• Nie Znaleziono Wyników

LEKCY A DZIEWIĄTA

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 6 (Stron 105-115)

(26 Stycznia 1841).

W przeciągu czasu od króla Samo, pierw szego u Słow ian, do roku 1000, zm ienia się całkiem o r- ganizacya tego rodu, i na całej ziemi słow iańskiej powstają- państw a. L echia, C zechy i R uś, są za- wiąskiem potęg dotąd tu nieznanych, i w prow a­ dzają na scenę interesa nowe; historya i literatu ra przyjm ują ju ż charakter epoki owoczesnój. T rą d y - eya odwieczna, owa literatu ra kopalna, zepchnięta na dno domowego pożycia, kryje się pod dym ną strzechę, i tam m ależóć bez żadnego stosunku z ro­ zwijaniem się narodowości i z ruchem politycznym ludów słow iańskich. D opićro poczynają się inne podania, które m ają służyć za podstaw ę historyi i występować w utw orach literackich. W ielu poetów późniejszych sięgało do nich po obrazy albo p rz e ­ nośnie; nie znając tego źródła, niepodobna naw et rozum ieć okrzyków wojennych, w boju przez R os- syan i Polaków rzucanych nawzajem ze w zgardą, a przyjm ow anych jako imię chlubne.

Lechici, wedle gło su o nich trad y cy i poetycznej, byli ludem konnym; w V I wieku zdobyw ali sobie ziem ię dzisiejszego K sięstw a P oznańskiego,

rzy li się aż do B ałtyku, i zapuszczali się niekiedy n ad E lbę. K rólów swoich w ybierali z jednej ro dzi­ ny, a korona byw ała nagrodą, zwycięstwa w prze- ścigach na koniu. T rą d y cy a takich wyborów je s t w spólną w szystkim narodom pochodzącym od Azów. Ci bajeczni królowie L echów , pokonyw ają czasem potw ory fantastyczne, smoki; toczą wojny z A le­ ksandrem W . i s C ezarem . W szy stk o tu je st po- m ięszane; podania przepisane ze W schodu, zlewa­ ją się z gminnómi powieściami Słow ian. Nakoniec ró d królew ski L eszków znika i ustępuje miejsca domowi Popielów, który zajmuje krótkie przejście do dynastyi innej. M iędzy podaniam i s pierw szego peryodu zachowanem i przez kronikarzy, znajduje się w zm ianka o dyplom ach od A lexandra W . i C e­ z a ra danych Lechom , na posiadanie w szystkich krajów północnych. D yplom y te m iały być straco­ ne w jakiejś bitwie s T urkam i i są gdzieś w K on­ stantynopolu, dokąd jeszcze w wieku X Y I , ludzie poważni jeździli i posyłali, żeby je odszukać. Co­ kolwiek bądź, tradycya ta objawia w yraźnie żądzę podbicia całej P ółnocy i tajemną nadzieję wejścia w praw a zaręczone owemi dyplomami, zmyślonćmi przez jakiegoś kronikarza. P o d an ia lechickie są w spólne s czeskiemi aż do połowy I X wieku, a Le~ chici w nich noszą niekiedy imię Sarm atów, imię k tóre Polacy w stylu poetycznym często dają swoim przodkom .

P o P o p ie la c h , berło polskie bierze narodow a ju ż dynastya Piastów ; Piastow ie byli Słowianie. P ierw szy król s tego narodu został wybrany od lu ­ du, następcy jego panowali długo, a ostatni poto­ mek um arł w wieku X V I I , drobnym księciem na Szląsku. D y n asty a P iastó w , pod k tórą się P o lska

ukształeiła, ma swoje szczególne znamię. P ospolite mniemanie wyobraża sobie tych m onarchów, jak o praw dziw ych ojców rodziny, dobrych i naw et nie­ co zanadto prostodusznych: dobroć i prostota sta ­ nowią głów ny charakter im przyznany.

