• Nie Znaleziono Wyników

LEKCYA PIĘTNASTA

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 6 (Stron 181-199)

(16 Lutego 1841).

P o tej bitwie, w której ja k widzieliśmy, P ołow cy znieśli Rusinów i wzięli do niewoli księcia Ig o ra, * ojciec jego Sw iatosław m iał sen przepow iedni, i tak go opowiada swoim bojarom:

W Kijowie (rzecze) na górach, ze zmierzchem W czarnym mię, bracia! kładliście ubiorze, Kojąc mą żałość, na cisowe łoże;

Poili winem s trucizną zmięszanem, A wróżb pogańskich otwartym kołczanem Na łono moje spadła perła wielka; Siedzibo moja, wieżo z złotym wierzchem, Sklepieniem twojem dziś deski bez belka.... Od błoń Pleseńska ku dobrom Kisania

Całą noc kruki szerzyły krakania; Mamże słać k’morzu?

N a to m u B ojarow ie odpow iadając, w następny sposób zw iastują nieszczęście:

O książę! troska więzi um twój stary, Boć s twego stoła wzłecjał ptak za ptakiem Wziąść Tmutorakan, w ypić Don szyszakiem; A już im skrzydła przycięły pogany Micczmi, na nogi wtłoczyły kajdany. W trzecim dniu ciemno b yło—dwoje słońce Zmierzchło—podwójny gaśnie słup różany. A z niemi razem młode dwa miesiące: Swiatosław z Olgiem kryją się w tumany. Rzekę Kajałę obłok ćmi zamierzchły. Jak pardwie gniazdo wrogi się rospierzćhły Po ruskiej ziemi, i morzem posłana W ielka moc łupów, podarek dla chana.

T u zaczyna się najpiękniejszy ustęp poem atu, w k tó ry m stary książę wszystkie swoje myśli i wszy­ stkie swoje życzenia zw raca ku R usi i w yrzuca książętom pokrewnym , że opuścili ojczyznę. U stęp ten tru d n y do przetłóm aczenia, tak brzmi w p rzek ła­

dzie polskim:

Wonczas Swiatosław złote słowo rzecze Zmięszane z łzami: o moi synowce! Nadtoście wcześnie przypasali miecze, D la was zaszczyty, gromy na Połow ce. S przedziwnćj chrobre serca wasze stali Kowane, w męstwie utwierdzone hartem, Aleście dzieci w spotkaniu z a ż a r t e m

S Częścią walczyli, nie s częścią dotrwali! Jakież na gród mój wiedziecie napaści!,..

Już bo nie widzę pięknej twojej właści W skarby i mnogie bogaty oręże, 0 Jarosławie bracie mój kocbany, • Coś czernichowskie w iódł do boju męże, A wraz Moguty, Tzelbiry, Tatrany, Z Obrów, Rewugów, Topczaków drużyną: Którzy bez szczytów z długą rohatyną, Z okrzykiem w boje rzucali się krwawe, Dzwoniąc pieśniami w pradziadowską sławę. W y zaś na wrogów skoczywszy na harcu Rzekliście: sami schwycim sławę przednią, 1 sami sławę podzielim poślednią.—

Byłżeby bracią dziw odmłodnieć starcu? Wszak wyżej wzlata sokoł gdy się pierzy, A biada kto mu na gniazdo uderzy. Ależ pomocy książąt mi potrzeba; Biada nam! Urym pod szablami krzyczy, Włodzimirz rany odnosi w zdobyczy, Smutek i nędza tobie, synu Gleba!

D alej Światosław wywołuje koleją w szystkich książąt ruskich: W ielkiego W sew o ło d a, Silnego R u ry k a z bratem Dawidem , Jaro sła w a H alickiego, którego zwie ośmiozmysłowym, Rom ana i M ścisła- w a, a przyszed łszy do Ig o ra powiada:

Igorze! już słońce Blask swój straciło, a drzewo kwitnące Szeroko ziemią liść zroniło młody. Nad Rosią, Sułą, wróg się dzieli grody, Igora pułku nikt wskrzesić nie zdoła.

