’86
Zaproszenie na bal MK PZKO Czeski Cieszyn-Centrum przyjęła chętnie, w końcu z Biel
ska, gdzie mieszka, to niedaleko. Miała być jedną z trzech atrakcji balu obok piosenkarzy Andrzeja Rosiewicza i Renaty Danel. Oto ona, sympatyczna, bardzo wysoka blondynka o szaroniebieskich oczach — Renata Fatla, najpiękniejsza Polka anno Domini 1986.
— Czy je st pani bielszczanką z urodzenia ? Nie, urodziłam się w Krakowie, ale od siedmiu lat mieszkam z rodzicami w Biel
sku.
— A czy czuje się pani w jakiś sposób związana z tym regionem, bo to je st również ten sam Śląsk Cieszyński?
Tak, jestem z tym terenem związana może z tego względu, że mój ojciec po
chodzi z tych stron i bardzo często odwie
dzaliśmy jego rodzinę. Dzięki temu zresztą w ogóle zamieszkaliśmy w Bielsku i te sie
dem lat zrobiło swoje.
— Wiem, że kończy pani szkolę średnią.
Niedawno oglądaliśmy serię pani zdjęć w Te- leexpresie, który przypomniał, że szykuje się pani do mat ur y. . .
To już piąta klasa liceum sztuk plastycz
nych w Bielsku. Ostatnia. W kwietniu już są egzaminy maturalne, 13 kwietnia pierwsze, a następne 10 maja. W maju kończy się rok szkolny. W szkole wybrałam kierunek: tka
nina artystyczna.
— A co później, po maturze ?
Mam zamiar startować na studia na Aka
demię Sztuk Pięknych do Krakowa, a być może do Torunia, jeszcze nie mogę się zdecydować na jedno z tych miast. Nie wia
domo jeszcze, czy od razu po maturze zde
cyduję się na studia. Może konieczny będzie rok przerwy, by nadrobić zaległości z zakresu malarstwa. Zdając na uczelnię plastyczną trzeba wykazać się sporym kompletem własnych prac, a to najtrudniej nadrobić. Może więc przez następny rok będę się przygotowywać do egzaminów w domu.
— Czyli nie marzy pani o karierze aktorki albo o innym zawodzie związanym z pani prezencją ?
Bezpośrednio związane z moim tytułem jest to, że mogłam pokazywać modę. Bar
dzo lubię to robić i o ile będę miała jakieś tego typu propozycje, to chętnie z nich skorzystam.
— Czy kreacje, które pani prezentuje, są szyte specjalnie dla pani, czy ubierają panią polskie domy mody ?
[6]
Przez cały rok ubierała mnie firma ,, Queen of Saba“ z Austrii. To ta sama wie
deńska firma, która ubierała kandydatki ostatniego konkursu Miss Polonia. Firma ta przysłała mi całe komplety — jesienne, zimowe, wiosenne itd. i żadnych rzeczy nie muszę kupować. A polskie firmy to jeszcze uzupełniają.
- Kto panią zgłosił do konkursu, czy pani sama startowała ?
Nie, to nie była moja inicjatywa. Zaczęło się od tego, że od dwóch lat z moim młod
szym kolegą organizujemy w naszej szkole pokaz mody. W tamtym roku zorganizowa
liśmy konkurs miss naszej szkoły i udało m i się wygrać. Później kolega zdjęcia rekla
mowe, które robiłam kilka lat temu, wysłał do „Ekspresu Wieczornego“, przy którym jest biuro Miss Polonia. Na podstawie tych zdjęć zostałam zakwalifikowana do kon
kursu. Są dwie drogi, jak trafić do konkur
su, albo przez zdjęcia, albo przez startowa
nie w konkursach regionalnych, w ramach województw. Ja startowałam przez zdjęcia.
Wcześniej nawet nie wiedziałam, że kolega je wysłał. To on sam napisał list, wysłał zdjęcia, podał moje wymiary, opisał zainte
resowania. Byłam kompletnie zaskoczona, kiedy otrzymałam zaproszenie z Warsza
wy. Pozostały zaledwie cztery dni do wy
jazdu, a ja byłam zupełnie nieprzygotowa
na. Kolega wszystko załatwił i w końcu pojechał ze mną do Warszawy, gdzie 9 marca zebrało się ponad 100 dziewcząt.
