• Nie Znaleziono Wyników

Legalizowanie pobytu – pierwsze doświadczenia imigracyjne

W dokumencie Artysta jako Obcy (Stron 68-73)

Procesy asymilacyjne i strategie artystyczne polskich twórców w Paryżu

2. Legalizowanie pobytu – pierwsze doświadczenia imigracyjne

Ważnym etapem realizowania biograficznego planu migracyjnego jest przej-ście procesu legalizowania pobytu. Dziś na obszarze Unii Europejskiej nie stanowi to już problemu, jednak do roku 2004 obywatele naszego kraju mu-sieli poddawać się instytucjonalnym wymogom, nierzadko długotrwałym i skomplikowanym administracyjnym procedurom, które legalizowały ich obecność na terenie nowego państwa osiedlenia. Można wyodrębnić kil-ka dróg prowadzących do osiągnięcia tego celu oraz wskil-kazać na związane z nimi komplikacje o różnym stopniu natężenia. Procedura zdobywania wiz pobytowych była we Francji sztywno określona, długotrwała oraz uciążliwa. Po okresie względnego rozluźnienia ze strony administracji francuskiej w stosunku do polskich emigrantów, po roku 1986 legalizacja pobytu sta-wała się ponownie coraz bardziej skomplikowana. Wizy pobytowe, które

Rozdział III. Procesy asymilacyjne i strategie artystyczne i tak trudno było uzyskać, rozwiązały problem jedynie połowicznie i nie da-wały pełnej swobody oraz obywatelskich praw. Wciąż otwarta pozostawa-ła kwestia ich przedłużania oraz zabiegania o wizy wyjazdowe, konieczne do tego, aby móc opuścić Francję i jednocześnie zachować prawo do po-wrotu. Przytoczony dalej fragment narracji pokazuje, jak uciążliwe było zor-ganizowanie wyjazdu do Polski oraz uzyskanie wiz pobytowych. Jednostka musiała całkowicie poddać się procedurom, a jedynie uzyskanie francuskie-go obywatelstwa lub statusu rezydenta pozwalało na normalizację życia w tym kraju, pod względem administracyjnym:

Kiedyś, żeby pojechać stąd do Polski, trzeba było stać w kolejce od świtu, by uzyskać wizę wyjazdową. By dostać tylko wstępne randez-vouz na prefekturze, potem otrzymywa-ło się następną datę na kolejne spotkanie, już oficjalne, tak że to byotrzymywa-ło potwornie uciążliwe i komplikowało całe życie. Trzeba było się zwalniać z pracy, co nie było mile widziane przez pracodawcę, koszmar. (…) Więc to wszystko utrudniało, jedynym wyjściem było po pięciu latach wystąpienie o naturalizację. Wtedy wizyty na prefekturze co trzy miesiące nagle się kończą. Nie trzeba przedłużać paszportu polskiego, by możnasię poruszać swobodnie na francuskim itd. To atrakcyjne posiadać dwa paszporty, to tak, jakby człowiek miał dwie różne historie [wywiad 3. Performer].

Ostatnie zdanie interesująco komentuje status podwójnego obywatel-stwa, ponieważ autor wykracza poza życiową pragmatykę i mówi o zysku zu-pełnie innego typu. Za dwoma paszportami – stoją dwie historie – dwie możli-we identyfikacje, dwie biograficzne ścieżki. Wątek ten przenosi nas w obszar rozważań dotyczących tożsamości imigranta, analizowany w dalszej części tekstu. Historia legalizowania pobytu zajmuje także sporo miejsca w narra-cji artysty fotografa. Warunkiem podstawowym – instytucjonalnym wymo-giem – było zdobycie pieniędzy, koniecznych, aby uzyskać kartę pobytu. Było to o tyle trudne, że brak wizy uniemożliwiał podjęcie legalnej pracy. Brak pracy oznaczał finansowe kłopoty z wykupieniem wizy. W biograficznej opo-wieści fotografa znajdujemy opis pierwszej pracy we Francji i związanych z nią doświadczeń:

