(22 Grudnia 1840).
( Oklaski za ukazaniem się Profesora).
Panowie! T e oznaki dobrego usposobienia dla mnie publiczności, złożonej w części z moich spół- ziomków, m iędzy którym i widzę wielu moich p rz y jaciół, są mi drogie; ale nie mylę się co praw dzi wie znaczą. P o k azują one, że czujecie ja k mi po trzeba dodaw ać odwagi, czujecie trudność mojego Położenia. Isto tn ie , położenie to je s t niebezpie czne. Bo gdybyście naw et mogli zapomnieć w ra żeń, jak ie odbieracie słuchając sław nych profeso rów tej szkoły, gdybym j a z mojej strony m ógł Zamknąć oczy na trudności leżące w samym p rz ed miocie, który mam w ykładać, to zawsze byłoby mi niepodobna pozbyć się uczucia tej niekorzyści, Jaką tu s sobą przynoszę, ja k a je st przyw iązana do mojej osoby. Jestem cudzoziem cem, m uszę tłóm a- pzyć się językiem , który niema nic wspólnego s tym, jaki zwyczajnie służy za organ moim myślom, nic Wspólnego, ani co do pochodzenia swego, ani co do formy i toku. Nie idzie tutaj tylko o to, żebym w obec was myśli i uczucia moje p rz ek ład ał na
mowę obcą, trzeba je w szystkie przetw arzać zu pełnie i od razu. T a p raca w ew nętrzna tak ciężka,, je s t konieczną w k ursie literatury. Nie postępuje się w nim po d łu g m etody znajomej i obranej sobie zaw czasu; nie daje się form uł, za pomocą których myśl daje się w ykładać praw ie bez względu na styl, ja k to uchodzić może w naukach ścisłych. W y
szedłszy z obręby gram atyki i filologii, będziem y m usieli dać poznać i sądzić pomniki literatury, dzieła sztuki; a dać poznać, jestto dać uczuć ten zapał, który je utw orzył. N auki przygotow awcze, gdybyśm y nawet mieli czas na nie, dałyżby nam moc do w ydobycia z jakiego arcydzieła tego życia tajem nego, co się w niem kryje, co je st p raw dzi wym sekretem sztuki? B ynajm niej. Żeby to życie w ytrysło ze słowa stworzonego przez sztukm istrza, trzeb a wymówić nad niem słowo twórcze, a takiego słow a wymówić niepodobna nie posiadając w szy stkich tajem nic języka. C udzoziem iec możeli dojść do takiej władzy? C hociażby tego dokazał, pozo stanie mu druga połow a pracy równie trudna. B ę dzie m usiał oddać formę zew nętrzną, tę część nieoddzielną, częstokroć główną w płodzie sztuki; a czasem jeden wyraz niewłaściwy, niedobrze uży ty, albo tylko źle wymówiony, może ją zepsuć i zni szczyć. W szystkie te trudności są mi znajome; za każdym ruchem , za każdem skinieniem mojój my śli, czuję ciężar łańcucha, jak wy jego brzęk sły szycie. D la tegoż, gdybym radził się tylko posze ptów mojej literackiej miłości w łasnój, (bo to je s t upokarzającćm występować przed publicznością, kiedy się nie czuje tćj siły, k tó ra daje łatw ość i w dzięk), gdybym dbał tylko o moję miłość własną, o moję godność osobistą, pewnie zrzekłbym się
n ie b e z p ie c z n e g o z a s z c z y tu p r z e m a w ia n ia z te j k a te d r y . A le w z g lę d y b a r d z o w a ż n e k a z a ł y m i go p r z y ją ć . W e z w a n o m ię , ż e b y m z a b r a ł g ło s w im ie n iu lit e r a tu r y lu d ó w , z k tó r e m i m o j n a r ó d p r z e z sw o ję p r z e s z ło ś ć i p r z y s z ło ś ć śc iśle j e s t p o łą c z o n y ; ż e b y m z a b r a ł g ło s w c z a s ie , k ie d y sło w o j e s t p o tę g ą , i w m ie śc ie , k tó r e j e s t s to lic ą s ło w a ; n ic p r z e to n ie m o ż e m n ie w s trz y m y w a ć . C h ę ć w l u d a c h do w z a je m n e g o z b liż e n ia się k u 8 obie, s ta n o w i je d e n s c h a r a k te r ó w e p o k i n a s z e j. W ia d o m o , że P a r y ż j e s t o g n is k ie m , s p r ę ż y n ą i n a r z ę d z ie m te j sp ó jn i. Za p o ś r e d n ic tw e m P a r y ż a l u d y e u r o p e js k ie p r z y c h o d z ą d o z n a jo m o ś c i je d n e d r u g ic h , n ie k ie d y n a w e t sie b ie sa m y c h . C h lu b n ie d l a F r a n c y i , że p o s ia d a ta k ą p o tę g ę p r z y c ią g a n ia ; t a p o tę g a j e s t z a w s z e w s to s u n k u p r o s ty m do^ s iły W ew n ętrzn eg o r u c h u , m a s y ś w ia tła i c ie p ła J a k i e s tą d w y n ik a . W y ż s z o ś ć F r a n c y i ja k o s ta r s z e j c ó r k i k o ś c io ła , ja k o p i a s tu n k i w s z y s tk ic h n a tc h n ie ń U m iejętn o ści, s z tu k i, lit e r a tu r y , t a k j e s t s z la c h e tn a , że in n e lu d y n ie m o g ą m ie ć so b ie z a u p o k o r z e n ie
s łu c h a ć w tej m ie r z e je j z w ie rz c h n ic tw a .
