• Nie Znaleziono Wyników

Ich pasją jest średniowiecze

Grupa Rekonstrukcji Historycznej „Fortis”

Spotykają się w Białej Podlaskiej od piętnastu lat. Samodzielnie szyją swoje stroje, przygotowują ekwipunek bojowy, uczą się tańca i walki. Wyjeż-dżają na turnieje, gdzie walczą jak prawdziwi, średniowieczni rycerze i przez kilka dni żyją podobnie, jak nasi ziomkowie sprzed wieków. Za swoją pasję płacą nie tylko „brzęczącą monetą”, ale także kontuzjami. To bialska Grupa Rekonstrukcji Historycznej „Fortis”. Z okazji jubileuszu zorganizowali Pierwszy Turniej Rycerski Fortis, który miał miejsce 6 i 7 lipca nad rzeką w Porosiukach w gminie Biała Podlaska.

Założycielem bialskiego bractwa rycerskiego jest Sebastian Bogusz, który bakcylem rekonstrukcji zaraził się w innych miastach, gdzie spotkał miłośników historii odtwarzających dawne czasy. Takich grup było wówczas w Polsce niewiele. Postanowił podobnych sympatyków poszukać w

rodzin-nym mieście. Pomysł wcielił w życie w 2004 r. Rozwiesił ogłoszenia w bial-skich uczelniach i czekał na odzew. Po jakimś czasie zgłosiło się kilku zapa-leńców, m.in. Artur Kaliszak, Marcin Karmel, Adrian Peplak i Stanisław Wrzosek. Później dołączyli kolejni pasjonaci średniowiecza. Podczas długich wieczornych narad przy herbacie i ciastkach, omawiali strategię i kompleto-wali kolejne elementy średniowiecznego wyposażenia. Postarali się też o miejsce, które mogliby nazwać „swoim”. Pomógł im w tym ks. kanonik Marian Daniluk, proboszcz parafii Narodzenia NMP, który w zamian za udzielanie się w życiu kościoła, ofiarował bractwu klucze do części organi-stówki. Od tej pory grupa miała już gdzie się spotykać i przechowywać swoje rzeczy. Wkrótce ustalili też miejsce i czas dla rycerskich treningów. Spotykali się co tydzień nad Krzną, by powalczyć na miecze. Przez lata byli atrakcją dla spacerowiczów przechadzających się w niedziele parkiem Radziwiłłowskim.

Samotna wieżyczka w parku była kolejnym miejscem, gdzie przechowywali swoje uzbrojenie i inne skarby. W ciągu minionych lat przez grupę przewinę-ło się ok. 100 osób, w różnym wieku, reprezentujących różne zawody. Wielu ludzi, niestety, wyjechało z Białej, dlatego też skład ekipy „Fortisów” ulegał zmianom. Obecnie należy do nich około 20 osób.

Fortis znaczy mężny

Bialskie bractwo odtwarza XIII-wieczne stroje, uzbrojenie i zwyczaje.

W Europie był to czas wypraw krzyżowych, w Polce – okres rozbicia dziel-nicowego.

Wybraliśmy XIII wiek, bo nas szczególnie zaintrygował. To czas tur-niejów, kolczug i krucjat. Czas, w którym dużo się działo. Po co nam to dzi-siaj? Ludzie mają różne pasje. Jedni biegają, inni uprawiają sztuki walki, a my sprawdzamy się podczas walk na turniejach w historycznym stroju – mówi Sebastian Bogusz.

Swoją nazwę grupa znalazła w łacińskim słowniku. Fortis to po łaciń-sku dzielny, mężny, braterski.

– Szukaliśmy nazwy, która nie będzie wiązała się z żadnym okresem hi-storycznym, miejscem, ani postacią. Nie chcieliśmy ograniczać się już na starcie, nazwa miała nas jednoczyć i wytyczać ogólny cel. Ślęczeliśmy znużeni ze słownikiem od łaciny, odrzucając kolejne pomysły. Aż późnym wieczorem padło słowo „Fortis”. Miało wiele pozytywnych, budujących znaczeń. Byli-śmy jednomyślni, aby przyjąć tę nazwę. Teraz, kiedy pojawiamy się na turnie-ju słyszymy: „O, Fortisy przyjechały!” – opowiada Stanisław Wrzosek.