K ry ty k a now ożytna o drzuciła w szystkie te fa k ta tradycyjne. Dowodzono, że nie masz żadnego zwią- sku m iędzy Sarm atam i a Słow ianam i i że Lechici bylito Słowianie; wyśmiewano dynastyą Piastów . Je d n a k ta historya bajeczna długi czas była kate­ chizmem narodowym . O na jed n a tylko może je s t praw dziw ą, bo m iała wpływ n a opinie narodu, bo przy obradach publicznych odwoływano się do a r­ tykułów powszechnej w nią wiary, bo królowie da­ wni szukali nieraz granic m ytycznych panow ania lechickiego, bo jej jednej tylko lud nie zapomniał. D arm o historycy u siłują początek elekcyi królów w Polsce naznaczać dopióro w wieku X V ; znajdu­ jem y jej ślad jeszcze w tradycyi bajecznej. P ró żn o

także chcieli oni poniżyć królów , szanownych w p a­ mięci narodowej i uw ażanych za w zór starożytne­ go słow iaństw a: naród stale odpycha te nauki. Ze Wszystkich królów polskich, ty tu ł W ielkiego p rz y ­ znał tylko jednem u, k tó ry nigdy nie był zdobyw cą, nie m iał świetnych przym iotów wojownika, ale by ł dobrym, szczodrobliw ym i ojcem dla chłopów; on Wyobrażał charakter narodow y.

H isto ry a Norm andów ru sk ich zupełnie je s t inna. Norm andowie byli mniej liczni od Lechitów . R o ­ dzina ich panująca, często sprow adzała nowe hufce bojow ników z Norwegii i Szwecyi dla rostrzygnię- sporów o tron, albo ujarzm ienia m iast niepo­ słusznych; ale wojownicy ci plądrow ali tylko po K usi i znowu w racali do ojczystego kraju; co z nich

pozostało na ziemi ruskiej, to w trzeciem pokoleniu straciło ju ż wszelką, cechę obcego rodu. R odzina panująca naw et zesłow iańszczała całkiem , i s po­ chodzenia swego nie zachow ała nic więcej, prócz niepodatnej i silnej idei panow ania. P rze z 200 lat książęta toczyli okrutne boje, w ydzierającjedni d ru ­ gim m iasta i ziemie, a w walce tej nie widać żadne­ go interesu ludu, żadnej spraw y narodow ej; cała rzecz idzie o to, kto ma w ładać i panować. W z ó r panow ania norm andzkiego, zupełnie wykończony, okazuje się w rządach P lantagenetów ; ale zdobyw­ cy A nglii wprow adzili do niej francuski feudalizm , w ładzcy R usi zaś nie znaleźli na czem oprzeć tego system u; lud słowiański bowiem, rozsypany po mia­ stach i siołach osobnych, nie m iał żadnej spójni po­ litycznej, i ze swoją ziemią szedł w podział między zw ycięsców ja k własność gruntow a. P o d z ia ł ten na­ wet nie służy ł za podstaw ę jakiejkolw iek hierarchii,

co głów nie odróżnia R uś od innych państw nor- m andzkich w E u ro p ie. K siążęta ruscy byli razem naczelnikam i politycznym i i właścicielami ziemi, a wielki książę znaczył raczej najstarszego syna w rodzeństw ie, niżeli dziedzica tronu. W yobraże­ nie osoby panującej w R usi stało się wcale niepo- dobnem do tegoż w yobrażenia u Polakow . K siąże ru sk i je s t jedynóm ogniskiem władzy, siłą nad wszy­ stkie siły; lud go nazyw a św iatłem swojeni, w ysta­ wia go sobie strasznym , potężnym i najprzebieglej- szym politykiem . Nie masz zakreślonych granic dla jego w ładarstw a i dla R usi. J a k Lechici i C zesi powoływali się na swoje dyplom a bajeczne, tak książęta ruscy chcieli zw iązać swoję dynastyą z na­ stępcami A u gusta i C ezara, a w chodząc w praw a dziedziczne im peratorów rzym skich, uważać się za panów P ó łnocy E uropy.

