• Nie Znaleziono Wyników

Wyznawanie miłości „w cudzysłowie”

W ie le tek stów litera ck ich p isa rzy w spółczesn ych pokazuje w ażn e dla czasów d zisiejszych zjaw isko: o m iłości n ie m ów i się o tw a rc ie 10.

D la te g o w y b ie ra się sposób m ó w ie n ia o n iej ża rto b liw y , iron iczn y,

10 Por. w iersz M y z d ru g ie j połow y X X wieku M a łg o rza ty H illa r:

M y z drugiej połowy XX wieku Rozbijający atomy

eufem istyczny, kolokw ialny. M ożn a by sądzić, że m iłość stała się te ­ m atem zakazanym , tabu. J eśli z ust m łodych lu d zi p a d a ją w yzn an ia uczuć, b rzm ią one tak, ja k b y b yły u jęte w cudzysłów, m ów ione z d y ­ stansem : Ranisz m i serce, dziewczyno, lub n iem al ta k ja k w w ierszu B ron iew skiego: Kurczą, ja cię naprawdę kocham. Por.:

[Rozmowa w trakcie rysowania - M.K.]

Kiedy zrobili przerwę, Will powiedział, że dziwnie patrzeć na n ią kiedy mu się przygląda i rysuje.

- Wydajesz się patrzeć na mnie tak intensywnie, ale jednocześnie jakby przeze mnie. Widzę twoje oczy, skaczące po mnie, przyglądają­

ce mi się, ale mam wrażenie, że nie zauważasz mnie jako mn i e . - Nie bierz tego do siebie. Rysowanie takie jest. Stajesz się po prostu ciałem, tw arzą nie Willem, mężczyzną którego znam i... tak dalej.

- Słucham? „M ężczyzną którego znam i tak dalej”? A co to miało oznaczać?

- Czy jesteś gotowy na drugą sesję?

- Co zamierzałaś powiedzieć? Nie możesz tego wymówić, prawda?

Nawet od niechcenia.

- Czego? Słowa na „K ”? Oczywiście, że mogę. Nie bądź niemądry.

- Słowo na „K ” . O to mi właśnie chodzi. „Kocham” to dla ciebie przeklęte słowo.

- J a tu będę żartować, dziękuję.

-T e n żart nie jest śmieszny. No, dalej, spróbuj. Może to polubisz.

Ja K-K-K - kurczę, masz rację, to trudne. - Skrzyżował ręce.

- Czasem potrafisz być cholernie denerwujący. Jesteś jak dzieciak.

Niewiarygodne. — Zaczęła gorączkowo szukać w piórniku gumki z kitu.

- Mężczyzną, którego znam i kocham. Widzisz? W porządku?

Zdobywcy księżyca W stydzim y się M iękkich gestów Czułych spojrzeń Ciepłych uśmiechów.

[...]

Kiedy przychodzi miłość

W zruszam y pogardliw ie ramionam i Silni, cyniczni

Z ironicznie zm rużonym i oczami

Dopiero późną nocą

Przy szczelnie zasłoniętych oknach G ryziem y z bólu ręce

U m ieram y z miłości

Zatoczył się do tyłu.

-Jestem do głębi poruszony twoją namiętnością. [...]11

C la ir e Ca l m a n: „K och am ” to przeklęte słowo.

Tłum. M. K a c z k o w s k a . Poznań 2005, s. 181-182

W e w spółczesnym d yskursie m iłosnym p oja w ia się zabaw a in ter- tek stu aln a (p rzecież w szystk o ju ż zostało p ow ied zia n e - deja vu, deja lu, deja dit), w tórność wobec tradycji, ale też pastisz, ironia. Isto tn ym trybem kom u n ikow an ia staje się kom u n ikow an ie au deuxieme degre, m ó w ie n ie w c u d zy s ło w ie (p ełn ią c y m ró żn e fu n k cje). R o z te r k i c z ło ­ w ie k a doby p o s tm o d e rn istyczn ej p osta w io n eg o w b a n a ln ej sytu acji w y zn a n ia m iłosnego p rze d s ta w ia U m b erto Eco:

O postawie postmodernistycznej myślę jak o postawie człowieka, który kocha jakąś nader wykształconą kobietę i wie, że nie może po­

wiedzieć: „kocham cię rozpaczliwie”, ponieważ wie (i ona wie, że on wie), iż słowa te napisał już Liala. Jest jednak rozwiązanie. Może powiedzieć:

„Jak powiedziałby Liala, kocham cię rozpaczliwie” . W tym miejscu, uniknąwszy fałszywej niewinności, oznajmiwszy jasno, że nie można już mówić w sposób niewinny, powiedziałby jednak ukochanej, że ją kocha, ale że ją kocha w epoce utraconej miłości. Jeśli kobieta zgodzi się na tę grę, będzie to dla niej mimo wszystko wyznanie miłości.