Najbardziej widoczną i najdroższą częścią rekonstrukcji są prawidłowo wykonane, poprawnie historycznie stroje, ekwipunek bojowy i obozowy. Przy kompletowaniu tych elementów zdobywa się wiedzę o tkaninach, barwach, krojach, ściegach, zbrojach, mieczach, a także przedmiotach codziennego

użytku. Każdy robi sam tyle, ile jest w stanie. Wiedza czerpana jest ze starych rycin, obecnych np. w „Biblii Maciejowskiego”, z rozmów z archeologami, warsztatów i z własnych eksperymentów. Źródłem nowych wiadomości, po-mysłów i doświadczeń są obecnie fora internetowe. Kiedy brakuje umiejętno-ści lub czasu wszystko można zlecić wyspecjalizowanym rzemieślnikom, ale trzeba się liczyć z kosztami. Specjaliści wykuwają oręż, hełmy i kolczugi, bo to najtrudniejsza sztuka. Ale suknię, giezło czy przeszywanicę pod pancerz, można uszyć już samodzielnie.

Grupa „Fortis” zapraszana jest na prestiżowe turnieje i spotkania histo-ryczne w całej Polsce. Każdy wyjazd to nowy zbiór wielu przygód. Lokalnie spotkać ich można np. na Wiwatach Królewskich w Międzyrzecu Podlaskim.

Ich pokazy mają walory edukacyjne. Przekazują wiedzę, żywą lekcję historii, której nie ma w szkole.

Z okazji 15-lecia Bractwo postanowiło zorganizować turniej rycerski i zaprosić grupy rekonstrukcyjne z Polski i za granicy.

Rycerski obóz nad Krzną

Nie ma nic przyjemniejszego niż obcowanie z żywą historią w malow-niczej scenerii. Na pierwszy lipcowy weekend łąka nad Krzną zamieniła się w średniowieczny obóz. Pojawiły się na niej płócienne białe namioty, kramy średniowiecznych rzemieślników, zaroiło się od barwnych XIII-wiecznych strojów, rycerskich hełmów i mieczy, a nad całym obozem unosił się smako-wity zapach potraw gotowanych w polowej kuchni. Do tego

średniowieczne-go grodziska zjechali członkowie grup rekonstrukcyjnych z różnych stron kraju i nie tylko. W szrankach potykali się rycerze m.in. z miejscowości Ali-tus na Litwie, z Białegostoku, Szczecina, Warszawy, Siedlec, Zamościa, Lu-blina, Katowic i Krakowa.

– Dotychczas to my jeździliśmy na różne turnieje. Z okazji jubileuszu postanowiliśmy zorganizować takie wydarzenie u nas i zaprosić zaprzyjaźnio-ne grupy rekonstruktorów. Przygotowania trwały kilka miesięcy i okupiozaprzyjaźnio-ne zostały ciężką pracą, ale było warto – przyznaje Mariusz Trochimiuk, obecny szef grupy Fortis. – Jesteśmy mile zaskoczeni tak dużą liczbą odwiedzających.

Nie spodziewaliśmy się, że na naszym pierwszym turnieju pojawi się tak liczna publiczność – dodaje.

Mimo kapryśnej pogody, w ciągu dwóch dni przez łąkę w Porosiukach przewinęło się łącznie około 700 osób. Najwięcej widzów zgromadziły walki rycerzy, którzy potykali się w różnych kategoriach. Były więc pojedynki ciężkozbrojnych, lekkozbrojnych i bohurty, czyli starcia grupowe. Wszystkie walki okazały się bardzo widowiskowe. Rycerze Fortisów wygrali turniej pojedynków ciężkozbrojnych oraz zajęli drugie miejsce w bohurtach. Bialscy reprezentanci nie mieli też równych w rzucaniu oszczepem.

