• Nie Znaleziono Wyników

LEKCYA DRUGA

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 6 (Stron 35-42)

(29 Grudnia 1840.)

W skazaliśm y co może przynieść poznawanie S ło­ wiańszczyzny, zw racając na nią uw agę Zachodu a mianowicie F ran cy i. M oże teraz będziem y mieli szczęście obudzić interes ku głów nem u przedm io­ towi naszego w ykładu, ku literaturze słowiańskiój. L ite ra tu ra ta w oddaleniu wydaje się ja k obraz, ktorego oko nie może dostrzedz w yraźnie; trzeb a

go zbliżyć, żeby rysy i kolory dały się ocenić: to właśnie je s t moim obowiązkiem.

N ie zatrzym am y się w tej chwili nad tem, co mo­ że być uczącego w nowożytnój historyi Słow ian pod względem organizacyjnym . P ublicyści jednak, zajm ujący się kwestyami socyalnemi, m ogliby stąd powziąść nie m ało św iatła na przew idzenie osta­ tniego w ypadku swoich zagadnień. Nie jed n a myśl co tu, jako pojęcie rozumowe, nie rozw inęła się j e ­ szcze do najdalszych następstw logicznych, tam w ypełniona, ju ż stawi p rz ed oczy skutek rzeczy ­ wiście otrzym any. G dyby teorye Zachodu, tak chwy­ tane przez Słow ian, i praktyczne życie ludów sło­ w iańskich, tak nieznane Zachodowi, złączyła pilna uw aga, możeby przez to oszczędziło się dla ludzko­ ści wiele darem nych a przy k ry ch dośw iadczeń re ­ form atorskich. K onw encya francuzka porw ała się do śmiałej i gw ałtownej reform y; P io tr W . ani • w p om ysłach, ani w energiczności środków nie ustępuje konwencyonistom . R eform ator ten sam jeden by ł całą Konwencyą, i w tem wyższy od niej, że zro b ił swoje dzieło. System a P io tra W . stoi do dziś dnia, rozw inęło się zupełnie i w yda­ je owoce. D osyć je s t spojrzóć na nie, żeby wi­

dzieć czego spodziew ać się, czego lękać się należy z narzucenia historycznem u pochodow i naro d u myśli i woli indywidualnej. O bjaśniłoby to sto su­ nek, ja k i zachodzi m iędzy szkołam i polityki dogm a­ tycznej i historycznej.

Nie będziem y także zajmowali się reform am i re- ligijnem i w krajach słow iańskich i wpływem ich na E u ro p ę . D ziw no jednak, że dośw iadczenia S ło ­ w iańszczyzny w tej m ierze nie zw racająna się uw a­ gi. P rzecież H u s po przed ził L u tra , a liczne i ro

-zm aite sekty wynikłe s protestanty-zm u przy szły tu do zupełnej dojrzałości, do stanu społeczeństw; m iały swoje mównice, swoje zgrom adzenia praw o­ daw cze i w ładze wykonawcze: w ydały ostateczne re z u lta ta , które m ożnaby widzieć nie odbywając nanowo tej samej drogi.

Bliżej dotyka literatury, a dla E u ro p y i F ra n - cyi bardzo je s t ciekawy, w zgląd na historyą w ła­ ściwą, ludów północnych. W epoce tw orzenia się społeczeństw a europejskiego i nastania chrześciań- skiego królestw a F ra n c y i, stosunki Zachodu s p le ­ mionami północnem i zakryte są ciemną tajemnicą. N iezm ierna linia przedziela rzeczy wiadome od niewiadom ych, a początek wiadomości właśnie świ­ ta na końcu barbarzyństw a. P rz e d tym kresem w szystko nieznajome. Co parło tłum y ludów ku Zachodowi, od K onstantynopola do ujść Renu i do Rzymu? K to nadaw ał popęd i k ła d ł zaporę h o r­ dom, kto sp raw iał w ezbranie i odpływ tego wyle- # wu barbarzyńców ? To w szystko mało jeszcze wy- tłóm aczone, a jed n ak m ożnaby wiele fenomenów pojąć u ich źródła, to jest, w dziejach początko­ wych ludów północnych.

P rzypom nijm y sobie k ształt posady słow iań­ skiej. Niezmierne jej rów niny wychodząc z pom ię­ dzy gór Grrecyi i nadbrzeża bałtyckiego rozlegają się aż do k re su , gdzie E u ro p a styka się z A zyą. N a tę płaszczyznę, w to m orze słowiańskie, spły- w ały długo w szystkie potoki ludów wędrownych, nim wezbrana ich powódź wylała się na Zachód.