Absolutnie nie widziałam siebie w finale.
Tato mówił do mnie: „Renata, nie startuj, bo odpadniesz w przedbiegach. Po co będziesz sobie szarpać nerwy“. Udało mi się jednak zakwalifikować do półfinałów, do liczby 28 dziewcząt. Te półfinały odbyły się w Krakowie, a później 2 sierpnia był fi
nał w Sopocie. I tak się to zaczęło.
- Jak to wszystko wpłynęło na pani życie ? Czy to, że je st pani nosicielką tego tytułu, po
maga pani w nauce albo trochę przeszka
dza?
fot. PIOTR WOJOCZEK [7]
Na pewno wielkim minusem jest to, że ciągle wyjeżdżam i mam wiele zaległości.
To odbywa się kosztem mojego zdrowia i czasu. Kiedy wracam z jakichś wojaży, to dwa, trzy tygodnie siedzę nocami i nadra
biam braki. Jest to więc pewną przeszkodą.
- Jak reaguje pani na zaczepianie na uli
cy, wypływające z pani popularności ? Na początku to dla mnie było szokujące, wstydziłam się w ogóle wychodzić, bo wszyscy mnie oglądali i mierzyli. Teraz już się przyzwyczaiłam I nie zwracam na to uwagi. Tylko mama, jak idzie ze mną po mieście, to się śmieje: „Oni na ciebie pa
trzą i mówią — patrz, miska idzie. “
- Czy poznają panią na ulicy również poza Bielskiem w innych miastach Polski?
Tak, szczególnie w Katowicach i Warsza
wie.
— Ile mierzy najpiękniejsza Polka roku 1986?
Mam 178 cm wzrostu.
— Czy wzrost je st czynnikiem decydują
cym o wyborze, bo o ile zauważyłam, to wszystkie kandydatki byiy właśnie bardzo wysokimi dziewczynami. Czyżby niższe ko
biety nie miały szans?
Tak, u nas w Polsce wybiera się zazwy
czaj dziewczyny wysokie, ponieważ na międzynarodowych konkursach piękności przede wszystkim liczy się wzrost. Chociaż w tym roku było ogólne zaskoczenie, bo Miss Świata ma zaledwie 167 cm.
- Co pani robi, kiedy zaprasza panią do tańca mężczyzna o wiele niższy?
Nigdy nie odmawiam. Nie czuję się skrępowana, może on tak.
— Wiadomo, że w konkursach piękności prócz urody trzeba wykazać się również inteligencją, wdziękiem itd. Wydaje m i się jednak, że walory zewnętrzne są decydujące.
Co pani o tym sądzi?
Tak, oczywiście, na pewno przede wszystkim liczy się pierwsze wrażenie wizualne, to, jak dziewczyna wygląda.
I niekoniecznie musi mieć idealne wymiary,
tyle samo w biuście i w biodrach.
— Czy można przy okazji zapytać o pani wymiary?
Proszę bardzo: w biodrach mam 94 cm, w pasie 64, a w biuście 84.
— Może przypomina pani sobie jakieś cie
kawe lub komiczne zdarzenie związane z wy
borami Miss Polonia ?
Jest taka jedna śmieszna historia. Od kil
ku lat konkursem, a właściwie dziewczęta
mi, które wygrywają, interesuje się pewna pani, która mieszka w Rudzie Śląskiej, ma syna i koniecznie chce go wyswatać za jed ną z Miss. Do mnie np. napisała list, wypy
tywała o mnie w szkole, dzwoniła. Dzwoniła także do poprzedniej Miss, twierdziła, że są majętną rodziną, syn ma 30 lat, jest den
tystą, obiecywała mi, że będę traktowana jak królowa, dosłownie noszona na rękach, tylko żebym za niego wyszła za mąż. Do Kaśki Zawidzkiej, Miss Polonia ’85, przyje
chała z pełną walizką mięsa, ponieważ pra
cuje w sklepie wędliniarskim, i tę walizkę przede wszystkim nie wolno mi wyjść przez rok za mąż i nie mogę urodzić dziecka.