P otem zachęcając innych do zem sty w ylicza ich po imieniu:

J u ż Olgowicze dorośli na boje; I ty Ingwarze! i ty Wse wołodzie! I wy co szczęsna świeciła wam gwiazda,

Gdyście w moc waszą, brali gród po grodzie: Sześcioskrzydlacze nie chudego gniazda Trzej Mścisławicze! wasza skroń junacka Lśni złotym hełmem, tarcz i dzida lacka Strzeże pierś waszą; nuż wrogów zastępy Ostremi strzały pohamować pora, Za ziemię ruską, za rany Igora...

C ały ten ustęp zresztą, je s t razem pieśnią p o ­ chwalny dla potom ków Ja ro sła w a W ielk ieg o , a obok każdego nazw iska przychodzą starem u księ­ ciu na pamięć świetne albo żałosne wspomnienia.

I tak n ap rzykład opłakuje złe przygody:

Suła srebrnemi nie ciecze już strzępy KTerejasławiu, mętna Dz'wina, błocka I wrzaski wrogów niesie do Połocka. Izasław tylko sam jeden w tej toni O hełm litewski ostrym mieczem dzwoni: Sław ą Wsesława swego zrównał dziada,

A sam pod szczyty czerwonemi pada,

Na błoń litewskie zwaliły go miecze— S krwawego łoża podniósł się i rzecze: Kruk swemi skrzydły kryje pułk książęcy,

A zwierz krew liże... Nie było tam więcćj Ni Brzetysława, ni Wsewłoda brata;

Sam jeden duszą perłową ulata S chrobrego ciała, przez złote gardziele. U cichła wrzawą, zamarło wesele....

Wojenne trąby otrąbiają G rod n o.

Zniżcie sztandary, rzućcie broń niegodną., Bo przez was ojców pohańbiona sława, Bo wróg waszemi przychęcony zwady, N a ziemię ruską rospoczął napady.

N akoniec, opowiadają-c czyny

i zgon dzielnego*

W se sła w a , "dodaje:

Cześć mu zofijskie rankiem grają dzwony, Cześć brzmi w Połocku, a w Kijowie czczony... A choć duch wieszczy bliz'nic żyw ił ciało, Rzadko mu troskom wymknąć się udało. Już wieszczy Bojan tak mu piał przed laty: Bądź chytry, szybki, bądź jak ptak skrzydlaty, Nie ujdziesz sądom Bożym... Ruska ziemi! Spomniawszy książąt wiekami dawnemi, Stękać ci trzeba...

P o tej elegii następuje d ru g i tre n , k tóry

poeta

kładzie w u sta księżny J a r o sław ny, żony Ig o ra:

Głos Jarosławny słychać, (rankiem w Maju Kukułka takiem kukaniem się żali):

Polecę (mówi) kukułką k ’Dunaju, Bobrowy rękaw umoczę w Kajali, Otrę krew księciu i rany niedawne Na skrzepłem ciele.

Słychać Jarosławnę, Z wieżyc Putywla tak płacze zaraniem: 0 wietrze, wietrze! czemu silnem wianiem Chanowi w pomoc idą skrzydła twoje? Ozem’ miotasz strzały na lube mi woje? Małoż ci jeszcze po gór bujać szczycie, 1 chwiać korabie po morza błękicie? Czemuż wesele rozwiałeś mi moje?

Z wieżyc Putywla słychać Jarosławnę: O Dnieprze sławą ciekący po ziemi! Skałyś Połowców przedarł prądy twemi: Tyś Śwjatosława korabiów gromadę N iósł na Kobiaka— wróć mi mego Ładę *). Niech łza ku morzu nie płynie ustawna.

S Putywla więżyc płacze Jarosławna: 0 słońce trzykroć promienne i ciepłe, Ożywiasz żywe, budzisz twory skrzepłe, Zacćż s tych szlaków po podniebnym sklepie N a lube woje ciskasz żar nieczuły?

Łuki w bezwodnym spaczyły im stepie Żary, tęsknota zadławiła tuły...

T u dopiero zaczyna się powieść ucieczki Ig o ra z niewoli, którem u przychylny P oło wiec O w lur po­ daje konia. Całe to opisanie je s t bardzo poetyczne:

Prysnęło morze w północ, ciągną zmory W e mgłach; książęciu B óg wskazuje tory S kraju Połowców do twego, Igorze! Szczerozłotego stolca.—Zgasły zorze, Igor śpi; Igor budzi się; myśl wrząca Przebiega przestwór od Donu do Dońca. Koń o północy i Owlur za rzeką— Świsnął: Owlura świst Igor rozumie — Nie ma Igora! tylko gdzieś daleko Głucho klekoce ziemia, trawa szumi. 1 wież Połowców czernią się wyżyny. A Igor skacze gronostajem w trzciny,

J) Łado, słowiańskie bóstwo miłości, harmonii i porządku, wspominane i dziś w pieśniach ludu. Jarosławna tem mianem na­ bywa swojego męża, co oznacza razem ładnego i kochanego.

