• Nie Znaleziono Wyników

Wielkości, gdzie twoje miano?*’

Wielkości, gdzie twoje miano?

Stawiał Piłsudski to pytanie mrocznym, tragicznym dziejom powstania 1863 roku. Szukał wśród ludzi i wydarzeń, badał stare, pożółkłe dokumenty, starał się przejrzeć tajemnicę serc wodzów i polityków, by w nich miano wiel­

kości wyczytać, by wielkość po imieniu nazwać.

Wielkość, która jest tęsknotą każdej szlachetnej duszy.

Wielkości wielkiej epoki nie mógł odna­

leźć w ludziach; odnalazł ją w rzeczy maleńkiej, w symbolu drobnym, który przecież węzłami posłuszeństwa i ofiary wiązał bezimienne wy­

siłki w potęgę zmagań się orężnych przez długie miesiące walki: w pieczątce Rządu Na­

rodowego, ukrytego, zakonspirowanego, w odro­

bince tuszu, na skrawku papieru odciśniętego, który reprezentował olbrzymią siłę moralną, dysponował życiem i mieniem ludzkiem i z krwi przelanej historję Narodu tworzył.

Gdy w latach popowstaniowych do chwili obecnej włącznie miana wielkości szukamy,

•oną znajdujemy odpowiedź. W tej nowej wielkiej epoce straszliwych zapasów ducha Polskiego o wolność naszej Ojczyzny — nie obraz maleńkiej rzeczy, nie symbol z liter w owalu złożonych, ale wielki duch Wielkiego Człowieka miano epoce nadaje. Mianem wiel­

kości naszych czasów jest człowiek: Józef Piłsudski.

W czasach naszego życia w bezmiernych zmaganiach się wojennych i powojennych, w któ­

rych nietylko giną ciała pociskami śmierci zniszczone, nietylko pełnią się wzniosłe ofiary na ołtarzu Ojczyzny, ale również łamią się charaktery, marnieją tchórzliwe serca, w cza­

sach, w których najwyższa cnota z małością się ludzką na każdym kroku splata, człowiek w szarym mundurze wyrósł tak niesłychanie ponad poziom najwyższych polskich wysiłków, tak wznieść się potrafił nad skarlałą tępotę małości, że już za życia stał się postacią posą­

gową o monumentalnej sylwetce bohatera. Szła

*) Przemówienie Janusza Jedrzejewicza wygło­

szone w czasie audycji żałobnej Radja Polskiego.

ponad Nim, żywym człowiekiem przecie, naj­

wspanialsza legenda, spowita w purpurę zwy­

cięskich sztandarów, w akompanjamencie huku dział i grzechotu karabinów, szła ku Niemu, od dołów się wznosząca, miłość tysięcy serc naj­

wierniej Mu oddanych, pełniła się dla Niego olbrzymia w Polsce praca, z której On, Bu­

downiczy jedyny i niezastąpiony, kształtował dzieło budowy Nowej Polski, w świetne swe przeznaczenia przez Niego kierowanej.

A obok tego był żywym człowiekiem, związany był przecież najsilniejszemi węzłami z konkretną rzeczywistością. Rzeczywistość znał i rozumiał, jak nikt, głęboko. Z tej rzeczywi­

stości wyrastał, na niej się opierał, własnym wysiłkiem, trudem i bólem ją przekształcał, martwił się nią i cieszył, człowiek zupełny, o niezmiernym zasobie bogactw uczucia.

Żył, pracował, wierzył, kochał, walczył wśród nas. 1 wśród nas umarł.

W czem leży wielkość Jego, która poprzez grozę i tajemnicę śmierci, majestatem wspania­

łego życia opromieniona, na wieczne czasy w dziejach Narodu, Państwa, ludzkości trwać będzie nieprzerwanie? Wielkość, która jest mianem epoki jedynej w historji Polski, wiel­

kość, która skrzydłami triumfu ogarnia nas wszystkich, podnosi i uszlachetnia?