Szyją, gotują i strzelają z łuku

W grupach rekonstrukcyjnych są także kobiety. Co robią? – Zapewnia-ją estetyczne doznania, bo ładnie wyglądaZapewnia-ją na turniejach – z uśmiechem wyjaśnia Monika Janik-Trochimiuk, żona Mariusza. – Kobiety zajmują się głównie rzemiosłem: szyją, tkają, na przykład podczas turniejów siadają sobie z małymi krosienkami i tkają przeróżne paski, krajki. Zajmujemy się też przy-gotowywaniem posiłków, a podczas biesiad muzykujemy na dawnych instru-mentach, śpiewamy, tańczymy – opowiada Monika. Są też kobiety, które wal-czą w pojedynkach na równi z mężczyznami, ale to rzadkość. Panie najczę-ściej rywalizują w biegu dam oraz w strzelaniu z łuku.

Monika przyznaje, że w rekonstrukcji pociąga ją odkrywanie średnio-wiecza. – To fascynujące, szczególnie, gdy odnajdzie się swoją niszę. Przez ostatnie dwa lata zajmowałam się poznawaniem średniowiecznych tkanin, sposobami ich wytwarzania, barwienia, ozdabiania. Wyszukuję dostępne in-formacje, zachowane tkaniny i tworzę własną bazę średniowieczną, aby móc jak najlepiej odtwarzać wzory z tamtego okresu. Obecnie sama stempluję tkaniny przy użyciu naturalnych barwników i drewnianych stempli – mówi młoda kobieta. Stemplowanie to robienie barwnych nadruków na gładkim materiale. Technikę tę wymyślono dla mniej zamożnych. Bogaci mogli po-zwolić sobie na tkaniny, na których wzory zostały zrobione podczas procesu tkania albo wyhaftowane.

Monikę Janik-Trochimiuk pasjonuje średniowieczne krawiectwo.

Oprócz barwienia materiałów sama szyje sobie suknie, a także stroje dla męża i córeczki, która od urodzenia towarzyszy rodzicom w ich pasji. – Uwielbiam szyć ręcznie, relaksuję się w ten sposób – podkreśla Monika. Odtwarza wschodnie suknie i kobiece nakrycia głowy, wzorowane na tych z rejonów XIII-wiecznej Rusi. Na turniej Fortisów założyła chustę, którą przytrzymywa-ła opaska z zausznicami kabłączkowymi, typowa ozdoba kobieca z tamtych czasów. Suknie zdobił naszyjnik ze szklanych koralików, które są rekonstruk-cją znalezisk archeologicznych znajdujących się w muzeum w Nowogrodzie Wielkim.

Będąc w grupie rekonstrukcyjnej dużo rzeczy robimy same. Stwierdzi-łyśmy, że warto się uczyć nowych umiejętności. Ja nauczyłam się wyplatania łapci z łyka, techniki stosowanej na polskiej wsi bardzo długo. Poza tym nau-czyłam się szyć i bardzo to lubię, praca przy strojach odstresowuje, przenosi w inny czas. Często eksperymentujemy, np. okazało się, że cebulą i kurkumą można farbować tkaniny. Myślę, że to, co robimy jest fajne, bo skłania ku temu, aby czegoś poszukiwać, uczyć się, zdobywamy coraz więcej nowych umiejętności – z entuzjazmem opowiada Ewa Czyżewska, która do grupy

„Fortis” dołączyła kilka miesięcy temu, a już może pochwalić się kilkoma uszytymi własnoręcznie sukniami i piękną biżuterią średniowieczną.

Rodzinna pasja

Wszyscy rekonstruktorzy przyznają, że ich pasja jest kosztowna, szcze-gólnie, gdy ktoś kupuje gotowe elementy uzbrojenia i strojów u

rzemieślni-ków parających się dawnymi zawodami. Zakupienie materiału i samodzielne uszycie koszuli, sukni czy surkotu jest o wiele tańsze. Są jednak elementy, któ-rych nie da się wykonać samemu, np. miecze, hełmy, kolczugi czy stalowe rękawice. Tu trzeba się liczyć czasami z wydatkiem rzędu kilku tysięcy złotych.