To biała kaczka falami potrąca, To na koń skoczy, to s konia zeskoczy I bosym wilkiem bieży k ’łęgom Dońca, To znowu sokół chmurą się obłoczy, Gęsi, łabędzie bije, dla posiłku Rankiem, południem i o słońca schyłku. Gdy Igor leci sokolemi loty,

Wlur zimne rosy trzęsąc wilkiem cieeze. Padł mu koń rączy. Doniec księciu rzecze: Sława i książę! wrogowi zgryzoty, Wesele R usi.—I tyś sławy pełny, R zekł Igor, księcia wziąłeś na twe wełny, Srebrny brzeg szatą ścielesz mu zieloną, W cieniu drzew ciepłą kryjesz mgły osłoną, Kaczką na wodzie, czajkami na strudze, Cyranką w wiatrach trzymasz go w swej pieczy, Nie tak jak Stugna co w mdłej pełznie cieczy, A skoro prądy pochłonęła cudze,

0 pień podwodny rostrzaskuje statki.

W trop za Igorem Gzak s Konczakiem bieży; U cichły wrony,'milczą kawek stada, 1 cicho sroka po łozach usiada, Tylko wskazując put kują dzięcioły I ranny słowik począł hymn wesoły.

Rzekł Konczakowi Gzak: jeśli k’domowi Uleci sokoł, zastrzelim sokole

Złotemi strzały. Konczak mu odpowie: Jeśli w ojczyste sokoł umknie pole, Sokolę młode z dziewą zwiążem ładną

Gdy z ładną dziewą zwiążem (Gzak mu rzecze) Dziewa uciecze, sokolę uciecze,

I w naszem polu wrogi nas opadną.

Rozmowa ta o sokolęciu tyczy W łodzim ierza sy­ na Igo ra, któ ry pozo stał w ręku Połow ców. Zako­ chał się on w córce ich księcia K ryczaka, i po s wo­ jem oswobodzeniu się z niewoli, pojąw szy j ą za żo­

nę, dał jej na chrzcie im ię S w oboda.— Poem at koń­ czy się opisem radości s pow rotu Igora; brzmią, dla niego pieśni aż nad Dunajem , to je s t bardzo dale­ ko; zw iedza on miejsce święte w Kijowie, zwane B oryczew o, gdzie był, ja k mniemają, obraz M atki B oskiej przyw ieziony s K onstantynopola przez nie­ jakiego Pirogoszcza; cześć dla książąt grzm i chó­

rem po całym kraju.

Słońce na niebo, Igor do ojczyzny Wraca; tłum dziewic nad Dunajem śpiewa. I płyną pieśni morzem do Kijewa, A książę Igor zwiedza Boryczewo, Gdzie mieszkasz święta Pirogoszcza Dziewo! Gród się raduje, kraj raduje cały,

Książętom pieśni kolejno zabrzmiały... Wam to Igorze! Wsewołodzie turze! I Włodzimirzu w zgodnym pieją chórze, Przez was za Chrześcian wrzała walka krwawa, Sława książętom i drużynie sława.

Amen.

W poem acie tym postrzegam y jed n ą rzecz zu ­ pełnie przeciw ną tem u, co nas uderza w innych poezyach słow iańskich daAynych wieków: widzimy tu rozlaną boleść i tęsknotę, niezm iernie odskakują­ cą od tej Avesołej żywości, ja k ą tchną kronikarze i poeci polscy. Nie takieto uczucia znajdujem y na- p rzy k ład w G allusie, kiedy podnosi głos na cześć króla Bolesława, zdobywcy Pom orza, kiedy p rz y ta ­

cza pieśń żołnierską, w której potomkowie szczy­ cąc się swojemi dziełam i, pow iadają, że przew yż­ szyli przodków , bo tam ci sprow adzali ryby solo­ ne i cuchnące, a synowie ich biorą świeże i żywe; tam ci polowali na sarny, jelenie i dziki, ci polują na potw ory m orskie. *)

P ie śń ta brzm i radością i tryum fem, gdyż P o lsk a w zrastała wtenczas w ogrom i swobodę, przeciw nie zaś smutne przeczucie odzywało się w R usi. W id ać to ju ż z N esto ra, że kraj ten zap ad ał w niemoc utrzym ania węzła rządow ego swojej jedności, ani s panujących swoich książąt norm andzkich nie m ógł wydobyć żadnego tchnienia, któreby spajało lu d uczuciem ojczyzny, nadaw ało m u jakąkolw iek w yższą dążność narodową.

