• Nie Znaleziono Wyników

MOWA O PRZYJAŹNI

W dokumencie Zwrot, R. 39 (1987), Nry 1-12 (Stron 171-176)

Głos Ludu, pismo dla ludu pracującego na Śląsku, z czwartku 13 marca 1947 r.

publikuje tekst układu o przyjaźni i wzajemnej pomocy pomiędzy Czechosło­

wacją i Polską, a zaraz pod nim Protokół — załącznik do układu o przyjaźni i wza­

jem nej pomocy między Rzeczpospolitą Polską i Republiką Czechosłowacką:

Wysokie umawiające się strony w przekonaniu, że trwała przyjaźń wymaga uregu­

lowania wszystkich spraw, będących w zawieszeniu między dwoma krajami, są zgodne z tym, że rozstrzygną na podstawie wzajemnej zgody nie później niż w ciągu dwu lat, licząc od dnia podpisania układu przyjaźni i wzajemnej pomocy, wszystkie kwestie terytorialne, istniejące obecnie między obydwoma krajami.

Że mając na uwadze potrzebę możliwie najszybszej odbudowy gospodarczej i kul­

turalnej obydwu krajów, przystąpią w możliwie najkrótszym terminie do zawarcia umów, służących temu celowi.

Że zapewnią Polakom w Czechosłowacji względnie Czechom i Słowakom w Pol­

sce w ramach praworządności i na zasadzie wzajemności, możliwości rozwoju naro­

dowego, politycznego, kulturalnego i gospodarczego (szkoły, stowarzyszenia, spół­

dzielnie na zasadzie jedności spółdzielczości w Polsce względnie w Czechosłowacji).

Sporządzono w Warszawie dnia 10 marca 1947 roku.

Układ podpisali

Z upoważnienia Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Józef Cyrankiewicz, Prezes Rady Ministrów, Zygmunt Modzelewski, Minister spraw zagranicznych

Z upoważnienia Prezydenta Republiki Czechosłowackiej Klement Gottwald, Pre­

zes Rady Ministrów, Jan Masaryk, Minister spraw zagranicznych

Od tamtych dni minęło już czterdzieści lat, w wielu miastach, instytucjach czy zakładach organizowane są właśnie z tej okazji różnego rodzaju sesje, imprezy kulturalne czy konferencje, mające potwierdzić znaczenie owej umowy sprzed czterdziestu lat dla rozwoju obydwu krajów. Dla nas ma ona jednak szczególne znaczenie. W myśl cytowanego tu załącznika umowa stała się podstawą do u- tworzenia w Czechosłowacji nowej organizacji, zrzeszającej obywateli narodo­

wości polskiej (w Polsce na tych samych zasadach powstało Stowarzyszenie Kulturalne Czechów i Słowaków). Nieprzypadkowo też pod dokumentem podpi­

sany był Klement Gottwald, człowiek, u którego idea równouprawnienia wszyst­

kich narodów i narodowości znajdowała zawsze poparcie. Zwłaszcza w roku bieżącym, stojącym dla nas pod znakiem 40-iecia PZKO, powinniśmy przypomi­

nać to, jak bardzo istnienie Związku i cała nasza działalność związane są z przy­

jacielskimi, bratnimi kontaktami pomiędzy Polską a Czechosłowacją.

NAJSZYKOWNIEJSZE

Tradycyjnie już od kilku lat umieszczamy wśród pierwszych materiałów roz­

mowę z działaczami związkowymi na temat pracy społecznej, ich doświadczeń i problemów. Tym razem gości zaprosiliśmy na innej zasadzie, kierując się wyni­

kami pierwszych konkursów eliminacyjnych ogłoszonego przez Sekcję Życia Towarzyskiego współzawodnictwa o tytuł „najszykowniejszej dziewczyny“ . Spotkaliśmy się więc w naszej redakcji z laureatkami konkursu z Wielkiego Szpanu Bronisławą Buda oraz z Balu Akademickiego Beatą Roszak. Wkrótce okazało się, że tytuł „najszykowniejsza“ udziela się u nas nie tylko za urodę.

ZWROT: Jak przebiegały wybory?

BEATA ROSZAK: Najpierw wybierano

„miss“ w poszczególnych ośrodkach SA,,J“ -u, w moim wypadku to byto podczas wigilijki os- trawskich studentów, a później ta wybrana miała uczestniczyć w podobnych wyborach podczas Balu Akademickiego. No, obawia­

łam się tego, ale wszystko było robione na wesoło. Jedna z pierwszych konkurencji po­

legała na tym, że specjalna komisja podli­

czała, ilu chłopców w trakcie jednego tańca zmienimy, z iloma zatańczymy. Pomogli ko­

ledzy z naszego SA,,J“ -u, podbiegali jeden za drugim. Stałyśmy na sali cztery, grali wal­

czyka .. .

ZWROT: Widać całkiem miła konkurenc­

ja?