A tutaj było tak, że szukaliśmy jakichś możliwości. Aż w końcu znaleźliśmy w Orlea-nie człowieka, który zaproponował, że zbliża się święto Joanny D’Arc, taka wielka feta, to może pan K. zrobi jakieś zdjęcia z tej ceremonii, to mu damy kartę pobytu na rok. Tylko że ja, dureń, zrobiłem to, co należało zrobić, zrobiłem po prostu zdjęcia, nie myśląc, że winien im jestem jakąś wdzięczność. Gdy wywołałem fotografie i przyniosłem, położyłem na stół, to oni zdębieli. Gdzie pan te zdjęcia robił, w Polsce, czy jak? Oczywiście, żadnej wystawy nie było, zostałem z wynagrodzeniem, które dostałem i z kartą pobytu na rok. Po prostu ocen-zurowali całość, nawet lepiej niż to w Polsce robią. Kto fotografuje jakieś poboczne uliczki? Trzeba fotografować sztandary, jak wszędzie. Dostałem chyba najważniejszą lekcję, że wy-idealizowałem jakieś rzeczy, a to nie tędy droga. Dostałeś kartę pobytu, dostałeś pieniądze,

Artysta jako Obcy

70

należy robić to, za co dostałeś, a nie bawić się w artystę, zwłaszcza z merostwem. Tak że zostałem w tych samych rozprutych spodniach, dziurawych skarpetkach. No, ale miałem rok [wywiad 1. Fotograf].

Opis ten zawiera dwa interesujące wątki. Pierwszy dotyczy mechanizmu legalizowania życia we Francji, czyli procedury zdobywania karty pobytu, drugi ukazuje proces nabywania wiedzy o nieuchronnej konieczności pod-porządkowania się instytucjonalnym wzorom. To, co artysta nazywa lekcją, oznaczało konieczność rozeznania nowych warunków oraz oczekiwań swo-ich zleceniodawców. Wyjątkowość artystycznego gestu, spojrzenia czy wizji nie ma żadnego znaczenia dla urzędników zamawiających dokumentację na-rodowego święta. Wyobrażenia narratora względem oczekiwanych od niego fotografii okazały się zatem całkowicie błędne, co było prostym następstwem nieznajomości kulturowych kodów. Pomimo to udało mu się uzyskać rok na dalsze starania o legalizację pobytu. Narrator nie mógł podjąć pracy, ale jednocześnie musiał udowodnić posiadanie na koncie odpowiedniej sumy. Był to warunek przedłużenia uzyskanej już wizy na kolejne trzy miesiące. Wspomniane czynniki zmusiły artystę do przyjęcia postawy innowacyjnej, pozwalającej, mimo obiektywnych trudności, na legalne przebywanie na te-renie Francji:

No i potem znalazłem takiego faceta, wydawcę, który chciał, bym mu zrobił taką książ-kę turystyczną w kolorze. Proszę bardzo, dlaczego nie? Uzgodniliśmy, że ja nie pracuję, no to on nie płacił za to, że robiłem książkę, tylko zapłacił za prawa autorskie do moich zdjęć. To J. wymyśliła, że jest taka furtka. Sprzedałem prawa autorskie do moich fotografii. Koleś zapłacił sumę i ja z tym kwitem z banku poszedłem na prefekturę i kładę kolesiowi przed nosem. On zdębiał, zzieleniał. No, bo wykiwałem go: przywiozłem mu kwit, że nie pracuję, a mam pieniądze. Tak to trwało trzy miesiące, wracałem na tę prefekturę z banku. Przynosiłem, komuś znów prawa autorskie sprzedałem i tak dalej, taka zabawa w ciuciubabkę. W Polsce z kolei musiałem pracować, nie mogłem nie pracować, a jednak od 1985 roku nie praco-wałem, a miałem pieniądze; po prostu powtórka z rozrywki, tylko inaczej – ja to nazywam w białych rękawiczkach [wywiad 1. Fotograf].

Sytuacja artysty unormowała się po zawarciu małżeństwa z obywatelką Francji, choć nie zakończyła się wejściem w posiadanie paszportu tego pań-stwa, a to dlatego, że ów odrzucił złożoną mu propozycję przyjęcia obywatel-stwa. Ten symboliczny gest, na swój sposób heroiczny (ale z pewnością życio-wo niepraktyczny), wydaje się znaczący, mimo że narrator po pewnym czasie żałował podjętej wówczas decyzji, a po dziesięciu latach od zawarcia ślubu sam wystąpił o francuski paszport. Gest nieprzyjęcia obywatelstwa mógł być manifestacją własnej niezależności („uniosłem się…” – fragment wywiadu), jednak miał on także konkretne negatywne następstwa. Można tu

doszuki-Rozdział III. Procesy asymilacyjne i strategie artystyczne wać się chęci zamanifestowania oporu czy może przekory emigranta ście-rającego się z systemem biurokratycznym. W toku narracji artysta ujawnia, że wystąpienie po wielu latach o francuski paszport miało głównie charak-ter pragmatyczny:

