• Nie Znaleziono Wyników

LEKCY A JEDENASTA

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 6 (Stron 126-138)

(2 Lutego 1841).

Znany w literatu rze słow iańskiej W acław H an­ ka, odkrył przypadkiem w roku 1817 rękopis cze­ ski w mieście K rólow ym dw orze, zaw ierający kilka daw nych poematów. R ękopis sam należy do wieku X I I I , ale są w nim pom niki bardzo starożytne *). Je d e n z nich pod tytułem : Zabój— Sławoj■—Ladiek, zdaje się opiewać wojnę Czechów z L udw ikiem G erm anikiem w połow ie w ieku I X . N iektórzy przedm iot tej pieśni bohaterskiej odnoszą aż do czasów króla Samo, kiedy ten w ro k u 630 na czele Słow ian odpierając F ranków , zadał klęskę jednem u z wmdzów D agoberta.

T reść rap so d u je st bardzo prosta. W aleczny Za­ bój rozżalony widokiem roznoszonego przez cu­ dzoziemców zniszczenia w iary i swobody p rz o d ­ ków, pow ołuje rodaków do oporu i zemsty. Z eb ra­ w szy mężów zbrojnych w g łę b i la s u , przem aw ia do nich pieśnią m alującą ucisk: pow iada, że na­ jeźd źcy p rzyniósłszy obcych bogów , w ypłoszyli krogulce z gajów św iętych, pow ycinali drzewa, w zbronili odw iedzać m iejsca m odlitw i ofiar, kazali od wiosny-życia do śmierci mieć tylko jed n ę żonę. N a te słowa p orw ał się Sławoj z zaiskrzonym wzro­

*) Mamy ten zabytek w tłumaczeniu polskiem pod tytułem

K u ó l o d w o k s k i M jK O r i s . Zbiór staroczeskicli bohatyrskich i

lirycznych śpiewów nalezionych i wydanych przez W acława Han­ kę, bibliotekarza kroi. naród. czes. muzeum, a s czeskiego na pol­

kiem i zaw ołał: śpiewaj, ty masz d ar rozgrzew ać serca. Zabój głębiej uderza pieśnią, w piersi, p rz y ­ pom ina tow arzyszow i m łodzieńcze w ypraw y, staw i obraz tryum fu nad wrogami. W szyscy ich otacza­ ją i zaw ięzuje się zmowa. Dwaj naczelnicy ze swe- mi hufcam i idą na obóz nieprzyjacielski, p ręd k o tw o rzą plan napadu. W ódz chrześcian zwany tu L udiekiem , w ystępuje z wojskiem, wściekając się od gniew u wyzywa Zaboja i ginie z jego ręki. Nie- przyjciel złam any, ratując się ucieczką, w pada na rzekę i ostatnią klęskę ponosi. Zwycięscy skład ają ofiary swym bogom.

S tyl, obrazowość i pierw otna moc tego ułam ku poezyi godne są uwagi. ')

i

S czarnego lasu wygląda skała; Zabój na skały wystąpił czoło, po wszecli krainach pojrzał w około, cała kraina smutkiem powiała, i on głębokim zawodzi płaczem. Siedzi tak, długo, w długićj tęsknicy; aż się jak jeleń schwyci na nogi, na dół przez bory, przez puste drogi, pędzi po mężach; był u każdego, z włości do włości w całej ziemicy; każdemu w ucho rzekł coś skrytego, bogom się skłonił,

dalój pogonił. I minął dzień,

*) Cały wyjątek z rękopisu Królodworskiego czytany przez professora po francusku, kładziemy tutaj w tłdmaczeniu p. S-ie- mieńskiego.

m inął wtóry dzień;

gdy w trzecim spędził księżyc nocny cień, w las czarny wszyscy przyszli mężowie. Z nimi Zabój współ;

poszli w dół w najgłębszy parów, śród leśnycb czaharów; i Zabój jeszcze

w głębszym stanie parowie, i bierze w ręce warito *) wieszcze.

,,Mężc bratnich serc, męże ognistych wzroków! wam pieję pieśń

s padołu najgłębszych mroków. Od serca płynie pieśń, od serca głębi k’ wam: a w sercu smutek sam.

„Poszedł ojciec za ojcami; zostawił dziedzice:

małe dziatki sierotami, i swoje lubice.