W tern, że Marszałek Józef Piłsudski miał duszę Wodza. Że należał do grona szczupłego tych najmniej licznych w szeregach stuleci, których Bóg wyznaczył na twórców przeznaczeń ludzkich, na tych, którzy drogi historji wyty- czają, ustalają prawdziwe w życiu wartości i twórczą swą wolą prowadzą za sobą masy.

Dusza prawdziwego Wodza jest zjawiskiem wyjątkowem. Nie próbujemy zgłębiać tej ta­

jemnicy, bo to się nam nie uda, bo żadne ba­

danie cudu dosięgnąć nie może, a żywym, wcielonym cudem jest dusza Wodza Narodu.

To, co o niej wiedzieć możemy, da się ująć jedynie przez pryzmat uczucia, przez pryzmat naszej do Niego miłości. Ta miłość jest, żyje, działa. Ozwała się ona echem głębokiem, po- tężnem, czystem, rozszerzyła się na Polskę całą, wprawiła w żywszy rytm bicia serc pol­

skich, wycisnęła łzy z tysięcy oczu, zaparła dech w miljonach piersi, gdy zrozumiała, że Ten, który przeznaczenia polskie w rękach Swych trzymał, odszedł od nas na zawsze. Ten największy na przestrzeni naszej historji Czło­

wiek, jak słusznie mówi Pan Prezydent Rze­

czypospolitej w swem orędziu, stał się jakby niezbędnym czynnikiem w naszem życiu.

W momentach trudnych z Nim wiązały się nadzieje nasze, do Niego zwracaliśmy się po odpowiedź na dręczące pytania, w Jego ręce oddawaliśmy troskę o Polskę, w Jego niespo­

żytych siłach szukaliśmy sił Ojczyzny, w Nim widzieliśmy Ojca Narodu, miłującego i spra­

wiedliwego, karzącego i groźnego, gdy

nikczem-ność oblicze swoje próbowała okazać. Żyliśmy wszyscy nietylko naszemi osobistemi radościami i smutkami, nietylko naszą codzienną pracą, codzień spokojnie pełnioną, żyliśmy jako spo­

łeczeństwo, jako Naród tern, że tam w pałacu Belwederskim, na krańcu Warszawy pracuje, żyje, poprostu jest On, samotny, milczący Ko­

mendant, który za nas pracuje, za nas myśli, za nas odpowiedzialność ponosi. Że On jest.

A dziś — już Go niema.

1 nie pomoże głęboka świadomość, że płomień Boży, który się w Wielkim Człowieku ucieleśnił, zagasnąć nie mógł, — przeniósł się tylko na inną płaszczyznę bytu; nie pomoże poczucie absolutnej pewności, że Polska rękami Marszałka wskrzeszona, Jego natchnioną siłą, przygotowana została przez Niego do zwalcza­

nia wszelkich trudności i wszelkie trudności napewno zwycięsko zwalczy; — nie pomoże nic na to, że już nie żywy Józef Piłsudski jest z nami, ale tylko martwe Jego zwłoki są jeszcze z nami.

Nic nie pomoże, bo nie wiara nasza w losy Polski złamana została, nie nadzieja lepszych czasów, które potrafimy w sobie wy­

walczyć zgasła, ale miłość nasza, miłość do Wodza i Przewodnika cios otrzymała straszliwy.

1 dlatego chodzimy w żałobie. Dlatego z oczu łzy nam płyną, dlatego płacz rozdziera nasze piersi, bo pozostajemy osieroceni, bo pozosta­

jemy sami, bośmy Marszałka kochali, bo nam bez Niego żyć trudno!

/ A N U S Z JĘDRZEJEWICZ.

7 4 BBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBj^BBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBflgggKPM3WB

„A N H E L L I“ JULJUSZA SŁOW ACKIEGO

Fragment z rozdziału VII.

„Oto są kopalnie Sybiru!

Stąpaj tu ostrożnie, bo ta ziemia brukowana jest ludźmi śpiącymi. Słyszysz? oto oddychają głośno, a niektórzy z nich jęczą i gadają przez sen.

