(9 Lutego 1841).
Różnice znam ionujące państw a, na które ro z ła m ał się ró d słow iański, u kazują się w pom nikach historycznych, w duchu, charakterze i formie k ro n ik tam toczesnych. W ażn ą je s t rzeczą dośledzać w pływ u jak i był przyczyną takiej lub innej form y tych pomników.
W idzieliśm y ju ż jak ie okoliczności tow arzyszyły zaprow adzeniu w iary chrześciańskiej w krajach R u si norm andzkiej i Polski. Żeby u zupełnić tę histo- ry ą chrystyanizrau, w ypada jeszcze pow iedzieć o niektórych m odyfikacyach, jakim dogm at sam i karność kościelna m usiały uledz w tych społeczeń stw ach.
K siążęta norm andzcy panujący nad R usią, przy- jąw szy sami dobrowolnie, a poddanym swoim na
wscho-dniego, wzięli niejako górę nad kościołem i ciągle starali się nim posługiw ać na w łasną korzyść. C hry- styanizm szerzył się tu powoli, zasiew ał ziarno dla rozw inięcia się kiedyś, ale nie m ógł w niknąć w ży cie społeczne.
W krajach Polski, w krajach lechickich i cze skich, przeszkody innej n atu ry tam ow ały postęp chrzesciaństw a. L echici i Czesi składali pew ien rodzaj kasty zbrojnój, byli stanem rycerskim , tw o rzyli ju ż niejaką rzeczpospolitę arystokratyczną. T ejto rzeczypospolitej chrystyanizm okazał się g ro źnym z dwóch względów: naprzód poświęcając w ła dzę królew ską, daw ał jej moc niezgodną s tra d y cyjnym porządkiem Lechów i Czechów; pow tóre w nauce swojej zaw ierał obietnice dla mas ludu, które stan rycerski odgadyw ał instynktem . Stan ten p rzeto chętnie przyjm ując religią chrześciańską, ile kro ć zabezpieczała jego praw a w obec królów , w strzym yw ał jej rozw ijanie się i następstw a, kiedy chodziło o zastosow anie do ludu. O bok tych dwóch zaw ad politycznych, staw ała trzecia wynikająca z rodowego zlew ku społeczeństw a. Rycerstw o L e chów i Czechów składało się z ludzi bitnych i przedsiębierczych, ale niestałych i lekkom yślnych, (tak bizantyńcy opisują L echów kaukaskich). Mię- szając się oni ze Słow ianam i, przydali do swoich w ad grubość obyczajów i zm ysłowość słowiańską. D uchow ieństw o chrześciańskie otoczone tak uspo- sobionem społeczeństw em , przyjęło pom ału ch ara k ter narodow y, straciło surowość, powagę, a nade- w szystko entuzyazm , jaki odznaczał księży w w ie kach średnich.
Ó w czesny charak ter P o lsk i dobrze odm alow ał jed en kronikarz tamtój epoki, mówiąc o poselstw ie
książęcia polskiego do papieża, z zażądaniem koro ny królew skiej. P ap ież skłonił się uczynić zadość, korona była ju ż zrobiona, ale aniół u kazał się p a pieżowi i rzekł, że P olacy jeszcze nie warci są, aby mieli królem pom azańca P ańskiego — „N aró d ten, pow iada kronikarz — więcej m iłuje przem oc niżeli spraw iedliw ość; więcej lubi swoje lasy i łowy, ni żeli zatrudnienia koło roli i praw odaw stw a; bardziój kocha swoje psy myśliwskie niżeli ludzi, i zdolniej szy bić się niż budować kościoły.“ — P apieże tóż natenczas długo odmawiali ty tu łu królewskiego książętom polskim.
B iskupi katoliccy w Polsce, byli najczęściej z w iel kich jej panów, i w postępow aniu swojem okazy wali równie przym ioty ja k wady swojego rodu. D u chowieństwo niższe, opaci, plebani, pochodząc ze szlachty drobniejszej, mieli jej patryotyzm , skłon ność wojenną i uprzejm ość tow arzyską, ale mało dbali o spraw ę religii.