Nie zostawił żadnej głowy, nie rzekł komu: ,, „bracie przemów ojcowskiemi do nich słow y.” ”

„ I cudzy na naszej ziemi na siłę wdarł się,

i słowami obcemi szeroko rosparł się. Jaki zwyczaj w obcej stronie od mroku do świtu, taki zwyczaj dziecku, żonie *) Warito, lutnia, gęśl.

narzucił i tu;

kazał jodnę towarzyszkę mieć na całą ścieżkę od Wiosny do Morany. 1)

„Krogulce wszystkie wypędził z gajów, przyniósł nam bogi gdzieś s cudzych krajów; przed temi bogi czołem bić każe,

obiety znosić na ich ołtarze. Któż starym bogom wyrządzi cześć, kto im w przymroku poniesie jeść! Kędy chadzali s karmią ojczyce, kędy na modłach spędzali dzień, tam w prochu leżą nasze boz'nice i święte drzewa wycięte w pień.’1’

„Aj ty Zaboju!

Serce ku sercu ześpiewałeś pieniem s środka goryczy— T y jak Lumir ów, co potęgą pieśni słów

wstrząsnął Wyszehrad i włości wzruszeniem, ty wstrząsasz braćmi, wstrząsasz moją duszą. Dobrego piewcę bogi kochać muszą. Śpiewaj ty, śpiewaj, ty masz dar od bogów pieśnią zagrzewać serca przeciw wrogów.”

Oko Sławoja ogniem się pali; widzi to Zabój i śpiewa dalej:

„Dw a syny, których pierś już mężom brzmiała wtór, skrycie wychodzili w bór; tam do kopii, miecza, młota, przyuczyli ręce młode; w oczach grała im ochota

gdy wracali w swą zagrodę.— Lecz gdy w siłę wzrosły barki, gdy na wrogów wzrosły duchy, z mniejszej braci staną, zuchy; nuż na wroga, nuż na karki wpadną, wściekli,

jako burza gromem siekli; i wrócili w swe zagrody, wrócił błogi czas swobody!”

D o Zaboja skoczą ku dołu, cisną go w silne swoje ramiona, dłoń jego kładą z łona do łona, s słowa do słowa radzą pospołu.— Noc już przechodzi, już zorze bliskie; każdy poróżnie wybiegł z doliny, pomiędzy drzewa, między chruściny, chyłkiem, ukradkiem na strony wszystkie. Minął dzień jeden,

minął dzień wtóry,

po trzecim wieczór nastał ponury. Szedł Zabój w las,

za Zabojem zbory; szedł Sławój w las, za Sławojem zbory. Idą w cichym pochodzie, wierni swemu wojewodzie: wszyscy gniewem wrą na króla, wszystkich miecze przeciw króla.

„Dalej Sławoju! gdzie ten szczyt siny wyżój nad wszystkie patrzy krainy tam się udamy z drużyną nasząl Od góry na wschód rannego słońca,

gdzie się bór czarny ciągnie bez końca, wzajem się bratnie ręce opaszą. Dalćjże bierz się lisiemi kroki, mnie tam zamiar czeka wysoki.”

,, „Zaboju bracie! na cóż od wzgórza uderzać na nieb orężem grozy? Stąd lepiej prosto runiem jak burza na te królewskie obozy.” ” „Bracie Sławoju! złe rady, jeżeli zetrzeć chcesz gady; na łeb im nastąp, i złam; A ich łeb—tam!”

W las się rosskoczą w lewo i prawo; tym dzielny Zabój stanął na przedzie, tamtych Sławoja skinienie wiedzie, przez gęszcz ku wierzchu, darli się żwawo. Kiedy na niebie już pięć słońc lśniło podali sobie przesilne ręce;

oko ich lisa wzrokiem patrzyło na wojowniki książęce.

„Ludieku, padnie wojsko niewiary, od jednej rany zalegnie pola; ej ty Ludieku, parobie stary, nad parobami twojego króla!

Powiedz twojemu panu wbrew twarzy, że wola jego z dymem nie waży.”

Ilozje się Ludiek;— głosem pioruna zgromadza wojsko.—Na niebie łuna

i słońce w pełnym blasku odstrzela

od zbroi nieprzyjaciela. W szyscy gotowi nogą do kroku, aa broń chwycili ręką u boku.

„Spiesz lisim tropem, spiesz tu Sławoju! a ja im czoło nadstawię w boju.”

Zabój na czoło chłosnął jak grad; a Sławoj z boku jak gradem spadł.

„Patrz, patrz bracie, za ich sprawą padły bogi, drzewa ścięte

i krogulce rospierzchnięte; Bogi dają zemstę krwawą!”

Owóż Ludieka porwał gniewu szał, z wrogów poczctu k ’Zabojowi gnał. I Zabój miótł się, z ócz iskry kłębem ział na Ludieka.—Dąb mierzy z dębem, przez puszczę drze się; tak Zabój przodem, wydarł się jeden nad swym narodem.