Jeden o matce swojej, drugi o siostrach i braciach, a trzeci o domie swoim i o tej, którą miłował sercem, i o łanach, gdzie mu się zboże kłaniało ja k panu swemu, i szczęśliwi są teraz przez sen... lecz się obudzą.

W innych kopalniach wyją zbrodniarze, lecz ta jest tylko grobem synów ojczyzny i pełna cichości.

Łańcuch, co tu szczęka, smutny ma głos, a w sklepieniu są różne echa, i jedno echo, które mówi: żałuję was“ . W A C ŁA W SIEROSZEWSKI

B U D Z I C I E L D U C H A

*) Wśród sennych borów sybirskich dojrzał ostatecznie, zrozumiał, że żadne naj­

piękniejsze pomysły powszechnego szczęścia nie są do osiągnięcia dla narodów, pozbawionych wolności, uciemiężonych, poniewieranych, że każdy naród powinien sam własnemi siłami

Marszałek (r. 1932) Marszałek z córkami, w drodze do Belwederu, na Akropolu w Atenach; — w Konstantynopolu. (Po powrocie z Wilna 1932 r.).

budować własne życie, doskonaląc się jednocześnie wewnętrznie, hodując w sobie uczucie honoru, męstwa, obowiązku, sprawiedliwości...

— Szczęśliwym można być tylko wśród szczęśliwych.

— Przymierze mogą zawierać tylko wolni z wolnymi! — powtarzał odtąd stale.

Na wygnaniu poznał również Józef Piłsudski doskonale społeczeństwo rosyjskie we wszystkich warstwach, poczynając od chłopów, a kończąc na urzędnikach, oraz wykształconej, wolnomyślnej inteligencji rosyjskiej.

Wypowiadał się o Rosjanach wielekroć w sposób stanowczy:

Nie spotkałem wśród nich szczerych republikanów. Nie umieją szanować ani innych przekonań, ani innych wierzeń, ani innych obyczajów... Jak religijni fanatycy-sekciarze chcieliby, żeby wszyscy byli jednakowi...

Gdy w 1892 roku wrócił do Wilna, miał już ustalone poglądy i określony plan działania. *)

*) Wacław Sieroszewski: Józef Piłsudski 1935.

Krewni przyjęli młodego wygnańca bardzo życzliwie. Szwagier Kadenacki, mąjący w W ilnie obszerne stosunki jako wzięty lekarz, obiecywał mu wystarać się o dobrą posadę, ciocie, siostry i kuzynki pragnęły go co rychlej ożenić. Śliczny jednak, wysmukły chłopak o gęstej, ciemnej czuprynie, o szarych oczach i energicznie zmarszczonych, czarnych brwiach pod wysokiein, białem czołem i o pięknym wąsiku nad świeżemi ustami nie kwapił się ani do posady, ani do domowego ogniska. W duszy jego już utrwaliło się przekonanie, wypowie­

dziane w wiele lat potem w liście do Ignacego Daszyńskiego, że nie będzie w stanie żyć spokojnie wśród narodu tak dręczonego i pozwalającego poniewierać sobą, jak naród polski...

Widząc dokoła siebie strach, bierność, pogodzenie się z niewolą, postanowił obudzić naród z tej haniebnej śpiączki, grożącej mu ostateczną zagładą. — Zaczyna szukać sojuszników w tej przyszłej walce o dusze i honor narodu. W W ilnie gromadzili się wtedy rozmaici polityczni rozbitkowie, ludzie zacni, ale słabi, niezwiązani ani wspólnym planem, ani orga­

nizacją. Jedzie do Warszawy i próbuje porozumienia z ludowcami, skupiającymi się koło tygodnika „Głos“ . Lecz i tam nie znajduje ani dostatecznej siły, ani wytkniętej jaśniej drogi.