Żadne z rozmówców nie będzie się czuło niewinne, oboje zaakceptowali wyzwanie przeszłości. Wyzwanie rzucone przez to, co zostało już powiedziane i czego nie da się wyeliminować; oboje uprawiać będą świadomie i z upodobaniem grę ironii... A le też u d a się im raz jesz­

cze m ó w ić o m iłości.

Um berto Eco: Im ię róży. Tłum. A. S z y m a n o w s k i . Warszawa 1996, s. 618 (w yróżn ien ie — M .K .)

W tó ru je mu in n y zakochany, ro zd a rty m ięd zy w ła s n ą p otrzeb ą o r y g i­

n aln ości a p o trz e b ą p a rtn e rk i, k tó ra oczek u je n ie p op isów fo r m a l­

nych, nie fa je rw e rk ó w w erbaln ych , lecz „zw yk ło ś ci” język o w ej, m a ją­

cej w y ra zić - tylk o - „m iło sn ą isto tę” :

Jako podmiot zakochany, imituję w mej ekspresji podmiot kultu­

ralny: staram się być estetyczny, urzekać (bądź zabiegać o przyjęcie mnie) literackością, artystycznością, formą mej miłosnej postawy. Ale F. chciała, by nie mówić już do niej jako podmiot kulturalny, lecz za­

kochany. Żadnych więc metafor, poetyzmów, konceptów w dedykacjach,

11 B ohaterka, po zain icjow an ym przez n ią zerw aniu , zrozu m iała, że kocha m ęż­

czyzn ę i w raca do niego, by przyjąć jeg o w cześniej w yp o w ied zia n e oświadczyny. W tym m om encie ta k że ma opory p rzed w y p o w ied zen iem „te g o p rze k lę te g o słow a” : „C zy w spom niałam już, że ja cię bardzo k..., no w iesz, słowo na „ K ” ?” (tam że, s. 320).

erudycji, stylu, wyobraźni, żadnego terroru piękna, estetycznej agre­

sji. Tak jakby wiedziała, że każde zapośredniczenie, każde odniesienie, każde wyjście w język, w kontekst, mówienie tak, żeby było ładnie, odciągało od miłosnej istoty. Język zakochany miał być wyłącznie ję ­ zykiem codzienności: prostych zdań informujących, twierdzących itd.

(nawet „kocham-cię” pozostawało po drugiej stronie). Zostawałem sam z moim pięknym językiem miłosnych wyliczeń, litanii, porównań, kartek, karteczek, liścików jak z w yciągniętą nie uściśniętą rę k ą śmieszny, zbyteczny — Bouvard bez Pecucheta. Mogłem — uczucie po­

siadania rzeczy bezużytecznej — wziąć te wszystkie słowa, zapisane czy mówione, w rękę, zmiąć je, z każdej ich wyodrębnionej wyrazistości uczynić bezkształtną, idiotyczną masę.

Być podmiotem zakochanym to ciągle natykać się na taką masę języka, z siebie wydzielaną, na taki wytrącony osad.

Bi e ń c z y k(1999: 332-333)

T a k że n ie ś m ia ły A n g lik za k o c h a n y w p ięk n ej i o d w a ż n ie o tw a rte j A m ery k a n c e z tru d em zn ajdu je słowa, b y w yp o w ie d zie ć sw oje u czu­

cia i zakom u n ikow ać je d ziew czyn ie. A le tu z pom ocą p rzych odzi mu ku ltu ra m asowa, podsuwając słowa, k tórych m ożn a użyć w cu d zysło­

w ie, jak o m ow ę c u d z ą a ty m sam ym m niej an ga żu ją cą w łasn e em ocje i m niej zobow iązującą:

Carrie uśmiechnęła się na pożegnanie, odwróciła się i ruszyła w stronę bulwaru ciągnącego się wzdłuż rzeki. Przez chwilę staliśmy obaj i patrzyli, jak się oddala.

