• Nie Znaleziono Wyników

Dr. Jan' Arnsztajn (Ćwiek)

(1897— i 934)

Chłopię miało usteczka stulone w wisienkę, płową grzywkę w p ó ł czoła i białą sukienkę — Fotograf mu biczysko wciskał w drobną łapkę, sadzając niby w powóz na niską kanapkę.

— Wio! trzaskaj mój biczyku!

Siwy konik na przedzie!

Czy mama z nami jedzie? —

— Chłopczyku mój chłopczyku!...

Potem modrych wypustek, guzików parada —

wszystko na wyrost, czapka na sam nos mu spada—- O, pierwszego mundurka słodkie uniesienie,

niewyczerpanych bogactw skarbnice-kieszenie!

O, masonerjo szkoły — zaprzysiężony znaku — gonitwy — wilcze doły — Sztubaku mój, sztubaku!

Nowy obrazek: szaro-zielonawe khaki, u pasa rzemiennego tajemnicze haki, obnażone kolana nad pończochy wełną,

krawat, znaczek... z plecakiem i manierką pełną...

O, w drużyny przymierzu noc w obozie na kępie...

O, „Szakala“ zastępie...

harcerzu mój — harcerzu!

Siwa bluza i srebrny wężyk na kołnierzu, odznaki wiernej służby.. Żołnierzu, Żołnierzu!

O, legendo cudowna o Pierwszej Brygadzie

— śnie młodzieńczy, coś jaw ą stał, śnie o szpadzie...

158

Dziś w okopach ja k krety, a ju tro na bagnety...

O, z ręką na temblaku, Junaku mój — junaku!

Po nową kartkę ręka niecierpliwie sięga:

Dwie gwiazdki, Krzyż Walecznych i za rany wstęga...

Tasuję i prze kladam — do pierwszej przymierzę...

O, A rm ji Wolnej Polski dumny oficerze!

O różańcowe grona!

Szablo Śmigla, bieży ku!

Bajko, bajko wcielona!...

— Czy to ty, mój chłopczyku?..

Wiersz matki, wspominającej syna, otwiera tę jeszcze jedną biografję żołnierską, w której zdawałoby się nic szczególnego niema, coby specjalnie wyróżniało krótki żywot człowieka, biorącego udział, jak wielu innych, w szczęśliwej nad wyraz wszelki, bo uwień­

czonej zwycięstwem wojnie, o niepodległość.

Było coś dziwnie promiennego w twarzy i oczach dr. Jana Arnsztajna, mimo, że tu wysiłek życia skon­

centrował się w krótkiej ilości przeżytych wiosen — trzydziestu siedmiu — zamiast rozciągnąć się w pła­

szczyźnie lat dwa razy dłuższej.

Kolebka dr. Jana Arnsztajna stała, w 1897 roku, w starodawnem mieście Lublinie. Miasto to, zabudo7 wane jako i Kraków ciekawemi architektonicznie uliczkami, słynie z tego, że ma ponad 190 tysięcy ludności, z której połowa jest wyznania mojżeszowego.

Do tej drugiej połowy właśnie należała starozakonna mieszczańska rodzina Arnsztajnów, odznaczająca się wysokim patrjotyzmem i starannem wykształceniem.

Rodzina ta, acz żydowska, narówni z rodziną Mejer-

sohnów (panieńskie nazwisko matki dr. Arnsztajna) śp. Dr. Jan Arnsztajn (Ćwiek)

stała na czele t. zw. towarzystwa lubelskiego, bynaj­

mniej nie z racji zamożności — tylko dzięki wykształ­

ceniu i cnotom obywatelskim.

Starannego spełniania obowiązków uczył go ojciec — lekarz z zawodu. Umiłowanie szczytnych ideałów wpajała matka — poetka — (siostra znanego filozofa Emila Majersohna) to też gdy przyszła epokowa chwila walki o niepodległość, siedmnastoletni wówczas młodzian godnie odpowiedział na wezwanie kraju.

Służąc początkowo w P. O. W. lubelskiem, odznaczał się wyjątkową energją, zapałem i nieprzeciętną odwagą. Pomimo młodego wieku miał niezwykły posłuch u podkomendnych i niejednokrotnie sprawiał wiele kłopotu rosyjskim żandarmom, gdyż brał udział we wszystkich niebezpiecznych przedsięwzięciach a był nieuchwytny.

