• Nie Znaleziono Wyników

jest orędowniczką i pośredniczką

W dokumencie Kazania maryjne (Stron 143-165)

„Murem jestem ja, a piersi me są basztami, odkąd stałam się w oczach jego jako ta, która znalazła pokój” (Pnp 8).

[1] Przedstawię, jeśli pozwolisz, gorącą miłość, przemyślną roztropność owej godnej nieustannej pamięci Tekoitki oraz podobną, a nawet znacznie ją prze-wyższającą naszej Najświętszej Dziewicy Maryi – miłość niewiasty z Tekoa. Ta bowiem, jak to przedstawia historia z Księgi Królewskiej, pewnego dnia, gdy chciała pojednać z ojcem Absaloma bratobójcę (zabił bowiem podczas uczty swego brata Amnona, który zhańbił swą siostrę), ogarnięta płomieniem miło-ści przyszła do króla, a upadając przed nim na ziemię, oddała mu cześć i rzekła: „Królu – pomocy!”. Król ją zapytał: „Co ci jest?”. Odpowiedziała: „Ach! Jestem wdową. Mąż mój umarł, a twoja służebnica miała dwóch synów. Pokłócili się oni nawzajem na polu, a że nie było nikogo, kto by ich rozdzielił, jeden z nich uderzył swojego brata tak, że ten umarł. I oto cała rodzina wystąpiła do służeb-nicy twojej z żądaniem: «Oddaj bratobójcę! Zabijemy go za życie jego brata, którego zamordował, i zgładzimy dziedzica!». Tak usiłują zagasić węgiel, który mi pozostał, ażeby nie zostawić po mężu moim imienia ani potomstwa na wierzchni ziemi”. Król odpowiedział kobiecie: „Idź do domu, sam wydam po-lecenie w tej sprawie. Żyje Pan, bo nie spadnie włos z głowy twojemu synowi. A gdyby ktoś mówił co przeciwko tobie, przyprowadź go do mnie, odtąd już nie będzie ci szkodził”.

[2] Wielka z pewnością była miłość tej niewiasty, ogromna roztropność, nie-wzruszona dzielność, duch zgoła nie niewieści, lecz męski. Któż bowiem wsta-wiałby się za tym, który tyle razy budził przeciw sobie ojcowską nienawiść, aby

2 Reg. 14 Alegoria kobiety z Tekoa

142

go przywrócono do łask? Któż błagałby w obronie tego, który skalał krwią bra-terską zbrodnicze dłonie, aby darowano mu budzący grozę i zbrodniczy czyn? Kogóż nie zdjąłby lęk przed królewskim majestatem? Czy płomienny gniew kró-la, niby rozdrażnionego i srożącego się lwa, nie odstraszyłby od takiej śmiało-ści? Joab, ów najdzielniejszy z mężów, najdroższy królowi Dawidowi, nie odwa-żył się szepnąć mu ani słowa. Abigail z Batszebą1, choć król darzył je tak wielką miłością, milczały. Jedynie Tekoitka nie lękała się królewskiego gniewu. Tylko ona przyszła i wyciągnęła błagalnie dłonie. Ona jedna wzięła na siebie rolę po-średniczki i orędowniczki w sprawie i w obronie Absaloma.

[3] Coś podobnego, a nawet jeszcze więcej, uczyniła Najświętsza Dziewica Maryja. „Miała dwóch synów” – jednego naturalnego, którego wydała z wła-snego łona, któremu przekazała własną krew i otoczyła własnym ciałem; temu sączyła w usta panieńskie mleko z panieńskich piersi. Drugiego zaś nie rodzo-nego, lecz przybrarodzo-nego, przyjąwszy go na łono miłosierdzia jak własnego syna. Maryja jest bowiem Matką wszystkich żyjących, my zaś jej niegodnymi syna-mi. I oto cóż za nieszczęście! Obaj synowie udali się na pole Kalwarii, gdzie do-szło do kłótni, a nieprawy Kain, niewdzięczny i okrutny syn przybrany, podniósł rękę na syna rodzonego, całkowicie niewinnego: nowego Abla przybił do drze-wa krzyża, a następnie zadał mu śmierć najohydniejszą, okrutniejszą od wszel-kiej innej, pozbawiając go życia. Nawet wówczas jednak nie ustąpił szał czło-wieka, lecz jeszcze po zmarłego, choć żyjącego w naszych ciałach Chrystusa, wyciągnął zbrodnicze ręce, na nowo przybijając go do krzyża występkami i po-żądliwościami w swoim ciele.