- M a m problem . N ie wiem, co pow inienem z r o b ić - zasygnalizo­

wałem do Davida. — O grom nie m i się podoba ta dziewczyna.

— Trzeba było je j to powiedzieć. Bo za m iesiąc będzie ju ż p a n ią Buc i klamka zapadła!

— Pow iedzieć! Dobrze ci mówić. To wcale nie takie proste. Myślisz, że ja k tylko otworzę usta, ona padnie m i w ram iona i będziemy odtąd żyli długo i szczęśliwie? E ta m ! — Machnąłem ręką. — M arzenie ścię­

tej głow y! Lepiej wchodźmy do środka, zanim rozpocznie się film . David wzruszył ramionami, jakby chciał oświadczyć „rób, jak chcesz, ja umywam ręce” . Weszliśmy do pustego hallu - pozostali w i­

dzowie zdążyli już zająć miejsca i akurat w chwili, kiedy David wyjął z kieszeni bilety, żeby wręczyć je bileterce, postanowiłem, że jednak muszę coś zrobić, nie mogę pozwolić, by Carrie wyszła za kogo inne­

go: muszę ją powstrzymać. A przynajmniej muszę jej wyznać, co do niej czuję.

- Kurwa, masz rację - zasygnalizowałem szybko do Davida. - Wchodź sam, nie czekaj na m nie!

Wybiegłem z kina i pognałem w stronę bulwaru nad Tamizą. Roz­

glądałem się na wszystkie strony, ale nigdzie nie widziałem Carrie.

Podbiegłem jeszcze parę kroków i nagle ujrzałem ją o d tyłu. Znajdo­

wała się tuż przede mną.

— Carrie! - zawołałem.

Odwróciła się lekko zdziwiona i przystanęła; podszedłem bliżej.

— Słuchaj, wiem, że to kretyńskie pytanie, zwłaszcza w świetle twojej niedawnej wizyty w sklepie z sukniami ślubnymi, ale chciałem cię spytać, czy przypadkiem... Nie, wiem, że nie, przecież jestem tylko ubogim facetem, który spał z zaledwie... tak, okłamałem cię, z zaledwie dziewięcioma dziewczynami, ale pomyślałem sobie, że chyba powinie­

nem... Wiem, że będę żałował tego, co zaraz powiem, w końcu nikt nie lubi robić z siebie osła, ale naprawdę czuję... — Serce waliło mi jak młot, wiedziałem, że jestem czerwony na twarzy, a jednak nie umiałem w y­

artykułować tego, co naprawdę chciałem jej powiedzieć. Postanowiłem spróbować jeszcze raz: — Nie, poczekaj, zacznę od początku, a więc cy­

tując słowa Davida Cassidy z okresu, kiedy występował z Partridge Family: „Zdaje się, że cię kocham”, i właśnie w związku z tymi słowa­

mi chciałem cię spytać, czy przypadkiem jednak nie chciałabyś... Nie, oczywiście, że nie, niepotrzebnie się wygłupiłem, w końcu kim ja je ­ stem, nic dziwnego, że wolisz jego, to zrozumiałe. Jasna sprawa. Pro­

ste jak drut. Przepraszam, że ci niepotrzebnie zawracałem głowę. Cześć!

Odwróciłem się na pięcie, klnąc pod nosem. W tem dobiegł mnie głos Carrie:

— To było niesamowicie romantyczne...

Natychmiast obróciłem się z powrotem.

- T a k uważasz? No, wiesz, długo zastanawiałem się nad tym, co powiedzieć, całą przemowę ułożyłem sobie wcześniej w głowie, bo bar­

dzo mi zależało, żeby wszystko dobrze wypadło. W końcu każde słowo jest ważne. Teraz jednak głównie odczuwam ulgę, że mam to już za sobą że już ci wszystko powiedziałem, właśnie tak, jak sobie zaplano­

wałem.

—Aco właściwie chciałeś mi powiedzieć? — zapytała.

