• Nie Znaleziono Wyników

LEKCY A TRZECIA

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 6 (Stron 42-53)

(5. Stycznia 1841).

O pór Słow ian przeciw ko najazdom grożącym E u ro p ie w średnich wiekach, w ycisnął rozm aite piętno na ich literaturze. W tej długiej i zaciętój walce, ludy słow iańskie w ykształciły swoję n aro ­ dowość, rozw inęły właściw y sobie gieniusz; przez nią w eszły w poczet narodów europejskich.

Srod-kiem teatru ogólnych dziejów S łow iańszczyzny, są. K arpaty. N a w ierzchołku tych g ó r — ja k pow iada po eta— o siad łp tak słow iański, ije d n e m skrzydłem u d erzy ł po m orzu C zarnem , drugiem po B ałtyku. S tam tej strony łańcucha karpackiego, na rozle­ głych płaszczyznach swoich, ukazują się nam R u- sini i Polacy; s te j, w dolinach u podnóża A lp i H em m us, rozm aite ludy, s pom iędzy których C ze­ chy aż w głębi Niemiec stoją ja k p rzednia straż p o- suniona ku Zachodowi.

R uś najbliższa plem ion uralskich, najdawniój w boju z niemi, dwa wieki jęcząca pod jarzm em Mongołów, w mężnem i cierpliwem w ytrw aniu go­ tow ała p rz y szłą swoję wielkość. — L ite ra tu ra jej starożytna, ja k b y tknięta strasznem przeczuciem , m a ju ż charakter pow ażny i sm utny.—Później re- ligja staje się jedynym węzłem ludności owładanej przez T atarów ; wszakże interes niepodległości n a­ rodowej bierze g ó rę , a w ładza wkrótce zagarnia cały ten interes. L ite ra tu ra ru sk a owych czasów je s t religijną, bardziej je d n a k m onarchiczną. K sią ­ że przew odniczy walce, w szystko odbywa się przez niego i w imię jego: nie widać bohaterów p o d rz ę­ dnych. W szelka udzielność niknie w obec wielkie­ go w idoku przyszłej jedności i potęgi państw a. O soba książęca zabiera w siebie wyraz całej spół- czesnej epoki, a przym ioty i w ady panującego tyle obchodzą poetę, ile mogą mieć wpływu na los R usi. P o ezya więc m a ju ż kierunek wytknięty, dąży do epopei. E lem ent dram atyczny zupełnie w niej g a­ śnie; dram at bowiem w ym aga walki nam iętności, gry charakterów indyw idualnych, ścierania się in­ teresów pojedynczych. Cecha pierw otna lite ra tu ry ruskiej p rzetrw ała w znacznej części aż do jć jp rz e

rodzenia się, do czasów K atarzy n y . W ted y religia zupełnie ustąp iła, interes m onarszy przew ażył: lite­ ra tu ra stała się autokratyczną.. P o ustaleniu w szak­ że jedności narodow ój, po skupieniu jój potęgi we w ładzy, pozostaw ało wyciągnąć s tego następstw a. D opiero lite ra tu ra bierze incyatywę, popycha w ła­ dzę. P oeci rossyjscy często idą torem nakreślo­ nym przez F rancuzów , naśladują A nglików , ale niech tylko u d erzy ich w ypadek narodowy, każdy z nich zaraz jest Rosyaninem , poważnym , ponu­ rym , dumnym .

In n y był nieprzyjaciel, s którym P o lsk a g łó ­ wnie m iała do czynienia, inny cel, inne środki w al­ ki, inne też stąd następstw a. T u rcy ze w szystkich pokoleń uralskich, najbardziej zbliżają się do ple­ m ienia indyjsko-germ ańskiego. Zm ięszani s pię- knem i ludam i w krajach podbitych, stracili p ie r­ w iastkow ą swą szpetność. O kazałej i szlachetnej postaw y, wielkiej siły, lubo nieco m iękkiego ciała, p o d względem m oralnym niemniej także są różni od M ongołów. J a k tam tym zupełnie obce uczucia religijne, tak ci łatw o posuw ają się do fanatyzmu; ja k tam tych um ysł zimny, tak tych w yobraźnia ży- w*a, lubo raczej bierna niż działająca przez się, nic nie tw orzy oryginalnie, ale przy sw aja, naśladuje p ło d y poezyi i sztuki cudzej. M ongoły nie m ają żadnego poety, żadnego artysty. Jed en tylko w rze­ czy sztuk należy się im wynalazek budownictwa: wieże stawione z ludzi żywych albo uciętych głów ludzkich zalewanych wapnem. T im ur L eng w ła- snemi rękom a pom agał mularzom w tej pracy. T u r­ cy nigdy nie byli tak okrutni; walczyli najczęściej w duchu prozelityzm u, dla rozszerzenia swojej w iary, szczęście zakładali na tórn, żeby panow ać