ROSZAK: Tak, na pewno każda woli tańczyć niż stać pod ścianą i czekać. A kolej­

na konkurencja polegała na rzucaniu zapałką na odległość, potem musiałyśmy krajać chleb na'oczach wszystkich. Oczywiście, trzeba było przedstawić publiczności siebie i szefa swojego SA,,J“ -u. Musiałyśmy wspólnie z nim przedefilować przez salę i oceniano

według oklasków, ale wszystkie zebrałyśmy tak samo duże brawa . . .

BRONISŁAWA BUDA: Ja zostałam wybra­

na podczas Wielkiego Szpanu w Jasieniu.

Byłam tam w roli kelnerki i nawet nie wiedzia­

łam, że mnie wytypowano między kandydatki na „najszykowniejszą“ . Byłam bardzo za­

skoczona. Najpierw był taniec, potem pre­

zentacja przed publicznością — tu mierzono czas trwania oklasków — no i na zakończenie było trochę pytań.

ZWROT: Jak oceniacie swój sukces?

ROSZAK: Myślę, że wszystkie dziewczyny dobrze się prezentowały i każda z nas miała szansę wygrać. Ale to jest chyba raczej spra­

wa szczęścia czy losu.

BUDA: Ja też byłam raczej zaskoczona.

Były chyba ładniejsze, lepsze kandydatki.

ZWROT: Chyba trochę za dużo tej skromności. A jaka w ogóle powinna wa­

szym zdaniem być ta „najszykowniejsza“?

BUDA: Ja bym powiedziała, że ma to być dziewczyna raczej skromna . . .

ROSZAK: Ale nie zastraszona!

BUDA: Tak, a poza tym musi się umieć [ 2 ]

zachować w towarzystwie i w każdej sytuacji.

ROSZAK: Musi być zgodnie z tytułem w konkursie „szykowno“ , czyli umieć coć zrobić, żeby me miała lewych rąk. Powinna umieć tańczyć, być koleżeńska, wesoła . . .

ZWROT: Czy istnieje jakiś charakterys­

tyczny typ dziewczyny znad Olzy?

ROSZAK: Chyba charakterystyczna jest nie tyle uroda, ile to, że jest sympatyczna, właśnie temperament, są towarzyskie, potrafią się kulturalnie bawić. Tak przynaj­

mniej mówi się między ostrawskimi studenta­

mi. A poza tym pono wszystkie dobrze dziewczyny wyróżniają — zaangażowaniem społecznym. Nie wspomniałyście o tym, a same jesteście dobrym przykładem.

ROSZAK: Ja chodzę od ponad czterech lat do „O lzy“ , jestem członkiem Sekcji Aka­

demickiej „Jedność“ , a to jest bardzo dobra rzecz, dużo ludzi nam tego zazdrości.

Możemy się spotkać, zabawić, porozmawiać.

A teraz jeszcze zaczęłam uczęszczać do no­

wego chóru Collegium Canticorum, który pro­

wadzi Leszek Kalina. Może to być dobra rzecz, tylko trzeba więcej ludzi wciągnąć i żeby widzieli w tym coś, co by ich mogło za­

ciekawić. Myślę, że repertuar będzie dość bogaty i każdy może tam znaleźć coś dla sie­

bie. Tylko chodzi o to, aby wszyscy chodzili

ROSZAK: Tak, dziewczyny chodzą raczej regularnie, i ponadto dobrze śpiewają.

BUDA: Ja obecnie chodzę do zespołu regio­

nalnego „Sibica". Zawsze chciałam być w ja­

kimś zespole, ale mieszkam w Koszarzys- kach i ze względu na czas, na dojazdy to było raczej niemożliwe. Teraz już pracuję i jest z czasem nieco lepiej. Poza tym byłam człon­

kinią teatrzyku IKRA, prowadziłam drużynę pionierów, ale to też trudno było pogodzić ze szkołą.

ZWROT: Z twoim wyborem na „najszy­

kowniejszą“ była związana jeszcze jedna fu nkcja. . . każdego z nas cierpliwości, ofiarności, bo nie zawsze każdemu się chce iść na próbę. Ale kiedy już tam człowiek jest, to widzi kolegów, tworzy się kolektyw. Myślę, że jak ktoś bar­

dzo chce, to musi się udać to, co robi. Cierpli­

wość jest najważniejsza, żeby dojść do ce­

lu — a chyba po to żyjemy, żeby osiągnąć jakiś swój cel w życiu.

ZWROT: Czym żyjecie na co dzień?

ROSZAK: No więc co — szkoła jest fajna, idę na wykłady, po południu coś robię,uczę się, później można spotkać się ze znajomymi, oglądać telewizję. A problemy? Chyba każdy

[3]

widzi swoje jako najważniejsze, nie do roz­

wiązania. A potem przechodzą tygodnie, miesiące, są inne kłopoty i stwierdza, że na­

wet tamte problemy może wspominać z uśmiechem. Ja na przykład mam teraz przed sobą kolejne egzaminy.

BUDA: Ja więcej czasu spędzam w pracy niż w domu. Pracuję w „Jedności“ w Czes­

kim Cieszynie. Szkoda, że dojazd do Kosza- rzysk nie jest lepszy, bo kiedy są spóźnienia, to przyjeżdżam do domu bardzo późno. A w domu zawsze jest coś do zrobienia. A kło­

poty? Takie już jest życie, że kłopoty są i będą. Gdyby wszystko szło jak po maśle, to by życie nie było interesujące, kłopoty są dobre choćby dla urozmaicenia.