T ym sposobem S łow iańszczyzna rozdziela się m iędzy dwie potęgi współzawodniczę, i w alka od samego początku dotyka kwestyi bardzo rozległej. N ie idzie tu o w ydarcie sobie nawzajem jakiego kraju , ale o panowanie nad całą północą i może nad całym światem. K ronikarze średniow ieczni tak ju ż rzecz tę rozumieli. Z jednej strony więc sta­ je mocarstwo N orm andów , z drugiej L e c h o w i

C zechów, połączonych naprzód w spólną tradycyą, późniój historyą, do tego stopnia, że nieraz miewali królów s tej samej rodziny. T ru d n o wszakże utkw ić na ziemi* środkowe punkta przeciw nych mocarstw; stolice ich zdają się w ędrow ać ciągle. P olacy mają zrazu siedlisko p rzy K arp atach , zakładają nastę­ pnie m iasta stołeczne w śród rów nin W ielko-Polski, i znowu przeno szą tron nad W isłę; R usini pom y­ kają się z biegiem D n iep ru do K ijow a, i po nieja­ kim czasie w racają w górę północy. Nigdzie nie m asz stałój i prawdziwej stolicy k ra ju , są tylko trw ałe dwa nieprzyjazne pierw iastki życia polity­ cznego, które działają w m assie Słowian. G łów ne stanowisko działalności ruskiej, m ożnaby zam knąć m iędzy Nowogrodem a źródłam i D niepru i D źw i- ny, idealną stolicę P o lsk i należałoby podobno o sa­ dzić m iędzy K arpatam i a W isłą. R zecz szczegól­ na, że gdzie w edług bajecznego podania smok trój- głow y oblegał kolebkę królów lechickich, tam w ła­ śnie zachow ał się ostatni ślad niepodległości pol­ skiej, w okręgu wolnego m iasta K rakow a.

P rz e s trz e ń ogrom na, oddzielająca dwa środki, zajm uje kraje objęte D nieprem , m orzem Czarnóm, Ł ugiem i Niemnem. K raje te dawno straciły nazwi­ sko ogólne; bo różne pokolenia tu osiadłe nie uzn a­ j ą ju ż im ienia Słow ian za swoje rodow e, a nigdy

nie stanowiły całości politycznej, osobnego państw a. Norm andowie i L echici wkraczali w nie ze swoją w ładzą; nachylały się one to pod berło książąt R u ­ si, to pod system a P olski. O d tąd ja k je podbił dom R uryka, zostały zagarnięte w poczet ziem ruskich; L itw ini zachowali ich miano przypom inające d a­ w ny podbój, a Polacy położyw szy na nim nowe pię­ tno, odróżniają w języku swoim Ziemie R uskie od państw a R ossyi {Ter r es R us sienne s— Em pire Russe). O bszerne te ziemie były placem walki R usi s P o l­ ską. N a tem bojowisku ścierała się religia katoli- licka s kościołem wschodnim , rzeczpospolita szla­ checka z systemem sam owładztwa. T aki je s t za­ ry s jeograficzny Słow iańszczyzny, od czasu kiedy poczęły w niej działać pierw iastki sił przeciw nych.

W p ły w chrześciaństw a rozw ija się tu zrazu po­ woli. Jesz cze w wieku IV i V , apostołow ie k rz e ­ wili naukę C hry stusa pośród Słow ian. «Test to dowiedzionem, że wielki doktór kościoła święty H ieronim był rodem Słow ianin. Podanie p rz y ­ pisuje jem u wynalazek pism a słowiańskiego. Nie­ co później znajdujem y wielu Słow ian m iędzy pa- tryarcham i konstantynopolitańskim i. D opiero w w ieku V I, prace naw racania otrzym ują ważniejsze skutki, i zaraz apostolstwo samo zdaje się szcze- pać na dwie gałęzie, przybiera charakter dwoistości słow iańskiej. H isto ry a więc zaprow adzenia tu ch ry - styanizm u, p o rusza najgłębsze kw estye polityczne i literackie; rozbierając j ą w w idoku tych kwestyi, nieraz naciągano i krzywiono. S ą jed n ak rzeczy m ogące spór ro strz y g n ąć, błędne pojęcie sp ro ­ stować.

, N a p rzó d , je s t to ju ż pow szechnie uznanóm, że SS. C yryli i M etodyusz byli w ysłani od stolicy