Co do formy poem atu o pu łk u Igora, ta zupełnie j e s t szczególną, nie daje się podciągnąć pod form ę anipoezyi północnych, ani epopei greckiej. U d e rz a tu od razu niedostatek tego żyw iołu w prow adzone­ go s krainy nadziem skiej, k tó ry av utw orach p oe­ tyckich podobnego ro d z aju stanow i tak zw aną po szkolnem u sprężynę czyli dźwignię (machina), roz­ rzu ca w szędzie po nich tajem niczość, cudowność, i zam yka w sobie zagadkę całej osnowy.

Przytaczamy ten kawałek s tekstu łacińskiego, bo cliyba tylko dobry przekład wierszem mógłby oddać jego ton i charakter

Pisces salsos et fetentes apportabant alii, Palpitantes et recentes nunc apportant filii, Civitatcs inVadcbant patres nostri primitus, l ii i procelles non verentur neque maris sonitus, Agitabant patres nostri cervos, apros, capreas, H ii venantur monstra maris et opes aequoreas etc.

U N orm andów poezya buja ciągle w jakiejś mgle wysokiój, ma zaw sze ch arak ter fantastyczny. B oha­ teram i jej rz ąd zi przeznaczenie, lub jakieś bóstwo niewidome: nigdy wedle zwyczajnego sposobu poj­ mowania rzeczy nie m ożna sobie zdać spraw y z ich zam iarów . K ażd a poetyczna powieść norm andzka je s t osłoniona czemś tajem niczem i strasznem .

G recy, m ożnaby pow iedzieć, ucieleśnili świat nie­ w idom y. Niebo swoich bogów ściągnąw szy na gó­ rę Olim p, przeciw ległą jem u stronę osadzali w pie­ k łach podziem nych. Zaw sze jed n ak dla nich wszy­ stko, co się dzieje na ziemi, ma pun kt oparcia się w tych dwóch biegunach, nie skądinąd bierze swój obrót. W ojow nicy, bohaterowie epopei, działają za­ wsze pod wpływem potęg niewidomych, otoczeni są orszakiem bóstw opiekuńczych lub nieprzyja­ znych.

Słow ianom zbywa zupełnie na tym żywiole n ad­ przyrodzonym . P o ezy a ich całe pole swoje ma w granicach przyrodzenia, je st zupełnie ziem ską; w idokręg jej w starożytności zam ykał się m iędzy D unajem , siedzibąL itw inów i państw em Niemców. S trona, k tó rą szczególniej ta poezya celuje, jestto je j strona zew nętrzna, plastyczność jej stylu. P oe- zye norm andzkie pod tym względem m ają k ształt zakrzepły: każdy ich utw ór ukazuje się w za ry ­ sach dokładnych. Chociaż myśl poety gubi się w przestrzen iach nieznanych, wyrażenia^ jego są bardzo ścisłe i dobitne. W poezyach greckich, obok świetności kolorytu, napotyka się wielka giętkość. P o ezy a słow iańska trzym a środek między tem i dwoma rodzajam i: nie ma ona uczonego w ygładze­ nia poetów greckich, ani ostrój tw ardości ja k a od­ znacza styl liryków skandynaw skich; je s t ona pla­

styczną., w idzialną i dotykalną w swoim stylu. To o d ró ż n ia ją od poezyi dawnej skandynaw skiej i dzi­ siejszej niemieckiej.

D o tąd jeszcze nikt nie w padł na praw dziw ą m ia­ rę dawnego w ierszow ania słowiańskiego. M iara ta nie je s t m etrem greckim ; przypom ina raczej prozę łaciny kościelnej, prozę m iarową, niekiedy spada­ ją c ą na rym y. T ok ten daje się widzieć w staroży­ tnych poezyach polskich, w hymnie S. W ojciecha i w najpiękniejszych pieśniach kantyczek. W ru - sczyznie, z zarzuceniem jej poezyi piśmiennej, forma ta zaginęła i trud no ją teraz odbudować.