Największą ilość ludzi odważnych, ofiarnych, zdolnych do zapału i poświęcenia dla dalekich, godnych celów, znalazł Józef Piłsudski wówczas wśród robotników, złączonych organizacją socjalistyczną. Zbliża się do nich, wzmacnia wśród nich prądy niepodległościowe i na drugim zjeidzie Polskiej Partji Socjalistycznej w górach Ponarskich pod Wilnem wprowadza do programu partji wyraźnie „walkę o niepodległe Państwo Polskie“ . W ten sposób kładzie podwaliny przyszłej potęgi całego ruchu.

„Wesoły, łagodny, spokojny Ziuk Piłsudski, który nikogo nie gnębił Swoją wiel­

kością, nie odpychał szorstkością, który mówił niedużo, ale prosto, zwięźle, jasno, pozyskał odrazu wielkie wśród nas wpływy i bardzo przyczynił się do utworzenia Polskiej Partji Socja­

listycznej“ ... — mówił mi jeden ze starych i czynnych członków tej partji.

Były tam rozmaite kierunki, jak w każdej organizacji, ale górę wzięli „romantycy co do celów, realiści co do środków“ , to jest tacy, którzy stawiając sobie dalekie cele, jako gwiazdę przewodnią, brali się natychmiast do wykonania najbliższych, prowadzących ku temu rzeczy. Na ich czele stał Józef Piłsudski i przedewszystkiem postanowił założyć tajną drukarnię. Dodano mu do pomocy Aleksandra Sulkiewicza. Wywiązali się z zadania znakomicie.

12 lipca 1894 roku wyszedł pierwszy numer „Robotnika“ , którego jednocześnie redaktorem, drukarzem i dostawcą został na długo Józef Piłsudski.

— Ziuk był niezmiernie przyjemny w interesach, nigdy się nie niecierpliwił, nie zżymał, nie krzyczał i nie rozpaczał... — Nie można to nie!... Zrobimy kiedy indziej!... — odpowiadał w razie odmowy albo niepowodzenia, mówił mi o Nim Aleksander Sulkiewicz

Od tego czasu przez wiele lat w każdym ważniejszym wypadku rozlegał się jak dzwon podziemny głos Józefa Piłsudskiego, wzywający rodaków do strząśnięcia jarzma niewoli. Nie było wypadku gwałtu, bezprawia, krzywdy, — dokonywanych przez zaborców, lub tchórzostwa, poniżenia, ugody z dręczycielami — ze strony rodaków, aby nie pojawił się natychmiast w „Robotniku“ piętnujący artykuł albo płomienna odezwa, budząca drzemiące sumienia, krzepiąca obrażoną dumę człowieczą, wskazująca drogę do walki i protestu.

Ciężkie miał życie w owym czasie Józef Piłsudski. Nie miał często gdzie głowy schronić, nie miał własnego domu, tułał się z miasta do miasta, od przyjaciela do przyja- jaciela, a gdy przyjaciel był aresztowany, co się często zdarzało, nocował w ogrodach, wchodził ogrzać się do kościołów... Dokoła snuły się chmary szpiegów i żandarmów z rysopisami niebezpiecznego „W ikto ra“ , za którego schwytanie wyznaczono grubą nagrodę, Tym Wiktorem“ — był właśnie Józef Piłsudski. Wielu ludzi znało go tylko pod tern imieniem.

Wreszcie w 1900 roku 22 lutego aresztowano Go wraz z żoną Marją w Łodzi, 76 m m m m m m m m m m m ia m m m m m m m m m m & m s m m m m m m m m m m m

W mieszkaniu, gdzie ukryta była w małej szafie drukarnia. Właśnie odbijano na niej 36 numer „Robotnika“ .

Rok czasu przetrzymano Józefa Piłsudskiego w warszawskiej Cytadeli w X-ym Pawilonie, poczem przewieziono Go do Petersburga do szpitala św. Mikołaja, skąd uciekł przy pomocy doktora Władysława Mazurkiewicza i Aleksandra Sulkiewicza.