[4] Dlatego ten Król królów, poruszony gniewem, gdy całe stworzenie prze-ciw niemu powstało, zamierzał zniszczyć człowieka; i tak by się stało, gdyby nie przystąpiła do niego nowa Tekoitka, która płonąc najgorętszym pragnieniem naszego ocalenia, występując jako orędowniczka czy też pośredniczka, rzekła do Boga: „Królu – pomocy! Twoja służebnica miała dwóch synów. Jednego, które-goś ty zrodził z serca przed jutrzenką w wieczności, a ja z łona w czasie, i dru-giego, którego mi powierzyłeś w matczyną opiekę. Pokłócili się oni nawzajem na polu. Pokłócili się w raju, na górze Kalwarii, jak pracownicy w żyznej winni-cy, a wreszcie na odległym pustkowiu ziemi. A nie było nikogo, kto mógłby ich powstrzymać. Ty cierpliwie dozwalałeś, aby Jezus był wystawiony na urągania. Do ciebie, cierpiąc na krzyżu, zawołał wielkim głosem: «Boże mój, Boże, cze-muś mnie opuścił!». Wówczas stało się tak, że syn nieprawy uderzył prawego i za-bił go, ten zaś wzywając wielkim głosem pomocy, wyzionął ducha. I oto cała ro-dzina, wszyscy ci, którym «dał moc, aby się stali dziećmi Bożymi», cała rodzina związana z nim przez urodzenie, cały ród splamiony został jego krwią. Ziemia

1 Popr. tłum.; w dr. Bersabeae.

Maryja miała dwóch synów Gen. 4 Sap. 2 Psal. 109 Mat. 27 ibid. Ioan. 1 Gen. 4

Orędowniczka nasza

zaś, która wchłonęła jego krew, domaga się kary wobec tego mojego przybrane-go syna, który pozostał przy życiu: «Oddaj – mówią – teprzybrane-go, który zamordował swego brata, abyśmy go zgładzili za życie jego brata! Bo niegodny jest życia ten, który na Dawcę życia podniósł świętokradcze ręce». Oto, o Boże, usiłują zaga-sić iskrę, którą ja w cieniu mych skrzydeł wznieciłam i podtrzymywałam. «Nie-godny jest – mówią – twej miłości ten, który zgładził twego ukochanego, twego syna, ku któremu płonęłaś uczuciem i cierpiałaś z miłości, a który wyniósł cię do tak wielkiej godności, że nazwano cię Matką Bożą; który przeszył go żelaznymi gwoździami i straszliwą włócznią, a do tego jeszcze straszliwszymi grzechami. Oddaj go, wyrzuć ze służby, abyśmy go zgładzili za życie jego brata!» Wspomnij więc, Panie Boże, na twe miłosierdzie, aby nie pomnażała się krew, którą trzeba by pomścić, a nie zabiją syna mego”.

[5] Nie na próżno była ta pokorna prośba, nie na próżno przystąpiła orędow-niczka, nie daremne było usiłowanie pośredniczki: ubłagała, zjednała ciebie dla splamionego morderstwem ojcobójcy. Z najwyższego niebiańskiego tronu Bóg Oj-ciec odpowiedział: „Na moje życie! – wyrocznia Pana Boga. Ja nie pragnę śmierci występnego”; „nie spadnie z głowy twojego syna ani jeden włos na ziemię”. Któż powie coś przeciwko tobie i kto przyjętego na służbę twoją zechce odebrać? Ty jesteś groźna jak zbrojne zastępy. Weź go i przyprowadź do mnie; zaiste, „ona sama zmiażdży głowę węża, odtąd już nie będzie ci szkodził”.