i używać, nie zaś niszczyć. Zapytano raz na radzie m ędrców m ongolskich, co je s t najw iększa rosk oszą w świecie? Sam chan odpow iedział: zwyciężyć przeciw nika, w oczach jego znieważyć ż o n ę , p o ­ m ordować dzieci, i potem samego zamęczyć. R a d a p rzy zn ała słuszność m onarsze, bo to było pojęcie narodow e. T u rc zy n także chciwy bogactw , łupie­ ży, zaborów, nie pastw i się nad swoją zdobyczą, inaczój pojm uje roskosz. L u b i on próżniaczy spo­ czynek, słodkie dum anie: stan ten nazywa w yra­ zem niedającym się przełożyć chyba niedokładnie na w łoskie fa r niente; w stręt jak i ma do cudzoziem ­ ców, czyni go w zgardliw ym naw et względem p rz y ­ jęcia od nich rzeczy pożytecznych; kiedy M ongoły nie zaniedbywali korzystać z wynalazków cywiliza- cyi znalezionych u narodów podbitych, wzięli np. artyleryą od Chińczyków. N apady tureckie mniej straszne od m ongolskich, były podobno bardziej niebezpiecznem i dla niepodległości narodów zw y­ ciężonych. P a n L enorm and powiedział: że ani jed en z w ładzców m ongolskich nie m iał ducha organiza- cyjnego; istotnie, umieli oni tylko organizow ać n a­ rzędzia zniszczenia. T u rc y pi'zeciwnie, rosciągali właściwe sobie system a stałego podboju, w swój sposób do pew nego stopnia urządzali kraje zdo­ byte: gdzie raz osiedli, trzym ali się uporczywie, co raz zagarnęli, trudno ju ż było im wydrzeć. K ro n i­ karz, pospolicie znany pod nazwiskiem Ja n c z a ra Polaka, przyrów nyw a ich do m orza, które ciągle pochłania, ale nigdy nie oddaje; każdy wylew7M on­ gołów prędko odpływ ał na swrnje stepy.

P arc ie kalifatu n aP o lsk ę drażniło ją ustaw icznie, obudzało wszystkie jej siły, ściskało je do jednego ogniska. S tą d wyrabiało się w P olsce uczucie na

rodowej potęgi i mysi o europejskiem powołaniu państw a. R ychło P olacy zrozum ieli, że ich powo­ łaniem je s t obrona chrześciaństw a i cywilizacyi, przeciw ko islamizmowi i barbarzyństw u; zaraz m u­ sieli poznawać, m ierzyć i oceniać swoje siły i środ­ ki. Owoż uczucie tych celów , tych w szystkich środków i zasobów, zaw arło się w uczuciu naro­

dowości, i wyraziło się je dnem słowem Ojczyzna.

J a k tedy u R ossyan absolutyzm , tak u Polaków pa- tryotyzm je st dogm atem rodzajnym całego ducho­ wego i um ysłowego ukształcenia; cała lite ra tu ra polska w yrosła, wywinęła się i w ykw itła s tego je ­ dnego słow a Ojczyzna; je s t rozm aitem stosowaniem i tłom aczeniern tej jednój idei., trudnej do w ysło­ w ienia, bo wielkiej, rozległej, niezm iernej i jeszcze niespełnionej. W różnych czasach i w różnych oko­ licznościach, objaw iała się ona różnym duchom w rożnem świetle i w w ielorakich postaciach. N a­ tchniony mówca, Skarga, pojm uje i czuje ojczyznę jak o państwo 'plemienia ivybranego,]nk.o Jeru zalem z jej arką,, kościołem i stolicą, z jej św iętą p rz e ­ szłością, której obrona i zachow anie je s t życiem narodu. W opiniach wielu reform atorów dzisiej­ szych, ojczyzna jestto przyszły poi'ządek społeczny, który dopiero tw orzyć należy. W olność, potęga i szczęście w chodzą koniecznie w skład tego wyo­ brażenia. Nic dziwnego, że podobna idea nie była i nie m ogła być w prow adzona całkiem w rzeczy­ wistość, że nigdy stan społeczny P o lsk i nie objął w szystkich jej warunków . D la te g o niepodobna je s t określić patryotyzm u polskiego wyrazami, i zam ­ knąć go w form ule scientyficznej. To pewna, że u poetów, mówców i polityków narodow ych polskich, ojczyzna nie jestto m iejsce gdzie jest dobrze (ubi