Osiadł wraz z żoną w Krakowie, ale pracy nad rozwojem ruchu wyzwoleńczego nie zaprzestał i często pod przybraneini nazwiskami jeździł do Warszawy, Wilna, Często­

chowy, Sosnowca i innych miast Polski. Zimna krew i niesłychana odwaga pozwoliły Mu uniknąć łap moskiewskich.

Nadchodził rok 1903, zbliżała się wojna rosyjsko-japońska. — Józef Piłsudski już wtedy przewidział porażkę rosyjskiego caratu i uważał, iż Polska powinna wyzyskać moment osłabienia swego największego wroga i pokusić się w nowem powstaniu o zrzucenie śmiertelnego jarzma. Wierzył, że uda mu się pociągnąć do walki chłopów, a przedewszystkiem robotników, których tysiące w chwili wybuchu wojny zostaną pobrane do wojska i wysłane

Zenon Konondwicz: Miejsce dawnego pałacu Piłsudskich. Krzyż w Zułowie.

na dalekie pola Mandżurji. Dla zorganizowania i uzbrojenia tych mas potrzebne były przede­

wszystkiem duże środki pieniężne. Józef Piłsudski udaje się z prośbą o pomoc w tym wypadku do zamożnych i wpływowych rodaków. Narażając się na schwytanie i surową karę, objeżdża miasta Polski, dociera do Petersburga, Moskwy, Kijowa, Odesy — ale wszędzie trafia na odmowę. Bogaci Polacy, zżyci już z niewolą, omamieni potęgą Rosji, wystraszeni wspomnieniami powstaniowych niepowodzeń, odmawiają wszelkiego poparcia.

Piłsudski wraca do Krakowa, pełen rozpaczy, że okazja wyzwolenia się zostanie stracona, że tysiące Polaków zginą, walcząc za potęgę ciemiężycielskiej Rosji.

Jeżeli mają ginąć, niechby lepiej umierali za Polskę!.... — przekonywał otaczających.

Głównie jednak oburzało Go tchórzostwo, brak wszelkiej godności, sobkostwo, oraz krótkowzroczność ówczesnych nibyto czołowych przedstawicieli narodu.

Wiadomość o jego zabiegach rychło dochodzi do uszu policji rosyjskiej, rozesłane są wszędzie Jego fotografje i listy gończe z nakazem surowym ścigania i aresztowania

„złoczyńcy , który „chce wywołać powstanie w Polsce“ . W czasach wojennych groziła za to kara śmierci. Spostrzegłszy, że poważniejszego oporu mobilizacji stworzyć się nie uda, postanawia Piłsudski wywołać choć zbrojny przeciw niej protest. Przy pomocy J. Kwiatka organizuje 13 listopada 1904 roku pierwsze zbrojne starcie Polaków z policją i wojskiem rosyjskiem na Placu Grżybowskim w Warszawie. Te pierwsze po 1863 roku buntownicze

strzały wywarły szalone wrażenie w całej Polsce. Ugoda polska wybuchła nazajutrz strasznem oburzeniem; jej gazety nazywają manifestantów „najemnikami Anglji i Japonji“ ; rozpoczęła się gorąca agitacja w prasie za „mobilizacją“ . W rezultacie tłumy chłopów i robotników z pieśnią: „Kto się w opiekę podda Panu swemu“ poszły umierać na polach Dalekiego Wschodu dla sławy Rosji, a przeciw broniącej się przed najściem Japonji.

Tak się zaczęła walka Józefa Piłsudskiego „z Polską niewoli o Polskę Niepodległą!“ .

STANISŁAW WYSPIAŃSKI

& *

*

NIE ŚCIERPIĘ JUŻ NIEDOLI ANI NIEWOLNEJ NĘDZY.

SAM SIĘGNĘ LEPSZEJ DOLI I ŁEB PRZYGNIOTĘ JĘDZY.

ZWYCIĘŻĘ NA TEJ ZIEMI,

Z TEJ ZIEMI PAŃSTWO WSKRZESZĘ.