[6] Prawdziwość tych moich słów poświadcza wizja najświętszego patriar-chy Dominika, który poręczycielami swojej świętości uczynił trzech zmarłych wskrzeszonych z grobu, a także papieży: Honoriusza III, pragnącego głosić ludo-wi wskrzeszenie Napoleona, oraz Grzegorza IX, który Dominika zaliczył w po-czet świętych i wspominał o jego wizji. Owa wizja, powiadam, potwierdza to, o czym właśnie powiedzieliśmy. Ujrzał bowiem ten święty człowiek Boga zapa-lonego w gniewie na rodzaj ludzki, zamierzającego za pomocą trzech pocisków, jak niegdyś Dawid, ukarać występki, które zalały wówczas świat. Ujrzał tam za-raz błogosławioną Dziewicę Maryję, orędowniczkę i pośredniczkę grzeszników, pokornie proszącą, aby w zbożnym miłosierdziu zaniechał swego gniewu na lu-dzi, obiecującą zadbać także o zesłanie na świat któregoś ze świętych, który na-wróciłby ich z błędnych dróg i poprzez łagodne nauczanie pouczyłby ich o bo-jaźni Bożej, miłości i pokucie. Gdy zaś Bóg zapytał, jak niegdyś Izajasza: „Kogo mam posłać? Kto do nich pójdzie?”, Najświętsza Dziewica wskazała św. Domi-nika i Franciszka, niby drugiego Izajasza i Jeremiasza, dwóch swoich najuko-chańszych pomocników. „Oto są ci – tych poślę”.2Ci są jak dwie oliwki i dwa świeczniki. Dwie oliwki, które nawrócą lud do pokuty i twojego miłosierdzia, które rozpalą miłość bliźniego i miłość Boga, zagaszone w sercach ludzkich; są

2 Popr. wyd.; dr. bł. Apoc. 12.

Ezech. 33 2. Reg. 14 Cant. 6 Gen. 3 Wizja św. Dominika o Najświętszej Dziewicy Isai. 6 Apoc. 112

144

także dwoma świecznikami, które światłem swej nauki rozproszą ciemność świa-ta i oświecą go dla uznania prawdy.

[7] Ubłagany, by porzucił swój gniew, odwraca ciosy, odsuwa pociski, wyba-cza ludziom z powodu próśb Dziewicy. Czemuż miałby ich oszczędzić? Zo-stała wysłuchana – powiada Bernard – dzięki swej uczciwości: „Lękałeś się, człowieku, przystąpić do Ojca? Przerażony samym głosem, uciekłeś w listo-wie? Dał ci za pośrednika Jezusa. Czegóż u takiego Ojca nie osiągnie taki Syn? «Został wysłuchany dzięki swej uległości»; «Ojciec bowiem miłuje Syna». Czy i do niego lękasz się przystąpić? Jest przecież twoim bratem, z twego ciała, «doświadczony we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu», aby stał się miłosierny. Tego za brata dała ci Maryja. Ale być może i w nim lękasz się Boskiego majestatu, bo choć stał się człowiekiem, pozostał wszak-że Bogiem? Chcesz mieć orędownika takwszak-że wobec niego? Zwróć się do Ma-ryi. Czyste jest bowiem człowieczeństwo w MaMa-ryi. Nie tylko wolna jest ona od wszelkiej zmazy, lecz także czysta ze względu na szczególny rodzaj natury. I nie wahałbym się stwierdzić, że i ona zostanie wysłuchana dzięki swej uległo-ści. Syn bowiem wysłucha Matki, a Syna wysłucha Ojciec. Bo jakże to? Czyż Syn może odmówić lub otrzymać odpowiedź odmowną? Czyż Syn może nie wysłuchać, albo nie zostać wysłuchany? Nic z tych rzeczy! «Znalazłaś – mówi anioł – łaskę u Boga»”.