Ludiek uderzył ostrem żelazem w tarcz, trzy skóry przeciął razem. Zabój s toporem ramię wytęża, puścił'—Ludiek się ciosu uchował. Topor ciął w drzewo, padło na pował; ku ojcom poszło trzydzieści męża.

Bozje się Ludiek: ty zwierzę! gadów potworo— ty!

stań, mieczem s tobą się zmierzę.” Zabój ciął mieczem,

i kęś z Ludieka tarczy odkroi; Ludiek ciął mieczem,

miecz po skórzanej zwinął się zbroi.— Palą się oba, cios mnie, cios tobie; od stóp do głow y sieką po sobie, krwią zostawują szerokie ślady,

bo rzezią wrzały już strony obie. Słońce s południa na dół się chyli ku wieczornej krawędzi;

i stąd i zowąd jeszcze walili. N ikt nie ustąpił ziemi i piędzi; tu walono od Zaboja, tam walono od Sławoja!

,,Ej ty wrogu, giń do biesa! Giń kto naszą krew wysysa!” Zabój się znowu toporu ima, Ludick w bok zmyka.

Zabój wywinął— i w górze trzyma, i puszcza na przeciwnika.

W yciął topór—na połowę szczyt pod ciosem się rosskoczy,

a pod szczytem Ludiekowe łono we krwi broczy.

Zlękła się dusza ciosu obucha, obuch ze sobą porwał i ducha. I na pięć sążni wojska powalił.

Przestrachem wrogów gardziele ryczą; wojsko Zaboja szumi zdobyczą, iskrą radości ich wzrok się palił.

„Bracie, patrz, za sprawą bogów zwyciężamy naszych wrogów.— W prawo huf jeden niech się poniesie, a jeden hufiec na lewo w szlaki; ze wszystkich dolin spędzić rumaki, niech rżą rumaki po całym lesie.

,, „T y Zaboju wdały *) lwie, *) Dzielny, mężny.

nie pożałuj wrażej krwie!” ” Zabój tarczę rzucił precz, w ręku obuch, w drugiem miecz, poprzek drogę sobie ściele, poprzek przez nieprzyjaciele. B yłoż wycie najezdnikom, i ucieczka najezdnikom. Trzas icb goni z bojowiska, strach z gardzieli krzyk wyciska.

Rżą rumaki lasu brzegiem: dalej fiii koń, pędem, czwałem, za uajezdcą— zbiegiem, polecimy krajem całym.

I skoczą hufce na rącze konie, trop w trop za wrogiem puszczą pogonie, Cios w cios, już zemstę wywarli krwawą Znikają im równiny,

i lasy i wyżyny,

wszystko precz znika w lewo i w prawo. Huczy strumień wezbrany,

sadzą w górę bałwany,

huczą wojacy, i skok za skokiem, walą najezdcy wzdętym potokiem, dużo ich woda topi w swem łonie, a ziomków niesie ku drugiój stronie. D ługo, szeroko, jak starczy pole, drapieżny jastrząb rozwija w górze szerokie skrzydeł półkole, ptaków gromady rozbija.

Wojsko Zaboja puszcza zagony, długo, szeroko, na wszystkie strony; kupa najezdców, spędzona, zbita, resztę zdeptały kopyta.

W pogoni nocą pod łuny okiem, w pogoni we dnie, gdy jasne słońce, i znowu nocą ścigają gońce, i znowu rannym ścigają mrokiem.

Huczy strumień wezbrany, sadzą w górę bałwany,

buczą wojacy i skok za skokiem, walą najezdcy wezbranym potokiem, dużo ich woda topi w swem łonie, a ziomków niesie ku drugiej stronie.

„Tam po te śniade wzgórza, niech pomsta nasza doburza!”—

„ „Zaboju bracie! już niedaleka droga— ot góra przed nami, a garstka mała wrogów ucieka, i ta się kaje ze łzami.” ”

„Wracać nazad— moja rada, ty tam, a ja tędy,

co królewskie niech przepada.” W ichry po kraju szumią wojska po kraju szumią,

w długich szeregach w lewo i prawo ciągną się męże z radośną wrzawą.

„Bracie, czy widzisz ówdzie wierzch szary,, tam z woli bogów my zwyciężyli!

tam dusz tysiące lata tej chwili, z drzewa na drzewo między konary, Zwierz się ich boi, boi ród ptaszy, jedna się sowa tylko nie straszy. Teraz na górę pójdziem w mogiły •umarłych grzebać, i bogom miły pokarm zaniesiem; bogom zbawienia mnogie obiety i dziękczynienia!

dla nicli w pochwalny zagrzmimy glos, dla nich orężów zdobytych stos!”