Ż ą d z a z b liż e n ia się d o r e s z t y E u r o p y ^ z a w a r c ia ś c is ły c h z w ią z k ó w z lu d a m i Z a c h o d u , n ig d z ie p o d o b n o n ie j e s t ta k p o w s z e c h n a i ż y w a j a k w r o d z ie s ło w ia ń s k im . L u d y te, co d w a k r o ć g r a n ic z y ły z c e s a rs tw e m F r a n k ó w : z a K a r o la W ie lk ie g o i z a N a p o le o n a ; z k tó r y c h j e d n e u le g a ły p r a w u k a p i tu la - rz ó w , d r u g ie te ra z je s z c z e m a ją k o d e k s fra n c u s k i; k tó r e o d E u r o p y w z ię ły r e lig ią , p o r z ą d e k w o js k o w y, s z tu k i i rz e m io s ła ; k tó r e m a te r y a ln ie o d d z ia ły w a ły n a Z a c h ó d : są je d n a k m o ż e n a jm n ie j z n a - n em i p o d w z g lę d e m ic h m o r a ln e g o i u m y s ło w e g o s ta n u . D u c h e u r o p e js k i z d a je się tr z y m a ć j e u p r o
gów swoich i w yłączać ze społeczeństw a chrze- ściańsldego. R zeczyw iścież nie posiadają one ża dnego żyw iołu cywilizacyi, któryby był ich w ła snym? Nie przyłożyłyż się w niczem do pow iększe nia bogactw um ysłowych i dóbr m oralnych chrze- ściaństwa? Pow ątpiew anie o tern je s t w ich oczach krzyw dą. P rag n ąc udowodnić swoje praw a należe nia do społeczności chrześciańskiej, próbują one same przem aw iać, pisać w aszym językiem , puszczać swoje dzieła na potok waszej literatury. A le te próby, p rzedsiębrane w w idokach osób, opinii lub stronnictw, nie mogły się udać. Zrozum iano, że aby pozyskać uwagę narodów zachodnich, ro star- gnionych przez tyle w strząśnień i pogrążonych w mnóstwie zatrudnień, niedość pokazywać im nie k tó re punk ta błyszczące na okręgu S łow iańszczy zny: trzeb a odsłonić całą jej tarczę, trzeb a p rz y toczyć bliżej i postaw ić na w idok Zachodow i całą b ry łę jej literatur. R ząd francuski ustanaw iając tę k atedrę, uczynił zadość najgorętszym pragnieniom Słowian; miałbym sobie za złe, gdyby moje ocią ganie się pozostaw iło tak wielkie nastręczenie bez skutku. Sądziłem przytem , że niektóre okoliczno ści przeszłej kolei mojego ży cia, pod pewnym względem przynajm niej, pozw olą mi łatwiej odpo wiedzieć tem u pow ołaniu. D łu g i pobyt w różnych k rajach słowiańskich, znalezione w nich sympatye, pozostałe na zawsze wspom nienia, mocniej dały mi uczuć jedność naszego rodu, niżelibym mógł dojść do tego przez jakąkolw iek teoryą. Co było po czątkiem naszych poróżnień? co znow u może nas połączyć? to zagadnienie nie p rzestało nigdy mię zajmować. Tym sposobem plan mojego k u rsu zna lazł się gotowy. M niemam więc, iż łatwiej od kogo
innego s pom iędzy Słow ian, zdołam uchronić się Wpływu wszelkich nam iętności, wszelkich ciasnych i w yłącznych widoków stronnictw a. Stronność taka hyłaby nawet przeciw ną dobrze zrozum ianem u in teresow i naszej spraw y narodow ej, żleby odpow ia dała myśli rządu, który tę k ated rę ustanow ił.