W wieku V I. pow szechna rew olucya zm ienia postać rzeczy na całej tej ogromnej przestrzeni. Zakreślają się w niej nowe k ra je , nowe państwa: M orawii, Czech, P olski, R usi. J e s t to epoka

my-tyczna Słow iańszczyzny. W k ró tc e religia chrze- ściańska wnosi tu życie organiczne społeczeństw , a przychodząc z R zym u i K onstantynopola, wedle w yrażenia jednego z historyków naszych, ja k b y dw a polarne bieguny cywilizacyi nagięte ku sobie, zagłębia w ludy bratnie, żeby je rozerw ać siłą od- skoku. N aprzód Polacy i Czesi staw ią zaporę n a p ły ­ wowi barbarzyńców ; potem R uś o dtrąca ich albo pochłania, i nakoniec dokonywa się zupełnie ro z ­ graniczenie A zyi od E u ro p y .

Jakkolw iek Słow ianie mogli dokuczyć ludom zachodnim , w targnięcia ich nie g ro ziły trw ałem niebezpieczeństw em . Straszniejsze były najścia plem ion wojennych gockich i skandynawskich. A le to wszystko nie może się równać ze zniszcze­ niem, jak ie niósł E u ro p ie ród mongolski, tatarsk i, czyli uralski. W ojow nicy germ ańscy nachodzili kraje nakształt teraźniejszych wojsk regularnych: # żyli kosztem rolników, ale ich nie niszczyli; ró d mongolski przeciw nie, w yw racał i do szczętu ście­ ra ł państw a, na które stąpił.

Za granicą Słow iańszczyzny je s t A zya. B ieg D źw iny i D onu odgranicza ziemię słow iańską od uralskiój, zajętćj przez ród zupełnie różny od in- do-germ ańskiego, do którego należa Słowianie.

O i i • v •

O grom ne plem ię uralskie, co nieraz świat przew ra­ cało, obejmuje trzy główne szczepy: fiński, mon- golsko-tatarski, i chiński. P ierw szy i ostatni mniej nas obchodzą; zajmiemy się m ongolsko-tatarskim . S tepy A zyi, dziś jeszcze noszące nazwisko T a ta - ryi, wielekroó są większe od całej E uropy. L u ­ dność ich nie wynosi nad cztery do sześciu milio­ nów, ale każdy m ężczyzna je s t żołnierzem . T u ,

owo źródło w szystkich klęsk i nieszczęść. S tąd także, wedle m niem ania uczonych, pochodzi baje­ czny C entaur, obraz ludzkiej natu ry zaledwo wznie­ sionej nad bydlęcą. Tym człowiekiem bydlęciem, tym C entaurem , je s t T atar. B udow a jego ciała, rozw inięta lepiej u góry, nie ma dostatecznej po d ­ stawy: nogi słabe i źle uformowane zdają się mu siużyć tylko do objęcia konia, na którym ciągle ży­ je i 8 którym jak b y jed n ą całość składa. G łow a

niekształtnie okrągła, je st niby ciężarem p rz y d a­ nym dla utrzym yw ania równowagi w pędzie. P ró cz zw ierzęcej nam iętności nic nie wydaje się w jego wzroku; blask czarnych jego oczu podobny je s t do J gasnącego węgla. O bok bystrego rozum u, żadnego uczucia, żadnych w yobrażeń religijnych nie widać w T atarzynie. Najm niejszego śladu mytologii i re- ligii pierwotnej nie masz u M ongołów. S tarożytni, którzy wspominają o tych ludach, mówią, że czciły one miecz jak o znak siły materyalnój. W edle po­ dań i pieśni Słow ian, T a ta r na każdy dzień ma in­ ne b ó stw o : m niemanie dobrze wyrażające cześć tylko dla powodzeń każdodziennych. R ód ten zre­ sztą może uchodzić za ideał ślepego posłuszeństw a, i to zdaje się stanowić całą zasadę jego organiza- cyi społecznej. M ongoł wrodzonym instynktem zgaduje wyższość drugiego i poddaje się jej bez- Warunkowie. M axyma dyscypliny m ilitarnej wy­

ciągnięta z długiego dośw iadczenia: że gdzie tylko znajdzie się dwóch żołnierzy, jeden m usi rozkazy­ wać, drugi słuchać, je st u nich skutkiem skłonno­ ści naturalnój. N aczelnicy łączyli w sobie wszy­ stkie wady i przym ioty h o rd swoich. K ażdy z nich rodził się filozofem, w nic nie w ierzył, używ ał wia­ ry jeśli tego b y ła potrzeba, nigdy nie był