rzym skiej, pracow ali w latach poprzedzających od­ łączenie W schodu, mieli sobie daw ane instrukcye przez papieżów, odnosili się ciągle do zw ierzchnic­ tw a kościoła pow szechnego, i nakoniec obadw a zm arli w Rzym ie. Nie masz przeto w ątpliwości Względem źródła religijnej oświaty Słow ian. S ło­ wianie przyw iązani do swojej m o w y , m ając to uprzedzenie, że łacin a zniszczyła pom niki ich lite­ ra tu ry , woleli ju ż dać przew agę językow i g reckie­ mu, albo raczej słow iańsko-w schodniem u: było za­ tem ich interesem utrzym yw ać, że kościół grecki m ów ił językiem narodowym . Z drugiej strony, pisarze północni, dla szczególnych widoków, usiło­ wali także wygluzować najmniejszy ślad w pływ u kościoła zachodniego. Rzecz całą zamącili jeszcze bardziej nowocześni badacze starożytności sło ­ w iańskich. C hodziło o to, żeby oznaczyć epokę przyjęcia alfabetów, używ anych w Słow iańszczy- znie przez kościół w schodni i zachodni. F ilozofo­ wie przeszłego wieku, często nie tłóm acząc się s p o ­ wodów, okazywali je d n a k w idoczną skłonność k u kościołowi greckiem u, zapew ne dla tego tylko, że b y ł negacyą rzym skiego; pragnęli tedy przekonać, że pism o słowiańskie, przyjęte przez kościół za­ chodni, było wymysłem m nichów , którzy je ułożyli dla przecięcia drogi działania kościołowi w scho­ dniemu. Zdanie to zasłużyło na w iarę u w szystkich Uczonych; ale C zesi wyświecili całą fałszyw ość te ­ go w ykładu. O dkryli oni zabytki najdaw niejsze, pisane charakterem używ anym w obrządku rzy m ­ sko-katolickim . Tym sposobem starożytność dw óch alfabetów, zdaje się być przynajm niój rów ną, kiedy ^ p ły w kościoła katolickiego je s t niezawodnie p ie r­ wszy. N akoniec, dosyć w tej m ierze porów nać d a­

ty . Ś. C yryli i Ś . M etodyusz przybyli m iędzy ro ­ kiem 860 a 8 6 7 , ro zd ział zaś W schodu n astąp ił w roku 880. D oktorow ie ci w czasie swego apo­ stolstw a nie mieli żadnych stosunków z duchow ień­ stw em greckiem .

P o rozdzieleniu się kościoła, daje się dopióro w idzieć rozdzielony k ierunek w chrześciaństw ie słowiańskióm . Żeby ocenić dążność obu tych ru ­ chów religijnych, trzeb a wiedzióć, że stolica rzym ­ ska d ała Słow ianom przywilćj odpraw iania m szy w ich język u. Przyw ilój ten potóm b ył cofniony, i znow u, w sk u tek złożonego uspraw iedliw ienia się, przyw rócony. Z resztą, filozofowie i historycy p rze­ szłego wieku przyw iązali zbyt w ielką w agę do tćj kw estyi liturgicznój: zdaw ało się im, iż dla cywi- lizacyi S łow ian niezm iernie zależało na tern, żeby tajem nice religijne odbyw ane były w języ k u n aro­ dowym. P isa rze rossyjscy i polscy długo zajmo­ wali się tym przedm iotem . A le należy tu n aprzód odróżnić język, że tak powiem y, urzędow y w ko­ ściele, sakram en taln y , od języ k a używ anego do w ykładania dogm atów ludowi. R zym p rz y ją ł za języki sakram entalne łaciński, grecki i syryjski; zalecił zaś wszędzie nauczać lu d jego w łasną m o­ wą, i roskazał księżom uczyć się jój w każdym k ra ­ ju . P róbow ano niedawno we F ra n c y iu ż y ć d o litu r- gii języ k a narodow ego, i spodziew ano się wielkich skutków s tej reform y; pokazało się wszakże w krót­ ce, że form uły sakram entalne, czy po łacinie, czy po francusku wymawiane, były zawsze jed n ak o do­ stępne dla uczonych a niezrozum iałe dla ludu.

P rzeciw nie, w prow adzenie łaciny do obrządków religijnych w Słow iańszczyznie spraw iło następ­ stw a bardzo rozległe i ważne. Um iejętność tego j ę ­

zyka otw orzyła w rota do starożytności rzym skiej i lite ratu ry średnich wieków. K sięża oswajali się tym sposobem s cyw ilizacyą Zachodu, a mówiąc i p isząc póżniój kształcili języ k narodow y, nadaw ali jem u form y tak dawnój i tak wyrobionój mowy. J ę z y k grecki, zaniedbany p rzez duchow ieństw o wschodnie, nie p rzy słu ży ł się podobnie krajom od­ łączonym od kościoła powszechnego. W R ossyi niedaw no dopióro kazano w szkołach uczyć po grecku.