[8] Syn ukazuje Ojcu rany, Matka zaś ukazuje Synowi piersi. Nie może zo-stać odrzucona tam, gdzie tak wiele jest oznak miłości. Są nimi piersi, którymi szczyci się błogosławiona Dziewica: „Murem jestem ja, a piersi me są basztami”. Skoro bowiem Zbawiciel, który w swoim miłosierdziu był przedmurzem i osło-ną grzeszników, pod wpływem surowej sprawiedliwości zmienia się w karzące-go sędziew karzące-go – spośród proroków i ludzi najdzielniejszych Joab, jako że nie było nikogo, kto by murem stanął w obronie domu Izraela, aby odwrócić gniew Pana prośbami i mądrością swoją; skoro „potężną twierdzą jest imię Pana”, z obroń-cy stał się sędzią występków; skoro z tego najwyższego przyczółka miotane są strzały nie przeciwko okrutnemu wrogowi, Szatanowi, lecz przeciw uciekające-mu Adamowi, który nieustannie jęczy: „Utkwiły bowiem we mnie twoje strzały i ręka twoja zaciążyła nade mną” – ja więc „murem jestem, a piersi me są basz-tami”, jam obroną, ja chcę wystąpić w obronie domu Kościoła i w obronie syna -bratobójcy. Murem jestem ja, a piersi me są basztami najmocniejszymi. Nimi osłonię mój lud, nimi ochronię grzeszników, pokażę je rozgniewanemu Syno-wi memu: „Oto, Synu najsłodszy, piersi, które cię wykarmiły, które ci dostarczyły pokarmu i napoju, które ciebie przez dwa lata krzepiły”. Ze względu na nie Syn mój oszczędzi powalonych, nimi przemienię jego gniew w miłość. Jeżeli bowiem piersi Weturii, matki Koriolana, tak wiele mogły zdziałać u jej syna, że ocaliła nimi państwo rzymskie, o wiele więcej będą mogły sprawić moje piersi u moje-go Syna – ja nimi obronię lud mój.

Maryja zostaje wysłuchana Heb. 5 Ibid. Ioann. Gen. 37 Hebr. 4 Luc. 1 Piersi Maryi są niby baszty Cantic. 8 Proverb. 18 Psalm 37 Lib. 5. cap. 4 Przykład Koriolana i Weturii

Orędowniczka nasza

[9] Pozwolę sobie tutaj przypomnieć historię owej sławnej niewiasty, opo-wiedzianą u Waleriusza Maksymusa następująco. „Koriolan, człowiek wielkie-go ducha i najwyższej rozwagi, ze wszech miar zasłużony dla Rzeczypospolitej, powalony ciosem najniegodziwszego potępienia, zbiegł do Wolsków, podów-czas wrogich Rzymianom. Męstwo wszędzie jest w cenie. Dlatego tam, gdzie przybył, aby szukać dla siebie schronienia, osiągnął wkrótce najwyższą władzę i wnet doszło do tego, że ten, którego obywatele Rzymu nie chcieli mieć za przywódcę, stał się dla nich wodzem niosącym nieomal zagładę, albowiem po wielokrotnym rozbiciu wojsk rzymskich i kolejnych zwycięstwach umożliwił Wolskom dostęp pod mury Miasta. Dlatego lud, wstrzemięźliwy w uznawa-niu zalet i bezlitosny dla oskarżonego, zmuszony był błagać wygnańca o litość. Wysłani dla jego przebłagania posłowie niczego jednak nie wskórali; wysła-ni następwysła-nie kapławysła-ni z opaskami rówwysła-nież powrócili bez rezultatu. Otępiał se-nat, drżał z przerażenia lud, mężczyźni i kobiety na równi opłakiwali nadcho-dzącą zgubę Miasta. Wówczas Weturia, matka Koriolana, udała się z jego żoną i dziećmi do obozu Wolsków, a kiedy syn ujrzał jej piersi, niemal jak szalo-ny rzucił się, aby ją objąć. Ta jednak, przeszedłszy od próśb do gniewu, rzekła: «Pozwól, abym, nim przyjmę uściski, dowiedziała się, czy przyszłam do wroga, czy do syna; czy jestem w twoim obozie jako branka, czy też jako matka? Czy do tego przywiodło mnie sędziwe życie i nieszczęsna starość, żeby cię ujrzeć jako wygnańca, a potem jako wroga? Czyż mogłeś spustoszyć tę ziemię, któ-ra cię zrodziła i wykarmiła? Gdybym cię nie urodziła, Rzym nie znalazłby się w oblężeniu». I więcej jeszcze rzekła w rozżaleniu. Poruszony płaczami żony i dzieci, objąwszy matkę, odpowiedział: «Uśmierzyłaś i pokonałaś mój gniew, ojczyzno, choć zasłużenie nienawistna. Wezwany prośbami tej, w której łonie zostałem poczęty, której piersi mnie wykarmiły, przebaczam ci». Natychmiast też uwolnił terytorium rzymskie od wrogich wojsk – jedno spojrzenie na mat-kę zamieniło straszliwą wojnę w zbawienny pokój”.

