• Nie Znaleziono Wyników

Pierwsza komunia

W dokumencie Dialog pokoleń na Mazowszu dalszym (Stron 167-175)

Z Genowefą Łopacińską rozmawia Jakub Łopaciński – A jak sie obchodziło pierwszą komunie?

– U bogaczszych ludzi to może obchodzili, a tak jak tu, u biedniejszych, to tylko tyle, że poszli do kościoła z tym dzieckem do pjerszej komuni. Przyszli, no to tam najwyżej jakoś tam herbate i jakiegoś tam ciasta i to wszystko, nie było takich libacji jak teraz. Ji takich prezentów specjalnie nie było, żeby tam dawać złote łańcuszki czy tam coś inne, nie było w ogóle, bo nie było na to stać, może bogatych było stać na to, ale tutaj tak jak bidniejszych ludzi, to nie. Ja u pjerszej komunii żadnego prezentu nie otrzymałam. I tak było że jedni od drugich sukienki do komunii pożyczali. Ja byłam wcześniej, a tam To-masiki zaraz za nami mjeszkali, to na przyszły rok to znów mojo sukenke, to przyszła Tomasikowa prosi, to pasuje mniej wjencej ta sukenka, i w jednyj sukence, tyj samyj sukence za rok sąsiadki córka poszła do pirszej komuni. Także tak nie było, że każdy musiał mjeć swojo sukenke ji tak dalij.

Z Wacławą Kusek rozmawia Klaudia Kalbarczyk – No to jak obchodzono komunie? Tak dokładnie?

– Nie było takich…, nie było prezentów. Wtedy jeszcze nie było prezentów. Tylko były no… no msza – tak samo no – bjała sukenka, wjanuszek, czy czensto to były z kwjatów wjanuszki takie na, na takich no jak, czy w ogrodach były kwjaty, to tak wjanuszki były robjone. Ale też bjała sukenka, no ale nie było ani takiego jak to dzisiaj sie, żeby to jakieś tam objady, przyjeńcia, raczej nie, tego nie było.

– A kto plótł ten wianuszek? Każdy sobie sam?

– No to, no siostry, przeważnie siostry, starsze siostry. Tak jak no, starsze rodzeństwo, to już jak ten.

Choroby i zioła

Z Wacławą Kusek rozmawia Klaudia Kalbarczyk

– Jak się kiedyś leczono? Bo tak do lekarza sie za często nie chodziło?

– No to ja wjem… Specjalnie te… No były też były i szpitale, były i ośrodek zdrowja, nie było takiej przychodni, ośrodek zdrowia był. No gabinet, dentisticzny – bo jeście to nie nazywali to stomatologiom tylko dentyści normalnie tak po naszemu jak – no to, to, to były te gabinety i chodziło sie.

– A że tak w domu sie leczyło jakimiś naparami, ziołami?

– No to, no były zioła, były, te z lipy, napar z lipy, to z mjenty, były. Ja to już sie raczej tak sie chowałam już w takich warunkach, że już takie no to bardziej było. Bo jeszcze jak moi rodzice, co nieras jak opowiadali, jak oni tam, jeszcze ten… Jak uni, no to tam to już take było jak sie w ksiunżkach nieraz czytało, o tylko tak można było czytać w ksiunżkach.

Moda i higiena

Z Wacławą Kusek rozmawia Klaudia Kalbarczyk

– Jak trzeba było ubierać się do kościoła? Była jakaś inna tradycja czy tak?

– No ta, abyś był, aby cziste było, zawsze przeważnie tak, aby cziste było. No takie no śwjonteczne ubranie, nie tak jak na pole, już takie były śwjonteczne ubrania specjalne.

Wozem się jeździło.

– I to na jednym wozie wszyscy tam sie pakowali?

– Tak, tak, a jeszcze jak nieraz to jeszcze jak ktoś szet pjeszo to jeszcze zatrzymywali sie i brali, także pełen wóz sie zawsze nazbjerało było, ile tylko weszło.

Wspomnienia z wojny i okupacji

Z Marią Marczak rozmawia Patryk Gałązka – A pamięta Pani czasy wojny?

– Bjedna to była wojna wjency mój ojciec został zabity. A nasz to Niemcy wywozili wy-wieźli tam aż…, a ojciec ze swojo rodzino i z koniem z krowamy poszli i tam został zabity.