W alka, k tó ra dostarczy ła przedm iot tem u poe­ matowi, w alka pogaństw a s chrystyanizm em , idzie wciąż przez literatu rę słow iańską aż do dziś dnia. W ielu słowianofilów stara się ją rozniecać. Zam i­ łow ani w starożytnościach krajow ych, a uprzedzeni, żerelig ia chrześciańska przyniosła im zgubę, tchną k u niej nieprzyjaźnią. P ochodzi to z mylnego w yo­ brażen ia o sposobie jakim się ustalała: zaw sze ją uw ażają za religią zupełnienow ą i n arzuconą gw ał­ tem . C hrystyanizm w szakże nie pow inien być wy­ staw iony jako nowość, bo nie p rz y szed ł zniszczyć daw nych podań, ale wytłóm aczyć je i Uzupełnić, co w łaśnie tłóm aczy szybkość z ja k ą się szerzył. W iadom o powszechnie, że m iędzy dogm atam i chry- styanizm u a tradycyam i pogańskiem i je s t związek. R eligia chrześciańska nie zniosła ofiary, tylko obja­ w iła je j znaczenie, nie odrzuciła pojęcia pierw iast­ ków złego i dobrego, tylko objaśniła ich stosunek; łączyła się przeto z najistotniejszem i artyku łam i w iary starożytnej.

Słow ianie stron północnych i krajów rządzonych przez Normandów, u których zachowały się w ca­ łej m ocy starożytne ich wyobrażenia, przyjęli ch ry ­ styanizm bez oporu, i nie masz u nich p rz y k ład u wojen s tej przyczyny. N a południu i na w scho­ dzie religia chrześciańska spotykała w stręt dla te ­ go, że przyb yw ała razem s podbojem politycznym : w prow adzali j ą baronow ie niemieccy staw iąc ją j a ­ ko zdobywcy. W P olsce opór był krótki; ale trw a ł długo i zawzięcie w krajach słowiańskich, leżących m iędzy P o lsk ą i N iem cam i, gdzie feudalizm g e r­

m ański w kraczał pod pozorem szerzenia w iary C hrystusow ej.

W alk a ta przeto ma raczej ch arak ter polityczny niżeli religijny, i nietrudno obronić chrystyanizm od zarzutów m u czynionych, owszem łatw o do­ wieść jak wielkie oddał przysługi. M ało dotych­ czas zgłębiano jego w pływ na stan domowy, społe­ czny i polityczny Słow iańszczyzny; on to jed n ak w ykończył organizacyą jej krajów i zapew nił ich niepodległość.

C hrześciańskie zaw iązanie rodziny przez sak ra­ ment m ałżeństw a, było ju ż niezm ierną reform ą S ło­ wian, podniosło ich n a szczebel ludów zachodnich. B ez w pływ u chrystyanizm u, w ładza i jedno ść we­ w nętrzna p ań stw , nigdyby może u nich pow stać nie zdołała. K siążęta R usi i królowie polscy do­ piero w tenczas stali się praw dziw ym i re p rez en tan ­ tam i narodow ości, kiedy poczęli być nam aszczani pierw si przez biskupów kościoła w schodniego, a dru d zy przez papieżów.

C hrystyanizm ow i jeszcze należy się tutaj życie publiczne, artystow skie i m oralne. S szerzeniem się religii chrześciańskiej, ściskał się w ęzeł łącz ą­ cy w szystkich Słow ian. D zw on zawieszony na wie­ ży kościelnej by ł pierw szym sygnałem ich spójni; głos jego rozlegając się po w szystkich kraj ach, p ie r­ w szy raz im oznajmił, że są członkam i wielkiego

społeczeństw a. Później ten dzwon słu ży ł za organ polityczny, zw oływ ał Słow ian na wiece, na obrady, stał się godłem ich niepodległości. Ściany kościo­ łów są pierw szą budow ą kam ienną w Słow iań- szczyznie i jedynóm arcy-dziełem arch itektu ry. Ustanowienie św iąt, av dni niektóre przynajm niej odryw ając lu d od pracy, od sam ych zatrudnień

m ateryalnych, znaglało w śród rozm yślań i zabaw żyć m oralnie. N akoniec religijne nauczanie po ko­ ściołach i szkoły zakładane p rzez duchow nych, spraw iły prawdziwą, rew olucyą w Słow iańszczy- znie, k tó ra przedtem nie zn ała publicznej oświaty.

W szystk ie te chrześciańskie zaprow adzenia ro ­ dziny, parafii, jedności politycznój państw , świąt, kazalnic i szkół, dokonały reform ę socyalną S ło­ w iańszczyzny. S fala się ona odtąd społeczeństwem europejskióm , w eszła w ligę z ludam i Zachodu.

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 6 (Stron 126-138)