[10] Cóżeście tak zasłuchani? Podziwiacie niezłomnego ducha tej sławnej ko-biety i jej miłość do ojczyzny? I słusznie. Jeśli bowiem syn jakiejś innej, okrutnej matki, zostałby tak bardzo doświadczony przez swoich współobywateli, dla któ-rych dobrze się zasłużył, sądzę, że jeszcze bardziej rozpaliłałaby ona jego gniew. Ta zaś, niepomna krzywd syna i rodziny, nie rozjątrza ich, lecz łagodzi. Nie roz-drażnia, lecz rozdrażnionego skłania do miłosierdzia. Wielkie to uczucie – nie niewieście, lecz zgoła pełne ducha Bożego. Lecz podziwiajcie raczej uczucie na-szej najsłodna-szej Matki. Chrystus, jej Syn, mąż Bożego ducha i najwyżna-szej mą-drości, najbardziej zasłużony dla rodzaju ludzkiego, powalony przez niewdzięcz-ników, najniegodziwiej i najhaniebniej potępiony i wypędzony, zbiegł wówczas do niebian, rozgniewanych wówczas na rodzaj ludzki. Tam został wodzem ca-łego świata, zebrał wojsko przeciwko splamionemu występkami rodzajowi ludz-kiemu, aby wreszcie zemścić się na swoich wrogach. Dla jego przebłagania

146

i wyproszenia miłosierdzia wysłali najpierw posłów, to znaczy owych świętych patriarchów i proroków, którzy wzdychali: „Dokądże, Panie? Czy wiecznie bę-dziesz się gniewał? Czy Twoja zapalczywość będzie gorzeć jak ogień? Nakarmi-łeś nas chlebem płaczu i obficie napoiNakarmi-łeś nas łzami. Wylej gniew twój na ludy, które cię nie uznają, na królestwa, co nie wzywają twojego imienia. My zaś lud twój i owce twej trzody. Panie, Boże Zastępów, odnów nas i ukaż twe pogodne oblicze, abyśmy doznali zbawienia”. Następnie posłali do niego najwyższych ka-płanów w opaskach, odzianych w szaty kapłańskie, którzy „między przedsion-kiem a ołtarzem płakali: «Przepuść, Panie, ludowi twojemu i nie daj dziedzic-twa swego na pohańbienie»”. I ci wrócili jednak z niczym. Nie potrafili wyjednać łaski dla całego ludu. Nic nie wskórali, ponieważ powrócili bez upragnionego skutku. Bóg bowiem często zaświadczał: „Nawet gdyby Mojżesz i Samuel stanęli przede mną, serce moje nie skłoniłoby się ku temu ludowi. Wypędź ich sprzed mojego oblicza i niech odejdą! A jeśli ci powiedzą: «Dokąd pójdziemy?», odpo-wiesz im: «To mówi Pan: Kto jest przeznaczony na śmierć – na śmierć, kto pod miecz – pod miecz, kto na głód – na głód, a kto na wygnanie – na wygnanie». Poczuł Bóg wstręt do swego dziedzictwa”.