W szystkie te uw agi nad osnową i formą poezyi słow iańskiej nie objaśniają w niczem, a mianowicie nie wywodzą na jaw zalet poem atu o wyprawie Ig o ­ ra. N igdy one nie zdołają dać uczuć cudzoziem com tego w dzięku, ja k i w nim je st dla Słow ian. N iepo­ dobna historyi literatury poczynać od takich p oe­ matów; należałoby je zachowywać na koniec wy­ kładu: należałoby pierw ej oznajomić słuchaczów jeżeli nie z językiem , to przynajm niej z dziejami lu­

dów słowiańskich. W yrażenia bowiem tych poem a­ tów znajdują się później w poetach rossyjskich, polskich, i naw et czeskich, najmniój noszących pię­ tno rodowe. M ożnaby powiedzieć, że każdy wiersz w ypraw y Ig o ra posłuży ł za tekst poetom później­ szym, mimo ich wiedzy. D ługo leżała ona w z a tra ­ ceniu; po odkryciu zaś, pisarze rossyjscy m ało ją czytali, nie wielu ich zastanaw iało się n ad nią, bo odstręczała ich często napotykająca się trudność rozum ienia starosłow iańszczyzny. P olacy ledwo słyszeli o zjawieniu się tego zabytku. C zesi po­ chwycili go w praw dzie, ogłosili i rozbierali, ale to bardziej jak o przedm iot badań filologicznych, n iżeli

ceniąc jego

w artość poetycką.. Samo w szakże scho­ dzenie się tego utw oru zam ierzchłych czasów s poe- zyam i nowożytnemi Słow ian, dowodzi jego piękno­

ści

wiecznotrw ałej. W szy stk ie w nim obrazy m alo­ wane są z natury, w szystkie charaktery kreślone

podług

w izerunków żyw ych. P ó k i natu ra ziemi

i

charakter rodowości słowiańskiej nie zm ienią swej barw y, póty będzie on zaw sze świeżym i niejako dzisiejszym , bo prawdziwym .

Co n ap rzyk ład praw dziw szego nad opis ucieczki księcia Igora? A le żeby widzióć, ile życia w tych szczegółach, trzeba słyszeć ja k żołnierz zbiegły, albo więzień, którem u u d a się ujść s po d straży, opow iada swoję przepraw ę przez stepy, swój strach i swoje otuchy. B ędzie on także m ówił o kruk ach, w ronach i srokach, ptakach złow ieszczych które lecą za człowiekiem w pustyni, w ydają jeg o ślady, zd rad za ją kryjów ki, w rzeszcząc gonią zbiega ja k jask ó łk i kota. W spom ni zapewnie i dzięcioła, bo ta w zm ianka nie je st próżną. W owych stronach b ez­ leśnych dzięcioł zw iastuje dobrą nowinę. W ę d ro ­ w nik gdy go postrzeże, może spodziówać się, że blisko znajdzie drzew a, a zatem ja r , strum ień i bie­ giem strum ienia drogę do rzeki, słowem jak ik o l­ wiek kierunek w obłędnój p rzestrzeni. Szczegółów tych nie pojm ie m ieszkaniec krain ludnych, różnych obyczajem od owych stron dalekich, gdzie się to ­ czyła rzecz poem atu. Jed n ak że, i żołnierz francu­ ski, któ ry by ł jeńcem w Rossy!, kiedy opow iada swoję wędrówkę, nie zaniedbuje wspominać o p ta- stwie leśnem.

U czucia patryotyczne, k t ó r e poeta kładzie w u s ta Ig o ra, są zmyśleniem poetyckiem . C hciał on zidea- lizow ać wiek, w którym sam żył, w yrazić pow sze­

chne naów czas życzenia i żądze lu d u słow iańskie­ go. G óruje tu pragnienie potęgi a nadew szystko jedności państw a. A le książęta w aregscy m ało dbali o interes narodow y. Zajęci jedynie osobistem i widokam i przew agi i w ładzy, ubijali się bezustan- k u m iędzy sobą. K uś naw et była dla nich tak obo­

jętną, że gotowi byli ją opuścić, wynieść się do­ kądkolw iek, byle tylko panow ać. P raw n u k Ig o ra poszedł aż nad D unaj podbijać sobie w ładarstw o w k raju B ułgarów , i byłby ro ssta ł się z ziem ią ru ­

ską, byłby osiadł nad D unajem , gdyby go stam tąd nie w yparł cesarz grecki.