bene), nie jestto pew ny stan pom yślności, nie je st to pew ny kaw ał ziemi określony granicam i, za któ- rem i kończy się byt i działanie narodow e P o la k a. O jczyzna Polaków żyje i działa w szędzie, gdzie biją wiernie serca jój synów. S tego pojęcia wyni­ kło, że w szystkie prowincye P olski, nie przestaw ały nigdy po d względem literackim i narodow ym nale­ żeć do jój całości idealnój: m iały swoich posłów na sejmie, k rz esła w senacie, urzędników i sędziów w gronie w ładz czynnych. Jedna P o lsk a poszła torem K ościoła powszechnego, k tó ry dla różnych krajów św iata m ianuje biskupów , daje im rzeczy­ w istą moc praw ną i rosciąga swoję zwierzchnictwo m oralne tam naw et, gdzie w ładzę doczesną u tracił.

Ze strony polsko-ruskiej K a rp a t, odznaczają się nam dwie literatury. P ie rw sz a ma na celu naprzód jedność naród ową, potem władzę, nakoniec w yw ar­

cie tej w ładzy na zew nątrz; drugiej siłą działającą je s t patryotyzm . O bie w dążności swojej są nie­

zm ierne, nieograniczone. Nic praw dziw szego nad słow a, które znakom ity poeta w yrzekł w Izb ie fran ­ cuskiej: „P o tęg aR o ssy ijest cierpliw a ja k czas, roz­ legła ja k przestrzeń.* N igdy ona nie zaznaczyła sobie kresu, gdzie się m a zatrzym ać. P atry o ty zm polski także nie zna ostatecznych dla siebie g ra ­ nic. Nie jestto pojęcie egoistyczne i m ateryalna m i­ łość ojczyzny starożytnych G reków i Rzym ian, nie je s t on przyw iązany do kapitolu i nie potrzebuje koniecznie forum , nie zam yka się w żadnem uoso­ bieniu. T ro n nie g ra tu głównej roli, stanowi tylko cząstkę rzeczypospolitej. S połeczność cała pow o­ ła n a do działania. K ró la często nie widać na sce­ nie dziejów , imiona wodzów i mężów stanu z a j­ m ują pierw sze m iejsca; a niekiedy ziemie i

pro-w incye pro-występują, ja k pojedyncze osoby, i za od­ znaczenie się w boju odbierają nagro d y (tak nie­ gdyś jed n o województwo otrzym ało szczególny przyw ilej pieczętow ania swoich aktów lakiem czer­ wonym). S iła ta m o raln a , niem ająca widom ego środka, a ru sz ająca w ielką i rozm aitą społeczność, zdaje się wym ykać um ysłom , wedle obecnego po­ rz ą d k u rzeczy, praktycznym . In n y deputow any francuski mówił: „ S p ra w a P olski nastręcza tę naj­ w iększą trudność, że nie je s t przyw iązana do m iej­ sca, nie daje się ująć (quelle riest pas locale, qu’el­

le est quelque chose d ’insaisissable). I m onarcha ros-

syjski, kiedy ogłaszając gniew swój przeciw P o l­ sce pow iedział: „P o lacy pośw ięcają rzeczyw istość dla urojeń," m iał w pewnym w zględzie słuszność, jeżeli, ja k to dziś byw a, nazw iem y urojeniem w szelką ideę, k tó ra jeszc ze nie m a w ładzy na zie­ mi i jeszcze dąży ku rzeczyw istości.

T o w szystko daje łatw o postrzedz, że poezya polska z n a tu ry swojéj nie ma elem entów epopei, i skłania się ku stronie lirycznój.