Co w literaturze słowiańskiej zastanaw ia najb ar dziej, to jej ogrom, jej pow ierzchnia, jeśli można tak się wyrazić, pod względem najwidzialniejszym, pod względem, który pospolicie sam tylko trafia do przekonania, to je st pod względem liczbowym i jeograficznym . Jęz y k słow iański obejmuje ludność i p rz estrzeń niezm ierną. Siedm dziesiąt milionów ludzi mówi dyalektam i tego języ k a w krajach zale- gających połowę E u ro p y i trzecią część Azyi.
P ociągnąw szy linią od zatoki W eneckiej do u j ścia E lb y , znajdziem y zew nątrz tej linii i na całej jej długości ostatki, szczątki ludów odpartych ku północy przez ród germ ański i rom ański. B yt ich zanikły w tych siedzibach, należy ju ż tylko do h i- storyi; ale dalej ku K arpatom , ku tej odwiecznój tw ierdzy Słow iaństw a, dają się widzieć w dwóch stronach, w dwóch kończynach E u ro p y , pokolenia jego toczące walkę zaw ziętą. N ad morzem A d ry a - tyckiem bronią się one przeciw islamizmowi; n ad B altyckiem z ra zu podbite przez plemię obce, p o dnoszą się znow u i biorą górę. W środku m iędzy temi punktam i, pień słow iański ukazuje się w ca łej swojej m ocy i puszcza stąd gałęzie: jed n ą k u A m eryce, d rugą p rzez ludy m ongolskie i kaukaskie W głąb P e rsy i i aż ku C hinom , odzyskując tym sposobem w tam tej części świata, co s posady swo jej utracił w E uropie.
nie cały szereg, cały zbiór w szelkich form religij nych i politycznych, jak ich tylko historya staroży tna i now oczesna może dostarczyć przykłady. M a my tam n aprzód daw ny lud Czarnogórców , z oby czajów podobny do górali szkockich, ale w tern szczęśliwszy, że potrafił niepodległość swoję obro nić od przem ocy cesarstw : tureckiego, greckiego, niemieckiego, francuzkiego i zapew ne niegdyś rzym skiego. M amy miasto R aguzę— słow iańską W ene- cyą, w spółzaw odniczkę owej W enecyi potężnej, k tó ra mówiąc nawiasem, także w zięła początek od Słow ian; Illiry ą starożytną, Bośnią, Ilercogow ią, królestw o czeskie, część słow iańską królestw a wę gierskiego, w szystkie inne ziemie składające w ię kszą połowę państw A u stryi, nakonicc cesarstw o rossyjskie i całe dawne królestw o polskie. D odaj my do tego księstw a S erbii i B ulgaryi, tudzież co je s t Słow ian m iędzy ludem rom ańskim M ołdaw ii i W ołoszczyzny, a będziem y mieli wyobrażenie k raju, albo raczej ludu słow iańskiego.
Ję z y k tak mnogiego rodu dzieli się na wiele dyalektów; ale te dyalekty, pomimo różne ich ro zwinięcie, zachow ują ch arakter jedności. Je stto j e dna mowa, ukazująca się w rozm aitych kształtach i stopniach swego udoskonalenia. W idzim y ją jako języ k um arły, religijny, w staro-słow iańskim ; jako języ k praw odaw stw a i adm inistracyi w rossyjskim ; jako języ k lite ratu ry i rozmowy potocznej w po l
skim; jako język um iejętności w czeskim ; pozostała w stan ie pierw otnym , av stanie języka poezyi i m u zyki u Ulirów, C zarnogórców i Bośniaków. S tąd też uczony rossyjski zajm ujący się praw odaw stw em , które przez swoję rozległość i wagę zdaje się n a leżeć do czasów Ju sty n ia n a, może spotkać s ię z p o e
-G ukraińskim , którego m ożnaby wziąść za w spół czesnego liryków greckich, bo ma ich natchnienie, blask i sztukę, z poetą,, który całą świeżość bogatej w yobraźni łącząc z najbardziej wykończoną formą, zd o łał przeszłość narodow ą natchnąć płom ienistem życiem. K ażdy zgadnie, że mówię o naszym B ohda nie Zaleskim. O bok tego, uczeni czescy p rzedsię biorą i wykonywają prace badaw cze, jak ie daw ały by się porów nać do prac szkoły A lexandryjskiój, gdyby nie m iały właściwego sobie charakteru, gdyby nie b yły ogrzane przez zapał narodowości praw ie odpowiedni zapałowi religijnem u, jakiego p rzykład można chyba tylko znaleść w dawnych kom entatorach P ism a S. P rz y tem w szystkiem po stawmy illiryjskiego albo serbskiego poetę, starca ślepego, p rzy swej gęśli śpiewającego rapsody, n ad którem i unosili się k rytycy tacy ja k Grim m i E k - stein, których tłómaczeniem zajmować się nie g a r dzili H e rd e r i G oethe.