T ym sposobem P olacy po naw róceniu się nie usiłow ali ja k należało pozyskać chrześciaństw u są siednie narody barbarzyńskie, i przeto chybili naj większego pow ołania swego; powołaniem bowiem głów nem było wówczas, szerzyć wiarę w śród po gan, a niedopełnienie tego obow iąsku stało się pó źniej źródłem ciężkich nieszczęść dla Polski. K ró lowie zbierali liczne hufce, czynili zdobyw cze wy praw y na ten koniec; ale nie mieli kogo prow adzić za sobą dla poparcia skutku tych wypraw, nie znaj dowali u siebie ochotników do apostolstw a i mę czeństwa. Apostołowie przybyw ali z obcych k ra jów , trzeba było sprow adzać ich s C zech i z N ie miec. Takim przychodniem był święty W ojciech, któ ry kanonizowany, je s t jednym 8 patronów Pol
ski, i w dziejach jej stanowi epokę. W yp ad a więc obszerniej pow iedzieć o nim.
S. W ojciech u ro d z ił się w C zechach na pogra niczu k raju polskiego, z wielkiój familii lechickiój. O jciec jego był hrabią,, a m atka pokrewną, k siążąt panujących; rodzina ta m iała liczne stosunki po winowactwa s Polakam i. W dzieciństw ie jeszcze przeznaczony do stanu duchow nego, oddany by ł na nauki do Niemiec, zw iedził potem F ran cy ą, W ło chy, i za powrotem do Czech był naprzód subdya- konem , późniój zo stał biskupem w P rad ze. L u d p rz y ją ł g ° z uniesieniem ; podobało się mu bowiem, że m ów ił dobrze po słow iańsku i u k ład ał naw et poezye w tym języku. M ożniejsi także, rów nie ja k gmin, cenili jego^ łagodność i m iłosierdzie. A le w krótce ze b rała się przeciw niemu straszna b urza. W p ro w ad za ł nowy obyczaj, zap rasz ał do swego stołu każdego chrześcianina bez w zględu na jego dostojeństw o, pow staw ał przeciw handlow i niewol nikam i, gdyż Żydzi natenczas w C zechach i w P o l sce kupowali i przedaw ali niewolników, chciał wy tępić wielożeństwo. To w szystko rozdrażniło P r a żan, w ygnali biskupa. Znowu przyw ołany i znowu prześladow any, tylko co nie p ad ł ofiarą gw ałtow ne go rokoszu: m ieszkanie jeg o spalono i kilku braci zamordowano. P o uśm ierzeniu się zawziętości, j e szcze raz ujm owany obietnicami, niechciał już sp ra wować rządów swojój dyecezyi, w olał idąc za p o wołaniem , k tóre czuł oddawna, udać się na apostol stwo. W tym celu p rzy b y ł do G niezna na dw ór B o lesław a W ielkiego i ośw iadczył mu zam iar naw ra cania plem ion litew sko-pruskich, niebespiecznych sąsiadów P olski. P rzy jęty najmilej przez m onarchę polskiego, pośw ięcił kilka lat nauce mowy i
oby-Czajów ludu, którem u m iał opow iadać Słowo Boże, potem w tow arzystw ie dwóch księży puścił sięW i- słą do G dańska, a stam tąd do P ru s s W schodnich. P ru s a c y zrazu nie stawili mu oporu, ale kiedy j e dnej nocy odw ażył się zajść w gaj poświęcony bo gom, i odpraw ić w nim m szę n a znak objęcia w po siadłość C hrystusow ą tego p rzy b y tk u pogaństw a, kapłani miejscowi w padli nań i zam ordowali. B o lesław W ielki w ykupił ciało b iskupa i złożył je w Gnieźnie. W ieść o zgonie m ęczennika i o cu dach przy jego grobie, roschodząc się po całóm chrześciaństw ie, poczęła ściągać licznych pielgrzy mów do Gniezna. O tton I I I , człow iek pobożny, szczery i dobry, który zn a łz b lisk a i kochał S.W oj- ciecha, będąc natenczas w wojnie z m onarchą pol skim, zaw arł umyślnie pokój, aby m ógł odwiedzić ciało dawnego przyjaciela. P rzybyw szy w świetnym orszaku do Poznania, stam tąd szedł boso do G n ie zna. P rzy jęty wspaniale przez Bolesław a, zd jął z głow y swojej koronę cesarską i w kładając mu na skronie obw ołał go królem. D otąd panujący polscy mieli tylko ty tu ł książąt, od tego czasu poczyna się h istorya chrześciańskiego królestw a polskiego. R a zem s tytułem króla, udzielił cesarz B olesław ow i w ięlkich przywilejów politycznych i religijnych, d ał mu zupełną w ładzę stanow ienia biskupstw i z a rządzania sprawam i adm inistracyjnem i kościoła
W swoim kraju, co papieże ledwo swoim cesarzom czynić dozwalali.