Myślę, że każda pasja jest kosztowna. Kompletowanie sprzętu obozo-wego i uzbrojenia jest drogie, ale również wyjazdy na turnieje kosztują. Sezon turniejowy trwa od maja do września. W tym czasie minimum dwa razy w miesiącu jadę na turniej gdzieś w Polskę, albo za granicę, np. do Czech czy Niemiec. To również pewna forma turystyki, poznawania nowych miejsc.

Przynależność do grupy rekonstrukcyjnej jest fajna również ze względu na możliwość przekazywania młodzieży żywej historii – zapewnia Przemysław z Piaseczna. W rekonstrukcji działa 10 lat. Odtwarza postać wczesnośrednio-wiecznego zakonnika Rycerskiego Zakonu Szpitalników św. Jana z Jerozoli-my, potocznie zwanych joannitami. Do grupy przywiodło go zamiłowanie do historii i rycerskich legend, a walki traktuje jak rodzaj sportu. Od niedawna jego pasję podziela również żona i razem jeżdżą na turnieje.

Pasjonaci średniowiecza, którzy przyjechali w okolice Białej Podlaskiej to osoby w różnym wieku, reprezentanci różnych zawodów, również studenci i licealiści. W średniowiecznym obozie nie brakowało dzieci, od kilkumie-sięcznych maluszków do nastolatków. To dlatego, że wśród rekonstruktorów jest sporo małżeństw, które pasję tę zaszczepiają w swoich dzieciach od naj-wcześniejszych lat ich życia. Tak, jak Karol Wysocki z Białegostoku, który na turniej do Porosiuk przyjechał z żoną i ich kilkumiesięczną córeczką Łucją.

– Do grupy rekonstrukcyjnej należę od dwóch lat, przystąpiliśmy do niej razem z żoną. To było moje marzenie. Bractwo odtwarza XIII wiek, część osób odtwarza Ruś Halicką, a część łaciński zachód. Ja staram się rekon-struować zachodnioniemieckiego ministeriała, czyli postać wywodzącą się z klasy pośredniej między ludnością wolną klasy niższej a rycerstwem. Ludzie ci parali się wojaczką, ale byli uzależnieni od wyższych rangą feudałów – tłumaczy pan Karol.

Przyjaciele z drużyny

Z tej samej białostockiej grupy przyjechał Maciej Romanik. Odtwarza XIII-wiecznego rycerza z terenów Drohiczyna. – Historycznie to bardzo cie-kawe tereny. Drohiczyn w tamtych czasach był miastem przejściowym, co kilka lat przechodził z rąk polskich do sąsiadujących ludów wschodnich – Rusinów czy Litwinów. Z tego powodu zaznaczyły się tam różne wpływy, zarówno z Rusi, jak i z Mazowsza, i to one wydały się dla mnie tak bardzo ciekawe – wyznaje Maciej Romanik. W grupie rekonstrukcyjnej jest od 15 lat.

Dzięki niej udało mu się spełnić dziecięce marzenia, bo jak niemal każdy mały chłopiec chciał zostać rycerzem. – Z Fortisami znamy się od 10 lat.

Spo-tykamy się na różnych turniejach. Zostaliśmy przez nich zaproszeni z całą grupą i dobrze się bawimy – dodaje rycerz z Białegostoku.

Ciepło o przyjaciołach z grupy „Fortis” wyraża się również Gabriela, z tej samej białostockiej drużyny, piękna dama we wspaniałej ciemnozielonej sukni i czerwonym płaszczu narzuconym na ramiona (ten strój uszyła oczywiście sama). – Z Fortisami spotykamy się prawie na każdym turnieju, jeździmy m.in. na Czersk, Międzyrzec, Drohiczyn. Turniej w Drohiczynie organizuje nasza grupa i myślę, że już niedługo znów tam się spotkamy – zaznacza Gabriela.