SYNAMI MY TWOJEMI, BŁOGOSŁAW CZYN I RZESZę!

„Wyzwolenie“ akt. II.

*

,

*

*

IDĄ POSĘPNI

A GRAJĄ IM DZWONY ZE WSZYSTKICH KOŚCIOŁÓW A GRAJĄ IM DZWONY ŻAŁOBNE.

A GRAJĄ IM DZWONY ZE WSZYSTKICH KOŚCIOŁÓW

A SZUMIĄ, ŁOPOCĄ SZARFAMI PRZYCZOŁÓW CHORĄGWIE, PROPORCE POGRZEBNE.

A IDĄ ŻAŁOBNI A IDĄ POSĘPNI

PRZEZ DŁUGIE ULICE PODGRODNE.

„Kazimierz Wielki LX X X III.

WIELKOŚCI, KOMU NAZWĘ TW Ą PRZYDANO, TEN TĘGICH SIŁ ODŻYWIA W SOBIE MOCE I DUSZĄ TRW A, WIELEKROĆ POWOŁANĄ, ŚWIECĄCĄ W DŁUGIE NARODOWE NOCE;

WIĘC CHOĆ JEJ ŚWIEŻY GRÓB OPŁAKIWANO, PRZEMOŻE ŚMIERĆ I TRUMIEN GŁAZ ZDRUZGOCEJ POWSTANIE Z MARTWYCH NA NARODU CZELE W NIEŚMIERTELNOŚCI KRÓLOWAĆ KOŚCIELE.

„Kazimierz Wielki“ I.

ANIELA FLESZAROW A

Z M I N I O N Y C H D N I

W monotonji i udręce głodowych dni, za czasów okupacji jeden dzień był przecie jaśniejszy od innych. Był to dzień 1 grudnia 1916 r., kiedy Warszawa witała wchodzące do miasta polskie wojsko. To trzeci pułk legjo- nowy zainstalowywał się w stolicy. Na tę uroczystość wszyscy żołnierze przybrali czapki jedliną. Lecz oblicza ich były posępne — gniewne jakby. Nie patrzyli na rozrzewnione tłumy, które stały cicho na chodnikach w Alei Jerozolimskiej w poczuciu jakiejś niewyznanej winy...

Lody stopniały dopiero w czasie świąt Bożego Narodzenia/ Miano to sobie za punkt honoru w domach zasobniejszych, aby na w i- gilję zaproszonym był żołnierz polski. Rozchwy­

tywano ich z koszar. — Leguni mieli każdy po dwie lub trzy wigilje zamówione i łamiąc opłatek z mieszczuchami, przełamali zarazem mur nieufności, dzielący jednych od drugich.

Legenda Polski niepodległej ożywała w tych zawadjackich rycerzykach. Trzebaż było zacząć brać udział w tern cudownem zmartwych­

wstaniu! Różni niewierni Tomasze i desperaccy ugodowcy przejrzeli wreszcie i dusze ich po­

częła przepajać gorączka czynu.

Trzebaż było postanowić coś z sobą i ze swem życiem w momencie, gdy to miało za­

ważyć na szali przeznaczeń Narodu... Trzeba było wynaleźć i usprawiedliwić sens swego istnienia...

Na terenie sokolstwa okręgu warszaw­

skiego nowe nastroje i poglądy przeżerały nawskroś starą metodę zachowywania się w tężyźnie ciała a bezmyślności ducha i pod­

ważały bezpieczny dogmat o niebraniu udziału w polityce. Mogło to mieć rację jakąś przy moskalach, bo chroniło od podejrzeń i prześla­

dowań, ale teraz? Jakże można było pozostawać nadal organizacją apolityczną wobec wojny i okupacji, poczynających sobie tak bezwzględnie na rodzinnych ziemiach?... Trzebaby być na to głuchym i ślepym, a nawet nieżyjącym. Jeśli żołądki buntowały się powszechnie przeciwko chlebowi z trocin, plew i cegły, to byli przecież

jeszcze i tacy w narodzie, którzy oprócz żo­

łądków krzyczących na alarm, posiadali dusze, serca i rozumy pragnące przyjść do głosu.