T ak tedy ognisko państw a polskiego, będące d a wniej za granicą, w Niem czech, w M agdeburgu, przeniosło się teraz wewnątrz kraju. P o lsk a m iała ju ż stolicę polityczną, bo m iała stolicę religijną, a w owój epoce stolica religijna b y ła punktem śro d
kowym jedności politycznej. S. W ojciech d ał P o l sce koronę królew ską, w skazał jej gdzie praw dzi wie pow inna była kierow ać oręż zdobyw czy, i n ad to jeszcze zostaw ił pom nik poetycki posiadany do dziś dnia. Nie tylko Polacy, ale i Czesi nie mają daw niejszego, któregoby autor był wiadomy. J e s t to hym n wojenny ułożony przez niego, któ ry P o la cy mieli zwyczaj śpiew ać przed każdą bitwą aż do wieku X V lg o , do czasu kiedy P o lsk a przestała podbijać.
P rzytoczym y tutaj kilka w ierszy tej pieśni sła- wnój, tylekroć wzmiankowanej i pow tarzanej przez historyków polskich. Zapew ne będzie się zdaw ało dziwnie, nie widzieć w niej nic podobnego do d zi siejszych śpiewów wojennych; brzmi ona raczój jak o p rosta i pobożna prośba do Najświętszej P a n
ny. Oto je s t jej początek:
Bogarodzica Dziewica, Bogiem sławiona, Marya, u Twego Syna hospodyna Matko zwolona,
Marya, ziści nam, spuści nam Kyrye elejson Twego Syna Chrzciciela zbożny czas.
U słysz głosy, napełnij myśli człowiecze. Słysz modlitwę, jenże Cię prosimy.
Nieco dalej mówi:
Adamie, ty Boży kmieciu T y siedzisz u Boga w wieciu,
(Porównanie wzięte z dawnego porządku społecznego Słowian)
Domieść nas swe dzieci gdzie królują Anieli: Tam radość, tam miłość, tam widzenie
Twórca Anielskie bez końca: Tu się nam zjawiło djable potępienie.
Nakoniec pieśń zam yka się przygotow aniem się na śm ierć i modlitwą,:
Już nam czas, godzina grzechów się kajaci, Bogu chwała daci,
Ze wszemi siłami Boga miłowaci. Marya Dziewica, proś Syna swego, Króla Niebieskiego,
A by nas uchował ode wszego złego. W szyscy Święci proście:
Nas grzesznych wspomóżcie: Byśmy z Wami przybyli, Jezu Chrysta chwalili.
Tegoż nas domieści, Jezu Chryste miły, Byśmy s Tobą byli,
Gdzie się nam radują już Niebieskie siły. Amen, amen, amen, amen,
Amen, amen, amen, tak B óg daj, Byśmy poszli wszyscy w Baj, Gdzie królują Anieli.
W o łan ie śmierci przebija gję głÓAvnie w tych sło wach m ęczennika, k tó ry krw ią swoją zlał ziemię p o gan sąsiednich Polsce.
K rólow ie polscy nie umieli dosyć pojąć kierunku Wskazywanego im przez apostołów. A postołow ie szli do P ru s s , na L itw ę, na Pom orze, a oni ciągle to usiłow ali podbijać Kuś i Czechy, kraje ju ż o- chrzczone, to m ięszali się w spraw y cesarstw a nie mieckiego. Zdobycze B olesław a W ielkiego
wiek świetne, zostały bezużytecznem i dla P olski. P o sia d a ł on niem al całe Czechy, część W ęg ier i ogrom ną p rzestrze ń ziem słow iańskich między O drą i D nieprem ; po jego śmierci w szakże P o lsk a stra ciła te podboje, kiedy przeciw nie naw rócone kraje p ru ssk ie i litewskie zlały się później z nią w jedno ciało narodow e.