Różnorodność u rekonstruktorów uwidacznia średniowieczne zróżni-cowanie społeczne. Szczególnie liczne były wówczas zakony rycerskie, które powstawały w związku z wyprawami krzyżowymi.

– W mojej grupie, czyli poczcie rycerskim jest jeden rycerz, giermek, dwie damy i trochę dzieci też się zmieści – z uśmiechem wylicza Łukasz Ko-zarek z Warszawy, rycerz zakonu templariuszy. W grupie jest od 2007 r. Za-interesowanie tym tematem pojawiło się jeszcze w szkole, gdzie funkcjono-wało małe bractwo rycerskie. Pozazdrościł kolegom walczącym na miecze i postanowił dołączyć, a potem kontynuować pasję w dorosłym życiu. – Nasze bractwo liczy 10 osób i to też się zmienia, bo jedni odchodzą, inni przychodzą.

Odtwarzamy czasy 1250 roku, czyli wypraw krzyżowych. W sezonie wakacyj-nym często jeździmy na turnieje. Tutaj jesteśmy po raz pierwszy, bo to pierw-szy turniej, ale atmosfera jest super, miejsce piękne, klimatyczne. Jestem bar-dzo zadowolony i cieszę się, że mogliśmy spotkać się z Fortisami i innymi grupami – podkreśla pan Łukasz.

Rzemieślnicy ze średniowiecza

W obozie nie zabrakło miejsca na kramy rzemieślników. Kowal wyku-wał drobne przedmioty z metalu, a uczestnicy turnieju dzielnie dęli w miech, by podsycać ogień. U uroczych karczmarek można było napić się miodolady, czyli bezalkoholowego napoju z miodem i miętą. Kto miał chęć na średnio-wieczne szklanice i kielichy mógł je nabyć przy stoisku ze szkłem artystycz-nym, obsługiwanym przez Ewę Jargiło z Wronowa koło Lublina, która razem z mężem prowadzi małą pracownię, gdzie wykonują szklane naczynia daw-nymi technikami. Pan Czesław z Korzanówki uczył jak wyplatać łapcie z łyka, tworząc charakterystyczne obuwie, które używane było na wsi jeszcze w drugiej połowie XX wieku. Można też było spróbować miodu prosto z pla-stra przy stoisku Doriana Tomczyka, pszczelarza i bartnika z Połosek. Bart-nictwem, czyli dawnym pszczelarstwem w kłodach drzew zajmuje się od kilku lat. Twierdzi, że chce przywracać pszczoły do lasów, bo dawniej było to ich naturalne środowisko. – Na imprezie rekonstrukcyjnej jestem po raz pierwszy. To wspaniałe wydarzenie. Jestem mile zaskoczony zaangażowaniem młodych ludzi w to przedsięwzięcie i uważam, że trzeba wspierać takie inicja-tywy – twierdzi Dorian.

Jedną z konkurencji turniejowych było strzelanie z łuku. Dlatego nie mogło w obozie zabraknąć Artura Wosinka z Bordziłówki, wiceprezesa Pol-skiego Stowarzyszenia Łucznictwa Tradycyjnego. Propagowaniem tego spor-tu zajmuje się od ponad 20 lat. – Mamy wspaniałe tradycje łucznicze i cieszy mnie rosnące z roku na rok zainteresowanie tą dyscypliną – mówi pan Artur.

W drugim dniu imprezy widzowie, oprócz pojedynków rycerzy, oglą-dać mogli zawody w rzucie drewnianą belą na odległość, średniowieczne kręgle oraz konkurs strojów, w którym oceniane było wykonanie, zgodność z okresem historycznym i prezentacja ubiorów, tak damskich, jak i męskich.

Nasz pierwszy turniej przebiegł zgodnie z planem. Dopisali rekon-struktorzy, jak i widzowie. Bardzo mnie to cieszy. W przyszłym roku chcieliby-śmy zorganizować imprezę jeszcze raz. Być może nasz turniej wpisze się w kalendarz stałych imprez – podsumowuje Mariusz Trochimiuk.

Małgorzata Brodowska

(Biała Podlaska)