W przeciwnym wypadku odebrano by mi tytuł. Jeśli chodzi o reprezentowanie, to mam obowiązek brać udział w różnych im
prezach państwowych, wręczaniu nagród, tak jak ostatnio Wiktorów, i innych. Po złożeniu korony i po wyborze nowej miss, co nastąpi w lipcu br., ja nadal zatrzymuję tytuł Miss Polonia '86, tak jak moje po
przedniczki. Wtedy jednak zakończą się moje obowiązki reprezentacyjne. Jest jed nak taka możliwość, że po zakończeniu mojej kadencji będę otrzymywała jakieś propozycje reklamowe, jak np. teraz Miss
’85 reklamuje biżuterię.
[8]
- Wybór na najpiękniejszą Polkę wpłynął na pani życie osobiste. Czy w jakim ś stopniu fakt ten zaważył na pani osobowości,czy wi
dzi pani jakieś zmiany ?
Wydaje mi się, że przybyto mi jakiejś wewnętrznej odwagi, pewności i wiary w siebie. Wcześniej może nie zwracałam uwagi na urodę, teraz się wszystko ułożyło inaczej.
- Często wyjeżdża pani za granicę; jakie kraje pani ju ż odwiedziła jako Miss Polonia ?
Byłam w Japonii, Francji, Anglii i w Ma
cao (koło Chin, w pobliżu Hong-Kongu) ja ko reprezentantka Polski na międzynaro
dowych konkursach piękności. Wyniki bywały różne, jako że jest tam taka zasada, że prócz ogólnej noty sędziów na konkur
sie typują swoją własną listę również naj
popularniejsze gazety, wychodzące w da
nym państwie. Np. w Londynie nie dostałam się do pierwszej piętnastki same
go konkursu, za to na liście ogłoszonej w tamtejszej gazecie byłam w pierwszej dziesiątce. Oceny więc są niejednoznaczne i nie wiadomo, którą traktować poważnie.
- Kto inwestuje w te zagraniczne wojaże ?
Koszty moich wyjazdów pokrywają orga
nizatorzy konkursu międzynarodowego.
Nawet nasze biuro Miss Polonia nie dopła
ca do moich podróży.
— Czy pani uroda je st wyłącznie darem na
tury, czy też może używa pani jakichś spec
jalnych kosmetyków, stosuje godne polece
nia diety?
Wielokrotnie już do mnie pisano i dzwo
niono w tej sprawie. Mówię wszystkim, bo tak jest naprawdę, że dosłownie jem kilo
gramami jabłka i to codziennie. Nigdy w życiu się nie malowałam, dopiero teraz, kiedy zmuszają mnie do tego obowiązki wypływające z tytułu, robię makijaż.
Wierzymy, a jabłka gorąco polecamy wszystkim naszym dziewczynom, bo jak śpiewa Andrzej Rosiewicz, którego nieste
ty zabrakło na Balu Cieszyńskim, „najwię
cej witaminy mają polskie dziewczyny“.
Renacie Fatla życzymy samych piątek przy maturze i zdania egzaminów na wymarzo
ne studia!
Rozmawiała: MARIA GRZEGORZ
fot. ZOFIA NASIEROWSKA [ 9 ]
spotkanie 3.
TAŃCZĄCY PEDAGOG
Na trzecie spotkanie umówiłam się, jakże mogłoby być w marcu inaczej, z kobietą, jedną z wie
lotysięcznej rzeszy członkiń PZKO. Wspólnym mianownikiem tego cyklu je st to, że prezentuje
my w nim ludzi trzydziestoparoletnich lub tych, którzy są rówieśnikami Zwązku, a więc przed
stawicieli generacji, która ju ż ułożyła sobie swoje życie zawodowe.
Z Marią Podzemną, wicedyrektorką PSP w Bystrzycy, spotkałam się przed gmachem Teatru im. Zdeńka Nejedlego w Ostrawie.
Mamy dla siebie dwie godziny czasu, tak dłu
go trwać będzie lekcja jej młodszej córeczki w przygotowawczej szkole baletowej. Dzie
więcioletnia Dagmar połknęła bowiem „b a k cyla tanecznego“ swych rodziców, na szczęście dla niej — w lepszych czasach.
Równocześnie wraz z siostrą, trzynastoletnią Tamarą, tańczy w zespole Rytmika.
