• Nie Znaleziono Wyników

Z Janem Pisarskim rozmawia Zuzanna Petz

W dokumencie Dialog pokoleń na Mazowszu dalszym (Stron 74-77)

– Wujku, pamięta wujek takie domy, czy takie rodziny, że jeszcze tam na zimę jakiś cielak mały w kąciku mieszkał?

– No tak. Pamjentam, to tego, to jak sie nieraz w zime były mrozy duże, a krowa się łocieliła, to tego cielaka trzeba było przynieść do domu, żeby nie zmarzł, to tego, dokąd nie usechł i to siedział w domu gdzieś tam. W rogu był uwjonzany i tego, i stał sobie, trochę słomy mjał rzucone.

– Ale dzieci miały bliższy kontakt ze zwierzętami, prawda?

– No tak, no dzieci to dobrze mjały stały kontakt. Albo nieraz sie świnia łoprosiła, to tego, to świniaki zabrało się w łopałkę i przyniosło dokąd sie nie łodchowały, tylko do karmienia sie nosiło. Tak, to było czensto na gensto, to było przecież takie łobory to były zimne, jak zresztą mróz duży był, to tego, to by zmarzł taki cielak w łoborze albo takie świniaki małe.

– Jak nie było z czego domu pobudować, to i obory tym bardziej, a już na pewno nie było czym jej ocieplić, prawda?

– No tak. To wyjontek, gdzie to trzeba było na zime dobrze łogacić to nieraz sie liśćmi albo jakieś siano, jakaś trawa gdzieś sucha tam na rowach, na mjedzach, to sie wykosiło.

– To co już nie było potrzebne, a przy okazji się przydało tu.

– Co już nie było użyte. Tak. To tego to przeważnie, to się liście grabiło w lesie i przykry-wało kopce z kartoflamy, to tego, to te gaciło sie łobory, żeby to domy sie jeszcze nieraz tak do łokna łogaciło, żeby było cieplej łod spodu, żeby mrozy nie przemarzały tak do tego.

Bo mrozy kjedyś to były duże, też zimy były. I śniegi były duże, tam nieraz śnieg zapadał, a tam nie było tak, żeby łodgarnońć. Na drodze śnieg nieraz, to ludzie przekopywali takie tunele do chodzenia i tego czy, bo tam dojazdy to tak nie wyjeżdżali w zimę. Tam nikt nie pracował w mjeście, tylko wszystko na wsi było to tego, to, a do miasta to tam.

– A owce się hodowało tylko po kilka na swoje potrzeby?

– Tak, po dwie, po trzy te łowieczki i na, na swój użytek. We dworze chowali tylko dużo łowiec, całe stado mjeli tam, to ten chyba ze dwjeście sztuk, to tego, to takie ładne łowce mjeli we dworze. Zawsze tam przy granicy tego majontku to tego, to było pole, to te łowce tam sie pasały na wsi, to tego, to całe stado takie ładne, to dużo łowiec. Zawsze pastuch z psem pasły, te łowce pilnował i takiego mjał psa wytresowanego.

– Już specjalny był wyznaczony tylko do pilnowania owiec.

– Tak, tak do łowiec. O te łowce sie bały, tam nigdzie sie nie rozeszły.

– Wujku, a gęsi hodowali na wsi?

– Tak, geńsi, kaczki, to tego, to drobiu, to hodowali dużo. No, na pjerzyny to tego, to też jak sie panna wydawała za mąż, to tego, to musiała mjeć pościel elegancka, pjerzyna porzondna i poduszek chociaż z pjeńć, łod największej do najmniejszej, tak. Najmniejsza to była już jasiek tak zwana poduszeczka, to tego, to.

– I krowę w posagu?

– Tak, krowa albo dwie, jak bogatsze. Krowa w posagu i pościel to musiała być elegan-cka, i łóżko do tego jeszcze. Dembowe musiało być zrobjone u stolarza, jak tego, jak. Bo stolasz na wsi no to robił łóżka. A geńsi to później tak sprzedawali te mięso. Troche dla siebie tam zostawili, ze dwje, z jednę, a reszta to sprzedali. Przeważnie tak przed Bożym Narodzeniem, to przed Wszystkimi Śwjentymi, to tego, to już wybili te geńsi i tego, i sprzedali w środe na targu, to tego, to już przeważnie drób to Żydzi kupowali dużo, bo.

– Ale dlaczego, bo oni lubili drób czy ich tradycja, czy, czy religia była tak?

– Bo łoni drób, łoni, tradycja religijna, bo łoni wjeprzowiny nie jedli. Wjeprzowiny, przypuśćmy teraz, wołowiny już z zadu nie jedli, tylko z przodu to tego, a jeszcze te tak zwane koszerne, to już musiał być specjalny rzeźnik, co zabił. Nożem tylko musiało być raz pociońgnięte i kura, przypuśćmy, musiała być, czy geńś, czy kaczka, zarżnięta, ło, a tak to było tryfne już, już mogli jeść tylko takie pospolici Żydzi, a już taki te zakonni, to tego, to już nie jedli tego, to już musiało być dla nich koszerne. No i mace mjeli tak swoje na te święta.

Z Eugenią Mościcką rozmawia Damian Mościcki – Jak sie mówiło na małego konika?

– Źrebaczek.

– Na małą krowę?

– Cielaczek.

– Małą kaczątko? Kaczkę?

– Kaczuszki. Małe kaczuszki.

– Małą owcę?

– No to zwyczajnie. Owjeczka, baranek malutki.

– Małego psa?

– Pjesek.

– Małego kota?

– Kotek.

– Małą świnke?

– Prosiaki.

– Koguta?

– Ale to duży kogut to kogut, a kurczaczki małe.

– Samice świni?

– Locha najwyżej.

– Łaciatą krowę?

– Graniasta.

Z Marianną Wandą Sieradzką rozmawia Małgorzata Kaszuba – Czy hodowałaś, babciu, jakieś zwierzęta?

– Tak, hodowałam. To był koń, krowa, kury.

– Gdzie mieszkały te zwierzęta?

– Zwjerzenta mjeszkały w oddzielnym pomjeszczeniu, tak zwana obora.

– Jak się mówiło kiedyś na małego konia?

– Na małego konia mówiono żrebak, żrebak.

– Małą krowę?

– Na małą krowę – cielak.

– Małą kurę?

– Na małą kurę – kurczaczek.

– Małego psa?

– Na małego psa – szczeniak, szczeniaczek.

– Małego kotka?

– Na małego kotka – kociątko.

– A małą świnię?

– Na małą świnię – prosiak.

– A koguta?

– Na koguta – kurzę.

– A na samca świni?

– Na samca świń – knur.

– A łaciatą krowę?

– Na łaciatą krowę – krasula.

W dokumencie Dialog pokoleń na Mazowszu dalszym (Stron 74-77)