P o tem cośmy powiedzieli o zaw adach u tru d z a jących postęp chrystyanizm u, i o charakterze ina- kszym duchow ieństw a w państw ach położonych obok siebie, łatwo w ytłóm aczyć różnicę, ja k a za chodzi m iędzy kronikarzam i R usi i P olski.
W spom niany ju ż N estor, mnich sam otny w swo- jćj celi, spisuje wypadki bez żadnój myśli i dążno ści politycznej, bez żadnego planu i widoku. K się gę swoję nazw aw szy Powieścią dawnych lat, starał się w niej zachować znikające podania. P o d wzglę dem form y naw et je s t nieukształcony, suchy i cie mny; okresy u niego id ąjed n e po drugich, ja k b y od dzielne w yrażenia nie mające zw iąsku m iędzy sobą. K ied y mówi o klasztorach, o m nichach, o cer kw iach, nie brak mu przedm iotu, rozszerza się nad rzeczą, k tó rą znał dobrze i opow iadał z roskoszą, s przywiązaniem : ale kiedy trzeb a napisać coś o bi twie, zwykle pow iada tylko ja k się skończyła, zwy cięstwem lub klęską; nie chce sądzić czynności mo narchów , rzadko ich chwali, nigdy nie gani. M o żna jed n ak dostrzedz, iż p rag n ąłb y widzieć p o tę żnym i wielkich książąt, bo oni są dla niego uoso bieniem Iiusi, a przew iduje nieszczęścia grożące jej ze strony barbarzyńców .
D la pokazania stylu N estora, przytoczym y kaw a łek jego kroniki.
śmienny, opuściw szy swoję cerkiew, p o szedł nad D n ie p r na górę, gdzie teraz P eczersk i m onastyr stoi, a wówczas był tu wielki las, i w ykopał sobie m ała pieczarę na dwa sążnie głęboką, dokąd cho dził często z B erestow a i m odlił się w cichości. A le gdy w roku 1050 wielki książę Ja ro sła w k az ał go swojem u duchow ieństw u w ybrać na m etropolitę, (d o tąd albowiem p atry a rch a konstantynopolitań ski m etropolitę w ybierał), p ieczara opuszczoną z o stała. K
Dalej kronikarz opisuje założenie k lasztoru i "wzrost m iasta K ijow a około pieczary, k tó ra trw a do dziś dnia i zaw iera ciała wielu męczenników.
K ijów tedy winien swój początek mnichom, i p a miątki religijne przyw iązane do niego spraw iły, że się stał stolicą Kusi. L u d naw ykły uważać go za główne siedlisko religii, po utw orzeniu sięksięstw a, p ra g n ął to m iasto widzieć potężnem i sławnem. P o dobnie grób S. W ojciecha nadaw ał przez niejaki czas przew agę G nieznu pośród innych m iast P olski.
K ronikarze P olscy, któ rzy ja k G allus, żyli na dw orze swoich panujących, dzielili z nimi niebez pieczeństw a wojenne, m usieli koniecznie różnić się od N estora sposobem opowiadania, formą, stylem. N estor nie miał innych źró d eł i wrzorów, prócz bi zantyńskich. L ite ra tu ra grecka w epoce odłączenia się kościoła wschodniego od powszechnego, u p ad a ła ju ż w samej naw et stolicy państw a, mimo ż e F o - cyusz by ł człowiekiem najuczeńszym swego czasu. Nuś biorąc wiarę chrześciańską z B izancyum , nie m ogła przenieść stam tąd nic więcej tylko tę cząst kę literatury ja k a ożywiła się jeszcze za K om ne-
now. kronikarzach ruskich nie w idać najm niej szego w pływ u na nich klasycznych p isarzy g re c
kicli. P rzeciw n ie łacina w kościele zachodnim była językiem żyjącym i ciągle upraw ianym . A utorow ie polscy i czescy znali C ycerona, W irgiliusza, Ju w e- n alisa i T acyta, starali się ze w szystkich tych dzieł korzystać, przejm ow ać się poezyą, historyą i w y m ową starożytnych: pom ieszali te w szystkie ro d z a je lite ratu ry . Nie mogło naw et być inaczej. W o- w ych czasach pełnych ru ch u i wielkich przed się wzięć politycznych, podobnaż im było obrać sobie za w zór zim nych chronografów greckich, albo n a śladow ać układnych pisarzy rzym skich z epoki ce sarstwa? K ryty cy niesłusznie w yrzucają im mie szaninę różnych stylów; m ieszanina ta zupełnie od pow iada składowi społeczeństw a, pow stającego ze zlewu różnych pierw iastków .