W idzim y tedy, że rozm aite funkeye, rozm aite przeznaczenia, które gdzieindziej sa udziałem ró żnych języków, ja k na p rz y k ła d na W schodzie san- skryckiego, arabskiego, perskiego,tureckiego, znaj dują się tutaj ogarnięte przez jed en języ k i ro z dzielone pom iędzy jego narzecza. Je stto widok dziwny i jedyny w swoim rodzaju. Z nauki takie go języka m ożnaby wydobyć nowe światło, zdolne objaśnić Aviele bardzo ważnych kw estyi filologii Wyższej, filozofii i historyi, kw estyi względem po chodzenia języków i ludów, względem natu ry i p ra wdziwego znaczenia dyalektów, względem p rz y ro dzonego rozw ijania się mowy.
Nie byłożby dla anatom ika odkryciem cudo- Wnem, gdyby znalazł jestestw o organiczne,
które-by p rzeszedłszy przez w szystkie stopnie niższe swojego bytu, zachowało w sobie razem życie ro ślinne, zw ierzęce i ludzkie, a każde z nich w doj rzałem rozw inieniu i w zupełnej całości? O tóż w przedm iocie naszej nauki, nie będziem y mieli na celu poznać którykolw iek jeden z języków słow iań skich, dodać jak i ro z d ział do gram atyki powsze- chnój, zbogacić m uzeum lingw istyczne jakiem indy w iduum nowem, ale poznać całą, familią, cały ro dzaj, cały gatunek języków nowych.
Nim przystąpim y do lite ratu ry właściwej, niech mi wolno będzie wskazać niektóre w ypadki, jakie możeby kiedyś z nauki naszej umiejętność w ycią gnąć mogła, w ypadki obchodzące historyą n aro dów, historyą umiejętności ścisłych, jak o też um ie jętności moralnych i politycznych.
Namieniłem, że ludy słow iańskie nieraz ju ż od działyw ały na E u ropę. P o e ta czeski K ollar pow ie dział gdzieś: »W szystkie ludy w yrzekły ju ż swoje ostatnie słowo; teraz na nas Słow ian kolej p rz e m ów ić.“ M nie się zdaje, że Słow ianie p rzem a wiali ju ż nieraz, przem awiali swoim sposobem, cio sami lanc, ogniem dział, i w arto byłoby pojąć sens ich mowy. L u d y te wchodzą ju ż jako siła w rachu by polityczne; ażeby pokonać siłę, żeby nią k iero wać, rostropność nakazyw ałaby starać się poznać p unkt jej wyjścia, zm ierzyć drogę, ocenić natężenie i zgadnąć cel; uczynić przynajm niej to na widok nowej siły politycznej, czego astronom owie nie za niedbują, kiedy się nowy kom eta albo m eteor u k a że. S zereg postrzeżeń jakieby m ogły przydać się w tym względzie, znajduje się spisany w historyi; wiadomo zaś, czy m ożna poznać historyą jakiego naro d u nie zstępując w głąb jego literatury?
N arody oświecone mają, pewien obowiązek wzglę dem potom ności, zw racać swoję pochodnię w s tro ny ciemniejsze. W szystko co dziś wiemy o ludach zw anych niegdyś barbarzyńcam i, wiemy od G re ków i R zym ian. T acyt krótką uczynił w zm iankę o G erm anach; jego słowa za naszych czasów stały się skarbem kosztow nych i mnogich wiadomości. Z rozpraw , s kom entarzy nad kilku kartkam i T a cyta, m ożnaby teraz złożyć całą bibliotekę. My, co śmy z B arbarzyńców zajęli m iejsce G reków i R zy mian , gniewam y się często na ich lakoniczność W mowie o naszych przodkach; nie powinnibyśmy więc zasłużyć u potomności na podobną naganę.