Potrafił np. wyrwać się im z rąk, zostawiając na pamiątkę rękaw munduru, — spuszczać się z balkonów na ulicę w momencie rewizji — ukrywać w lochach broń i do­

kumenty, wywoływać rozruchy w mieście i t. p.

W dniu 30 lipca 1915 roku przyjęty został do Legjonów (lewy paszport na nazwisko Jan Ćwiek, student — Lwów), po 20 sierpnia wyszedł w pole (I Kop. 6ty bataljon 3 pułku),

-brał udział w kampanji wołyńskiej. Odesłany wskutek choroby (czerwonka) na tyły, po 3-miesięcznej chorobie pracował nadal w P. O. W. w Lublinie.

Gdy przeniósł się na skutek nalegania ojca do Warszawy, aby studjować medycynę, nie ustawał tam również w pracy konspiracyjnej. Były to trudne czasy okupacji niemieckiej i pełen energji obywatel Ćwiek nadawał się jak nikt na stanowisko adjutanta Komendy naczelnej P. O. W.

Gdy wskutek rozruchów studenckich zamknięto uniwersytet a studentów rozesłano do miejsca stałego zamieszkania — sam Komendant Piłsudski napisał do ks. Radziwiłła, aby wystarał się u władz okupacyjnych o pozwolenie pozostania w stolicy dla Jana Arnsztajna.

Nie udało się to jednak, — ob. Ćwiek konspiracyjnie zamieszkał w Skolimowie, skąd dojeżdżał na robotę do Warszawy. Był kilkakrotnie stamtąd wysyłany z rozkazami do Lublina — między innemi przewoził z Lublina do stolicy wszystkie deklaracje Rządu lu­

belskiego i różne raporty nieraz wielkiej wagi.

Po odzyskaniu niepodległości przerywa studja i wstępuje w szeregi armji. Pełni służbę aż do roku 1922. W trakcie inwazji bolszewickiej zostaje ciężko ranny pod Ostrowiem łomżyńskim, podleczywszy się, wraca na front z obandażowaną głową i ręką.

Po wystąpieniu z wojska kończy medycynę i osiedla się w rodzinnym Lublinie.

Osobisty czar i urok tego młodocianego lekarza jedna Mu szybko popularność i serca Lublinian. — Nie ustaje On w pracy społecznej. Organizuje Związek Peowiaków lubelszczyzny, jest członkiem Zarządu Związku Legjonistów, pracuje w szeregu instytucyj charytatywnych — popiera pracę, w klubach sportowych — przytem leczy — leczy nie­

ustannie. Chorzy garną się do niego, jak do przyjaciela, który nigdy nie odmawia pomocy.

Specjalnością „Dra Jasia“ było leczenie gruźlicy, a gruźlików jest największy procent właśnie w Lublinie — pracy więc nie brakło i to pracy, która materjalnie nie opłacała się.

Dr. Jan miał oryginalne zasady, wielce wygodne dla bliźnich lecz niewygodne dla Niego samego. Odmawiał n. p. przyjęcia honorarjum od wszystkich tych, z którymi stykał się w pracy niepodległościowej, także od wszystkich kolegów, znajomych, gorzej uposażonych pracowników, od bezrobotnych wreszcie. Doprawdy niewiadomo, jakim cudem utrzymać się mógł, skoro na prawo i lewo rozdawał swoją wiedzę i pracę za darmo. Toteż poczekalnię lego przepełniały ciągle tłumy biedaków.

W roku 1932 dr. Jan Arnsztajn nagle zapadł na zdrowiu. Po rocznym pobycie w Zakopanem i kilkumiesięcznym w Śródborowie, zmarł na gruźlicę płuc i kiszek w klinice uniwersyteckiej w Warszawie, 31 stycznia 1934 r. Pochowano Go (ubranego w mundur legjonowy) na cmentarzu wojskowym, na Powązkach, z wszelkiemi honorami, należnemi obywatelowi odznaczonemu

Krzyżem Niepodległości z mieczami, Krzyżem Walecznych z okuciami Medalem za wojnę,

Odznaką za Wierną Służbę, Krzyżem P. O. W. i

Krzyżem Legjonowym...

Cześć Jego Światłej Pamięci!