P o śro d k u m iędzy państw am i M ongołów i T u r­ ków, R u si i P o lsk i, leży krą] nierozgraniczony, wielce zajm ujący dla historyi i literatu ry . O d dol­ nego D un aju , praw ie od m iasta B elgradu, ciągną się z jedn ćj strony w zdłuż K a rp at, z drugićj n ad m orzem Czarnóm, za D n iep r i D on, aż do K a u k a­ zu, szerokie stepy. T ru d n o jednem nazw iskiem oznaczyć tę niezm ierną p rzestrzeń. L e ż a ła tu nie­ gdyś M ała Scytya, później zajęły w części jej m iej­ sce M ała P o lsk a i M ała R ossya. O bszerna jćj oko­ lica nosi imię U krainy, to je s t ziemi skrajnćj, czyli

nadgranicznej. P u sty n ia bezludna, zasiedlana cza­

żyzna i p o k ry ta bujnem zielskiem , służyła od wie­ ków za pastw isko d iak oni przechodnich b arb arz y ń ­ ców. J e s t to wielka arte ry a wiążąca E u ro p ę s p ła ­ szczyzną A zyi środkow ej; tędy życie azyatyckie wlewało się do E u ro p y , tu trącały się o siebie te dwie części świata. P ta k i p rz e lo tn e , owady wę­ drow ne, pow ietrze m orowe i hordy drapieżne cią­ gną tym szlakiem. N arody, które chciały stawić zaporę najściom , aby rospraw iać się m iędzy sobą, schodziły się na tym gruncie neutralnym , na tóm powszechnóm bojowisku. To spotykały się w ojska W schodu i Zachodu w arm iach D ary u sza i C yrusa, R u si i Polski. T u w ziął swój początek lud wojen­ ny, znany pod nazw iskiem K ozaków , złożony ze Słow ian, T a ta ro w i T urków . K ozacy mówią ję z y ­ kiem pośrednim m iędzy polskim i ruskim ; przecho­ dzili koleją pod panow anie P olaków i R usinów , niekiedy oddaw ali się Turkom : lite ratu ra ich zmie­ niła m yśl i formę, stosownie do przem agającego w pływ u P o lski albo R usi. P ieśni tam eczne gło siły sław ne czyny i m iłostki K ozaków , ich w ypraw y aw anturnicze, ich boje to w pomoc to przeciw' P olsce i M oskwie.

P ła szczy zn y ukraińskie są stolicą poezyi liry- cznój. S tą d piosnki nieznajom ych poetów oblaty­ w ały często całą Słow iańszczyznę. K ozak siedząc p rz y swojej ziemiance, albo budzie s trzciny, słu ­ cha w m ilczeniu ja k koń jego pasący się niedaleko żuje traw ę, puszcza w zrok po zielonym stepie i d u ­ ma, m arzy o bojach, k tóre się tu odbyw ały, o zwy­ cięstwach i klęskach, które tu zajdą. P ie śń ja k a mu się s piersi wyrwie, staje się wyrazem narodo­ wego uczucia, wszędzie chw ytana z zapałem , idzie s pokoleń do pokoleń. D unaj, uśwdęconarzeka

Sło-wian, praw ie zaw sze g ra rolę w tych pieśniach. O n przepływ a te pola tajem nicze, tęskną krainę nieod- gadnionych przeznaczeń. D la poetów je s t on cza­ sem, ja k ocean H ezyoda, granicą ostateczną świata znajom ego, czasem ja k S kam ander H om era, krw ią zrum ieniony, toczy z b ro je , ciała wojowników i skarby królów. A le cokolwiek w poezyi kraj ten posiadał, w szystko to je s t bardzo m ałem w poró­ wnaniu natchnień, jak ie niedaw no obudził. Nowi poeci rossyjscy, a szczególniej polscy, zaludnili mnó­ stwem pom ników ten dziw ny, pu sty plac bojów, gdzie trady cya nie m a kam ienia, na którym by spo­ częła, ani naw et drzewa, o któreby się oparła, gdzie ja k pow iada Zaleski, poezya

. . rozesłana

Na kwiecistym pól kobiercu, Uwięziona, tęskno dzwoni Jak natchnienie w młodem sercu;

a tylko w iatr niekiedy odryw a jej cząstki, i w lek­ kich obłoczkach zanosi

. . przez Limany,

Przez ostrowy i burzany,

Gdzie mych przodków błądzą duchy.

W edle słów dawnego wieszcza, n a tej niwie koń- skiemi kopytam i zrytej, ciałam i poległych utłu- szczonej, kośćmi ich zasianej, a drobnym deszczem ciepłej krw i zroszonej, bujnie porósł sm utek. S m u­ tek i tęsknota głównie znam ionują poezye tych

okolic.