Słuchaj była bieda, bo to tak, tutaj za górko to stało, bo ja wjem, z pietnaście baraków, tu Niemcy mjeszkali w tych barakach i myśmy tam z dzbankamy z tym chodzili po zupe, żeśmy tam stali pod ogrodzeniem i krzyczeli: „Panie mje, panie mje!”. Bo to sporo tej dzieciarni tam chodziło po te jedzenie do tych Niemców. To były biedne czasy to były.

– I tak dawali jedzenie dzieciom?

– Tak,tak no no brali te te manażki od nas, nalewali to zupe, tylko tak żeśmy już chodzi, że jusz jak u nich był objad, jusz jak u nich obiad, to późni po objedzie, to żeśmy tam chodzili tam sobie z manażkamy.

– I tak bez problemu chcieli dawać?

– Tak, tak dawali nam dzieciom. Jak ten tutaj bohaterów ulica, wjesz gdzie bohaterów, i taki dom na rogu stał pjentrowy z pustakóf i to w trzydziestym dziewjontym roku to tam był pochowany polski kapitan, to myśmy jako dzieci z kwjatami żeśmy tam latali i żeśmy ubjerali tam grób jemu. Moje cioteczne siostry, no ja tutaj od sąsiadów, to żeśmy zawsze z kwjatami latali ji pamjentam, jak z tej górki polskie wojsko leciało Niemcy byli po to strone a oni z tej z tej górki i tam na grudzie wiesz koło Pjentków, o Jezu, ile tam trupóf leżało, ile tam trupóf leżało. No nie daj Boże, nie daj Boże, żeby tera dzieci moje przechodzili i wnuki moje przechodzili wojne, wojna była straszna, bjeda była.

Mój ojciec był zabity to akurat front, Ruskie, Ruskie wchodzili Niemcy uciekali. To był pochowany w nocy w nocy z tego lasu skrzynia była ubita, nie żadna trumna, skrzynia, i w tej skrzyni tak jak został zabity tak był pochowany.

– I gdzie teraz pochowany jest?

– Tu, tu na cmentarzu u nas w Sadowju.

– Tak? No dobrze. To pani jeszcze opowie, jacy ci Rosjanie byli tutaj dla nas?

– Oj, ruskie tu u nas mjeszkali! Oj! Było kilku, wesoło było z Ruskimi śpiewali tom wódkie, wódkie mamusia też sobie bimber pendziła, w każdym domu peńdzili bim-ber, no w każdym domu był bimber pendzony, to przynosili ruskie konserwy, słonine wendzono, za wódkie, za wódkie. No no jak Ruskie byli to też nie było bjedy bo było co jeść, bo przynosili.

– Niemcy byli porządni, Ruscy wręcz przeciwnie?

– Tu u nas mjeszkało czołgiści, tutaj gdzie Baśki dom stoi, to czołg stał i tutaj drugi za chałupo stał czołg, u nas takich dwóch mjeszkało takich tych starszych czołgistów.

Pamjentam, jak nazbjerali czerwonych mucharów. Patrze, co oni będą robić z tymi mucharami, mówje do mamusi: „– Co oni mogą robić?”, „– A oni gotować bedo”. My mówimy, że to trucizna, że to muchary, a oni, że w lesie to grzyb jadalny. Nagotowali, cebuli nakroili, octu naleli w to.

– I jedli?

– I jedli, i nic im nie było, w lesie to grzyb jadalny. Wesoło było, jak grali na harmoniach śpjewali te ruskie piosenki. Wesoło było za Ruskich.

Rodzina

Z Wacławą Kusek rozmawia Klaudia Kalbarczyk – A chrzciny jak obchodzono?

– No chściny to podobnie jak komunia, ale no na chścinach to już było przyjeńcie, taka jusz niewielka gościna była, przyjeńcie na chścinach jusz. Rodzice chrzestni, no i, i najbliższa rodzina, domuwnicy – to już było przyjeńcie.

– A tradycje jakieś były? Jak się ochrzciło dziecko?