ROSZAK: Im człowiek trudniej coś zdoby­

wa, tym więcej to sobie później ceni.

ZWROT: Czy to wszystko, co robicie wy, dziewczyny, w ogóle kobiety w PZKO, jest doceniane? Jaka jest waszym zdaniem po­

zycja kobiety w PZKO?

ROSZAK: Ta pozycja jest zawsze ważna, bo cóżby znaczył ten świat bez kobiet. A w PZKO to już dopiero! Mężczyzna coś zor­

ganizuje, a kobieta temu da charakter, wy­

raz . . .

BUDA: Po prostu to zrealizuje!

ROSZAK: Tak, mężczyźni coś wymyślą, ale potem jest pytanie, kto to zrobi. Do tego trzeba dużo energii. A z tym docenianiem: są ludzie, których to nie obchodzi, wszystko im jedno, kto co robi. Ale niektórzy widzą ten trud i sta- . rają się kobiecie pomóc. Jeśli są efekty pracy, to ludzie, którzy zdają sobie sprawę z tego, ile trzeba wysiłku, potrafią to docenić.

ZWROT: Co wam daje PZKO?

BUDA: Dzięki Związkowi istnieją kluby młodych, a to jest dobra rzecz. Na wsi u nas każdy piątek się młodzi spotykają, rozma­

wiają o swoich problemach, uczą się razem życia, pracować dla ogółu, współpracować ze sobą. A starsi chcą pomóc, choć nie zawsze to się udaje.

Beata Roszak

ROSZAK: Są różne sekcje, w których młodzi mają okazję pokazać, co potrafią, gdy mają talent, mogą go rozwijać. Są tam ludzie, którzy się na czymś znają, na przy­

kład sekcja literacko-artystyczna czy folklo­

rystyczna czy teatralna. Są ludzie, którzy mogą doradzić. A to jest dla młodych talen­

tów bardzo ważne.

ZWROT: Na razie bardziej was interesu­

je działalność taneczna, ale tu kiedyś trze­

ba będzie skończyć, przenieść swoje za­

interesowania do innej sfery. Jak widzicie swoją przyszłość na przykład w pracy zespołów kobiet?

BUDA: Ja myślę, że to dobra rzecz, bo to i rozrywka, odreagowanie od spraw codzien­

nych, a poza tym kobiety tam sobie wymie­

niają doświadczenia, organizują prelekcje.

ZWROT: Z doświadczenia jednak wie­

my, że młode kobiety raczej rzadko tam przychodzą?

ROSZAK: Chyba tak. Młode kobiety mają jeszcze swoje towarzystwo, ale w przy­

szłości też to się zmieni. A poza tym, jak ta­

ka kobieta przyjdzie z pracy do domu, to ma sporo roboty z dziećmi, trzeba coś ugoto­

wać, zrobić porządki. I jedyne miejsce, gdzie może się odreagować, to zespoły kobiet.

BUDA: Te starsze mają już bardziej do­

rosłe dzieci i mogą je zostawić w domu. A z mniejszymi trudno i dlatego tych młod­

szych kobiet jest tam mało.

ZWROT: Co waszym zdaniem trzeba by zrobić dla was, dla waszej generacji, by PZKO było dla was bardziej interesujące?

ROSZAK: Nie wiem, może jakiś specjalny klub?

BUDA: Mnie się wydaje, że młode kobiety interesują na przykład kursy szycia czy kur­

sy gotowania. Ale na wsi często brak kogoś, kto by pociągnął resztę, kto by był jakimś motorem. Bo inaczej trudno coś zorganizo­

wać, nawet — tak zdarzyło się u nas — wyćwiczyć poloneza na bal.

ZWROT: Jedną z nowych form, zapro­

ponowanych przez Sekcję Życia

LŁIW IU M W ,

Bronisława Buda

Towarzyskiego, jest właśnie konkurs o „najszykowniejszą“. Jak wy oceniacie ten pomysł?

ROSZAK: Myślę, że która dziewczyna czu­

je się na siłach, powinna wziąć udział. Ale są dziewczyny nieśmiałe, które trzeba by jakoś wciągnąć.

BUDA: Jest to dobra myśl, ten konkurs.

ROSZAK: Ale jedno jest jasne — na pewno tego żadna dziewczyna nie wymyśliła!

ZWROT: I ostatnie pytanie — jak ocenia­

cie własne szanse w finale konkursu?

BUDA: Blado, myślę, że jest o wiele więcej dziewczyn, które mogłyby zyskać ten tytuł.

ROSZAK: Też myślę, że są dziewczyny, które mają o wiele większe szanse.

ZWROT: W każdym razie trzymać bę­

dziemy za was kciuki!

PIOTR PRZECZEK

fot. PIOTR PRZECZEK [5]

MISS

W dokumencie Zwrot, R. 39 (1987), Nry 1-12 (Stron 171-176)