J e s t jeszcze inny interes obudzający ciekawość do poznania stron odleglejszych od ogniska zacho dniej E u ro p y . Pow iadają uczeni i astrologowie, że planety najbliższe słońca są przeznaczone zająć kiedyś jego m iejsce. Słow ianie zawsze ciężyli i cię żą ku Zachodow i. S tam tąd w yszły te tłum y co zburzyły Rzym niechcący w iedzieć o nich , kie dy one w ywiadywały się chciwie co się działo w Rzymie.
Nowożytne dzieje Słow ian ścisłe są związane z dziejami zachodnich narodów E uro p y .
A le nie same tylko orężne dzieła S łow ian, nie same ich barb arzyńskie napady w wiekach d a w nych, później chrześciańskie u słu gi w obronie E uro p y , nakoniec silny w pływ na spraw y polity czne, m ogą obudzać interes. Zachód, który sądzi, że w szystkie światło strony północno-wschodnie jem u winne, i któ ry rzeczyw iście wiele swoich n a
sion może tam widzieć w rozkrzew ieniu się wła- sciwem gruntow i, znalazłby jednak nie jedno od krycie miane za swoje, pierwój znanem w owych
stronach. B otanik nasz, Z aluziański, na sto-pięć- dziesiąt lat p rz ed L ineuszein postrzegł dwupłcio- wość roślin. Ciołek, zw any Yitellionem , jeszcze w X I I I wieku utw orzył teoryą łam ania się p ro mieni światła, wspartą, na rachunku m atem atycznym . Pom inąw szy innych, wspomnę nakoniec o tym, co jeden tylko znany je st pow szechnie, o M ikołaju K operniku, k tó ry pierw szy pojął praw a świata sło necznego.
Jak im sposobem ci ludzie, w czasie kiedy ich na ró d nie stał n a wysokim stopniu oświecenia, w znie śli się do tego natężenia rozum u? Jak im sposo bem to , co zwykle gdzieindziej jest w ypadkiem długiej pracy, leży na końcu um iejętnych dociekań, tu zdaje się być odgadnieniem i świtać z ju trz e n ką umiejętności?
W krajach naszych rolniczych botanika n atu ral nie m usiała zajmować um ysł ludzki, w zrastać skła dem obserwacyi, będących w powszechnym obiegu. Y itellio w przedm owie do swojego dzieła powiada, że w chw ilach wiejskiego w ypoczynku, p a trz ą c na blask igrający po falach rzeczki, co przed jego domem płynęła, pow ziął pierw sze swoje myśli. J e den ze znakom itych p isarzy francuzkich rz e k ł, że K opernik czytając B iblią w padł na wysokie pom y sły o system ie słonecznem , i zdanie to może być nie bez zasady. A le ziomek nasz mówiąc o K o p e r niku, m iał także słuszność pow iedzieć, iż odk rył on system a świata fizycznego, ja k naró d polski przeczuł ruch św iata moralnego. K o p e rn ik zbu rz y ł dawne p rzesądy, w skazując słońce za w spól ne ognisko planetom; naród polski pch n ął swoję ojczyznę w bieg około środka wielkiej całości, i s tegoż samego natchnienia K opernik był filozo
fem, narócl polski K opernikiem w świecie m oral nym (B rodziński o N aród. Pol.).
T e w szystkie w zględy zasługują, zapew ne na uwa gę cudzoziem ców, i m ogą w nich obudzić cieka wość do poznania ludów mało dotąd obserw ow a nych, tem bardziej, że w tych ludach zjawia się co raz m ocniejsza w iara, iż są przeznaczone w ziąść n d ział czynniejszy w ogólnem dążeniu E u ro p y . N atraciłem widoki, położyłem pytania tyczące się Słowian, m usząc pom inąć je bez odpowiedzi, a d ą żyć do celu drogą inną, najprostszą i n ajkrótszą—
drogą literatury.
.Literatura je s t placem, gdzie w szystkie ludy sło wiańskie znoszą płody swojej działalności m oral nej i umysłowej, bez spychania się, bez wzajemne- go w strętu. B ogdajby to spotkanie się spokojne na tem pięknem polu, było godłem ich zjednocze nia się w innym zawodzie.