— No, wiesz... to, co ci właśnie powiedziałem... no, to o Davidzie Cassidy... — Czułem, jak strużki potu ściekają mi po plecach.

— Słodki jesteś — oznajmiła Carrie, podchodząc bliżej i całując mnie w policzek.

Odsunęła się i popatrzyła mi w oczy. Wiedziałem, że powinienem powiedzieć coś więcej, ale w głowie miałem totalny zamęt.

Carrie przyglądała mi się jeszcze przez chwilę, a potem uśmiech­

nęła się, odwróciła i zaczęła oddalać. Kiedy odeszła jakieś dziesięć me­

trów, obejrzała się, ale ja nadal stałem tam, gdzie mnie zostawiła, zupełnie jakby mi nogi wrosły nagle w ziemię.12

Richard Cu r t i s: Cztery wesela i pogrzeb.

Tłum. T. M i r k o w i c z . Warszawa 1995, s. 130-132

12 Jak widać, dziew czyn a nie je s t usatysfakcjonow ana ta k ą pośrednią, u jętą w cu­

dzysłów, form ą w yzn an ia miłości.

Raz w roku... W yznania walentynkowe 109

Raz w roku... Wyznania walentynkowe

A le jed n a k p rzyn ajm n iej raz w roku, 14 lutego, w dniu św iętego W alen tego trzeb a m ówić o m iłości - k u ltu ra popularna w p ro w a d ziła ta k i d y k ta t kom unikacyjny. W yzn a n ia m iłosne są w ięc ty le ż spon ta­

niczne, co i zin stytu cjo n a lizo w a n e. A try b u ta m i św ię ta zakochanych s ą czerw on e serduszka i k a rtk i z życzen iam i, tzw. w a len tyn k i. Tego dnia zakoch an i w różn ym w iek u p rze s y ła ją sobie n aw zajem w yzn an ia miłości. M ożn a by pom yśleć, że p rzen iesien iu tego św ięta do P o ls k i13 to w a rz y s z y ł fra g m en t Wesela S ta n is ła w a W yspiańskiego:

[...] a jak będę zakochana, Przyszlę panu list i klucz.

Zbieżność ta jest, oczyw iście, całkow icie p rzypadkow a. To „duch epo­

k i” - ży cie w „glob aln ej w iosce” , glo b aliza cja , am eryk a n izacja, mac- donaldyzacja - przyniósł Polakom nowe święto, które w yp iera (trzeba raczej p ow ied zieć - w y p a rło ) istn ieją ce od wieków, o tradycjach je s z ­ cze p ogań skich starop olsk ie św ięto Kupały, obchodzone 24 czerw ca.

Z w yczaj obchodzenia w a len tyn ek nie pochodzi, ja k zw yk ło się są­

dzić, ze S tan ów Zjednoczonych. O d X V w iek u istn iał na w yspach b ry ­ tyjskich, jed n ak w ie lk ą popularność zysk ał dopiero w czasach w ik to ­ ria ń s k ic h , k ie d y to z a c z ę ły te ż p o ja w ia ć się k a r ty w a le n ty n k o w e . M o w a sym b oli - koloru, p rze d m io tó w - p ozw a la ła u zew n ętrzn ić to, czego w sp o łec ze ń stw ie cen iącym o p a n ow a n ie, d ystan s i d ysk recję w w y ra ża n iu uczuć nie m ożna było w y p o w ied zieć ja w n ie. S ym bolam i m iło sn ym i w X IX -w iec zn e j A n g lii b y ły w ięc b ia ły gołąb i tu rk a w k a o raz k w ia ty w yrażające tęskn otę (n ieza p o m in a jk i) i n iew inność (s to ­ k ro tk i). Za k w ia ty św. W alen tego u zn aw an e b yły b ratki. W ierzon o, że je ś li p ołoży się je na oczach śpiącej osoby, ta po przebu dzen iu zakocha się w p ierw szej ujrzanej osobie.

