliła.

Leżeliśmy oboje nadzy na jej łóżku i właśnie mieliśmy zacząć się ko­

chać. Ale ja jeszcze nigdy nie kochałem się z dziewczyną na pierw­

szej randce; czułem się dziwnie nieswój, zdenerwowany, spięty, i tak jak wcześniej brakowało mi słów, tak teraz nie umiałem przestać

mówić.

— Chyba byłby bardzo zły — kontynuowałem. — Coś takiego pasuje nie do zaślubin w kościele, lecz do miodowego miesiąca. A wiesz, dla­

czego miesiąc miodowy nazywa się miodowym miesiącem?

— Nie — szepnęła, łaskocząc mnie w ucho.

— Bo kiedyś na księżyc mówiło się miesiąc. Chodzi o to, że facet po raz pierwszy widzi tyłek swojej wybranki, który zgodnie z dawnymi kanonami urody powinien wyglądać jak miesiąc, czyli księżyc, w peł­

ni. A„miodowy” dlatego, że jest to bardzo słodki widok.

— Zabawny jesteś — powiedziała Carrie. — I bardzo cię lubię, wiesz?

Ale teraz nie mów już nic więcej, dobrze?

I uciszyła mnie, obejm ując mocno i w suw ając mi język mię­

dzy w argi.

R ic h a r d Cu r t is: Cztery wesela i pogrzeb. T łu m . T. M i r k o w i c z . W arszawa 1995, s. 64-68 (wyróżnienia - M .K.)

Do opisu zachowań proksemicznych w interakcjach zakochanych posłużę się m etodą zw aną w naukach psychologicznych i socjologicz­

nych studium przypadka (case study)1. Za jej szczególną zaletę, stano­

wiącą uzasadnienie jej wyboru, uznaję to, że

Badanie idiograficzne (tego, co unikalne w jednostce) stanowi dopeł­

nienie badań nomotetycznych (badań nad grupami w celu zidentyfi­

kowania tego, co typowe).

Sh a u g h n e s s y, Ze c h m e is t e r, Ze c h m e is t e r (2 0 0 2 : 3 5 5 )

1 O istocie, zaletach i w adach tej m etody badań w psychologii zob. Sh a u g h n e s s y, Ze­ c h m e is t e r, Ze c h m e is te r (2002: 3 5 1 -3 8 2 ).

Prześledzim y mianowicie zapis zachowań przestrzennych dwoj­

ga zakochanych zaw arty w jednym utworze: powieści D anielle Steel Rytm serca2. Wybór romansu — jako form y genologicznej — do ukaza­

nia, jak „tańczą” zakochani, wynika z tego, że badacze tego typu po­

wieści uzn ają je za utwory ukazujące postawy i zachowania typowe, stereotypowe, powtarzalne, seryjne. W ybór natom iast tej konkretnej powieści „m istrzyni romansu” , jednej z najpopularniejszych i najpo­

czytniejszych na świecie pisarek, łączy się z tym, że w utworze, m ają­

cym charakter sprawozdawczy, ukazującym w układzie chronologicz­

nym, linearnym rozwój w ięzi intymno-miłosnej m iędzy dwiema osoba­

mi, sporo miejsca poświęca się relacjonowaniu tego, jak bohaterowie zb liżają się do siebie — w sensie i fizycznym, i uczuciowym, a ujmując to szerzej: w sferze psychicznej w ogóle. M ożna by powiedzieć, że boha­

terow ie w iernie rea lizu ją scenariusz zalotów, którego poszczególne sekwencje odtwarza Desmond M orris. Ich schemat ogólny przebiega przez sześć typowych stadiów ( M o r r i s , 1997: 128):

— wzajem ne spojrzenia,

— prosty kontakt cielesny, np. położenie ręki na ramieniu,

— bliski kontakt ciała z ciałem - objęcie,

— kontakt: usta - usta, czyli pocałunek,

— kontakt intym ny — ręka błądzi po ciele, usta błądzą po ciele,

— kontakt: genitalia — genitalia.

W relacji interaktantów z powieści Rytm serca występuje też nie- erotyczna, a bardzo intymna forma dotyku, nietypowa dla fazy zako­

chania. Otóż kobieta jest w ciąży z innym (ten „inny” to jej mąż, który porzuca ją na wiadomość, że mimo jego decyzji nieposiadania dzieci zachodzi w ciążę), ukrywa swój stan przed nowo poznanym m ężczy­

zną, który wykazuje nią zainteresowanie, przekształcające się w m i­

łość. Sekret zaczyna ciążyć bohaterce w miarę, jak relacja zm ienia swoją naturę, spotkania stają się coraz częstsze. A le m ężczyzna po­

znaje go nie z jej ust. To nie kobieta wyznaje swoją tajemnicę, co było­

by dodatkowym elem entem w strategii zbliżenia. Zakochany dowia­

duje się o ciąży w dramatycznych okolicznościach od lekarzy ratują­

cych życie bohaterki, która mimo swojego stanu pospieszyła na ratu­

nek tonącemu w wartkiej rzece jego synowi. Ciąża z innym staje się tym, co wzmacnia więź: uczucie do mającego przyjść na świat dziec­

ka, troska o jego przyszłą, trudną sytuację emocjonalną i praw ną są często powracającym tematem rozmów zakochanych (czasem też dzielą ich różnice poglądów na zachowanie męża kobiety, ale konflikt w yn i­

2 C yta ty pochodzą z w ydania: D a n ielle St e e l: Rytm serca. Tłu m . A. S i e w i o r - - K u ś . K atow ice 1994.

ka z m iłości do dziecka), a dotykanie brzucha brzem iennej kobiety potęguje intymność związku, łącząc pożądanie z czułością3. Uczucie dla ciężarnej kobiety, uprawianie z nią miłości - jako scenariusz n ie­

typow y - powracają niejednokrotnie w rozmowach partnerów, tra k ­ tujących wyjątkowość swego związku z pełną ciepła autoironią.