Zarzucano jeszcze chrystyanizm ow i, że pozbaw ił Słow ian ich przeszłości, zniszczył jój pomniki. A le jakieżto były te pom niki Słow iańszczyzny pogań­ skiej? S tego cośmy mówili^ łatw o wnieść ile ta li­ te ra tu ra m ogła posiadać. Żale m iłośników odszu­ kujących epopei zatraconej, podobno są próżne; dram at nie m ógł się utw orzyć w krajach, gdzie pojęcia polityczne, m oralne i artystow skie, tak m a­ ło były rozwinione. J e d n a tylko poezya liryczna, Wyrażająca uczucie czerpane w życiu domowóm, m iała przyjazne dla siebie pole. P oezya ta kw i­ tnie i dziś jeszcze u Serbów, Illirów i K ozaków , a co w niej je st najpiękniejszego, to w inna natchnie­ niom chrześciańskim .

Z atrata pogańskiej historyi Słow ian, rów nież nie­ słusznie obudzą skargi. Szczątki jej zebrali i za­ chowali pisarze chrześciańscy; lud zaś sam p o rzu ­ cił ją , albo raczej zlał całą w sym boliczną powieść o przyjściu trzech braci, L echa, Czecha i R usa. T e trzy im iona przypom inają mu braterstw o i ro z­ dział n a trz y osobne państw a; zresztą nic nie wie ° swoim początku, zapom niał w szystkich tradycyi w iodących do wspólnój kolebki. N arzekania sło- wianofilów, że wszczęcie się królestw rozerw ało j e ­

dność Słow iańszczyzny, nie mają. żadnej zasady. J e ­ dności tej nigdy nie było. Jedn o ść ludów znajduje się tylko zapisana na pierw szej karcie religijnych podań B iblii, i znajdzie się znowu, ja k się spodzie­ wamy, na ostatniej stronicy filozofii praw dziw ej. P rz e d początkiem historyi politycznej, żaden wę­ zeł pow szechny nie łączył Słow ian, a histo ry a ta pracow ała ciągle n ad zatarciem plemiennictwa, którego ju ż wszelki ślad zniknął. P o la k dzisiaj uw aża R osyanina za człow ieka zupełnie innego ro ­ du; S erb i Czech nie przyznaje się do wspólnego pochodzenia z ludam i północnych krajów słow iań­ skich. P ojęcie S łow iańszczyzny całkowitej zaświ­ tało dopiero w wieku przeszłym : je st to ow ocscien- tyficznej i literackiej roboty uczonych; ale żeby tę całość kiedyś rzeczywiście otrzymać, podobno chwy­ cono się d ró g nienajlepiej prow adzących do celu. U czeni wołają zaw sze w imię wspólnego rodu, nie pom nąc, że instytucye religijne i polityczne spraw i­ ły różnice, i że nie m ożna zniszczyć całej historyi lud u, aby go wrócić do początku fizycznego. T a k w p rzeszłem stuleciu chciano skupić Niemców oko­ ło jednego w yobrażenia T eutonii, przypom inając im bajecznego p atryarchę Teutę: przedsięw zięcie okazało się darem nem i opuszczone zostało przez najgorętszych przyjaciół jedności niemieckiej. In si zajm ujący się m yślą przyszłego odbudow ania S ło ­ w iańszczyzny, u patru ją środek w tej lub owej for­ mie rządu. A le żaden rz ąd nigdy nie m iał dosyć mocy na spojenie różnych narodowości. Cesarstw o rzym skie, które było ideałem siły m ateryalnej, na­ rzuciło swój kształt wielu ludom zachodnim ; za pierw szym w szakże ciosem B arbarzyńców , p ęk ła n a zawsze ta spójnia m artwa. Owoż i Słow ianie

nie powinni spodziew ać się, żeby ich m ogła zgro­ m adzić fizyczna skłonność krw i wspólnój, albo po­ nętna obietnica jakiej upodobanej formy rządu; do- kazać tego potrafiłaby tylko idea pow szechna1, w ielk a, idea zdolna objąć całą ich p rz e s z ło śc i przyszłość.

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 6 (Stron 105-115)