G allus, jak'w spom nieliśm y, praw ie zaw sze zaczy na ro z d ziały od poezyi, opow iada potem potocznie, a kończy m odlitwą albo elegią. D zieło swoje p rzy pisując biskupom polskim , któ rzy się nim opieko wali, tak mówi:
»Jakżebym odw ażył się pchnąć moją w ątłą łódkę na m orze historyi? A le żeglarz może bespiecznie pru ć burzliw e wały, kiedy ma biegłego sternika, k tó ry umie kierow ać statkiem wedle gwiazd i w ia trów . N ie uniknąłbym tu rozbicia się m iędzy Scyl lą i C harybdą, gdyby w asza dobrotliw ość nie w spar ła mię pom ocą swych wioseł. T eraz nie^ lękam się ju ż puścić na niebespieczne szlaki dziejów, kiedy m i przew odniczą b isk u p i, których um ysł rzu ca św iatło jaśniejsze od dziennego.“
P ostrzeżono na p isarzach wieków średnich, że styl łaciński, zadusił w nich wszystko co mieli wła ściwego sobie, narodow ego, i że zawsze tylko j ę zy k ojczysty w yraża uczucia ludu. Tego zarzutu
niem o żn a zrobić Gallusowi; nieraz on gwałci, prze kręca łacinę, żeby wydać w niej co m iał słow iań skiego w duszy, co n asłuchał się s pieśni naro d o wych. Żaden s pisarzy średniow iecznych nie m a żywszej barw y miejscowości. S tarannie opowiada zwyczaje dawne, wywodząc osoby na scenę, kreśli ich w izerunki, opisuje nałogowe giesta, p o ruszen ia głowy, a naw et pow tarza ich żarty. D osyć je s t któ rąkolw iek powieść G allusa porów nać z opow iada niem N estora, lub innego w spółczesnego kro n ik a rz a , żeby w idzieć jego wyższość w tym względzie. O baczm y naprzykład ja k mówi o wojnie Polaków z Niemcami. C esarz O tton w kroczył by ł do P olsk i z wojskiem licznem, wyćwiczonem i karnem . P o la cy nie mogąc w ydać mu bitw y walnej, starali się podjazdam i niepokoić, męczyć i niszczyć n iep rz y jaciela. G allus w ybornie opowiada te dorywcze
harce.