– To raczej chyba… nie, chyba tak. Normalnie tak jak to, jak to w kościele, łobrzędy kościelne no, i to nie było jakby. I bynajmniej ja nie wjem o tym. Może gdzieś w innych tam regionach w tych takich tam, ale no tak jak u nas to raczej nie.

– Jak dziecko się urodziło, to kto mu wybierał imię? Ksiądz dawał czy rodzice?

– Nie no ten, rodzice tak jak i dzisiaj.

– No a od czego to zależało? Była jakaś tradycja?

– No była taka. Jeszcze były takie, że w jaki dzień sie urodziło takje imnie. Takie było tradycja, że takje sobie przynosiło imje dzień urodzenia. Bynajmniej ja, 28 września sie urodziłam, no i takie imje dostałam Wacława. Ale to nie wszyscy przestrzegali tego, nie, niekoniecznie. Ale dużo, dużo takich było, że sobie dziecko przynosiło imje, i take już na chście dostawało.

Inne opowieści

Z Wacławą Kusek rozmawia Klaudia Kalbarczyk – Czy rodzice opowiadali Pani, jak się żyło w ich czasach?

– No to tesz tak było, no… przeważnie renczne były roboty, wszystko rencznie. Tak jak menszczyźni do lasu chodzili, tam drzewo zżynali, ciosali, tak jak na domy, jeszcze tam jakieś budynki te gospodarcze, dom, to siekierami wyciosywali. A jeszcze takje były, te jeszcze były takje no piły renczne. Nie wiem jak to sie nazywa dokładnie. Tak jeden na górze stał, jeden na górze, drugi na, na dole i tak, tak przeżynali rencznie, to to jeszcze były, to to ja pamnientam, bo to widziałam go nawet tam u nas jak, to też przeżynali takim.

No a później to już były Krajzegi, ło nawet u nas w domu był, motor, taki no spalinowy motor i krajzega, to przeżynali jusz później krajzego te, te drzewa. No i byli też takie no co jusz umieli to robieć. Później stawjali domy, rencznie no nie maszynowo, wszystko rencznie nie tak, jak dzisiaj. Przeważnie to były domy z drzewa. No, no i tak co musze powiedzieć, to fajnie było, wspominam mile te czasy ło, to to musze jeszcze powjedzieć.

Bo mile wspominam, bo to tak było wesoło. Dużo było ludzi, bo wszyscy na wsi byli, nigdzie tam nie pracowali po mjastach, wszyscy byli na wsiach, to dużo, wesoło było, no.

Ze Zdzisławem Wódką rozmawia Gabriela Renik – Czym się różniły pogrzeby od tych obecnych?

– Kiedyś to kto umarł to się wyprowadzali formanko, konia sie zakładało do woza ji trumne na wóz łod krzyża sie wyprowadzało. Tera to inaczyj, w samochód i szybko zajado i szybko przywróco. A kiedyś nieśli, jak kto daleko mjał to z kilómetr do krzyża, to wszystko na plecach nieśli, trumny, nie jak tera, że w samochód od razu z mjeszkania.

Inna moda była kiedyś jak tera.

Z Marią Marczak rozmawia Patryk Gałązka – Gdzie pani pracowała po wojnie?

– Ja pracowałam, jako jeszcze panna pracowałam, kiedyś to sie nazywało Stalinogród, teraz to Katowice sie nazywa, pracowałam tam, a późni to w Warszawje.

– W Warszawie przy czym?

– WSS-y takie to były, tera to nie ma tego, takie sklepy były, w barze mlecznym, to w ta-kim, w akademiku pracowałam też na kuchni, no a późni w Selikatach.

– To może moją babcię pani pamięta Barbarę Gałązkę i Witka Gałązkę.

– Aha no pewnie..

– To moja babcia i dziadek. Też jakiś czas pracowali tutaj. A na przykład w stanie wojennym, niech coś pani opowie o stanie wojennym jeszcze w osiemdziesiątym pierwszym, jak to było?

– Wiesz o stanie wojennym, to cóż ja mogę powjedzić. W mjeście to ludzie prendzy mogo coś wjency powjedzić, a ja co tam o stanie wojennym mogę powjedzić. W miastach to się działo, tu na wsi to nie. Nawet się nie wjedziało, że to stan wojenny.

Stoczek

W dokumencie Dialog pokoleń na Mazowszu dalszym (Stron 167-175)