— Kiedy byłam dzieckiem, to nawet nie marzyłam o szkole baletowej, nie było po pro
stu okazji. Pasjonowała mnie wtedy poezja i literatura w ogóle. A historia z tańcem roz
poczęła się dopiero w czasie moich studiów na Fakultecie Pedagogicznym w Ostrawie, kiedy zaczęłam uczęszczać do „G órnika“ ja
ko tancerka. Tak się zapaliłam do tej pracy, że tańczyłam 20 lat.
— Skończyła pani niedawno, bo w grudniu ubiegłego roku, ale mąż został.
— Tak, choć jesteśmy mieszanym małżeństwem, bo mąż jest z pochodzenia Czechem, wciągnęłam go do zespołu, i przez te lata tańczyliśmy razem. Skorzysta
liśmy nawet z możliwości dokształcenia się w tym kierunku i w r. 1986 absolwowaliśmy Konserwatorium Ludowe w Ostrawie pod kie
rownictwem prof. Kyselej. Mąż w ubiegłym
roku ukończył także trzyletnie studium choreografów w Lublinie i teraz pozostając w Górniku prowadzi grupę młodych tancerzy.
— Pani zaś swe doświadczenia taneczne przeniosła aż do Bystrzycy, na teren swej działalności pedagogicznej, kierując szkol
nym zespołem tanecznym ,.Łączka“ .
— Tak, miałam to szczęście otrzymać w ro
ku 1966 swoją pierwszą posadę w Bystrzycy, w szkole, która posiada bogate tradycje. Szkoła nasza od lat szczyci się bardzo dobrą kadrą pedagogiczną z poczu
ciem odpowiedzialności, obowiązku i zaan- gażownia społecznego. Tak się złożyło, że wytrwałam tu aż do dziś.
— Czy trudno było dziewczynie z miasta przyzwyczaić się do pracy na wsi?
— W Bystrzycy od razu mi się spodobało. dziadkowie, z którymi zazwyczaj mieszkają, i którzy zachowują jeszcze pewne tradycje rodzinne. To ma wielkie znaczenie zwłaszcza tam, gdzie rodzice nie mają zbyt wiele czasu dla swych dzieci.
— Pani aprobacja to język polski i język czeski. Jak radzą sobie dzieci z językiem oj
czystym na terenie mieszanym narodo
wościowo ?
— Na drugim stopniu uczymy języka pol
skiego 4 godziny tygodniowo, dwie lekcje gramatyki, jedną literatury i jedną stylistyki.
Te dzieci, które mają możliwość rozmawiania w domu z rodzicami po polsku, nie mają problemów z posługiwaniem się poprawną polszczyzną. Mniej więcej połowa ma nale
ciałości gwarowe, do tego jeszcze wpływ śro
dowiska. Zauważyłam jednak podczas poby
tu z „Łączką“ na Światowym Festiwalu Polonijnych Zespołów Folklorystycznych w Rzeszowie, że wystarczyło kilka dni prze
bywania w środowisku polskim i dzieci tak się osłuchały, że mówiły pięknym językiem. Wiel
ka szkoda więc, że kontakty z Polską się ur
wały.
— Czego dzieci uczą się chętniej: gramaty
ki czy literatury?
— Najchętniej przyjmowana jest chyba lite
ratura, zwłaszcza wtedy, gdy nauczyciele nie bazują na życiorysach pisarzy, a starają się zainteresować uczniów wprost ciekawymi fragmentami ich twórczości. Staramy się też urozmaicać lekcje korzystając z płyt z nagra
niami utworów literackich, ale niestety są to już wszystko rzeczy stare, z tych czasów jeszcze, kiedy otrzymywaliśmy z Polski po
moce naukowe. Według nowej koncepcji bardzo interesująco opracowana jest również stylistyka.
— A gramatyka ?
— Ja bardzo lubię uczyć gramatyki i twierdzę, że też można jej uczyć ciekawie.
— Do obowiązków polonisty należy również przygotowanie uczniów do pezetkaowskich konkursów recytacji, konkursów czytelni
czych. Czy uczniowe chętnie podejmują tę dodatkową pracę?
— Jest grupa uczniów, która bierze udział we wszystkich konkursach, w tym również języka rosyjskiego, czy nawet akcjach spor
towych. Ale chciałabym tu poruszyć jedną ważną sprawę: przygotowania do konkursów odbywają się po lekcjach, a często te impre
zy są źle rozplanowane czasowo i uczniowie bywają potem przeciążeni.
— Jakie ma pani doświadczenia z naucza
niem języka czeskiego ?
