• Nie Znaleziono Wyników

Pierwsze wyznanie w konwersacyjnej historii pary

Przyjrzym y się teraz pozycji (pierwszego) wyznania miłości w h i­

storii związku i w historii konwersacyjnej pary interaktantów. W h i­

storii związku m iędzy dwiema osobami, które łączy miłość, wyznanie tego uczucia p artn erow i może mieć pozycję „ram y d elim itacyjn ej” . Pojaw ia się już w trakcie pierwszego spotkania jako językow y ekspo- nent „miłości od pierwszego w ejrzenia”25. M oże też wystąpić w fin a l­

nej fazie związku - jako jego zakończenie: tu powołam się na burzliw ą historię zw iązku S carlett i R etta B utlera z P rzem in ęło z w iatrem.

Wyznanie brzm i już jednak: kochałem cię. Gram atyczny czas przeszły oznacza koniec uczucia.

- Och, Rett, ale nie mówmy o nim! Jakież to ma znaczenie...

teraz? Czy nie jesteś rad z tego, że... Teraz, gdy ja...

24 C hristoph er Ma r l o w, za: Ma r k ie w ic z, Ro m a n o w s k i(1998: 385).

25 M iłość od pierw szego w ejrzen ia w y zn a ją sobie np. S zekspirow scy kochankowie Rom eo i Julia.

Kiedy znowu spojrzał na nią, przerwała z zakłopotaniem, i nie­

śmiało jak podlotek w obecności pierwszego kochanka. Gdybyż chciał jej to ułatwić! Gdybyż wyciągnął ręce, aby mogła wdrapać się na jego kolana i złożyć mu głowę na piersi! Pocałunkiem powiedziałaby mu to wszystko lepiej niż urywanymi słowami. Ale kiedy przyjrzała mu się dokładniej, zrozumiała, że nie zachęcił jej nie tylko dlatego, że chce jej dokuczyć. Wyglądał jak człowiek zupełnie zobojętniały, dla którego słowa jej nie miały żadnego znaczenia.

— Rad? - zapytał. - Kiedyś postem dziękowałbym Bogu za te twoje słowa. A teraz już mi wszystko jedno.

— Wszystko jedno? O czym ty mówisz? To nie jest wszystko jedno!

Rett, kochasz mnie, prawda? Musisz kochać! Mela przecież tak po­

wiedziała.

-Tak, miała rację, mówiła to, co wiedziała. Ale, Scarlett, czy nie przyszło ci nigdy na myśl, że nawet najbardziej nieśmiertelna miłość może się wyczerpać?

Patrzyła na niego oniemiała, z ustami otwartymi w duże O.

— Moja wyczerpała się już — ciągnął dalej — przez Ashleya Wilkesa i twój morderczy upór, który każe ci trzymać się zębami wszystkiego, czego pragniesz... Moja się wyczerpała.

—Ale miłość nie może się wyczerpać!

—Ajednak skończyła się twoja dla Ashleya...

— Ja nigdy nie kochałam Ashleya naprawdę!

— No więc, bardzo dobrze naśladowałaś miłość... aż do dzisiaj. Scar­

lett, ja cię nie oskarżam, nie robię ci wymówek ani cię nie potępiam.

Minęła na to pora. Zaoszczędź mi więc słów obrony i wyjaśnień. Jeżeli możesz mnie słuchać przez kilka minut nie przerywając mi, wytłuma­

czę ci, co mam na myśli. Chociaż, Bóg jeden wie, czy potrzeba wyja­

śnień. Prawda jest bardzo prosta. [...] — Czy zdawałaś sobie z tego spra­

wę, że kochałem cię tak bardzo, jak może kobietę kochać mężczyzna?

Kochałem cię przez długie lata, zanim cię wreszcie zdobyłem. Podczas wojny wyjeżdżałem i starałem się o tobie zapomnieć, nie mogłem jed­

nak i zawsze musiałem wracać. Po wojnie naraziłem się na areszt, byle wrócić i ciebie odnaleźć. Kochałem cię tak bardzo, że zabiłbym prawdopodobnie Franka Kennedy’ego, gdyby w porę nie zginął. Kocha­

łem cię, ale nie wolno mi było wyznać ci tego. Jesteś bardzo brutalna w stosunku do tych, którzy cię kochają, Scarlett. Bierzesz ich miłość i trzymasz ją nad ich głowami niczym bat.

Z tego wszystkiego zrozumiała to tylko, że Rett jąkochał. Ogarnęło ją znowu podniecenie, kiedy usłyszała słabe echa namiętności w jego głosie. Siedziała bojąc się oddychać, słuchając, czekając.

— Wiedziałem, że mnie nie kochałaś, kiedyśmy się pobrali. Wie­

działem wszystko o Ashleyu. Ale jak głupiec wierzyłem, że potrafię cię w sobie rozkochać. Śmiej się, jeżeli masz ochotę, ale chciałem się tobą opiekować, psuć cię i pieścić, dawać ci wszystko, czego chciałaś. Chcia­

9 Szeptem ..

łem ożenić się z tobą, aby móc się tobą opiekować i pozwalać ci na wszystko, co ci sprawi przyjemność... tak jak pozwalałem Bonnie.