„B olesław — mówi— trzym ał się cesarza niem ie ckiego, ja k b y tow arzysz podróży. S koro gdzie ce sarz stanął obozem, zaraz i książę polski staw ał obok niego; wszędzie dokąd się cesarz obrócił, b y ł pew ien spotkać się s księciem polskim oko w oko. K rą ż y ł on jak wilk koło wojska O ttona i codzień z łap a ł kilku Niemców. Niemcy tak go się lękali, że ju ż nie było u nich nic innego na myśli, tylko B o
lesław, nie mieli nic innego na języ k u tylko B ole sław a. P rzechodząc lada koło za ro śli, lada koło krzaku, mówili je d e n do drugiego: B olesław tam siedzi!“
G allus w tem m iejscu dodaje nawet żarty, które opuścić m usimy, a dalej tak rzecz prow adzi:
„C esarz znękany, nie w idząc sposobu jak b y w y b rnąć s tej wojny p ośród lasów, bagien i trzęsaw ic,
p o śró d m uch kolących i strz a ł licznych ja k m uchy, i chłopow dokuczliwych ja k m uchy i strzały, m u siał zaw rzeć pokój s królem polskim .“
. W szystkie te zalety p isarza sam odzielnego wi nien G allus chrześciaństw uroskrzew ionem u w P o l sce- A ry sto k racy a m iała ju ż charakter w łaściw y sobie; wielkie figury szlachty zjaw iły się ju ż na scenie dziejów, staw iąc niekiedy groźne czoło k ró lowi. Je d e n s takich ludzi, nazwiskiem S ieciech, ktorego z J u g u rtą porównywa, zajm uje sprawam i s\\ emi kilka rozdziałów . G allus m usi już daw ać swoje zdanie o stosunkach poddanych s panujący mi, oceniać ch arak ter królów. Nie przem ilcza ja k .¡Nestor ich postępków m oralnych, ale je potępia lub chwali, wedle swoich w yobrażeń religijnych i poli tycznych. B oh ater jego Bolesław, kazał zabić swe go b ia ta pobocznego, któ ry by ł ciągłym burzycie lem pokoju: zwyciężony, wygnany s kraju, w racał znow u i w szczynał wojnę. Gallus je d n a k mówi: » Vlamże uspraw iedliw iać Bolesława? bynajm niej.“ A e obok tego stara się złagodzić winę, przypom i nając w ykroczenia zabitego i dodaje: „W idzieliśm y za naszego pana, widzieliśmy ja k cały osypany po piołem , ję c z a ł w ro spaczy.“ P otem wylicza dobre
jego uczynki, którem i chciał okupić zbrodnię, fUn_
uacye klasztorów , pielgrzym ki pokutnicze i t. d. i. o pokazuje ju ż bardzo rozw inione uczucie mo ralne w narodzie polskim, a przynajm niej w jeo-o klassie panującej natenczas, w stanie ^ rycerskim . 1 odobnie ja k zabójstw o biskupa Stanisław a było ostatm em zabójstwem politycznem , tak też p o stę pek K rzyw oustego nie m iał naśladow ców w ieo-o
N ig d y odtąd his.t017 a P d s k a nie stawi
kró-la w interesie dynastycznym ; opinia tak ju ż była ukształcona i rozw inięta.
A le co najbardziej nasz historyk lubi opowiadać, to biesiady, łowy, obozowania, w ypadki wojenne, hojność królew ską, obfitość złota i srebra, którego ja k mówi było tak wiele, że zrzucano je na kupy jak siano.
R óżnica m iędzy G allusem a N estorem okaże się jeszcze lepiój, kiedy ich postawim y obok h istory
ków spółczesnych, obok D ytm ara M ersburskiego, sławnego kronikarza niemieckiego, albo obok K o- zm asa s P rag i.
D y tm ar dawniejszy od N estora, pochodził s fa milii możnój, by ł synem grafa S iegfrieda von W a l- bek, znakom itego pana saskiego. Zostaw szy bisku pem w M ersb u rg u , p isał pam iętniki swojego czasu, w których objął dzieje czeskie i polskie. Ale D y tm ar z rodu germ ańskiego, skłonnego do entuzya- zm u i religijności, m a przedew szystkiem na w ido ku kościół, je st historykiem kościoła katolickiego i swojego biskupstw a. B ędąc wysoce bezstronnym , gani często cesarza chociaż ten był jego protekto rem i nawet krewnym ; podobnie ja k G allus nie przepuścił nigdy swemu panu, swemu bohaterowi, ilekroć działał przeciw dobru kościoła. H istorycy noAvożytni nie umieli ocenić tej bezstronności, i o- skarżają D ytm ara, że czernił królów czeskiego i polskiego, a okazał się niewdzięcznym cesarzowi. N ie był on wcale ani potw arcą, ani niew dzięczni kiem, tylko oddanym całkiem spraw ie katolicyzm u. K ażd ą z ośmiu ksiąg swojej kroniki poczyna D y tm ar od modlitwy, lubi nadew szystko zapisyw ać dobre uczynki, rzadko mowi o bitw ach, a kończy zawsze narzekaniem na w łasną ułom ność, wyznaje
swoje przyw ary i występki; pisząc jed y n ie dla k la sztorów , prosi w nagrodę tej pracy o m odły za je go duszę. W zniosłością widoków, siłą i zapałem , góruje on n ad N estorem i Gallusem .