— W klasach od 5—8 jest tyle samo lekcji języka czeskiego co polskiego. Staramy się, by dzieci opanowały go bardzo dobrze, bo jedna trzecia z nich po skończeniu szkoły podstawowej kontynuuje naukę w zawodo
wych czy średnich szkołach czeskich. W kla
sie ósmej np. organizujemy douczanie dla tych, którzy idą na studia, i pracujemy z nimi indywidualnie. Podsumowując to w ciągu os
tatnich lat wyniki egzaminów wstępnych wy
kazują, że dzieci nie mają z językiem czes
kim problemów. Oczywiście są wyjątki.
[11 ]
— Krąży taka opinia, że nauczyciele spędzają dziś więcej czasu na zebraniach niż w klasach ?
— Jest w tym twierdzeniu dużo przesady, ale rzeczywiście bywają okresy, kiedy nagro
madzi się tych zebrań dużo. Mnie się wydaje, że niektóre te szkolenia się dublują. Uczest
niczymy w akcjach organizowanych przez KPÜ (Krajsky pedagogicky üstav) i przez OPS (Okresni pedagogicke stfedisko) i w nie
jednym wypadku tematyka się powtarza. Sy
tuacja by się na pewno poprawiła, gdyby udało się jakoś skorygować te sprawy. Do
datkowa komplikacja to sprawa dojazdów na szkolenia. Odbywają się one często we Fryd- ku i nauczyciel wyjeżdża z Bystrzycy przy dotyczących nauczania według nowej kon
cepcji. Teraz są to szkolenia dokształcające, w celu zapoznania się z nowościami w da
nym dziale aprobacji. Przede wszyskim kon
centruje się teraz uwagę na elektronizację.
— Realizujecie ją u was w szkole ?
— Trudno realizować, bo nie ma do tego środków. Na razie wprowadzamy tylko pier
wiastki elektronizacji dzięki kilku kalkulato
rom, innych możliwości nie mamy.
— Jakimi pomocami naukowymi dysponu
jecie ?
— Mamy dużo pomocy naukowych — apa
raty projekcyjne, diaprojektory, epireksy, rzutniki, magnetofony, adaptery, telewizory, mikroskopy, komplety demonstracyjne do na
uczania mechaniki, elektrotechniki, biologii itp. Największy problem jest z ulokowaniem
wych, przenosząc je z miejsca na miejsce.
— Z 25-osobowego grona nauczycielskie
go w Bystrzycy je s t tylko dwu mężczyzn.
Trochę za bardzo je s t chyba szkolnictwo sfe
minizowane ?
Konkretnie niedawno mieliśmy okazję to stwierdzić. Przyszedł do nas młody nauczy
ciel na praktykę — dzieci go dosłownie wchła
niały.
— Trzeci rok pełni pani funkcję wicedyrek
tora szkoły. Czy przysporzyło to pani pracy?
— Teraz już się wdrożyłam, ale jest to na
wał pracy. Jest dużo pracy administracyjnej, telefony, które wstrzymują mnie na drodze do klasy itd. Wolę także nie wydawać poleceń na piśmie, a raczej dużo rozmawiać z nauczy
cielami. Staram się również poszerzyć współ
pracę szkoły z rodzicami, bo to jest bardzo ważne.
— Ale chyba właśnie w Bystrzycy nie trze
ba narzekać na tę współpracę ze strony ro
dziców. Miałam okazję widzieć ich w akcji przed Zjazdem Gwiaździstym parę lat temu.
— Nasi rodzice naprawdę chętnie poma
gają. Komisja sportowa ma tu swoje tradycje i wiele dla szkoły zrobiła. Ale rodzice udzie
lają pomocy nie tylko w sporcie. Przed wyjaz
dem „Łączki“ do Rzeszowa były prezes pan Wicherek zmobilizował mamusie i sporzą
dzono nowe stroje, w których dzieci prezen
towały się na festiwalu.
— Prezentowały się znakomicie zresztą nie tylko dzięki strojom! W ja ki sposób przeniosła pani swój zapal do tańca na dzieci 7
— Wzorem dla mnie była nauczycielka Wa- łachowa, która rozpoczęła tę pracę. Ja przejęłam zespół od niej i jestem kierownicz
ką już ponad 10 lat. Obecnie w „Łączce“
tańczą dzieci w wieku od 9—14 lat. Próby ma
my dwie godziny tygodniowo. Dosyć wielką wagę przywiązuję do zaprawy tanecznej.