P rzedm iot niniejszy zamkniemy przytoczeniem kilku w ierszy, w których nowożytny nasz poeta, M alczewski, kreśli żywy obraz spotkania się o rę­ żnego w tych stronach S łow ian z U ralanam i. R zecz

poem atu odnosi się do jednego z ostatnich napa­ dów tatarskich; bohaterem je s t stary szlachcic pol­ ski m ieszkający w swoim futorze w śród stepów. N a wieść o zbliżaniu się nieprzyjaciela, godzi się on natychm iast ze swoim sąsiadem, możnym panem , do którego m iał żal słuszny i nieukojony. W tern złożeniu urazy osobistej dla spraw y krajowej, m a­ my praw dziw y rys patryotyzm u polskiego.

»D osiadł bystrego konia stary M iecznik* i w y ru ­ sza w pole.

„Zrywają się rycerze jh,kl>y ptaki z ziemi; Hasa szlachecka młodzież na wroga Tatara— Sunie się towarzystwo i w szeregach wiara, Pancerni i usarze— za niemi kozaki I s spłoszonemi końmi harcują luzaki.

wieś minąwszy, z bitej schodząc drogi,

Coraz się, coraz głębiej, wpędzali w odłogi; Gdzie wiatr ziarna zasiewa, czas płody przewraca, Nie zbiera plonu chciwość, nie schyla się praca. Samotne, ciche, błogie, dziewicze ich wdzięki. Niebo je obejmuje—gdy w całym przestworze Rosfarhionej żyzności rosciąga się morze.

Tam wódz stary, jak żeglarz, podług biegu słońca, Szybował swojem wojskiem w kierunku bez końca.

„A ni się wwieść dozwolił w fałszywe zapędy, Gdy sszedł tatarskich śladów kręcone obłędy. Co wśród gęstych zarośli, niedościgłe szlaki Tłoczą na wszystkie strony dla mylnej poznaki; Lecz w poprzek przerzynając ich sztuczne drożyny, Uśmiechnął się, jak strzelec, gdy pewien zwierzyny.

Wkrótce złączone hufce, w umyślnym fortelu Rozdzielił na dwie części, dla jednego celu: D o zostających czapką kiwnął w pożegnanie, S swojemi w bok się rzucił na niezmiernym łanie; A kryjąc się w bodiaków roskwitłych ogromie, Już rycerze bez koni w czerwonym poziomie — Już popiersia wędrują na skrwawionym spodzie — Już kołpaki—proporce—już znikli jak w wodzie.”

P o tem ślicznem malowidle krajobrazu i w ier- lióm skreśleniu w łaściw ych miejscowości i czasowi obrotów w ojska polskiego, następuje opisanie szy­ k u i powierzchowności T ataró w :—

,,Tam —za wsią—stoją—zakrywają pole. Bór w lewo, strumień w prawo— a oni w półkole.

Ich księżyce, buńczuki s końskiemi ogony, Ich futra wywrócone, ogromne ich łuki, P łeć śniada, wąsy zwisłe, a czarne jak kruki, Ich nasępione rysy, przymrużone oczy,

W których śnie srogość zwierząt z ludzką się jednoczy.”

W śró d wszczętej bitw y wódz polski szuka chana tatarskiego, ten go postrzega także:

„Lecą obces na siebie—Polacy, Tatarzy, W besczynnem zachwyceniu patrzą co się zdarzy, Jakiś czas Miecznik zmudził: uderzy— odskoczy— I znowu w całym pędzie przeciwnika tłoczy: A ż wybrawszy swą porę, w odwet silnym razem, W kark niewierny święconem utopił żelazem. Spada dzielnym zamachem odmieciona głowa, Drga oczami, bełkoce niepojęte słowa, Toczy się, ziewa, blednie i gaśnie — S tułupa Co siedzi niewzruszony, krew do góry chlupa!

Powstał krzyk przeraźliwy; pierzchają—koń chana Ucieka między hordy s trupem swego pana.”

P o em at M alczewskiego je s t praw dziw ie u k ra iń ­ ski: widzim y w nim ciągle koloryt, natu rę U krai­ ny, widzimy K ozaków , T atarów , i dokładne p rz e d ­ stawienie tych bojów , które R usini i P olacy tak długo toczyli s plemieniem mongolskiem, a po nad to wszystko przebija się i góruje patryotyczne uczu­ cie P olaka.

P rzejdziem y teraz na drugą stronę K arp at, w k ra­ je będące pod panowaniem austryackiem : do S er­

bów, Illirów i C zarnogórców .

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 6 (Stron 42-53)