Jedn ak to czerw on a róża, w starożytn ości pośw ięcona W enus, po­

łączyła się na trw a łe z X IX -w ie c zn ą tra d y c ją w alen tyn kow ą. K o ja rz o ­ na z m iło ścią gw a łto w n ą i n a m ię tn ą w o ln ą i z m y s ło w ą w ie k tem u w yw o łu jąca u m łodych panien ru m ien iec zakłopotan ia, dziś je s t n a j­

b ard ziej pożądanym k w iatem w tym zim ow ym , chłodnym dniu. T ak że in n y atryb u t k art w a len tyn k ow ych - alu zyjn e pucołow ate am orki zo­

s ta ły za stą p io n e w y ra z is ty m i jed n o zn a c zn y m ślad em odciśniętych ,

13 Obchodzonego u nas od początku la t d ziew ięćd ziesią tych XX wieku.

pom alow an ych na czerw on o ust. Sym bol m iłości zm ien ił się w sym bol erotyczn y. P o zo sta ły złączon e m iło śc ią płonące serduszka.

Serce je s t uzn aw an e za sied lisk o uczuć człow ieka. W B ib lii to ono je s t sym bolem , m e ta fo r ą ja k o źródło i sied zib a życia duchowego, ośro­

dek osobowości człow iek a (Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą;, Gdzie jest twój skarb, tam i serce twoje; N ie każde­

mu człowiekowi otw arzaj serca twojego; Wino rozweseliło serce czło­

wiecze; Co w sercu, to i na języku; W górę serca!, ta k że fra zeo lo gizm z całego serca i z całej duszy). S ta ro ży tn i E gipcjan ie w n im u m ies z­

c za li in teligen cję, p ozostaw iając je w m u m ii zm arłego, by je go c iężar za d ecyd o w a ł o d alszych losach człow iek a. W s ta rożytn ej G re cji s ta ­ n ow iło ono em blem at Erosa, boga m iłości. W k u ltu rze polskiej doko­

nało się w y ra źn e o d d zielen ie serca, c zy li sfery uczuć, od rozum u, c zy ­ li sfe ry in telek tu aln ej d ziałaln ości człow ieka. Serce stało się też sym ­ b olem ojczyzny, skarbn icą uczuć p atriotyczn ych (Serce? - A to Polska właśnie, z Wesela S ta n isła w a W ysp ia ń sk iego ).

D la teg o te ż to ono - czerw on e serce - królu je 14 lutego. W yja ś n ij­

m y je szcze, d la c ze go w ła ś n ie k o lo r c ze rw o n y d om in u je w dniu św.

W a len tego 14. To p rzecież kolor ognia i krw i. D latego chętnie odw ołuje się do n iego m agia: czerw on e chustki, czepce, w stążk i, ta siem k i, pasy, k o r a le u ży w a n e b y ły p rz e z S ło w ia n ja k o śro d k i o ch ro n n e p rz e c iw urokom . P rzyp is yw a n o mu w italn ość, k tóra odnosiła się te ż do p łod ­ ności i sił rozrodczych. S ym b olizu je w ięc aktyw ność życiow ą, n a m ię t­

ność, w a lk ę, zw ycięstw o. N ie k tó r z y w sp ółcześn i p sych ologow ie z a le ­ c a ją k olor czerw on y jak o środek leczniczy, pobudzający i en ergetyzu - jący. Ł a tw o też zaobserw ujem y, że w m om entach silnych em ocji c zło ­ w ie k czerwieni się, purpurow ieje, oblewa się rumieńcem , staje w p ą ­ sach 15.

N ic w ięc d ziw n ego, że to c ze rw ie n i p rzyp isu je się moc w y ra ż a n ia uczuć m iłosnych. W w ik to ria ń s k ie j m o w ie k w ia t ó w 16 c ze rw o n e (p ą ­ sowe) róże o fia row a n e kobiecie w y ra ż a ły bez słów gorące i n am iętn e uczucie do niej:

Ach! Czerwony kunszt kochania, Ach! Upojeń perfumeria!

Któż by przebrnął przez te prerie Natchnionego wyuzdania?

J a n Le c h o ń * * *

14 Szeroko symbolikę barw, w tym także czerw ieni, przedstaw ia monografia: To k a r s k i

(2004).

15 Zob. szerzej: No w a k o w s k a- Ke m p n a (1995; 2000b).

,(i Por. W endy Ho b s o n: Kwietny kalendarz. Tłum. P. B u d n y , M. N i e m e c z e k . K r a ­ ków 1994, s. 9.