fanaty-Idem. A le za to każdy przychodził na świat wo­ dzem, sztukę strategii p osiadał do wysokiego sto­ pnia. Znajome są. dzieła A tty li, D żengis-chana, k tó rzy nie um ieli ani czytać, ani pisać, nieznając naw et dziejów swojego narodu. Siedząc pod gw ia­ zdą, polarną, posyłali oni rozkazy dwóm armiom, s których je d n a niszczyła Niemcy dru ga Chiny. W szy scy zresztą, U ralanie m ają z natu ry dziw ną zdolność wojowniczą. Z darzało się często, że od­ d ział wojska znalazłszy się bez naczelnika i w ska­ zanego kierunku, odgadyw ał plan ogólnych p o ru ­ szeń i um iał zastosować się do nich. W odzow ie mongolscy nie byli grubym i barbarzyńcam i; można ich naw et uważać za cywilizowanych, jeżeli tylko to, co prow adzi do bogactw i potęgi, ma stanowić cy- wilizacyą. W tej dążności w yprzedzili oni ekono­ m istów teraźniejszych. P rze m y sł i handel dośw iad­ czały od nich wielkiej opieki. P o w zięciu jakiego miasta szturm em , w śród powszechnej rzezi, oszczę­ dzali i przesiedlali rzemieślników, jako nienależą- cych do żadnego narodu. U życie poczt było im znane: stacye dla kuryerów D żengis-chana rozcią­ gały się od Chin do P olski. C hciał on zaprow a­ dzić jednakie m iary i monety; a jed en historyk angielski powiada, że ju ż by ł w padł na w ynalazek biletów bankowych. C ały system m ateryalizm u m iał tedy exekucyą, pod sterem wysokiej zdolno­ ści instynktow ej i przy pomocy potężnych śro d ­ ków.

G dybyśm y się teraz zapytali, ja k i był zam iar tych w szystkich w ypraw m ongolskich w najdalsze strony świata, trudno byłoby dać odpowiedź. W o ­ dzowie ich nie przyw iązyw ali żadnej ceny do bo­ gactw , których zdawali się szukać. Zniszczenie

było jedynym widocznym ich celem. N a radzie je ­ dnego s tych wodzów, rostrząsano z zimną, krw ią, czy nie należałoby ludność całćj P ersy i wyciąć i kraj w pastw iska zamienić. L edw o zdołano zapo- biedz, aby wniosek nie został przyjęty i wykonany. W ład z cy m ongolscy zapow iadali zawsze, iż są po­ wołani karać świat, upokorzyć go i wytępić. W ia ra ta nie w ygasła jeszcze w rodzie D żengis-chana.

Ł atw o tedy pojąć jakióm niebezpieczeństw em groziły ludzkości te straszne hordy. B łąd to i nie- wiadom ość h istoryczna mniemać, że nietrudno by­ ło je odeprzeć jak o tłum y niesworne, że tylko b rak um iejętności albo odwagi w napastow anych daw ał im zwycięstwo. N igdy liczniejsza arm ia nie szła na p o d b ó j, a była dobrze wyćwiczona i m iała wiel­ k ich wodzów. P rze z kilka wieków Słow ianie w strzy ­ mywali ten okropny n apad całego plemienia. Kuś zw yciężona nie p rz estała stawiać biernego oporu; uznając zw ierzchnictw o M ongołów , zachow ała swoję dynastyą i religią narodową: drogie zaw iąski przyszłćj jedności. K siążęta R u si nigdy nie o d stą­ pili spraw y i nadziei narodu. W obozach T atarów , hańbieni i męczeni, uczyli się sekretu ich polityki, aby ją obrócić przeciw ko nim samym. R uś powoli zu ży ła swoje więzy, o trzę sła się z nich niezna­ cznie, tak iż nie można dokładnie w skazać epoki je j wyzwolenia; nastąpiło to po ostatniera spusto­

szeniu M oskwy przez T atarów . D ziś R o s s y a je s t p anią wielkiój części T ataryi.

N ie w sam ych M ongołach miało chrześciaństw o strasznych nieprzyjaciół; z drugićj strony przew a­ żnie następow a! na nie Islam izm . L u d y słow iań­ skie rozdzieliły m iędzy siebie ciężar obrony. K ied y

pasow ała się z M ongołam i, P o ls k a ' odpierała

T urków . W spó łczesn a ta walka toczyła się bez ża­ dnego zw iązku R usi s P o lsk ą i zupełnie W różny sposób. R uś n ad starcza ła cierpliw ością; P o lsk a w zryw aniach się gw ałtow nych odnosiła n ap rze- mian wielkie zw ycięstw a i klęski. N ieszczęśliw a bitwa pod W a rn ą, śm ierć króla W ład y sław a i wy- b oru ry cerstw a polskiego zw iastow ała chrześciań- stw u stratę Illiry i i Serbii. P otęga tureck a wzma­ g a ła się odtąd ciągle, aż nakoniec J a n I I I . z a ­ chw iał j ą na południu P olski i za d ał jej cios o sta­ teczny pod m uram i W iednia.

T ak więc z jednej strony R uś odepchnęła M on­ gołów ku Północy, z drugiej P o lsk a w strzym ała O sm anlisów w środku E u ro p y , po długich i s tra ­ sznych bojach, których już nie widać śladu. W o- w jra czasie m ało było m iast, mało dzieł sztuki, a naw et nie wiele tw ierdz i robót obrony. K ra je rol­ nicze p rędko podnoszą się po k lęsce, i rychło w nich zacióra się ślad najazdu.

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 6 (Stron 35-42)