[11] Kiedy zaś przyjdzie do niego jego Matka, kiedy ukaże mu piersi, którymi go karmiła, czy sądzicie, że w swoim gniewie Bóg powstrzyma swoje miłosier-dzie? Czy wątpicie, że uniesiony najgorętszą miłością wobec niej i przemógł-szy samego siebie, nie ulituje się nad tymi, za którymi ona się wstawi? A może przykłady, które odnoszą się do spraw ludzkich, nie będą dotyczyć Boskich? Ależ tak, i to bardzo! Ten bowiem, który w sercach ludzkich wzbudził uczucie i ową niezmierną miłość wobec rodziców, nie stłumił jej w swoim sercu, lecz nieskończenie pomnożył. Ten, który polecił dzieciom, aby były posłuszne oj-com i niczego nie odmawiały z miłości do nich, przykazanie to sam za życia i po śmierci zachował. Ten, który, jak powiada Dawid, spełnia wolę tych, któ-rzy się go boją, i słyszy ich wołanie, zwykł tym bardziej wypełniać wolę i sły-szeć wołanie kochających go, a jeszcze bardziej swojej najsłodszej Matki. Ten, który „przychyli się ku modlitwie opuszczonych i nie odrzuci ich modłów”, bę-dzie miał też wzgląd na modlitwę tego, na którego uniżenie wejrzał Pan i nie odrzuci jego modłów.

[12] Bo jeśli tak wiele zdziałały piersi Weturii, że na ich widok sroga woj-na zamieniła się w pokój, tym więcej zdziałają piersi błogosławionej Dziewi-cy, która mówiła: „Murem jestem ja, a piersi me są basztami”. Weturia bowiem ludzką miłością, która doświadcza niedostatku, podlega zmienności i bardzo często słabnie u dzieci wobec podeszłych wiekiem rodziców, była obdarzo-na przez swego syobdarzo-na, zaś błogosławioobdarzo-na Dziewica jest kochaobdarzo-na przez swo-jego Syna ową niezmierzoną, ze wszech miar najdoskonalszą Bożą miłością, która w niebieskich siedzibach jest jej okazywana tym bardziej, im bliższą so-bie i świętszą uczynił ją ponad inne stworzenia. Tamta, zgrzybiała staruszka,

Orędowniczka nasza

miała piersi pełne żółci i piołunu, ta zaś, Dziewica w największym rozkwicie, ma „piersi przedniejsze od wina, pachnące najlepszymi olejkami”. Tamta wy-karmiła swoimi piersiami nie jednego, lecz wielu synów, a nawet jeśli jednego, to jednak nie Boga, lecz najlichszego człowieka, ta zaś wykarmiła syna zarów-no jedynego, jak i Boga zrodzonego z jej łona w czasie. Tamta przystąpiła do syna, który dyszał żądzą zemsty, aby zabić winnych i niewinnych, ta zaś zbli-żyła się do Syna, który pragnął nie pomsty, lecz poprawy, nie śmierci, lecz życia oskarżonych, pragnął łajać nie wolnych od winy, lecz winnych. Tamta mówiła do syna, zmieniwszy prośbę w gniew: „Pozwól, abym, nim przyjmę uściski, do-wiedziała się, czy przyszłam do wroga, czy do syna; czy jestem w twoim obozie jako branka, czy matka?” – a jednak syn powściągnął swe zagniewanie i uwol-nił miasto od lęku i zguby. Czegóż nie wyjedna błogosławiona Dziewica, któ-ra przystąpiła do Syna nie w gniewie, lecz z miłością, nie z płomiennym obu-rzeniem, lecz we łzach, nie z pychą, lecz z pokorną uległością, mówiąc przed tronem miłosierdzia:

[13] „Najukochańszy Synu, słodka ozdobo moja. Wiem, i to dobrze, i za to ci z serca dziękuję, że przyszłam do ciebie nie jak do wroga, lecz jak do syna; że w obozie twojej chwały nie jestem branką, lecz matką; że zostałam wywyższona ponad wszystkie stworzenia. Proszę, aby ta najszczęśliwsza moja starość nie skło-niła cię do tego, bym cię widziała wrogiem rodzaju ludzkiego. Czy nie bacząc na miłość do mnie, byłbyś w stanie spustoszyć ową ziemię, która cię zrodziła, któ-ra cię wykarmiła, któktó-ra cię przez trzydzieści trzy lata podtrzymywała i na swych barkach nosiła? Gdybym ja cię nie zrodziła, rodzaj ludzki zostałby wystawiony na zgubę, lecz ja wydałam cię z mego łona, wykarmiłam cię tymi piersiami, ja cię

W dokumencie Kazania maryjne (Stron 143-165)