Raz w roku... W yznania walentynkowe

111

N a ozdobion ej czerw o n ym serd u szk iem k artce p ocztow ej trze b a w pisać m agiczne (lecz trudne do w yp o w ie d ze n ia ) w yzn an ie: kocham cię. M ożn a baw ić się, ta k ja k n au czyciel uczący sztu ki p iękn ego w y ra ­ ża n ia M o lie ro w s k ie g o pana Jourdain, szyk iem tych dwóch słów, ale o d żyw a zw yczaj w y ra ż a n ia tych uczuć w fo rm ie rytm iczn ych ry m o ­ w anek. P o w sta ją tek sty m oże kiczow ate, m oże przesłodzone, ale p rz e ­ bija z nich tęsknota za p ra w d z iw ą m iłością. A u to rz y chcą się p o d zie ­ lić swoim uczuciem z drugim , chcą mu tym sam ym spraw ić p rzy je m ­ ność. N ie w a ż n a tu staje się zin te le k tu a lizo w a n a ocena a rty s ty c zn a ta k ich tek stów ja k o sen tym en taln ych , ckliw ych , lukrow an ych . W a ż­

na okazu je się ich in ten cja: w y ra z ić miłość, p od zielić się tym uczu ­ ciem z o so b ą do której są skierow ane. W ierszy k i w a len tyn k ow e, p rz y ­ pom inając X IX -w ie c z n ą p oezję s zta m b u c h o w ą n a w ią zu ją - w dobie k u ltu ry m asowej - do tra d ycji pisania w ie rs zy czy listó w miłosnych.

O to k ilk a takich rym ow an ych utworów, które p ow stały z o k a zji lu to ­ w ego św ięta (za czerp n iętych ze zbiorku p oezji Ogród życzeń okolicz­

nościowych, walentynkowych, imieninowych w opracow an iu B a rb a ry i A d a m a P o d g ó r s k i c h . W rocław 1998):

Jeśli zdziwiona jest Twoja minka, Z jakiej okazji list ten wysłany, Przypomnij sobie, że Walentego Jest to światowy Dzień Zakochanych.

Dzień świętego Walentego To dzień dobry dla każdego.

W tym dniu wszyscy to wyznają Że chcą kochać i kochają.

Dzień radosny zaświtał w złotej zorzy iskierce, przyjmij więc w podarunku walentynkowe serce!

Bądź mi nadzieją w bezsensie, W szczęściu bądź mi szczęściem.

W zamian chcę Ci podarować

Tylko dwa magiczne słowa: Kocham Cię!

Gdy zajdzie potrzeba, dam Ci gwiazdkę z nieba.

Dziś na Walentynki - uśmiech, buziak i lentilki.

Najlepsze życzenia W Dniu Walentynki Od fajnego chłopaka Dla fajnej dziewczynki.

Walentynkowy liścik Niechaj przypomina 0 tym, jak Ci bliska Jest pewna dziewczyna!

Zakochałam się w Tobie 1 dalej brnę w błoto...

Czy wiesz, co ja robię?

Kocham Cię, idioto!

T en konw enans, obch ody d n ia zakochanych, w y d a je się sp rzyjać od św ieża n iu form u ły w y zn a n ia ; in w en cja piszących w a le n ty n k i w sp o ­ m a gan a je s t m a rk etin gow o: m ożn a kupić k a rtk i z g o to w y m i w y z n a ­ n ia m i — rom a n tyczn ym i, in fa n ty ln y m i, sen ty m en ta ln y m i, ck liw y m i, śm iałym i, fryw o ln ym i, lu b ieżn ym i, w u lgarn ym i, za b a w n ym i, ludycz- n ym i, z cyta ta m i poch odzącym i z k u ltu ry popularnej, z p iosen ek (K o ­ cham cię, kochanie moje). A w ięc n ow y zw yczaj daje ok a zję do gry j ę ­ z y k o w e j - o d ro d ze n ia w n o w ym , p o s tm o d e rn is ty c z n y m k o n tek śc ie k u ltu row ym trad ycji flirtu , k on w ersacji i e p is to lo g ra fii m iłosnej - za p o ś re d n ic tw e m tra d y c y jn y c h , choć n ie k o n w e n c jo n a ln y c h w fo r m ie gra ficzn ej kartek, a ta k że SMS-ów, m ejli i p ogaw ęd ek c za to w yc h 17.