Tyle si? w życiu namęczyłaś, Scarlett. Nikt lepiej ode mnie nie wie­

dział, ile przeszłaś, chciałem więc, abyś przestała walczyć ze światem i pozwoliła mi, abym cię wyręczał. Chciałem, abyś się bawiła jak dziec­

ko, bo byłaś dzieckiem: odważnym, przestraszonym, upartym dziec­

kiem. Sądzę, że jeszcze dotąd nim jesteś. Tylko dziecko może być tak bezwzględne i nieczułe.

Głos jego był spokojny i zmęczony, ale w brzmieniu jego były tony, które zbudziły w Scarlett jakieś wspomnienia. [...]

— Było oczywiste, że jesteśmy dla siebie przeznaczeni. Tak oczywi­

ste, że to właśnie ja byłem jedynym z kręgu twoich znajomych, który mógł cię kochać, chociaż wiedziałem, jaka jesteś naprawdę — chciwa, bezwzględna, pozbawiona skrupułów, jak ja. Kochałem cię, więc zary­

zykowałem. Przypuszczałem, że obraz Ashleya zblednie w twym sercu.

Ale - wzruszył ramionami — próbowałem wszystkiego i nic się nie uda­

wało. Atak bardzo cię kochałem, Scarlett. Gdybyś mi na to pozwoliła, kochałbym cię bardziej delikatnie i czule, niż kiedykolwiek mężczyzna kochał kobietę. Nie mogłem jednak dać ci tego poznać, bo wiedziałem, że wyda ci się, że jestem słaby, i wyzyskasz wtedy moją miłość przeciw mnie. I zawsze, wiecznie prześladował mnie Ashley. Doprowadzało mnie to do obłędu. Nie mogłem siedzieć naprzeciw ciebie wieczorem przy stole, bo wiedziałem, że żałujesz, iż to nie Ashley zajmuje moje miejsce.

I nie mogłem cię trzymać w ramionach w nocy, gdyż wiedziałem — no, ale teraz to nie ma znaczenia. — Teraz dziwię się, że to tak bolało. To mnie pchnęło ku Belli. Ma się pewną świńską pociechę ze stosunku z kobietą, która kocha cię z całego serca i szanuje cię za to, że jesteś wytwornym dżentelmenem — chociaż jest analfabetkąi dziewką. To schlebiało mojej próżności. Ty mi nie pochlebiałaś nigdy, moja droga.

— Och, Rett... — zaczęła, jak zwykle nieszczęśliwa na wzmiankę o Belli, ale gestem nakazał jej milczenie i ciągnął dalej:

—Apotem, tej nocy, kiedy zaniosłem cię na górę, sądziłem... mia­

łem nadzieję... tak szaloną nadzieję, że bałem się spojrzeć ci w oczy następnego ranka, aby się nie zawieść, aby się nie dowiedzieć, że jesz­

cze mnie nie pokochałaś. Tak bardzo się bałem, że mnie wyśmiejesz, że wyszedłem z domu i upiłem się. A kiedy wróciłem, trząsłem się ze strachu; gdybyś mnie wtedy ośmieliła, dała mi jakieś słowo, padłbym ci z wdzięczności do nóg. Ale tyś tego nie zrobiła.

-Ależ, Rett, chciałam to zrobić, ale ty byłeś taki wstrętny! Kocha­

łam cię! Sądzę, tak, sądzę, że wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że cię kocham. Nigdy już odtąd nie dbałam naprawdę o Ashleya, ale tyś był tak niedobry, że...

-N o , dobrze już... - powiedział. -N igdyśm y się nie mogli zrozu­

mieć, prawda? Ale teraz to już nie ma znaczenia. Mówię ci to tylko po to, abyś się nigdy nie dziwiła. Kiedy byłaś chora z mojej winy, stałem

za drzwiami twego pokoju z nadzieją, że mnie zawołasz, ale nie zawo­

łałaś mnie, i wtedy zrozumiałem, że byłem głupcem i że wszystko skończone.

Przerwał, popatrzył na niąi poprzez nią daleko, jak często to robił Ashley, na coś, czego nie mogła dojrzeć. Wpatrywała się więc bez sło­

wa w jego zamyśloną twarz.

M a r g a r e t M i t c h e l l : Przem inęło z wiatrem.T. 2, s. 5 6 7 - 5 6 8

Brak synchronizacji uczuć bohaterów sprawia, że w tym samym momencie padają dwa wyznania: finalne kochałem cię mężczyzny, które w istocie oznacza zerwanie, przeplata się z pierwszym skierowanym do Retta kocham cię, jakie pada z ust Scarlett. Kilkanaście lat wspól­

nej historii w powieści M argaret M itchell kończy się wygaśnięciem uczucia ze strony mężczyzny, który odczuł je „od pierwszego w ejrze­

nia” , i uświadomieniem sobie przez kobietę natury jej uczuć do niego.

Ta rozmowa - ukazująca rozmijające się w czasie fazy relacji uczucio­

wej pary26 - stanowi wręcz podręcznikową ilustrację tezy o koniecz­

ności rozm awiania w związku.

N a jw ię k s zą moc ma w yznanie w ypow iedziane po raz pierw szy:

„Po pierwszym wyznaniu kolejne »kocham cię« nie znaczy już nic, tak bardzo wydaje się puste, że w ta je m n ic y sposób powraca do dawne­

go przesłania” ( Ba r t h e s, 1999: 213).

Kocham cię - Ja też cię kocham