Po obywatelstwo wystąpiłem dziesięć lat po ślubie. I też nie z takiej przyczyny, że za-chciało mi się być Francuzem, tylko wyobraź sobie, że jedziemy na Białoruś z przesiadką w Wiedniu. W Wiedniu ona (żona – T. F.) przechodzi (przez przejście – T. F.) Europa, a ja – reszta świata, z Koreańczykami, Bułgarami, Chińczykami. Po prostu rozdzielono nas. Już nie było wyjścia [wywiad 1. Fotograf].

Mimo że wystąpienie o obywatelstwo francuskie wynikało przede wszystkim z życiowej pragmatyki, wskazać można także inny, istotny bio- graficznie cel. Artysta przez cały ten czas doświadczał psychicznych niedo- godności wynikających z życia na dwa kraje, co zresztą bywa udziałem wielu osób żyjących poza miejscem swojego pochodzenia. Przyjęcie obywatelstwa może tę niedogodność przynajmniej w pewnym stopniu rozwiązać, stać się kolejnym etapem procesu asymilacyjnego.

Zawarcie związku małżeńskiego z obywatelem państwa, w którym prze-bywa emigrant, w oczywisty sposób przyspiesza proces legalizacyjny i wpły-wa korzystnie na asymilację. Dla określenia tego zjawiska wprowpły-wadzono pojęcie asymilacji amalgamacyjnej, oznaczającej egzogamię [Kubiak 2005a: 31]. Artysta plastyk podkreśla korzystny wpływ związku z osobą pochodzącą z nowego kraju osiedlenia. W opowieści zdaje relację nie tylko z własnej sy-tuacji, ale przedstawia ją na tle doświadczeń innych Polaków starających się zalegalizować swój pobyt we Francji. Opis sytuacji przeciętnego emigranta staje się kontrapunktem dla uprzywilejowanej pozycji narratora:

Wziąłem ślub z Francuzką, więc nie musiałem żyć na czarno, bać się wyjść z metra albo wejść do metra. Po trzech miesiącach już pracowałem i to oficjalnie. Nie było to dla mnie trud-ne. Po kilku miesiącach miałem stałą kartę pobytu na dziesięć lat, z prawami, ubezpieczeniem, czego nie ma większość Polaków, którzy tu mieszkali. Mieszkali bez ubezpieczenia, u kogoś, pod jakimś innym nazwiskiem. Ale było to oczywiście trudne, by te papiery zdobyć, wtedy prezydentem był Mitterrand, strasznie było: kolejki przed prefekturą; o 6 rano było z 800 osób. A przyjmowano ze 100. To były straszne czasy, teraz cudzoziemcy wchodzą bez proble-mu. Kiedyś był straszny pogrom na cudzoziemców. Było ciężko mieć papiery, wizy na pobyt, administracja była naprawdę surowa. Ja mogłem sobie zapłacić Alliance, bo pracowałem; 1000 franków miesięcznie to była ogromna suma, coś jak dziś 1000 euro. Na lekcje chodziłem po pracy, od 20.00 do 22.00. A ludzie, którzy nie mają papierów, nie mogą pracować, są ska-zani na środowiska polskie, które czasem wykorzystują ludzi, jest dużo aktów przemocy, lu-dzie są wciągani w jakieś machlojki i nie potrafią z tego wyjść, bo nie mówią po francusku, nie mają żadnych praw, bo nie mają żadnych dowodów na to, że ktoś ich oszukał. Tak naprawdę ich nie ma. Mnie to wszystko na szczęście ominęło [wywiad 4. Malarz, grafik, plakacista].