[ 1 2 ]
Uważam, że w folklorze trzeba opanować podstawy techniki tanecznej, choć niektórzy twierdzą, że w tańcach góralskich nie jest to potrzebne.
— Czy przy opracowywaniu programu radzi się pani swojego męża ?
— Tak, mąż pomaga mi. Na przykład dzięki niemu w Rzeszowie dzieci prezentowały się z tańcami lubelskimi. Ja nie mam w tym za
kresie doświadczeń. Jeżeli chodzi o folklor góralski, to radzę się z koleżankami, ze star
szymi ludźmi, często odwiedzałam nieżyjącą już panią Milerską, korzystam z rad i wiado
mości pani Kupcowej. Teraz przygotowujemy blok plenerowy na 40 par, z którym zapre
zentujemy się na Festiwalu PZKO.
— Od trzech l a t ,,Łączka" jakby kontynuo
wała swą działalność w szeregach PZKO?
— Na razie jest to zespół bez nazwy.
Chcieliśmy z mężem po prostu dać możli
wość kontynuowania absolwentom „Łączki“
pracy tanecznej. Teraz dzieci, które kończą szkołę podstawową, przechodzą do zespołu
pezetkaowskiego. W tym roku ósmacy pra
wie w komplecie zasilili zespół pezetkaowski.
Nie wątpię w to, że jest to wynik udziału
„Łączki“ w festiwalu w Rzeszowie. Atmosfe
ra tych festiwali jest bowiem niepowtarzalna, wyczuwałam ją jako tancerka Górnika, wy
czuły ją i dzieci.
— Czego mogę życzyć pani z okazji Dnia Nauczyciela, co panią najbardziej cieszy w pracy pedagogicznej?
— Nauczyciela najbardziej chyba cieszy to, jeśli pod koniec roku stwierdzi, że dzieci opa
nowały materiał, że je czegoś nauczył. Cie
szą zdane przez uczniów egzaminy wstępne, spotkania z byłymi wychowankami, którzy zgłaszają się do nauczyciela i tak jakoś z ser
cem wspominają lata szkolne — to jest na
prawdę bardzo miłe. Mnie osobiście cieszy bardzo również i to, jeżeli uda mi się w dzieci wpoić nie tylko wiedzę, ale równocześnie za
pał do pracy społecznej.
ELŻBIETA WANIA
fot. EDMUND KtJONKA
[ 1 4 ]
I X B A L G Ó R O L S K I
10. 1. w Domu Kultury PZKO w Mostach k. Jabłonkowa od
był się IX „Bal Górolski“.
Przed „Balem“, który tym różni się od innych imprez te
go typu, że wszystkich jego uczestników obowiązują stroje ludowe naszego regio
nu oraz tym, że popularyzuje nasz folklor i ludowy sposób zabawy, odbyło się Semina
rium Folklorystyczne. W se
minarium, które prowadził Mariusz Wałach, udział wzięli m. in. dr D. Kadłubiec, prezes Sekcji Folklorystycznej, Wła
dysław Niedoba — „Jura spod Grónia“, dr Jaromir Gelnar, redaktor Rozgłośni Ostrawskiej Radia Czecho
słowackiego. Zaprezento
wały się także zespoły ludo
we, które przygrywały później w czasie „Balu“. Re
gion cieszyński reprezento
wała kapela „Olzy“ pod kie
rownictwem H. Chmielą, zaś jabłonkowskie Podbeskidzie zespół gospodarzy - kapela
„Góroli“. Był zespół ludowy z Istebnej, prowadzony przez K. Urbasia z gajdoszami, zdobywcami nagród w kon
kursach ogólnopolskich - Zbigniewem Wałachem i Jó
zefem Kawulokiem, oraz ze
spół górali czadeckich ze Skalitego. Z Żywiecczyzny przyjechali Jacek Kotarba - skrzypce i śpiew, oraz gaj- dosz z Ciśca, zwycięzca ogólnopolskiego konkursu w grze na unikalnych instru
mentach ludowych - Cze
sław Węglorz. Z Krakowa przybył studencki zespół
sław Węglorz. Z Krakowa przybył studencki zespół