W poemacie, o którym mowa, znajdujem y jeszcze wzmianki odnoszące się do pew nych przedm iotów w iary gminnój, n ad którem i trzeb a się zastanowić, bo można je napotkać w poezyi serbskiej i w kroni­ kach p o lsk ich ./

Z darza się to we w szystkich krajach, że obok w iary stanowiącej religią, trw a w iara w pewne rz e ­ czy, utrzym ująca wyobrażenia, które nie mają wi­ docznego zw iąsku z dogm atam i religijnemi, ale w szakże zdają się pochodzić s tego samego źró d ła co te dogm ata i znajdow ać w nich Ayyjaśnienie. T a k n aprzykład u P ersów , obok religii Z o roastra,zacho­ wuje się m niemanie o duchach w ładających żywio­ łam i p rzy ro d zen ia. M niem anie to je st rossiane i pom iędzy innemi ludam i, u In dyan, u Słowian. L u ­ dy celtyckie, w ierzące w styczność duchów z czło­ wiekiem, przypuszczają w ładzę drugiego wzroku, w ładzę widzenia przyszłości i tego co się dzieje bardzo daleko. P o śró d N iem ców , bez zaprze­ czenia wielce usposobionych do w rażeń ducho­ wych, zjaw ia się najwięcej m ężczyzn i kobiet ja ­ snowidzących; jasnow idzenie je s t w łasnością ro d u

niem ieckiego. W ia ra w upiory głów nie należy się Słow ianom : od nich dostała się Niemcom i Celtom; a s% ślady, źe była naw et u starożytnych G reków i Rzym ian. S k ąd ona tam zaw ędrow ała, m ożna mieć na to dowód w sam ych nazw iskach upiora. N azw isko to u G reków je st tylko dosłownym p rz e ­ kładem serbskiego: krwopilca; łacińskie zaś strix, daw ane równie pew nem u rodzajow i ptaka nocnego ja k i upiorowi, pochodzi widocznie od słow iańskie­ go stryga albo strzyga, upiór.

M niem anie o upiorach tak się wykończyło i tak uchodzi za prawTdziwe u Słow ian, że uczeni mogli je ułożyć system atycznie i traktow ać jako przedm iot poważny. Malianowić w ydał niedawno ciekawą o tem rospraw ę. W edle pospolitego rozum ienia w Sło- "wiańszczyznie, upiory nie są to ani opętani, ani złe duchy, ale raczej w yrodki. U p ió r ma rodzić się s podwójnem sercem i s podwójną duszą. W dzieciń­ stw ie sam nie wie o tem, ale dorastając zaczyna po­ czuw ać w sobie skłonności, pochodzące s serca p rz e ­ ciwnego, z duszy przeciw nej, ja k je M alianowić na- zywrn. W tedy dopiero instynktem odgaduje napoty­ kanych m iędzy ludźm i innych upiorów i wchodzi z nimi w spółkę. Nocami upiory zbierają się na sw o­ je schadzki tajem nicze i tam ra d zą o środkach wy­ gubienia ludności; bo jed y n ą ich żądzą i dążnością je s t niszczyć i szkodzić. S tą d też lud słow iański ma przekonanie, że m ór, zarazy, upadek b ydła i naw et głód, są spraw ą upiorów . P rzekonanie to szcze­ gólniej je s t upow szechnione i żywe w krajach nad- dunajskich, w Serbii, w K rainie, w H ercogow ii czyli O strogu. K iedy ostatnim razem cholera szerzy ­ ła się w tych okolicach, wiele osob płci obojej posą­ dzonych o upiorstw o albo stosunki z upioram i, p a ­ dło ofiarą w zburzonego gniewu.

P o ezy a i bajki słow iańskie pełne są, wzmianek o upiorach, kroniki poważne często ukazyw anie się ich pośw iadczają, a podania gminne, znane naw et w stronach, gdzie mniej o nich słychać, uczą ja k się od nich bronić i zabespieczać. N ajpospolitszy sposób pozbycia się upiora je st, uciąć jem u głowę i nogi, przygw oździć samego do trum ny i zakopać

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 6 (Stron 181-199)