Artysta jako Obcy

72

Problem obywatelstwa, legalizacji pobytu, uzyskiwania tymczasowych wiz staje się uniwersalnym doświadczeniem każdego imigranta. Jak ukazuje powyższy cytat, istniały okoliczności ułatwiające formalno-administracyjny proces legalizowania pobytu. Nie oznaczało to jednak automatycznego roz-wiązania wszelkich niedogodności w życiu emigranta, choć zdecydowanie je ułatwiło. Jak się okazuje, problemy miały nawet te osoby, które pracowały legalnie, a mimo to ich starania o całkowitą normalizację sytuacji prawnej były żmudne i skomplikowane. Za przykład niech posłuży fragment narracji osoby pracującej wówczas jako fizyk:

Laboratorium bardzo mi pomogło, ale nie załatwiło sprawy. Ja byłam tu z paszportem ważnym na rok, chciałam go przedłużyć, to było w 1978 roku i mi go nie przedłużono. Odwo-ływałam się i ta sytuacja trwała przez trzy lata, kiedy nie miałam ważnego paszportu, mimo że miałam pracę bardzo solidną, to Francuzi nie wiedzieli, co robić, nie miałam karty pobytu, nie byłam też uchodźcą politycznym, wobec czego byłam poza statusem. Teoretycznie mia-łam wszystkie prawa do pobytu we Francji, ale nie miamia-łam paszportu, więc nie mieli mi gdzie wstemplować, nie wiem czego, i w związku z tym byłam na statusie nielegalnym. Praca była legalna, bo to była inna administracja, z punktu widzenia prefektury byłam tu nielegalnie. Już była „Solidarność”, nowa Polska, a ja ciągle nie dostawałam paszportu. Przez kilka lat miałam ten problem, bardzo nieprzyjemny. Bardzo niemiłe uczucie: nie mieć prawa istnienia. O oby-watelstwo francuskie nie mogłam się jeszcze starać, bo to trzeba przeżyć pięć lat we Francji. Dostałam jakieś takie tymczasowe papiery ze strony francuskiej. Znałam „problem” papie-rów od strony polskiej. Jak dostałam po sześciu latach obywatelstwo francuskie, to poszłam do polskiego konsulatu, by zrezygnować z polskiego. Byłam wściekła i chciałam zrezygnować z niego, by móc w końcu pojechać do Polski i zobaczyć się z ludźmi [wywiad 6. Pisarka].

W większości paryskich narracji opisano różne drogi legalizowania po-bytu, zwieńczone zazwyczaj uzyskaniem francuskiego paszportu. Jest to moment zakończenia oficjalnego, zinstytucjonalizowanego procesu, który nierzadko bywał uciążliwy. Na tle historii zakończonych przyjęciem obywa-telstwa wyróżnia się narracja artystki, która nigdy nie wystąpiła o przyzna-nie francuskiego paszportu, poprzestając na uzyskaniu statusu rezydenta:

Ja mam ciągle paszport polski. Nigdy nie zmieniłam obywatelstwa. Nie zrobiłam tego z lenistwa. Teraz, gdy wszystko jest legalne, załatwianie paszportu byłoby symboliczne. Był okres, kiedy byłoby mi się to przydało, byłoby mi łatwiej wtedy funkcjonować, zwłaszcza na początku. Ale to też było związane z kupą starań, tak że poprzestałam na posiadaniu karty pobytu [wywiad 12. Artystka plastyczka].

Proces legalizacji jest nieuniknionym etapem życia migranta, wówczas gdy chce on od strony formalnej znormalizować swój pobyt w nowym kra-ju zamieszkania. Jest to moment silnego działania mechanizmów instytu-cjonalnych, podporządkowujących i dyscyplinujących procedur

biurokra-Rozdział III. Procesy asymilacyjne i strategie artystyczne tycznych, które w istotny sposób wpływają na życie migranta. W pewnych okolicznościach jednostka może czuć się zmuszona do podjęcia działań

in-nowacyjnych, jednak nawet wówczas pozostaje ona uzależniona od

admi-nistracyjnych procedur. Formalnie proces ten kończyło uzyskanie statusu rezydenta lub otrzymanie obywatelstwa. Na jego przebieg wpływały roz-maite czynniki, począwszy od prywatnych (np. małżeństwo), poprzez śro-dowiskowe i zawodowe, aż po szeroko rozumianą sytuację geopolityczną (wprowadzenie stanu wojennego w Polsce, polityka imigracyjna nowego państwa osiedlenia). Wypadkowa tych czynników za każdym razem two-rzyła rozmaite warianty przebiegów procesów legalizacyjnych.

W dokumencie Artysta jako Obcy (Stron 68-73)