Zenon Kononowicz: Sosna sadzona ręką Marszałka.

Na piątkowych ćwiczeniach na Dynasach gromadził się prawie cały okręg. Druhowie biegli tam ochotnie nietyle dla zwykłych ćwiczeń, ile z przyczyny wojskowej musztry, którą za­

prowadził teraz druh O.

Kto wie? może się nam przecież przydać ta musztra — jest wojna — myśleli młodzi.

Starsi roztrząsali zagadnienia polityczne i bawili się w horoskopy. Kiedy opowiadano przyciszo­

nym głosem o tern, jak bardzo rozrasta się w stolicy Polska Organizacja Wojskowa, pa­

trzano sobie wzajemnie w oczy z jakiemś pytaniem, które wstydziło się ubrać w słowa, ale pragnęło być zrozumiane bez słów...

Aż tu kiedyś, ni stąd ni z owąd, na jed­

nym z ogólnych przeglądów ćwiczeń, druh prezes okręgu oznajmił coś niebywałego.

Óto sam Komendant Piłsudski ma przybyć na Dynasy, aby osobiście dokonać przeglądu sokolstwa warszawskiego. N ikt nie mógł się od druha P. dowiedzieć, czy sam Komendant wyraził to życzenie, czy też został zaproszony...

Zbywał wszystkich wieloznaczącym uśmiechem i polecił, aby druhowie stawili się tego dnia twarzach młodych druhów malowała się radość, w poniektórych obliczach starszych obawa:

„A może On z nas spokojnych łysawych i oty­

łych obywateli porobi tajnych spiskowców albo gwałtem zakuje w mundury...? — „Jakże to? My tu przecież tak tylko dla zdrowia 1 rozrywki uprawiamy gimnastykę, a pozatem wolimy się zachowywać nadal i nie uznajemy sojuszów z Niemcami...“

Nadszedł wreszcie ów niecierpliwie ocze­

kiwany wieczór. Plucha marcowa doskwierała ohydnie, ale mimo to sala na Dynasach była pełna. Wszystkie „gniazda“ , a było ich jede­

naście, stawiły się prawie w komplecie. Między druhnami, w białych przepisowych bluzach przepasanych czerwonemi paskami, wodziły rej „Grażynianki“ . Zadąsane były i złe, że ich samodzielne niewieście gniazdo t. zw. 5-tka musiało się dzisiaj kontentować galerją dla widzów. Ale rozkaz był rozkazem. Przeszły więc na balkon, a tymczasem na rozgwarzone gromadki druhów spadła nagle głośna komenda

„Baczność!“ „Formuj się przy swoich!“ To naczelnik okręgu wszedł na salę. Za chwilę meldował mu się znany w całem mieście z patrjotyzmu, humoru i tradycji rodzinnych druh z 2-ki, szewc z dziada pradziada, StaśH.

i domagał się płaczliwym głosem, by go zwolniono od stania w szeregu, a schowano gdzieś w kącie sali, na galerji, pod sceną, w budce suflera, czy gdziekolwiek.

— Przecież mój brzuch popsuje całkiem

Naczelnik roześmiał się i poklepał szewca

dobrodusznie po wypukłym brzuchu. Ńo, cicho

Przerabiano pospiesznie zwroty, obroty, szyk rzędowy i dwurzędowy, czwórki i ósemki ła­

mane z szeregu pojedynczego i podwójnego.

Trwało to dość długo. Drugie gniazdo, złożone z najpoważniejszych wiekiem druhów, pociło się już nie na żarty. W ybijał się ponad wszystkich postawą i wzrostem siwy jak go­

łąbek druh Hildebrandt, powstaniec z 63 roku.

Mimo przekroczonej 70-ki poruszał się sprawnie, tylko białe bokobrody drgały mu

Mimo przekroczonej 70-ki poruszał się sprawnie, tylko białe bokobrody drgały mu